Blog prezentujący moje prace związane z rękodziełem - przeważa haft krzyżykowy.
czwartek, 17 marca 2016
Informacyjnie
Po pierwsze - wygrałam! Choć raz coś wygrałam :D Kiedyś nie wygrywałam, bo nie brałam udziału w żadnych zabawach, nic więc dziwnego ;) Ale potem zaczęłam brać udział nawet w Candy i nadal nic. A tu się szczęście do mnie uśmiechnęło, gdyż w losowaniu w temacie "podsumowanie UFOkowego roku - luty" generator wylosował mnie. Cudnie!
Po drugie - o Candy u Katarzyny już było, teraz jeszcze o Candy u Agnieszki :) Patrzcie, jakie wspaniałości. Ja bym się tam z nimi nie rozstawała, ale skoro Aga ich nie chce, to mogę je przygarnąć ;)
Ukoję sobie nieco nerwy. Gdyż po ostatnich "przejściach" muszę odreagować. No muszę, bo się uduszę. Oraz nie chce mi się dziubać Zegarów (dobra, dziubię, ale weekend odpadł, to mi tak łyso brać się w środku tygodnia, nie wychodzi i już), Wzgórze mnie nie pociąga, a praca trzecia o której ja wiem, a Wy rozumiecie ;) na razie się trochę dodziubała, ale skoro brak jej teraz terminów, to też trochę odpocznie. Żeby nie było - robię część piątą (ale cicho sza ;) ).
A co robi taki ktoś, jak ja, jak już nie może, bo umrze? Rozpoczyna nowe prace. Ale tak z przytupem, to się będzie oszczędzał. Nie ma to tamto! Ale żeby nie było, tutaj najpierw muszę się przygotować, gdyż!
Projektem pierwszym, który odpalam, jest needlepointowy Ananas:
Nie wiem, jaką zrobię kolorystykę, na razie nic nie wiem, poza tym, że zamawiam monocanvę (choć raz będę choć trochę pro ;) ) i że na pewno nie w złotych kolorach :D Raczej nie będę zamawiać od razu cudownych nici, gdyż nie mam aż takiego parcia na pro - wystarczy porządna kanwa (na razie). Kanwę (monocanvę :) ) zamawiam, kolorystykę wymyślam, ramę sklecę (albo poproszę o) i jazda :)
A drugim rozpoczynanym projektem będzie w końcu Bibliotekarka, kupiona milion lat temu:
Przy czym tak: nie robię tych pasków na dole oraz mocno ograniczam kolorystykę, bo mnie szlag trafi, jak będę kupowała nici, żeby zrobić nimi 4 krzyżyki rozsiane po całej pracy. Jeszcze mi beretu nie zryło aż tak dokumentnie :) Przerabiam więc sobie nieco wzór, rezygnując z części kolorów, zastępując je zbliżonymi, etc., obcinając po rozmiarze. Haftowanie zacznę od czarnego (do którego dorzucę dwa najciemniejsze kolory również), a potem po kolei będę wypełniać, część wg. własnego widzimisię (np. w ołówku we włosach jest kilkanaście kolorów czerwonych i ceglastych, naprawdę, obędzie się z 2-3), oczywiście po sugestii tego, co jest we wzorze. Na kanwie 16ct - debiut będzie i praca w sam raz wpasuje się w posiadaną ramkę ;) (kwadrat 50x50).
To do dzieła :)
czwartek, 31 grudnia 2015
Plany na rok 2016
Po pierwsze: zapisałam się do zabaw, aż dwóch, nie może być ;) Jedna to Sowi SAL, a druga to UFOKowy rok. Chyba przestaję być aspołeczna ;)
Sowy mają wyjść mniej więcej tak:
a prace ochrzczone UFOKami, które mają być ukończone w roku 2016 tak:
- niezmiennie Zegary (nadal omdlewam z zachwytu, kiedy to widzę :) )
- Wzgórze Wróżek:
- i obrus, który nie ma fotki kończącej, gdyż pomysł jest mojego autorstwa. Ale na tej fotce widać, do czego zmierzam :)
To z prac rozpoczętych. A z nie rozpoczętych będą takie:
- fraktal - mam przygotowane WSZYSTKO, a nie postawiłam ani jednego krzyżyka, mój charakter mnie zadziwia, doprawdy :) Fraktal wskoczy na krosno, kiedy zejdą z niego Zegary. Soooon :> Zostało tylko niecałe 40 tysięcy krzyżyków, co to dla mnie! :D
- Einstein 2 - mam przygotowane również WSZYSTKO i tak, jak we fraktalu, nie zrobiłam do tej pory nic. Wskoczy do roboty, kiedy zakończę Wzgórze Wróżek. Wzgórze zamierzam gonić zaraz po Zegarach, więc już nie tak niebawem to nastąpi ;)
- róża 2. Tu też ma, przygotowane, co tylko do niej jest potrzebne. Widzicie, jaka jestem? Trzy planowane hafty, które mają się rozpocząć, nic nie rozpoczęte w zasadzie i czekają tak grzecznie i kuszą. No, skończ jeszcze to i tamto i już się możesz do czegoś nowego brać. Przy czym róża może wskoczyć na tamborek najwcześniej z całej trójki - jest planowana jako haft podróżniczy, bo łatwo ją z sobą zabrać na kilka dni (kolorów pełno, ale duże plamy, robi się łatwo itp).
