Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zakupy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zakupy. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 14 października 2019

Zakupy lipca, sierpnia i września.

Wow, nie było mnie na własnym blogu przez dwa miesiące. Takiego zastoju nie zanotowałam nawet po urodzeniu dziecka. No ale jak się ma stresy (niewiele pracy z powodu kryzysu w UK = nie wystarcza na rachunki, do tego wszystko się psuje, znowu trzeba remontować dach plus zawalił się sufit w jednym z pokojów), psychiczne samopoczucie nie najlepsze, dorastające, domagające się uwagi dziecko itp to naprawdę ciężko wygospodarować czas wolny na takie przyjemności jak czytanie książek czy pisanie bloga. Stąd moje przedłużające się absencje i myśli, że chyba czas zakończyć tę niemal dziewięcioletnią przygodę.

A tymczasem, skoro znalazłam dziś kilka minut, pokażę Wam, co kupiłam w lipcu i sierpniu. Wrześniowych *szalonych* zakupów, czyli żelu pod prysznic Dove i pasty do zębów już nie uwieczniałam, bo i po co. Wystarczy, że wspomnę.

OK, lipiec. W lipcu, po ponad siedmiu latach intensywnego używania, mój pędzel kabuki z Lily Lolo zaczął mocno gubić włosie. Postanowiłam wykorzystać tę sytuację jako okazję do przetestowania czegoś nowego:


Moim ulubieńcem okazał się zdecydowanie pierwszy pędzel od lewej, czyli kabuki brush od Earthnicity Minerals. Idealnie odpowiada moim potrzebom. Po flat topa sięgam najrzadziej; pędzle kabuki w moim przypadku lepiej się sprawdzają.


Internetowa drogeria eKosmetyki:


Zrobiłam tam zakupy, bo skończyły mi się kosmetyki do higieny intymnej, a wszystkie dostępne w brytyjskich drogeriach żele mocno mnie podrażniają... Stąd postawiłam na sprawdzoną markę. Próbki dostałam w prezencie. Kupiłam tę miętową pomadkę peelingującą z Sylveco, bo nie było mojej ulubionej podstawowej wersji, a na mydełko skusiłam się z ciekawości. Miało cudowny, czysto miętowy zapach, łagodnie chłodziło, fajnie masowało skórę (pełno w nim było posiekanych suszonych listków mięty), ale zmydliło się dosłownie po dziesięciu kąpielach...

W lipcu nastąpiła też wyprawa do drogerii Boots, bo skończyły mi się odżywka do włosów (kupiłam jedną emolientowo-humektantową - to ta zielona, oraz typowo proteinową - to ta brązowa), peeling do stóp i dłoni (zastąpiony przez soap&glory), zmywacz do paznokci (kupiłam ten sam, co zawsze), krem do stóp (zastąpiony przez soap&glory ze względu na dużą zawartość mocznika) oraz maskara (ponownie postawiłam na to, co znam i lubię, czyli #możetojejurokmożetomaybelline).




Jak wspominałam, w tym roku sezon turystyczny w Blackpool jest bardzo, bardzo, bardzo kiepski. Na tyle, że w sierpniu, w nadmorskiej miejscowości, był tak słaby ruch, że zdecydowałam się na krótki wypad do Polski. A skoro niespodziewanie przywiało mnie do kraju, nie obyło się bez tradycyjnych odwiedzin w Naturze i Rossku.


Napad na Naturę zaowocował zaopatrzeniem się w ulubieńców (tonik Vianek, peeling do skóry głowy Starej Mydlarni, maska złuszczająca do stóp Shefoot) oraz nowości do testów (woda różana, tonik do skóry głowy, inna maska złuszczająca, nowa dla mnie emulsja do higieny intymnej o ciekawym składzie, żel pod prysznic, bo niczego nie miałam u rodziców).




W Rossmannie też zrealizowałam wiele punktów ze stałej listy zakupów (antyperspiranty, dezodoranty, Isana z mocznikiem, bibułki matujące, woda różana Venus, olejki Kneipp oraz For Your Beauty), ale i skusiłam się na kilka nieznanych sobie pozycji, zwłaszcza w kategorii kremów do rąk, których zawsze musi być u mnie na stanie solidna ilość, oraz olejków do ciała - mojej ulubionej formy poprysznicowej pielęgnacji. Glinka Rhassoul natomiast była w cenie na do widzenia, więc przytuliłam, choć nie powinnam, bo masek do twarzy u mnie nie brakuje.





