Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kocie figle. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kocie figle. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, stycznia 04, 2016

Na życzenie :)

No więc tak, na moje usprawiedliwienie nie mam nic, chyba tylko brak czasu, ale z tym boryka się każdy. Miaukotki żyją, mają się dobrze. Troszkę się rzeczy u nas działo, był taki moment, że myślałam, że już nie dam rady...ale jak to zwykle w życiu bywa nie tylko dałam ale też wiele się zmieniło na lepsze. Na dziś nasz stan osobowy wynosi ja + wielka szóstka, ale w ciągu ubiegłego roku przewinęło się przez nasz dom kilka sztuk footer <3







Zaczynając "od tyłu" bo taka jest już ta ludzka natura, że zazwyczaj zaczynamy nie od tej strony ;) było u nas pewne kocie trio. Cudne trzy Atomówki: Bajka, Bójka i Brawurka. Troszkę nam narobiły zamieszania jakimś wirusem...pochorowały się wszystkie koty, co do jednego! w tym samym czasie! Każdy kot codziennie dostawał trzy zastrzyki. Mnożąc to przez ilość kotów sztuk dziewięć daje nam liczbę dwadzieścia siedem. Oznacza to nic innego jak to, że za jednym podejściem musiałam podać kotom dwadzieścia siedem zastrzyków. Dodać do tego należy kroplówki, które też sama podawałam bo nie dałabym rady jeździć na zabiegi. Dodatkowo biegunka i wymioty. Dobrą stroną jest fakt, że udało mi się ujarzmić Manię, nawet obcinam jej pazurki :) i po wszystkim zaszczepiłam wszystkie koty (bo miałam straszne tyły w szczepieniach)




Atomówki były cudownymi koteczkami i udało się im znaleźć wspaniałe domki :)

Przed Atomówkami był u nas przez tydzień niepełnosprawny Kangurek. Niepełnosprawny to właściwie nie jest odpowiednie określenie bo po pierwsze on wcale swojej ułomności nie zauważał, a po drugie po pierwszym dniu nauczył się wskakiwać na łóżko i potem już śmigał i próbował zdobywać kolejne przeszkody. Po tygodniu pojechał do swojego domku, w którym jest hołubiony jak na kota przystało.


Przed Kangurkiem był u nas na wczasach nikt inny tylko .... pies! I co wy na to? Koty po pierwszym szoku, wszak jest to jednak inny zwierz, stwierdziły, że jednak nie jest to stwór groźny, tym bardziej, że Świnuś (bo takie ów zwierz imię posiada) do kotów jest przyzwyczajony. 

Natomiast przed wszystkimi był u nas CYTRUS. Wyjątkowy kot i moje uczucia związane z nim też są wyjątkowe. Pewnie to wszystko co się mu przydarzyło sprawiło, że darzę go olbrzymią sympatią do dziś.


Cytrus, jeszcze wtedy bezimienny trafił do mnie przypadkiem. Miałam go tylko zawieźć do kotki, która mogłaby go wykarmić, a byłą u starszego pana w garażu z innymi kociętami. Okazało się jednak, że kotek jest chory i trzeba mu robić zastrzyki. Starszy pan nie umiał tego robić więc kociątko zabrałam do siebie. Po przyjeździe okazało się, że maluch ma nie tylko zaropiałe oczka ale jest brudny i zapchlony, a małe toto było tak, że bałam się go zważyć żeby nie przerazić. Po kilku dniach maciupeńtas przybrał i waga wskazała 350 gram... uffff!

Rosło sobie to małe w łazienkowym żłobku i wydawało się, ze wszystko będzie dobrze.... niestety, nie wiem do dziś jak to się stało, że maleńkiemu 350gramowemu koteczkowi zatkały się jelitka :(. To było straszne, on tak strasznie płakał bo go bolało, a ja musiałam mu masować brzuszek żeby przepchnąć kamienie. Dodatkowo podawałam mu olej parafinowy w ilościach hurtowych aby był poślizg. Po trzech dniach udało się przepchnąć kamienie, niestety wyszła mu tak ogromna przepuklina, że nadawała się do natychmiastowej operacji, ale kotek był za mały aby wykonać zabieg. Należało go "dotrzymać" do momentu aż będzie to możliwe.

