Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Azjatyckie przysmaki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Azjatyckie przysmaki. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 9 maja 2016

Soba. Szparagi. Sezam.


Skoro kilka dni temu wspomniałam o szparagach, a nawet przyznałam się, że to mój sezonowy „maj – raj”, nie mogę rzucać słów na wiatr i znienacka przeskoczyć na inny kwiatek. Czuję się zobowiązana pokazać cóż tam szparagowego pojawiło się ostatnio na naszych talerzach.
Pomysł nie jest ani nowy, ani szczególnie nowatorski. Prawdę mówiąc jest banalnie prosty i sama potrawa wygląda dość niepozornie. Ale skoro nam tak bardzo smakuje, może i Tobie się spodoba? :)

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Gyoza z pieczoną kaczką


Niemal równo rok temu, pierożkami (KLIK – tutaj przepis) o lekko azjatyckiej nucie smakowej zamykałam rok. Najwyraźniej taka już moja dość przypadkowa, świecka tradycja, a może po prostu historia lubi się powtarzać? Bo oto nastał rok kolejny, a ja znów zaczynam podobnymi klimatami.
W zasadzie nowy przepis miał zadebiutować na blogu w Nowy Rok, ale cóż... nie wyszło...
W tym miejscu słówko wyjaśnienia, głównie dla stałych Czytelników, którzy zauważyli moją ostatnią obniżoną aktywność blogową – jestem, żyję, gotuję. I marzę o wakacjach, nie inaczej. :D Jest pracowicie, tyle, że efekty niemal całej mojej aktywności kulinarno – fotograficznej trafiają „w świat”. Ale, ale! Jeszcze tylko trochę! Zaraz potem nabiorę oddechu i mam nadzieję wrócić z impetem. :)

czwartek, 12 listopada 2015

Jej Pomarańczowość Dynia!


Trudno wyobrazić sobie jesień bez dyni, prawda? Dla mnie, od wielu, wielu sezonów - to jej nieodzowny symbol, który cieszy oko na każdym kroku. Tak pięknie i zachęcająco prezentują się wystawy mojego miasta, zapraszające dyniowym uśmiechem do środka sklepów, kawiarni czy restauracji. Nie zawsze mam potrzebę wejścia do środka, ale często przystaję na krótką chwilę, aby nasycić się miłym dla oka widokiem jesiennej kompozycji.
Na moich domowych parapetach również pysznią się kolorowe, malutkie ozdobne sztuki. Dzięki nim w domu zrobiło się jakby cieplej, a w duszy powiewa nostalgia... :)

piątek, 11 września 2015

Trzy kolory. Stir – fry z wołowiny i papryki.


Do przygotowania tej potrawy potrzebne są dwa najważniejsze elementy: przyzwoity wok (który ewentualnie można zamienić na porządną, dużą, głęboką patelnię) i najlepszej jakości wołowina. Rzekłabym, że składnik ostatni ma zdecydowanie kluczowe znaczenie. Trzeba zapomnieć o gulaszowych ścinkach, czy częściach tuszy przeznaczonej do długiego duszenia.
Stir- fry to popularna metoda, wywodząca się z kuchni dalekowschodniej, polegająca na bardzo szybkim, krótkim smażeniu – i co niezwykle ważne - w wysokiej temperaturze.
Z tej przyczyny potrzebne będzie mięso jak najbardziej delikatne i soczyste, inaczej klapa murowana. Najlepiej sprawdzą się górne części wołu, a więc kawałek zrazowej krzyżowej lub górnej, bądź polędwica. W grę wchodzi jeszcze antrykot i rostbef. W każdym wypadku trzeba mieć na uwadze, aby mięso było maksymalnie świeże.


