Czasem bywa tak, że trudno zadowolić naraz wszystkich członków rodziny. Syn błaga o pieczarki, w zasadzie w jakiejkolwiek postaci, ale najlepiej gdyby były smażone. Mąż co raz dopytuje o swoją ulubioną zupę z ciecierzycą, której już tak dawno nie robiłam (notabene chodzi o zawiesistą zupę Jamiego Olivera z „Mojej włoskiej wyprawy”). A Pszczółka jak zwykle nie prosi o nic. Ona najchętniej nie jadłaby nic. No może naleśniki, ewentualnie makaron. Najchętniej bez dodatków. A mnie to już czasem wszystko jedno, byle tylko nie trzeba było dla każdego osobno gotować. Bo i tak się zdarzało.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Makarony. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Makarony. Pokaż wszystkie posty
poniedziałek, 16 stycznia 2017
Zupa na chłodne dni. Z ciecierzycą, pieczarkami i makaronem.
Czasem bywa tak, że trudno zadowolić naraz wszystkich członków rodziny. Syn błaga o pieczarki, w zasadzie w jakiejkolwiek postaci, ale najlepiej gdyby były smażone. Mąż co raz dopytuje o swoją ulubioną zupę z ciecierzycą, której już tak dawno nie robiłam (notabene chodzi o zawiesistą zupę Jamiego Olivera z „Mojej włoskiej wyprawy”). A Pszczółka jak zwykle nie prosi o nic. Ona najchętniej nie jadłaby nic. No może naleśniki, ewentualnie makaron. Najchętniej bez dodatków. A mnie to już czasem wszystko jedno, byle tylko nie trzeba było dla każdego osobno gotować. Bo i tak się zdarzało.
czwartek, 8 września 2016
Malujemy witraże. Makaronowe. :)
Makaron wyrabiany ręcznie, domowym sposobem towarzyszy mi od dzieciństwa, a ponieważ jestem sentymentalna, to powiem, że najlepszy wychodzi spod rąk mojej mamy. Do rosołu tnie na cieniutkie niteczki, w fasolowej fajnie sprawdzają się szerokie, dość mięsiste wstążki. Do innych przeznaczeń – jak popadnie albo jak w duszy zagra. :) Makaron mamy jest inny od mojego, trochę jaśniejszy, bardziej miękki. Domyślam się, że jego skład kryje swoje tajemnice. Ugotowany świetnie się przechowuje i nawet po kilku dniach spędzonych w lodówce, wciąż jest tak samo smaczny jak ten od razu po ugotowaniu.
poniedziałek, 9 maja 2016
Soba. Szparagi. Sezam.
Skoro kilka dni temu wspomniałam o szparagach, a nawet przyznałam się, że to mój sezonowy „maj – raj”, nie mogę rzucać słów na wiatr i znienacka przeskoczyć na inny kwiatek. Czuję się zobowiązana pokazać cóż tam szparagowego pojawiło się ostatnio na naszych talerzach.
Pomysł nie jest ani nowy, ani szczególnie nowatorski. Prawdę mówiąc jest banalnie prosty i sama potrawa wygląda dość niepozornie. Ale skoro nam tak bardzo smakuje, może i Tobie się spodoba? :)
wtorek, 3 listopada 2015
Mango z bakłażanem. I soba.
Po raz kolejny wracam na bloga z przepisem podpatrzonym u jednego z moich kulinarnych ulubieńców. O Yottamie Ottolenghi wspominałam już kilka razy, za każdym razem w najwyższym stopniu zachwycona smakiem potraw jego pomysłu.
Tym razem moje zainteresowanie skupiło się na przepisie pochodzącym z książki „Plenty”.
Jestem wielbicielką makaronów, zatem uwagę przykuł pomysł na kluchy.
Bardzo lubimy gryczaną sobę i stosunkowo często wykorzystuję ją do przygotowania obiadu. Jednak nie wiem czy sama wpadłabym na szalony pomysł podania makaronu z mango... Tymczasem u Yottama dzieją się rzeczy ciekawe, bo na jednym talerzu z sobą ląduje nie tylko mango, ale jeszcze bakłażan i sezam, a całość potraktowana zostaje dressingiem na bazie octu winnego, cukru i przypraw, a potem odstawiona do „przegryzienia” smaków. W efekcie końcowym mamy do czynienia z makaronem na zimno, więc można by potrawę sprowadzić do rodzaju sałatki.
niedziela, 14 czerwca 2015
Łosoś teriyaki ze szparagami
Jest kilka takich składników, które zajmują ważne miejsce w moich kulinarnych poczynaniach. Jednym z nich jest sos sojowy. Uważam go za genialną przyprawę i często po prostu zastępuje mi sól. Ale sos sojowy to dopiero początek, bo od niego (a w zasadzie na jego bazie) wywodzą się inne, równie świetne sosy, a wśród nich chyba mój ulubiony – teriyaki.
