Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Agnes. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Agnes. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 18 czerwca 2013

"Córka Robrojka"


Bella to znaczy "piękna". Tak mówią na Arabellę Rojek, córkę Roberta. Ona i jej ojciec pojawiają się znienacka w Poznaniu, po tym, gdy Robrojek plajtuje, wykiwany przez nieuczciwego wspólnika.

Poznań jest dla niego miejscem, gdzie się wraca, choćby i z podwiniętym ogonem, miastem, gdzie Robert zostawił serce, znajomych, ulubione miejsca i zakątki.
W Poznaniu Bella poznaje Cezarego Majchrzaka, nazywanego Przeszczepem, osobnika o aparycji mało efektownej, ale o interesujących, nieco melancholijnych poglądach.

Tutaj Idusia wozi na spacery synka Józinka, nieustannie do niego mówiąc w nadziei, że poprawi to jego zdolności werbalne i zagadując go niemal na śmierć.

Tutaj wiotka Natalia miota się w uczuciach o Filipa, kapryśnego i nerwowego artysty.

Tutaj poczciwy Robert spotyka swoją dawną miłość, czarnooką, giętką Anielę i ze zdumieniem obserwuje swoje odczucia na jej widok.

Tutaj losy wszystkich wymienionych (plus jeszcze trochę) osób splatają się, jak włóczka we wzorzystym swetrze.

A kończy się - jak zwykle szczęśliwie? To też, ale bardziej podoba mi się, że autorka nie stawia kropki nad "i".

piątek, 10 grudnia 2010

"Dziecko piątku"

Zarzekałam się, że po "Pulpecji" odpocznę sobie od książek pani Musierowicz. No i po co było się zarzekać? "Dziecko piątku" okazało się doskonałą odtrutką na mdławą słodycz "Pulpecji". Przez Aurelię, pamiętną Gieniusię z "Opium w rosole", Genowefę Trombke, Pompke czy też Sztompke, która wpraszała się z uśmiechem do obcych ludzi na obiadek. Teraz Aurelia wyrosła na nastolatkę, pochmurną, o zaciętych ustach i niechętnym spojrzeniu. Rok temu zmarła jej mama, a Aurelia, mimo iż z mamą (kiedy żyła) nie umiała znaleźć wspólnego języka, to szczerze i mocno ją kochała. Po pogrzebie dziewczynką zajął się ojciec (który wcześniej opuścił żonę z córką i zamieszkał z inną kobietą), zresztą, zaraz tam zajął. Po prostu zamieszkała w jego domu, we własnym pokoju, obok nowej partnerki ojca i jej syna. I tak sobie mieszkała, cała ścierpnięta w środku, zła na siebie, jakoś skulona i do tego bezbronna. 
Wyraźnie brakuje jej ciepła, czułości, miłości i troskliwości. Na szczęście ma babcię. Na szczęście wyprowadza się do niej na czas wakacji. A babcia (ach, te cudowne babcie o spracowanych kochanych rękach), jak Gerda z baśni Andersena, topi w sercu Aurelii lodowe szkiełko, co tam wpadło rok temu i do teraz nie mogło wypaść. 
Oczywiście nie samą Aurelią "Dziecko piątku" żyje i z prawdziwym zainteresowaniem czytałam o starych znajomych: Gabrysi i Grzesiu, Pyzie i Tygrysku. Ważny jest Konrad Bitner, brat Bebe B. Istotna jest Kreska, jej mąż Maciek i profesor Dmuchawiec. Pojawił się też wcześniej nie eksponowany woźny, pan Jankowiak, starszy pan, niby groźny i srogi, a i tak koniec końców rozbrojony atmosferą domu Borejków. Jak każdy czytelnik, który zabrnął aż tutaj. 

wtorek, 16 listopada 2010

"Pulpecja"

"Pulpecja" jest dla tych wszystkich miłośniczek (ok, miłośników też) Jeżycjady, które nie są smukłej i strzelistej budowy. Jest też dla tych, którym coś się w życiu nie udało, coś zawaliły. A także dla tych, które uwielbiają szczęśliwe zakończenia.
Bo Pulpecja jest pulchniutką blondynką z dołeczkami w policzkach, uroczym dziewczęciem, które oblewa maturę - całkowicie ze swojej winy. Bo się zakochuje. Z wzajemnością. Toteż wszystko kończy się szczęśliwym happy endem.
Jak każda książka Musierowicz, tak i ta jest przepojona miłością. Kochają się Mila i Ignacy Borejkowie, kochają się Ida i Marek, Gabrysia kocha wszystkich, a w Pulpecji kochają się wszyscy (wrażliwi na obfite wdzięki niewieście) chłopcy. Tomek kocha się w Elce, Roma w Baltonie, Maciek w Kresce i vice versa - można by tak jeszcze długo wymieniać.
Dlatego muszę sobie zrobić przerwę przed następną jeżycjadową książką, żeby mnie nie zemdliło od tego nadmiaru słodyczy i latających wszędzie tłuściutkich amorków.

wtorek, 2 listopada 2010

"Noelka"

