K |
iedy szwendam
się po swojej bliższej i dalszej okolicy, lubię zaglądać w „krzaki” – niezwykłą
i z pozoru bezładną plątaninę gałęzi i liści. Te zarośla często skrywają swoją
tajemnicę: stare domy, dawne odmiany drzew owocowych czy wijące się ścieżki wydeptane
przez zwierzęta albo ludzi. Jest w tym wszystkim zaklęta historia, którą (fragmentarycznie) można
odczytać z gatunków i rozmieszczenia roślin.
Zbieram czasem
te napotkane, dzikie i zapomniane owoce a mój mąż robi z nich dżemy i powidła –
takie, które we francuskiej restauracji nazwano by „rarytasami”.
Dzisiaj znalazłam
mirabelki – małe żółtozłote owoce
tworzyły aromatyczny dywan pod drzewem, które zapewne pamięta przeszłe
gospodarskie życie. Jest to odmiana Nancy, uprawiana od ponad 400 lat – szczerze mówiąc tylko taką w życiu widziałam i
próbowałam. Na Dolnym Śląsku spotykana jest odmiana Flotowa z charakterystycznym
intensywnym białym nalotem, ale tej nie miałam nigdy okazji spróbować.
To nawet nie
chodzi o wszystkie te minerały, witaminy, przeciwutleniacze czy właściwości
przeciwwirusowe, ale o smak, aromat i kolor. No i oczywiście zaspokojenie potrzeby
zbieractwa i życia blisko natury (na wyciągnięcie ręki).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz