Tak właśnie brzmiał kolejny temat wyzwania na Craftowie.
Fragment wiersza Teofila Lenartowicza "Wczora i dziś"
"Wczora tu jeszcze śród cichej dąbrowy
Wesołe trzody becząc w pole biegły,
Na wzgórku sterczał kościół modrzewiowy,
Którego lipy miodopłynne strzegły,
Piosenka brzmiała za wioską szczęśliwa.
Spętany konik pobrzękiwał pety,
Wczora tu jeszcze rolnik marzył żniwa
I ową radość doroczną we sprzęty..."

W chwili kiedy przeczytałam temat wiedziałam, że w końcu to zrobię. Oskrapuję, po raz pierwszy w życiu swoje zdjęcie z mamą. Do tej pory nie mogłam się przełamać, miałam wrażenie, że cokolwiek bym zrobiła, będzie nie dość dobre, żeby stać się tłem do tych zdjęć. Dzisiaj jednak robiło się samo, na dodatek jak najprościej, najzwyczajniej, żeby nic nie odciągnęło uwagi od najważniejszego. A dlaczego te zdjęcia są dla mnie tak ważne?
Mojej mamy nie ma ze mną już prawie 6 lat. To jest dokladnie2065 dni bez niej, 2065 dni mojej dzikiej tesknoty, która nigdy nie maleje, a czasem gdy mi wyjątkowo źle doskwiera tak bardzo, że chce mi sie krzyczeć. Ostatnie lata mojego życia obfitowały w mniej lub bardziej bolesne przeżycia ale ze wszystkimi się godzę, bo żyję zgodnie z zasadą, że nic nie dzieje się po nic. Nie mogę tylko wybaczyć losowi, że mi ją zabrał, nagle, boleśnie, za wcześnie... i tylko świadomość, że TAM jest jej lepiej pozwala mi jakoś sobie z tym radzić.
Okres Bożego Narodzenia jest dla mnie szczególnie trudny, wtedy najbardziej mi jej brak. Nie rozsypuję się tylko dlatego, że robię wszystko by te Święta były dla moich dzieci tym czym były zawsze dla mnie. Wszystko musi być dokładnie tak jak robiła moja mama, mąż już pogodził się z tym, że walczę o zachowanie najmniejszych drobiazgów bez zmian, żeby zawsze było tak jak zawsze...
To chyba najdłuższy i najbardziej osobisty mój wpis na tym blogu.