Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Marchewka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Marchewka. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 14 lutego 2016

Towarzyska pasta. Hummus z pieczoną marchwią i harrisą.


Pamiętacie może, jak kilka miesięcy temu podzieliłam się pomysłem na hummus z dodatkiem pesto bazyliowym i młodymi listkami botwinki? Rozgadałam się wtedy, że czuję się uzależniona od tego smaku. :D Ojjj, jasne, że to takie tam gadanie, bo uzależniona czuję się od wszystkiego co smaczne i co sprawia, że chciałabym jeść jak najczęściej. W końcu uczucie uzależnienia od jedzenia wydaje się być zwykłym odruchem każdej osoby kochającej jeść.
Ale wracając do meritum – mój małżonek gada, że hummus jest „jedzeniem towarzyskim”. Sama nie wiem co przez to rozumie, chyba po prostu wygrzebywanie z jednej miski – zbliża ludzi. :)


środa, 19 sierpnia 2015

Podejmij challenge z Cuisine Companion - rozwiązanie I etapu konkursu


Wybrać jedną recepturę z kilkudziesięciu to prawdziwe wyzwanie. :)
Przeczytałam uważnie każdy przepis, który mi przysłaliście. Z konieczności odłożyłam na bok te, które nie mieściły się w ramach warunków konkursowych (np. wymagały użycia piekarnika), a potem, czytając po raz drugi - wyobrażałam sobie smak Waszych potraw. :) To była niezwykle pyszna wędrówka i bardzo chętnie do wielu z Was wprosiłabym się do stołu. :)
Z całego wachlarza najróżniejszych propozycji, wybrałam tę, która najmocniej zadziałała na moje zmysły. Niby prosta receptura „jednogarnkowca”, ale w środku tajemniczy składnik, którego ogromnie byłam ciekawa...
A zatem wyzwanie zostało podjęte. Pozostało sprawdzić, czy z Cuisine Companion  uda mi się łatwiej lub szybciej przygotować wybraną potrawę. :)

czwartek, 16 kwietnia 2015

Frytki warzywne. Pieczone.


O wyższości frytek nad tłuczonym ziemniakiem lepiej nie dyskutować. Cokolwiek złego by nie powiedzieć o tych pierwszych... - postaw przed pociechą dwa talerze, a boleśnie przekonasz się, którą zawartość ochoczo wybierze.
Frytki, fryteczki, frytunie...
Osobiście nie znam dziecka, które na ich widok nie uśmiechnęłoby się od ucha do ucha. Taki zwykły ziemniak, a utopiony w tłuszczu, tyle wzbudza emocji...
No to weźmy nasze dzieciaki sposobem i dajmy im takie frytki, na jakie zasługują! :) Pełne smaku, kolorowe i niemal słodkie. :)


wtorek, 7 kwietnia 2015

Łosoś w 4M (miso, mirin, mango, marchewka)


Świąteczne, rodzinne ucztowanie jest cudowne. Ale cieszę się, że święta nie trwają dłużej, bo z każdym dniem coraz trudniej byłoby mi usiedzieć przy stole. :) Nosi mnie. Och! jak bardzo mnie nosi! Zwłaszcza teraz, gdy wiosna wdziera się do codzienności.
Z radością myślę o każdej chwili, którą spędzę poza domem. Tęsknię już bardzo za długimi spacerami, za rowerową przejażdżką, za zielonym targiem i ciepłymi promieniami.
Miła jest mi myśl, że to wszystko już, już na wyciągnięcie ręki. :)


środa, 4 marca 2015

Zupa dyniowo – marchwiowa. W kuchni Mami Fatale.


Droga Mamo i szanowny Tato!
Jeśli jesteś rodzicem pociechy, która jeszcze nie wyrosła z animowanych opowieści, lubi się utożsamiać z pozytywnymi bohaterami, albo po prostu podglądać ich na szklanym ekranie i dobrze się przy tym bawić, i uczyć zarazem – to dzisiejszy wpis jest skierowany właśnie do Ciebie...