Szykuje się więc rok UFOKowy - trzy prace mają być zakończone, bo tak! dodatkowo - powtóreczkowy, bo i róża i Einstein to wzory, które już raz wykonałam (róża zostaje w prostokącie, Einstein ma nieco uproszczony wzór). Nie planuję rozpoczynania czegokolwiek innego dużego, bo patrzę realnie co i kiedy może się wydarzyć. Nie wykluczam za to jakichś małych prac, bo jak może się w czymś zakocham i po prostu będę MUSIAŁA. Wiecie, o czym mówię :)
poniedziałek, 21 grudnia 2015
Rozprawa z UFOKami
Jednym z warunków uczestnictwa w zabawie jest notka otwierająca - spis UFOKów, z którymi mamy zamiar się uporać, lub będziemy się uporowywać ;) ? jak to nazwać? no będzie w trakcie ich kończenia w 2016 ;) Mam ich wcale nie tak wiele, co zdziwiło mnie okrutnie. Aby ułatwić pracę Kasi, od razu przy wspomnieniu o danej pracy będzie link do notki, w której praca chyba po raz ostatni wystąpiła (i czasem nowsze zdjęcia, które nie zawsze doczekały się odsłony notkowej).
Zegary, tutaj co prawda w notce o bibliotece, ale pokazały się po raz ostatni, wróciłam do nich niedawno, ale generalnie praca w trakcie, dużym trakcie, bo zaczęta ponad 1,5 roku temu. Plan zakłada ukończenie w 2016, a jako, że za praca stęskniłam się bardzo, ale to bardzo, jak już w końcu wskoczyła na krosno, to gnać będę okrutnie. Zalinkowana to ostatnia notka, w której choć trochę były widoczne (choć nie były głównym bohaterem), a ostatnie zdjęcie, poczynione wczoraj, wygląda tak:
Wzgórze Wróżek - rozpoczęte, napoczęte i zostawione. W grudniu nie postawiłam ani pół krzyżyka, no masakra jakaś. A miało być tak pięknie ;) Plan to też 2016, bo to co prawda nie jest mała praca, ale też nie taka wielka, bez przesady :)
Obrus - mój wielki (było, nie było, ma być na duży stół) wyrzut sumienia. Wzór wybrany jest prosty, kanwa nie, ale to szczegół. Zostało mi raptem kilka muffinek i będzie gotowy. No, jeszcze obszyć (inna sprawa - kupiłam za 5,5 dolca zestaw do generowania lamówek, poczekam pewnie z miesiąc, zanim zacznę je produkować, wszak poczta musi wykonać swoją pracę, będzie jak znalazł do tego obrusu, bo jakoś go potem obszyć trzeba, a jak ostatnio sobie pooglądałam moje materiały, to mam czerwony akurat w sam raz na lamówkę do tego dzieła :) ). Odłożony na wiosnę! miałam robić jedną muffinę na tydzień, potem na miesiąc, potem w ogóle kiedykolwiek. W 2016 musi już zyskać moją uwagę, bo to wstyd normalnie :P żeby takie proste coś (łącznie 5400 raptem) czekało dwa lata na koniec. Wstyd, wstyd, wstyd.
No, to tyle z prac, które na koniec tego roku nie będą ukończone, a których planowany koniec to rok 2016. Zobaczymy, jak wyjdzie w praniu ich kończenie.
wtorek, 25 sierpnia 2015
Mały spis i notka planistyczna
Otóż są UFOki dwa, więc raczej nie na tapecie, ale jako, że zamierzam z połową z nich dzielnie się rozprawić, to niech będą na początku:
- obrusik - UFOk, czeka na zmiłowanie, zostało 6 muffinek, ale nie chce mi się,
- Einstein - UFOkiem stał się niechcąco, bo go rozgrzebałam w kwietniu, zrobiłam 1/3 i porzuciłam niecnie, niedobra ja. A wyszywało się chyba całkiem nieźle, pomijając wtopę z jednym głupim kolorem. No naprawdę, trzeba się zebrać.
- róża - prawie na ukończeniu, plan optymistyczny, ale za to całkiem realny to ten tydzień, co by pasowało z wypadem do ikei, bo teraz jeszcze latoroście wyjechane, to można skoczyć do sklepu na spokojnie i ramkę kupić. No ew. przejdę się do OBI i tam znajdę jakąś mniej typową ;)
- zegary - dawno nie dziubałam, potrzebuję trochę więcej czasu i ogarnięcia umysłowego, żeby je robić, ale mam zamiar skończyć, przecież cudne są,
- geometria - do dokończenia jeden kwadracik i uszycie poduszeczki, zniechęciłam się całkiem do wzoru, dociągnę ten jeden kwadrat do końca i tyle, uznam za dokonany,
- las - zaczęty, robi się fajnie, była notencja niedawno nawet.
A potem zostaje jedna praca (las), jeden kolos (zegary) i można zaczynać coś nowego :>
I teraz do przemyślenia poddaję sobie kwestię - a cóż takiego zacznę? Możliwości są takie:
- biblioteka. Ale w wersji mini. Wersja standard jest dla mnie za dużo, źle zaczęta, źle robiona i w ogóle wszystko na nie. Czekam na promocję w HAED i kupuję wersję mini i taka będzie wykonywana, tylko nie wiem, czy od razu z rozpędu. Na pewno parkowaniem, nie wiem, czy nie nadal półkrzyżykami - to jest jeszcze kwestia do przemyślenia :) Na kanwie 18ct - wytnę z materiału na bibliotekę normalną.
