Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura włoska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura włoska. Pokaż wszystkie posty

środa, 16 kwietnia 2014

CZARNOBYL, Francesco M. Cataluccio

Trudno zdecydować, co tak naprawdę natchnęło Francesco Cataluccio do opowieści o Czarnobylu. Czy była to mapa znaleziona w antykwariacie, czy pobyt w Warszawie podczas wybuchu reaktora w Czarnobylu i w związku z tym bezpośrednia bliskość wydarzeń. Po wielu latach Autor wybiera się z wycieczką do tego opuszczonego miasta, aby nam o nim opowiedzieć. Radioaktywny Disneyland czy miasto opuszczone przez boga, miejsce niemal apokaliptyczne, przeklęte na wieki?
Sposób w jaki Cataluccio patrzy na to miejsce intryguje,  mimo tematyki przyjemnie brnie się przez opowieść o opuszczonych domach, zdziczałych ogródkach, ludziach czmychających przed obcymi, czujnikach radioaktywnych. Mrożą krew w żyłach opowieści ludzi z tamtych stron, o tamtym dniu, o kolorach, o braku zapachu, o konsekwencjach w postaci mutacji genów i niejednokrotnie śmierci. Jednakże Cataluccio – filozof oraz filolog polski - nie ogranicza się tylko do opowieści o najsłynniejszej tragedii elektrowni jądrowej. W historycznym eseju kreśli nam krwawy zarys dziejów Czarnobyla, ze szczególnym naciskiem na akcent polsko-ukraińsko-rosyjski, jak również, a może przede wszystkim, bo poświęca mu najwięcej miejsca, i żydowski. Bowiem mało kto wie, że właśnie Czarnobyl był ważnym ośrodkiem chasydyzmu, jak również miejscem z którego wywodziła się słynna rodzina cadyków. Cały jeden esej poświęcony jest także dziełom literackim, które traktują lub odnoszą się do tego skrawka ziemi.

W tej malej książeczce, stosunkowo zwięzłej, mamy szeroko zakrojony obraz Czarnobyla. Czarnobyla jakiego nie znamy lub o jakim już rzadko pamiętamy. Niektóre teksty są naprawdę świetne, inne nie zachwycają aż tak bardzo, ze szczególnym wskazaniem na ten, w którym pisze o fatalizmie tego miejsca, odwołując sie do Apokalipsy i doszukuje się magicznych powiązań.

Czy znalazłam w tej książce to, czego szukałam? I tak i nie. Pamiętam dni po wybuchu reaktora. Pamiętam dwa tęczowe okręgi wokół słońca, którym się przypatrywałam ze wszystkimi innymi dziećmi stojąc na boisku szkolnym. Wszyscy je podziwialiśmy nie wiedząc, że był wybuch, że powinniśmy raczej siedzieć w tym czasie w domu. Pamiętam picie jodu i przyjmowanie witamin, natomiast z pewnością moja rodzina nie wypłukiwała z siebie skutków napromieniowania alkoholem, tak jak to czynił Autor i jego znajomi. Moja ciekawość o życiu w Czarnobylu, bezpośrednio po wybuchu i wiele lat później, została więc zaspokojona, chociaż spodziewałam się więcej relacji świadków i opowieści o tym miejscu. Rys historyczny zadowolił mnie, za to mnogość odniesień do historii Żydów na tych ziemiach nieco przytłoczyła.

Ciekawe eseje i relacje z podróży do miejsca, którego nazwę można przetłumaczyć jako „czarna łodyga”, Ich przeczytanie zajmuje niewiele czasu, więc warto poświęcić im chwilę i przypomnieć sobie czy dowiedzieć się, że Czarnobyl to nie tylko wybuch reaktora, to ziemie, które od wieków spływały ludzką krwią, aż zostały wyludnione. Na zawsze.


______________
Francesco M. Cataluccio, Czarnobyl, Seria Sulima, przeł. Paweł Bravo, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2013, s. 147.


———————————

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Czytamy serie wydawnicze


Image and video hosting by TinyPic

środa, 15 maja 2013

OCEAN MORZE, ALESSANDRO BARICCO


Z „City” Alessandra Baricco przeniosłam się wprost nad jego „Ocean morze”. Nie ukrywam, że z głową pełną znaków zapytania, jakimi też opowieściami tym razem będzie mnie raczył autor. To, że będą niesamowite nie miałam wątpliwości, obawiałam się jedynie, czy mi się spodobają.

Alessandro Baricco tym razem stara nam się „opowiedzieć morze”. Czy jest w ogóle możliwe ogarnąć ten szmer fal cichutko przybijających do słonecznej plaży? Czy jest możliwe opisać okrutne, bezlitosne, potężne masy wody na środku morza? Baricco udało się dotknąć tematu bardziej niż innym.

Gdzieś na brzegu morza,  w małej miejscowości stoi hotel Almayer. Większość osób na pytanie o ten hotel odpowie ze zdumieniem, że nigdy o nim nie słyszała, co nie powinno dziwić, bo mieszkają tam osoby, które mają do niego trafić. Smutne, schorowane, zagubione, cierpiące, poszukujące... Niezwykły to hotel, gdzie pokoje nie są zamykane na klucz, a obsługę hotelowa tworzą dzieci o niezwykłych umiejętnościach i mądrości starych ludzi. Nic więc dziwnego, że gośćmi hotelowymi są tylko niezwykli ludzie. Jest malarz Passon, który próbuje namalować morze, profesor Bartleboom piszący książkę, a właściwie encyklopedię o cechach nieskończoności, Ann Deveria wysłana przez męża, aby morze uleczyło ją z romansu, eteryczna Elisewin cierpiąca na tajemniczą chorobę i towarzyszący jej ojciec Pluche...
Te, wydawałoby się, przypadkowe spotkania gości i dzieci na plaży, w jadalni, w pokojach są w istocie zaistnieniem w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Nic nie pozostanie bez znaczenia i nic już nie będzie takie samo.

„Ocean morze” to książka, która łagodnie szumi w tle, aby po chwili wzburzyć się i spienić, pełna niestworzonych historii oprószonych magią. Pełna „czegoś” czego nie potrafię uchwycić słowami i nawet nie chcę. Udało się Baricco sprawić, aby czytając ją czuć łagodne promienie słońca pieszczące skórę i zlizywać sól z ust, widzieć w oddali tajemnicze, nieodgadniony ocean morze łagodny, leczący, przynoszący ukojenie, tajemniczy, okrutny, potężny, dający i odbierający, przynoszący nadzieję i roztrzaskujący ją o przybrzeżne skały. Niezwykła książka, o niezwykłej formie i treści, która sprawiła na mnie ogromne wrażenie, zostawiając mnie z uśmiechem na twarzy i plątaniną myśli i niepewności na temat, co takiego właściwie przeczytałam.

To "moje" morze, zdjęcia z tego miesiąca, ulubione miejsce moich spacerów z Antosiem:









_____________
Alessandro Baricco, Ocean morze, przeł. Halina Kralowa, Czytelnik, Warszawa 2001, s. 241.

Pierwsze zdanie: Piasek, jak okiem sięgnąć, między ostatnimi pagórkami a morzem - m o r z e m - w zimnym powietrzu popołudnia. 

Ostatnie zdanie: Dlatego nie widział, jak hotel Almayer oderwał się lekko od ziemi i rozpadł na tysiąc kawałków, które przypominały żagle i wznosiły się w powietrzu, opadały i wznosiły, f r u w a ł y, unosząc daleko ze sobą wszystko, nawet tę ziemię i to morze, i słowa, i historie, wszystko, nie wiadomo gdzie, nikt tego nie wie, może któregoś dnia ktoś będzie tak zmęczony, że to odkryje. 