niedziela, 14 czerwca 2015

Łosoś teriyaki ze szparagami


Jest kilka takich składników, które zajmują ważne miejsce w moich kulinarnych poczynaniach. Jednym z nich jest sos sojowy. Uważam go za genialną przyprawę i często po prostu zastępuje mi sól. Ale sos sojowy to dopiero początek, bo od niego (a w zasadzie na jego bazie) wywodzą się inne, równie świetne sosy, a wśród nich chyba mój ulubiony – teriyaki.
Po raz pierwszy zetknęłam się z nim już jakiś dłuższy czas temu w restauracji sushi. Od tamtej pory często gości w moim domu i dbam o to, by choćby najmniejsza buteleczka zawsze znajdowała się w lodówce. Co prawda sos teriyaki podobno w bardzo łatwy sposób można wykonać samemu w domowych warunkach. Wystarczy połączyć sos sojowy z mirin (lub sake) i miodem (lub cukrem trzcinowym) i podgotować, by płyn się zredukował i nieco zgęstniał. Uczciwie przyznaję, sama na produkcję się jeszcze nie porwałam i idąc na skróty – kupuję gotowy


wtorek, 7 kwietnia 2015

Łosoś w 4M (miso, mirin, mango, marchewka)


Świąteczne, rodzinne ucztowanie jest cudowne. Ale cieszę się, że święta nie trwają dłużej, bo z każdym dniem coraz trudniej byłoby mi usiedzieć przy stole. :) Nosi mnie. Och! jak bardzo mnie nosi! Zwłaszcza teraz, gdy wiosna wdziera się do codzienności.
Z radością myślę o każdej chwili, którą spędzę poza domem. Tęsknię już bardzo za długimi spacerami, za rowerową przejażdżką, za zielonym targiem i ciepłymi promieniami.
Miła jest mi myśl, że to wszystko już, już na wyciągnięcie ręki. :)


poniedziałek, 29 grudnia 2014

Smażone pierożki (z azjatycką nutą smakową)


O minionych świętach mogłabym powiedzieć, że były... lekkie. :) Lekkie z wyboru.
Tego roku postawiłam na zdrowy (zdrowszy niż zwykle) rozsądek, co oznacza, że nie szalałam w kuchni, nie uległam rodzinnej presji: „zjedz jeszcze kawałeczek, no przecież nie może się zmarnować..”, a przede wszystkim nie zrezygnowałam ze swojej porcji codziennej gimnastyki. Dzięki czemu czuję się gotowa na szał sylwestrowej nocy. ;-)



poniedziałek, 3 listopada 2014

Podjadając sobie sobę. Z łososiem i brokułem.


Październik minął w zasadzie gdzieś w międzyczasie. Przez ostatni miesiąc prawie nie odrywałam się od aparatu. Sesja tu, sesja tam. Trochę marzy mi się maleńki urlop, najchętniej gdzieś, gdzie nie brakuje słońca i temperatur powyżej 20 stopni. :) To niestety póki co pozostaje jedynie w sferze marzeń - taki lajf... ;-)


środa, 15 stycznia 2014

Curry z krewetek marynowanych w jogurcie


Ostatnio miałam trochę wolnego czasu, więc z przyjemnością przeznaczyłam go na odkurzenie swoich kulinarnych nabytków książkowych. Niektóre z nich czekały na tę chwilę kilka długich miesięcy. Większość książek, które kupuję, z braku czasu, przeglądam na szybko – raz lub dwa, a potem odkładam na półkę i zapominam na długo. W międzyczasie pojawiają się nowe pozycje i ich los jest podobny.
W sumie to też ma swój urok, bo gdy po dłuższym czasie znów po nie sięgam – jest tak, jakbym odkrywała je na nowo. :)
Znalazłam mnóstwo pysznych inspiracji i oby tylko zapału i czasu mi nie brakło, aby choć ułamek z nich zrealizować.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Coś jakby chińszczyzna w domowym wydaniu



Właściwie mam wrażenie, że określenie „chińszczyzna” to słowo wytrych. Co by nie wrzucić do woka, skropić sosem sojowym, przesmażyć – i prawie mamy. Prawie. Ja w każdym razie nie przejmuję się brakiem wyszukanych składników i bazuję na tych najprostszych i ogólnie dostępnych.
Makaron, który pokazuję dzisiaj – bardzo często towarzyszył mi w końcówce ubiegłego roku. Częstotliwość przyrządzania tej i podobnych wersji - przebiła niepodzielnie królujące do tej pory spaghetti z nieśmiertelnym (i ulubionym) sosem pomidorowym lub pesto. 

