Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mozzarella. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mozzarella. Pokaż wszystkie posty

piątek, 25 września 2015

Gruszki, boczek, trochę zdrowej pleśni i top lista.


Do jedzenia pizzy prawdopodobnie nikogo nie trzeba namawiać. To kulinarny samograj, który choćby nie wiem jak często lądował na stole – nigdy się nie nudzi. Niby taki prosty, cieniutki drożdżowy placek, a za sprawą dodatków, za każdym razem może przynieść zupełnie inne doznania smakowe. Po wielokroć zastanawiałam się, czy mam swoją ulubioną wersję? Cóż, zadowalającej odpowiedzi nie znalazłam do tej pory. Sprawa jest niejednoznaczna, bo jak się okazuje – wszystkie są najlepsze. :)


czwartek, 30 lipca 2015

Kwiaty cukinii faszerowane trzema serami


Nasze pierwsze spotkanie miało miejsce na toskańskiej ziemi. I wyglądało jak... porażenie prądem. Jeden kęs i bum! Zachwyt i fajerwerki! :)
Od tamtej pory minęło blisko dziesięć lat, a ja do dzisiaj największym sentymentem darzę jadalne kwiaty w postaci, którą wtedy poznałam. To już tradycja: gdy w moje ręce trafiają żółciutkie kwiaty cukinii – w pierwszej kolejności zanurzam je w tempurze (albo cieście naleśnikowym) i głęboko smażę. Można chrupać bez końca, takie to pyszne, choć o diecie niestety należy zapomnieć. ;-)
Kolejne pęczki zjadamy już w nieco bardziej urozmaiconej formie. Bo jadalne kwiaty dają wiele możliwości.


wtorek, 5 maja 2015

Jak to miło powspominać... :) Pizza ciut ciut jak z rzymskiego snu.


Pizza z bresaolą i rukolą to jedno z moich miłych wspomnień kulinarnych związanych z pobytem w Rzymie. Dla porządku dodam, że nigdzie ostatnio nie wyjeżdżałam, to pobyt mocno już historyczny, ba! prawie zakurzony, ale co milsze elementy żywo zachowały się w pamięci.
No więc tę pizzę pamiętam doskonale. Siedzieliśmy w jednej z rzymskich trattorii, stół zasłany był obrusem w czerwono – białą kratę, a wokół roznosiły się takie zapachy, że trudno było usiedzieć na miejscu. Potrawy lądowały na sąsiednich stolikach, a nas skręcało z zazdrości. Oczekiwanie w takich „osobliwościach przyrody” to prawdziwa tortura. Kto był, ten wie. :) To co było potem, to czysta poezja, nie tylko pizzą usłana – jak to na włoskiej ziemi. ;-)


niedziela, 27 października 2013

Powrót do korzeni. Zapiekanka makaronowa z dynią.


Współpraca z magazynami kulinarnymi ma to do siebie, że kulinarnie zawsze jest się trochę do przodu w stosunku do rzeczywistego kalendarza. Wczesną wiosną szuka się truskawek i rabarbaru do sesji zdjęciowej, a jesienią przed obiektywem gości zima... Cykl wydawniczy rządzi się swoimi prawami (tak jest i już), powodując czasem ból głowy, ale jednocześnie wyzwalając zastrzyk adrenaliny - zwłaszcza wtedy, gdy w grę wchodzi zdobycie przed właściwym sezonem ważnego składnika... 

niedziela, 15 lipca 2012

Arancini


Nie są może szczególnie trudne do wykonania, ale potrzeba trochę czasu i pewnej wprawy. O ile tego pierwszego udaje mi się uszczknąć, o tyle z tym drugim – zdecydowanie gorzej. :)
Arancini to ryżowe kulki, nadziewane na wiele sposobów i smażone w tłuszczu. 

Ich ojczyzną podobno jest Sycylia. A ja dla odmiany jadłam je w Rzymie.