Po raz pierwszy zetknęłam się z nim już jakiś dłuższy czas temu w restauracji sushi. Od tamtej pory często gości w moim domu i dbam o to, by choćby najmniejsza buteleczka zawsze znajdowała się w lodówce. Co prawda sos teriyaki podobno w bardzo łatwy sposób można wykonać samemu w domowych warunkach. Wystarczy połączyć sos sojowy z mirin (lub sake) i miodem (lub cukrem trzcinowym) i podgotować, by płyn się zredukował i nieco zgęstniał. Uczciwie przyznaję, sama na produkcję się jeszcze nie porwałam i idąc na skróty – kupuję gotowy
poniedziałek, 8 czerwca 2015
Zielone szparagi kontra niebieskie migdały
Przełom wiosny i lata to chyba najcudowniejszy okres, jeśli za główne kryterium oceny brać wybór soczystych warzyw na straganach. Idzie człowiek przez targ i gdzie nie spojrzy tam zielono. Chciałoby się brać wszystko! Wszystko zielone!
Mogę nie mieć czasu na przesiadywanie w kuchni, mogę być zmęczona po ciężkim dniu pracy, teoretycznie mogłabym nawet nie umieć gotować... Ale słowo daję, gdy wracam z targu z ulubioną zieleniną, buzia śmieje się od ucha do ucha, bo wiem, że gotowanie w takich okolicznościach jest nie tylko proste. Przede wszystkim jest przyjemne. :)
środa, 13 maja 2015
Zielone szparagi i makaron. Zapiekane.
Gorąco! Ufff, jak gorąco! Nawet nie tyle za oknem (chociaż i tam nie najgorzej), ale w pracy, w domu, wszędzie! Błogosławię długie już dni, bo to daje mi szansę na to, by nie zwariować w pędzie, w którym od kilku dni trwam.
Ratuję się zwiększoną dawką kawy, trochę łasuchuję, dwoję się i troję.
Ostatnio pracowałam nad bardzo smaczną sesją. Szczegółów jeszcze nie mogę zdradzać, ale już samo wspomnienie sprawia, że robię się taaaka głodna. :)
poniedziałek, 3 listopada 2014
Podjadając sobie sobę. Z łososiem i brokułem.
Październik minął w zasadzie gdzieś w międzyczasie. Przez ostatni miesiąc prawie nie odrywałam się od aparatu. Sesja tu, sesja tam. Trochę marzy mi się maleńki urlop, najchętniej gdzieś, gdzie nie brakuje słońca i temperatur powyżej 20 stopni. :) To niestety póki co pozostaje jedynie w sferze marzeń - taki lajf... ;-)
piątek, 7 marca 2014
Topinambur z makaronem i pesto pistacjowym
Kupić w Trójmieście topinambur – to jak wygrać los na loterii.
No więc ja wygrałam, chociaż żeby nie było zbyt słodko – ani on - ten topinambur - bio nie jest, ani nawet na polskiej ziemi nie wyrósł. Znaczy przybysz z daleka. Z Izraela – bo tak wynika z etykiety na opakowaniu. Szkoda. Wolałabym rodzimy.
Z angielskiego nazywany „Jerusalem artichoke”, albo „sunchoke”, a po naszemu pięknie i swojsko: słonecznik bulwiasty. :)
poniedziałek, 6 stycznia 2014
Coś jakby chińszczyzna w domowym wydaniu
Właściwie mam wrażenie, że określenie „chińszczyzna” to słowo wytrych. Co by nie wrzucić do woka, skropić sosem sojowym, przesmażyć – i prawie mamy. Prawie. Ja w każdym razie nie przejmuję się brakiem wyszukanych składników i bazuję na tych najprostszych i ogólnie dostępnych.
Makaron, który pokazuję dzisiaj – bardzo często towarzyszył mi w końcówce ubiegłego roku. Częstotliwość przyrządzania tej i podobnych wersji - przebiła niepodzielnie królujące do tej pory spaghetti z nieśmiertelnym (i ulubionym) sosem pomidorowym lub pesto.
niedziela, 27 października 2013
Powrót do korzeni. Zapiekanka makaronowa z dynią.
Współpraca z magazynami kulinarnymi ma to do siebie, że kulinarnie zawsze jest się trochę do przodu w stosunku do rzeczywistego kalendarza. Wczesną wiosną szuka się truskawek i rabarbaru do sesji zdjęciowej, a jesienią przed obiektywem gości zima... Cykl wydawniczy rządzi się swoimi prawami (tak jest i już), powodując czasem ból głowy, ale jednocześnie wyzwalając zastrzyk adrenaliny - zwłaszcza wtedy, gdy w grę wchodzi zdobycie przed właściwym sezonem ważnego składnika...
piątek, 25 października 2013
Światowy Dzień Makaronu (World Pasta Day)
Jak kula ziemska długa i szeroka, dzisiaj wszyscy jedzą "pastę" pod każdą możliwą postacią.
I ja też jem - w postaci zapiekanki makaronowej z moją ukochaną dynią. :)
czwartek, 14 czerwca 2012
„Złość piękności szkodzi!” w cyklu „Blogerki gotują”
Jeśli macie ochotę na trochę
blogersko – kuchennych zwierzeń – to dzisiaj jest ku temu
okazja. :)
W letnim numerze magazynu „Czas Wina”
[nr 3(67)/2012)] – skierowanego nie tylko do winnych znawców -
pojawił się mój tekst (i zdjęcia :)) w cyklu „Blogerki gotują”, wraz z
propozycją smacznego co nieco i koniecznie przy kieliszku dobrego
wina.
