Ale przyszła jesień i wraz z nią czas najwyższy ściągnąć pajęczynę z bloga:-)
I przyznaję, że sama pewnie jeszcze długo bym do tego dojrzewała ale ...
Gabi ten wpis jest głównie dzięki Tobie i mam nadzieję, że zaglądających tutaj nastroi optymistycznie:-)
Będzie bowiem o stodole, pastelowej stodole... Miejscu naszego odpoczynku, spotkań z rodziną i znajomymi. Bez telewizora, telefonu i internetu - choć tych dwóch ostatnich funkcji czasami niestety brakuje...:-)
Pamiętacie moje krzesełka - z tego posta. Właśnie się przeraziłam, ponieważ to było ponad 2 lata temu....!!!
Zarówno one, jak i kilka innych odnowionych przeze mnie mebli trafiło dwa lata temu do naszej stodoły. Ta pieszczotliwa nazwa to nic innego jak korzenie naszych czterech kątów:-) Odnowiliśmy bowiem starą, walącą się stodołę.
Założenie było takie, że ma być super jasna i przestronna wewnątrz a na zewnątrz bryła typowej stodoły z ciemnymi deskami - choć zburzyliśmy nieco ten obraz montując niebieskie okna i okiennice.
Zależało nam na białych ścianach ale z widocznym usłojeniem desek. Testowałam wcześniej kilka różnych preparatów wodnych i olejnych - tzw. śmierdziuchy od razu wykluczyliśmy. Udało się ostatecznie uzyskać zaplanowany efekt i po dwóch malowaniach mamy bielone deski na ścianach.
Z podłogą było trochę więcej gimnastyki ale o tym może innym razem.
Dodatki są natomiast w pastelowych odcieniach różu, błękitu i mięty.
Rzeczy mieszane: stare z nowymi, choć w przypadku mebli to głównie reanimowane staruszki.
I choć bardzo cieszy mnie fakt, że udało się jeszcze jakiegoś starocia przywrócić do życia, to meble kuchenne dały mi okropnie w kość! Zdecydowaliśmy się na wykorzystanie starych mebli kuchennych, które były pokryte folią w odcieniu calvadosu. Ich czyszczenie, szlifowanie i wielokrotne malowanie a następnie pasowanie wszystkiego w nowej przestrzeni do tej pory przywołuje ciarki... brrrr... Drewno jest zdecydowanie bardziej przyjazne w obróbce, nawet to bardzo zniszczone...
Choć włożyliśmy tam dużo pracy, to jeszcze jest tam wiele do zrobienia... Ale to akurat cieszy - pod warunkiem, że nie czujemy presji czasu...:-)
Między innymi ten kredens jest przerabiany na raty od dwóch lat i jeszcze pewnie trochę to potrwa, zanim otrzyma ostateczną formę...:-)
To tylko kilka migawek. Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się pokazać Wam więcej ujęć z miejsca, gdzie ładujemy akumulatory...!!!