Ledwo jednak pokonał jedno nieszczęście a już spotkało go kolejne i to pewnie z mojej winy... otóż najprawdopodobniej Cytrus zakrztusił się olejem co spowodowało zapalenie płuc. Sprawa bardzo poważna przy jego stanie i dodatkowo ten olej, który niestety nie chciał się odrywać. Na szczęście Cytrus rozumiał, że ciągle go noszę do dołu głową i oklepuję non stop. Kasłał, kasłał ale wykasłał!! Po dość długim leczeniu powrócił do zdrowia i wtedy okazało się jakie to jest kocie diablę <3


To niesamowicie kontaktowy i temperamentny kociak, wszędzie było go pełno, zdominował nawet Griszkę! Znalazł cudowny dom z możliwością wychodzenia na dwór co dla niego było bardzo wskazane. Dziś jest już po kastracji i wychowuje malutką Kulkę, którą jego Duzi znaleźli wyrzuconą w krzakach. 
Jak widzicie ciągle się coś dzieje, ale wszyscy jesteśmy bardzo szczęśliwy i dziękujemy Wam za pamięć <3







niedziela, sierpnia 31, 2014

Jesienna ramówka

Zaobserwowałam, że na wielu blogach, po wakacyjnej przerwie, zaczyna się ruch, pojawiają się nowe wpisy, nowe zdjęcia...widać taka jesienna tendencja! Rzekłabym pojawiają się jesienne, blogowe ramówki :) . Nie inaczej jest na miaukotkach. Co prawda życie i to nawet dość intensywnie toczyło się na naszym facebookowym koncie ale tutaj, na blogu jakoś wymarło. Nic dziwnego, że ani nam obserwatorów nie przybywało, a w komentarzach tylko angielskojęzyczny spam przybywał :P. Mam tylko nadzieję, że Ci, którzy nas obserwują od jakiegoś czasu, wybaczą milczenie i zajrzą do nas po nowe wpisy. 
A miaukotki żyją w swoim rytmie. Dorastają, bo przecież najmłodsze miaukotkowe dziecko za niecałe trzy tygodnie skończy ROK!!! Dzidziuś jest najbardziej rozpuszczonym kotkiem w tym domu (choć reszcie też nic nie brakuje) i podejrzewam, że nigdy nie wydorośleje. Nie miałam jeszcze takiego kota, który byłby wiecznym kocięciem :). Dla niego wszystko jest zabawą. Ten kot nie miał nigdy złego dnia, od rana jest radosny jak skowronek, gotowy do zabawy, wygłupów... O dziwo rozruszał nie tylko Olusia, który nareszcie ma towarzysza do zapasów, ale również Coco, Bajkę, Bubę a nawet dostojną Maniusię. Jeden temperamentny kociak jest w stanie poruszyć resztę kotów! Szkoda tylko, że to jednak nie ma wpływu na tuszę moich kotów jak i samego Griszki ... Musiałam wprowadzić ograniczenia w podawaniu karmy co doprowadziło do tego, że koty nauczyły się włamywać do szafki z jedzeniem :P. Nic na to nie poradzę, że moje koty lubią jeść i to różne rzeczy. Na całe szczęście wszystkie są zdrowe, całe lato minęło nam spokojnie. 

Dzidziuś śpi :)


synchronizacja


wielbicielka pączków


druga amatorka słodyczy


podsiadaczka laptopa


królewna na ziarnku grochu


kot stołowy


kot fotelowy


kot fotelowy w towarzystwie


wciąż nierozłączne


jaśnie księciulek


wlazł kotek na płotek

piątek, sierpnia 29, 2014

Post z "odgrzanego" tekstu

Jakiś dłuższy czas temu ktoś poprosił mnie abym napisała zabawny tekst o życiu z wieloma kotami.... Wtedy kotów było jeszcze tylko pięć. Tekst napisałam, osoba, która go zamówiła nie zgłosiła się po niego :( .... więc został w pamięci starego komputera. Dziś właśnie "odpaliłam" grata i tak oto po długiej przerwie dostajecie "odgrzewany" tekścik pt.

