Prawie robi wielką różnicę

czyli kartkowanie z Ulą po raz jedenasty

Na listopad Ula w wytycznych do tworzenia kartek dała nam bingo.

Lubię bingo.

I prawie udało mi się je zdobyć.

Niestety, jak wiadomo, PRAWIE robi wielką różnicę.

Mimo wielkich starań i naciągania wytycznych i tym razem bingo nie będzie :(

Rzeczone bingo zaproponowane w listopadzie przez Ulę wygląda tak.

W pierwszej chwili, jak na nie spojrzałam, stwierdziłam, że tym razem mi się chyba uda.

W mej głowie zrodził się pewien pomysł, który postanowiłam zrealizować.

Po pierwsze wiedziałam, że tym razem MUSI to być kartka z haftem.

A że według wytycznych mają być kwiatki, listki, a i musi to być kartka na Boże Narodzenie, bo takie postanowiłam robić, wyboru nie było dużego. Musiałam wyhaftować poinsecje zwaną różą betlejemską, bo żaden inny kwiatek mi się z Bożym Narodzeniem nie kojarzy.

Wyhaftowałam więc taką oto kwiat. Zmodyfikowałam trochę wzór, dołożyłam niektóre listki, usunęłam niebieską kokardę, bo mi nie pasowała.

Kwiatów nie ma, jest kwiatek sztuk jedna. Ale jest duży i haftowany, więc liczę, że Ula mi zaliczy.

Listki są. I te wyhaftowane i te z jemioły na jednej z warstw papieru.

Miał być brokat, jest i brokat. Jest go nawet sporo.

Jest napis i jest wstążka. Wstążka też ma brokat.

Sznurek przyznam się, jest mocno na siłę, przykleiłam go, bo musiał być. Bez byłoby chyba lepiej.

Kolejna wytyczna – serwetka. Ma być, to jest.

Trzy warstwy.

Cóż. Tych warstw jest u mnie dużo, dużo więcej. Ale stwierdziłam, że trzy to minimum, jakie musi być ;-)

Do bingo brakło mi jednej wytycznej.

Brakło taśmy….

Brakło, bo takowej w zimowym klimacie nie posiadałam w domu. Mam tylko jakieś kwieciste, różowe, pstrokate, które za cholerę mi nie pasowały. Kombinowałam okrutnie jak jakoś inaczej ugryźć temat.

Próbowałam zrobić coś za pomocą zwykłej przezroczystej taśmy, za pomocą ciemnej szerokiej taśmy papierowej, nie wychodziło mi nic. Zapytałam Kochanieńkiego, czy nie ma może w swoich skarbach białej taśmy malarskiej albo zielonej izolacyjnej. Miał żółtą, czarną i niebieską…

Co prawda mogłam poczekać, zamówić coś albo kupić stacjonarnie, ale nie kartkę musiałam zrobić tu i teraz, nie mogłam czekać. Miałam wenę i ogromną chęć do jej skończenia.

Bądźmy szczerzy, jestem w gorącej wodzie kompana, nie mam więc bingo. Kara za niecierpliwość musi być.

Ponieważ haft jest spory, to i kartka wyszła spora. Połowa A4, bo „musiałam” gdzieś zmieścić wszystkie elementy.

W całości kartka prezentuje się tak.

I przyznam, że mi się ona podoba.

I powtórzę to, co napisałam ostatnio.

Podoba mi się bardzo to wspólne kartkowanie z Ulą. Bardzo, bardzo mi się podoba.

I podoba mi się patent do wycinania kółek, który mam od Violi.

A taśmę sobie kupiłam ostatnio, całkiem fajną, która by nawet do tej kartki pasowała. Niestety się już na nią nie zmieści, mimo że kartka całkiem spora.

Ciekawe, co Ula zaproponuje na ostatni miesiąc zabawy?

Dowiemy się już wkrótce.

Jeszcze bardziej mnie ciekawi, czy będzie kolejna edycja zabawy, bo u Uli permanentny braku czasu, a jak to jest doskonale rozumiem.

Bez comiesięcznych wytycznych słabo będzie u mnie z kartkowaniem….