Zacznę od zdjęcia zrobionego parę dni temu nad ranem. Bodajże w czwartkowy poranek.
Śnieżnie, i zimno, i trzyma...nocą do minus 4 stopni. Wczoraj znowu poprószyło.
Można by było powiedzieć, że zima jak zima...wszyscy wiedzą jak jest.
Chwileczkę zdjęcie ma związek z tematem. Dajcie się wysłowić.
Kaloryfery czas poodkręcać. W domciu miło, przytulnie, cieplutko ale... ale...
Inaczej to trochę wygląda kiedy wszyscy mają w głowie zasady panujące w domu, że rano wietrzymy... potem zamykamy wszelkie otwory okienno drzwiowe....przed snem czynność należałoby powtórzyć.
O matko! Zaczynam się robić odbiciem moich rodziców i dziadków. Starość wali mi na licznik niemożliwie, bo .... kurna no.... gdzieś zapodziała się ta szalona, młodzieńcza beztroska, że jakoś to będzie...a zapodziała się, ponieważ to ja płacę rachunki.
eM w szpitalu. Wyprowadzają go bezoperacyjnie na prostą, co nas bardzo cieszy, ale i trwa. W chacie ostały się dwie niewiasty. Jedna ta starsza już udomowiona na cacy i .... młodsza ... eh... co tu gadać. Trzyma się domu bo jeść nieźle dają.
Młoda wiedzie sobotnio- niedzielne imprezackie życie. Sorry .... w niedzielę do południa i poobiedzie treningi, ale już taki piąteczek- piątunio...sobota- sobótka....to całkiem inna sprawa. Tylko ta niedziela. Zamiast odespać to trzeba się podnieść i na treningi lecieć. I leci... nie mogę jej niczego zarzucić.
Młode życie... nie chce narzekać, gdyż ze wszystkich swoich obowiązków Marie się wywiązuje.
Oni trochę sennie obecnie śpiewają. Na styl Billie Eilish. Polska Sanah poszła w tym kierunku, Kortez...
E tam... nie o stylach muzycznych chciałam.
A o tym, że me Dziecię jest nieuważne. Szykuje się na imprezę i powiedzmy sobie bierze prysznic a po zajściu otwiera okno aby wywietrzyć i osuszyć pomieszczenie. W domach niemieckich okna są jedyną wentylacją. Tutaj plus dla niej, że pamięta o otwieraniu, ale słabo jej idzie w drugim kierunku. Zapomina zamykać i nie raz natknęłam się, powiedzmy, że o drugiej w nocy, na wyziębioną toaletę. Aż strach na deskę siadać, bo schłodzona (wymrożona przy - 4 stopniach) i można z dechą przy dupsku się ostać. Przyczepi się i nie odpuści.
Zwróciłam uwagę, a jakże... usłyszałam, że ok, że postara się nie popełniać tego błędu, ale... zdarza się jej jeszcze. A mnie za każdym razem coś ponosi, bo... doopsko jak doopsko, ale ileż to ciepła napiernicza z chaty?!
Chociaż i doopsko ważne, bo ostatnio jakieś lumbago mnie nawiedziło.
No i nad ranem w niedzielę czara się ulała. Wstaję połamana tym lumbago aby z piesiem na spacerek wybyć, na jego poranną toaletę. Dziecię sobie w najlepsze pachrapuje...wróciło chyba, o którejś nad ranem. W każdym razie później niż ja spać poszłam- było to po dwunastej w nocy, a nasze drzwi stoją otworem do świata i zapraszają aby wejść. Dziwne, że nikt nie skorzystał.
Marie wróciła... nie chciała trzaskać... przymknęła drzwi nie zamykając ich na klucz i niedomknęła. Wiatr powiał i otworzył. I .... dużo pieniądzów się ulotniło przez utratę ciepła ( widzicie (?) ... ja znowu o gotówce) . To tylko jeden realny minus tego zajścia.
Ale wyobraźnia moja nie śpi i ma w takich chwilach niesamowite pole do popisu bo... dzięki ci Panie, że żaden zbok w okolicy nie grasuje, że żadne lądowe stworzenia typu szczury i myszy polne nie szukały w tym zimnym okresie schronienia... no i , że nikt nie skorzystał i nie wyniósł moich plastikowych i mosiężnych kolii z chałupy. Na serio Boska ochrona na maxa.
Nie zdzierżyłam... miewacie tak? Wybudziłam imprezowiczkę i pokazałam w czym rzecz.... ojojojojoj....
- Blublubluuuuuuu... drupupupu... srululala...cipolalala... stało się i co zrobisz? ..... Cip, cip, trelelele.... entliczek pentliczek....- i nie wiadomo co tam jeszcze, ale ... polały się nerwy ogniste, rzęsiste...
