Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Boże Narodzenie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Boże Narodzenie. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 3 grudnia 2015

Wystrzałowe śledzie


Rybka, która lubi pływać? Śledź! Wypływa na wierzch w okresie przedświątecznym i aż do końca karnawału pojawia się, a to w oleju, a to w śmietanie, zasilając wszelkie domowe i niedomowe imprezy.
Przygotowanie śledzi jest banalnie proste, a najwięcej czasu zabiera moczenie ich w świeżej wodzie. To dość ważny etap i nie warto go nadmiernie skracać, bo filety śledziowe pochodzące z solanki są dość mocno słone. Jeśli lubisz wyraziste, słone smaki, powinny wystarczyć 2-3 godziny „odsalania”, jeśli wolisz łagodniejsze – wydłuż jeszcze trochę czas moczenia filetów. W każdym przypadku należy przynajmniej 2-3 razy wymienić wodę na świeżą. Potem odsączamy porządnie z wody i pozostaje już tylko określić na jakie dodatki smakowe mamy ochotę. Możliwości w zasadzie są przeogromne, warto eksperymentować i próbować nie tylko tradycyjnych zestawów.


piątek, 19 grudnia 2014

Wilgotny piernik, najeżony orzechami


Zafiksowałam się ostatnio na piernikowe smaki. A że w domu wszyscy je lubią i niecierpliwie czekają cały długi rok, to nie żałuję ani sobie, ani bliskim. :)
Ciasteczek na razie dość, ale ze słodkościami ciągle jeszcze nie skończyłam.
Tym razem mam dla Was przepis na piernik. To kolejna szybka i prosta receptura. Ciasto nie musi dojrzewać - można je przygotować choćby w dzień Wigilii. Ale jeśli upieczemy 2-3 dni wcześniej i zapakujemy w papier – będzie się dobrze przechowywać.

wtorek, 16 grudnia 2014

Ciasteczka piernikowe w cukrowej posypce


Dzisiejszy przepis dedykowany jest wszystkim zapracowanym, którzy świąteczne przygotowania słodkości zaczynają „na 5 minut przed”. U mnie w zasadzie jest to nagminne zjawisko, więc tym chętniej sięgam po receptury ekspresowe i nieskomplikowane.
Przy tych pierniczkach nie da rady się napracować. Odpada chłodzenie ciasta, uciążliwe wałkowanie i wycinanie. Tutaj w pięć minut wyrabiacie ciasto, a kolejne dziesięć, zabiera formowanie w palcach kuleczek. A jeśli tak jak ja, korzystacie z małej gałkownicy, to czas jeszcze bardziej się kurczy. 
 


poniedziałek, 8 grudnia 2014

Przedświąteczne pierniczenie


Świąteczne pierniczki dzielę na takie do podjadania i takie, które mają cieszyć oko. Te pierwsze lubię, gdy są miękkie i w miarę pulchne (jak np. lebkuchen) , ewentualnie cieniutkie, kruche i rozpadające się (jak np. pepparkory).
Do drugiej grupy najlepiej - moim zdaniem – nadaje się ciasto piernikowe na bazie melasy. To dzięki niej finalnie uzyskujemy pierniczki dość twarde i płaskie jak stół – idealne, aby namalować na nich lukrem drobne, fantazyjne wzory.



piątek, 27 grudnia 2013

Trufelki kokosowo – migdałowe (poświątecznie)


To były chyba pierwsze takie moje święta, które praktycznie przespałam. A jak już nie spałam, to nic, a nic nie robiłam. Komputer też omijałam (wystarczająco dużo mam go na co dzień).
Potrzebowałam tego lenistwa, aby choć odrobinę naładować baterie, które ostatnimi czasy już bardzo mocno alarmowały, że rezerwa jest na wyczerpaniu. Przede mną jeszcze kilka takich fajnych, spokojnych dni. A zaraz potem pewnie znów zatęsknię za swoją pracą i zwykłymi obowiązkami. :)


poniedziałek, 16 grudnia 2013

Florentynki. Do chrupania.


Nie da się ukryć, ze wszystkim jestem do tyłu.
A najbardziej z przygotowaniami do świąt. Chałupa prezentuje się jak po przejściu niedawnego huraganu Ksawery. Pierogi nie ulepione. Paszteciki nie upieczone. Żadne mięso się nie marynuje. Piernika też jeszcze nie ma. Ani keksa. Ani makowca. Ani nic.
I co gorsza, trudno mi sobie wyobrazić, kiedy to wszystko, i więcej, po prostu „się zrobi” na 5 minut przed świętami...

Ale są też pozytywy... :)

niedziela, 23 grudnia 2012

Z ostatnich chwil...


Bakalie już mocno pijane od rumu. Zasilą porządną dawką smaku i koloru – pękate keksy.
Prażone orzechy na spółkę z domową pastą marcepanową wkrótce zamienią się w mój ulubiony świąteczny wypiek – pyszną, kruchą krajankę.
Nie zabraknie piernika, chociaż jeszcze nie zdecydowałam: przekładany powidłami, czy z dodatkiem orzechów...
I sernik też będzie. Pewnie ten ze śliwką, bo jest absolutnie doskonały. No i pięknie pachnie pomarańczą...


niedziela, 16 grudnia 2012

Zima, zima! Sypnęło cukrem! :)



Donoszę, że jestem, żyję i mam się nawet całkiem dobrze, choć zmęczenie daje się we znaki. Wiem, że mało mnie ostatnio na blogu, ale... najprościej mówiąc: nie wyrabiam. :)
W ostatnim czasie napiekłam mnóstwo pierniczków i oddałam się malowaniu precyzyjnemu (pokazywałam na FB, ale chyba i na blogu przydałaby się choćby krótka notka dokumentalna”... - muszę nadrobić). Byłam w kinie na najbardziej nieambitnym filmie, ale za to z przyjemną muzy. Odbyłam kilka fajnych spotkań, ale te najważniejsze ciągle jeszcze czekają (tylko kiedy gdy doba za krótka?). W kilkugodzinnej akcji przekopałam się przez pokój dzieci, wynosząc na śmietnik ze trzy wielkie wory „skarbów”, a kolejnym zasiliłam przedszkolną zbiórkę makulatury. To przerażające, ale wygląda na to, że człowiek ma tendencje do „obrastania” od małego. Zapewne, my dorośli trochę im w tym pomagamy...
Miałam bliskie spotkanie ze św. Mikołajem, który nigdy o mnie nie zapomina, chociaż taka trochę stara już jestem. :) Mikołaju, kocham Cię! :)
Znów zasiliłam kuchenne szafki, więc może pojawią się znane już Wam „migawki”? :) Ale to dopiero gdy znajdę trochę wolnego czasu. I gdy słońce raczy w końcu zaszczycić swoją choćby krótką obecnością. Obecna ponurość nie pomaga w fotografowaniu...