------------------------

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania La Dolce Vita, Z półki - 2013, Z literą w tle.


Image and video hosting by TinyPic

sobota, 11 maja 2013

CITY, ALESSANDRO BARICCO


Tytuł książki „City” Alessandro Baricco nie mówi absolutnie nic o tym, co znajdziemy w środku. To jeden z tych tytułów, który moim zdaniem jest powiązany z treścią książki w jakiś nieokreślony i dla mnie trudny do zrozumienia sposób. Klucz, albo raczej w przypadku Baricco, klucze do zrozumienia tej zależności posiada autor, mnie szczerze mówiąc, nie udało się znaleźć własnego. Owszem, dziwne miasto zamieszkują dziwni ludzie, ale to byłoby zbyt proste jak na Baricco.

W „City” Baricco znowu bawi się treścią i formą wrzucając do jednego worka kilka opowieści, które powiązane są nitkami znaczeń i symboli, pozwalając czytelnikowi na samodzielne rozwiązanie zagadki, prowokując do własnych przemyśleń i wniosków.  Głównymi bohaterami są trzynastoletni geniusz Gould i trzydziestoletnia Shatza Shell, pomiędzy którymi nawiązuje się przyjaźń, wyjątkowe porozumienie dusz, bowiem obydwoje buntują się przeciwko rzeczywistości i uciekają do świata swoich fantazji i marzeń. Dla Shatzy jest to dziki zachód i jej tasiemcowy western, który stara się stworzyć odkąd ukończyła sześć lat. Dla Goulda jest to współistnienie z jego wyimaginowanymi przyjaciółmi – olbrzymem i niemową oraz  historia pewnego boksera. Gould to postać tragiczna, dorośli mają wobec niego wielkie oczekiwania związane z jego geniuszem, a rektor uczelni porównuje go nawet do bowlingowej kuli, która pędzi wprost do nagrody Nobla. Jednak ta pędząca kula, wrzucona w sam środek dzieciństwa, niszczy po drodze wszystko, rozwala na kawałki nie tylko owo dzieciństwo, ale i całą przyszłość chłopca. Niezwykle osamotniony, z matką w zakładzie dla obłąkanych i z ojcem wojskowym daleko od domu, Gould jest przygnieciony pragnieniami otoczenia i oczekiwaniami, jakie mają inni wobec jego mózgu. Jego głowę zaprzątają inne myśli, stara się odgadnąć co jest najważniejsze w życiu i co jest istotą materii. Ta niezwykła para przyjaciół jako jedyna rozwikłała istotę opowieści o złamanym obcasie i „Nenufarach” Moneta, które są najważniejszymi historiami w książce.

Więc o czym jest ta książka? Nie przeczę, że co kilkadziesiąt stron zadawałam sobie pytanie „Ale o co chodzi?”. Po dobrnięciu do końca mogłam, zapewne częściowo, bo nie udało mi się z pewnością odkryć wszystkich zamierzeń Baricco, odpowiedzieć, że to książka o ocaleniu indywidualizmu i dziecięcego świata, nie tylko wyobraźni, o obawie, że wiedza o istocie życia może doprowadzić do obłędu i o przedłożeniu własnych pragnień ponad oczekiwania innych. Czy „City” zachwyciło mnie tak, jak wielu innych? Absolutnie nie. Nie lubię takiej prozy, nie rozumiem, nie czuję. I chociaż „Atlas chmur” nie jest podobny do „City”, to dla mnie ma w sobie ten sam rodzaj niezrozumiałości, której ogarnąć i nie chcę i nie potrafię. Nie sprawiało mi przyjemności czytanie większości historii i dociekanie co też mają ze sobą wspólnego, nie bawiły mnie dialogi Shatzy i Goulda. Właściwie tylko dla westernu Shatzy przeczytałam książkę do końca. Koniec zaś, mimo krętych dróg do niego prowadzących, wytypowałam prawidłowo, co z kolei nasuwa mi pytanie, czy taka ilość udziwnień była konieczna.
Baricco enigmatycznie powiedział o swojej książce: “stories are neighborhoods, characters are streets”. Cóż, ja nie mogłam się doczekać, aby labirynt tych krętych uliczek się skończył, a ja mogłabym wyjść za miasto i odetchnąć pełną piersią. Co nie oznacza, że nie przeczytam kolejnych ksiażek Baricco z własnej biblioteczki. Ciągle mam nadzieję, że zachwyci mnie raz jeszcze, tak samo jak w "Jedwabiu". 