Podejrzewam, że wielu z Was miała już okazję poznać tę nietuzinkową postać animowanej serii... Lecz jeśli przypadkiem jeszcze o niej nie słyszeliście – pozwólcie, że Wam przedstawię - oto Mami Fatale. :)
Mami, to przesympatyczna, starsza Pani, która uciekła od miastowego zgiełku i poświęciła się pasji... gotowania (czyż niejeden z nas też tak by nie chciał? ;-)).
Świat Mami Fatale jest trochę zwariowany, niezwykle kolorowy i nie ma w nim miejsca na nudę. Jest za to miejsce na  przygodę, na przyjaźń i czas mile spędzony w kuchni.
A jeśli już mowa o kuchni, to cytując autorów:
„Mami Fatale” w sposób nienachalny promuje zasady zdrowego żywienia pośród najmłodszych widzów. Intryga zawiązana wokół tematyki wybranego dania zwykle przenosi bohaterów ku nieoczekiwanym, zabawnym przygodom, a w zakończeniu wszyscy zasiadają do wspólnego posiłku.”
Kilka miesięcy temu, zostałam zaproszona do współpracy przez studio animacji Grupa Smacznego, autorów serii  „Mami Fatale”. Dzięki temu zaproszeniu wiem, jak niesamowitą kucharką jest Mami. Wiem też, że warto się z nią zaprzyjaźnić, podpatrywać w kuchni i korzystać z jej pysznych inspiracji. :)

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Coś jakby chińszczyzna w domowym wydaniu



Właściwie mam wrażenie, że określenie „chińszczyzna” to słowo wytrych. Co by nie wrzucić do woka, skropić sosem sojowym, przesmażyć – i prawie mamy. Prawie. Ja w każdym razie nie przejmuję się brakiem wyszukanych składników i bazuję na tych najprostszych i ogólnie dostępnych.
Makaron, który pokazuję dzisiaj – bardzo często towarzyszył mi w końcówce ubiegłego roku. Częstotliwość przyrządzania tej i podobnych wersji - przebiła niepodzielnie królujące do tej pory spaghetti z nieśmiertelnym (i ulubionym) sosem pomidorowym lub pesto. 

wtorek, 19 czerwca 2012

A co u rybki?



Czy wśród moich Czytelników jest jeszcze ktoś, kto udział w konkursie pozostawił „na potem”?
Jeśli tak, to przypominam, że czas powoli dobiega końca. Nie czekajcie dłużej!
A tym, którzy wcześniej nie natrafili na konkursowy wpis – podpowiadam, że na blogu trwa właśnie prosta i przyjemna zabawa z nagrodami. 

Do wygrania są przydasie marki Zeal, ufundowane przez sklep z akcesoriami kuchennymi (klik).
Wszelkie szczegóły dotyczące konkursu, znajdziecie TUTAJ (klik).
Termin pozostawiania komentarzy konkursowych upływa 21 czerwca (o północy).


W temacie „rybki” - monotematycznie, czyli jak zawsze u mnie -  łosoś. :)
Cóż, okazuje się, że mieszkanie nad Zatoką i teoretyczny dostęp do świeżych, morskich ryb – nie gwarantuje praktycznego wykorzystania potencjału.
Flądry nie lubię, za śledziem nie gonię, a dorsza jadam od przypadku do przypadku. Za innymi rybami również szczególnie nie szaleję. (Dla odmiany tęsknię za świeżymi krewetkami, ośmiorniczkami, kalmarami i innymi stworami :)).
Ale łosoś, od zawsze na TAK! :) Chętnie i na wszelkie sposoby. 


Dzisiaj proponuję letni, lekki obiad, który z powodzeniem może zamienić się w drugie śniadanie, zabierane do pracy i jedzone na zimno w postaci sałatki.
Mięso ryby macerowałam w soku z cytryny i ugotowałam na parze. Dzięki niezbyt długiemu procesowi parowania – mięso zachowuje soczystość i kruchość.
Podałam z cytrynowo - koperkowym kuskusem, młodą marchewką i... rzodkiewką dla lekkiego zaostrzenia smaku.
Jadłam obie wersje: na ciepło i na zimno. Obie mi bardzo smakowały.
Zatem i Wam polecam! :)

Ps. Oczywiście na dzisiejszych zdjęciach znów zawitały drobne akcesoria ze sklepu www.szefkuchni.pl


 
Koperkowy kuskus z łososiem i warzywami
(na 2 porcje)

ok. 250g łososia bez skóry
sok z 1 dużej cytryny
kilka gałązek koperku

Łososia umyć i osuszyć. Ułożyć w płaskim naczyniu, skropić sokiem z cytryny, dodać koperek. Pozostawić na ok. 30 min. do zamarynowania.