W druku pojawiła się wersja nieco
skrócona, a na blogu miejsca jest wiele, więc zapraszam na całość.
Miłej lektury. :)
„Złość piękności szkodzi!”
- woła irytująco spokojny małżonek.
„Mamo! Wyluzuj!” - dodaje syn, wbijając kolejny gwóźdź do
trumny. Złośliwość rzeczy martwych przekracza wszelkie granice.
Czas przemyka między palcami. W pracy się pali i wali. Setka
ważnych spraw przylepiła się do mnie, jak ten rzep psiego ogona.
Świat staje na głowie, a ja razem z nim, próbując ogarnąć całe
morze chaosu.
Normalna kobieta w takiej sytuacji
trzaska drzwiami, sieje burzę, po czym ucieka na zakupy, z których
wraca z kolejną torebką, nową parą butów, kiecką (a najlepiej
dwiema czy trzema) i stosem kosmetyków. Nie zapominając po drodze o
odświeżeniu koloru na głowie, tudzież opuszcza salon fryzjerski z
zupełnie nową koafiurą.
Mnie, kulinarną blogerkę, zaliczyć
można do grupy normalnych... inaczej. Owszem - trzaskam drzwiami;
owszem – rzucam gromy i czym prędzej szukam pocieszenia w
zakupach. Ale o ironio! Do domu targam... skorupy... Gary, garnuszki,
talerze, miseczki i inne kubki. Wystarcza choćby jedna nowa łyżka,
a życie na nowo wraca na właściwe tory, a synowskie „wyluzuj”
- staje się ciałem.
Małżonek przezornie nie komentuje
faktu, że szafki i szuflady kuchenne nie chcą się domykać. Za to
z ulgą zachęca: „ Kochanie, może kieliszek wina, za zdrowie
nowego gara?”. Propozycja ma rzecz jasne ukryte drugie dno, bo jak
wino – to i któreś z ulubionych dań z pewnością wjedzie na
stół. Co jak co, ale pełni szczęścia rodzinnej nie osiąga się
na głodniaka.
W sprawach kulinarii - wyznaję
zasadę: im mniej – tym więcej. Minimum składników –
koniecznie najlepszej jakości! - a maksimum smaku do uzyskania.
Proponuję więc domowym sposobem
przygotowane pappardelle (czyli szerokie wstążki) z dodatkiem
krewetek tygrysich. Całość w lekkim, niezwykle aromatycznym sosie
cytrynowo – czosnkowym. Koniecznie z dodatkiem świeżej, zielonej
natki. Pachnie intensywnie już od pierwszej chwili wrzucenia
składników na patelnię. Królewskie jadło na wszystkie okazje –
aż się w głowie kręci. Pytanie, czy od aromatu potrawy, czy może
za sprawą białego, wytrawnego wina musującego Cava Gran Cuvee,
który znika z kielicha równie szybko co krewetki?
Nic na to nie poradzę, że mam
prawdziwą słabość do jedzenia, które można „od środka
zasilić” zdrowym chlustem porządnego wina. Niejeden posądzi mnie
o pewne niezdrowe skłonności, a tymczasem chodzi po prostu o
niewinne wzbogacenie smaku potrawy winnym bukietem aromatów.
Gdy pada więc propozycja „otwórzmy
wino”, - ja czym prędzej wyciągam z szafki carnaroli lub arborio
do przyrządzenia risotto. Tym razem przygotowuję z suszonymi
pomidorami, a podlewam odrobiną Sauvignon Blanc. Nie mogę się
powstrzymać i upijam pół kieliszka zanim risotto trafi na stół.
Pasują do siebie znakomicie, a wskaźnik mojego humoru szybko pnie
się w górę.
I tak oto - proste posiłki znikają z
talerzy, a wino z kieliszków.
On – mąż blogerki, dokonując w
myślach rachunku strat i zysków, dochodzi do wniosku: „Ufff!
Tylko jedna mała skorupa, a kryzys humorów na jakiś czas
zażegnany...”.
Ona – blogerka, przełykając kolejny
kęs knuje przyszłościowo: „Te czerwone garnuszki chyba też by
się jeszcze przydały...”
Domowe pappardelle z cytrynowo –
czosnkowymi krewetkami
12-16 szt. krewetek tygrysich (po 6-8
szt./1 osobę)
1 łyżka oliwy do smażenia
2 ząbki czosnku
sok z 1 dużej cytryny
kilka gałązek świeżego tymianku
sól, pieprz do smaku
garść natki pietruszki
Domowy makaron:
(na 2 niewielkie porcje)
1 duże jajko
ok. 100g mąki semoliny (ewentualnie
krupczatki)
Z jajek i semoliny zagnieść
elastyczne ciasto makaronowe. Ciasto nie powinno być zbyt mokre i
klejące. W zależności od wielkości użytych jajek – może
okazać się konieczne dosypanie 1-2 łyżek mąki. Uformować z
ciasta wałek i zawinąć w folię spożywczą. Pozostawić na 10-15
minut ( powinno „odpocząć” przed wałkowaniem).
