Dlaczego ogórek nie śpiewa?
Pytanie to, w tytule
postawione tak śmiało,
choćby z największym bólem
rozwiązać by należało.
postawione tak śmiało,
choćby z największym bólem
rozwiązać by należało.
Jeśli ogórek nie śpiewa,
i to o żadnej porze,
to widać z woli nieba
prawdopodobnie nie może.
Bo może gdyby ten ogórek śpiewać mógł, byłoby dużo przyjemniej w sezonie ogórkowym, który z tego słynie, że życie zwalnia. Moje, mimo wakacji, jakoś zwolnić nie chciało. Ogórki wspierane dzielnie przez fasolkę, cukinie, wisienki, porzeczki, jagódki, malinki, śliwki... oraz remoncik (niby niewielki) i inne życiowe okoliczności miały w tym moim letnim zabieganiu udział niemały.
Życie blogowe też jakoś w odstawkę poszło, bo oprócz powodów wyżej wymienionych mój laptopik pojechał sobie na ekskluzywne wakacje (na mój koszt oczywiście) do serwisu a limit przesyłu danych w sieci komórkowej skutecznie ograniczył życie on-line.
Lecz jeśli pragnie? Gorąco!
Jak dotąd nikt. Jak skowronek.
Jeżeli w słoju nocą
łzy przelewa zielone?
Jak dotąd nikt. Jak skowronek.
Jeżeli w słoju nocą
łzy przelewa zielone?
Krótkie wakacje od wszystkiego, chodziły mi jednak po głowie uparcie odpędzane zdrowym rozsądkiem i poczuciem misji;-) nie tylko ogórkowej. Aż w końcu, nęcona serdecznym zaproszeniem Justynki>>, pewnej bezsennej nocy postanowiłam, najogólniej mówiąc, zwiać na trochę od tych wszystkich sezonowych atrakcji i z prowincji wyruszyć śmiało na podbój stolicy. Kiedy wczesnym rankiem z walizką wsiadłam do samochodu z radiowych głośników jak na zawołanie usłyszałam "W moich snach wciąż Warszawa, pełna ulic, placów, drzew..."
Ulic i placów w tej wyprawie było co prawda niewiele ale był upragniony odpoczynek, zaciszny ogródek u Justynki i taras, na którym przy smacznie zastawionym stole w towarzystwie mojej wspaniałej Gospodyni, gościnnie bytującej Fiesty (przeurocza jamniczka) i wpadającej z sąsiedzkimi wizytami Dorotki od kota>> w gwarze rozmów oraz przyśpiewek;-) toczyły się nieustające rękodzielnicze warsztaty.
Królowała oczywiście frywolitka. W zasadzie to pomysł przywiozłam ze sobą, w uszach go miałam i tak się jakoś dziewczynom spodobał (wzór podpatrzony na Pintereście u Alessandry Filippi), że uruchomiłyśmy produkcję hurtową. Pojechałam z jedną parą kolczyków, wróciłam z czterema...
Z czego trzy pary w stołecznych klimatach powstały.
Nasz wspólny urobek oczywiście był bogatszy, a na zdjęciu zrobionym w trakcie pracy trochę egzemplarzy brakuje;-)
Na dodatek pod fachową opieką Justynki poczyniłam swoją pierwszą bransoletkę na krośnie i załapałam kolejnego, rękodzielniczego bakcyla (krosno już zamówione).
Było też wspólne quillingowanie i kartkowanie, ale o tym może opowiem innym razem, bo co nieco muszę jeszcze wykończyć.
Oprócz kolczyków w uszach zabrałam do stolicy także sznurkową torbę w Justynkowych, ulubionych kolorach aby chociaż w tak skromny sposób za zaproszenie się odwdzięczyć.
Torba została w stolicy rękodzieła, a ja wróciłam do domu z ogromnymi zapasami dobrej energii, które już dziś częściowo spożytkowałam, bo warzywnik i ogórki oczywiście, świetnie sobie beze mnie radzili.
Z serwisowych wakacji wrócił też dziś laptop więc mam nadzieję trochę blogowe życie odświeżyć.
Mijają lata i zimy,
raz słoneczko, raz chmurka;
a my obojętnie przechodzimy
koło niejednego ogórka.
raz słoneczko, raz chmurka;
a my obojętnie przechodzimy
koło niejednego ogórka.
A tymczasem taki niepozorny ogórek może być powodem bardzo szalonego pomysłu, który zaowocował wielkim bagażem pozytywnych emocji i z pewnością całym albumem dobrych, wakacyjnych wspomnień.