Podejrzewam, że traktowane są nieco po macoszemu, bo nie natrafiłam na nie w żadnej z restauracji, za to i owszem, można było je spotkać w lokalach specjalizujących się sprzedażą „przegryzek na wynos”.
Idealnie kuliste, chrupiące na zewnątrz, mięciutkie wewnątrz i wypełnione pysznym farszem. Taki jest ideał. :)
Niestety! Moim z wyglądu do ideału bardzo daleko. Rzekłabym, że prezentują się marnie jak kotlety mielone. :D


Dlatego proponuję przeczytać listę składników, następnie zamknąć oczy (żeby fotoprezentacja zbytnio nie drażniła) i wyobrazić sobie jak arancini mogą miło smakować... :)
Do przygotowania ich specjalnie przyrządziłam risotto (ale z powodzeniem można wykorzystać jego nadwyżki, jeśli pozostały nam po obiedzie). A do nadzienia wykorzystałam młodą cukinię, wraz z kwiatami i mozzarellę. 

  Arancini z młodą cukinią i mozzarellą

Risotto:
1 cebulka
1,5 szkl. ryżu (canaroli lub arborio)
2-3 łyżki oliwy do smażenia
ok. 100 -150ml białego, wytrawnego wina
ok. 30g suszonych pomidorów
ok. 750ml bardzo gorącego bulionu
ok. ½ szkl. świeżo utartego parmezanu
pieprz do smaku

Oraz:
ok. 150g malutkich cukinii (u mnie wraz z kwiatami)
1 kulka mozzarelli
garść orzeszków piniowych
1 jajko - rozkłócone
ok. 1 szkl. bułki tartej
olej do głębokiego smażenia


Przygotować risotto:
Jeśli korzystamy z suszonych pomidorów z zalewy oliwnej wystarczy pokroić je w cienkie paseczki. Jeśli pomidory są ususzone i widać na nich ziarenka soli – wpierw zalać je wrzątkiem i pozostawić do namoczenia na ok. 5 min. Potem odcedzić i drobniutko pokroić.
Cukinię (i kwiaty) pokroić w drobniutką kostkę. Mozzarellę również rozdrobnić. Orzeszki piniowe podprażyć na suchej patelni.
W głębokiej patelni rozgrzać olej, wrzucić cebulkę – smażyć do lekkiego zeszklenia. Wrzucić ryż - chwilę przesmażyć. Zalać białym winem – dusić, aż do wyparowania płynu. Wlać chochelkę wrzącego bulionu (garnuszek z bulionem najlepiej trzymać na maleńkim ogniu, tak by bulion cały czas był bardzo gorący). Gotować, często mieszając, aż do wyparowania płynu. Wrzucić pokrojone suszone pomidory. Bulion dolewać partiami (po 1 chochelce) do momentu, aż ziarna zupełnie zmiękną. Odparować cały nadmiar płynu. Doprawić do smaku pieprzem. Zdjąć z ognia i wsypać parmezan – wszystko dokładnie wymieszać (ryż powinien być raczej kleisty).

Następnie:
Całość lekko przestudzić. Wmieszać rozkłócone jajko.
Nakładać na dłoń czubatą łyżkę ryżu – do środka kłaść niewielkie ilości cukinii, mozzarelli i pinioli. Na wierzch nakładać drugą łyżkę ryżu i formować dłońmi kulę.
Kulki panierować w jajku i w bułce tartej (należy robić to bardzo delikatnie, bo kulki łatwo się rozpadają).
Olej rozgrzać w garnku lub wysokiej patelni. Kulki smażyć w głębokim tłuszczu, aż do uzyskania złocistego koloru.
Gotowe odłożyć na chwilkę na papierowe ręczniki, w celu odsączenia z tłuszczu.
Smacznego!

niedziela, 30 stycznia 2011

Calzone


Gdyby głos decydujący w sprawie menu obiadowego było w gestii moich dwóch mężczyzn życia (jeden już lat 9! kiedy to minęło?! drugi znacznie więcej, też nie wiem, kiedy ten czas tak przeleciał?!) - to w ciemno mogę powiedzieć, że życzyliby sobie pizzę. Codziennie. I nie sądzę, by monotonia była tutaj jakąkolwiek przeszkodą. Pizza na śniadanie, pizza na obiad, codziennie i od święta też. :D Raj na ziemi. :D Byłby. Ale nie ma. :D
Raj zstępuje od czasu do czasu i powoduje dużą radość. :)
Zwykle przyrządzam tradycyjną pizzę, którą piekę na kamieniu. Muszę przyznać, że uwielbiamy zapach jaki roznosi się po mieszkaniu, gdy kamień łapie wysokie temperatury. Oddaje wtedy zapachy, które wchłonął przez ostatnie lata swojej pracy. Jest to zapach, który przywołuje same przyjemne skojarzenia. :)


Tym razem nie przygotowałam tradycyjnej pizzy, ale danie „pizzopodobne”, czyli calzone, o włoskim rodowodzie. Do środka można włożyć co kto lubi, tak jak na pizzę. U nas były i sery (mozzarella i ser pleśniowy), i pomidory w trzech postaciach (sos, pomidorki świeże i suszone z zalewy oliwnej), i trochę wędzonki i świeże zioła.
Ja jadłam z sałatą, chłopcy woleli sam pieróg, bez dodatków. Wszystkim smakowało, a męska część była wielce zadowolona. :)



Calzone
(na 6 porcji)

Ciasto:
450g mąki
1,5 łyżeczki drożdży instant
1 łyżeczka soli
½ łyżeczki cukru
ok. 280-300 ml wody w temp. Pokojowej (podana ilość jest orientacyjna i może się zmienić w zależności od używanej mąki)
2 łyżki oliwy

Mąkę wymieszać z drożdżami instant, solą i cukrem. Wlać wodę (na początek proponuję 250 ml i dolewać po trochę jeśli ciasto będzie zbyt zbite) i wyrabiać ciasto. Dobrze wyrobione ciasto powinno być elastyczne i ładnie odchodzić od dłoni. Dodać oliwę i znów wyrabiać, aż wchłonie się w ciasto.
Uformować z ciasta kulę, włożyć do miski i przykryć folią spożywczą. Pozostawić do wyrośnięcia na ok. 1-1,5 godz. Aż ciasto podwoi swoją objętość.

Nadzienie:
ok. 150ml aromatycznego sosu pomidorowego (np. mój ulubiony – klik)
150g boczku wędzonego
300g pieczarek
1 duża kulka mozzarelli (250g)
100g sera pleśniowego
pomidorki koktajlowe (dawałam po 3-4 szt./1 porcję)
kilka sztuk suszonych pomidorów z zalewy oliwnej
sól, pieprz

Przygotować sos pomidorowy, pachnący ulubionymi ziołami (np. Oregano, tymiankiem lub bazylią).
Pieczarki obrać i pokroić w półplasterki. Boczek pokroić w cieniutkie plasterki, a następnie w paseczki. Na patelni wytopić najpierw boczek, a następnie dodać pieczarki i razem podsmażyć. Doprawić do smaku solą i pieprzem.
Mozzarellę pokroić w plastry. Na sitku odsączyć dobrze z zalewy.
Ser pleśniowy pokruszyć.
Pomidorki pokroić lub pozostawić w całości (w zależności od wielkości).
Suszone pomidory pokroić w paseczki.
Garść świeżych listków bazylii.

Piekarnik nagrzać do 200 st. C. Dużą kwadratową blachę wyłożyć papierem do pieczenia.
Wyrośnięte ciasto podzielić na 6 części. Po kolei przygotowywać calzone. Rozwałkować kulkę ciasta do grubości ok. 3-4 mm (w razie potrzeby podsypać mąką). Na placku rozsmarować ok. 1,5 - 2 łyżki sosu pomidorowego i na jednej połowie rozłożyć po trochę przygotowanych składników nadzienia. Wolną połowę placka założyć na tę zapełnioną i uformować pieróg. Brzegi ciasta dokładnie skleić i wywinąć do góry, żeby sery w trakcie pieczenia nie wypłynęły. Układać na blasze.
Z wierzchu każdy pieróg ponownie posmarować sosem pomidorowym.
Piec w nagrzanym piekarniku ok. 10 min. Aż ciasto się napuszy, a wierzch ładnie zarumieni.
Można też pojedynczo każdy pieróg piec na kamieniu szamotkowym. Wtedy rozgrzać kamień do temp. 240 st. C i każdy pieróg piec ok. 3min.
Smacznego!

