Pokazywanie postów oznaczonych etykietą naszyjnik. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą naszyjnik. Pokaż wszystkie posty

sobota, 2 stycznia 2016

Turkusowa kometa

Na początku wszystkim osobom, które tu jeszcze zaglądają, pragnę życzyć pięknego i dobrego Nowego Roku! Niech te 366 dni będzie okazją do spełniania wielu marzeń :)

A teraz przejdźmy do meritum.
Minęło już bardzo dużo czasu od ostatniej mojej plecionkowej pracy. Fakt, zaniedbałam się. W życiu chyba każdego, kto ma choć odrobinę styczności z rękodziełem czy sztuką, przychodzi czas pewnego załamania i niechęci do tworzenia. Nie wiem, czy u mnie ten czas minął już na dobre, niemniej jednak ostatnie dni były okazją do chwili odpoczynku w towarzystwie koralików. I tak powstał, jeszcze niedokończony, naszyjnik Turkusowa kometa.

Bardzo długo opierałam się przed zastosowaniem chwostów, które obecnie są popularne. Jednak na kilka tygodni przed Świętami zamówiłam jeden na próbę i gdy paczka doszła (wraz z ażurowym elementem ozdobnym) oraz razu wiedziałam jak to wszystko połączyć (co mi się rzadko zdarza).

Powstała koralikowa krawatka, koralikowa oponka i czapeczka na chwosta. Dodałam trochę elementów metalowych, a całość zawiesiłam na skręcanym brązowym sznurku.

Naszyjnik czeka na wykończenie- nie mam obecnie odpowiednich końcówek metalowych, a koralikowe nieszczególnie mi się podobają.

Mam nadzieję wstawić tu wkrótce kolejne prace ;)

sobota, 3 stycznia 2015

Zachód Słońca

Na samym początku pragnę złożyć Wam jak najlepsze życzenia z okazji Nowego Roku- by było to 365 dni szczęścia i abyście 31 grudnia 2015 roku mogli z całym przekonaniem powiedzieć: to był dobry rok!

Czasem coś tam z koralików robię. Ostatnio, korzystając z kilku wolnych dni świątecznych, postanowiłam oprawić w koraliki kupiony stosunkowo niedawno plaster agatu. I chociaż to zawieszka (plaster był przewiercony) jak zakułam go w haft koralikowy, otoczyłam japońskimi koralikami Toho i dałam mu do towarzystwa kulę karneolu, którą kupiłam ponad rok temu.


Wybrałam koraliki o ciepłych barwach- beige, african sunset (które podsunęły mi pomysł na nazwę), ceylon ivory i tylko na przełamanie dałam silver-lined grey. 


To chyba największy kamień, jaki do tej pory udało mi się oprawić w haft. Jednak dzięki zygzakowatemu wzorkowi na koralikowej cardze wydaje się delikatniejszy i subtelniejszy.


Nie jestem do końca z niego zadowolona. Skorzystałam z zeszłorocznego pomysłu na wykończenie i dodałam mu rzemień, jednak niezupełnie mi to odpowiada (dlatego części z rzemieniem nie fotografowałam, bo pewnie ją zmienię... kiedyś tam). 


Wykonanie naszyjnika zajęło mi tyle co obejrzenie wszystkich trzech części "Władcy pierścieni" i dwóch części "Hobbita" :) Wersji reżyserskich :P

niedziela, 28 grudnia 2014

A od Mikołaja...

Jak co roku wzięłam udział w przedświątecznej wymiance. Dawniej takie wymiany były organizowane na forum wizażu, ale z czasem duża część biżuteryjek (jeśli nie wszystkie) przeniosły się na facebooka i tam też przeniosły się wymiany.
Wprawdzie mój udział stał długo pod znakiem zapytania (egzaminy, natłok zajęć itd.), ale ostatecznie udało się :) I było bardzo warto!

