Pokazywanie postów oznaczonych etykietą z życia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą z życia. Pokaż wszystkie posty

środa, 19 stycznia 2022

Dobra i radości w nowym roku!

 Tego życzę z całego serca wszystkim wokół. I niech się spełni. 

... To tak tytułem wstępu... dawno mnie tu nie było. Wszędzie w zasadzie mnie nie było; taki dziwny czas. Mam nadzieję to poprawić. Czy się uda, zobaczymy. Nie czynię żadnych podsumowań, żadnych postanowień również nie czynię. Biorę co jest i nie grymaszę. Ciesze się z tego, co otrzymuję i oby tak pozostało. Rodzina nam się o dwa Dziady wzbogaciła. To już bilans jest na plus. Niewiele tworzyłam. Praktycznie nic. Dziecię moje dla odmiany popadło i wpadło po uszy w szydełko. Od kilku dobrych miesięcy każdą wolną chwilę poświęca na szydełkowy relaks. Podziwiam, zwłaszcza tempo pracy! 

I tym się chwalić będę - dzieckiem i Jej wytworami - jako wejściówka na nowy rok... Takie maluszki powstają:

 Te małe jeżyki robi w kilka ledwie godzin; 3-4. Bratu sobie zażyczył dla koleżanek jako prezenty świąteczne...
Mój misiaty ulubieniec.

Świeżak. Mamgo. Nie wiem tylko czemu zielone jako szare występuje.

Jesienno-zimowy żółwik z bita śmietanką... Jest tych stworków większych i mniejszych dużo. Kilka udało się spieniężyć. Głownie jednak to forma relaksu. 

                       Nasze koteły dwa z czasów, kiedy się jeszcze do małego pudełka wespół mieściły. Ryszard i Julian. 

Pozdrawiam cieplutko.

poniedziałek, 4 stycznia 2021

Szęśliwości w Nowym Roku

 Witam pięknie, styczniowo, zimowo.

Witam z życzeniami najprostszymi, by zdrowie było, uśmiech był i radości nad miarę. 

Pojawiam się po znacznej nieobecności. Coś mnie zatrzymało, zamroziło, zaniebyło. Mam głęboką nadzieję w tym roku się nie dać, działać, tworzyć, czynić, być i intensywnie żyć. Do tego zdrowo!

Podsumowań nie czynię;  było, minęło i tak jest dobrze. Postanowień zasadniczo też nie czynię. Pragnie mi się tylko, by w tym roku dotrwać do końca, by motywacji i siły nie zabrakło, by na przekór nastrojom nadal być; czynnie być.  Czego serdecznie wszystkim życzę!

Nasza tegoroczna choinka, jeszcze jest, oczy cieszy. Nie wiem, kiedy ją wyprowadzimy, niech postoi chwilkę; na przekór wszystkiemu wokół. Drzewka przed domami już wystawione, od kilku dni tulą się w sobie, w deszczu strugach i odrobinach śniegu... 

Wszystkiego dobrego!

środa, 14 sierpnia 2019

Z pamiętnika...

...taki sobie cykl wymyśliłam...
Witam najcieplej.
Robótek póki co jest mało. Czasu i werwy do poczynań też jak na lekarstwo, a jakoś trzeba działać, by zielskiem chwaścistym blog nie zarósł. Tak jak mój ogródek zarasta niestety. Perz i jakieś inne mniej chętne do pozwolenia wyrwania się. Gdzie chwasta nie ma, klepisko jest. Drzewo nad nami ogromne. Zza niego i spomiędzy niebo nad nami, a w nas niezłomnie właściwa postawa i prawo odpowiednie moralnie... i spokój w patrzeniu na marny trawnik...
Ale by tego wodolejstwa nie przedłużać, słów kilka o postępach młodocianej Kierownicy. Dziecko sygnału nie dało onegdaj, gdyż:
raz - zaaferowane było i zapomniało;
dwa - w robocie kociokwik z kołowrotkiem połączony. Harmider i odpowiedzialność dzika.
Jak panna zeznała po niewczasie: "mamuś na sekundę nie usiadłam i nawet po życi nie dało rady się podrapać, gdyby oczywiście konieczność przyszła. Na dodatek wielka akcja była i razem z Aleksem musieliśmy podjąć na szybko męską decyzję: najpierw go wodą czy najpierw go chlorem?!..."
W sens wypowiedzi nie wnikałam. Nie zawsze jest potrzeba. Najważniejsze, że dziecko się nawróciło i odpowiedzialnością wykazało. Do czasu takie myśli mi towarzyszły. Do czasu, gdy oznajmiła, że jeszcze z Alice na pizze jadą, to tak jakby z obiadem nie czeka.
No żeż, matko i córko... Zaraza przesadza, nie z obiadem, z jazdami za kółkiem. Prawko dopiero od doby... Zielone to i ...wiadomo, rozum poszedł w siną dal...
Nim oddech się matce wyrównał, kolejnego otrzymałam esemesa:

"mamuś, mruga mi coś i skowyczy. Ignoruję to!"

- w sensie, że co?

"nie wiem, na czerwono do mnie mruga. hałasy wydaje!"

- wszystko włączyłaś, wszystko wyłączyłaś?!

"niby skąd mam to wiedzieć. Pierwszy raz Lole prowadzę!"

 - dziecko!

"Ona mnie ignoruje też. jedzie, jakby ją  za tyłek coś ciągnęło!"

- dziecko a  nie zaciągnęłaś przez przypadek ręcznego?!

"jaka ty mamusia mądra jesteś. zaciągnęłam i zapomniałam.
Alice tez tak podpowiadała. ignorowałam ją... (hi Kasia's mom. Here is Alice).
  Ale czy ona musiała mnie tak stresować. Lola nie Alice?!
 To jedziemy. do godzinki będziemy. pa".


Cóż, dziecko próbowało rozwinąć prędkość przy zaciągniętym ręcznym, w tzw. międzyczasie dyktowała amerykańskiej Chince wiadomości dla matki. Dyktowała z każdym ogonkiem, kropeczką i kreseczką.... Jeżu, widzę,  jaki miały ubaw...
Po godzinie wróciła cała i uśmiechnięta. Na spokojnie przebadała wszystkie wajchy i inne wianki w Loli. Od pięciu dni regularnie otrzymuję wiadomości: wyjechałam, dojechałam.  Czy sie mniej niepokoję?...
No pasa nada...

Pozdrawiam najcieplej, najsłoneczniej, najserdeczniej. 
                                                Życzę samych radosnych chwil.

piątek, 9 sierpnia 2019

Z pamiętnika zatroskanej matki.