- fraktale - znaleziono ostatnio na fb firmę, która robi je - w przeciwieństwie do HAEDu, w ludzkich rozmiarach. Na dodatek takie cudne, przecudne po prostu, no i niewielkie ;) Znaczy się niewielkie. Przy HAEDach, przy których pasuję po prostu, to niewielkie. Rozmiar róży (165x225) został przyjęty za miernik pracki niemalże małej, rozmiar 2x róża to rozmiar pracy akceptowalny, możliwe jest delikatne przekroczenie. I fraktale znalazłam w takich rozmiarach. Dużo było decydowania, oj dużo. Sklep na etsy, przeglądany na początku, miał 100 wzorów fraktali. Po wakacjach moich - dwieście. Potem babki znalazły sklep właściwy, a tam fraktali 800 ;) Ale ten, który mi wpadł w oko, jako pierwszy, został wybrankiem i on będzie realizowany. Nawet jest już kupiony. Muszę się tylko zastanowić, gdzie i jakie kupować nici (iść w DMC, czy PND? no, może poczekam do wyprania i wyprasowania róży, to będę wiedziała, jak się PND zachowuje w warunkach bojowych i na co się decydować), a potem może do dzieła? Zobaczę, co wskoczy, czy biblioteka, czy to. Trzech kolosów ciągnąć nie będę :) Fraktal robiony będzie na 16ct - 14 jest za rzadko, 18 za gęsta na komfortowe prace, spróbuję 16ct.
- któryś z 'przeciętych' domków - kanwa od dawna jest (14 z nadrukiem, wychodzi takie marmurkowe niebo). Tutaj opcja jest nawet taka, że to nie musi być robione na krośnie, mogę więc odpalić, kiedy skończę Einsteina, geometrię i las, bo nie będzie za dużo prac bieżących ;) To by dopiero było :) Tylko nie wiem który, pewnie bardziej na wzgórze wróżek padnie, ale to się zobaczy. Tutaj w ogóle jajo z nićmi, bo trzeba Madeirę przeliczać (nie będę szła w nowy rodzaj nici) i w ogóle cuda wianki. Chyba, że ktoś ma już takie wzorki przeliczone? To ja bym bardzo chętnie przyjęła taką legendę.
Ależ mi podsumowanko wyszło cudne, no. No i premiera nowych planów też niczego sobie :)
poniedziałek, 13 kwietnia 2015
Co tam aktualnie na tapecie? I sprzątanie świata
Wśród prac odłożonych są:
- zegary - rozpostarte na krośnie, przeszłam do wyszywania kolorami, wyszyłam niecało 700 krzyżyków i króciutki ;) wypad do szpitala ma takie następstwa, że nie jestem w stanie siedzieć przy krośnie, na razie więc czekają, odłożone więc tylko do czasu wydobrzenia, plan jest taki, że do końca roku go zrobię - ale ze względu na aktualne opóźnienia robi się tego po 1,5 - 2 strony miesięcznie, co może być ciężkie. Nie niewykonalne, ale ciężkie, tak zwyczajnie.
- biblioteka - ciągnięcie dwóch kolosalnych kolosów jest bez sensu, biblioteka z krosna zdjęta, kiedyś na niego powróci, ale to kiedyś. Kiedy skończę zegary, to się zastanowię.
A teraz o pracach robionych :)
Na tapecie obrusik - zostało 6 muffinek i obszycie. Niewiele. Może w tym miesiącu zrobię ze 4, a na maj zostawię końcóweczkę i obszycie, bo teraz do maszyny nie usiądę.
Róża - pokazana ostatnio. Wyszywa się ją bardzo, bardzo przyjemnie. Ale jak ze wszystkim - czasem trzeba odpocząć i zrobić coś innego. Ale to chwilowo moja główna praca. Za moment pokażę listek drugi.
Okna - też za chwilę pokażę kolejne zrobione okno, niby len, za to wzór taki, że sam się pilnuje, sam się robi, kreskowanie niestraszne, wychodzi raz dwa i już okno gotowe. Miodzio. Tylko z aparatem mi ostatnio nie po drodze ;)
No i nowa praca. Skoro zakończyłam ostatnio bambusy, biedronkę, muminki, mini-projekcik tajniacki, zostały normalnie trzy prace do robienia. Za mało! Za mało zmian! Za mało możliwości! ;) Trzeba było coś zacząć. No to zaczęłam. Miałam przygotowane dwa projekty, słońce czasami się robi takie fajniejsze, a jeden z projektów jest na czarnej kanwie. No to przygotowałam ten projekt. Przefastrygowałam tę czarną kanwę, potem się zorientowałam, że wzór jest trochę za duży. Śmiech na sali :D Na szczęście - nieszczęście (bo nie wiem, jak wyjdzie) wzór jest mojego 'autorstwa', znaczy się mojego przygotowania pliku do przerobienia na wzór. Zmniejszenie wzoru nie jest specjalnie skomplikowane, wygenerowałam wzorek trochę mniejszy. Po obejrzeniu dobranych mulin wywaliłam jedną - obrazek czarnobiały przecież, mogą być różne odcienie szarości, nawet, jeśli w nazwach mają avocado czy tam inne green. Ale jeden ewidentnie zielony był, coś się programu pomyliło w główeczce, zamieniam na najbliższy pasujący.
Wzorek wygenerowany wygląda tak:
To teraz przygotowana kanwa:
13 kolorów szarości przygotowanych też, wydrukowany został poprawiony wzór (kilka zmian jeszcze chyba na gotowym wzorze zrobię :) ) i tylko czekać na sympatyczne światło, bo w ciemnościach to ciemnej kanwy nie zamierzam tykać choćby kijem.