Moją Mikołajką została Dorota Foltan. Dostałam od niej takie cuda:

Dwa Anioły Stróże 



Przepiękna, dyndająco-dzwoniąca bransoleta z różyczką i perełką. W czasie kolacji wigilijnej została naoglądana przez wszystkie ciocie ;)





Breloczek z zatopionym grosikiem 


 Gwiazdeczka- na zdjęciu nie widać odbitej koronki


 I jeszcze zakładka do książki. Przyda się, bo swoje wiecznie gubię ;)

W paczce była również bombka wykonana w technice decoupage, ale wisi na choince i nie mam jak jej sfotografować.

Ja natomiast wylosowałam Emilię Jezior. Praca miała być dosyć prosta, w odcieniach szarości i czerni. Postawiłam zatem na połączenie haftu koralikowego (w roli głównej- agat błękitny koronkowy) z plecionką. Wyplatając trójkąt skorzystałam z bloga Anabel, chociaż zmieniłam kolorystykę i w jednym miejscu się pogubiłam, więc nie pozostało nic innego, niż improwizować.




Jako dodatek dołączyłam również breloczek- ostatnio mój ulubiony wzór z CzechMates Triangle.





wtorek, 21 stycznia 2014

WOŚP 2014- podsumowanie

Dzisiaj krótko i rzeczowo. Czyli screen z zakończonej aukcji mojego naszyjnika na rzecz WOŚP! :)




Serdecznie dziękuję tym, którzy włączyli się w promocję aukcji, udostępniali link, lajkowali na fb. Dzięki Wam ten wynik jest taki wspaniały!
Szczerze przyznam, że kwota, za którą został wylicytowany, przekroczyła moje najśmielsze oczekiwania :) Jestem szczerze wzruszona, a Zwycięzcy powiem tyle- okazał Pan ogromne serce!

To oczywiście też wyzwanie, żeby w przyszłym roku zrobić pracę co najmniej równie dobrą :) Czyli już od dzisiaj muszę o tym myśleć ;)


niedziela, 12 stycznia 2014

Finał WOŚP 2014

Kiedy byłam małą dziewczynką bardzo chciałam zostać wolontariuszką Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Marzyłam, żeby chodzić z puszką i zbierać pieniądze dla chorych dzieci, a w zamian rozdawać serduszka. Niestety, rodzice mi nie pozwolili, strasząc, że ktoś mnie napadnie, pobije, ukradnie puszkę itd. I wolontariuszką jednak nie zostałam.
Uwielbiałam dostawać te serduszka. Wracając z rodzicami z kościoła dawałam każdemu wolontariuszowi po parę groszy, żeby móc dostać serduszko ;) Jedno z tych serc nakleiłam na drzwiczki do barku na meblach rodziców i wisiało ono tam kilka dobrych lat. Przetrwało liczne sprzątania, trochę straciło kolor, ale było obecne. To serduszko to był pewien symbol- że to, co dajemy, nie rozpływa się w powietrzu, a pozostaje gdzieś wśród nas, i tak jak mnie one zawsze cieszyły, tak zakupiony przez WOŚP sprzęt dawał przez tyle lat nadzieję rodzicom chorych dzieci, a od zeszłego roku również starszym ludziom.

Dzisiaj trochę wyrosłam już z bycia wolontariuszką. Nauczyłam się, że mogę pomóc inaczej, przeznaczając coś, co ręcznie wykonałam, do czego mam może nie tyle co talent, ale cierpliwość. W tym roku był to naszyjnik. Malachit w objęciach - wiele godzin spędzonych nad najdrobniejszym jego szczegółem przyniosło mi ogromną radość. I mam nadzieję, że tę radość sprawi również zwycięzcy aukcji.

Przypominam, że licytować można TUTAJ

Przypominam, że aukcja trwa do środy, do godz. 17.57. O ile prace koralikowe można wycenić i przeliczyć na złotówki, o tyle ludzkie zdrowie, szczególnie zdrowie najmłodszych i tych najstarszych, którzy są dla nas wzorem, jest bezcenne. Zapraszam zatem do licytacji!

