 |
Jacek Dehnel
Matka Makryna
Wyd. W.A.B.
2014
400 stron |
Brzytwa, której chwyta się tonący? Desperacka próba ocalenia życia? A może misternie opracowany plan, mający zapewnić godne życie i szacunek? Jak określić wielką mistyfikację, jakiej dopuściła się kucharka Irena Wińczowa podając się za udręczoną i torturowaną przełożoną klasztoru bazylianek w Mińsku? Z jej opowieści zrodziła się postać Matki Makryny, którą dziś można potraktować jako symbol Polski gnębionej przez Rosję. A właściwie można by było, gdyby cała ta historia nie okazała się jednym, wielkim kłamstwem.
Z błaganiem w oczach i godnym podziwu tupetem, Matka Makryna snuła swą opowieść o przeciwnościach, których nie szczęścił jej los, o okrucieństwach, których doświadczyła, dramatach przeżytych cudem, drodze wyboistej, długiej, niepewnej, jaką przejść musiała by dotrzeć do tych, którzy chcieli ją wysłuchać i mogli ocalić. Byli tacy, którzy mieli wątpliwości, zadawali pytania, sprawdzali, drążyli, ze zdumieniem unosili brwi. Nie dała zbić się z tropu, mdlała, wzruszała, roniła łzy, wydawała z siebie okrzyki to oburzenia, to znów żalu. Show jednej aktorki w dekoracjach z XIX wieku.
Kim tak naprawdę była matka Makryna Mieczysławska, niegdyś męczennica, której sława obiegła Europę, obecnie, nie bez powodu, opatrzona etykietką oszustki?