_______________
Alessandro Baricco, City, przeł. Joanna Ugniewska, Czytelnik, Warszawa 2000, s. 399.

Pierwsze zdanie:
- A więc, panie Klauser, czy Miami Jane powinna umrzeć?

Ostatnie zdanie:
- Idziemy?
- Idziemy.

-------------------

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania La Dolce Vita, Z półki - 2013, Z literą w tle, W prezencie.

Image and video hosting by TinyPic

środa, 10 kwietnia 2013

DOMY PISAREK, SANDRA PETRIGNANI


Pisząc „Domy pisarek” włoska dziennikarka Sandra Petrignani spełniła jedno ze swoich marzeń – odwiedziła sześć domów niezwykłych kobiet, które były jej ulubionymi pisarkami. Czyż nie o tym marzy większość moli książkowych? Zajrzeć w okna domu, w którym mieszkała ulubiona autorka lub autor, przejrzeć się w ich lustrach, zrobić kilka kroków po tej samej podłodze, po której i oni stąpali. Spojrzeć na ich polki, zobaczyć, jakimi otaczali się przedmiotami.
Od razu napiszę, że autorka nie daje nam okazji, aby podejrzeć domy słynnych pisarek. Książka zaopatrzona jest tylko we wklejki ze zdjęciami, które w większości są małe i czarno-białe. Cóż za stracona okazja na interesujące wydanie tej książki! Ogromnie szkoda, że świetnie napisany tekst nie jest ilustrowany zdjęciami, które mogłyby odrobinę zaspokoić ciekawość czytelnika.

Grazia Deledda, Marguerite Yourcenar, Colette, Alexandra David-Neel, Karen Blixen, Virginia Woolf są prawdziwymi bohaterkami tej książki. Autorka wychodzi z założenia, że aby poznać daną osobę, trzeba zobaczyć jej dom. Te właśnie domy, ich umeblowanie, prywatne pokoje pisarek, zbierane bibeloty są dla Petrignani pretekstem, aby opowiedzieć o pisarkach, odsłonić szczegół z ich życia, nawiązać do ich twórczości lub zaczerpnąć cytat na przykład z ich prywatnej korespondencji lub wspomnień osób im bliskich. To właśnie cytowane książki czy listy pisarek, umiejscowione precyzyjnie w historii przez autorkę, mówią nam niejednokrotnie najwięcej o danej osobie, otwierają na oścież jej duszę i świat wewnętrznych rozterek. Opis ich domu, ich pokoju i doskonale dobrane cytaty przenikają się wzajemnie i stwarzają obraz osoby, zupełnie inny od tego, który często jest popularyzowany.