Podzielić ciasto na 2 lub 3 części i każdą po kolei dość cienko wałkować (ok. 0,5 – 0,6 mm). Kroić radełkiem lub nożem na wstążki szer. 1 – 1,5cm.
Podzielić ciasto na 2 lub 3 części i każdą po kolei dość cienko wałkować (ok. 0,5 – 0,6 mm). Kroić radełkiem lub nożem na wstążki szer. 1 – 1,5cm.
Nastawić garnek z dużą ilością
osolonej wody do zagotowania.
Krewetki sprawić (świeże obrać ze
skorupek i oczyścić). Przygotować sok z cytryny, czosnek obrać i
przecisnąć przez praskę. Posiekać natkę pietruszki. Przygotować
patelnię z oliwą.
Do wrzącej wody wrzucić makaron.
Ugotować al dente (przy świeżym makaronie to szybki proces - od
ponownego zawrzenia wody – wystarczy ok. 1 min. gotowania).
Od razu po wrzuceniu makaronu do wody –
rozgrzać patelnię z oliwą. Wrzucić krewetki i króciutko
obsmażyć. Dodać przeciśnięty czosnek, a chwilę potem wlać sok
z cytryny i dodać świeży tymianek. Smażyć ok. 2 minuty na
niezbyt dużym ogniu, aż sok nieco wyparuje. Doprawić do smaku solą
i pieprzem. Zdjąć z ognia. W tym czasie makaron powinien być już
gotowy – odcedzić z wody i wrzucić na patelnię. Wymieszać, tak
by makaron pokrył się sosem. Posypać natką pietruszki. Podawać
gorące.
Risotto z suszonymi pomidorami i
bazylią
(2-3 porcje)
2 łyżki oliwy
2-3 szalotki
1 szkl. ryżu carnaroli lub arborio
ok. 100 ml białego wina
ok. 0,5-0,7 l gorącego bulionu warzywnego
kilka (6-8 szt.) suszonych pomidorów z oliwnej zalewy
sok z 1 limonki
4 łyżki świeżo utartego parmezanu
świeżo mielony pieprz
garść listków bazylii
4 łyżki świeżo utartego parmezanu
świeżo mielony pieprz
garść listków bazylii
oliwa extra vergine do skropienia
potrawy
Szalotkę drobno posiekać, suszone pomidory pokroić w paseczki.
Gorący bulion ustawić na maleńkim ogniu, tak by cały czas utrzymywał temperaturę.
Do garnka lub głębokiej patelni wlać oliwę i zanim zdąży się rozgrzać wrzucić szalotki. Podsmażać, mieszając, aż do lekkiego zeszklenia. Dołożyć ryż. Smażyć ok. 2 minuty. Zalać białym winem. Dusić do momentu, gdy płyn odparuje. Teraz partiami dolewać bulion: najpierw jedną chochelkę, gdy wyparuje kolejną partię płynu. Dodać suszone pomidory. Gdy ryż mocniej napęcznieje - płynu dolewać po 2 łyżki, tak długo, aż ziarenka dostatecznie zmiękną.
Gotowe risotto zdjąć z ognia. Doprawić pieprzem. Dodać starty parmezan – wymieszać, a następnie skropić sokiem z cytryny. Znów wymieszać. W razie potrzeby doprawić do smaku solą.
Podawać gorące z dodatkiem listków bazylii i skropione odrobiną oliwy.
Szalotkę drobno posiekać, suszone pomidory pokroić w paseczki.
Gorący bulion ustawić na maleńkim ogniu, tak by cały czas utrzymywał temperaturę.
Do garnka lub głębokiej patelni wlać oliwę i zanim zdąży się rozgrzać wrzucić szalotki. Podsmażać, mieszając, aż do lekkiego zeszklenia. Dołożyć ryż. Smażyć ok. 2 minuty. Zalać białym winem. Dusić do momentu, gdy płyn odparuje. Teraz partiami dolewać bulion: najpierw jedną chochelkę, gdy wyparuje kolejną partię płynu. Dodać suszone pomidory. Gdy ryż mocniej napęcznieje - płynu dolewać po 2 łyżki, tak długo, aż ziarenka dostatecznie zmiękną.
Gotowe risotto zdjąć z ognia. Doprawić pieprzem. Dodać starty parmezan – wymieszać, a następnie skropić sokiem z cytryny. Znów wymieszać. W razie potrzeby doprawić do smaku solą.
Podawać gorące z dodatkiem listków bazylii i skropione odrobiną oliwy.
środa, 6 czerwca 2012
Wiosenne spaghetti, akcesoria Zeal i zapowiedź konkursu
Z maili, które od Was dostaję –
wiem, że bardzo! bardzo lubicie konkursy, w których wygrać można
kuchenne akcesoria.
Mnie cieszy ogromnie, gdy mogę Wam
zaproponować takie "przydasie", które sama z przyjemnością używam
(lub używałabym) w swojej kuchni.
W tej kwestii jestem dość wybredna i
wyznaję zasadę, że nie stać mnie na produkty byle jakiej
jakości.
Z tym większą przyjemnością,
chciałam przedstawić Wam sklep www.szefkuchni.pl (klik!),
który oferuje porządne, trwałe i użyteczne akcesoria marki ZEAL.