wtorek, 27 grudnia 2011

Ostatnia deska do trumny kontra sernik pomarańczowy ze śliwką


Dzięki niezawodnej komunikacji kolejowej wkroczyłam dziś do pracy spóźniona o całe 15 min. W ręku dzierżyłam torbę wypchaną pudełkami. A w pudełkach...
Naiwności ty moja! Skąd powzięłam cichą nadzieję, że niezauważenie upłynnię świąteczne wypieki, których przygotowałam tego roku mniej niż zwykle, a których i tak zostało stanowczo zbyt wiele – tego nie wiem...
Spojrzałam na nasz pracowy wielofunkcyjny blat i jęknęłam w duchu... Zamiast sterty rysunków i tomiszczy dokumentacji – pyszniły się ciasta...
Widać nie ja jedna nie miałam apetytu. :D Albo nie ja jedna powzięłam postanowienie nie przybrać przez święta na wadze. :D
Dołożyłam swoje trzy słodkie grosze i jak się okazało - był to ostatni gwóźdź do trumny.
„No tak Tiffi..., teraz już nic więcej nie pozostaje, tylko się dobić...” skwitowała Pamelka zaglądając do talerzy.
I miała rację. :D
Pies z kulawą nogą nie zajrzał dziś do pracowni, by wspomóc nas w poświątecznej konsumpcji...

Jednym z ciast, które przywiozłam do pracy – był sernik ze śliwką w czekoladzie. Idea na na taki właśnie sernik pochodzi z bloga White Plate (klik).
Co prawda nie korzystałam w całości z przepisu Liski, nie robiłam śliwkowego spodu typu brownie, nie polewałam sernika białą czekoladą – wybrałam z niego po prostu sam pomysł wykorzystania czekoladowych cukierków ze śliwką. A pomysł – uwierzcie na słowo – jest przepyszny!
Śliwki wrzuciłam do środka ciasta, a pozostając w klimacie zimowo – świątecznym, do serowej masy dałam dużo drobno startej skórki z pomarańczy i podkręciłam dodatkowo smak pomarańczowym alkoholem.
Potraficie wyobrazić sobie ten smak? Osobiście radzę pójść o krok dalej i nie poprzestać na wyobrażeniach... :)



Sernik pomarańczowy ze śliwką w czekoladzie
(inspirowany przepisem na „Sernik śliwka w czekoladzie” z bloga White Plate)

1 kg twarogu 3-krotnie mielonego (u mnie Delfiko)
5 jaj
220g cukru
2 łyżki cointreau (można pominąć)
2 łyżki maizeny (skrobi kukurydzianej)
skórka drobno otarta z 2 pomarańczy
300g cukierków śliwka w czekoladzie (za radą Liski – wybrałam cukierki Nałęczowskie)

Piekarnik rozgrzać do temp. 180st.C (grzałki góra – dół).
Przygotować kąpiel wodną. *
Okrągłą foremkę o średnicy 25cm – wysmarować masłem i delikatnie oprószyć mąką, lub wyłożyć papierem do pieczenia.
Śliwkę w czekoladzie pokroić na niezbyt drobne kawałki (np. na ćwiartki).
Jaja ubić z cukrem. Cały czas mieszając - dodać cointreau, maizenę i skórkę pomarańczową. Dołożyć twaróg i delikatnie (jeśli robotem, to na niskich obrotach, by zbytnio nie napowietrzyć masy) – wymieszać.
Wlać połowę masy serowej do foremki. Wyłożyć równomiernie pokrojone cukierki czekoladowe, a na wierzch wlać resztę masy.
Piec w kąpieli wodnej * przez ok. 60 min. W trakcie pieczenia (mniej więcej po 20-30 min.) warto foremkę przykryć od góry folią aluminiową, aby wierzch sernika nie zbrązowiał zbyt mocno. Folię usunąć pod koniec pieczenia.
Uwaga! Patyczek włożony w środek sernika nie będzie suchy. Sernik „zastygnie” w trakcie chłodzenia.
Ostudzić w temp. Pokojowej, a następnie chłodzić w lodówce (pod przykryciem) – najlepiej przez całą noc.
Smacznego!

* kąpiel wodna polega na tym, że foremkę z surową masą wkłada się do większej formy częściowo wypełnionej gorącą wodą (u mnie rolę większej formy pełniła duża blacha z rantami z wyposażenia piekarnika)

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Keks polski wg Pierre Hermé


O ile z łatwością potrafię zrezygnować z przygotowania świątecznych makowców (w moim przypadku to nadzwyczaj proste :D makowce bowiem co roku piecze moja osobista Mama, a wcześniej robiła to Babcia :D), o tyle keksom nie odpuszczam nigdy. Mam do nich prawdziwą słabość.
Mam swoją ulubioną recepturę, którą już kiedyś pokazywałam na blogu. Jest to keks angielski autorstwa Pierre Hermé 'a.
Dzisiaj kolejny przepis tego słynnego francuskiego cukiernika. Przepis, tak jak i poprzednio, pochodzi z jego książki „Desery”.
Keks polski jest również bardzo smaczny i zdecydowanie bardziej nadaje się dla dzieci, ponieważ w odróżnieniu od tego pierwszego – nie zawiera ani kropli alkoholu. :)


Keks polski
inspirowane przepisem z książki „Desery” Pierre Hermé

300g mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
200 g masła w temp. pokojowej
200g cukru pudru
2 łyżki cukru z prawdziwą wanilią
5 jajek (oddzielnie żółtka i białka)
mała szczypta soli (mój dodatek)
400g mieszanki bakalii (np. orzechy włoskie i laskowe, migdały, suszone figi, śliwki, rodzynki, kandyzowana skórka pomarańczowe, etc.)

dodatkowo:
odrobina mąki do obtoczenia bakalii
masło do posmarowania formy

Piekarnik rozgrzać do temp. 180 st.C. Dwie nieduże foremki keksowe (lub jedną o długości 28cm) posmarować masłem, lub wyłożyć papierem do pieczenia i natłuścić papier.
Bakalie grubo posiekać i obtoczyć w mące.
Do osobnej miski przesiać mąkę i proszek do pieczenia.
W drugiej misce masło utrzeć z cukrem pudrem i cukrem waniliowym – na puszystą masę. Cały czas ucierając – dodawać po jednym żółtku, a potem dosypując po kilka łyżek mąki.
Do białek dodać szczyptę soli i ubić je na sztywną pianę. Dodać do ciasta i bardzo delikatnie wymieszać (najlepiej ręcznie, żeby piana zbyt mocno nie opadła - np. silikonową szpatułką). Dodać bakalie i raz jeszcze ręcznie przemieszać.
Ciasto przełożyć do przygotowanych keksówek i wyrównać szpatułką powierzchnię. Wstawić do nagrzanego piekarnika i piec ok. 1 godz. Przed wyjęciem z piekarnika sprawdzić czy patyczek wetknięty w środek ciasta wychodzi suchy. Jeśli ciasto zbyt szybko się rumieni, a środek nie jest dopieczony należy przykryć je folią aluminiową i dopiekać.
Upieczone keksy studzić na kratce.
Smacznego!

niedziela, 26 grudnia 2010

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Krajanka orzechowo – migdałowa. Ulubiona!