Już nie było :" Mamo podwieź na trening" , chociaż ostatnio to jest:" Czy mogę wziąć samochód?" , tylko Dziecię z buta, z napchaną torbą sportową-większą od niej- powędrowało ku sportowym wyczynom.
Trudno się mówi ... zaprawa, rozgrzewka...
Wychodziła to i przesłała mi wiadomość treści następującej:
"Pszepraszam że tak się stało ale nie mogę nic zmienić tylko mogę następnym razem bardziej uważać. Nie chce się kłócić"
Rozsądnie. I tak powinno być od początku.
Kobiety kłócą się inaczej. Multum w tym emocji... i coś tam gadamy, gadamy ... ja wcale lepsza w tym srululala, cipcip... wobec Młodej nie byłam.
Facet w kłótni oczekuje konkretu. Sis mi opowiadała jak ona z synami załatwia sporne sprawy. U dziewczyn tak nie przejdzie. Najpierw trzeba spuścić gwizdek emocji, a konkret gdzieś w tym spuszczaniu się mota.
Nie wiem jak z dziewczynami bo mam syna,ale i z synowa bywa ciężko, bo człowiek nie chce stawać po niczyjej stronie a jednocześnie mój komfort też jest ważny.
OdpowiedzUsuńDługo zdzierżyłas, a może by tak córce rachunki pokazać, bo mój syn gdy był w domu to równie beztrosko żył, teraz na swoim oszczędza.
jotka
Synowej to raczej... jak piszesz...lepiej nie stawać po niczyjej stronie, kiedy jest się świadkiem starcia bliskich nam osób, a szczególnie małźeństwa. Oni sobie i tak to wszystko wyjaśnią...przejdą nad tym do porządku dziennego, a my tylko byśmy sobie w papierach nagrabili/ nagrabiły.
UsuńA u kobiet w kłótniach ( choć u mężczyzn może też) chodzi w pierwszej kolejności o spuszczenie emocji i robi się to poprzez słowne wypstrykanie się, a nie przez siłę np.: pięści.
U facetów trochę inaczej to działa.
Marie zrozumie głębiej w czym rzecz, kiedy pójdzie na swoje.
Przykre, ale nauczkę trzeba dać.
OdpowiedzUsuńPojechać jej po kieszeni?
Usuńz Zimy wynika sporo rzeczy, ale bazową faktycznie jest taka, że jest zimno... u nas jest też minus cztery w nocy, śniegu co prawda jeszcze nie ma, taka tu "anatewka" klimatyczna, nie zmienia to jednak faktu, że wysokość rachunków do płacenia jest wyższa, niż w innych porach roku... szczerze mówiąc, to pojęcia nie mam, czy nasz dom jest poniemiecki, czy później budowany, ale wentylację akurat też ma niemiecką, czyli żadną i świetnie czuję Twoje kłopoty... wietrzyć po prostu muszę, bo grzyb, zwłaszcza w niektórych pomieszczeniach, aż przebiera nogami, żeby się pojawić... oczywiście nie będę Ci mówić, co masz robić, z trzydziestu powodów zresztą, ale tak sobie myślę, że bez jakiegoś zagadania do kieszeni swojej latorośli, dorosłej dupie przecież, a nie jakiejś tam siusiumajtce, możesz nie dać rady...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Dobrze, że ulice są wolne od śniegu, ale ogródki, chodniki, przejścia wszelakie są zaśnieżone.
UsuńDomy bez wentykacji...nie można sobie zapomnieć i nie wywietrzyć, bo nie ma alternatywy innej niż okno i konsekwencje niewietrzenia mogą być opłakane. To uważam za minus tutejszych domów. Być może obecnie buduje się inaczej, ale nasz dom jest z lat 50-60 siątych i wentylacji brak. Tutaj kiedy chatę się ociepli to nie można- nie powinno - wietrzyć się ustawiając okno na lufcik, bo to nic nie daje; tylko okno na oścież. Marie to rozumie, ale pamięć widocznie nie ta i zapomina zamknąć. No i bywa, że łazienka zamienia się w lodówkę.
Latem nic nie mówię, zamykam bez słowa, ale zimą mnie rusza.
Wiem, że bez jej zgody nie da rady dobrać się do jej kasy. Trzeba pomyśleć jak to rozwiązać
I tak... kasa przemawia najlepiej... pogadamy więc w taki sposób. eM nie wie o zdarzeniu, ale jeżeli się sprawa powtórzy będę musiała z nim to obgadać.
Usuńu nas w ciepłej porze niektórych drzwi w ogóle się nie zamyka ze względu na koty, więc problem nie istnieje...