czwartek, 14 listopada 2013

Czosnkowy kurczak według Goka


Gdy wertowałam książkę „Kuchnia chińska według Goka”, trochę by zapoznać się z nową kulinarną lekturą, a trochę w poszukiwaniu przepisu konkursowego, kierowałam się po prostu intuicją. Miało być przede wszystko prosto i z niewielkiej ilości łatwodostępnych składników.
Zakasałam rękawy i zabrałam się do pracy. Uwinęłam się w 15 min. Najdłużej zajęło mi krojenie mięsa, potem praca biegła już naprawdę ekspresowo. Zastosowałam się do ogólnych rad Goka i wszystkie potrzebne składniki zgromadziłam pod ręką. 
To dobra metoda. Ułatwia pracę, ale przede wszystkim sprawia, że niepotrzebnie nie przedłużamy samego procesu gotowania.
W moim wykonaniu smażenie kurczaka trwało króciutko, dzięki czemu mięso wyszło naprawdę soczyste i pyszne.
Od siebie dodałam uprażone ziarna sezamu, bo to moja słabość. :)

piątek, 4 stycznia 2013

Pierwszy w 2013


Zima, a dzień zupełnie niezimowy. I słońce, i plusy na termometrze, a i śniegu jakoś nie uświadczy człowiek na tej naszej północy.
W planach była kawiarnia i babskie pogaduchy, ale skoro pogoda typowo spacerowa, to stolik w lokalu zamieniłyśmy na przechadzkę po gdańskich zakamarkach.


sobota, 23 października 2010

Dynia - my love

Moje dzieci czasem mówią: „nie lubię, nie zjem”. Oczywiście rzecz dzieje się zanim spróbują choćby odrobinę.
Jak to nie lubisz? Zjedz trochę i wtedy porozmawiamy o tym czy ci smakuje, czy nie...
Bywa różne. Jednym razem uda się namówić na skosztowanie, innym nie. Ale jedno jest pewne: przełamaliśmy wiele kulinarnych barier. Całe mnóstwo pojedynczych składników i całych dań zostało oswojonych i polubionych.
Ja też niejedno oswoiłam. Ba! Pokochałam! Opowiadać mogłabym długo, ale dzisiaj wymienię tylko jedno słowo: dynia. :)
Śmiem twierdzić, że gdybym cztery lata temu nie dała się ponieść blogowej fali, zwanej Festiwal Dyniowy – dzisiaj nie mogłabym powiedzieć „dynia – my love”. A właściwie... dynia – my LOVE.
W tym roku po raz czwarty przyłączam się do Dyniowego Festiwalu, a po raz trzeci odbywa się on dzięki wielkiej miłośniczce dyni – Bey. :)


Przez tych kilka lat przekonałam się, że dynia jest tak uniwersalnym owocem, że można z niego wyczarować wiele, a może nawet wszystko. :) Gdzie by jej nie dodać, jak by nie przyprawić – zawsze zadziwi swoim smakiem.


Osobiście życzyłabym sobie, żeby na rodzimym rynku pojawiły się różne jej odmiany. Może niekoniecznie te tysiące, które rozsiane są po całym świecie, ale choćby kilkanaście... Tymczasem spoglądam na kolekcję Beatki i zazdroszczę niemiłosiernie... :)

Tegoroczny Festiwal Dyniowy rozpoczynam daniem z tajską nutką smakową. Polecam fanom ostrzejszych smaków. :)



Curry z dynią, batatami i kurczakiem

ok. 500 g wydrążonej dyni
1 batat
1 pierś z kurczaka
3 łyżki czerwonej soczewicy
ok. 700 ml bulionu drobiowego
½ szkl. zielonego groszku (użyłam mrożonego)
2 łyżki oleju (użyłam z pestek z winogron)
1 łyżeczka czerwonej pasty curry *
250 ml mleczka kokosowego
sól do smaku

Dynię i batata obrać ze skórki, pokroić w większą kostkę. Pierś kurczaka pokroić na kawałki.
W garnku rozgrzać olej. Wrzucić kawałki kurczaka, smażyć do momentu, aż mięso się zetnie. Dodać czerwoną pastę curry. Wymieszać i krótko przesmażyć (zacznie wydobywać się aromat pasty). Wrzucić batata, dynię i czerwoną soczewicę. Znów przemieszać. Zalać gorącym bulionem. Gotować ok. 20 min. aż warzywa zmiękną, a soczewica się rozpadnie. Zalać mleczkiem kokosowym. Zagotować. Wrzucić zielony groszek i gotować jeszcze ok. 3 min. Jeśli trzeba - doprawić do smaku solą.
Podawać gorące.
Smacznego!