W październiku wielkich zakupów nie będzie. Potrzebuję tylko micela i czegoś do mycia ciała, czyli podstaw podstaw ;)

Mam ogromną nadzieję, że u Was jest spokojniej i bez zmartwień, bo taki stres potrafi wyssać z człowieka całą radość życia :/

piątek, 12 lipca 2019

Zdobycze czerwca.

W tytule piszę o zdobyczach, a nie zakupach z czerwca, bo zakupów z mojej strony było tyle:


ALE. W czerwcu miałam urodziny i zostałam z tej okazji rozpieszczona. 

Oto, co podesłała mi moja kosmetyczna bliźniaczka Justyna:



A tym uraczyła mnie kochana Hexxana:



Będę o siebie dbać od głowy po stopy! Bardzo Wam dziękuję za te wszystkie cudeńka :*

Duszę mą też dokarmiono, mianowicie książkami z mojej wish-listy (nadal z ponad tysiącem pozycji, ha ha), a brat z bratową sprezentowali mi cudną torebkę-koszyk, idealną na lato do moich letnich sukienek (które kocham i mam ich sporo). Obłowiłam się w czerwcu ;)

piątek, 17 maja 2019

Podsumowanie zużyć kwietnia. Zakupy kwietnia.

Pozwólcie, że wrócę na sekundę myślami do marca. W ostatnim zimowym miesiącu roku nie popełniłam żadnych zakupów kosmetycznych, stąd nie było na blogu stosownego wpisu. W kwietniu natomiast potrzebowałam jednego podstawowego kosmetyku, jakim jest:


Duża butla powinna na dłużej wysytarczyć. I to by było na tyle. Póki co mam wszystko, czego mi trzeba. 

***

Co do zużyć.... Chyba już wszyscy się przyzwyczailiśmy, że te wpisy już nie pojawiają się u mnie na samym początku miesiąca, jak to niegdyś bywało? Plany planami, a życie robi swoje ;)


Twarz:

Non-drying cleansing foam od Phenome (klik) to bardzo dobry, godny wypróbowania produkt do delikatnego mycia twarzy polskiej produkcji. Cieszę się, że miałam okazję go poznać. Woda z płatków róży marki Venus to moje wielkie odkrycie i na pewno napiszę na jej temat post pochwalny, bo baaaardzo się lubimy, a ja mam w użyciu kolejne opakowanie. Sympatią obdarzyłam również serum rozświetlające IOSSI (należy mu się osobna notka) oraz oczywiście matujący filtr do twarzy Anthelios XL z La Roche-Posay, który pięknie sprawdza się pod makijażem na mojej tłustej cerze. O kosmetyku z kwasami PHA od Natinuel nadal nie wiem, co myśleć (klik), a pasta do zębów Euthymol była dziwna - miała różowy kolor i mocny, charakterystyczny, ziołowy smak.


Włosy i zapaszki:

Olejek do włosów Alterry bardzo ładnie nawilża zarówno moje proste kłaki, jak również loczki mojej córci. Lubimy się. Szampon Anovia Head On z olejkiem z drzewa herbacianego kupiłam dla Małej do odstraszania wszy, które lubią atakować głowy szkolnej czeladki. Jest to tanioszek z drogerii Savers, ale działanie ma wielkie. Nie tylko ładnie oczyszcza włoski dziecka, ale zostawia je przyjemne w dotyku i mocno lśniące, z pieknie podkreślonym skrętem. Sama podbierałam go córci, bo pomagał mi na świąd skóry głowy, wywoływany przez inne myjadła. Na pewno będzie się u nas regularnie pojawiać, bo mnie podrażniają niemal wszystkie znane mi szampony a ten - nie. Flower by Kenzo to nie do końca mój zapachowy typ, cieszę się więc, że mogłam przekonać się o tym dzięki próbeczkom od Hexxany.