Update: zaczęłam robić od pierwszego koloru, tego najciemniejszego, który był efektem połączenia dwóch - ciemnego właśnie i tej nieszczęsnej zieleni. A potem zrobiłam dwie następne szarości. Po czym 3 godziny wypruwałam ten pierwszy kolor, bo był zupełnie niewidoczny. Ciężka cholera z takim wypruwaniem - zajęło więcej, niż wyhaftowanie. Naklęłam się, na czym świat stoi, no ale teraz będzie lepiej. Chociaż chyba ten kolor akurat to zostawię na koniec - ciemności w środku twarzy będą widoczne (to może zamienię na czarny po prostu), natomiast na zewnątrz to chyba po prostu najciemniejszy z szarych, ale jeszcze nie czarnych. Na koniec, bo mnie szlag z tą pracą trafi ;) No i muszę wszelkie zmiany zapisywać na potem, bo w planach są od razu dwie takie prace - jedna dla mnie, na jedną mama się zgłosiła. Niech będzie.
I jeszcze o dalszych porządkach - w końcu wzięłam się za porządki w mulinach. Kilka skończonych prac, kilka po drodze zrobionych, a spis dawno nie uzupełniany, lepiej by było wiedzieć, czym się dysponuje, jak się będzie wybierało kolejne prace.
Trochę tego jest ;) Łącznie 500 motków, trochę ariadny, więcej DMC - ale te na kolosy głównie, no i przyporządkowane do konkretnych prac, luźnych raptem 20 kolorów.
Ariadny unikalnych numerów mam 125, a DMC 166. Tu się zdziwiłam, bo myślałam, że Ariadny to jednak mam więcej. Ale dobrze - tę zamierzam wykończyć i nie dokupować, przenieść się w całości na DMC, kolory i jakość lepsze ;)
Za to niektóre kolory zamawiałam, jak pijany zając, nie wiem, gdzie miałam rozsądek, skoro z przeliczeń mi wyszło, że na np. tęczową różę, gdzie kolorów jest od groma, niektóre są po 5 motków pokupowane. A większość, po 2-3. Chyba na 4 takie róże :> Dobrze, że to się do czegoś innego zużyje :)
Albo np. muliny do szarych kolosów - kul, ale po co mi jednego koloru 18 motków? 18?? No masakra. Chyba na wszystkie szare kolory do końca życia :> Tak, wiem, machnę jakiś samplerek kiedyś, albo te kolosy, no ale!
Za to, choćbym nie wiem, jak szukała, nie umiem znaleźć dwóch rzeczy: kawałka czerwonej kanwy 18ct - przecież na sowę nie poszła cała. A przymierzając się dzisiaj do powieszenia jednej sowy stwierdziłam, że jak przeniosę jeden obraz, to akurat trójeczka sówek się zmieści - tło czerwone, kremowe i znowu czerwone. Tylko czerwonej kanwy nie ma. Nie ma. W ogóle :/ Oraz kupowałam niedawno całą paczuszkę białych mulin. I wsiąkły. Ni ma. Kicia spapała :> Pomimo tego, że nie mamy żadnej kici.
wtorek, 3 lutego 2015
Takie tam, planiki
Jakieś założenia - jakie prace, ile mniej więcej xxx (policzyłam dotychczasowe osiągi, to wiem ;) ), to raz, ale dwa, to zaplanowanie wykonywania tak, żeby a) coś się działo, b) żadna praca nie została ufokiem, c) wykończyć stare ufoki, d) mieć jakieś efekty w postaci skończenia prac, a nie, ze rok dziubię, dziubię, a na ściany nie ma czego powiesić.
I machnęłam sobie planik na styczeń, założenia były proste:
- miałam 8 rozpoczętych prac - każda miała dostąpić zaszczytu uzyskania co najmniej 500 nowych krzyżyków (żeby każda praca ruszała się do przodu), lub czegoś (jak w przypadku biedrony, gdzie krzyżyki się skończyły przecież, trudno więc postępy mierzyć krzyżykami),
- miałam skończyć sowę (żeby mieć coś ukończonego),
- miałam przygotować muminki - niby nic, ale nie chciałam się na nie rzucić, tylko przygotować i takie tam (żeby się nie rzucać na wszystko, co ładnie wygląda),
- uszyć zaległe maskotki (żeby odhaczyć zobowiązania),
- ogólne wykonanie, wynikające z prostego podzielenia planu rocznego na 12 - miało być w okolicach 95% (żeby się nie skupiać na jednej pracy).
Plany na luty też ułożone na podobnej zasadzie:
- każda z rozpoczętych prac dostaje po min. 500 krzyżyków, biedrona - dwie kartki z tłem,
- zaczynam i kończę dwa muminki,
- kończę po stronie zegarów i biblioteki - tutaj może być najwięcej problemów, bo to nie jest 100, 200, ani nawet nie 1000 krzyżyków ;) (zegary mają ponad 2000 krzyżyków do zakończenia strony 14),
- ogólne wykonanie też na poziomie powyżej 95%,
- powrót do nawet nie rozpoczętych podkładek hardangerowych - prosty wzór, mam nadzieję go znaleźć (pocięty materiał na podkładki znalazłam :) ) i zrobić jeden bok na jednej podkładce, jak nie znajdę, to z tego punktu zrezygnuję.
A wnioski na teraz? Fajnie jest tak sobie planować, co się kiedy zrobi - bo planowanie odbywa się w momencie, kiedy i tak nie mogę haftować. Fajnie tak odhaczać kolejne punkciki, bo ma się poczucie, że coś się dzieje, że fajnie jest, bo się idzie do przodu. No i ja lubię liczby :)
poniedziałek, 5 stycznia 2015
Plany na 2015?