* czerwona pasta curry często nazywana jest pastą „łagodną”, niemniej jak dla mnie jest piekielnie ostra. Użycie 1 łyżeczki pasty curry powoduje, że danie jest dość pikantne (jak na moje możliwości smakowe). Radzę więc stopniowo jej dodawać (np. Zacząć od ½ łyżeczki) i w miarę gotowania i próbowania - dodać więcej, jeśli uznamy, że wolimy danie ostrzejsze.

wtorek, 2 marca 2010

Soba. Kurczak.Warzywa.


Co jakiś czas mam kulinarne nawroty. Mówiąc młodzieżowym slangiem – mam fazę. :D Jak się czegoś przyczepię – to nie poprzestaję na jednym wykonaniu, ale po wielokroć powracam. Fazy mam różne: na tamto i na siamto... Przychodzą i odchodzą, po jakimś czasie znów wracają.


Moja obecna przyszła kilka tygodni temu. A zaczęło się od wyjścia z R. do kina. Oprócz kina był też tajski obiad na mieście. Nic co bym już wcześniej nie jadła, ale to wystarczyło, by znów „zaskoczyć na azjatyckie smaki”. :D Zresztą właśnie TE smaki powracają do mnie dość regularnie.
Obecnie nastąpił wielki powrót soby... Smaczna nazwa, prawda? :)
Niewiele jej trzeba. Dobry sos sojowy to podstawa. Reszta według uznania. My lubimy tak...


Soba z kurczakiem i warzywami

1 pierś z kurczaka
3-4 łyżki sosu sojowego jasnego
1 ząbek czosnku
1 marchewka
1 mały por
garść pędów bambusa (z zalewy)
1-2 łyżki oleju arachidowego (zamiennie używam oleju z pestek winogron)
2 porcje makaronu gryczanego soba

Pierś kurczaka pokroić w kostkę. Czosnek drobniutko posiekać lub drobno utrzeć – wrzucić do sosu sojowego i wymieszać. Kurczaka zalać sosem - pozostawić na min. 30 min. lub dłużej (często przygotowuję dzień wcześniej i zostawiam na noc w lodówce).
Marchewkę obrać i pokroić w cienkie słupki. Pora umyć, osuszyć i pokroić po skosie w piórka. Pędy bambusa z zalewy odsączyć, w razie potrzeby pokroić w cienkie paseczki.

W garnku nastawić wodę do ugotowania soby.
W międzyczasie w woku, lub głębszej patelni rozgrzać olej. Wrzucić kawałki kurczaka i szybko przesmażyć - mieszając, tak by mięso ścięło się z wszystkich stron. Dodać marchewkę, pora i pędy bambusa. Podlać całość sosem sojowym pozostałym z kurczaka i znów często mieszając smażyć całość ok. 1-2 minut (warzywa powinny być lekko twardawe).
Odcedzić ugotowaną sobę, wrzucić do woka (patelni) i wymieszać z resztą składników. Podawać od razu.
Smacznego!

piątek, 5 lutego 2010

Curry z batatów i kurczaka


To był tydzień... aaa psik!
Tydzień pod znakiem kataru, chusteczek, czerwonego nosa i załzawionych oczu.
Gorąca herbata, miód i cytryna powróciły do łask.
I gruby sweter wyszedł z szafy, mimo że w domu przyjemnie cieplutko.
Zapewne powinnam wejść do łóżka i zająć się „nic nierobieniem”, ale należę do tej grupy ludzi, którzy leżeniem się męczą. :D Więc robiłam wszystko, by się nie zmęczyć. Niestety tym razem, niewiele to miało wspólnego z kuchnią. Oczywiście do czasu... :D Zbyt długa niebytność w kuchni - jak wiadomo - jest niezdrowa. :D


A więc rozgrzewamy się!
Bataty i groszek.
Kurczak i soczewica.
Pasta curry i mleczko kokosowe.
Na słodko, na pikantnie..., pożywnie i pysznie.
Prawdę mówiąc żałuję, że nie było dokładki.
Ale nie żałuję, że od poniedziałku w końcu wracam do codziennych obowiązków. :)