Po raz pierwszy upiekłam ją jakieś 6 lat temu. Za sprawką Dziuni.
Od tamtej pory na żadne inne ciasto świąteczne nie czekam z taką niecierpliwością jak właśnie na to.
Piernik, keks, czy strucla drożdżowa też musi się znaleźć obowiązkowo na stole, ale to właśnie krajanka z mocno orzechowym wnętrzem i marcepanową wkładką – podbiła na dobre moje serce (głównie kubki smakowe :)).
Szczerze polecam orzechowym maniakom. :) Tak naprawdę nie tylko na święta.
Tylko uwaga! Ta pyszota jest dość tłustym wypiekiem, więc nie jedzcie na raz zbyt wiele. ;-)



Krajanka orzechowo – migdałowa
wg przepisu Dziuni

Ciasto:
275 g mąki
250 g masła zmrożonego
200 g cukru pudru
1 łyzka cukru waniliowego
1/2 łyżeczki cynamonu
2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
1 jajko
1 żółtko(białko do smarowania ciasta)
250 g orzechów laskowych-podpiec w piekarniku,usunąć skórki i zemleć

+150 g orzechów laskowych w całości bez skórki do ozdoby i
1 żółtko+3 łyżki śmietany słodkiej do posmarowania ciasta

Mąkę,masło starte na tarce i pozostałe składniki zagnieść na gładkie ciasto.Schłodzić w lodówce ok.1/2 godziny.

Masa marcepanowa:
200 g migdałów
200 g cukru pudru
1 białko
ew.1/2 olejku migdałowego
Można zastosować gotową masę marcepanową w ilości 300-400 g

Migdały zalać wrzątkiem,odstawić do namoczenia,zdjąć skórki,osuszyć w piekarniku nie przypiekając ich.Jak ostygną zemleć jak najdrobniej,wymieszać z cukrem pudrem i utrzeć z białkiem na jednolita masę. Schłodzić w lodówce.

Połowę ciasta rozwałkować na blaszce 30x40 cm wysmarowanej masłem.Posmarować rozmąconym białkiem i wyłożyć rozwałkowaną masę marcepanową.Posmarować masę białkiem i wyłożyć rozwałkowaną resztę ciasta.Posmarować ciasto żółtkiem rozmąconym ze śmietaną.Tępą stroną długiego noża naznaczyć kratkę 3x3 cm i w środku każdej położyć orzech laskowy.
Piec w nagrzanym wcześniej do 175 stopni piekarniku ok.20-30 minut.
Jeszcze gorące pokroić wzdłuż wcześniej naznaczonych linii.
Można zrobić tydzień przed spożyciem ale przechowywać najlepiej w puszce w chłodnym miejscu.
Smacznego!


A ponieważ święta już za pasem, chyba czas najwyższy na chatkę z piernika. :)
Pozdrawiam wszystkich przedświątecznie. :)

piątek, 17 grudnia 2010

Ciasteczka z nadzieniem mincemeat


Zaraz po upieczeniu, gdy były jeszcze lekko ciepłe – nie bardzo mi posmakowały. Wydawały mi się „za bardzo”. Za bardzo słodkie. Za bardzo bakaliowe. Za bardzo korzenne. Ale gdy spróbowałam je następnego dnia, trudno mi było nie wyciągnąć ręki po kolejną babeczkę. Ze zdziwieniem odkryłam, że ten świąteczny, angielski przysmak jest jak nasz rodzimy bigos. :D Najlepszy, gdy się „przegryzie”. :)


W sieci krąży całe mnóstwo przepisów na nadzienie mincemeat. Różnią się proporcjami, zestawem bakalii i przypraw. Mnie zaciekawiła receptura, która obok bakalii – przewiduje dodatek jabłka. W oryginale użyto odmiany Bramley, która w PL chyba nie jest znana. W każdym razie takiej jak dotąd nie spotkałam na targach, ani w sklepach. Wujek google dostarczył mi informacji, że ta odmiana jest nieco podobna do naszej antonówki. Ja użyłam jednak do wykonania nadzienia twardego i kwaskowego jabłka odmiany Ligol.
Dokonałam jeszcze jednej zmiany , wykorzystałam bowiem tradycyjne kruche ciasto na bazie masła. Gdy tymczasem w przepisach oryginalnych bardzo często przewija się ciasto kruche z dodatkiem smalcu.
Patrząc na długą listę składników w przepisie można by pomyśleć, że to skomplikowane i bardzo czasochłonne ciasteczka. Tak jednak nie jest. Tym bardziej, że nadzienie można przyrządzić dużo wcześniej i przechowywać zapasteryzowane w słoiczkach, albo bez pasteryzacji przez kilka dni w lodówce.



Nadzienie bakaliowe „Mincemeat”
inspirowane przepisem z Delicious

1 duże jabłko – użyłam twardego i kwaśnego Ligola (w oryginale mowa jest o angielskiej odmianie jabłek Bramley)
200 g rodzynek (pomieszałam sułtanki i królewskie)
75g suszonej porzeczki
75g suszonej żurawiny
50g kandyzowanej skórki z pomarańczy
50g kandyzowanej skórki z cytryny
ok. 50g orzechów (dałam laskowe)
100 ml rumu (lub brandy)
zest * + sok z 2 pomarańczy
zest + sok z 1 cytryny
2 łyżeczki przyprawy korzennej
½ łyżeczki utartego świeżo goździka
½ łyżeczki imbiru w proszku
½ łyżeczki utłuczonego kwiatu z muszkatałowca (ew. gałki muszkatałowej)
175g cukru brązowego (użyłam muscovado)

* zest = cieniutko zdjęta skórka z cytrusów

Jabłko obrać i zetrzeć na grubych oczkach tarki. Wszystkie składniki, oprócz cukru umieścić w większym garnku i gotować (mieszając od czasu do czasu) na małym ogniu ok. 30 min. lub do czasu, gdy cały płyn wyparuje. Uważać, by nie przywarło do garnka.
Zdjąć z ognia i od razu wsypać cukier. Wymieszać. Gorące włożyć do wysterylizowanych słoiczków. Zapasteryzować (preferuję metodę piekarnikową). Tak przygotowane można przechowywać w chłodnym miejscu ok. 6 m-cy.