środa, 8 stycznia 2014

Malachit w objęciach- czyli WOŚP 2014



Już po raz drugi przyłączyłam się do WOŚP. Tym razem powstał zaprojektowany i upleciony specjalnie z myślą o aukcjach naszyjnik MALACHIT W OBJĘCIACH.

Można go licytować
 TUTAJ


Ponieważ opis naszyjnika znajduje się w aukcji, jest już późno, a ja padam na buźkę, to dzisiaj ograniczę się tylko do samych fotek ;)








czwartek, 2 stycznia 2014

Niesforne trójkąty

Witam Was serdecznie w Nowym Roku i od razu spieszę do Was z życzeniami. Niech rok 2014 będzie dla Was rokiem spełniających się marzeń, tych dużych i tych małych, tych, o których lubicie mówić, i tych najbardziej skrytych. Niech te 365 dni wypełnia radość i uśmiech, a wszystko niech otacza ludzka życzliwość!

Ja rok 2014 rozpoczęłam od koralików. Bezpośrednio przed Bożym Narodzeniem przeszłam kolejny zabieg we Wschodnim Centrum Leczenia Oparzeń i Chirurgii Rekonstrukcyjnej, a założone na ręce szwy na jakiś czas uniemożliwiły mi robótki. Teraz już mi się skóra na ręce trochę porozciągała, więc mogłam wrócić do spokojnych zajęć i jak tylko za gośćmi zamknęły się drzwi- wyjąć koraliki. W tempie ekspresowym powstał  taki oto naszyjnik.

Niesforne trójkąty


Jego serce stanowi błękitny agat koronkowy (barwiony), który kupiłam na początku grudnia. 


Z naturalnymi kamieniami, które same w sobie są piękne, trzeba uważać, żeby nie przyćmić ich urody. 
Najłatwiej byłoby upleść samą trójkątną zawieszkę (a w zasadzie złożony na pół kwadrat) i od razu zawiesić na rzemieniu. Ja jednak postanowiłam trochę "odsunąć" rzemień od samego kamienia i wykombinowałam coś innego.


Łącznie powstało 8 takich kwadratów. W jednym musiałam trochę zamiskować ;)


Projekt był zmieniany kilkakrotnie, ale wstępne założenie okazało się nie do zrealizowania. Wersja ostateczna- no cóż, trójkąciki trochę tańczą, przekręcają się, są po prostu niesforne. Stąd nazwa całego naszyjnika :)


Pomysł na zapięcie zgapiłam od Doroty. Dzięki koralikowej opasce naszyjnik można skracać lub wydłużać, w zależności od tego, czy będzie noszony do golfu, czy do letniej sukienki.

Inspiracją do wykonania Niesfornych trójkątów był ten naszyjnik

czwartek, 21 lutego 2013

Naszyjnik z jadeitem

Dzisiaj chcę Wam zaprezentować pewien wisior, nad którym spędziłam bardzo, bardzo dużo czasu, ale głownie dlatego, że sama nie mogłam zdecydować się jak on ma wyglądać i w związku z tym prułam go kilkanaście razy.
Ostatecznie efekt daleki jest od tego, jak to miało wyglądać, ale to chyba nawet lepiej ;)



Użyłam do jego wykonania kaboszonu czerwonego jadeitu i setek, a może i tysięcy koralików, zarówno toho, jak i preciosa (które znalazły się w sznurze, na którym on sobie dynda).
Naszyjnik został wykonany na prośbę pewnej osoby ode mnie z rodziny i jeśli wierzyć słowom tej osoby, to się bardzo podoba :)


Sam kamień zbyt wielki nie był, ale po obszyciu go, dodaniu kilku rzędów koralików i wykończeniu pikotkami stał się najmasywniejszym naszyjnikiem, jaki dotąd zrobiłam.

