Pokazywanie postów oznaczonych etykietą cienie do powiek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą cienie do powiek. Pokaż wszystkie posty

12 kwi 2014

Kosmetyczka bez dna, czyli nowości makijażowe.

Deficyt czasu, znacie go? Wstrętny typ, nie pozwala się wyspać, wypić w spokoju kawy, nie mówiąc już o tym by bieżąco dzielić się z Wami nowościami, które systematycznie pojawiają się w mojej kosmetyczce. Wstyd w ogóle o tym mówic, ale ostatni haul kosmetyczny pojawił się na początku roku, kary godne. ;)) (KLIK) Od tamtej pory nazbierało mi się trochę makijażowych smakołyków, dlatego korzystając w końcu z wolnego, sobotniego przedpołudnia, zapraszam na krótką prezentację moich zakupów i nowości z ostatnich kilku tygodni. Cofniemy się aż do lutego i moich urodzin, będzie trochę perełek, zapraszam do oglądania! :)


Nie wiem czy pamiętacie, ale swego czasu byłam wielką fanką podkładu Revlon Color Stay  przeznaczonego do cery tłustej i mieszanej. Później przerzuciłam się na trochę lżejsze podkłady, ale odkąd blogosfera zaczęła bombardować plotkami, że nowa wersja, która zawiera wyższy SPF, nie sprawdza się już tak dobrze, postanowiłam przekonać się o tym na własnej skórze. Skusiłam się na kolor #150 Buff, ale jeszcze go nie otwierałam, cały czas czeka na swoją kolej. :)

Żeby równowagi w przyrodzie stało się za dość, przytargałam do domu antybakteryjny krem BB z Under Twenty, który ze względu na naturalne wykończenie polecało mi wiele z Was. Wybrałam najjaśniejszy odcień #01 (jasny beż) i muszę przyznać, że kolor ma świetny. To chyba jedyny, drogeryjny krem BB, który sprawdzi się u bladziochów. W dodatku nie wpada w róż i świetnie maskuje zaczerwienienia. Nie do końca jestem jednak zadowolona z tego jak wygląda na mojej cerze... W tej kwestii o niebo lepiej wypada niebieska wersja matującego kremu BB z Eveline, a dlaczego? O tym opowiem Wam w oddzielnym poście.

Dwa lakiery z Miss Sporty to efekt rossmannowskiej promocji i kiepskiego humoru spowodowanego gorącym czasem sesji. Odcień #425 to szarość, która wpada lekko w coś pomiędzy granatem i fioletem. Kryje już przy dwóch warstwach i o dziwo- trzyma się naprawdę całkiem nieźle. #032 to typowy nudziak,  ale cały czas czeka aż trochę zapuszczę paznokcie. ;)


Potrzebowałam nowego eyelinera, wybór padł na liner w pisaku Cat's Eyes z Miss Sporty. Nie jestem z niego do końca zadowolona, robi prześwity i lubi się odbijać... Cena to coś około 15 zł.

Zakup kolejnej szminki mogę usprawiedliwić tylko atrakcyjną "ceną na dowidzenia". :) Pomadki Rimmell z serii Moisture Lipstick zmieniły opakowania i jakiś czas temu były do dorwania w Rossmannie za trochę ponad 12 zł. Skusił mnie kolor #180 Vintage Pink. Ja, fanka bezpiecznych odcieni nude, mam ostatnio fazę na róże, a wszystko przez słynną Airy Fairy, która pozwoliła mi się w nich zakochać.
Jeśli chodzi o serię nawilżającą, to posiadam jeszcze odcień Nude Delight i również mogę go Wam śmiało polecić.


To jeszcze nie koniec szminkowych nowości...


Odkryłam nowe kosmetyczne tereny i zakochałam się w Inglocie, a wszystko przez M., który postanowił mi tą miłość zasponsorować. :))) Szminka z serii Slim Gel od kiedy na "liczniku" stuknęło mi 21, mieszka sobie w mojej toaletce. Dla tych, którzy nie widzą różnicy (w tym dla mojego chłopaka :P) #48 z Inglota to neutralny, wpadający lekko w róż beż, podczas gdy szminka z Rimmella jest prawie malinowa. :P


Ale co tam szminka, mam też cienie! Nie pytajcie, który z nich lubię najbardziej, ani dlaczego tak późno ich zapragnęłam. :)


M. "wybrał" dla mnie (no dobra, ja wybrałam) dwa maty, dwa cienie o wykończeniu perłowym i jeden double sparkle. Są idealne na co dzień, na wieczór, na każdy humor i każdą okazję. Nawet po nieprzespanej nocy!

OD LEWEJ:        

#363 MATTE - aparat bardzo przekłamał kolor!, w rzeczywistości nie wpada on aż tak bardzo w fiolet... powiedziałabym, że to taki szary, chłodny brąz. :)
#402 PEARL - pięknie opalizujący średni brąz, bardzo podobny do cienia #35 On and on bronze Maybelline Color Tattoo
#397 PEARL - mój faworyt z całej piątki, piękny kolor, coś pomiędzy różem, brzoskwinią, a odcieniem rose-gold. Robi całą robotę w makijażu, nawet nasiesiony solo.
#467 DOUBLE SPARKLE - beżowy, lekko brzoskwiniowy cień              
#330 MATTE - typowy jasny beż

Chyba dopadła mnie Inglotomania, gdyby nie to, że naprawdę mam cieni pod dostatkiem, to już kompletowałabym kolejną paletkę...