Curry z batatów i kurczaka.
Inspirowane przepisem z BBC Good Food

2 łyżki oleju (używam z pestek z winogron)
2 piersi z kurczaka, pokrojone w kostkę (lub paseczki)
2 średniej wielkości bataty, pokrojone w dużą kostkę
ok. 1 łyżeczka czerwonej pasty curry (ilość dozować do własnego smaku)
4 łyżki czerwonej soczewicy
250 - 300 ml bulionu z kurczaka lub warzywnego
400 ml mleczka kokosowego
ok. 150g mrożonego zielonego groszku
garść natki kolendry

Do garnka z rozgrzanym olejem – wrzucić pokrojone mięso kurczaka. Smażyć 2-3 min., aż mięso lekko zetnie się z wszystkich stron. Dodać bataty i czerwoną pastę curry – mieszając smażyć 1-2 min. Wsypać czerwoną soczewicę i znów smażyć ok. 1 min. Zalać całość bulionem - zagotować, a następnie dodać mleczko kokosowe i gotować jeszcze przez kilka minut, aż soczewica i bataty zmiękną, a sos trochę się zredukuje. W razie potrzeby doprawić do smaku jeszcze pastą curry, albo solą.
Wsypać mrożony groszek, znów zagotować i pozostawić na ogniu jeszcze ok. 3 min. Zdjąć z ognia, posypać poszatkowaną natką kolendry.
Smacznego!

wtorek, 25 listopada 2008

Bułeczki w stylu chińskim



Gdyby to było możliwe moi chłopcy codzienne jedli by pizzę lub suto nadzianą pitę. Aż do znudzenia, które notabene jakoś nie nadchodzi... A ja, choć tym dwóm nie mam nic przeciwko (o! wręcz przeciwnie! bardzo lubię!) to naprawdę chętnie szukam odmiany w zakresie obiadowych wypieków drożdżowych. Tym razem z pomocą ponownie przyszły nieocenione pomysły kulinarne z blogu Tatter "Palce lizać!".
Wykorzystałam pomysł na bułeczki w stylu chińskim, by zaspokoić niezaspokojone żądze chłopaków na jedzenie „do ręki”. Chłopcy byli zachwyceni, a i ja zjadłam z wielką przyjemnością coś nowego. :)
Jeśli chodzi o oryginalny przepis Tatter, jako bazę przyjęłam sam przepis na drożdżowe bułeczki, natomiast nadzienie potraktowałam bardziej dowolnie i obok marynowanego w sosie sojowym kurczaka - znalazły się dodatki, które w chwili obecnej miałam dostępne w domu. Jako, że bardzo lubię smak słodkiego sosu ostrygowego – pozwoliłam sobie tymże właśnie „dosmaczyć” nadzienie.
Polecam przepis Tatter, bułeczki wychodzą naprawdę świetne. Smakują równie dobrze gorące od razu po upieczeniu, po wystygnięciu, jak i na drugi dzień lekko podgrzane w piekarniku.




Bułeczki w chińskim stylu
cytuję za Tatter:

450g białej pszennej mąki chlebowej
1 1/2 łyżeczki drożdży instant
280ml mleka
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka cukru
30g masła miękkiego

Mąkę mieszam z drożdżami. Dodaję resztę składników i wyrabiam gładkie ciasto. Zostawiam do wyrośnięcia w cieple przez ok. 1 godzinę. (Cały proces wyrabiania i wyrastania ciasta można przeprowadzić w maszynie cykl >dough< ).

W tym czasie przygotowuję nadzienie:

4 łyżki oleju z orzeszków ziemnych
7cm kawałek świeżego imbiru, starty
4 łyżki dobrego sosu sojowego
2 łyżki miodu
500g filetów z kurczaka, krewetek (surowych) lub 500g mieszanych warzyw : marchewka, brokuły, pory, kiełki, papryka
6 zielonych cebulek
2 łyżki posiekanej kolendry
sol i świeżo mielony pieprz