Pragnę podzielić się malusią informinką. Kierownicę mamy... właściwie to kierowcę mamy. Nowego, młodego, w naszej rodzinie zaczynającego. Młodociany świeżak cieplutki. Dziecko córczane za ową kierownicę robi. Egzamin praktyczny zdało, uprawnienia w postaci IDusa otrzymało i uznało, że kierowcą jest pełną gębą.... Kierownica, gdyż ona. On kierowca, to dziewczyna jak?! Cieszymy się bardzo. Jeden stres za nami. Nie wiem, czy inni rodzice też tak silnie przeżywają działania swoich dzieci, czy czasem nie przesadzamy, nie ułatwiamy, lekko się nie wygłupiamy. Każdy dzieciak swój stres musi na sobie odrobić. Ale czy rodzic ma obojętnie na to patrzeć li i wyłącznie?! No ja nie potrafię. Troszkę to wspomnień czar, a troszkę próba podpowiedzi co i jak, by się mniej męczyć. Wszak my to już mamy za sobą. To, czyli dorastania trudy (wygi stare my, w bojach zaprawione...).
W każdym razie dziecko okazało mi się bardziej wytrwałe i niezłomne niż przypuszczałam. Ledwie z wakacji wróciła z dłuuuugą przerwą bez jazd, z zerowymi manewrami na placu i na drodze. Nie uległa. Się zaparła, stwierdziła, że terminu testu nie przesunie. Idzie po zwycięstwo i zwyciężyła.
Dziś dziecko taką siłę i moc w sobie czuje, że chce i to w pojedynkę za kółkiem siedzieć. Pewnie jutro przyjdzie opamiętanie i dłuższe, trudniejsze trasy przy udziale rodzica. Dziecię należy do raczej rozsądnych i jednak strach przed szarżowaniem posiada.
taaakkkkkk...
.... strach posiada. Odpowiedzialna, rozważna, się nie wygłupiająca... czy ja o mojej córce?! Toż Ona kluczyk chwyciła, kokiem zarzuciła i oznajmiła: "mamuś, nie trudź się. Do pracy sama pojadę. Wracający Alice zbiorę. Razem dziś kończymy....". Jeżu. Nim się z siedzenia zerwałam, nim do drzwi z wrzaskiem dobiegłam, zobaczyłam tylko jak ta moja wczoraj jeszcze malusia i niesamodzielna dziewczynka w ruch się włącza dziki, drogowy, gęsto autami najeżony. No, wzięło mi białe mignęło w oczach... i tyle dziecko widziałam. (białe to dzieckowy car). Czekam niecierpliwie, by potwierdziła szczęśliwe na miejsce dobicie. Czekam i czekam. Od 20 minut już w robocie. O matce zapomniała... Taką mam nadzieję... Ło matko i córko, to nie wiem cieszyć się, że egzamin zdała (za pierwszym w dodatku podejściem) czy jednak zacząć bać?! A tak się cieszyłam przez chwilę, że nie trzeba będzie wszędzie wozić. Że skończy się wieczne - mamo zawieziesz, mamo przywieziesz, maaaamooo dowieziesz?! Mamo musisz być, inaczej się spóźnię.... Przed czasem chyba była ta radość...
Młode już rwie się do samodzielności. Tak szybko. Toż to jeszcze pisklak nieopierzony. Marne 17 lat na karku. Nie jestem pewna czy chcę....
Dam Zarazie jeszcze 10 minut. Jak się nie odezwie, pojadę i zza krzaka spoziernę czy  cara zaparkowana przed robotą. Cała i bez wgnieceń.... Z dzieckiem chwilowo mniejsza. Nie mam siły się awanturować. Sobie odbiję kazaniem wieczorkiem, nie będę przy ludziach wstydu robić....
                                                                 Pozdrawiam słonecznie!

sobota, 29 czerwca 2019

Wakacje, wakacje, wakacje...



W natłoku spraw wszelkich zapomniałam, że już są wakacje. Dla dzieci wakacje są oczywiście. W tym roku moje młode rok szkolny zakończyli w różnych terminach. Córka - 20 czerwca, syn „pracował nader ciężko”  tydzień dłużej.  Dziś młody mężczyzna wkracza w kolejny, 13. już rok swego życia. 
Córka wyfrunęła.
Wakacje! Nie muszę zrywać się dzikim świtem. To pierwsza myśl była. Płonna. Muszę zrywać się znacznie wcześniej. Dziecko męskie wstające zazwyczaj w okolicy 7.30, przez cały letni czas o tej porze będzie już kończyć swe pływackie treningi. O zgrozo, o zmoro rodzicielska! Młodzież ma się hartować i ducha ćwiczyć. Czemu i rodzic?! Na otwartym basenie, w krystalicznej, a przyjemnie chłodnej wodzie przez caluśki okrągły tydzień… 
Potem przyjazd do domu, płukanko i marsz na zajęcia muzyczne (tu już bez weekendu). Się dziecko zapisało na camp. Bierze klasę wokalu, by w chórze lepiej śpiewać i wiolonczeli… zaczyna od najbliższego poniedziałku. A ja się tylko zastanawiam, czy codziennie przyjdzie mu instrument taszczyć?! Wszak rodzice w pracy.
Dziecko starsze właśnie skończyło lunch'ować w Madrycie. 

Wczoraj pannę wyekspediowaliśmy na miesiąc do Europy. Oczywiście - ukochana córczyna Hiszpania! Miesiąc marzeń i czarownych wrażeń. Dziecko poleciało samo. Przedstawiciela programu językowego spotkała dopiero dziś na lotnisku w Madrycie. Skazana na siebie, dumna i szczęśliwa. Stolicą Hiszpanii zachwycona. Pierwsze wrażenie – jakie czyste, schludne metro! Drugie, po dotarciu do hotelu – ufff, jak gorąco.
Dziś w planach włóczęga po królewskim mieście
  
oraz integracja z innymi młodymi fanatykami espaniolskiej mowy. Jutro załadunek w pociąg i jazda na południowy-zachód. Oczywiście Andaluzja! Malusie miasteczko nad oceanem. 