Ciasteczka z mincemeat
(ok. 24 szt.)

Na nadzienie:
ok. 24 łyżki nadzienia „mincemeat”

Ciasto kruche:
250 g przesianej mąki
125g masła
125 g cukru pudru
1 żółtko
ok. 1-2 łyżeczki bardzo zimnej wody

Dodatkowo:
1-2 łyżki rozpuszczonego masła do smarowania foremek
mąka do oprószenia

Mąkę przesiać na stolnicę lub do misy robota, dodać masło pokrojone na małe kawałki. Rozcierać, aż utworzą się małe grudki. Dodać przesiany cukier puder – wymieszać, a następnie wbić żółtko jajka. Zagniatać, niezbyt długo, aż będzie gładkie. W razie gdyby ciasto było zbyt suche i nie chciało się zbić w kulę – dodać odrobinę zimnej wody.
Z ciasta uformować wałek o średnicy ok. 5 - 6cm, zawinąć w folię spożywczą. Wstawić do lodówki na min. ½ godziny.

Piekarnik rozgrzać do 190 st. C. Przygotować foremkę do „mince pies” (jest podobna do foremki mufinkowej, tyle, że wgłębienia są sporo płytsze). Jeśli takiej nie macie – proponuję użyć zamiennie dowolnych foremek do babeczek (tartaletek).
Wgłębienia foremek wysmarować rozpuszczonym masłem i oprószyć mąką.

Schłodzone ciasto kroić na plasterki ( u mnie grubości ok. 7-8 mm). Każdy plasterek rozwałkować dość cienko do wielkości odpowiadającej średnicy foremek. Wyłożyć foremki ciastem. Do każdego wgłębienia wkładać ok. 1 łyżki nadzienia „mincemeat”. Na wierzch układać kolejny cieniutki plasterek ciasta. Można też zamiast plasterka wycinać świąteczne gwiazdki. Górę ciasta lekko docisnąć placami, tak by brzegi skleiły się z ciastem dolnym.
Piec ok. 20min. aż ciasto się lekko zezłoci.
Ostudzone ciasteczka oprószyć cukrem pudrem.
Smacznego!

poniedziałek, 21 grudnia 2009

Ciasteczka, pierniczki, ciasteczka... I coś jeszcze. :)


Dzisiejszy wpis zamierzałam rozpocząć zupełnie innymi słowami... Ale ponieważ po raz kolejny spotkała mnie niezwykle przyjemna rzecz, więc pozwolę sobie rozpocząć właśnie od „i coś jeszcze”. :) Prawdopodobnie niektórzy z Was już widzieli, może i czytali... Otóż „Pieprz czy wanilia” miała przyjemność zagościć w kulinarnym dziale gazety.pl :) Tym samym został zapoczątkowany nowy cykl pt. „Blog tygodnia”, który przez autorów został anonsowany takimi słowami: „Prezentujemy najlepsze naszym zdaniem kulinarne blogi, a ich twórców pytamy o inspiracje i tajniki gotowania. Na początek przepytujemy Małgosię...”.
To wielka radość, gdy własne pasje, w które wkłada się wiele serca i nie mniej pracy – dostrzegane są także przez innych. :) Dla mnie ten artykuł to wspaniały świąteczny prezent. :) Zapraszam do lektury (klik klik). :)

A teraz wracając do tematu wiodącego...
Obserwuję w tym przedświątecznym okresie ciekawe u siebie zjawisko. Im bardziej pochłania mnie praca zawodowa i im mniej czasu mam na świąteczne przygotowania, tym bardziej pracochłonne prace sobie wymyślam. Zamiast zabrać się za pieczenie ciast, które, umówmy się – robi się dość szybko – to ja na przekór wszystkiemu – uparłam się na ciasteczka. Nie żeby one znów takie wymagające były, ale jednak chłodzenie, wałkowanie, wycinanie, znów chłodzenie, wałkowanie, wycinanie... - trochę to trwa, a czas nie z gumy... Wygląda na to, że w te święta królować u nas będą ciasteczka właśnie. :) Zresztą wiele w tym „sprawki” Bey, która swoimi propozycjami małych słodkości przyprawia mnie każdorazowo o zawrót głowy. :D Spoglądam na ekran i nie potrafię spokojnie usiedzieć, też mi się chce! :D
Tak więc od pewnego czasu wycinam i wypiekam, zdecydowanie więcej, niż jestem w stanie tutaj na blogu opublikować. Na to ostatnie już czasu nie starcza. :D Dzisiaj pokażę kilka wybranych propozycji, które powstały w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Resztą pochwalę się już po świętach, a może... dopiero w przyszłym roku. :)



Na pierwszy ogień idą pierniczki. W tym roku piekłam z dwóch przepisów: jeden z przepisu Bajaderki (ten przepis niedawno publikowała na swoim blogu Lu ), oraz z przepisu Marthy Stewart. Receptura Bajaderki jest idealna do pierniczków przeznaczonych do dekoracji. Tymi pierniczkami pochwalę się już wkrótce (może w Wigilię?), a dzisiaj będzie przepis Marthy.
Pierniczki z tej receptury wychodzą smaczne, raczej krucho – twarde, więc silne zęby są mile widziane. :D Moje dzieci (małżonek też :D) nie mieli z nimi problemu konsumpcyjnego i chrupali je zaciekle jak królik marchewkę. :D Wadą przepisu jest to, że ciasto jest dość klejące, więc wałkowanie i wycinanie foremkami kształtów jest utrudnione. Trzeba dbać o to, by ciasto było na bieżąco chłodzone, inaczej można sobie wycinanie w ogóle darować. Dlatego też porcję ciasta podzieliłam na kilka części, każdą osobno zawinęłam w folię spożywczą i siup do lodówki! Potem pojedynczo wyjmowałam, a resztki ciasta, które pozostawały z wycinania foremkami z powrotem zagniatałam i znów wędrowały do lodówki do schłodzenia. Sporo z tym zabawy. Ale i radość duża. :)


Kolejne ciasteczka – Cranberry Noel (przepis zaczerpnięty od Dziuni), to mój hit sprzed bodajże pięciu sezonów. Pyszne, maślane, kruche, z dodatkiem żurawiny i orzechów. Wspaniałe! Dobrze było przypomnieć sobie ich smak. :)


Na koniec nie mogę znów nie pochwalić się wypiekiem „chwili”. To wspomniana wyżej Bea tak działa na mnie swoimi ciasteczkowymi propozycjami, że rzucam wszystko inne, byle tylko wizualny głód z ekranu - zamienić na prawdziwy smak. :) Tym razem pod mój ulubiony wałek poszły kruche ciasteczka z białą czekoladą.
Cóż o nich powiedzieć... Niech wystarczą dwa słowa: niebo w gębie! :) Każdemu kto lubi ten rodzaj ciasteczek (a jak już zdążyliście się przekonać – ja wprost uwielbiam) – będą smakowały.