Ciało:

Bardzo lubię żele pod prysznic Dove i często do nich wracam. Moje do tej pory ukochane skarpetki złuszczające Exclusive Cosmetics tym razem na mnie nie zadziałały.... O nieeeeeeeeeeeeee, były najlepsze, a tym razem nie złuszczyło się absolutnie nic :( :( :( :( :(


Wyszczuplające serum antycellulitowe Norel bardzo ładnie ujędrniało skórę, a o to właśnie mi chodzi, kiedy sięgam po tego typu produkty. Krem do rąk Isany 5% mocznika, krem do stóp Eveline ExtraSoft oraz antyperspirant Rexony widziałyście już  u mnie wielokrotnie. Uwielbiam te kosmetyki i na pewno będę do nich wracać. Nie wykluczam również powrotu do olejku Bielendy z serii Botanic Spa Rituals. Moja skóra ciała była po nim ładnie nawilżona i bardzo przyjemna w dotyku. Krem do rąk Rituals bardzo mnie zaskoczył. Spodziewałam się wodnistego średniaka, a dostałam przyjemnie gęste smarowidło, które na jakiś czas przynosiło ulgę moim sucholcom. Mydełko kawa z Ministerstwa Dobrego Mydła bardzo dobrze mi służyło. Jest to dość mocny (na granicy bólu) scrub do ciała o przyjemnym, kakaowo-kawowym zapachu. Lubimy się i cieszę się, że mam jego mały zapas.


Wyrzutki:

Balsam do ust Laura Conti to mało robiący średniak. Wyrzucam go, bo na początku miał kształt kopuły, a z biegiem czasu mocno się spłaszczył i używanie zrobiło się niewygodne. Kolorówka ze zdjęcia zalicza kosz ze względu na sędziwy wiek. Jeśli jesteście zainteresowani szczegółowymi opiniami na temat konkretnych mazideł, wszystkie wpisy są podlinkowane; zapraszam. Na pomadkach Rimmel Lasting Finish Colour Rush (klik) zaczął zbierać mi się dziwny osad. Niczego takiego nie zauważyłam na kredkach Color Drama Intense Velvet od Maybelline (klik) oraz pomadkach Moisture Renew Rimmela (klik), ale mają one kilka lat, więc sięganie po  nie nie jest bezpieczne dla skóry. Róż/pomadka w płynie Nyx zaczęła mi się rozwarstwiać, kredka do oczu Gosh (klik) zmieniła kolor, na cieniu w kredce Rimmela (klik) zaczął zbierać się osad, a korektor z Kobo (klik) zaczął podśmiardywać.

Trochę się tego w kwietniu nazbierało :)

sobota, 9 marca 2019

Zakupy lutego.

W lutym dziecię moje miało dziesięciodniowe ferie szkolne, więc śmignęłyśmy ochoczo do Polski. A jak jestem w kraju, to zawsze uzupełniam zapasy ulubieńców i niezbędników oraz robię kosmetyczny rekonesans. Basia dała mi w tym czasie cynk, że w Drogerii Pigment trwała promocja na mój ukochany koktajl witaminowy pod oczy IOSSI. Czym prędzej więc zdecydowałam się na swoje pierwsze ever zakupy w tej drogerii. Kuknęłam również na wish-listę oraz oceniłam stan zapasów, po czym pozwoliłam sobie na następujące zabawki:


Gąbkami Konjac zaraziła mnie Agata. O Polnym Warkoczu wszyscy piszą cuda wianki, więc jak się nadarzyła okazja na macanki, skorzystałam. Potrzebowałam również czegoś do biustu, jako że mój ukochany Voluplus z Mazideł był niedostępny (wybór padł na olejek Orientany), żelu do higieny intymnej (absolutnie wszystkie dostępne w brytyjskich drogeriach mnie podrażniają) oraz olejku do ciała, jako że miałam ochotę na coś sobie nieznanego. Drogeria dorzuciła od siebie kilka próbek.


Oczywiście nie obyło się bez wizyty w Rossmannie, wiadomo.