Kwik rozkoszy i tyle do zobaczenia, zasmakowania,  doznania i przeżycia. Rodzina , u której będzie mieszkać, wydaje się szalenie sympatyczna i otwarta. Już umawiali się na wyprawy górskie, spływ kajakiem i wizytacje okolicznych miasteczek i wiosek. A tereny tam piękne. Samych plaż sztuk 6. 
Tylko Hiszpanie i ewentualnie szczątkowo Niemcy. Cuda natury wokół i tylko byle czasu starczyło….
A państwo starsi?! Do roboty niestety cza ganiać. Oddechy w soboty i niedziele, to pani starsza. Pan małż ma tylko samiuśki dzień święty. Szczęśliwie pogoda póki co była łaskawa. Upały dopiero się zaczynają. Marne 30-32 st. To żadne upały, najnormalniejsza norma na tutejszy letni czas. Mam cichą nadzieję, że częściową „ciszę” wykorzystam wreszcie na swoje przyjemności. Ogarnę i wypakuję z pudeł wreszcie materiały robótkowe i zacznę delikatną choć działalność. Zapomniałam bowiem nadmienić, że za nami kolejny armagedon. Kolejna zmiana adresu! Tym razem na dłuższe lata. W założeniu wstępnym – caluśkie lat 30… na swoim my teraz. Przed nami tylko remonty, kosmetyki i radości….
            Pozdrawiam najcieplej, choć nie upalnie i do następnego.

ps. wszystkie zdjęcia - poza nocną katedrą - zapożyczone z internetu

piątek, 20 kwietnia 2018

Słodka szesnastka...

Witam cieplutko. Za oknem deszcz i szaruga, a w naszych sercach radość. Panna nasza nadobna obchodzi dziś swoje 16. urodziny. Czas szaleje! Niedawno w pieluchach turlała się z boku na bok, a teraz sensowna, urokliwa nastolatka. Zdecydowanie odbiegająca od stereotypu. Takie też były urodzinki. Nie klasyczne w tutejszym mniemaniu. Nie było wynajętej sali, imprezy w obcisłych, przykrótkich kiecuchach, malowania i tapirowania, falbanek, koronek i różu. Były ciacha i dużo śmiechu. Pierwsza "imprezka" w szkole. Balony od przyjaciół, życzenia w klasach i na korytarzach od znajomych i nieznajomych. Dużo serdeczności i szalonego humoru. Po szkole trening wspinaczkowy i kolejna "zabawa" z przyjaciółmi od ścianki. Tam to dopiero było szaleństwo. Kachna oczywiście w ramach urodzin dostała dodatkowy wycisk treningowy. Szalenie miłe, roześmiane chwile. Wszystkich częstowała takimi oto cudnościami...:
Przyznacie, że słodycz rozkoszna i malutkie dziełka. Przyjaciele mieli problem - jak to jeść, wszak na to tylko patrzec można... Miłe! Robione własnoręcznie, nawet matka została zagoniona. Przednia to była zabawa. od rodziców dziecko poprosiło... kaktusy...
Pozdrawiam cieplutko!

niedziela, 31 grudnia 2017

Do Siego Roku

Szczęśliwego Nowego Roku!
dobrego i zdrowego,
kolorowego, uśmiechniętego, szalonego...