Dla mnie, blogerki i miłośniczki
fotografii kulinarnej – mają one dodatkową, aczkolwiek nie
najważniejszą zaletę: są po prostu śliczne, a do tego dostępne
w wielu pięknych kolorach.
Trudno od nich oderwać wzrok.
Gdy pierwszy raz zajrzałam do
internetowego sklepu – przepadłam na długo, zagłębiając się
coraz głębiej i głębiej w sklepowe „półki”. I choć w
większości, znaleźć tam można raczej drobne akcesoria – to
w wydaniu, które zdecydowanie uprzyjemnią czas w kuchni.
Uprzedzam! w niektórych gadżetach –
naprawdę można się zakochać. :)
Na zdjęciu przykładowe akcesoria dostępne w sklepie szefkuchni.pl.
Na dzisiejszych zdjęciach wiosennego spaghetti (notabene pyszne! polecam!) możecie zobaczyć dwa przedmioty, pochodzącego ze sklepu szefkuchni.pl.
Jest to durszlak, z naprawdę fajnej,
mocnej, grubej melaminy. I jest niebieski! :) co mnie ogromnie
cieszy, bo niełatwo o żywe kolory wśród naszych rodzimych
emaliowanych cedzaków (którym zresztą wcale nie umniejszam
swojskiego uroku). :)
Oraz pozioma obieraczka z japońskim,
szalenie (!) ostrym ostrzem. Wierzcie mi, ona wprost śmiga po
warzywach. Lekko i przyjemnie. :) Dzięki swojemu kształtowi i
silikonowemu wykończeniu, - leży w dłoni tak wygodnie, jak chyba
żaden z moich posiadanych (i naprawdę lubianych) nożyków do
obierania.
Na swojej prywatnej liście zanotowałam
już kolejne kuchenne przydasie, które "konieczniemuszęmieć" :). Zamierzam podsunąć ją
świętemu Mikołajowi, lub wykorzystać inną miłą okazję
przyjmowania od najbliższych prezentów. :)
Jak się zapewne już domyślacie, mam
i dla Was niespodziankę.
Przyszykowałam konkurs, w którym do
wygrania będą drobne, przydatne akcesoria kuchenne marki ZEAL –
ufundowane przez sklep szefkuchni.pl.
Dzisiaj jednak nie zdradzę jeszcze
jakie będą nagrody...
Jeśli macie czas - pobuszujcie po sklepie i spróbujcie wytypować... :)
Po szczegóły konkursowe zapraszam Was
już w najbliższy poniedziałek (11 czerwca).
A tymczasem wszystkim głodnym –
proponuję spaghetti, bardzo zielone, bardzo wiosenne i bardzo
smaczne. :)
Do zobaczenia wkrótce! :)
Cytrynowe spaghetti ze szparagami,
brokułem i miętą
(na 2 osoby)
2 porcje spaghetti
½ pęczka zielonych szparag
kilka różyczek brokuła
ok. 1- 2 łyżki oliwy extra vergine
zest z ½ cytryny
sok z 1 cytryny
sól, pieprz do smaku
garść posiekanych listków świeżej
mięty
Warzywa umyć. Szparagom odciąć
główki, a łodyżki pokroić na niewielkie kawałki (zielonych
szparagów zasadniczo nie trzeba obierać – dla mnie jednak skórka
na tych grubszych szparagach jest zbyt twarda, dlatego mimo wszystko
lekko je obieram).
Spaghetti ugotować ale dente w dużej
ilości osolonej wody.
Na parze – ugotować brokuła i
szparagi (uwaga! Gotujemy bardzo krótko! Warzywa powinny być jędrne
i chrupiące). Można też warzywa wrzucić na wrzątek i od
ponownego zagotowania gotować ok. 1-2 min. (gotować bez
przykrycia!).
Makaron odcedzić, wrzucić ponownie do
garnka. Wlać oliwę, sok z cytryny, zest, oraz odcedzone warzywa.
Doprawić do smaku pieprzem i ewentualnie solą. Dorzucić posiekaną
miętę. Wymieszać. Podawać od razu.
Smacznego!
poniedziałek, 19 marca 2012
Niewyględność monitorowana, czyli rzecz o sałatkach
Z sałatkami (nie mylić z sałatami) wiadomo jak jest: wrzucić, wymieszać i najlepiej nie patrzeć, bo wyględne szczególnie nie są. :) Prawda stara jak świat. Najlepiej by było zjadać z zamkniętymi oczami, żeby nie drażnić zmysłu wzroku. :D
Unikam więc na blogu dzielenia się pomysłami na najbardziej sałatkowe sałatki, czyli te „klejone” majonezem, bo dla mnie to zbyt duże wyzwanie. Przynajmniej jeśli chodzi o kwestię estetyczną. :D
Zebrałam się jednak na odwagę i jednorazowo (przetestuję na żywym organizmie, czy nie uciekniecie sprzed monitora z niesmakiem :)) pokażę sałatkę, którą dawniej się wprost zajadałam. Dzisiaj przygotowuję ją już tylko od czasu do czasu – w końcu taki żywot sałatek, że przebrzmiewają i ustępują miejsca nowym „wynalazkom” typu „wrzuć i zamieszaj”. :)
Ta, jest pożywna i sycąca, więc całkiem nieźle nadaje się również na wiosenny piknik, czy do pracy na drugie śniadanie. To ostatnie, pod warunkiem, że macie wytrzymałych współpracowników. :D
Moi dzisiaj jakoś dali radę i nie wyrzucili mnie z powodu zapachu jaki rozwiewa tuńczyk. :D
Sałatka makaronowa z tuńczykiem i zielonym groszkiem
(proporcje orientacyjne – można dowolnie zmieniać)
4 duże garście makaronu (np. świderki)
tuńczyk w sosie własnym (u mnie puszka 170g)
2 - 3 łyżki majonezu
ok. ½ szkl. mrożonego groszku (w sezonie lepiej świeży)
pół pęczka natki pietruszki
sól, pieprz do smaku
Makaron ugotować ale dente w osolonej wodzie. Odcedzić, przestudzić.