Zostało mi jeszcze pokazać Wam nowości z kategorii pielęgnacja, ale tym zajmiemy się może już przy następnej okazji. Używałyście któregoś z powyższych kosmetyków? Jak wrażenia? :) Szczególnie ciekawa jestem Waszych opinii na temat nowej wersji podkładu Revlon i słynnego kremu BB. Zapraszam do dyskusji!

21 mar 2014

Peach dream & Smokey dust - cienie w kremie P2.

Nawet nie wiecie jak czekałam na ten weekend! Mam za sobą koszmarny tydzień czego dowodem jest moja pięćdziesiąta z kolei przerwa w regularnym blogowaniu. Nie obiecuję poprawy, bo nie zapowiada się na nagłą zmianę mojego trybu życia, ale skłamałabym gdybym napisała, że nie brakuje mi takiej formy blogowej aktywności. Chcę przez to powiedzieć, że fajnie jest móc znowu dla Was napisać! :)

A dzisiaj trochę o makijażu. :) Opowiem Wam o dwóch cieniach w kremie marki P2, które testowałam z nadzieją, że będą ciekawą i przede wszystkim- tańszą alternatywą, dla cieszących się coraz większą popularnością cieni Maybelline Color Tattoo. Jeśli szukacie tego typu produktu, albo zwyczajnie jesteście ciekawe mojej opinii na temat bohaterów dzisiejszego posta, to zapraszam do dalszej lektury! 


To za co ja osobiście najbardziej cenię sobie cienie w kremie to ich łatwa, szybka i bezproblemowa aplikacja. Kremowo-żelowa konsystencja pozwala nam wykonać pełny makijaż oka właściwie przy użyciu tego jednego produktu i tuszu do rzęs. :) Cienie Stay Colored! przypominają delikatny mus, do którego nałożenia nie potrzebujemy właściwie nawet pędzelka, to super rozwiązanie szczególnie w czasie podróży i wyjazdów. Co ważne- konsystencja nie zmienia się z upływem czasu, z czym spotykałam się przy innych produktach tego typu m.in w firmie Essence. Gdybym miała porównać cienie marki P2 do cieni Maybelline, powiedziałabym że są trochę bardziej tępe i cięższe w obsłudze, ale z kolei zdecydowanie bardziej trwałe. Na moich powiekach bez bazy trzymają się w bardzo dobrym stanie około 5 godzin, po tym czasie zaczynają się rolować i wymagają poprawki.


Można ich używać zarówno solo jak i w połączeniu z innymi, np prasowanymi czy wypiekanymi cieniami (trzeba jednak zaznaczyć, że nie z każdym cieniem się lubią). Ja lubię ich używać również jako bazę pod cienie, podkreślać nimi wewnętrzny kącik, dolną powiekę, albo rysować kreskę na górnej. Cienie po chwili jakby zastygają, co oczywiście przyczynia się do ich trwałości, ale z drugiej strony może być też minusem- trzeba nauczyć się szybko z nimi pracować. ;)
Nie zauważyłam ich blaknięcia, ani rozmazywania się, w tych dwóch kwestiach wypadają właściwie bez zarzutu. 


Cień nr #120, określony przez producenta jako Smokey Dust to ciepły, lekko złotawy odcień brązu. Do złudzenia przypomina sławny #35 On and On Bronze od Maybelline. Zresztą zobaczcie same, różnica na pierwszy rzut oka jest właściwie niezauważalna...


Ich wykończenie określiłabym jako lekko metaliczne, pięknie rozświetlają oko, usuwają zmęczenie i cudnie mienią się w słońcu. I pasują właściwie każdej tęczówce! :)

Niech Was nie zmyli nazwa... cień Peach Dream (#110) wcale nie jest taki brzoskwiniowy, dla mnie to po prostu szampańskie, beżowe złoto, idealne zresztą po nieprzespanej nocy. :)


PODSUMOWUJĄC: Jeśli planowałyście zakup tego typu produktu, to myślę że mogę Wam polecić cienie marki P2. Cena jest zdecydowanie niższa w porównaniu do ogólnodostępnych drogeryjnych cieni w kremie, a jakość zdecydowanie porównywalna. Czy polecam? Tak, jeśli lubicie taką formę aplikacji, albo dopiero zaczynacie swoją przygodę z makijażem i nie potrzebujecie kupować całej paletki i kompletu pędzli. Zwracam jednak uwagę, że praca z tymi cieniami nie jest najłatwiejsza: szybko "zastygają" i bez bazy rozprowadzają się dość tępo. Warto się jednak z nimi "pomęczyć", bo ich trwałość jest naprawdę nie zła, kolory piękne, a ilość zastosowań wręcz nieograniczona. :)

Po więcej szczegółów odsyłam Was na stronę drogerii kokardi.pl, w której możecie dorwać te cienie w cenie 15,11 zł za słoiczek 5ml (KLIK). Do 23 marca sklep oferuje darmową wysyłkę. :)


Dajcie znać czy lubicie cienie w kremie i czy macie w tej kategorii swojego ulubieńca. :) Ja uciekam na spacer, pogoda nas rozpieszcza! Miłego popołudnia! :*
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...