Postaci Colette czy Virginii Woolf są mi znane z innych, licznych źródeł, ale z ogromną przyjemnością poczytałam o kochliwej Grazii Deleddzie z Sardynii, która zdobyła literacką Nagrodę Nobla ukończywszy tylko cztery klasy szkoły podstawowej (koniecznie muszę przeczytać coś jej autorstwa), czy na przykład o wspaniałej podróżniczce i bardzo płodnej pisarce – Alexandrze Daavid-Neel („Mistycy i magowie Tybetu” patrzą z wyrzutem na mnie z półki). Nabrałam nagle ochoty na poszukanie „Pamiętników Hadriana” Yourcenar - despotki w ludowej sukience (to właśnie ta pani na okładce). Z ogromną przyjemnością przeczytałam po raz kolejny o Karen Blixen, gdzie wspomniana jest również jej największą, afrykańską, miłość życia, ale także duński okres, czy niechęć do jedzenia (pisarka zmarła z powodu niedożywienia). Przestałam już liczyć, ile razy przeczytałam „Pożegnanie z Afryką” czy „Cienie na trawie”, tak więc ze wzruszeniem niemal oglądałam zdjęcie afrykańskiej sypialni Blixen, tak dobrze mi znanej ze stron jej powieści.

Lektura „Domów pisarek” to proces powolny, ale bardzo smakowity. Sama dawkowałam sobie tą przyjemność codziennie po jednym rozdziale. Bardzo mi się podobało. 



__________
Sandra Petrignani, Domy pisarek, przeł. Hanna Cieśla, Wydawnictwo Książkowe Twój Styl, Warszawa 2004, s. 220.

Pierwsze zdanieJechałam z Olbii, kierując się do Nuoro szosą numer 131, z której co pewien czas zjeżdżałam, by obejrzeć nuraghe, kościółek, ciekawostkę archeologiczną. 
Ostatnie zdanie: Do końca mieszkali w tych samych domach, które dzielili ze swymi partnerkami. 



------------------------------


Image and video hosting by TinyPic

wtorek, 26 lutego 2013

ZAMKI Z PIASKU, ALESSANDRO BARICCO


Alessandro Baricco to pisarz, który mnie wzrusza, niepokoi, a czasami wzbudza frustrację. Bez względu jednak na moje uczucia związane z konkretną książką, zawsze chętnie sięgam po kolejną, wiedząc, że zostanie zapewniona mi literacka przyjemność, piękna zabawa słowami. W „Zamkach w piasku” na przykład przeczytałam:
To jest ważne, trzeba, trzeba o tym zawsze pamiętać i przekazywać stopniowo, jak chory choremu, jak sekret, sekret, który nigdy nie powinien się rozpłynąć w czyjeś rezygnacji czy sile, który winien przetrwać na zawsze w pamięci choćby jednej, skrajnie zmęczonej duszy i dziwaczeć w niej niczym werdykt zdolny uciszyć wszystko wokoło: czytanie to przyjemne oszustwo. Co może wiedzieć o przyjemnościach ktoś, kto nigdy nie pochylił swego życia, całego życia, nad pierwszym wierszem pierwszej strony książki?”. Właściwie po lekturze każdej książki Baricco mam zapisane strony z cytatami, do których chcę powracać myślą, smakować brzmienie słów. Tym razem jest podobnie.