W smaku ciasteczka wyszły idealne, ale co do ozdabiania ich czekoladą – wolę przemilczeć co działo się w mojej kuchni. :D Sodoma i gomora. :D Beatko, nie wiem jak Ty dokonałaś tak ładnych, równiutkich zdobień na swoich ciasteczkach... U mnie były tylko dwa stany: albo rozpuszczona czekolada była tak gorąca, że niemiłosiernie parzyła w palce, gdy próbowałam ją napełnić do foliowego rękawa cukierniczego, albo natychmiast stygła i z rękawa nic wycisnąć się nie dało. :D Stanów przejściowych zasadniczo nie było. :D Dlatego wszystkich tu zaglądających proszę uprzejmie o włączenie swojej wyobraźni i wyobrażenie sobie, że te beznadziejne mazaje na choinkach – to piękne ozdoby. :D Albo może lepiej skupcie się na otoczeniu... Prawda, że moje ciasteczka wylądowały w ładnych śnieżnych zaspach? :D I to w dodatku w towarzystwie renifera i aniołka! :D Hihihihi... :)



Pierniczki z melasą
wg przepisu Marthy Stewart, „Martha Stewart Living” - wydanie polskie nr 4/2008 – z małymi moimi zmianami

3 szkl. mąki pszennej
½ łyżeczka sody oczyszczonej
¾ łyżeczki soli
2 łyżeczki mielonego imbiru
2 łyżeczki mielonego cynamonu
¾ łyżeczki zmielonych goździków
½ łyżeczki świeżo utartej gałki muszkatałowej
120g masła w temperaturze pokojowej
½ szkl. cukru trzcinowego
1 duże jajko
¾ szkl. melasy

Wymieszać w misce mąkę, sodę, sól i wszystkie przyprawy.
W drugiej misie utrzeć mikserem masło z cukrem na puszystą masę. Cały czas ubijając dodać jajko, a następnie melasę. Zredukować obroty miksera i powoli wsypywać mąkę z przyprawami. Miksować, aż do połączenia składników. Podzielić ciasto na 3 części, uformować z nich kule, każdą mocno spłaszczyć „na placek” i osobno zawinąć w spożywczą folię. Chłodzić w lodówce min. 1 godzinę.
Nagrzać piekarnik do temp. 180 st.C.
Pojedynczo wyjmować z lodówki ciasto i na arkuszu pergaminu, lub spożywczej folii rozwałkować ciasto na grubość 3-5mm (jeśli pierniczki przeznaczane są do ozdabiania – to zdecydowanie wałkować cieniej 2-3mm). Wykrawać foremkami kształty, układać na blasze wyłożonej papierem do pieczenia.
(Oryginalny przepis przewiduje ponowne włożenie wykrojonych pierniczków do zamrażalnika, Nie wiem jakie zamrażarki mają amerykańskie gospodynie, ale moja zdecydowanie blachy nie mieści. :D).
Piec w zależności od grubości ciasteczek ok. 12 - 18 min., do momentu aż zmienią kolor. Wystudzić i ewentualnie polukrować.
Można przechowywać w zamkniętych puszkach przez tydzień.


Ciasteczka Cranberry Noel
wg przepisu Dziuni

Składniki na ok. 60 sztuk
Szklanka ma 250 ml

225 g masła miękkiego
½ szkl. cukru
2 łyżki mleka
1 łyżeczka esencji waniliowej lub cukru waniliowego
½ łyżeczki soli
2i ½ szkl. mąki pszennej
¾ szkl. suszonej żurawiny
½ szkl. grubo posiekanych pecanów (albo włoskich)
ok. 100 g wiórków kokosowych

Masło zmiksować z cukrem, dodać mleko, wanilię, sól i stopniowo wsypywać makę,
dobrze zmiksować. Dodać żurawinę i orzechy, zmiksować krótko.
Z ciasta uformować dwa wałki ok. 30 cm długości. Posmarować każdy wałek wodą i
obtoczyć w wiórkach kokosowych. Ciasto położyć na kawałku folii spożywczej i szczelnie
je owinąć. Chłodzić w lodówce minimum 2 godziny, można też zostawić ciasto do
następnego dnia.
Piekarnik nagrzać do 200 stopni, blachy wyłożyć papierem do pieczenia.
Ostrym ząbkowanym nożem kroić plasterki ciasta o grubości ok. 4–5 mm, kłaść na papierze
do pieczenia i piec ok. 12 minut lub aż brzegi zaczną się rumienić.


Gwiazdki z białą czekoladą, nugatem i limonkową nutą
Cytuję za Beatką z bloga Bea w kuchni

proporcje na ok. 40 sztuk

150 g miękkiego masła
100 g cukru (u mnie jasny trzcinowy)
szczypta soli
1 jajko
100 g białej czekolady z nugatem (np. Toblerone)
1 łyżka słodkiej śmietany
otarta skórka z 1 limonki
325 g mąki

opcjonalnie : stopiona biała czekolada do dekoracji

Masło ucieramy, dodajemy sól, cukier i jajko i dalej ucieramy do białości.
Czekoladę rozpuszczamy z dodatkiem śmietany w kąpieli wodnej (robimy to bardzo ostrożnie, by czekolada się nie zważyła). Do masy maślano-jajecznej dodajemy otartą skórkę z limonki, stopioną czekoladę oraz mąkę i bardzo dokładnie mieszamy. Następnie z ciasta formujemy kulkę, zawijamy w folię spożywczą i umieszczamy w lodówce na ok. 30 minut.
Piekarnik rozgrzewamy do 180°C.
Schłodzone ciasto wałkujemy na grubość 6 milimetrów i wycinamy gwiazdki (uwaga : ciasto jest bardzo kruche i delikatne). Układamy je na wyłożonej papierem blasze i ponownie schładzamy przez ok. 10 – 15 minut.
Pieczemy ciasteczka ok. 11 minut; mają być jeszcze lekko miękkie i tylko delikatnie zrumienione.
Studzimy je na kratce i ewentualnie dekorujemy stopioną białą czekoladą.

sobota, 19 grudnia 2009

Chatka z piernika


Krzywa jak dom na kurzej nóżce Baby Jagi. Prosta i bez bajerów. Nawet bez płotka i sianka obok niego. Powstała spontanicznie, choć wcale jej miało nie być. :) Ot, chatka z piernika...