Kurczaka/krewetki drobno siekam, warzywa kroję na małe kawałki. Dodaję resztę składników nadzienia, mieszam i zostawiam na 30 min.
Ciasto dziele na 14 części, które lekko zawijam w kulki i zostawiam złączeniami w góre pod przykryciem na 15-20 min. Następnie każda kulkę rozwałkowuję na cienki placek (ok. 15 cm średnicy), nakładam łyżkę farszu i zwijam bułeczkę. Każdą umieszczam na naoliwionej blasze do pieczenia. Zostawiam na ok. 45 min. w ciepłym miejscu. Bułeczki smaruję żółtkiem roztrzepanym z wodą i posypuję nasionami białego/czarnego sezamu. Piekę w piecu nagrzanym do 200C, ok 25-30 min. Gdyby bułeczki zaczeły nabierać zbyt szybko koloru, trzeba je przykryć arkuszem folii aluminiowej. Podaję gorace.

piątek, 14 listopada 2008

Khitcherie




Tak naprawdę ten aromatyczny ryż, który dzisiaj przygotowałam to pewna własna wariacja na temat indyjskiego khitcherie (kitchouri). W oryginale orzechowe w smaku basmati połączone jest z tur dal, czyli jak zdołałam (z niejakim trudem) ustalić – prawdopodobnie z odmianą soczewicy. Niestety moje śledztwo dotyczące tur dal nie do końca uznaję za udane, bowiem rozrzut informacji jaki znalazłam był stanowczo za duży... Wg różnych źródeł tur dal to łuskany żółty groch, albo fasolka o żółtawym kolorze, albo groch „gołębi” i na koniec odmiana soczewicy właśnie... Jeśli potraficie mi pomóc w rozszyfrowaniu tej zagadki – będę wdzięczna. :) Ostatecznie do mojej wersji khitcherie dodałam ulubioną przeze mnie ciecierzycę, którą dzień wcześniej namoczyłam w zimnej wodzie, a potem ugotowałam. Danie jest niezwykle aromatyczne, za sprawą tradycyjnych hinduskich przypraw. A dodatek słodkich rodzynek i orzechów nerkowca, oraz cymnamon – stanowią zaskakujący kontrast dla wydawałoby się wytrawnej całości. Duet pikantnego i słodkiego - palce lizać!
I choć orzechy tutaj nie stanowią głównego składnika, przepis chętnie zabłyśnie w ramach Orzechowego Tygodnia. :)



Khitcherie
inspirowane przepisem z „Podróże kulinarne. Kuchnia Indyjska.” wyd. Rzeczpospolita

½ szkl. ugotowanej ciecierzycy (może być z puszki)
2-3 łyżki sklarowanego masła
1 mała cebula drobno posiekana
1 duży ząbek czosnku przeciśnięty przez praskę
½ – 1 łyżeczki świeżej zielonej papryczki chilli – drobno posiekanej
1 łyżeczka świeżego imbiru drobno utartego
¼ łyżeczki kurkumy w proszku
½ łyżeczki sproszkowanego kuminu
½ łyżeczki garam masala
1 łyżeczka soli
1 laska cynamonu
½ szkl. ryżu basmati – porządnie przepłukanego pod bieżącą wodą
1/3 szkl. rodzynek
1 szkl. gorącej wody
1 łyżka soku z limonki
1/3 szkl. orzechów nerkowych uprażonych na patelni

W garnku lub głębokiej patelni rozgrzać sklarowane masło i zeszklić poszatkowaną cebulę. Dorzucić czosnek, świeży imbir i papryczkę – zamieszać, a po chwili przyprawy: kurkumę, kumin i garam masalę. Smażyć ok. 20 – 30 sek. aby przyprawy uwolniły aromat. Dołożyć ryż, ciecierzycę oraz rodzynki i laskę cynamonu. Zalać wodą - wymieszać. Doprowadzić do wrzenia. Mieszając od czasu do czasu – gotować na wolnym ogniu pod przykryciem, aż ryż będzie miękki. Zdjąć z ognia, usunąć laskę cynamonu. Skropić sokiem z limonki. Przed podaniem posypać nerkowcami.
Smacznego!

czwartek, 6 listopada 2008

Ostrrra ryba. Zdrrrowa ryba.