Tuńczyka osączyć na sicie. Natkę pietruszki drobno posiekać,
Mrożony groszek wrzucić na wrzącą wodę. Doprowadzić do ponownego wrzenia i od razu odcedzić. Ostudzić.
Wszystkie składniki włożyć do miski i wymieszać. Doprawić do smaku solą i pieprzem.
Smacznego!
poniedziałek, 12 marca 2012
O sobie. I o mnie.
Tęsknota pomiędzy jednym, a drugim całkiem obcym oddechem.
Pomiędzy każdą jedną kropelką spływającą przezroczystą rurką.
Pomiędzy minutami tak sennymi i wolnymi, że zdawały się zamieniać w wieczność.
190800 sekund bycia na NIE.
Z wyłączeniem 36000 sekund, z których nie pamiętam ani jednej.
A potem już tylko uśmiechnięte twarze najbliższych.
I trochę krótkiego odpoczynku dla nabrania sił.
I nowa tęsknota, tym razem za pracą.
Już niedługo. :)
Tyle o mnie.
A o sobie?
Nie wiem, może mi się przyśniła. A może nie.
Właśnie taka, nie inna. Na zielono.
Wiosennie. Radośnie.
Dokładnie takiej mi się chciało. Innej niż zwykle.
Soba z pistacjami i kolendrą
(na 2 porcje)
2 porcje makaronu soba
3 łyżki sosu sojowego jasnego
1 łyżka sosu worcester
1 duży ząbek czosnku – przeciśnięty przez praskę lub bardzo drobno posiekany
kawałeczek drobno posiekanej papryczki chili
garść łuskanych orzechów pistacjowych niesolonych – grubo posiekanych
garść świeżych listków kolendry
Sobę ugotować al dente (wg instrukcji na opakowaniu).
W międzyczasie przygotować sos: rozgrzać wok lub głęboką patelnię. Wlać sos sojowy i sos worcester i od razu dodać rozdrobniony czosnek i posiekaną papryczkę chili. Mieszając - doprowadzić do wrzenia na wolnym ogniu.
Zdjąć z ognia i do gorącego sosu wrzucić odcedzony makaron. Dodać posiekane pistacje i listki kolendry. Wymieszać. Podawać gorące.
Smacznego!
niedziela, 20 listopada 2011
Karczochy w muszlach
Wpadły mi w ręce karczochy. Trzeba dodać, że pierwszy raz w formie „świeżej”. Co prawda określenie „świeży” w tym przypadku wydaje się być bardzo nie na miejscu. Zmęczenie ich dochodziło chyba do granic możliwości (co widać na zdjęciach). Ale to pierwszy raz, gdy ot tak, po prostu dostępne były w sprzedaży. Kupiłam, nie mając pojęcia czy w ogóle będą jadalne. Wspomnienie jednak smaku rozpływających się w ustach karczochów – wzięło górę.
Rozprawiłam się z nimi, choć nie wiem, czy to one nie rozprawiły się bardziej ze mną. :D Obieranie ich było dość koszmarne, a palce u rąk zabarwiły się na mało atrakcyjny kolor (do zapamiętania: rękawiczki kuchenne niezbędne!).
Przy tych konkretnych okazach nie było mowy o wykorzystaniu miąższu zawartego w płatkach. Zadowoliłam się sercami, które nota bene najbardziej mi smakowały, gdy miałam okazję zajadać się we Włoszech.
Liczę na to, że będzie jeszcze okazja przygotować je w całości. Tymczasem moje bidule skończyły swój żywot w farszu, którym nadziałam makaronowe muszle.
I też było smacznie, choć karczochy ewidentnie pierwszych skrzypiec tu nie zagrały. :D
Zapiekane conchiglioni, nadziewane mięsem mielonym i sercami karczochów
(proporcje na 25 muszli)
3 serca karczochów
cytryna
500g mięsa mielonego (u mnie indycze)
1 łyżka oliwy do smażenia
1 łyżeczka świeżo utartych ziarenek kolendry
1 b. duży ząbek czosnku - utarty
sól, pieprz - do smaku
1 lub 2 kulki mozzarelli
Sos:
1 puszka (400g) pulpy pomidorowej (używam Mutti – jest pyszna!)
ok. 1 łyżeczka octu balsamicznego
2-3 łyżeczki oliwy
1 ząbek czosnku – utarty
szczypta suszonego tymianku
sól, pieprz do smaku
Wszystkie składniki sosu pomidorowego wymieszać w naczyniu i pozostawić do „przegryzienia”.