środa, 16 grudnia 2009

Mróz, śnieg i ciasteczka w stylu greckim od Marthy Stewart.



Wróciłam dziś do domu z czerwonym nosem i szczypiącymi policzkami. Złapał mróz. Pod nogami czułam warstewkę lodu. W pracy raz po raz spoglądałam za okno. Sprawdzałam czy jeszcze lecą z nieba drobne płateczki śniegu... Leciały niemrawo. Trochę szkoda. Bo choć zimy nie lubię, to zdecydowanie wolę jak jest biała, niż szaro – bura.
Zimno wcale mnie dobrze nie nastraja. Zwłaszcza, jeśli nie jestem schowana w domowym zaciszu i niechciany mróz - dotkliwie mnie kuje. Ale dzisiaj nawet mróz mi nie przeszkadzał. :) Dzisiaj przebierałam nogami, chowałam twarz pod kaptur, a w duszy mi grało. :) Bo spotkało mnie kilka miłych chwil. :) I było mi fajnie. :) I wydawało mi się, że świat się do mnie śmieje. :) A ja do niego. :)
Więc jak mi tak zimowo – świątecznie się zrobiło, to będzie dzisiaj o białych ciasteczkach. Takich trochę imitujących białą zimę. A poza tym maślanych, kruchych i pachnących pomarańczą i kardamonem. :) Przepis na nie znalazłam w najnowszym wydaniu magazynu „Martha Stewart holiday. Sweets” (Beatko, dziękuję raz jeszcze :**). Trochę go musiałam udoskonalić, bo jak to u Marthy, zdjęcia są piękne, ale w recepturach czasem niedociągnięcia są. ;-) Na szczęście do naprawienia. :) No i zdecydowanie warto było, bo nie tylko poprawiłam, co napsute zostało, ale też co nieco od siebie dodałam (kandyzowaną skórkę pomarańczy i kardamon, zamiast nielubianego przeze mnie anyżu) i jak zwykle przy maślanych ciasteczkach – oderwać się od nich nie mogłam. :D


A nim podam przepis na migdałowe greckie ciasteczka - to się jeszcze pochwalę, że za jednym zamachem (jak szaleć to na całego!) przygotowałam ciasteczka Milanais (zdjęcie powyżej), przepisem na które ostatnio podzieliła się Bea . Ciasteczka fajne, aromatyczne i bardzo smaczne. :)

A poniżej ciasteczka od Marthy.


Greckie ciasteczka migdałowe z kardamonem lub anyżem
inspirowane przepisem Marthy Stewart z magazynu „Martha Stewart holiday. Sweets”

300g mąki (2 czubate szkl.)
½ łyżeczki proszku do pieczenia
¼ łyżeczki soli
225 g masła w temperaturze pokojowej
100 g cukru pudru (ok. 2/3 szkl.)
1 żółtko jaja
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii (można pominąć)
½ szkl. migdałów pokrojonych (niezbyt drobno)
100 g kandyzowanej skórki z pomarańczy
ok. ¾ łyżeczki mielonego kardamonu (w oryginale ziarenka anyżu)

dodatkowo: 1 szkl. cukru pudru do obtaczania ciasteczek

Do miski przesiać mąkę, proszek do pieczenia, sól i kardamon (lub anyż). W drugiej misie ubić mikserem masło, aż będzie białe i puszyste. Ucierając dodawać kolejno: 100g cukru pudru, żółtko, ekstrakt z wanilii, oraz mąkę. Na koniec dołożyć migdały i skórkę pomarańczy. Ciasto będzie bardzo miękkie i lepiące.
Rozłożyć na blacie pergamin (można też folię spożywczą). Ciasto podzielić na 2 części. Po kolei wykładać po jednej porcji ciasta na pergamin i uformować na nim wałek o grubości ok 3cm. Spłaszczyć go lekko dłonią. Każdy wałek zawinąć w folię i chłodzić w lodówce min. 1 godz.
Rozgrzać piekarnik do temp. 180st.C. Na dużej blasze rozłożyć papier do pieczenia.
Przy użyciu ostrego noża pociąć schłodzone wałeczki ciasta na kawałki ok. 2-3 cm. Ułożyć je na blasze, zachowując ok. 2 cm odstępy. Piec do lekkiego zezłocenia ciasteczek (ok. 12 min.). Studzić ciasteczka na kratce.
Do miseczki lub głębokiego talerza nasypać ok. 1 szkl. cukru pudru. Wkładać partiami ostudzone ciasteczka i delikatnie turlać, aż z wszystkich stron oblepi je cukier.
Przechowywać ciasteczka w puszce, poprzekładane między warstwami papierem.

niedziela, 6 grudnia 2009

Gwiazdki, bombki i bakalie.



Tego roku, dużo szybciej niż zazwyczaj - zaczęły mnie interesować świąteczne gadżety. Zwykle łańcuchy, bombki i inne świecidełka wyjmowałam nie prędzej, niż tydzień przed Wigilią. Tym razem jakoś wszystko przeżywam inaczej. Oczywiście, jak przy niejednej sprawie ostatnio, upatruję przyczyn tych zmian w moim maksymalnie okrojonym przez pracę - czasie wolnym. Każdy dzień jest do granic możliwości wykorzystany. Każda minuta jest na wagę złota i żadnej nie chcę stracić. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę jak bardzo (bardzo!) ten czas wcześniej trwoniłam. Boję się, że święta „wpadną” pomiędzy moim jednym, a drugim wyjściem do pracy, a ja nie zdążę się nimi nacieszyć. Więc szukam pretekstów, by już teraz choć trochę przybliżyć świąteczny nastrój. Dzisiaj ciasto z serii „Christmas cake”. Taki trochę inny keks, bo brązowy, nie biały. Z ogromną ilością bakalii. Prawdziwie świąteczny. :)

A zanim podam przepis, chciałam jeszcze słówko, a może i dwa na inne tematy. :)
Ostatnimi czasy otrzymałam od Was przemiłe wyróżnienia. :) To i zaszczyt dla mnie, i przyjemność ogromna. :) Niniejszym chciałam raz jeszcze serdecznie przekazać podziękowania:
Robertowi
Grace K.Jewelry
Agaw
Mirabelce
Goś
Enchocolatte
Dziękuję kochani! :**