Przy okazji - to jest chyba siódma wersja postanowień na nowy rok. Nie poprawiam więcej ;)
I tutaj suprajs. Na chwilę obecną trudno mi powiedzieć cokolwiek. Notkę zaczęłam pisać w Sylwestra. Spisałam pierwszą wersję postanowień. Zanim dotarłam do końca notki - zmieniło mi się. Potem pooglądałam sobie Wasze blogi i poprzypominałam o pracach, które chciałam zrobić. Do planów doszło to i tamto. A potem owamto. Rany boskie, nie da się dojść do ładu. Przemyślenia o tym, co lubię, a czego nie, pozwoliły mi w końcu ustalić, dlaczego czasem jest tak dobrze, a czasem tak źle (jeśli chodzi o tempo, zapał jest prawie zawsze), podzielić plany na rodzaje, planowane hafty na kategorie wg. siły chcenia i generalnie - uporządkowanie tego, co się kłębi w głowie (no dobra, tylko trochę).
Granic czasowych nie stawiam w żadnym temacie, bo czas wolny jest wielkością zmienną, nie da się jej przewidzieć, bo zawsze coś. W Nowy Rok miałam machnąć do końca stronę z zegarów (odgrzebaną w Sylwestra) - 155 krzyżyków zabrało mi cały dzień, bo COŚ. Cholery można było dostać. Ostatnie kilkanaście stawiałam, uciekając od dzieci, które po położeniu się spać w okolicach 19, wstały o 21 i 22 ;)
Ale teraz o samych pracach? Może najpierw o haftowaniu.
Zaczęte mam i kończyć będę: obrus z muffinami, bambusy (znalezione - nawet porobiłam troszeczkę ramki i dokończyłam obramowanie chińskich napisów),
biedrona (nawet znalazłam przy przeprowadzce pracowni),
zegar (dobrze byłoby w tym roku, ale bez musu),
biblioteka.
Sowy - drugi kawałek skończony, czekam na kolejne kawałki, skończona będzie na pewno, na kolejne zapiszę się też.
Bibliotekarka chyba spadła na dalszy plan.
Jeden odłożony miliony lat temu UFOk poszedł w dobre ręce - ja go nie skończę, nie ma opcji. Róże na podmalowanym tle, z wydrukowanym wzorem. Może i piękne, ale męczyć się męczyłam strasznie, to co się będę łudzić, że kiedykolwiek ukończę.
Zanim przejdę do konkretnych tematów, które chciałabym zacząć / skończyć / pooglądać i odkochać się, to nieco o mnie samej.
Kolosy piękne są i efekt jest łał, ale odrzuciło mnie od nich trochę. Ja chyba prosta baba jestem i wolę samplerek, jednokolorowość, albo plamy, czy coś. Bo konfetti mnie męczy. Ale tak mnie męczy, że po prostu nie umiecie uwierzyć. Co oznacza, że rozsądniej należy dobierać wzory. Nie muszą być jednokolorowe. Nie muszą mieć plam, ale muszą mieć obszary, bo mnie ciężka cholera bierze. Wspomniane 155 krzyżyków na cały dzień to nie tylko efekt tego, że dzieci i życie wiedziały lepiej, ale tego, że składało się na to ponad 20 kolorów. Na całej stronie. Nie lubim. Dodatkowo - takie coś wymaga skupienia. Czasu. W odcinkach dłuższych niż 5 minut. A jeśli samo zabranie się do haftu i zorientowanie się, gdzie się w ogóle jest, zajmuje z 10, to o czym my tu mówimy? Rozety robiło się piorunem - schemat na kindlu, tamborek nałożony, igła po prostu wbita, otwieram kindla, macham choćby z 10 krzyżyków i już (nici całe 4, w małym woreczku, z nożykiem / nożyczkami). Biblioteka? Odpalić kompa, znaleźć schemat (na kindlu nie działa tak dobrze ;) ). Przytargać krosno i dwa pojemniki (muliny i igły), zorientować się, gdzie jestem, znaleźć symbol, znaleźć nitkę, zorientować się, gdzie jestem ;) machnąć 5 półkrzyżyków, szukać następnej nitki. Nie ma sensu siadać, jeśli nie mam przynajmniej godziny. W zegarze jest trochę lepiej - ostatnio trafiła mi się strona złożona w 3/4 z plam. Jest takich raptem kilka, na łącznie 30. A tak to konfetti w szarości. Mogę więc mieć zaczęte duże prace, ale nie mogą one być główną pracą, bo mnie to męczy i frustruje, że nic nie robię, bo nie mam czasu, żeby siąść na dłużej, więc nie siadam w ogóle. A to jest gUpie i tyle ;)
Ale ale - wczoraj miałam gratisowe 4 godziny, miałam robić jakieś pierdoły i pacnęłam się w głowę - kiedy mam robić bibliotekę, jak nie w takich momentach? Mam czas raz na kilka tygodni, to do roboty. I 4 godziny wyszywałam bibliotekę :)
Dobra, pomarudziłam, to teraz jeszcze o planowaniu - większość zaczętych prac to jakieś bardzo stare fascynacje. Biblioteka odleżała swoje trochę ponad pół roku, a to i tak krótko. Zegary i bambusy kilka lat. Muffiny świeże, rozety były bardzo świeże, choineczki - zanim pomyślałam, to się zrobiły. Ale mocy urzędowej wzór musi nabrać. I nie wiem, jak do tego podchodzić, bo są takie, które "TERAZ ZARAZ", a poczekają kilka dni i już nie mam na nie ochoty - dobrze więc, że się nie rzuciłam na nie od razu. Znalazłam wielką kanapkę i deser i mi przeszło po miesiącu czy dwóch ;) Einstein mi nie przeszedł - nawet kupiłam kanwę. Sowy poszły od razu, bo tam są terminy. A perminy? Leżą wydrukowane i czekają na lepsze czasy. Jak to u Was jest z nabieraniem mocy urzędowej? Rzucacie się na (prawie) wszystko, co zafascynuje Was tak konkretnie, czy ostra selekcja, max. 1-2-10 prac zaczętych na raz?
