Coś Wam zdradzę w sekrecie: nic tak nie ładuje akumulatorów, jednocześnie wysysając siły, jak imprezy w stylu Poznańskiego Festiwalu Kryminału Granda.
Wracam z takiej Grandy zmęczona, zmordowana, z workami pod oczami, w których można by nosić pyry (pozdrowienia dla wszystkich poznańskich pisarzy używających w swych książkach wielkopolskiej gwary), a tym razem oprócz autografów, zdjęć, nowych znajomości i całej masy fantastycznych wspomnień, przytargałam także gorączkę i katar (na deszczowe dni polecam kalosze; trampki, nawet jeśli są czerwone i ukochane, marnie kończą po spotkaniu z wodą). A jednak, mimo zmęczenia i przeziębienia, po tych trzech dniach wciąż mi mało! Bo przecież nie ze wszystkimi udało mi się porozmawiać, bo chętnie bym jeszcze posłuchała kolejnych anegdot, przemyśleń, żartów, wykładów, dyskusji. I w ogóle dlaczego następna Granda jest dopiero za rok?