I na koniec, pozwolicie, że się pochwalę, że Pieprz czy Wanilia zagościła kulinarnie na łamach magazynu „Czas wina” (w numerze grudzień 2009 / styczeń 2010). :)



Bakaliowe ciasto miodowe z szafranem
inspirowane przepisem na Honey saffron Christmas cake z BBC Good Food

225g masła w temperaturze pokojowej
2 łyżki brandy (lub koniaku)
szczypta szafranu (ok. ¼ łyżeczki)
225g brązowego cukru trzcinowego
4 jajka – w temperaturze pokojowej
225g mąki pszennej
szczypta soli
50g mielonych migdałów
1 łyżeczka proszku do pieczenia
300 g zwykłych rodzynek
300 g rodzynek sułtanek
100g suszonej żurawiny (w oryginale kandyzowane wiśnie)
85g dowolnej mieszanki kandyzowanych lub suszonych owoców (np. ananasy, papaje, morele, etc.)
50g migdałów bez skórki
50g orzechów laskowych
50g orzechów włoskich

Oba rodzaje rodzynek zalać wrzątkiem i pozostawić na kilka minut, by zmiękły. Następnie odcedzić i dobrze osączyć z wody.
Orzechy laskowe wrzucić na rozgrzaną teflonową patelnię i prażyć na średnim ogniu kilka minut, często mieszając, aż skórka zacznie przybierać ciemną barwę i będzie pękać. Uwaga! Nie przypalić orzechów! Wyłożyć z patelni gorące orzechy na czystą ściereczkę, lub papierowy ręcznik i energicznie pocierać. Skórka będzie dość łatwo odchodzić od orzecha. Wybrać orzechy i odłożyć na bok.
Orzechy włoskie, laskowe i migdały grubo posiekać.
Rozgrzać piekarnik do temp. 160st.C. Kwadratową foremkę 25x25cm wyłożyć papierem do pieczenia (tak by zakryć dno i boki foremki).
W małym garnuszku podgrzać mocno 2 łyżki brendy. Zdjąć z ognia, dodać szczyptę szafranu i pozostawić przez kilka minut do zaparzenia.
Przesiać do miski mąkę z proszkiem do pieczenia i szczyptą soli. Wmieszać mielone migdały.
W dużej misie utrzeć masło z cukrem na gładką masę. Cały czas ucierając – dodawać po jednym jajku, a następnie przygotowaną mąkę. Dobrze wymieszać. Dorzucić wszystkie przygotowane bakalie, oraz ostudzone brandy z szafranem – ponownie wymieszać.
Wyłożyć masę do foremki, wyrównać wierzch szpatułką. Piecz w 160 st.C przez ok. 1 ½ godz. Następnie nakryć od góry luźno foremkę aluminiową folią (stroną błyszczącą do dołu). Jednocześnie obniżyć temperaturę do 140 st.C. i piec przez ok. 1 godzinę. Przed wyjęciem z piekarnika sprawdzić patyczkiem, czy ciasto jest wewnątrz suche.
Wystudzone ciasto zawinąć w folię spożywczą.
Smacznego!

sobota, 27 grudnia 2008

Pierogi z ziemniakami



Pomyślicie, że zwariowałam? ;-) Albo, że się pomyliłam i o ruskich mowa? Z twarogiem i dodatkiem ziemniaków?
Nie, nie! Żadne ruskie! Z żadnym twarogiem! Mowa będzie o pierogach z ziemniakami! :)
Są to moje absolutnie najulubieńsze, najukochańsze pierogi, smak których znam co najmniej od wczesnego dzieciństwa, a kto wie, czy i w życiu płodowym się nimi nie zajadałam. ;-)) Te pierogi robiła moja Babcia. I spod Jej ręki wychodziły najwspanialsze! Nawet moja mama, nie potrafiła już tak samo ich przyrządzić. A i ja, choć pod Babci okiem spędziłam wieeeele swoich lat i razem z Nią niejednego pieroga ulepiłam – mam nieodparte wrażenie, że teraz, gdy Babci zabrakło, a ja przyrządzam je samodzielnie - nie są już takie same...
Można by rzec, że to pierogi dla ubogich... ;-) Farsz jest tak skromny, że już bardziej chyba nie można. A ja nie zamieniłabym je na żadne inne. Choć są to pierożki jak najbardziej całoroczne – to u nas obowiązkowo (!!!) pojawiały się i nadal pojawiają w okresie Świąt Bożego Narodzenia. Oczywiście nie brakuje i tych z mięsnych, i z kapustą i grzybami. Jednak, gdybym z jakiegoś powodu miała rezygnować z któryś – to tego jestem pewna – nie byłyby to ziemniaczane. One są niemal tak obowiązkowe jak wigilijny opłatek. ;-)
Farsz jest banalnie prosty: ugotowane ziemniaki, porządnie rozdrobnione praską lub tłuczkiem do ziemniaków i suto potraktowane smażoną cebulką (koniecznie na sporej ilości oliwy), i dużą ilością pieprzu. Pewnie powiecie: „błeeee... dużo tłuszczu?”. A jednak, on tutaj ma ważne znaczenie. Bowiem ziemniaki same w sobie są chude, a dzięki tłuszczowi – nabierają zupełnie innej konsystencji. Cebulka i pieprz – dodają świetnego smaku i aromatu. No cóż... nie jest to może danie dla osób na ciągłej diecie. ;-) I sama też nie odważyłabym się zbyt często ich serwować (choć słowo daję! gdyby nie ta ich kaloryczność – robiłabym raz w tygodniu ;-) ) . Ale na święta – nie potrafię ich sobie odmówić. :) Bo jest to jedna z tych sentymentalnych potraw, która istnieje w rodzinie od zawsze. I nigdy nie była spisywana, bo nikt nie potrzebował dokładnej receptury z proporcjami. To ten rodzaj potrawy, do którego gospodyni potrzebuje tylko swojego wprawnego, doświadczonego oka, by ocenić co i ile. :) Zatem proporcje, które dzisiaj podaję są zdecydowanie tylko zbliżone...
Co ciekawe, ten rodzaj pierogów znam tylko z domu rodzinnego. Nigdy i nigdzie nie spotkałam takich ani u innych mniej lub bardziej zaprzyjaźnionych rodzin, ani w barach typu „chłopskie jadło”, ani tym bardziej w restauracjach.
Jestem niezwykle ciekawa, czy Wy takie znacie? Jedliście? A może w Waszych domach też się ziemniaczane pierogi przyrządza?