czwartek, 5 października 2017

Dziś są takie urodziny

Kolejne. Moje, własne, prywatne. Nie pomnę nawet które to już, tak wiele ich było. Na tę wzniosłą okoliczność zachciało mi się taką oto laurkę sobie osobiście strzelić:
Kiedyś w  przyszłości. Miejmy nadzieję niedalekiej. Pięknie oddaje nastrój i charakter. Co prawda nadmierną amatorką różów maści wszelkiej nie jestem i raczej brunetką niż blondynką (chyba że mentalną), jednak w tym jednym wyjątkowym dniu i z tą pozostałą resztką fantazji, koroną przekrzywioną i czkawką niechybną - to niemal prawie jak ja.. Jeśli zaś brać pod uwagę kokardki zawadiackie, nóżek skrzywienie i oczek zmrużenie - to zdecydowanie ja. I oby mi to nigdy nie przeszło. Nawet falbanki i tiule mogą zostać. Korony też nie oddam; moja ona. Do szuflady wrzucę. Na starszą starość będzie się z czego  śmiać...
Zaznaczę jeszcze, iż księżniczką/królewną nigdy jako żywo nie chciałam być. Już szybciej strażakiem, a najbardziej to lekarzem - gdyż.....  okrutnie niestaranne pismo miałam. Zostałam się nauczycielką (humanistyczną...)... Los to przewrotny jest...
Na okoliczność wzniosłego dnia i styrania dniem pracy,  postanowiłam wznowić działalność blogową. Nieważne, że od miesięcy dwóch niczego ręcznego poza żarełkiem nie zrobiłam. Żadnej craftowej myśli w sobie nie miałam. Za to dzielnie chałupę i rodzinę na nowy adres przeprowadziłam. Osobiście większość pak pakowałam, tachałam i rozpakowywałam. Pominę milczeniem, że do tych pór nie wszystko się było odnalazło. Kto by tam sobie głowę zawracał pudeł dziesiątek podpisywaniem. Zdecydowanie nie ja! Przyjdzie czas, to się i znajdzie, podobnie jak i moja chęć powrotu do robótek ręcznych i blogowania...
Za oknem pięknie. Natura nam temperaturki nie poskąpiła i na okoliczność wiadomą niemal do 30 stopni wskoczyła. To kolejny taki letnio - upalny dzień i za chwilkę letnie znów będą noce. Zastanawiam się czy to dobry pomysł. Człowiek chce wytchnienia i oddechu, nie zaś 21-22 st.C nocą, nie licząc wilgoci... Jak dziecki w takich warunkach mają się uczyć. Jak człowiek starszy (znaczy ja) funkcjonować sprawnie i żwawo...?
Na koniec dnia - różyczka(i). Też ją kiedyś wyhaftuję...
Pozdrawiam cieplutko i życzę samych radosnych chwil!

poniedziałek, 26 czerwca 2017

Wolność!!! - zakrzyknęła matka z pierwszego rana plus kartka dziękczynna

Wolność od mozolnego skoro świt codziennego wstawania!
Witam cieplutko i serdecznie.
Na sam najpierwszy pierw będę się chwalić! (będzie dłuuugo)...
Dumna matka jestem! co tam dumna, przedumna matka jestem! Dziecki zakończyły rok szkolny śpiewająco na wysokich A. Syn przytargał garść wszelkich naukowych dyplomów i upragniony (ostatni fizycznie dyplom, gdyż "polskich" świadectw w starszych szkołach na tutejszych wsiach nie ma) ten z "czerwonym paskiem". Godny tym bardziej, że jeden z czterech w klasie na 30 zaangażowanych uczniów... Od września rozpoczyna przygodę z gimnazjum
Taka karteczkę dziecku młodszemu przygotowałam dla pani najukochańszej:
Kachna na solidnych A jechała cały rok. A nowa to szkoła była, liceum, acz nie miejskie, przydomowe. Do "akademii" się dostała (jedyne tu szkolne egzaminy wstępne; nigdy wcześniej i nigdy później. Sama szkoła ma rozszerzony materiał nauczania, większe wymagania, dodatkowe punkty na uczelnie wyższą i z założenia wyższy poziom niż przeciętne miejskie liceum; troszkę strachu było. Do szkoły dziecko codziennie kolebało się busem ok 40 minut autostradą w jedną stronę oczywiście). Akademickie kursy okazały się nie być takie straszne.  Testy końcowe zaliczone booosko; najlepsze na roku wyniki  z trzech przedmiotów
 - biologia, historia i angielski. Certyfikat najlepszego studenta na roku z hiszpańskiego! 
Hip, hip huuuura!
Dla wyjaśnienia: w liceum tutejszym obowiązkowo na koniec roku pisze się testy sprawdzające z każdego przedmiotu. Kasia takie testy pisała już w gimnazjum, acz nie każde miasto je ma. W nowej szkole egzaminy były na poziomie akademickim. Po 200-250 pytań z każdego przedmiotu, ogrom wiedzy do sprzedania.  Przez 5 dni pisali po dwa egzaminy dziennie.
Dumna jest Ona z siebie, choć uczciwie przyznaje, że dała z siebie ledwie jakieś 65%. Mogła napisać znacznie lepiej. Z każdego egzaminu dostała A. To jest ważne. Punkty z tych egzaminów liczą się do college.
Zatem dziecko pierwszy rok licealny zaliczyło pięknie! No i była wyczytana publicznie  w audytorium i wywołana po swój certyfikat, a większość ogromna jej koleżanek i kolegów nie! Nawet ci znacznie bardziej pracowici uczniowie i "zdolniejsi" też nie! Brawo Kasia!
Puszę się teraz jak paw. Ło matko jakież cudnie zdolne dzieci mam. I niestety mimo wakacji pracować będą nadal. Przed nami prace wakacyjne. Synek - angielski i matematyka. Córa - angielski, historia, chemia i hiszpański. Dziecki robią, ja robię też - za straszaka i naganiacza. Się musiałam zobowiązać...
Co to takiego te prace?! Przygotowanie się do przedmiotu. Z tego jest ocena i lepiej się nie wykpiwać. Nic trudnego, jednak czas konieczny i niezbędny. Książki do przeczytania, projekty, zadania. Kasia z chemii dostała się na tzw. AP. Żeby rozwiązać otrzymane zadania, musi samodzielnie przepracować podstawowy kurs chemii. Z hiszpańskiego postanowiła przeskoczyć kurs wyżej. We wrześniu przystąpi do testu sprawdzającego. Zatem ma dwa miesiące na opanowanie materiału z miesięcy 10-ciu. Dziś już zaczęła pracować. 
Dodatkowo dziecko stara się wypracować jak najwięcej godzin wolontariatowych, nie chce tego zostawiać na 12 klasę.
I na samiuśki koniec wyjaśnienie jakaż to wolnoć na mnie spływa?! Otóż nie muszę skoro świt się zrywać. Dla mnie typu sowiego pobudki przed 6.00 rano to mordęga i niesprawiedliwość dziejowa. A wstawać trzeba było, by dziecko na 7.00 (autobus) do szkoły wyrychtować. Teraz sobie się wylegiwać mogę i do 7.10, a co... 
Komu cierpliwości starczyło i do końca doczytał, ten już to i tamto wie. 
Pozdrawiam cieplutko i wakacyjnie                            