Mocznikowy krem Isany, złuszczające skarpetki Exclusive Cosmetics oraz ostatnio ulubione antyperspiranty Rexony staram się mieć zawsze na stanie. Wzięłam też flaszkę wody różanej z Venus, bo mam obecnie jedno opakowanie w użyciu i super się u mnie sprawdza. Aloes natomiast przyda się do wzbogacania maseczek glinkowych. 

Od dawna też miałam ochotę wypróbować kubeczek menstruacyjny. Czaiłam się wprawdzie na Selena Cup, ale był akurat tylko rozmiar S (a jestem przecież mamą) oraz L (mamą jednokrotną, a miesiączki ma średnio obfite), więc wziełam Facelle w rozmiarze M. Teraz tylko czekam na okres i zobaczymy, jak to będzie... Chciałabym, żeby kubeczek się u mnie sprawdził, bo tampony nadmiernie mnie wysuszają i powodują dyskomfort, a samych podpasek bez innej ochrony nie lubię. Czy któraś z Was ma jakieś doświadczenia z kubeczkami Facelle? Koniecznie dajcie znać!

czwartek, 7 lutego 2019

Podsumowanie zużyć stycznia. Zakupy stycznia.

Po dość obfitym w zużycia grudniu przyszedł spokojny styczeń. Plus tego taki, że notka nie będzie długa ;)



Błotne mydło z Morza Martwego wypatrzyłam ponad rok temu w Rossmannie i postanowiłam spróbować. Moja skóra je pokochała. Skutecznie acz delikatnie myje i absolutnie nie wysusza i nie ściąga mi naskórka. Naprawdę niewiele mydeł to potrafi. Zapach ma neutralny, bez fajerwerków, ale też i bez obiekcji. Jedynym "problemem" produktu jest jego wydajność. Po roku cowieczornego mycia (tą samą kostką) twarzy, resztę zużyłam do kąpieli pod prysznicem, bo kostka najzwyczajniej w świecie mi się znudziła. Pasta do zębów Himalaya Herbals Sensi-Relief była w porządku. Nie mam zastrzeżeń. Czteropak maseczek pod oczy Rival de Loop kupiłam bardzo dawno temu z myślą o wyjazdach, ale jakoś nigdy nawet do wyjazdowej pielęgnacji ich nie wpasowałam, więc ostatecznie skończyły na skórze biustu. Zmasakrowałam ostatnią malutką sephorową gąbeczkę Konjak od Agaty. Świetne były te maluszki, zwłaszcza biały i różowy. Teraz muszę sprawić sobie coś na ich zastępstwo. Odlewkę kremu Filorga Filler Eyes oraz miniaturę balsamu myjącego Darphin miałam od Hexxany. Krem Filorgi stosowałam na dzień, pod makijaż, i niestety jakoś genialnie mi się z korektorami nie dogadywał. Nie wyrobiłam sobie o nim zdania. Balsam Darphin natomiast bardzo dobrze radził sobie z demakijażem twarzy (z kolei oczy, a zwłaszcza tusz do rzęs, były dla niego nie do pokonania), ale nie emulgował, więc wymaga albo towarzystwa szmateczek do twarzy (nie lubię, bo nie chce mi się ich prać po każdym użyciu), albo natychmiastowego umycia twarzy detergentem.



Wyszedł mi też jeden z niewielu drogeryjnych płynów do higieny intymnej, które mnie nie podrażniają - fioletowy Lactacyd oraz dezodorant Fenjal, którym zabezpieczam się na noc po wieczornym prysznicu. Próbki żelu pod prysznic Yope oraz kremu do rąk tej samej marki niczym mnie nie zachwyciły, jako że ten pierwszy zupełnie niczym się nie wyróżnił, a drugi był dla moich sucholców zdecydowanie za lekki.

I to wszystko, jeśli chodzi o zużycia. Co się tyczy zaś zakupów, w styczniu nabyłam drogą kupna to:


Lakier podkładowy peel-off  z Barry M do brokatów na paznokciach (jak już kiedyś wrócę do ich malowania) oraz baza do brokatów z NYXa do glam-shopowych holosiów zakupionych w grudniu (z którymi po wstępnych testach już wiem, że się jednak nie polubię).