Pierogi z ziemniakami

Farsz:
ok. 1 kg obranych ziemniaków
1 średnia cebula
oliwa (w ilości takiej, by porządnie pokryła całe dno patelni)
sól, pieprz do smaku

Obrane ziemniaki umyć, pokroić na ćwiartki i ugotować w osolonej wodzie. Ugotowane odcedzić, odparować i utłuc bardzo dokładnie tłuczkiem do ziemniaków, lub przepuścić przez praskę.
Cebulę drobno posiekać i smażyć do lekkiego zezłocenia na patelni z rozgrzaną oliwą. Jeszcze gorące przelać do garnka z utłuczonymi ziemniakami. Dołożyć sporo świeżo zmielonego pieprzu i w razie potrzeby sól do smaku. Wszystko porządnie wymieszać. Odstawić do ostygnięcia.


Ciasto na pierogi*:

3 szkl. mąki (używam pół na pół zwykłej mąki pszennej i mąki krupczatki)
2 nieduże jajka
ok. 1 szkl. dość ciepłej wody – a tak naprawdę ilość taka jaką zabierze mąka, by ciasto stało się miękkie, elastyczne i nie kleiło się do dłoni

Z podanych składników zagnieść na stolnicy lub robotem kuchennym elastyczne ciasto, pamiętając o tym by wody dodawać stopniowo. Uformować z ciasta kulę lub wałek, zawinąć w folię spożywczą i odłożyć na ok. pół godziny by ciasto odpoczęło.
Odkrawać po kawałku ciasta (resztę z powrotem zawijać w folię, żeby nie wyschło) – wałkować na grubość ok. 1,5 mm, wykrawać okręgi równej wielkości. Nakładać po czubatej łyżce farszu (ilość dostosować w w zależności od wielkości wykrawanych okręgów), sklejać brzegi i odkładać na czystą ściereczkę, przykrywając drugą ściereczką. W razie potrzeby można wewnętrzne brzegi ciasta smarować pędzelkiem gorącą wodą, by się lepiej sklejały.
Gotować w dużej ilości osolonej wody. Wyjmować np. łyżką cedzakową, osączając z wody.
Podawać można saute, okraszone dodatkową podsmażaną cebulką lub skwarkami lub boczkiem, albo odsmażane na złoto na patelni.
Smacznego!

* w tym przepisie kluczowe znaczenia ma farsz, zatem ciasto na pierogi tak naprawdę można przyrządzić z każdego własnego ulubionego przepisu.

poniedziałek, 22 grudnia 2008

Keks angielski



To już ostatni przepis, który przedstawiam Wam przed zbliżającymi się świętami. Oczywiście przez ostatnich kilka dni udało mi się przyszykować znacznie więcej słodkości i dań wigilijnych, niż te zaprezentowane na tym blogu. ;-)
Dzisiejsze ciasto to efekt ”ślepego” strzału w dziesiątkę. :) Keks to ciasto, od którego bardzo dużo wymagam. Najbardziej lubię keksy na cieście piaskowym. Jednak nigdy nie trafiłam na maksymalnie satysfakcjonujący mnie przepis. Ten, który prezentuję poniżej, pochodzi z książki „Desery” Pierre Herme'a. Wybrałam go z listy kilku innych przepisów poniekąd na chybił – trafił. Zachęcił mnie fakt, że do ciasta dodawany jest rum. ;-) Tym samym powodując, że przepis jest różny od tych wszystkich, które do tej pory testowałam.
Nie... nie jest to keks piaskowy, jak można by przypuszczać. ;-) Ale odrobinę go jednak przypomina, bowiem ciasto wyszło nieco kruche i niezwykle delikatne. :) I to co zachwyciło mnie najbardziej: po raz pierwszy chyba bakalie nie opadły mi na dno!, mimo że zawsze stosuję metodę otaczania bakalii w mące.
To świetny keks! Myślę, że z kolejną porcją nie będę czekała do przyszłorocznych świąt. Bo przecież to ciasto uniwersalne i można go jeść nie tylko od święta. :) Polecam Wam z całego serca!



Keks angielski
inspirowane Pierre Herme z książki „Desery”

200 g w temperaturze pokojowej + 10g masła dodatkowo
150 g cukru pudru
4 jajka
300 g mąki pszennej + 2 łyżki do obtoczenia bakalii
15 g proszku do pieczenia
500 g bakalii (rodzynki, kandyzowane ananasy i skórki z cytrusów, suszone morele, żurawina suszona, figi, śliwki suszone lub inne)
150 ml rumu + 100 ml do nasączania

2 łyżki galaretki morelowej - pominęłam
100 g kandyzowanych wiśni – pominęłam

Dzień wcześniej (lub przynajmniej 2-3 godziny) zalać rodzynki 150 ml rumu. Odstawić do macerowania.
Rodzynki osączyć z rumu (rumu nie wylewać!). Bakalie pokroić w niezbyt duże kawałki. Dołożyć do rodzynek i całość obtoczyć 2 łyżkami mąki pszennej.
Piekarnik rozgrzać do temperatury 250 st. C. Przygotować foremkę keksową o długości 28 cm – wysmarować masłem i osypać odrobiną mąki.
300 g mąki przesiać do miski wraz z proszkiem do pieczenia. W misie utrzeć 200 g masła z cukrem pudrem. Cały czas ucierając dodawać po 1 jajku, a następnie stopniowo dosypywać mąkę na przemian z rumem, w którym nasączane były rodzynki. Gdy ciasto będzie już gładkie – dodać bakalie – wymieszać dokładnie najlepiej drewniana łyżką lub silikonową szpatułką.
Foremkę wypełnić ciastem i wstawić do piekarnika. Jednocześnie obniżyć temperaturę do 180 st.C.
W małym rondelku roztopić pozostałe 10 g masła. Ciasto piec przez ok. 10 min. aż na powierzchni utworzy się delikatna skórka. Wyjąc ciasto z piekarnika, zanurzyć nóż w roztopionym maśle i naciąć ciasto wzdłuż, po to by równomiernie rosło. Ponownie wstawić do piekarnika i piec przez ok. 1 godzinę. Pod koniec pieczenia sprawdzić patyczkiem, czy ciasto jest upieczone. Patyczek wetknięty w środek ciasta powinien być suchy.
Odstawić ciasto do ostygnięcia na 10 min. Wyjąc z formy i nasączyć 100 ml rumu. W rondelku roztopić morelową galaretkę i odstawić do lekkiego ostygnięcia. Posmarować wierzch ciasta galaretką i udekorować kandyzowanymi wiśniami.
Zimne ciasto zawinąć w folię spożywczą.


Piekłam z podwójnej porcji. Ostatni etap dotyczący nasączaniem alkoholem i dekorowanie – pominęłam (ze względu na dzieci, które będą ciasto również jadły).