Dziękuję, że mnie tu odwiedzacie :) Mam nadzieję, że powoli, powoli będę mogła Wam jakieś nowości pokazywać :)

niedziela, 23 grudnia 2012

Na usługach Mikołaja

W tym roku pierwszy raz się zebrałam, żeby porobić jakieś prezenty na Święta. Równie ambitne plany miałam już rok temu, ale coś nie wyszło, w tym roku mam trochę lepszy rezultat. Na początek pokazuję bransoletkę dla kuzynki. Co i jak nauczyła mnie Ania (Sol).



Potem zabrałam się za ukośnik, którego nauczyłam się na warszawskim spotkaniu koralikowym.
Ten wyląduje w prezencie dla cioci.

Trochę statystyki.
Ten snzur jest na 12 koralików w rzędzie. Sekwencja (sama rysowałam, ale prościutka) jest na 60 koralików, które po przerobieniu dają ok. 1 cm gotowego sznura. Długość (bez zapięcia i końcówek) to 54 cm.
W związku z tym 60x54= 3240- tyle mniej więcej koralików na to poszło.



Oczywiście nie obyło się bez błędu w sekwencji, ale na żywo jest o wiele mniej zauważalny, niż w rzeczywistości.

I na sam koniec skromny wisior dla mojej Mamy.
Zawieszka szkła weneckiego leżakowała u mnie od wakacji, ale w końcu doczekała się oprawy. Pomysł nie jest oryginalny, ponieważ szkło weneckie na sznurze koralikowym wieszała już m.in. Magda.


Ciężko było go sfotografować, bo na papierze pojawia się odbłysk krawędzi.
Przy okazji przeprosiłam się trochę z tym ściegiem sznura, a to też dzięki spotkaniu koralikowemu, gdzie pokazywałam jak się go robi.



Moi drodzy!
Korzystając z okazji życzę Wam zdrowych, spokojnych Świąt Bożego Narodzenia, spędzonych w gronie najbliższych. Niech ten czas będzie czasem odpoczynku, radosnych spotkań i uprzejmych gestów.
Pamiętajcie również, że to, co najcenniejsze możemy dać w te Święta innym, to nie najdroższe prezenty pod choinką, ale nasz czas, uwaga, czułe słowo czy ciepły uśmiech. I niech właśnie tego nie brakuje w Waszych domach w te dni, a także i później, po Świętach!

czwartek, 29 listopada 2012

Koralikowy powrót

Chyba już narzekałam, że ostatnio nie mam czasu, siły i pomysłów, żeby zabrać się za koraliki. Tym bardziej zatem cieszę się, że udało mi się dokończyć wisior dla znajomej rodziców, który chcę jej dać w podziękowaniu za pomoc w znalezieniu praktyk.


Na sznurze koralikowym, do którego sama rozpisałam sekwencję (co prawda bardzo prostą, ale zawsze coś) zawiesiłam zawieszkę agatu. Ten agat to dla mnie pewne rozczarowanie. Na zdjęciach był piękny, miał jasne smugi, natomiast to, co dojechało do mnie, wygląda jak kawałek jednobarwnego szkła i dopiero jak się popatrzy pod światło to widać, że jakieś smugi tam są.


Nawleczenie i przeszydełkowanie poszło mi raz-dwa, potem natomiast 3 tygodnie czekał na dorobienie zapięcia. A bardzo mi zależało, żeby wykończyć go właśnie tym liściem.
Można też zdjąć agat i nosić sam sznur koralikowy.
Jak kto woli :)

środa, 5 września 2012

Rowerowo mi :)