OK, teraz o samych bardzo konkretnych planach.
Kategoria: must have na dzisiaj wygląda tak: haft geometryczny,
cudna róża, einstein (opracowany wzór z takim jęzorem, nie wiem, czy to nawet nie jest zrzut już wygenerowanego obrazu ze wzoru)
To na 100%.
Do tego bieżniczki - podczas porządków wytargałam taką starą kanwę, niefarbowaną, nierówną, i w ogóle ;) Obrobię ją mereżką (znalazłam stary, tęczowy kordonek - jak znalazł), idzie pieronem, wzoru nie potrzebuje, bo niby jakiego, zrobię raz i dwa. Materiału wystarczy na dwa bieżniki na komodę i na bieżnik jeden na stół.
Dzieci zakochały się w muminkach - na razie w bajce czytanej. I poprosiły o muminki haftowane. Proste toto, ale mało popularne, znalazłam tylko kilka wzorków, ale w sam raz malutkich. Będzie jak znalazł (ale to niewielkie pracki są, na 1-2 dni, nie ma co wspominać za dużo).
UPDATE - z ostatniej chwili. Już wiem, co będzie na lnie. Na lnie będzie mały samplerek w ramach SALu na fb:
Miałam zacząć ten len, ale się wybrałam na zakupy w piątek. Na trzy pasmanterie - dwie miały remanent, a w trzeciej na hasło o lnie obrazkowym pani pokazała mi drukowane kanwy. No nic, kupiłam u fb'owej koleżanki, czekam na paczuszkę :) Dwa różne kawałki, nici znalazłam w domu (nawet w zapasach - nie muszę wytargiwać z biblioteki ;) ), jakiś tamborek i takie tam drobiazgi ;) Nie mogę się doczekać lnu - podobno zupełnie inaczej, zobaczymy.
Kategoria: raczej tak to perminy z czerwonym autkiem.
Co tam jeszcze? Czyli kategoria "może tak, a może nie". Skacząc po Waszych blogach przypomniałam sobie starą fascynację - Słoneczniki van Gogha, wiem, że nawet mam wydrukowane. Oglądając ostatnio gazety z wzorami spodobała mi się lawenda i żonkil - nawet pasowałyby super do moich ulubionych podłużnych ribb z ikei, jak się dzisiaj okazało dzięki pomocy blogowej koleżanki (bo przecież nie przyjrzałam się wzorom, więc skąd mogłabym wiedzieć, jakie mają wymiary? :>) I jeszcze wielkanocny obrazek, chociaż skoro rozety zastąpiły dwa obrazy świąteczne, to do wielkanocy może mi się odechcieć. A może cieniowane jajo - też na lnie? Ten znaleziony, to z kategorii śmiesznych, jajo i zajączki czy tam inne króliczki. A może zaszaleję i już za tydzień zacznę coś na wielkanoc? A kto to wie ;)
Może natchnie mnie w końcu na hardangerowy obrus / bieżnik. Znalazłam wzór, trzeba go tylko przerysować, żeby pasował rozmiarami (wymierzyć, ile razy które części mają się powtarzać) i już. Ale z racji znalezienia tamtej kanwy - spada na koniec hierarchii, bo już nie jest koniecznością.
SALe i inne zabawy - na pewno sowy. Są słodkie. I pasują do dziecięcego pokoju. Jeśli więc tylko szlag mnie nie trafi, zapiszę się na wszystkie możliwe. Bo tak :) A chwilę ze sobą walczyłam, bo wszelkie terminówki i masówki nieco mnie odstręczają. Bawiłam się w ANG - zrobiłam jedną pracę, 2 lata po terminie? bo chciałam najpierw zobaczyć, jak wyjdzie całość, zanim się za cokolwiek zabiorę. Nadal needlepoint mnie trochę ciągnie - nawet zdobyłam wzór do Novej (wszyscy wiedzą, jak wygląda Nova :>), ale to raczej z chciwości i chęci posiadania niż rzucania się do szycia. Ale o SALach - generalnie takie zabawy fajnie się ogląda u innych, niektóre wzory nawet mi się podobają, ale bez konkretnego zastosowania to ja się nie rzucam na prace - muszę mieć trochę szacunku dla siebie i swoich zasobów i nie będę się zapisywać wszędzie, bo po prostu nie podołam. Taka prawda.
Na pewno nie zacznę żadnego kolosa zanim nie skończę zegarów (na bibliotekę w najbliższym roku-dwóch nie liczę). Celuję w galerię - fajnie byłoby wyszyć coś wielkiego i prostego (tam są same plamy, niby HAED, a tylko 10 kolorów, duża będzie oszczędność na półkrzyżykach :) ).