Sprawić karczochy, wycinając z nich serca. Skropić cytryną lub zanurzyć w roztworze wody i soku cytrynowego, aby karczochy nie ściemniały. Zagotować lekko osoloną wodę z sokiem z cytryny. Obgotować serca karczochów (wystarczy, że będą al dente).
Wyjąć z wody, ostudzić, a następnie pokroić w niedużą kostkę.
Na patelni rozgrzać oliwę, wrzucić mielone mięso, lekko przesmażyć. Doprawić utartą kolendrą, a następnie dodać czosnek. Smażyć, mieszając, aż mięso się zetnie. Wlać połowę przygotowanego sosu pomidorowego, dodać pokrojone serca karczochów i jeszcze dusić na niewielkim ogniu kilka minut, aż mięso wyraźnie zmięknie. W razie potrzeby doprawić do smaku solą i pieprzem. Farsz zdjąć z ognia i lekko przestudzić.
W międzyczasie w dużej ilości osolonej wody ugotować al dente muszle makaronowe (conchiglioni). Odcedzić z wody i opryskać oliwą, aby się do siebie nie sklejały. Poczekać aż odparują.
Rozgrzać piekarnik do temp. 180st.C. Przygotować 4 mniejsze naczynka, lub jedną dużą żaroodporną formę. Na dnie naczyń rozprowadzić połowę pozostałego sosu pomidorowego.
Muszle nadziewać farszem i układać w naczyniach. Z wierzchu posmarować resztą sosu. Rozkładać porwane kawałki mozzarelli.
Zapiekać w piekarniku ok. 20min. Podawać gorące.
Smacznego!
wtorek, 27 września 2011
Domowe pappardelle z sosem mięsnym i kurkami
Od czasu do czasu nawet mnie (zielskożercę, ale wcale nie wegetariankę) bierze ochota na kawałek mięsa. Im rzadziej je jem, tym bardziej mi smakuje. Gulasz pojawia się u mnie niezbyt często, ale gdy się już decyduję – to ciężko mi się powstrzymać i podjadam wprost z garnka, podczas gotowania. :)
Lubię, gdy sos jest dość gęsty, zawiesisty i smakuje, oraz pachnie czymś więcej niż tylko mięsem. Tymianek nadaje się idealnie. Kurki też.
Podałam z domowym makaronem, przygotowanym na bazie semoliny. Dzieci wołały o dokładkę. Ja też bym zawołała, gdyby nie zdrowy rozsądek. :)
Gulasz mięsny z kurkami i tymiankiem
kawałek mięsa wołowego lub wieprzowego (u mnie tym razem karkówka wieprzowa, ok. 700g)
ok. ½ szkl. mąki
ok. 2 + 3 łyżki oleju do smażenia (np. Z pestek winogron, słonecznikowy, etc.)
ok. 500ml bulionu (lub wody)
kilka gałązek świeżego tymianku lub ok. ½ łyżeczki suszonego
ok. 300g świeżych kurek
sól, pieprz do smaku
Kurki oczyścić i pokroić (mniejsze pozostawić w całości). Na patelni rozgrzać 2 łyżki oleju i przesmażyć lekko kurki (można dodatkowo wrzucić świeże listki z gałązki tymianku). Zdjąć patelnię z ognia.
Mąkę przesiać do większej miski.
Mięso umyć, osuszyć, pokroić w kostkę (niezbyt grubą, ok. 1x1cm). Wrzucić do przygotowanej miski (najlepiej partiami) i obtoczyć w mące. W międzyczasie rozgrzać olej w garnku o grubszym dnie. Włożyć mięso i przesmażyć do lekkiego zrumienienia. Wlać płyn, dodać tymianek i gotować do czasu gdy mięso będzie średnio miękkie (wołowina potrzebuje więcej czasu, niż wieprzowina). Włożyć do garnka przygotowane kurki (2-3 łyżki można pozostawić do ozdobienia potrawy) i doprawić do smaku solą. Gotować, aż mięso będzie miękkie. Pod koniec gotowania dosmczyć pieprzem.
Podawać ze świeżo ugotowanym makaronem pappardelle. *
* Naddatek gulaszu zjeść następnego dnia np. z kaszą gryczaną.
Pappardelle (porcja na 2-3 os.)
2 jajka
ok. 230g semoliny (lub innej mąki, np. krupczatki)
Z jajek i semoliny zagnieść elastyczne ciasto makaronowe. Ciasto nie powinno być zbyt mokre i klejące. W zależności od wielkości użytych jajek – może okazać się konieczne dosypanie 1-2 łyżek mąki. Zawinąć ciasto w folię spożywczą, uprzednio uformować w kulę lub wałek) i pozostawić na kilka minut (ciasto powinno „odpocząć” przed wałkowaniem).
Podzielić ciasto na 3 lub 4 części i po kolei dość cienko wałkować (u mnie ok. 0,5 – 0,6 mm). Kroić radełkiem lub nożem na wstążki szer. ok. 1 - 1,5cm.