Pamiętacie, jak w zdobyczach grudnia wspominałam o zamówieniu na stronie ColourPop w dniu darmowej dostawy na cały świat, który marka zorganizowała 12.12? Otóż po sześciu tygodniach czekania okazało się, że moja paczka zaginęła i sklep wysłał mi nową. W KOŃCU doszła (jeszcze nigdy nie musiałam tak długo czekać na żadne zamówienie):



To będzie moje pierwsze spotkanie z marką ColourPop.

wtorek, 15 stycznia 2019

Obrodziło, czyli ogromniaste zdobycze grudniowe (i z początków stycznia).

Miałam w planach najpierw podsumować zużycia grudnia, a potem pokazać Wam, co takiego dostałam i kupiłam, ale znowu deficyt czasowy się dał o sobie znać, więc niniejszym przygotowuję wpis, który zajmie mi mniej czasu. 

W grudniu pojawiło się u mnie MNÓSTWO nowości kosmetycznych i nie tylko. Nic dziwnego - raz, że były Święta i okazja na otrzymanie wymarzonych podarków, a dwa - byłam w Polsce i miałam ze sobą długą listę zakupów, bo sporo rzeczy mi się pokończyło. Zatem, jeśli jesteście ciekawi, co zasiliło moje zasoby kosmetyczne, zapraszam.

Zacznę od prezentów. 

Taką niespodzinakę sprawiła mi Justynka, która zna moją ogromną słabość do czerwonych pomadek oraz gotowych masek, a także wie, iż kremy do rąk schodzą u mnie jak woda (podobnie jak czekoladki, które sama wpałaszowałam w dwa dni):



W Wigilię przyleciałam do Polski i po kilku dniach spotkałam się z moimi Dziewczynami. Tam Stri uraczyła mnie pysznym sokiem malinowym (genialny dodatek do zielonej herbaty) oraz przepysznym obiadem, a Kasia zaskoczyła takimi smakołykami:



Zobaczymy, jak sławne Glam Glow się sprawdzą, a puder Innisfree polecany jest przez naprawdę wiele osób (Agato, zobacz, sam do mnie przyszedł) i mam ogromną nadzieję, że i  u mnie się sprawdzi. 

Z kolei Justyna uraczyła mnie takimi cudami oraz kartą do Empiku, którą użyłam do zakupienia czekającej na mnie jeszcze księgi "Władcy Polski. Historia na nowo opowiedziana" Beaty Maciejewskiej oraz Mirosława Maciorowskiego. Trzeba sobie odświeżyć polską historię, bo wieeelu faktów już dawno nie pamiętam:


W końcu wypróbuję sławną bazę pod cienie Too Faced!

Mój brat z bratową też zaszaleli. Tylko spójrzcie:


Z racji przerwy semestralnej mojej córci, będę w Polsce w lutym i zostawiłam sobie u rodziców tę paletę. Tym samym, muszę zabrać ze sobą jedynie pędzle i podkład :D Acha, od teściowej mojego  brata dostałam maskarę i liner, też z Douglasa, ale zapomniałam je sfotografować.


Na początku stycznia z kolei doszła do mnie ogromna paka od - zgadliście - Hexxany. Znalazło się w niej mnóstwo idealnie pode mnie dobranych nowości, z których zdecydowana większość od dawna wisiała na mojej prywatnej wish-liście:





Tym samym Dziewczyny dokarmiły moje ciało i duszę, i po prostu rozpieściły do maksimum. Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo Wam dziękuję :*


***
Mamy za sobą część prezentową, ale przecież, jak już wyżej pisałam, nie obyło się bez zakupów. Oto one.

W grudniu naszła mnie słabość do brokatu i koloru rose gold, co zaowocowało zakupami w Glam Shop:


Są to typowe zachcianki, ale od dawna miałam ochotę wypróbować coś od Hani. Muszę kupić teraz bazę do glitterów, bo bez niej te cienie holograficzne niestety nie dają rady (albo ja nie umiem ich obsłużyć). Turbopigmenty z kolei na razie są OK, ale nie testowałam ich jeszcze porządnie.


Skusiłam się też na pierwsze zakupy w Ministerstwie Dobrego Mydła:


W użyciu mam już olej kokosowy (do włosów córeczki) oraz mydło cynamonowe, i oba kosmetyki są naprawdę super.


