Translate

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą aplikacje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą aplikacje. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 16 czerwca 2015

STOPER


Witajcie !


Dziś pokażę moje najnowsze dziecię STOPER do drzwi . Może i sama nazwa nie brzmi romantycznie , ale sam gadget jest bardzo , bardzo przydatny, szczególnie teraz latem , gdy wietrzymy nasze domki na potęgę.


Jak wiadomo wszystkim, przy wietrzeniu domostw nie raz przeciąg wali drzwiami i huk w całym domu taki , że aż szyby zadrżą. Jest na to sposób . Trzeba zablokować niesforne drzwi np krzesłem , kapciem , czasem literaturą , też taki sposób widziałam.


Potrzeba matką wynalazków. Podczas moich zimowych podróży do krajów różnych , a szczególnie serwujących snow- turystykę  napatrzyłam się na różne gatunki stoperów do drzwi. Czasem byłam zaskoczona czego to ludzie nie wymyślą , ale jedno wiem na pewno , że jest to rzecz niebywale popularna i niezwykle potrzebna w każdym domu , szczególnie pośród alpejskich szczytów.


Czas by ta moda zagościła również w naszym kraju , choćby z powodu rześkich wiatrów z kierunku N oraz halnych z kierunku S. Tak więc zachęcam zaopatrzyć się w taki przydaś , gdziekolwiek w naszej pięknej Polsce mieszkacie i czy wasze schronienie to wielka willa z basenem , czy małe lokum na stryszku. Takie coś pasuje wszędzie , a jak upiększy waszą strefę wypoczynku ( bo przecież po to zamykamy się w naszych ukochanych gniazdkach ).


Cóż to takiego jest. Sześcian o wymiarach 20 x 20 cm. Uszyty z sześciu różnych tkanin bawełnianych metodą patchworkową. Można użyć fantazji kolorów , lub uszyć monokolor , po prostu taki jaki nam się podoba. Ja w moim projekcie postawiłam na beże , brązy , biel , a to dlatego że miałam misję do spełnienia.


W tym roku kończyłam okrągłe urodziny i na tą okazję dostałam bardzo wzruszający prezent od Maji 71 z bloga TYMCZASEM . Nie miałam jednak śmiałości wam go pokazać , choć wiem , że powinnam to zrobić. Po pierwsze chciałam się jej odwdzięczyć , a po drugie bardzo dawno temu Maja powierzyła mi swój haftowany monogram , bo jakoś nie miała do niego serca , a ja obiecałam coś z niego zrobić. I tak przepadł śliczny delikatny monogram w mojej pracowni. Przekładałam go wiele razy i myślałam gdzie go umieścić. Oczywiście mogłam uszyć zawieszkę , ale Maja ma ich już miliony , więc wciąż odkładałam tę sprawę na później. Aż wreszcie mnie oświeciło!!!
Uszyję dla Maji STOPER i to jeszcze teraz zaraz przed wakacjami i przed jej urodzinami , które przypadają w sierpniu , a na których jak zwykle nie będę , bo wakacje , wakacje , wakacje.


Tak więc miałam już trzy składowe tego projektu : pomysł , aplikację z literką J i wielkie chęci. Przyszedł czas na błyskawiczną realizację. Poszukałam odpowiednie materiały w kolorach pasujących do haftu i domku Maji. Każdy z innej parafii , ale każdy bawełniany. Wycięłam 6 kwadratów 20x20 cm , na jednym z nich umieściłam monogram metodą aplikacji.

Podpowiem jak ją naszyć perfekcyjnie , bo sama miałam z tym kiedyś kłopot , ale moja Kochana Grażynka , przed którą szycie nie ma tajemnic , podpowiedziała mi jaki łatwo się to robi i kłopot zniknął. Najpierw naszywamy aplikację 2 mm od brzegu zwykłym prostym ściegiem , a potem zmieniamy ustawienia maszyny na gęsty zygzak i naszywamy aplikację , a zwykły ścieg schowa się pod nim w niewidoczny sposób i gotowe.

Następnie zszywałam kwadraty by powstał sześcian. Zostawiłam jeden otwarty brzeg i rozprasowałam wewnętrzne ściegi. Brzeg otwarty potrzebny mi był by schować do środka wypełnienie. Umieściłam go u podstawy , by był niewidoczny w tym projekcie. A w środku znalazło się poliestrowe poduszkowe wypełnienie uszlachetnione suszonymi kwiatami lawendy oraz pokaźnych rozmiarów lnianym woreczkiem wypełnionym białymi małymi ogrodowymi kamykami. Po co taka kompozycja? STOPER musi być ciężki , by spełniał swoją rolę , musi być mięciutki , milutki i bardzo pachnący. Po prostu musi taki być , by sprawiał radość.
Trzeba poświęcić troszkę więcej czasu by to wszystko w środku dokładnie umieścić , by worek z kamykami był dokładnie otulony poliestrową chmurką , by kamyki nie były wyczuwalne i dobrze ułożone , by sześcian był stabilny. Na dno dla doskonałego wyważenia włożyłam jeszcze tekturkę z zaokrąglonymi brzegami i prostym niewidocznym  ręcznym ściegiem zszyłam ostatni brzeg.
Potem obfotografowałam mój projekcik , by wam go dziś pokazać.


