9 lat temu, podczas krótkiej podróży do Rzymu, zakochałam się na zabój we włoskiej kuchni. Znałam ją w polskim wydaniu, ale to jednak nie to samo. Tam poznałam smak rukoli i prawdziwej bruschetty, a po powrocie zakupiłam pierwsze książki o włoskim jedzeniu. Moja rodzina uwielbia pasty, a Ignacy jest wielkim fanem pizzy. Od dawna marzyło mi się by nauczyć się więcej, ale tam, we włoskim domu, od prawdziwej włoskiej gospodyni.
W trakcie mojego pobytu na farmie Fontanaro w Umbrii, wraz z resztą uczestników spotkania, miałam okazję spełnić to marzenie: niesamowita Alina i jej równie niesamowita Mama pokazały nam na czym oparta jest ta jedna z najbardziej znanych na świecie kuchni. To była dla mnie niezapomniana lekcja i dziś myślę, że nie da się zrozumieć tej kuchni, nie będąc nigdy w jej sercu.
Kuchnia włoska to kuchnia w 100% relacyjna. Miałam wrażenie, że potrawy powstają tak przy okazji rozmów i spotkań. Ktoś zamiesza, ktoś coś dorzuci. To gotowanie oparte na prostych, ale najlepszych składnikach: organicznej oliwie, pomidorach dojrzewających w Słońcu, warzywach, które można przynieść z przydomowego ogrodu, na ziołach i kwiatach, które zawsze są pod ręką.
Mama Aliny, Lucia, zabrała nas w podróż po swoim magicznym ogrodzie. W kilka minut zebraliśmy wszystkie potrzebne do przygotowania posiłku składniki. Potem zaczęła się lekcja gotowania. Miałam okazję robić domowe tagliatelle, ravioli, potrawkę z dyni z szafranem, tiramisu.
Prócz tego miałam okazję próbować wyśmienitej pasty z sosem z anchois, kaparami i suszonymi pomidorami, lekkiej pasty z młodą cukinią i pomidorkami cherry, kilku rodzajów pizzy, moje zmysły rozłożyła na łopatki pizza z cebulą i listkami szałwii, deseru z brzoskwiń i wina, kruchej taryt z domowymi powidłami, grzanek z czosnkiem, pomidorem i produkowaną na farmie oliwą z oliwek.
To była cudowna uczta i dla kubków smakowych i dla oczu, choć wbrew pozorom, serwując dania, nie przywiązuje się zbyt wielkiej uwagi do dekoracji, bo niby po co ulepszać coś, co jest doskonałe? Po powrocie wróciła mi chęć do gotowania, gotowania, które od wielu miesięcy było moją zmorą. Wyrywało mnie z impetem od innych zajęć powodując, że do kuchni szłam jak na ścięcie. Zaczęło mnie to poważnie martwić, zwłaszcza, że w bliskiej perspektywie to z gotowaniem właśnie ma być związana moja zawodowa praca. Teraz gotuję jak szalona, z pasją i miłością. Chciałabym by tak już zostało.
Ravioli z potrawką z dyni
Nie będę podawać przepisu na ravioli, na pewno każdy z Was znajdzie go bez trudu w necie wraz ze zdjęciami krok po kroku, a przy okazji dopasuje go do własnych smaków i upodobań.
Moje ravioli miało nadzienie z twarogu, tymianku, odrobiny oliwy z oliwek, soli i pieprzu do smaku
Dyniową potrawkę można podawać do zwykłych past bez nadzienia, wypróbowane i jest super, polecam
Na 6 porcji potrzebujesz:
2 marchewki
dużej cebuli
pora
około 1 kg dyni
szczyptę szafranu
sól i pieprz do smaku
Na zimną patelnię wlewamy oliwę z oliwek. Wsypujemy drobno pokrojoną cebulę i marchewkę. Lekko solimy i zaczynamy podgrzewać. Gdy warzywa zmiękną dodajemy pokrojonego w półkrążki pora, mieszamy. Możesz dodać odrobinę wody. Po kilku minutach dodajemy pokrojoną w drobną kostkę dynię i sporą szczyptę szafranu, dolewamy pół szklanki wody. Przykrywamy całość od czasu do czasu mieszając, aż do rozpadnięcia się dyni na papkę. Doprawiamy do smaku
Gotowe ravioli łączymy z dyniową potrawką, posypujemy tartym parmezanem, możemy udekorować gałązką tymianku lub garścią posiekanej natki pietruszki
Smacznego :)
Alina i jej uczniowie
Gotowanie z aparatem na szyi to nie lada wyzwanie ;) zwłaszcza przy wyrabianiu ciasta na makaron
Pięknego dnia!
Cieszcie się z gotowania, wtedy zawsze jest smacznie
---
Ewa