Była też oczywiście wyprawa do Rossmanna:


Na liście zakupów był ten peeling Biovax (odkąd odkryłam, jak dobrze mojej skórze głowy robi regularne złuszczanie, będę się trzymać tego zabiegu), sprawdzony płyn do higieny intymnej (czyli Lactacyd, bo mój Rossmann niestety nie sprzedaje Vianka), silikonowe serum na końcówki Isana do wypróbowania, EOS do wypróbowania, micel Botanic Spa Rituals od Bielendy, też do wypróbowania, jakiś żel do mycia twarzy (wybrałam Biotanique) oraz emulsja myjąca Botanic Spa Rituals Bielendy, ale niestety w moim Rossmannie jej nie było, więc wzięłam żel micelarny Biotanique, ale to jednak "nie jest to".


Oczywiście kupiłam ulubieńców do pielęgnacji stóp (maska złuszczająca Exclusive Cosmetics, krem Eveline) oraz dłoni (Isana 5% mocznika, Eveline aksamitne dłonie oraz krem mocznikowy, Kamill z mocznikiem), a także nabyłam kremy do dłoni, których jeszcze nie znam. Jak widać, zima dokopuje mi na tym polu, a jeszcze do tego oparzyłam sobie dłoń i kiedy oparzenie wyschło, nie chce się goić, skóra jest tam mega sucha i ciągle pęka :/


Skończył mi się lakier bazowy oraz zrobiłam sobie zapas ulubionych dezodorantów i antyperspirantów. Nie lubię musieć co chwila kupować takich podstawowych rzeczy ;)


W grudniu Colour Pop miało darmową dostawę na cały świat. Skusiłam się na zakupy, ale paczka, po ponad miesiącu, ciągle jeszcze do mnie nie dotarła, więc niestety nie mogę Wam pokazać zawartości. Mam nadzieję, że nie zaginęła w tranzycie...


Jest co testować, zdecydowanie. Oby jeszcze udało się w miarę regularnie pisać ;)

czwartek, 13 grudnia 2018

Zakupy listopada.

W listopadzie postawiłam na to, czego potrzebowałam. Byli u nas z wizytą Rodzice i przywieźli mi dwóch ulubieńców: fioletowy Lactacyd oraz mocznikową Isanę do rąk, bo zapasy tychże już mi się skończyły.

Dalej, potrzebowałam żelu pod prysznic, olejku z drzewa herbacianego oraz odżywki i maski do włosów. Jeśli chodzi o te dwie ostatnie, pałętałam się po Bootsie i Superdrugu robiąc rekonesans, i spodobały mi się jedynie składy nieznanej mi dotąd marki Shea Moisture. Są to bardzo bogate kosmetyki i zobaczymy, jak się sprawdzą na dłuższą metę. Na razie kłaki wydają się zadowolone.

No i w końcu coś do rąk, które strasznie mi w tym roku dokuczają. Wzięłam więc mocznikowego E45, a w Marie Claire wypatrzyłam dodatek w postaci kremu do rąk Rituals. Magazyn kupiłam jakieś 3 tygodnie temu i do tej pory nawet go nie przekartkowałam, ale krem do rąk jest ;)


Wszystko, moi mili. W grudniu będzie mniej grzecznie, se se se ;)

niedziela, 11 listopada 2018

Podsumowanie zużyć października. Zakupy października.