piątek, 28 kwietnia 2017

Wiosenne zauroczenie

Witam cieplutko, słonecznie, sennie i wciąż jeszcze pastelowo. U nas ciąg dalszy lata. Temperatury równikowe. Stroje kąpielowe przygotowane, na majówkę wyruszamy nad ocean. Tylko czy sił starczy...
Wdzięcznie dziękuję za słowa miłe, pochwalne  z karteczką retro związane. Czy się zamawiającej podobały, wciąż nie wiem. Nic to jednak. Dziś kolejna porcja pasteli. Te wciąż królują za oknem. Taką wiosnę kolorystyczną lubię najbardziej. Delikatną, świeżą, nieśmiałą...
Zauroczyły mnie te "śliwo-wiśnie" czy też inne delikatne. Przechodzę pod nimi każdego dnia wracając z pracy. Ciężkie "gronka" już na przekwitnięciu... Na ostatnią chwilę pękatego różu załapał się fruwający nieborak. Początek nowej pracy malusiej...
Pozdrawiam cieplutko i wdzięcznie

piątek, 20 maja 2016

O różnościach słów kilka...

Witam serdecznie, cieplutko, w pełni majowo. U nas wiosna na całego. Za oknem spomiędzy krzewy pozwalają podpatrywać się kardynały ptasie. Wiemy kiedy on - cuuudnie czerwony, kiedy ona bura z pomarańczowatym dziobem i kiedy one małe nieopierzone, nijakie  dwa trelują...
A propos czerwieni... Tu nasuwa się odpowiedź na ewentualne pytanie - gdzież to byłam, gdy mnie nie było. Odstawiałam otóż dzikie, orgiastyczne wręcz harce z maszyną do szycia. Boh słodki, co za przyjemność to była...! Kiedyś szyłam, potem dłuugo nic, teraz nawet chrobot nienaoliwionej maszynerii sprawiał radość. Pewnych rzeczy się nie zapomina, a kiedy się sobie przypomni...
Dla samego szycia przyjemnego szyć nie szyłam. Z konieczności te radości. Synu przeobrazić się musiał był w postać wielce malowniczą. W ramach prac domowych-zleconych, narzuconych Juliuszem Cezarem miał się stać. Mniemam, że się udało:
To w ramach tzw. "żywego muzeum". Uczniowie czytają książkę biograficzną jedną lub kilka dotyczącą wybranej postaci, przygotowują wystąpienie, uczą się na pamięć i prezentują. Dla czwartoklasistów jest to nie lada wyczyn. Proszę mi wierzyć. Całkowicie inna forma czytanej książki. Masa faktów do zapamiętania i pierwszy raz nauka czegoś na pamięć (tak, tak, dopiero w 4. klasie, na polskie w 3.). "Przemowa" miała trwać od 3 do 5 minut. Proszę takiego Cezara streścić w 5 minutach, do tego miało być przystępnie, prosto wręcz, ale nie nudno i koniecznie z odrobiną humoru - jeśli tylko się uda. Powiedziane klarownie, spokojnie i  pewnie... Pierwszy raz wystąpienie najpierw przed klasą (to na ocenę), potem przed rodzicami na sali gimnastycznej.
Nasz Juliusz był na bogato. Wszak wiadomo... Synu sam "projektował" strój, matka tylko wykonywała. Poszły dwa prześcieradła, lamówki złote, troszkę podszewki złotej również, na liście, pasmanteryjne dodatki. Skąd pierścienie, nie ma co wnikać....
 Prezentacja trwała blisko godzinę. Wystarczyło podejść do wybranej postaci, wcisnąć zielony guziczek, a postać ożywała i o sobie opowiadała.
 Przeważały nazwiska tubylcze. B. Frankliny, W Disney'e, Heleny Keller, ale były też królowa Elżbieta od Tudorów i księżna Diana. Pojawili się również nasza Maryś Skłodowska i rewelacyjnie zaprezentowany Van Gogh i oczywiście Cezar Juliusz...
Matka dumna jestem. Dodatkowo zauważyłam u dziecka delikatne aktorskie zapędy. Te spojrzenia, brwi uniesienia, gdy informował, jak to Cezar ziemie dla Imperium zdobywał a majątki dla siebie na lewiźnie odkładał...
Całość prac - sympatyczna. Dzieciaczki cudnie przygotowane, choć stremowane. Duże przeżycie! I powrót do maszyny, może na dłużej...
Pozdrawiam cieplutko i wdzięcznie,
życzę dobrego, spokojnego czasu...
ps. włos elfi koniecznie do przefarbowania pójdzie, decyzja zapadła...

niedziela, 3 stycznia 2016

Chwalipięctwo matczyne lekko kartkowane

... czyli o pracach kartkowych mojej panny córki. Kasia dla swoich nauczycieli i koleżanek wykonała takie między innymi kartki. Wszystkiego było sztuk 20. Plus upominki pakowane i ozdabiane, tych już tylko sztuk 8. Podziwiam dziecko starsze swe za determinacje, zapał, serducho i moim zdaniem niewątpliwy talent kolorystyczny. Kasia mazakowała wszystkie bałwany osobiście, pingwiny i łośka z jeżowatym. Dobierała papiery i wymyślała układy. W końcówce zajęłam się cięciem i chwilami podklejaniem. Kasia sama również gliterowała i nabłyszczała; tu pomagał brat.
Nauczycielom kartki podobały się. Dwoje z nich, znających już prace Kasi, prezentowało kartki przed uczniami (klas młodszych), jako wzór do naśladowania...  Miłe. Po raz kolejny córka została goraco namawiana (przez nauczycielki swe) do założenia konta na Etsy. Rozgadana pani od historii zapytała wpierwej, o Kasiną stronę, gdyż chciała pooglądać inne jej (córki) prace.... Zdziwiona była, że Kaśka strony swej nie ma... Zastanawiamy się...
Koleżanki zadowolone wielce i z prezencików też. Wyczyny Kasine znają i wiedzą, czego się spodziewać, a spodziewały sie, o czym poinformowały pannę już z początkiem grudnia.
Dumna matka jestem, a co...
Pozdrawiam cieplutko, słonecznie i z uśmiechem 
pięknie dziękując za wszystkie otrzymane życzenia i miłe słowa.