W swojej debiutanckiej powieści Alessandro Baricco zabiera nas do miasteczka utkanego z marzeń i snów. Quinnipak znajduje się gdzieś tam, w XIX-wiecznej Europie, nieważne zresztą gdzie, bo zamieszkują go wyjątkowi ludzie, ekscentrycy, geniusze, szaleni. Moimi ulubionymi postaciami są Dann Rail i jego żona Jun. Wyjątkowe jest uczucie, które ich łączy i wyjątkowe reguły, według których żyją w związku.
„(Był pewien mężczyzna, który wyjeżdżał, podróżował, a gdy miał wrócić, poprzedzał go klejnot w aksamitnym pudełeczku. Czekająca na niego kobieta otwierała pudełko, patrzyła na klejnot i wiedziała już, że on wraca. Ludzie myśleli, że to prezent, cenny prezent za każdą ucieczkę. Ale sekret polegał na tym, że klejnot był zawsze ten sam. Zmieniały się pudelka, ale on się nie zmieniał. Wyruszał z mężczyzną, był przy nim wszędzie, dokąd tamten jechał, zmieniał walizki, miasta, a potem wracał z powrotem, tak samo jak zegarek wracający do rąk Admirała. Ludzie myśleli, że to prezent, cenny prezent za każdą ucieczkę. A tymczasem to było coś, co strzegło nici ich miłości w labiryncie światów, które przebiegał mężczyzna, jak rysa po szklanej wazie. To był zegarek liczący minuty czasu niezwykłego i wyjątkowego, który był czasem ich uczucia. Wracał przed nim, aby ona wiedziała, że wewnątrz tego, kto wraca, nić tego czasu nie pękła. Toteż gdy w końcu mężczyzna powracał, nie trzeba było nic mówić, o nic pytać, ani wiedzieć. Chwila, w której się znów spotkali, była po raz kolejny, dla nich obojga, tą samą chwilą)”.
Pan Rail wyjeżdżał bez słowa, bez słowa wracał, ale zawsze przywoził prezenty, raz był to zapodziany w świecie syn, innym razem lokomotywa. Taka to była wyjątkowa miłość.
Jest tez muzyk Pekisch, który prowadzi chór humanofonów, gdzie jedna nuta to jeden mieszkaniec... I Hector Horeau, przybysz, mający wizję szklanych domów...
Quinnipak to miasto, gdzie wielu budowało zamki z piasku, przepiękne, ale kruche i ulotne, silniejszy podmuch wiatru czy wyższa fala, mogły je zmieść z powierzchni ziemi, zostawiając tylko wspomnienie, a czasami wrażenie, że w ogóle nie istniały.

Alessandro Baricco bawi się formą, jego powieść właściwie po czasie przestaje być powieścią, a jest jednym, wielkim literackim eksperymentem. Wielu pewnie taka zabawa z czytelnikiem zachwyca, ja należę do tych, którzy tego nie docenią, nie lubią, a po czasie wręcz się nią zmęczą. Wątki raz jawiły mi się jako prześliczne obrazki, ale nie mogłam się przyjrzeć szczegółom, bo zostały podarte i rozdmuchane przez wiatr. Poznawałam więc historie to tu, to tam, co mnie, nie kryję, mocno irytowało. Innym razem miałam wrażenie, że to nie obrazki, a melodia, słowne zabawy dźwiękami, które moje uszy starały się złowić, ale że nie mam zbyt dobrego słuchu, to gubiłam nuty, pewnie nawet te, które każdy może usłyszeć, nie mówiąc już o tych, które słyszą tylko nieliczni, jak na przykład sam Pekisch. „Zamki z piasku” to także momenty, które mogłam tylko uczcić westchnięciami rozkoszy, zdania i fragmenty napisane tak pięknie, że same w sobie mogłyby być początkiem kolejnej historii. 

Nie, nie żałuję, że wyskoczyłam na chwilę do Quinnipak, bo mimo tego, że nie jest to mój ulubiony świat Baricco i wywołuje wiele sprzecznych uczuć, to jednak intryguje, przywołuje myśli, każe  wracać do ulubionych fragmentów. Nie wiem też, czy jeśli to byłaby moja pierwsza powieść tego pisarza, sięgnęłabym po kolejne. Jednak szczęśliwie ja wiem, że są inne książki Alessandro Baricco, książki, które poruszyły mnie głęboko, więc na „Zamkach z piasku” na pewno nie poprzestanę. 



_______________
Alessandro Baricco, Zamki z piasku, przeł. Halina Kralowa, Czytelnik, Warszawa 2006, s. 273.

Pierwsze zdanie- To co, nikogo tu niema? ... BRATH!... Co do licha, wszyscy tutaj pogluchli... BRATH! 
Ostatnie zdanie: A teraz Ameryka.


-----------------------------

Książkę przeczytałam w ramach projektu La Dolce VitaZ półki - 2013, Pochłaniam strony bo kocham tomy.  

Image and video hosting by TinyPic