Opisywana dziś matowa pomadka w płynie została podarowana mi przez Magdalenę, która wie, że dobrze czuję się w czerwieni. A ta czerwień jest naprawdę piękna.
Już samo opakowanie pomadki zwraca uwagę - oszroniony plastik wygląda ciekawie, elegancko, inaczej. Aplikator to gąbeczka, którą bardzo wygodnie się operuje. Nie ma drażniącego dla nosa zapachu. Odcień Reckless to piękna, winna czerwień.
Nie widać tego na zdjęciu wyżej (odbijające się światło od okna; na zdjęciach poniżej wykończenie jest lepiej oddane), ale wykończenie mazidła to taki konkretny mat. Przez kilka minut po aplikacji pomadka jest plastyczna, dzięki czemu można z nią popracować, po czym zastyga na mur-beton i jest nie do ruszenia (np. podczas pocierania o siebie wargami). Po zastygnięciu nie ma też najmniejszej nawet lepkości i produkt prawie w ogóle nie odbija się na kubkach. Pomadka oczywiście wysusza usta, więc po całodniowym romansie z nią warto je mocno nawilżyć.
Największą wadą kosmetyku jest to, jak się zjada. Oto obraz, jaki za każdym razem widzę w lustrze po trzech godzinach noszenia pomadki nałożonej na czyste, suche usta:
Jak widać, zjada się od środka (co mocno widać podczas mówienia) i skrusza w kącikach.
Niestety nie jest to długodystansowiec, więc jeśli szukacie trwałej pomadki na wiele godzin, to ten produkt odradzam. Na krótkie sesje - czemu nie; matowe wykończenie wygląda świetnie.