piątek, 1 stycznia 2010

Pizza z białym sosem curry na Nowy Rok



Nie było hucznego Sylwestra. Nie było zabawy, potańcówki i konfetti. I tak bywa. ;-) Była za to Sylwestrowa kolacja (fondue serowe) z mężem i dziećmi, oraz szampan o północy. I fajerwerki za oknem... Chociaż odkąd naprzeciw moich okien stanął wielki, luksusowy hotel – widać zdecydwanie mniej. :( Słychać za to wciąż znakomicie. :D
Po tej cichej nocy Sylwestrowej pozostał tylko korek i pusta butelka po szampanie. I kilka niewykorzystanych zimnych ogni. I kilka noworocznych postanowień, choć głośno i publicznie ich nie wypowiem... :) No chyba, że któreś z nich uda się zrealizować...ale na to przyjdzie poczekać, a przede wszystkim sporo przyjdzie mi się napracować. :)




Kulinarny pierwszy dzień Nowego Roku nie przyniósł wielkiego zaskoczenia. :D Z moimi mężczyznami nie mam na to szans. Jeśli przy szczególnych okazjach pytam ich czy mają kulinarne życzenie, mogę być niemal pewna, że w odpowiedzi usłyszę trzy do wyboru propozycje: po pierwsze pizza! (najczęściej się pojawiająca prośba), po drugie: zwijana tortilla najchętniej z kurczakiem wewnątrz i po trzecie: ich ulubiona zapiekanka mięsno – fasolowa. Oto nieprzemijająca trójca w moim domu. :D Fakt, poniekąd fast – foodowa. Ale prawdę mówiąc, wolę by był to domowy fast – food, niż niewiadomej jakości kupny.
Tak więc 1 styczeń to dzień pizzy. :)


W tym roku postawiłam na prawdziwą kaloryczną bombę... Pyszną, naprawdę pyszną! Ale...uffff... kaloryczną tak bardzo, że nie polecam powtarzać zbyt często. :D Jak bardzo smakował mi każdy zjadany kęs – tak bardzo przy każdym miałam wyrzuty sumienia. :D No cóż, zdaje się, że jedno z postanowień noworocznych staje się dość oczywiste. :D Kolejna taka rozpusta nie wcześniej niż za rok! :D
Śmietanowy sos curry, boczek, pieczarki, cebulka i ananas – tylko tyle i aż tyle. Zdecydowanie AŻ tyle! Niebo w gębie! :)

I jeszcze dziękuję za każde noworoczne życzenie! :) Gdyby choć część z nich mogła się spełnić... Byłoby to prawdziwe szczęście. :) Czego i Wam wszystkim życzę! :)



Pizza z białym sosem curry
na 3 bardzo duże pizze (u mnie 3 duże + 1 mała)

Ciasto:
3 szkl. mąki pszennej
1,5 łyżeczki drożdży instant (używam dr Oetker’a)
1 łyżeczkę soli
ok. 1 do 1 ¼ szkl. letniej wody (a w zasadzie tyle ile wchłonie mąka)
1 łyżka + 1 łyżeczka oliwy

Mieszamy ze sobą suche składniki: mąkę, drożdże i sól. Dolewamy wodę i używając robota lub ręcznie, zarabiamy elastyczne, gładkie ciasto, do momentu, gdy zacznie ładnie odchodzić od dłoni / ścianek misy robota. Dodajemy 1 łyżkę oliwy i ponownie zagniatamy.
Miskę wysmarować 1 łyżeczką oliwy. Ciasto pozostawić w misce, przykrytej folią spożywczą – do wyrośnięcia (ciasto powinno podwoić swoją objętość w ciągu 1-1,5 godz.).