Im częściej próbuję te „inaczej podane” ryby, tym coraz większą mam ochotę na kolejne pomysły. Z zapałem wertuję książki i staram się zatrzymywać tylko przy tych przepisach, które rzeczywiście oferują nieznaną mi dotąd rybną jakość. W kolejce na degustację czekają jeszcze przepisy z ulubionych blogów, które tryskają zdrowiem (zdrowie dotyczy zarówno przepisów, jak i tych blogów ;-)).
Dzisiejsza ryba to wariacja pozostająca w tajskich klimatach. Ostry, rozgrzewający sos, na bazie mleczka kokosowego – nieźle podkręca delikatny smak białego mięsa.
Tylko dla lubiących ogień w ustach (ech...nie taki znów duży ;-).




Ryba w pikantnym mleczku kokosowym

2 filety z białej ryby
sól, pieprz

2 łyżeczki oleju arachidowego (zamieniam na olej z pestek winogron)
1 duży ząbek czosnku
1 łyżeczka startego świeżego imbiru
½ – 1 łyżeczka kurkumy w proszku
ok. 250 ml mleczka kokosowego
1-2 łyżeczki drobno posiekanej czerwonej papryczki chilli
1 łodyga trawy cytrynowej drobno pokrojoną
2 łyżeczki tajskiego sosu rybnego

Filety ryby posolić i popieprzyć. Ugotować na parze.

W międzyczasie na patelni lub woku rozgrzać olej. Wrzucić przeciśnięty przez praskę czosnek, oraz starty imbir. Mieszając smażyć bardzo krótko (20-30 sek.). Wsypać kurkumę – chwilę przesmażyć, aż wchłonie tłuszcz. Zalać mleczkiem kokosowym. Zagotować. Wrzucić posiekaną papryczkę chilli i i trawę cytrynową. Gotować ok. 5 minut na wolnym ogniu. Zdjąć z ognia. Wlać sos rybny, wymieszać.

Gotową rybę wyłożyć na talerz (zdjąć od razu skórę). Polać gorącym sosem.
Smacznego!

piątek, 17 października 2008

Pierożki krewetkowe

Jeśli lubicie krewetki – to to danie jest właśnie dla Was. :) Małe pierożki gotowane na parze lub smażone w głębokim oleju – wywodzą się z kuchni chińskiej i stanowią jedną z licznych przystawek na jeden kęs. To nieśmiertelne dim sum, które obowiązkowo podawane jest z zieloną herbatą.
Chciałabym kiedyś spróbować zestawu dim sum przygotowanego przez chińskiego kucharza, z całym bogactwem i różnorodnością: pierożki wszelakiej maści, bułeczki na parze, owoce morza, miseczki z zupą... I ta herbata zaparzana z całym ceremoniałem... Marzenie odległe jak Chiny... ;-)
Póki co, zakasałam rękawy i samodzielnie przygotowałam malutkie pierożki z nadzieniem z krewetek. Bardzo pikantne dzięki świeżemu chilli, rozgrzewające od imbiru i lekko słodkie od sosu ostrygowego. W sam raz na chwilowe zaspokojenie marzeń... ;-)





Pierożki krewetkowe

1 opakowanie gotowych kwadratów ciasta wonton (200g)

1 średniej wielkości cukinia
1 marchewka
1-2 ząbki czosnku
ok. 2 cm kawałek świeżego imbiru
1 łyżeczka posiekanej bardzo drobno świeżej papryczki chilli
1 - 2 łyżki oleju arachidowego lub z pestek winogron

ok. 300 g obranych krewetek
1 łyżka sosu sojowego
1 łyżka sosu ostrygowego
½ - 1 łyżeczki oleju sezamowego

1 jajko
olej do głębokiego smażenia

Krewetki obrać z pancerzyków, usunąć żyłki. Pokroić w plasterki. Jeśli kupicie jak ja - krewetki już wstępnie gotowane – włożyć kawałki do miski, a następnie wymieszać z sosem sojowym, sosem ostrygowym, utartym drobno imbirem, posiekanym chilli i olejem sezamowym. Odstawić.

Obraną marchewkę i umytą cukinię (wraz ze skórką) utrzeć na tarce o grubych oczkach. W woku, lub wysokiej patelni rozgrzać olej, wrzucić przeciśnięty przez praskę czosnek, utarty imbir, posiekaną chilli, cukinię i marchewkę. Mieszając smażyć ok. 2 minut, do lekkiego zeszklenia warzyw. Dodać surowe plasterki krewetek, sos sojowy i ostrygowy i smażyć, aż zmienią kolor na różowy. Zdjąć z ognia, lekko przestudzić.