Oraz:
2 młode marchewki
kilka rzodkiewek
½ szkl. kuskus
szczypta soli (ok. 1/8 łyżeczki)
sok z ½ cytryny
ok. 1-1 ½ łyżki posiekanego drobno koperku
sól, pieprz do smaku
ew. dodatkowa cytryna do smaku

Oczyszczone marchewki pokroić w cienkie słupki, a rzodkiewki w plasterki.
Łososia posolić i ugotować na parze (ok. 20 min.). Na ok. 3-4 min. przed końcem gotowania – do łososia dołożyć słupki marchewki (marchewka po parowaniu powinna być jędrna i ciągle lekko twarda).
W międzyczasie gdy łosoś się gotuje – przygotować kuskus: suche ziarenka wrzucić do miseczki, wymieszać ze szczyptą soli, oraz zalać mieszanką soku z cytryny i niewielkiej ilości wrzątku (płynu powinno być tyle, by po zalaniu wystawał ponad ziarenka na ok. 2-3mm). Przykryć talerzykiem i pozostawić na kilka minut do wchłonięcia.
Gotowy kuskus rozbić - „drapiąc” widelcem. Wmieszać posiekany koperek i doprawić do smaku pieprzem, ewentualnie dodatkowo solą.
Podawać z dodatkiem parowanego łososia, z marchewką, rzodkiewką i ćwiartkami cytryny.
Podawać na ciepło. Ale na zimno jest równie smaczne i bardziej sałatkowe.
Smacznego!

wtorek, 28 lutego 2012

Ciasto marchwiowe z sosem toffi


Mimo, że do prima aprilis jeszcze dość daleko - trochę sobie wczoraj zażartowałam, zapowiadając rychłe pojawienie się na blogu toffi. :D
Mam nadzieję, że nikt, kto tutaj zagląda – nie weźmie mi tego za złe? ;-)
Na swoje usprawiedliwienie dodam, że trochę jednak toffi będzie, w postaci sosu do ciasta.
A w roli głównej ciasto marchwiowe. Lekko piernikowe, wilgotne. Z dużą ilością orzechów.


Zapewne ile gospodyń – tyle przepisów na ten wypiek. Ja tym razem podpatrzyłam recepturę w najświeższym wydaniu magazynu „Delicious”. W oryginale wierzch ciasta był udekorowany kremem twarożkowo – maślanym. A ja tym razem miałam ochotę na słodkie, pyszne toffii... :)
Polecam! To bardzo smaczny duet. :)



Ciasto marchwiowe z orzechami włoskimi i sosem toffi
podpatrzone w „Delicious” nr 3/2012 – z moimi zmianami

Ciasto:
3 jaja średniej wielkości
180g muscovado
150ml oleju słonecznikowego
230g mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 ½ łyżeczki cynamonu
½ łyżeczki imbiru sproszkowanego
½ łyżeczka przyprawy do piernika
szczypta soli
ok. 250g surowej marchwi
ok. 100 + 50g orzechów włoskich (w oryginale pekan)

Sos toffi:
40g masła
50g śmietanki (36 lub 30%)
50g brązowego cukru
szczypta soli

Rozgrzać piekarnik do temp. 180st.C (grzałki góra - dół). Przygotować okrągłą formę o średnicy 20cm – wysmarować tłuszczem i oprószyć mąką, lub wyłożyć papierem do pieczenia.
Obraną marchew zetrzeć na grubych oczkach tarki. 100g orzechów grubo posiekać.
Mąkę przesiać do osobnej miski, wraz z proszkiem do pieczenia, solą i przyprawami.
Jaja ubić z cukrem na puszystą masę. Cały czas mieszając dolać olej, a następnie mąkę. Na koniec wmieszać startą marchew i posiekane orzechy.
Wylać masę do foremki. Na wierzchu ułożyć pozostałe orzechy.
Piec ok. 50 min. (grzałki góra – dół). Patyczek włożony w środek ciasta – powinien być suchy. Ostudzić.

W międzyczasie przygotować sos toffi:
W garnuszku umieścić wszystkie składniki sosu. Postawić na małym ogniu – zagotować. Gotować (ciągle na niewielkim ogniu), bardzo często mieszając, aż sos nieco zgęstnieje. Lekko przestudzić (tylko tyle, żeby odparować).
Polać wystudzone ciasto.
Smacznego!

środa, 20 października 2010

Zimno – ciepło.


Poranki są ciężkie. Otwarcie oczu graniczy z cudem. Wysuwam stopę spod ciepłej pościeli. Nieprzyjemnie... Stopa wraca z powrotem skąd wyszła. Na straży mojego snu stoi Rafał i jego alarm w telefonie. Pobudka!!! Obecnie budzika szczerze nienawidzę. :D Nie to co latem...
Na wpół przytomna idę do kuchni. Śniadanie dla Kuby. Kuba wstawaj! Kuba marudzi, tak jak ja jeszcze przed chwilą. Jakoś się dziecku nie dziwię.
Zimowe kurtki, buty (raczej buciory) na grubych podeszwach, rękawiczki i czapki na głowach. Pierwszy łyk świeżego powietrza budzi nas na dobre. Ale chłodno... Szuramy nogami po liściach pokrytych szronem. Byle szybciej do szkoły, Byle szybciej do pracy.
To już zdecydowanie czas na gorące zupy, gęste gulasze, ciasta piernikowe, herbaty z miodem i cytryną...