Gotować al dente w dużej ilości osolonej wody. Podawać od razu po odcedzeniu z wody.
sobota, 21 maja 2011
Szczęśliwe dziewczynki lubią makaron
Co robią małe dziewczynki na spacerze z mamą w słoneczny dzień?
Moja na przykład robi widowisko przed Dworem Artusa, tańcząc a'la „prima balerina”, tudzież śpiewając kompozycje własne. Tekst oczywiście tworzony jest na potrzebę chwili, nigdy dwa razy się nie powtarza i opiewa dziwy przyrody, tudzież zjawiska nadprzyrodzone. Jednym słowem, znaleźć tam można wszystko co w duszy gra niespokojnej duchem i ciałem czterolatce. :D
Ile dmuchawców jest w stanie „rozebrać” mała dziewczynka? Dostatecznie dużo, by mama dziewczynki:
a) poczuła się znudzona przedłużającą się zabawą
b) wyczerpała pomysły na milionowe ujęcie foto szczęśliwej Mai
a) zgłodniała w międzyczasie. :D
Na szybki posiłek jak zwykle prędki w przygotowaniu makaron. Ta wersja jest dość kaloryczna, więc nie polecam przesadzać z częstotliwością. Ale smakuje... mniammmm... :) My zajadaliśmy się wczoraj.
Rigatoni w sosie z gorgonzolą, szparagami i tymiankiem
na 3 porcje
pęczek zielonych szparag
makaron rigatoni (u mnie po 2 duże garście na / 1 os.)
100 g boczku wędzonego
ok. 400g kwaśnej śmietany 18% (lub 22%)
ok. 100g gorgonzoli lub innego sera pleśniowego
kilka gałązek świeżego tymianku
pieprz do smaku
ew. sól
Szparagi umyć, osuszyć, odciąć główki (odłożyć osobno), łodyżki pokroić na kawałki ok. 2cm długości.
Boczek pokroić w cieniutkie plasterki.
Na rozgrzaną, głęboką patelnię wrzucić boczek i smażyć kilka minut, aż lekko się zezłoci. Gdyby wytopiło się zbyt dużo tłuszczu - odlać. Wlać śmietanę, dodać listki tymianku, oraz wkruszyć ser. Gotować na niewielkim płomieniu, mieszając od czasu do czasu. Ser powinien się w całości rozpuścić, a śmietana nieco zgęstnieć. Na sam koniec doprawić do smaku pieprzem (ja daję sporo), oraz ewentualnie solą (tylko ostrożnie, bo ser pleśniowy jest słony sam w sobie!)
W tym samym czasie gdy przygotowujemy sos, należy gotować makaron (al dente) w dużej ilości osolonej wody. Ok. 5 minut przed końcem gotowania (a więc gdy makaron jest jeszcze nieco twardawy), do garnka dorzucić pokrojone szparagi i gotować razem. A na ok. 1-2 min. przed odcedzaniem dodać jeszcze główki szparag.
Gotowy makaron ze szparagami odcedzić i wrzucić do gorącego sosu śmietanowo - serowego. Wymieszać. Podawać od razu.
Smacznego!
piątek, 19 listopada 2010
Bzzz. Bzz. Bzz. Makaron. Na szybko. Na zielono.
Wchodzę do sklepu i nie mogę się oprzeć. Mam tendencję do kupowania zbyt wielu owoców i warzyw na raz. Wiem dokładnie, że będę gonić w piętkę, by zdążyć je zjeść, zanim staną się nieatrakcyjne. Wiem dokładnie, że byłoby rozsądniej kupić połowę tego, co włożyłam do koszyka. I co z tego, że wiem..., one tak na mnie patrzą i gadają. A ja mam w głowie co najmniej kilka pomysłów na smaczne coś.
A potem czekają, a ja mówię sobie: Jutro. Jutro zrobię. Jutro zużyję... Jutro ugotuję zupę. Albo coś. Jutro.
No i bęc! Znów zorientowałam się w ostatniej chwili. Dobrze, że dzisiaj. Dobrze, że nie jutro. Awokado jest już tak dojrzałe! Tak dojrzałe, że albo dzisiaj, albo wcale.
Bzzz. Bzzz. Bzzz. Smacznego. Dziękuję. Do następnego razu. Znów kupię za dużo.
Spaghetti z awokadowym pesto
1 porcja spaghetti
1 awokado
spora garść natki pietruszki
spora garść świeżych liści bazylii
mały ząbek czosnku*
sok z ok. ½ cytryny – ilość dozować do smaku
1 łyżeczka oliwy z oliwek extra vergine
oraz sól, pieprz do smaku
kawałek świeżej ostrej papryczki (o ile się lubi)
* na szczęście nie spodziewałam się gości :D W innym wypadku czosnek nie wleciałby do pesto. :)
Makaron ugotować al dente w w dużej ilości osolonej wody.
W czasie gdy makaron się gotuje – wrzucić (i wlać) do malaksera wszystkie składniki pesto (awokado, sok z cytryny, natkę pietruszki, bazylię, oliwę, czosnek). Zmiksować na gładko. Doprawić do smaku solą i pieprzem.
Odcedzić makaron i od razu wymieszać z pesto.
Podawać ciepłe.
Subskrybuj:
Posty (Atom)