Sos:
200g gęstej śmietany kremówki (polecam Piątnicę 36% w kubeczku) *
1-2 ząbki czosnku drobno utartego
ok. 1/3 łyżeczki curry ostrego w proszku
ok. 1/3 łyżeczki curry łagodnego w proszku
sól, pieprz do smaku
1 łyżka oliwy z oliwek extra vergine

Wszystkie składniki dokładnie wymieszać, zakryć folią spożywczą i zostawić na min. 1 godzinę, by smaki się połączyły.
* Jeśli nasza śmietana kremówka jest dość rzadka – ubić ją na półsztywno.

Nadzienie:
1-2 łyżeczki oliwy
1 mała cebulka
ok. 150 g wędzonego boczku
kilka sztuk pieczarek (dałam 6 szt.)
oraz:
kilka plastrów ananasa z puszki (dałam 5 plastrów)
250 g mozzarelli

Cebulę posiekać w kosteczkę. Boczek pokroić w cieniutkie paseczki. Pieczarki obrać i pokroić na niezbyt cienkie plasterki.
Na patelni rozgrzać oliwę. Wrzucić cebulę i lekko zeszklić. Dodać pokrojony boczek i podsmażyć. Dołożyć pieczarki – wszystko raz jeszcze króciutko przesmażyć (pieczarki nie powinny zby mocno „zwiędnąć”). Zdjąć patelnię z ognia. Nadzienie wyłożyć na sitko i pozostawić do ocieknięcia z nadmiaru tłuszczu.
Mozzarellę osuszyć z płynu, pokroić na cieniutkie plasterki (lub drobniej) i pozostawić na sitku do obcieknięcia (w zależności od uwodnienia - mozzarella może oddać jeszcze płyn).

Piekarnik wraz z kamieniem do pizzy lub dużą blachą - rozgrzać do temp. 250 st. (zwykle używam termoobieg + górny opiekacz). Jeśli używamy szamotkowego kamienia - każdą pizzę szykować oddzielnie. Jeśli będziemy piec na blasze – można przygotować jedną zbiorczą, dużą pizzę (np. prostokątną).
Gotowe, wyrośnięte ciasto, podzielić na 3 porcje. Każdą porcję dość cienko rozwałkować na stolnicy podsypanej mąką. Na każdej pizzy rozsmarować 1/3 porcji sosu śmietanowego, rozłożyć nadzienie z boczku i pieczarek, oraz ananasa. Posypać mozzarellą.
Pizzę wrzucać na mocno rozgrzany kamień (lub blachę wyłożoną papierem do pieczenia). Piec ok. 3-5 min. (w tej temperaturze pizza piecze się ekspresowo! zwłaszcza na kamieniu). Gotową pizzę wyłożyć na kilka chwil na kratkę do odparowania.
Smacznego!

czwartek, 11 czerwca 2009

Ravioli zapiekane w pomidorach.

Słowa... Dźwięczne jak ulubiona muzyka, które spowodowały, że serce matki wypełnione zostało radością aż po sam brzeg. :) Duma rozpiera i tylko patrzeć czy nie eksploduje. :) Bycie matką jest piękne, nawet gdy czasem chmury przynoszą deszcz. Przecież i tak po nich zaświeci słońce... Moje właśnie świeci z wielką mocą, a ja jestem taka dumna, taka dumna... :)



Jako wzrokowiec, odczuwam pewien przywilej (być może tylko urojony ;-))... Gdy wpadnie mi w oko w kulinarnej książce lub czasopiśmie ciekawie wyglądająca potrawa – to czuję się ze wszech miar zwolniona z obowiązku czytania do niego przepisu. :)
Ze zdjęciem zamkniętym pod powieką, idę do kuchni, kręcę się po niej, wyciągam, siekam, miksuję, w końcu mieszam w parującym garnku. :) Dawniej, nie raz i nie dwa, moje próby ponosiły klęskę. ;-) Ale z biegiem lat i doświadczenia – takie wpadki zdarzają się coraz rzadziej. Na stół trafiają talerze z potrawą niekoniecznie identyczną, jak ta, która przykuła wzrok na zdjęciu. Bo zdjęcie jest tylko inspiracją, impulsem do własnej kulinarnej inwencji twórczej.
I chyba to w kulinariach lubię najbardziej... poszukiwania, eksperymenty, oraz niekończące się morze możliwości. :)