KOT PRZYLEPIEC CZYLI DZIEŃ Z KOTAMI W LICZBIE MNOGIEJ


Jest szósta rano. Dźwięk budzika wyrywa mnie z fazy REM, w którą niedawno zapadłam. Z niedowierzaniem sprawdzam czy aby się jakimś cudownym sposobem sam nie przestawił np.na czwartą. Z rozczarowaniem stwierdzam, że nie, czas więc spróbować się podnieść z łóżka. Poruszam więc jedną nogą, która okazuje się być zupełnie wolna..poruszam drugą i okazuje się, że tu mam niejaki kłopot bo przecież śpi na niej biały kot-Coco. Coco jest głucha i nic nie robi sobie z mojego zrzędzenia. Śpi w najlepsze przewalona przez moją nogę...mogłabyś się tak nie wiercić..., a że godzina szósta jest najlepszą porą na spanie dla kota, to ma gdzieś to, że próbuję się uwolnić spod tego pięciokilogramowego ciężaru. Szamoczę się i widzę jak mała, słodka koteczka balijska-Bajka szykuje się do skoku na to, co tak się porusza pod kołdrą, czyli moje nogi. Skacze z radością na swą zdobycz i gryzie mnie w duży palec u nogi ...pobawisz się ze mną, tak lubię polować z tobą... Kiedy prawie spadam z łóżka natychmiast zjawia się czekoladowa królewna-Buba i chcąc mnie pocieszyć liże swoim szorstkim językiem moje powieki. Czuję jakby mi ktoś próbował zetrzeć sen z oczu papierem ściernym...nie martw się, jestem przy tobie.. Zrywam się, czas pędzić do łazienki. Na schodach już czatuje na mnie długowłosa Mania, do wyboru mam albo skoczyć przez poręcz albo spaść ze schodów zaplątana w jej ogon albo przywitać się ze stęsknionym koteczkiem. Co robić?...czekałam tu na ciebie noc całą... Porannych czułości się nie odmawia. Wpadam do łazienki, a tam wyskakuje na mnie z wanny rudy Olek ...jestem gotowy,czy mogę wziąć z tobą kąpiel?... Dzień nabiera rozpędu, kotki szybko zjadają swoje śniadanko i już przymilnie zaglądając w mą twarz próbują sprawdzić co mam na swoim talerzu...może się z nami podzieli?... Kiedy wychodzę z domu cała piątka siedzi w przedpokoju patrząc na mnie smutno...będziemy tęsknić....Kiedy wracam po pracy cała piątka siedzi w przedpokoju...czekaliśmy na ciebie... tak jak zostawiłam ich rano, tym razem jednak pomrukują i pomiaukują radośnie. Nie mogę zdjąć butów gdyż przynajmniej trzy w jednym czasie ocierają się o tę jedną nogę, na której akurat stoję...cieszymy się, ze już jesteś... , klapię więc na podłogę a one radośnie łaszą się do mnie wtykając swe łebki pod ręce do głaskania...Kochamy cię... O tak!...szczególnie kiedy napełniam miseczki porcją obiadową...jesteś dla nas taka dobra.... Swojego obiadu muszę pilnować bo w moim stadzie są takie koty, które potrafią zwędzić kotlet schabowy czy udko kurczaka...dlaczego koty mają jeść tylko kocie jedzenie?... Rozkładam książki, muszę się uczyć, ale najpierw robię sobie herbatę. Wracam do książek a tam w najlepsze rozłożyła się Mania...przepytam cię z angielskiego..., przy próbie jej przesunięcia wylewam herbatę..Biegnę po ręcznik papierowy do łazienki, ale tam okazuje się, ze Olek zrobił sobie z rolki z ręcznikiem drapak...trochę mi się nudziło... i jak chcę to mogę sobie pozbierać te małe kawałeczki do kupy, może się przydadzą. Ogarniam bałagan i słyszę, dziwny dźwięk dochodzący z pokoju na górze. Wbiegam i widzę moje piękne firanki smętnie wiszące na jednej jedynej żabce. Nie pozostaje mi nic innego jak wskoczyć na drabinę i zawiesić je z powrotem. Bajka się temu przygląda...fajnie wyglądasz jak tak skaczesz,prawie jak kot..., będzie miała co znowu obrywać. W kuchni coś spadło. Zbiegam na dół, podłoga jest czarna, to ziemia z kwiatka, który zrzuciła Coco...był taki brzydki...ostatniego jaki ocalał. Przy zamiataniu pomaga mi cała piątka, teraz ziemia jest już wszędzie. Olek położył się w niej i wytarzał...wiedziałem, że się z nami pobawisz.... Łapię gada i wyczesuję szczotką grudki ziemi, kot rozkłada się na plecach z rozkoszą i mruczy, serce mi się roztapia....kochaj mnie kochaj...Z bezsilnością siadam na kanapie i zrywam się jak oparzona...nie zdążyłam do kuwety...znowu Bajka nasikała na łóżko. Próbuję ogarnąć bałagan, w przedpokoju wpadają na mnie Coco, Bajka i Olek...przecież musimy mieć trochę ruchu... Dzień dobiega końca. O tej porze, po kolacji koty mają czas na okazywanie mi swojej czułości. Kiedy siadam do komputera Oli natychmiast zajmuje miejsce obok mnie i wystawia brzuszek do głaskania...zobacz jakie mam tu mięciutkie futerko...Przenoszę się do pokoju, chcę pooglądać telewizję, kładę się i przykrywam kocem. Coco tylko czeka na ten moment...też mi jest zimno wpuść mnie pod spód...Buba nie lubi spać po nakryciem, ale za to uwielbia spać na mnie...nie ruszaj się muszę sobie znaleźć dogodną pozycję do spania...Leżę więc bez ruchu żeby nie przeszkadzać moim koteczkom, powoli drętwieją mi nogi, potem czuję mrowienie w ręce, to najwyższa pora aby wstać i pójść już spać. Idę do łóżka, a tam już czeka na mnie Bajka i Mania....no ściel łóżko bo jesteśmy zmęczone...Kładę się spać. Koło północy budzi mnie odgłos bieganiny po domu...przecież jesteśmy zwierzętami nocnymi.... Nakrywam głowę poduszką, zasypiam....i już dzwoni budzik. Kolejny dzień z kotami się zaczyna. Jak ja to kocham :).