A tymczasem od dzisiaj przez kilka dni poranki będą mniej dramatyczne. Choć przekornie wcale nie lepsze. Leczę w domu to czego nie doleczyłam porządnie w zeszłym tygodniu. Ciepło. Zimno. Dreszcze. Znów ciepło. Znów ziemno. Jesień Przeziębienie ma na imię.
Rozgrzewam się od środka.

Korzenny krem marchwiowy
inspirowany przepisem z magazynu „Kuchnia” 10/2010

500g marchwi
3 średnie cebule (użyłam czerwonych)
ok. 1cm świeżego imbiru
2 łyżki oliwy (użyłam z pestek winogron)
1 łyżeczka nasion kolendry
ok. 1,5 łyżeczki colombo (w oryginale jest curry)
ok. 1 litr gorącego bulionu
kawałek papryczki chili (opcjonalnie)
sól, pieprz do smaku

Marchew obrać i pokroić w grube plastry. Cebulę pokroić w kosteczkę. Imbir obrać i drobno utrzeć. Nasiona kolendry utrzeć drobno w moździeżu (ewentualnie zmielić).
Na rozgrzanej w garnku oliwie zeszklić poszatkowaną cebulę. Dodać colombo, kolendrę i świeży imbir . Mieszając smażyć ok. ½ min. Wrzucić pokrojoną marchew i zalać gorącym bulionem.
Gotować ok. 20 min. aż marchew zmięknie. Odstawić z ognia i zmiksować (najwygodniej blenderem typu żyrafa). Znów postawić na mały ognień. Posolić i popieprzyć do smaku. Doprawić drobno posiekaną papryczką chili. Zagotować.
Podawać z kleksem słodkiej śmietanki.
Smacznego!

niedziela, 25 kwietnia 2010

Colombo i marchewka z fasolą na ciepło.

Sądzę, że hasło „colombo” jest dla wielu z Was dobrze już znane. W każdym razie, na pewno tym, którzy są stałymi bywalcami na blogu „Moja kuchnia”. Jego właścicielka Bea, o przyprawach wie chyba wszystko (wszak sama mówi, że to jej „bzik” :)) i co mnie ogromnie cieszy – chętnie dzieli się tą wiedzą. :) Jeśli Bea mówi, że colombo lubi się z roślinami strączkowymi – to ja biorę to jako pewnik i zabieram się za obmyślanie co by tu kulinarnie popełnić...
Wiem, że moja dzisiejsza propozycja nie każdego przekona, by podać ją rodzinie na samodzielny obiad. Niemniej, my właśnie takie niestandardowe posiłki obiado – kolacyjne najchętniej zjadamy. Są proste, szybkie w przygotowaniu i co nie bez znaczenia - po prostu bardzo smaczne. :)

Beatko, dziękuję za wspaniałe, pachnące przyprawy. :**



Marchewka z fasolą na ciepło
na 2 porcje

3 duże marchwie
1 puszka białej fasoli (400g)
1 czerwona cebula (u mnie 4 cebulki mini)
2 łyżki oliwy
1 łyżeczka colombo
sól, pieprz do smaku
1 łyżka miodu
garść liści świeżej natki pietruszki, kolendry lub innych ulubionych ziół (u mnie tym razem była bazylia)

Dressing:
sok z 1 cytryny
1 łyżka oliwy
sól i pieprz do smaku

Wszystkie składniki dressingu wymieszać.

Cebulkę drobno pokroić. Marchew obrać, umyć, osuszyć i pokroić w talarki (grubości 3-4 mm).
Na patelni rozgrzać oliwę. Wrzucić talarki marchwi – smażyć ok. 2-3 min. Dodać cebulkę, a po chwili colombo. Smażyć kolejne 2 -3 min. aż cebulka się zeszkli. Podlać ½ szkl. wody (w razie potrzeby można dodać więcej). Wrzucić odsączoną i opłukaną pod bieżącą wodą – fasolkę. Doprawić do smaku solą i świeżo mielonym pieprzem. Gdy woda prawie wyparuje – dodać 1 łyżkę miodu. Mieszać, aż się rozpuści. Posypać posiekaną zieleniną.
Podawać ciepłe z dressingiem lub z samym sokiem z cytryny. Bagietka mile widziana.
Smacznego!