Moja dzisiejsza propozycja obiadowa – zrodziła się w głowie podczas przeglądania czerwcowego numeru miesięcznika “Sól i pieprz” (ten sam, w którym Kasia z bloga Pokrojone doprawione - miała przyjemność zagościć). Wzrok spoczął na zdjęciu, a w tytule obok przeczytałam “ravioli z serem i pomidorami”. To mi wystarczyło. Liczył się sam pomysł – reszta poszła z górki. :)
Polecam z całego serca! Jest pyszne! Przy najbliższej okazji przygotuję taką formę ravioli dla moich gości. :)


Ravioli serowe zapiekane w pomidorach

Sos pomidorowy:
400g dobrej jakości pulpy pomidorowej
2 drobno utarte ząbki czosnku
duża garść posiekanych listków bazylii
2 łyżki oliwy extra vergine
½ łyżeczki octu balsamicznego
sól, pieprz do smaku

W miseczce mieszamy wszystkie składniki. Odstawiamy do lodówki na min. 1-2 godziny.

Ciasto:
2 jajka
ok. 200g semoliny (lub innej mąki, np. krupczatki)

Z jajek i semoliny zagnieść elastyczne ciasto makaronowe. Ciasto nie powinno być zbyt mokre i klejące. W zależności od wielkości użytych jajek – może okazać się konieczne dosypanie 1-2 łyżek mąki.
Uformować z ciasta wałek (ok. 5 cm średnicy) i szczelnie zawinąć w folię spożywczą. Odłożyć na pół godzinki, by ciasto 'odpoczęło'.

Farsz:
1,5 op. ricotty
1 kulka mozzarelli – pokrojona na drobne kawałki
1 ząbek czosnku
4-5 suszonych pomidorów z zalewy oliwnej (lub jeśli w stanie suchym – to rozmiękczonych przez zanurzenie na kilka minut we wrzątku) – pokrojone w drobną kosteczkę
sól, pieprz do smaku
duża garść posiekanych listków bazylii

Wszystkie składniki włożyć do miski I dobrze wymieszać.

dodatkowo:
1 kulka mozzarelli lub innego łatwo topliwego sera – pokrojona w cienkie plastry lub kostkę



Z ciasta makaronowego wykrawać kawałki ciasta – rozwałkowywać w dłuższe prostokąty (szer. ok. 10-12 cm). Pozostałe ciasto z powrotem zawijać w folię spożywczą, by nadmiernie nie wyschło. Wzdłuż jednej z dłuższych krawędzi układać po czubatej łyżeczce farszu, zachowując między nimi niewielkie odstępy. Przykryć farsz “czystą” częścią płata ciasta (patrz na zdjęcie powyżej), a następnie przy pomocy karbowanego radełka – wykrawać niewielkie, kwadratowe pierożki.
W dużym garnku zagotować sporą ilość osolonej wody. Partiami wrzucać ravioli, gotować krótko – po wypłynięciu na wierzch pierożków i ponownym zawrzeniu wody – są już gotowe. Wybierać łyżką cedzakową. Odłożyć na talerz do odparowania.

Piekarnik rozgrzać do temp. 200 st.C.
Na dno naczynia żaroodpornego (jedno większe, lub kilka mniejszych na indywidualne porcje) włożyć warstwę sosu pomidorowego (niedużo, tyle tylko by pokryła dno). Układać pierożki, przekładając pozostałym sosem (chodzi o to, by każdy pierożek w miarę możliwości był otulony sosem). Na wierzchu rozłożyć kawałki dodatkowej mozzarelli.
Zapiekać do czasu, gdy wierzchni ser się rozpuści i lekko zezłoci. Podawać ciepłe.
Smacznego!