poniedziałek, kwietnia 07, 2014

gdzie kucharek sześc....

Uprzejmie donoszę, że Miaukotki wciąż funkcjonują. Mamy jakby troszkę oddechu z pewnymi sprawami za to pojawiają się inne. Nie, nie znaczy to, że przybyło futer...raczej się nie zapowiada (podobno poszłam po rozum do głowy, ale się nie zarzekam!).  Oleczek ma się dobrze, żeby nie rzec znakomicie. Rana wygojona, brzunio zarasta futerkiem :) . Dziś już też wiem, że jego choroba to nie była moja wina. A skąd? ... a stąd, że Księciulek miesiąc po operacji ( 9 marca był pierwszy raz operowany) wygląda jak okaz zdrowia, przybyczył i żre tak, że wstyd nawet opisywa. Gdzie jest ten kot, który wybrzydzał, cudował przy jedzeniu i wyglądał jak przecinek? nie wiem i nie chcę już wiedziec. Moim zdaniem (laika) to jelito już dawno mu musiało w jakiś sposób dokuczac dlatego Oli nie jadł i był taki mizerny. Mania za to z wynikami stoi tak gdzieś pośrodku. Mam zwrócic uwagę czy pije i za jakiś czas powtórzyc badania bo wyszło jej, że jest delikatnie odwodniona... Pożyjemy zobaczymy. Na moje oko pije normalnie, ale badania muszę powtórzyc. Za to Griszka mnie trochę martwi... :( . Poziom eozynofili wzrósł do 7 (norma do 1,6). Zrobiliśmy badania na robale i Grinio nie ma żadnych obcych. Za to ma krwawiące dziąsła i wciąż powiększone węzły chłonne. Jeżeli jest to eozynofilowe zapalenie dziąseł (wstępna diagnoza) to mamy do czynienia z chorobą układu immunologicznego...nie kraczę bo na razie bierze witaminy i czekamy aż do końca wyrosną zęby trzonowe. Codziennie myjemy i odkażamy paszczę, może się jakoś uda?...
A teraz wyjaśnienie dlaczego właśnie taki tytuł....ANO DLATEGO!!!