A później odwiedziłam Maję i obdarowałam ją tym przydasiem . STOPER spodobał się nowej właścicielce , ale także wzbudził zainteresowanie jej kotki WENDELI. Tak teraz STOPER prezentuje się w nowym domu.

Pozdrawiam was i zachęcam do szycia . 

Joanna


czwartek, 17 kwietnia 2014

WIOSENNE APLIKACJE



Witajcie!
Chłodno ale słonecznie dziś w naszym regionie. Może to dziwne ale od pewnego czasu moje posty zaczynają się od lokalnej prognozy pogody. Przecież to nie blog klimatyczny! Tak jestem spragniona słoneczka i ciepełka , że codziennie z tęsknotą wypatruję cieplejszych dni. Może mam naturę kota i uwielbiam się wylegiwać na słońcu , a może jaszczurki. Czuję w tym jakąś nieokreśloną energię. Dość tej spowiedzi. Dziś opowiem wam o moim pierwszym kroku z aplikacjami.


To miał być projekt walentynkowy. Tak sobie umyśliłam , że aplikacja z zawieszonymi serduszkami na lince będzie słodko wyglądała na mojej nowej poduszce w kolorach różu. Jak już wiecie z poprzednich postów moja pracownia zmieniła kolory na biel i róż , a do tego potrzebowałam kilku poduszek , a ta miała być pierwsza. Niestety aplikacja nie wyszła mi za pierwszym razem . Wszystko co uszyłam wylądowało w koszu na śmieci. Po pierwsze nie udało mi się uniknąć wybrzuszeń i zmarszczek na materiale , a obwód patchworkowatego materiału był bardzo postrzępiony. Na nic się to nie nadawało.


Wyprułam więc aplikacje i zrezygnowana naszyłam jedno z serduszek ręcznie nitką w kolorze różowym oczywiście. Mogłam naszyć w ten sposób wszystkie serca , ale nie o to mi chodziło. Chciałam przecież zrobić prawdziwą maszynową aplikację. Poprosiłam zatem o radę moją bliską koleżankę Grażynkę , którą poznałam na wakacjach , a która jak się potem okazało mieszka obok w dzielnicy. Och jaki ten świat jest mały. Mam teraz pod ręką GURU i pytam ją o wszystko , co jest związane z szyciem maszynowym , a jej rady są takie życiowe i bezcenne. To cudowny związek.


Moja koleżanka na pewno nieźle się uśmiała , jak pokazałam jej moje zmagania z aplikacjami , ale trzymała fason. Jej rady były bardzo trafione i trzymały się kupy. Po pierwsze wyjaśniła mi dlaczego materiał przy naszywaniu się ściągał. Wynika to z tego , iż ząbki prowadzące materiał pod spodem w maszynie do szycia mają troszkę silniejszy bieg niż igła z góry , co powoduje w normalnych okolicznościach " jazdę " materiału , a co przeszkadza w aplikacji. Sposobem na to jest naszycie na początek ściegiem zwykłym aplikacji na materiał w odległości ok 1-2 mm od brzegów , a potem przestawienie funkcji na zygzak i przelecenie jeszcze raz brzegów. Wyszło profesjonalnie i jak to się mówi " z pod igły ". Zaadoptowałam ten sposób już na zawsze. Teraz aplikacje mi nie straszne. Robi się je szybko i dokładnie. Miałam co prawda inny pomysł , ale nie znalazłam potrzebnych materiałów. Wymyśliłam sobie , że można wstawić pomiędzy materiał , a aplikację dwustronnie pokrytą klejem flizelinę , zaprasować ( co umocuje na stałe materiał jeden na drugim ) i wówczas przeszyć zygzakiem , ale nie znalazłam takiej flizeliny. Widocznie tylko mi się przyśniło , ze ją gdzieś w sklepie widziałam. Tak więc pozostaję przy sposobie pierwszym.

Tak mi się wydaje , że dawno nic nie pisałam na blogu , więc dziś udało mi się jeszcze przed świętami coś nadrobić , a cały ten brak czasu powstał przez wiosenne porządki w domu i ogrodzie , wyjazd do Trójmiasta , bierzmowanie córci i całą tą przedświąteczną krzątaninę , ale przede wszystkim z powodu mojego WIELKIEGO ŻYCIOWEGO PROJEKTU , za który się zabrałam pod wpływem moich blogowych koleżanek Yenulki i Ani. Nic więcej nie mogę zdradzić , bo nie chcę zapeszyć. Pokażę to co teraz robię , gdy uda mi się wyszyć choć 25% całości , by było widać charakter tego przedsięwzięcia. Na razie zdradzę tylko , że sampler , który pokazywałam w poprzednim poście wylądował w szafie i choć zawsze kończę moje projekty , to tym razem zrobiłam wyjątek , ale o tym napiszę w stosownym czasie.