W ramach nadrobienia zaległości u pani M. M. zabrałam się za następną książkę po "Brulionie Bebe B", czyli za "Noelkę".
Elżbieta, Elka, Noelka, No-Elka, Nie-Elka, Elka Nie. Bo Elka jest na nie, jest rozpieszczona, niechętna, trochę roszczeniowa. A w Wigilię przebiera się za Aniołka* i towarzyszy Mikołajowi (niejaki Tomcio, do usług) w tournee po domach, gdzie potrzebują Mikołaja z Aniołkiem* do wręczania prezentów, oczywiście za opłatą. Naburmuszona Elka robi swoje, uśmiechnięty Tomcio również, a przed ich oczami, jak w kalejdoskopie, przesuwają się wigilijne domy. Domy, mieszkania, wynajęte pokoje, klitki, pałace. Gwarne i tłoczne albo ciche. Bogate albo biedne. Skrzące się ozdobami albo skrzące się uśmiechami. I ludzie, rodziny, małżeństwa, dzieci, dziadkowie, wnuczęta.
"Opowieść wigilijna" Dickensa się kłania - i nic to, że takie podobne, że wydźwięk ten sam, to przecież Musierowicz, to Jeżycjada, zaglądamy tu do wszystkich bohaterów poznańskiej sagi (no dobra, do braci Lisieckich nie), z Borejkami na czele. Kreska, Dmuchawiec, Aniela z Bernardem... skaczemy to tu, to tam, zaglądamy, co się komu urodziło i jak ma ubraną choinkę.
Ciepła książka, choć akcja dzieje się w zimie. Cieplutka.

* - był Elf

piątek, 8 października 2010

"Brulion Bebe B."

Pokonując moją wrodzoną niechęć do ebooków, sięgnęlam sobie po "Brulion Bebe B.", wchodząc gładko i bez problemu w poznański świat, gdzie Borejkowie tym razem są na dalszym planie, Aniela, czyli Kłamczucha, na bliższym, bracia Lisieccy wyrośli na czarne charaktery, a główną rolę gra Beata, zwana Bebe. Córka aktorki, osoby wyjątkowo roztrzepanej i oderwanej od rzeczywistości, niejako kontrastowo do matki, postanowiła stać się osobą wyjątkowo opanowaną, spokojną i nieodgadnioną. Udaje jej się to znakomicie, do czasu, gdy się zakocha w Damazym, czyli Dambo, bo takiego uczucia jak miłość nie da się ot tak upakować w sobie, stłamsić i ścisnąć. Urzekła mnie fantastyczna, barwna, soczysta postać Bernarda Żeromskiego:

Nazwisko? - spytał rozkazująco.
- Żeromski - padła odpowiedź.
Pierogowi zmiękły kolana.
- Co - co - co?!...
Tłum uczniów ryknął śmiechem.
- Żeromski, jak Boga najszczerzej kocham - zapewnił go Bernard z błękitną uczciwością w oczach. - Ale to nie ja napisałem te wszystkie bestsellery.

Jest ciepło, jest rodzinnie, są porywy uczuć, są doznawane krzywdy i tych krzywd zadośćuczynienie, są wakacje i szkoła też jest, cały Poznań jest. I są limeryki. Jest wszystko.
I wspomnienia są, po przeczytaniu tego fragmentu:

Byli oni ubrani w ozdobne podkoszulki, marmurkowe dżinsowe spodnie oraz takież kamizelki. Dżinsy te, zwane dekatyzami, wyglądały tak, jakby je kto pogniótł i z uporem moczył w roztworze chloru, co też podobno jest powszechnie stosowaną techniką w samorodnych inicjatywach sektora prywatnego; nawiasem mówiąc, błyskawiczne rozpowszechnienie się mody na to rękodzieło jest jednym z najbardziej zdumiewających i przygnębiających zjawisk lat osiemdziesiątych w PRL.

Wspomnienia dotyczą chłopaka, miał dekatyzowane spodnie, blond włosy, mieszkał kilkanaście kilometrów ode mnie i raz się z nim umówiłam. Chyba mu się spodobałam, bo pisał potem do mnie piękne listy. I nie wiem, czemu przygnębiające zjawisko, mnie tam się pozytywnie kojarzy.

piątek, 1 października 2010

"Sprężyna"

Któż nie zna książek Małgorzaty Musierowicz, słynnej Jeżycjady, poznańskiej sagi rodzinnej, pełnej ciepła, spokoju i członków rodziny oraz krewnych-i-znajomych-królika? Ja osobiście poznałam kilka pierwszych książek pani Małgorzaty, jak "Ida sierpniowa" czy "Opium w rosole" (ale za to dogłębnie, prawie na pamięć), potem była dłuuuuuga przerwa, a teraz trafiła się "Sprężyna". No i mało się zmieniło, jeśli chodzi o klimat. Wciąż jest prorodzinnie (nie łączcie tego słowa z polityką), ciepło, z lekką dawką wariacji, szczyptą nieszczęścia i olbrzymią dawką optymizmu. Tylko teraz autorka, jako że rodzina się znacząco rozrosła (mój Boże, czytałam o Idzie nastolatce, a teraz ona ma nastoletnie dzieci!), rozkłada swój pisarski wachlarz bardzo szeroko, żeby objąć tylu członków rodziny, ilu się da. Nie ma skupiania się na konkretnej osobie, ale ja to rozumiem - to dla fanów sagi, którzy chcą wiedzieć, co dzieje się u jej ulubionej rodzinki. I wiecie co? Mimo że pojawiają się oznaki rzeczywistości, jak emigracja do Londynu, czy najnowsze gry na komórce, to i tak spomiędzy kartek subtelnie wznosi się magia miłości od pierwszego wejrzenia. Lubię to. Jak i pewność, że wszystko skończy się dobrze.

wtorek, 28 września 2010

Pojawiła się nowa osoba w "Projekcie Musierowicz"

Zostałam zaproszona przez Karolinę na bloga o książkach pani Musierowicz, bo okazało się, że czytając książki z cyklu "Jeżycjada" - znakomicie do niego pasuję.
Zamierzam doczytać całą poznańską sagę. Zamierzam sięgnąć też po Frywolitki (nawiasem mówiąc, co za cudny tytuł). Zamierzam popełnić kilka słów o przeczytanych książkach. Zresztą trochę już popełniłam i na pewno tu się ukażą.