W wypadku krewetek gotowanych – zeszklone warzywa zdjąć z ognia. Wymieszać z przygotowanymi krewetkami. Lekko przestudzić.

Na środek każdego arkusza ciasta nakładać po łyżce farszu. Brzegi ciasta smarować rozkłóconym jajkiem. Składać arkusz na pół po przekątnej, nadając kształt trójkąta. Można dodatkowo przeciwległe rogi ciasta u podstawy trójkąta zwinąć ku środkowi pierożka i razem je skleić (jak na fotce powyżej).

Smażyć partiami w rozgrzanym oleju do zezłocenia ciasta. Wyjmować z tłuszczu na papierowy ręcznik, by wchłonął tłuszcz. Podawać gorące z sosem sojowym, lub sosem chilli.

sobota, 11 października 2008

Aloo tikka

Ziemniaczany Tydzień część II 3-12.X.2008

Choć to już ostatnie chwile "Ziemniaczanego Tygodnia cz. II" prowadzonego przez Olgę Smile (z blogu Smaku Imprezy) - postanowiłam choć tym jednym wpisem (i przepisem :)) dołączyć do wspólnej zabawy.

Aloo czyli ziemniaki. Aloo tikka – indyjska przekąska w postaci smażonych kotlecików z ziemniaków, serwowanych zwykle z sosem.
Do bazowych ziemniaków wedle uznania można dodać warzywa (np. zielony groszek czy groch). Kotleciki są baaardzo aromatyczne, bowiem w kuchni indyjskiej – nie szczędzi się na przyprawach. Pachną zatem i kuminem, i kolendrą, i garam masala. Ja lubię ogniście, więc dorzuciłam jeszcze odrobinę posiekanej papryczki chilli. :)
Przygotowuje się je mega szybko. Do tego konsystencja masy pozwala na łatwe formowanie, a potem bezproblemowe smażenie (co ważne, nie rozpadają się).
Podałam je w formie obiadowej, z miętowo – limonkowym brązowym ryżem i sałatką buraczkową. Było pysznie. :)





Aloo tikka

ok. 500 g ugotowanych ziemniaków
1 łyżeczka mielonego kuminu
1 łyżeczka garam masala
½ łyżeczki utartych ziaren kolendry
świeża papryczka chilii (ilość wg własnych możliwości smakowych)
½ puszki ciecierzycy (ok. 200 g)
1 żółtko
4 łyżki mąki z ciecierzycy
sok z 1 limonki
garść posiekanej świeżej mięty
sól do smaku

dodatkowo 1 jajko
dodatkowa mąka z ciecierzycy do obtaczania kotlecików
ghee do smażenia (zastąpiłam olejem z pestek winogron)


Ziemniaki ugotować w osolonej wodzie. Ostudzić i przepuścić przez praskę lub potraktować tłuczkiem do ziemniaków.
Na patelni rozpuścić 2 łyżki ghee. Wsypać przyprawy: kumin, garam masala i mieloną kolendrę. Mieszając smażyć ok. ½ min. Następnie dodać odcedzoną i przepłukaną ciecierzycę, oraz drobno posiekaną papryczkę chilli. Smażyć ok. 2 min. Zdjąć z ognia, chwilę przestudzić, przełożyć do większej miski. Przy pomocy blendera zmiksować ciecierzycę (niekoniecznie bardzo gładko, grubsze kawałki mile widziane). Dołożyć ziemniaki, żółtko jaja, sok z limonki i mąkę z ciecierzycy, świeżą miętę – łyżką lub łopatką zagnieść ciasto. W razie potrzeby – doprawić do smaku solą.
Z masy formować niewielkie kulki, lekko spłaszczyć w dłoniach. Każdy kotlecik zanurzać w rozbełtanym jajku, a następnie obtaczać z wszystkich stron w mące z ciecierzycy (nadmiar strząsnąć).
Na dużej patelni rozgrzać ghee. Smażyć kotleciki z obu stron, aż do zarumienienia. Osączyć z nadmiaru tłuszczu na papierowym ręczniku.
Smacznego!