Tu dają coś jeśc czy trzeba sobie samemu przygotowac?

Gdzie kucharek sześc tam nie ma co jeśc...czyli pięc kotów i ja

Coco-pies ogrodnika :)

Gwoli wyjaśnienia mięcho szykuję dla mojego synia do paczki...ja się w miarę trzymam z niejedzeniem (czasem tylko coś skubnę).





niedziela, stycznia 12, 2014

Griszka chłopak z dzielni, Coco dziewczyna z ulicy...

Wśród mojego stada są dwa koty rasowe (z rodowodem, z hodowli), czyli Buba i Oluś, dwa koty w typie, czyli Mania i Bajeczka (uratowane z pseudohodowli przez lubelską Fundację Felis (tutaj KLIK) ) oraz dwa koty nierasowe czyli Coco i Griszka. Zastanawialiście się kiedyś jak geny i pochodzenie wpływają na zachowanie waszych kotów? Ciekawa jestem czy macie podobne obserwacje do moich? Dopóki była w domu tylko Coco nie miałam pewności czy tak jest rzeczywiście, ale odkąd jest Griszka, którego wychowuję od jego piątego tygodnia życia, nabieram pewności, że wychowanie wychowaniem, ale geny są najsilniejszym czynnikiem kreującym zachowania i charakter kota.



Obserwuję, że podczas jedzenia (pomimo, że Mania jest wielkim żarłokiem) cztery koty jedzą spokojnie, grzecznie a dla dwóch to jest prawie walka o jedzenie, o to żeby zjeść jak najwięcej, z każdej miski coś wyrwać. O ile Coco może pamiętać, że była głodna o tyle Griszka nigdy głodny nie był więc u niego z całą pewnością takie zachowanie motywują geny.
Żywiołowość. Koty zarówno te rasowe jak i w typie są o wiele delikatniejsze zarówno w zabawie jak i w obyciu. Coco i Griszka to takie niewychowane dzieci, to one najwięcej rozbijają rzeczy, zrzucają, stół to jest ich miejsce i nie ma możliwości oduczenia ich chodzenia po nim.

Niestety ani Coco ani Griszka nie potrafią siedzieć tak grzecznie na krzesełkach.

Korzystanie z kuwety. Każdy z czterech kotów (Buba, Mania, Bajka, Olek) załatwia swoje potrzeby w miarę dyskretnie i zakopują swoje urobki. Zarówno Coco jak i Griszka załatwiają się "w locie" często zostawiając wszystko niezakopane, wywalając kupę żwiru dookoła. Coco dodatkowo zmusiła mnie do zakupienia krytych kuwet ponieważ siusia na stojąco "po ścianach". 
Zabawa. Cztery koty zabawę traktują jak zabawę, wiedzą jak bawić się zabawkami. Coco bardzo często podczas zabawy zaczyna po prostu walczyć, a Griszka nie patrzy na nic, biega i skacze po mnie kiedy leżę, a jego ulubionym zajęciem są zapasy. Kiedy już żaden kot nie chce się z nim bić to oczywiście uważa, że wtedy przychodzi moja kolej na ćwiczenia razem z nim :P.



Ciekawa jestem czy u was też są tak bardzo widoczne różnice w zachowaniu kotów, w których genetykę ingerował człowiek a tych, które są takie jak tworzyła ich kod genetyczny natura??


Proszę nie traktować tego co napisałam jako rozprawki naukowej, są to tylko moje luźne dywagacje na temat kociej genetyki, na której się absolutnie nie znam :).