Małą (travel size) tubkę kremu do rąk zupełnie nieznanej mi marki Crabtree & Evelyn dostałam od Justyny. Kto mnie zna lub uważnie poczytuje wie, że mam bardzo problematyczną skórę dłoni, a za testowanie nowych kremów mających przynieść mi ulgę zabieram się z ogromnym entuzjazmem. Dzisiaj opowiemy sobie o pierwszych wrażeniach z używania kosmetyku, bo swoją tubeczką o pojemności 25 g cieszyłam się przez dosłownie kilka dni.
Z tego, co widzę na stronie internetowej Crabtree & Evelyn, posiadane przeze mnie opakowanie to zminiaturyzowana wersja opakowania pełnowymiarowego. Ma ładną szatę graficzną i umożliwia wyciśnięcie kosmetyku do prawie samego końca, ale nakrętka nie stanowi najwygodniejszego rozwiązania. Ja jestem straszną niezdarą, więc korek wieczenie leci mi z rąk i aż dziw, że go jeszcze nie zgubiłam.
Krem ma średnio gęstą konsystencję, biały kolor i przyjemnie owocowo pachnie. W moje suche dłonie wchłania się bardzo szybko i nie zostawia na nich żadnego filmu, więc od razu mogę wracać do przerwanych czynności.
Po każdym posmarowaniu dłoni kosmetyk przynosił mi doraźną ulgę i na jakiś czas znosił poczucie ściągnięcia skóry. Naskórek był gładki w dotyku. Niestety nie wiem, czy na dłuższą metę produkt potrafiłby zregenerować skórę dłoni, bo musiałabym używać go przez dobrych kilka tygodni, żeby to ocenić. I jakkolwiek nie mam mu wiele do zarzucenia, zakupu nie poczynię, bo nie potrafię wydać 15 funtów za 100 g tubkę kremu do rąk w momencie kiedy znam kilka tanich, skutecznych zamienników. Niemniej świetnie było tego maluszka poznać, więc bardzo Ci Justyno dziękuję :)