Teraz o szyciu - spodobało mi się szycie maskotek, choć niektóre są średnio udane. Machnęłam we wtorek dużego kota - obdarowanej się podobał, ale gdyby nie fakt, że powstawał niemal na jej oczach, to by nie poszedł do nowej właścicielki, bo nie podobał mi się w ogóle. Mam materiał i zarys pomysłu na duże coś na podłogę w kształcie żółwia. I mam dostać pakę materiałów koszulkowych - będą kolejne maskotki. Wieloryby i słonie wychodzą przecudnie. A potem nauczę się czegoś bardziej skomplikowanego niż niemalże 2D. Ale jeszcze nie wiem co. Raczej nie będą to ubrania i rzeczy wymiarowe, bo to mi nie wyjdzie na bank. Nie ma takiej opcji. No chyba, że pościel - to jest proste i powinnam podołać. O szyciu więc krótko :)
To jeszcze raz - jak to u Was ze spontanicznością i rzucaniem się do następnych wyzwań?
piątek, 21 listopada 2014
Plany. Tym razem na dzisiaj.
Do biblioteki nie usiadłam. Miałam ciężki tydzień, szkolenia, nauka, dziecko marudzące w nocy. Biblioteka jest trudna i nie można jej robić z doskoku. Zanim się zorientuję, gdzie jestem i co mam zrobić, mija kilka ładnych minut, a to czasami akurat cały czas, jaki mam dostępny. Ale w związku z tym mam skończone dwie poduszki, trzecia się robi. Arcyprosty wzór, a i tak się mylę. Ileż ja razy prułam ;) Dla najmłodszej w rodzinie znaleziony wzór - też na poduszkę. Śpiący żółwik.
Za to machnęłam trzy muffinki. Zaprojektowałam obrus i dobrze, że to zrobiłam, bo głupia ja zapomniałabym o takich rzeczach jak to, że obrus leży niejako do góry nogami - to, co jest przy człowieku, to jest na dole, a nie na górze wzoru, więc nie z góry zaczynamy patrzeć. Oraz naprawdę, ale naprawdę ważne jest to, że te wstawki aidowe są nierówne i trzeba to uwzględnić, więc nie mogę machać muffinkami o 90 stopni. O 180 mogę, żeby wyglądały jak człowiek. Oraz zmieniłam wzór. Zniżyłam i poszerzyłam, żeby po uwzględnieniu nierównych krzyżyków wyszła mniej więcej równo.
A teraz plany na wieczór.
Otóż mąż mój dobry i łaskawy powolutku i po kolei odgruzowywuje obydwie kanciapki / składowiska w domu. Ubrania, zapakowane w maju i takie tam. Pełno przydasiek się wala dookoła, a ja nie wiem, co mam. Postanowiłam więc wykorzystać dzisiejszy, chyba wolny wieczór, na to, żeby przynieść to WSZYSTKO, ale wszystko na środek salonu, zinwentaryzować, popakować i opisać. Pełno wzorów, pełno kawałków materiałów, kilka porozpoczynanych prac. Porządek mam mniej więcej tylko w mulinach. Mniej więcej, bo przy ostatnich "robię wszystko na raz, skoro nie mam na nic czasu" podbierałam mulinki między pojemnikami, pracami i woreczkami bez aktualizacji ich stanu. W tych zapiskach też jest więc burdel. A potrzebuję trochę spokoju i porządku, aby wiedzieć, na co materiał mam, jakie mam zapasy muliny (jedna z poduszek będzie muliną wyszyta, a dużo jej idzie - w sam raz się przyda wykańczanie zapasów), którą pracę - jeśli mi znowu coś strzeli do łba - mogę zaczynać bez zakupów.
Uff.
Zdjęcia jutro :)
czwartek, 23 października 2014
Bez obrazków post :>
Aczkolwiek, jak zobaczyłam te, to trochę mi mina zrzedła. Odkopałam stary remanent zrobionych prac, wszak ładnych kilka lat już wyszywam (a kilka nie wyszywam, bo przerwy i jeszcze nie takie chciejstwo). Wyszło mi na to, że do tej pory wyhaftowałam jakieś 460 tysięcy krzyżyków. Niby fajnie, prawie pół miliona krzyżyków, można w sumie do tego zaokrąglić, bo starych prac nie miałam dokładnie pomierzonych. Niech będzie pół miliona krzyżyków.
A teraz podsumowanie (też plus minus, bo zdjęcia bez tła liczę na mniej więcej połowę rozmiaru, wiadomo, że nie zawsze tak to wychodzi) moich planów:
Biblioteka - zostało 280000, 280 tysięcy krzyżyków! no ale ;)
Bambusy - zostało 10 tysięcy,
Bibliotekarka - około 100 tysięcy.
Galeria - 152 tysiące,
Kuchenne 'drobiazgi' po 15 tysięcy każdy (niby długie, ale wąskie, no i bez tła)
Samochodziki - łącznie to kilkanaście tysięcy krzyżyków, z czym do ludzi ;)
Wzór geometryczny - 29 tysięcy.
Łącznie w aktualnych planach jest 600 tysięcy krzyżyków, czyli więcej, niż wyhaftowałam do tej pory.
Tak, wiem, duże formy wyszywa się inaczej. I niektóre są łatwe. A niektóre nie. Ale mam w planach tyle roboty. A chciałam je już mieć teraz ;)
Natomiast muszę zrobić jakieś założenie, albo coś. Przydatne będzie takie: jedną pracę zacznę, dopiero mogę zaczynać następną. Zaczętych mam cztery (takich, które zamierzam skończyć). Bywało gorzej?
Muszę, bo się uduszę
No po prostu muszę to zrobić! Nie wiem kiedy, wszak dwa rozgrzebane kolosy, UFOK, który się doczekał zaszczytu powrotu do niego, biedrona, w planach dwa duże kuchenne obrazy, no i to. Ale po prostu muszę. Uwielbiam geometryczne wzory (czego dowodem fraktalowy zegar), na początku wydawało mi się, że to nawet nie krzyżyki, a needlepoint (a może przerobię wzór na needlepoint, kto wie?). Również - wbrew pozorom - nie jest to mała praca, o nie. 168x168. Nie równa się z kolosami, no ale jednak. Nawet mężowi się spodobało. Na listę więc trafi na pewno.
wtorek, 7 października 2014
Październikowa biblioteka
Przy okazji wymyśliłam też własny harmonogram - strona Biblioteki i strona Zegarów (chyba, że mnie poniesie w którejś z prac, ale mam przyzwolenie moje własne na nie więcej niż 2 strony bez zmiany pracy).
Dobra, koniec tego gadania, czas coś pokazać. Stan na 7 października, 5 dni wyszywania (dzisiaj jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa). Jak widać, fajnie idzie, bo już ze dwa kwadraty zrobiły się przy okazji, nie musiałam w nich zaczynać żadnej nitki, tylko powstały nitkami, które były zaczęte obok. Wyszedł też mniej więcej styl i kolejność wyszywania - kwadracik po kwadraciku, po 2 kolumny. Teraz więc będzie 3 i 4, wiersze aż do 8-mego, potem 5, 6 i pewnie 7 od razu, bo ta kolumna jest podzielona między strony, potem kolejna strona. Tutaj nie wiem, czy będę szła w drugą, czy trzynastą - na dole. Kanwę mam rozpiętą tak, że są doskonale widoczne i dostępne całe cztery strony, 2x2 dokładnie.
Żeby było zabawnie - ufoki, jak leżały, tak leżą. Metryczki dzisiaj wręczam - nad ranem urodziła się Wiktoria, w końcu jestem prawdziwą ciocią, a nie tylko żoną wujka. A co do innych prac - wymyśliłam dwie nowe, na okolice kuchennych drzwi. Mała prezentacja:
wtorek, 23 września 2014
Początek
Poprzednie jakoś dogorywa. Nie dlatego, że nie piszę, ale skoro już coś chcę opublikować, a strona leży, a potem leży, a potem nadal nie wstaje, to znak, że czas się przenieść gdzie indziej.
Poprzedni adres, tak dla pamięci, jeśli jeszcze kiedyś się podniesie: krzyzykowy.jogger.pl. Jak tylko wstanie, wskażę tam również przekierowanie tutaj.
A teraz kilka słów o mnie.
Wyszywam od dawna. Krzyżykami. Bardzo rzadko czymś innym (blackword, needlepoint, nic więcej). Pierwsze hafty w podstawówce, potem jakieś drobiazgi w szkole średniej, na studiach sobie przypomniałam, zrobiłam dużą pracę (dużą wg. tamtych ocen - miała z 200xx na 160-180?), zaczęłam kolejną, porobiłam malizny, a potem poszło!
Czasem bawię się w maleństwa (a to prezent, a to magnesik, a to mały obrazek), ale miłością wielką są duże obrazy. Dopiero niedawno dorosłam do naprawdę wielkich - o nich w następnych postach.
Z aktualnych prac:
Zegary
Kiedy skończę aktualne strony (11 i 12, czyli będzie już drugi rząd), zamieszczę aktualne foto prac.
Zabieram się do biblioteczki (grupa SALowa na FB :) )
I kończę maleństwa prezentowo-niespodziankowo-urodzinowe. Zrobię fotki popołudniu - mam nadzieję, że dzisiaj w końcu ostatnie pracki (bo nie można ich nazwać pracami) będą wyprasowane i oprawione.
wtorek, 27 października 2009
Plany
Oj, plany się porobiły.
Miałam znaleźć małą prackę, taką szybką do zrobienia, do przedpokoju. Wyciągnęłam wzory, pooglądałam z mamą, znalazłyśmy gobelin 50x70 do salonu. No cóż :) Choć jeśli zrobić na gęstszej kanwie, to wyjdzie 40x50, czyli prawie małe. 200x280 krzyżyków - gigant będzie, największy chyba do tej pory.
Od Konie w galopie |
Porównywalne były Wenus
Od Venus |
oraz sypialnia
Od Inne |
ale chyba jednak były mniejsze. Sprawdzę przy okazji.
środa, 12 listopada 2008
Hurtowo
Ostatnio nie mam czasu nie tylko na zajmowanie się haftami, co nawet na zrobienie zdjęć. Dlatego też masowa prezentacja tego, co jest w trakcie, co w planach, a co zostaje odłożone, czekała parę dni.
Ale po kolei.
Skarpetki nawet jakoś idą - są maleństwami, więc robi się je raz-dwa.
Te zrobione do tej pory prezentują się tak:
Dzisiaj lub jutro może skończona zostanie ta:
Dziś kończyć też będę kota. Kot nie podoba mi się wcale, a wcale, cieniowany koszmarnie, na dodatek na tym materiale wyszywa się go coraz gorzej. Coś mi się wydaje, że skończę tego i zrobię następnego. Bo mam tyle czasu przecież :> Kiciuś z paroma białymi plamami i bez backstitchy tak wygląda tak:
Do odstawki na razie odchodzi Venus. Wzór pożyczony, nici jednej do skończenia pośladków i pleców nigdzie nie ma, zdjęta została z ramy i chwilę poleży zwinięta.
A teraz o planach, tych maleńkich i większych.
"Kram z robótkami" został kupiony ze względu na reniferki
Na pierwszy rzut pójdzie taki oto wybrany przez R.
Tata już kwiczy z radości na myśl o tym, że
"Dama z łasiczką" wisieć będzie w gabinecie, a mama z racji tej, że "Dziewczynka w kapeluszu" ozdobi jedną ze ścian salonu
I na dzisiaj chyba tyle wystarczy :)