Witam upalnie. Gorąco i nieznośnie do normalnego funkcjonowania. Pięknie dziękuję za słowo pochwalne dla Mikołaja. Się chłopak ucieszył. Dziś finisz cud kociaka. Robiony w ubiegłym roku. W ferworze przeprowadzkowym tak skrzętnie spakowany, że blisko rok potrzebował, by się odnaleźć i pozwolić dokończyć (ledwie marne ze 30 xxx). Diabli ogonem nakryli. Córka monitowała, prosiła, błagała. Jej on to. Upragniony, wyczekiwany, wymarzony. I jest. W detalach.
Nieskromnie powiem - piękny jest. Fantastyczny projekt. Doskonale znany, ale teraz mam go i ja. Magiczne oko kocura. I ta dostojność, niedostępność, czar i tajemnica...
Tajemnicą nie jest pomięta kanwa. Się wzięła i zbiesiła. Moczona, prasowana. Co zrobić? Nie lubię! Ma być idealnie. Na krzywe krzyżyki jestem w stanie przymknąć oko. Na niedoprasowaną, podmiętą kanwę już nie! Radźcie!
Pozdrawiam gorąco. Życzę samych dobrych dni
Wracam pod wiatrak!