WSPANIAŁYCH ŚWIĄT WIELKIEJ NOCY DLA WAS , WASZYCH RODZIN I PRZYJACIÓŁ , BYŚCIE ZNALEŹLI W NICH GŁĘBSZY SENS I NIE PODDALI SIĘ SZALEŃSTWU PRZYGOTOWAŃ.

                           JOANNA

środa, 25 stycznia 2012

INTROLIGATORNIA W MGLISTYM ŚNIE



Skąd przychodzą mi do głowy takie kombinacje różnych technik , tego nie udało mi się ustalić. Już ze mnie taka kreatywna dusza. Jak nie robię nic , to wychodzę z siebie , a dni wydają się takie puste i monotonne. Zawsze mam zatem jakąś robótkę przy sobie. Nawet , gdy okoliczności nie wydają się odpowiednie. Możecie mnie spotkać w kolejce do dentysty z drutami lub pod szkołą moich dzieci z szydełkiem. Czasem na stoku narciarskim na leżaczku , w chwili odpoczynku , lub zwyczajnie przed telewizorem słuchając TVN 24. Dzięki tej zdolności, robótki wspaniale narastają. Po malutku do celu , wystarczy kilkanaście minut dziennie - codziennie , tak dla relaksu, a efekt murowany.




Pokusiłam się by uszyć pokrycie na album ze zdjęciami , który dostałam na gwiazdkę. Zdjęcia w nim są wprost bajeczne. Dzieciaki wpadły na wspaniały pomysł . Wywołały i powklejały zdjęcia. Nie takie całkiem zwyczajne. Znalazły się tam wspomnienia wakacyjnych przygód , wypraw , zabawnych sytuacji , miłych przyjaciół i ciekawych miejsc. Nic nie jest ułożone chronologicznie , tylko tak po prostu naturalnie. Muszę przyznać , że pomysł mnie zachwycił. Codziennie przeglądam ten album i nie przykrzy mi się. Wprawia mnie w cudowny nastrój.




Mam takie ciche postanowienie , by stworzyć podobne albumy dla moich przyjaciół , ze zdjęć które posiadam , a których oni czasem nie widzieli. Zawsze jest okazja do obdarowania kogoś.
Pracy będę miała z ty co nie miara , bo sam album , bez obwoluty w moim przypadku to pójście na łatwiznę. Tak więc mam co robić.





Ten pierwszy album- prototyp zachowam dla siebie. Mogę jednak was zachęcić do stworzenia sobie choć jednego takiego słodziaka. Jak powstał napiszę poniżej.




Najpierw powstał haft . Wzór zaciągnęłam z włoskiego miesięcznika dostępnego w Empiku. Nie był tani , ale co tam , było kilka fantastycznych wzorów. Pozyskałam je sposobem. Haft powstał na aidzie 18 w kolorze ecru. Do wyszywania użyłam mulinki DMC nr 3032 , idealnie imitującej kolor naturalnego lnu. Chciałam by haft idealnie wspłógrał z lnianym materiałem w kremowe grochy. Gotowy wzór delikatnie wyprałam i wyprasowałam. Od spodu przy pomocy żelazka przykleiłam flizelinę i zaprasowałam brzegi. Następnie, by przy naszywaniu aplikacji na materiał , nie powstały wystające posiepane brzegi, w miejscach zagięć przeszyłam boki ręcznie , co wydało mi się pomysłem idealnym. Następnie naszyłam haft na dokładnie wymierzony materiał. Aplikację obszyłam po raz drugi bawełnianą , delikatną koronką , którą tak bardzo lubię.





Następnie pozszywałam materiał , którego zużyłam dosyć sporo , bo i album jest duży. Uprzedzając pytania ciekawskich , materiał to polski len wyprodukowany w Kamiennej Górze . Trudno go kupić , bo przede wszystkim wysyłany jest na eksport. Ja jednak mam wspaniały namiar i w miarę możliwości mogę go zamówić. W tym samym miejscu jest jeszcze jeden rarytasik. Przepiękny len do haftu , który wam pokażę , gdy coś na nim powstanie , a plany jak zwykle mam wielkie.





Ogromnie cieszę się , że na moje candy zapisuje się tyle wspaniałych osób. Zaglądam do was , po kolei i podziwiam wasze blogi , choć nie zawsze uda mi się pozostawić komentarz - oczywiście z powodu wielkiej ilości blogów, a małej ilości czasu. Dziękuję za miłe słowa pod moim adresem , które nie ukrywam nieźle mnie nakręcają do pracy nad nowymi projektami.


Pogodnych chwil Joanna.



Pokażę jeszcze jakiego użyłam płynu do transferu , bo wiele osób o to prosiło.