W październiku wielu denek nie odnotowałam. Do kosza poleciała węglowa gąbeczka Konjac z sephorowego zestawu podróżnego, który dostałam w prezencie od Agaty :* Towarzyszyła mi przez kilka miesięcy przy wieczornym myciu twarzy oraz zmywaniu maseczek; nie mam do niej większych zastrzeżeń (miękkość, delikatność, skuteczność w porządku), oprócz rozmiaru - takiego malucha czasem trudno utrzymać w rękach. Niemniej robi, co ma robić. Wymęczyłam też - dosłownie - peeling enzymatyczny Sylveco. Ależ mi z nim nie było po drodze! Ta tłustość, ta konieczność kilkuminutowego masażu przy braku efektu wow po zmyciu spowodowały, że skapitulowałam po kilku podejściach i zużyłam słoiczek do dekoltu i pośladków, które były po nim przyjemne w dotyku. Do zużyciowej torby trafiła również kolejna już pomadka ochronna Alterry. Lubię, bo skutecznie i na długo nawilża moje usta w ciągu dnia. Krem do biustu Naturativ, prezent od Hexxany :*, sprawdził się bardzo dobrze. Dzięki cowieczornemu stosowaniu skóra biustu była nawilżona i elastyczna. Pomarańczowy olejek do ciała Mokosh, też od Hexx, był cudowny. Przepieknie pachniał i bardzo dobrze nawilżał i uelastyczniał skórę ciała. Masło do ciała z shea i olejem migdałowym od Wellness & Beauty już kiedyś miałam (klik) i bardzo polubiłam. Zdania nie zmieniam - przyjemne mazidło! Nie było to też moje pierwsze spotkanie z odżywką do włosów marki Biovax w wersji bambus i olej awokado (klik). Uwielbiam ją! Genialnie wygładza i nabłyszcza moje włosy. Rumiankowy szampon dla dzieci Wieledy zdarzało mi się podbierać córeczce. Sprawdzał się zarówno na jej lokach (nie wysuszał i nie puszył ich), jak i na moich prostych włosach (nie obciążał i nie powodował przyklapu). Najważniejsze, że nie podrażniał mi skóry głowy, nie wywoływał swędzenia, słowem - nie pogłębiał problemu. Micelarny żel pod prysznic Dove zużyłam bez większego entuzjazmu, bo ta konkretna wersja zapachowa nie przypadła mi do gustu, ale ogólnie ich myjadła lubię.


Po powyższych zużyciach widać, że zaczął się sezon, w którym męczę się z suchą, szorstką, i samoistnie pękającą skórą dłoni. Isana 5% mocznika to mój KWC, hicior i must-have. Co ciekawe, wersja 5,5% mocznika to w moim odczuciu bubel, który nic nie robi. Huh. Krem SOS Eveline był o tyle dobry, że rzeczywiście po aplikacji przynosił moim dłoniom wyraźną ulgę. Podejrzewam, że  w mniej wymagającym dla nich okresie mocno bym go chwaliła. Będę musiała wrócić. Wróciłam do kremu do stóp Extra Soft z Eveline i dalej jestem zdania, że to porządny nawilżacz. Antyperspirant Sure (w Polsce Rexona) niestety niczym mnie do siebie nie przekonał. Zapewniał ochronę jedynie na kilka godzin. Kremowy pumeks do stóp Fusswohl bardzo, bardzo lubię; jest stałym gościem w mojej łazience.


To by było na tyle zużyć. Jeśli zaś chodzi o zakupy, uzupełniłam tylko to, co mi się wkrótce skończy:

środa, 17 października 2018

Zdobycze września.

Gdyby nie Hexxana, zdobyczy września byłoby tyle, co moich zakupów, czyli:


Kupiłam żel pod prysznic, olejek Dove do mycia Beauty Blendera i wreszcie trafiłam na odpowiedni odcień sławnego w internetach korektora MUR. Ja wiem, że zbiera on skrajne opinie, ale to paradoksalnie podsyca moją ciekawość, więc wzięłam, mimo iż w ostatnich miesiącach obrodziło u mnie w korektory.
 
 
A szalona Asia bez okazji przysłała mi Wielką Pakę Pełną Skarbów:



Póki co polubiłam się z podkładem Neve, bo ładnie się nosi.



Z totalnego braku czasu nie malowałam paznokci od ponad dwóch miesięcy... Muszę w końcu do tego wrócić, bo nowe zabawki czekają!

Asiu, dzięki :*

wtorek, 7 sierpnia 2018

Podsumowanie zużyć lipca. Zakupy lipca.

