Znana jest przede wszystkim z "szumów", progów skalnych, po których bystro płynąca woda spada wodospadami i szumi. Ach, jak teraz szumi ... bo na Roztoczu śniegu jeszcze mnóstwo, topniejąca pokrywa śniegowa zasila obficie rzekę. W drodze w okolice Zwierzyńca nie omieszkaliśmy wejść na szlak Szumów, bo zawsze z chęcią tu wracamy, obojętnie o jakiej porze roku.
Tanew była rzeką graniczną pomiędzy zaborami, austriackim i rosyjskim, na przydrożnym parkingu znajduje się stosowna tablica, a po obu stronach mostu pojawiły się budki strażnicze.
Ponieważ granica była pilnie strzeżona, a chętnych do jej przekraczania dużo, wiele osób pokonywało ją przy ogromnej pomocy leśników, bo tylko oni mogli w miarę swobodnie poruszać się po terenie. Przebranych w mundury uciekinierów przeprowadzano przez rzekę, w ten sposób przekroczył ją przyszły naczelnik młodego państwa Józef Piłsudski.
W ten weekend pogoda skiepściła się, wyjeżdżaliśmy z domu ze słońcem, a na Roztoczu przywitał nas deszcz. No cóż, pod nogami lodowe lustro ... wytrawni turyści mieli raczki na buty, a ja ... wędrowałam poboczem, po rozmiękłym śniegu, gdzie trochę trzymało mnie za buty:-) ...a i nie raz hołubca wycięłam, z ledwością utrzymując się w pionie ... masakra:-)
zdjęcia Remi z npm |
Wędrowaliśmy sosnowymi lasami, potem bukowymi do Florianki, głaskaliśmy konie po aksamitnych chrapach ...
... ech, jak tu musi byś wiosną, kiedy kwitną stare jabłonie ... albo latem, gdy pachnie macierzanką, żywicznym igliwiem ... Mgła niemiłosiernie przysłaniała widoki, a i tak wyobraźnia pracowała ... z mgły wyłaniały się jak zjawy efekty twórczości plenerowej artystów z Lublina ...
Potem kroki nasze skierowaliśmy rowerową drogą nad stawy Echo, ciche i nieruchome pod pokrywą lodową ... nawierzchnia wcale się nie poprawiła, szklisty lód nie pozwalał na zagapienie się, cały czas trzeba było mieć się na baczności ...
Jesteśmy już w obrębie Zwierzyńca, przed nami jeszcze wdrapanie się na Bukową Górę ... ściemnia się, niby nie jest bardzo późno, ale szlak wiedzie przez wysoki las, mgła robi swoje, ale dobrze, że nie pada ... ogromne granitowe kamienie ... prawie jak Stonehenge:-)
Przed nami najprawdziwsza górska wspinaczka ... krótko, bo krótko, ale zawsze:-)
Na samej górze potężne buki, powalone olbrzymy leżą nie niepokojone przez nikogo, wszak to rezerwat ścisły ... tylko dziki nie robią sobie nic z zakazów, wszystko wokół zbuchtowane, śnieg zmieszany z liśćmi, pewnie szukały bukwi ...
Na samym wyjściu z lasu otworzyła się panorama, poniżej wieś Sochy, w której mamy bazę, szkoda, że prawie nic nie widać... już sobie obiecuję, że musimy tu wrócić, kiedy nie będzie mgły, może wczesną wiosną, kiedy runo zakwitnie ...
Wieczorem posiady gawędziarskie, śpiewy przy gitarze ... ho, ho! długo w noc, prawie świt następnego dnia nas przeganiał.
Na powrocie jeszcze zatrzymaliśmy się na "Czartowym Polu" w Hamerni, z nami kilkoro znajomych ... malowniczy Sopot wije się w głębokiej dolinie, ruiny papierni ... a wszystko jeszcze uśpione pod śniegiem, choć w powietrzu unosi się już cieplejsze tchnienie ...
Jak dla mnie, to swoisty fenomen ... ludzie znający się z forum, tylko z nicka, spotykają się w realu ...
jadą z różnych stron, czasami setki kilometrów. Takie to było spotkanie, w którym uczestniczyliśmy ... dobrze spędzony czas:-)
Taki widok przywitał nas pod domem na podwórku ... nieopatrznie zostawiłam na ławce poduszkę-biedronkę, która jeździła zawsze w "czołgu" ... Mimi z tęsknoty wytrybowała ją doszczętnie:-)