Coś opornie mi idzie realizacja moich koralikowych planów wakacyjnych. Ale cóż się dziwić- pogoda tak piękna, że aż żal siedzieć w domu i dłubać w tej drobnicy. Przyjdzie jeszcze czas, że wieczory będą długie, deszcz będzie dzwonił po oknach, a wiatr wył między drzewami, na razie trzeba cieszyć się słońcem i pogodą :)
Wyjazd był i w zasadzie tyle mogę o nim powiedzieć. Akurat trafiliśmy na tydzień, kiedy było zimno i wietrznie, więc pogoda nie zachęcała do kąpieli. Natomiast na rowerze trochę pojeździłam, chociaż też miałam już chwile zwątpienia, jak w jednym miejscu wyjechaliśmy z lasu na dłuższy, odsłonięty odcinek asfaltówki przecinającej na wpół łąki i zawiał tak mocny wiatr, że niemal zatrzymało mnie i rower w miejscu.
żeby jeszcze skomplikować sprawę, to na wyjazd wzięłam ze sobą tylko jedną parę spodenek kolarskich z wkładką, których nogawki kończą się jeszcze nad kolanami. Myślałam, że przymarznę do tej ramy :D Na szczęście nic takiego nie miało miejsca, wróciłam nawet bez kataru ;)
Przedostatniego dnia wybraliśmy się na spływ kajakowy po Czarnej Hańczy. Mój brat uparł się, że koniecznie chce płynąć kajakiem jednoosobowym, mimo że ostrzegano go, że są wywrotne. On się nie wywrócił, ale ja za to przez cały spływ sama wiosłowałam w kajaku 2-osobowym, bo pan z wypożyczalni powiedział, że dziewczynie na pewno nie da "jedynki" właśnie ze względu na niestabilność. I po zakończonym spływie przeżyłam chyba najgorszy- jak dotąd- ból w swoim życiu. Bolały mnie mięśnie rąk- do tego stopnia, iż nie wiedziałam, czy je zgiąć, czy wyprostować, czy w ogóle uciąć. Leżałam na wznak na łóżku i kopałam z bólu nogami, zaciskając zęby- to nie było nadciągnięcie mięśni ani też zakwasy, tylko po prostu ogromne zmęczenie. Teraz wiem, jak wiele wysiłku wkładają sportowcy w to, co robią, przy czym mój spływ to był pikuś przy ich treningach.

A potem wróciłam do Lublina i zaczęłam tutaj śmigać na rowerze. Na ten przykład wczoraj miałam przyjemność uczestniczyć w wycieczce do Zawieprzyc, gdzie wieczorem podziwialiśmy zachód Słońca.


Nawiasem mówiąc to jedno z dosłownie garstki zdjęć, które zrobiłam w te wakacje.

Wracając poczułam zapowiedź jesieni- koło Bystrzycy (rzeka) zaciągnęło chłodem, wilgocią, a z dali dotarł zapach ogniska. Pod samym Lublinem wracaliśmy już w kompletnej ciemności- znak, że dni zrobiły się krótkie, a będą jeszcze krótsze. Na pocieszenie można dodać, że ponoć w tym roku mamy się cieszyć piękną polską złotą jesienią. A ja tak lubię jesienne Słońce, które nisko zawieszone nad horyzontem rozświetla złote i czerwone liście drzew. Oby taka aura jak najdłużej się utrzymała, a brzydka, deszczowa pogoda była jedynie krótkim przerywnikiem przed białą zimą.

Pozostając w takich ciepłych barwach pokażę Wam wisior, który uplotłam dzisiaj. Zdjęcie robocze, muszę go przecież jeszcze na czymś zawiesić i wtedy dopiero sięgnę po namiot bezcieniowy i się postaram ;)
Wykonałam go z koralików preciosa, a doczepiłam na dół kwiatuszki i listki w kolorze miodowym, które jednak zabrały mu nieco uroku, zwłaszcza przez to, że są wszystkie w jednym kolorze i zlewają się ze sobą :/


Wzór na trójkąt stąd. Zmieniłam kolory i w ostatnim rzędzie jeden koralik dałam po swojemu.

A wracając do poprzedniego posta- kto z Was widział spadającą gwiazdkę i zdążył pomyśleć życzenie, co? :) A ja widziałam ;) Ale szczegółów nie podam, bo jeszcze zapeszę :)