Oj, zaczęło się na całego. A konkretnie - sezon turystyczny w Blackpool. Tak mnie wciągnął wir pracy, że przez ostanie dwa tygodnie czasem nie pamiętałam, jak się nazywam, i nie dało się wygospodarować tej godzinki na napisanie posta czy choćby przeczytanie paru stron książki. Gdzieś tam w międzyczasie jedynie czytywałam Wasze blogi. Do końca października będę żyć w takim niedoczasie, z utęsknieniem wypatrując choć kilku chwil oddechu. A że chyba właśnie taka chwila nadarza się teraz, piszę posta. Wszak tradycji musi stać się zadość - miesiąc bez choćby krótkiego podsumowania zużyć to miesiąc stracony ;)

Żel do higieny intymnej Vianka (klik) to jeden z moich ulubieńców w tej kategorii. Jest delikatny i nie podrażnia, za co niezmiernie go cenię. Polubiłam też emulsję do mycia twarzy tej samej marki (klik), która służyła mi głównie do porannego mycia twarzy, krem do rąk Eveline (będzie osobna notka; bardzo przyzwoity), dezodorant Fenjal, który daje mi ochronę w nocy podczas snu, oraz żel pod prysznic Isany - tani i dobry. Antyperspirant Rexona stress control był dużo lepszy od kulek tej marki, więc oceniam go pozytywnie. Maskę dyniową z Sephory dostałam od Agaty. Muszę przyznać, że ładnie oczyściła mi skórę i lekko ściągnęła pory, ale użycie kremu nawilżającego po zabiegu było konieczne. Balsam do ciała z Avonu, który kiedyś dostałam od kuzynki, zgodnie z moimi przewidywaniami ładnie pachniał, ale poza tym niewiele dobrego robił. Miniatur kremu SVR niestety nie mogłam przetestować, bo produkt zepsuł się w nieotwartych opakowaniach z dobrą datą...


Krem do rąk Eveline przez przypadek załapał się do drugiego zdjęcia. To moje zmęczenie i gapiostwo dają o sobie znać. W sezonie przespanie pięciu godzin to luksus; zazwyczaj muszę zadowolić się czterema, pracując przez pozostałe dwadzieścia... Poziom stresu - all time high.

Pianka pod prysznic Radox to kosmetyk, jak mawia Czarszka, w sam raz na raz. Myła dobrze, ale wysuszała skórę, a zapach miała mocno chemiczny. Nie zmartwiłam się, kiedy dobiłam dna.

Płyn do mycia pędzli marki Theatric z Rossmanna był niestety słaby - mocno perfumowany, a przy tym wysoce nieskuteczny. Obok alkoholu izopropylowego nawet nie stał...






 Po tych dwóch próbkach nie mam zbyt wiele do powiedzenia na temat kremu z Retinolem marki Norel. Nie podrażnił mnie. Witaminowy olejek pod oczy IOSSI, prezent od Justyny, służył mi doskonale przez ostatnie miesiące. Właśnie dobrałam się do drugiego opakowania i na pewno poświęcę mu osobny wpis pochwalny. Emma Hardie moringa balm, którego miniaturę dostałam od Hexxany, był bardzo przyjemny w stosowaniu. Pięknie pachniał i dobrze rozpuszczał makijaż twarzy (do oczu się raczej nie nadaje). Kosmetyk nie emulguje, ale mimo to nie zostawia na skórze irytującego, tłustego filmu.


Podkład Lily Lolo w odcieniu China Doll (klik) był moim pewniakiem na lato. Był wydajny, na skórze wyglądał bardzo naturalnie i widocznie jej służył, bo jakby mniej się zanieczyszczała. Moim zdaniem latem nie ma nic lepszego niż minerały!

Bibułki matujące Thearic w wersji różowej (klik) to  moje najukochańsze sebum-odsysacze na rynku. 

Wykończyłam niedostępną już w sprzedaży (wielka szkoda!) pomadkę Maybelline Color Whisper w odcieniu 160. Bardzo, bardzo lubiłam ten kolorek, jak i całą serię (klik).

Krem CC Olay to nic godnego uwagi (klik). Jak coś jest do wszystkiego, to.... 











***
Na samym początku lipca byłam na chwilę w Polsce na chrzcinach mojej słodkiej brataniczki. Zrobiłam wtedy krótki wypad do Rossmanna po niezbędniki (dosłownie!) i były to całe kosmetyczne zakupy lipca, bo już na inne nie miałam czasu:



No i wszystko. Do napisania, jakkolwiek nieregularne ono będzie ;)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...