Usuńzanim się tu wyprowadziłem, to mieszkałem w szeregowcu budowanym jakoś na przełomie lat 70 - 80, w tym domach też nie było wentylacji /nie licząc okapu w kuchni/, ale tam były duże okna i sprawy nie było... poza jednym, jedynym przypadkiem... nie wiadomo, jak to się stało, ale nagle wszyscy mieszkańcy zrobili pranie i pół domu to była suszarnia... to była akurat zima i grzyb się pojawił nagle znikąd w wielu miejscach, prawie z dnia na dzień... a potem była cała wielka akcja ogarnięcia tego...
za to wracając do sprawy, to nawet gdybym chciał się wtrącić co do strony praktycznej, jak to zrobić, to nie znam Waszych relacji finansowych, więc nadal nic podpowiedzieć nie mogę...
aha, pisałaś o myszach, to u nas się do domu nie pchają, mają inne budynki do dyspozycji, chyba że nasz kudłaty myszołap przyniesie żywą nam do zabawy i taka ucieknie... za teraz myszołap przeszedł na tryb domowy i wychodzi tylko za potrzebą... nie musi łapać myszy, bo ma michę w domu... teraz są jakby lepsze czasy dla kotów, kiedyś na wsiach nikt się z nimi nie patyczkował...
Czyli dom masz w pewiem sposób zabezpieczony przed gryzoniami, bo czują zapach kotów. Na dodatek jeden jest łowny i potrafi im od czasu do czasu pokazać pazury. Unikają więc starcia oko w oko...
UsuńNie wiem czy zapach psa działa na gryzonie podobnie, ale podejrzewam, że nie.
U nas na osiedlu bloki oddawane do użytku w latach 80-90 te z wentylacją ludzie potrafili też zagrzybiać, bo co niektórzy tak obawiali się utraty ciepła, że zatykali na jesień- zimę dyktą wszelkie otwory wentylacyjne.
W domku takim działaniem robi człowiek szkodę tylko sobie i bliskim w blokach naraża wielu niewinnych osób.
wiele *
Usuńzapach psa podobno /podobno!/ odstrasza kuny, ludzie czasem próbują zabezpieczać tak auta, psią sierścią, żeby im te kuny kabli nie gryzły... ale jak jest naprawdę?...
Usuńu nas kiedyś pojawiała się kuna, nawet mieszkała u sąsiada na strychu... akurat kuny z kotami jakoś pokojowo współistnieją... ale ta kuna nagle zniknęła gdy sprowadziliśmy myszołapa, bo jest wielki i kudłaty, dla kuny to było coś nowego, nikt na wsiach nie ma takich kotów, a jak ma, to nie wypuszcza z domu, bo to są dość kosztowne pluszaki... nasz akurat jest wyjątkiem, z wyjątkową biografią do tego, więc chodzi luzem i rządzi na obiekcie...
Znam te wielkie koty. Siostra ma dwa. Każdy większy od Luny. Ten jeden to by przed myszą uciekał. Drugi zabił bez zastanawiania się.
UsuńKiedyś kuny załatwiły nam ( mi i eMowi) pokrowce na akumulatory w samochodzie. Kable oszczędziły. Luna już wtedy była z nami... czyli nie widzę w tym przypadku korekacji pomiędzy obecnością psa a nieobecnością kun...choć pewna też nie jestem, bo ostatnimi laty wszelka działalność kun na naszej posesji zmalała, nawet kot sąsiadów już nam bobów swoich na podwórku nie zostawia.
To mieliście szczęście z tą kuną - gdy się w Warszawie wprowadziliśmy na nowe osiedle to kuny tamtejsze specjalizowały się w przegryzaniu wszelakich przewodów . No w końcu nic dziwnego- osiedle powstało na dawnych łąkach więc to była kara za wtargnięcie na ich tereny.
OdpowiedzUsuńBoję się kun chociaż nigdy oko w oko z żadną się nie zetknęłam i nie chciałabym się zetknąć.
UsuńW tym przypadku z pogryzionymi pokrowcami na akumulatory to jeszcze jedna z nich wciągnęła mi w środek zadzszonego gołębia. Naprawdę, zaprawdę nie wiem jak ona tego dokonała ? Wielki znak zapytania.
Razu jednego u szwagra (byłego, bo jego brat, a mąż mój też już były) zdarzyło się, że wszyscy w domownicy zapomnieli drzwi na noc zamknąć. No i tejże nocy ze snu wybudził ich krzyk córy najmłodszej, wówczas 5 letniej. Szwagier i szwagierka zerwali się spanikowani z łóżek, wypadli z sypialni, a w przedpokoju zderzyli się z dziewuszka jakąś obcą, która zaiwaniała w te pędy z kuchni, z torebką szwagierki w garści. Z pokoju młodej druga dziewuszyna wybiegła i takoż do drzwi wyjściowych w panicznej ucieczce, jak jej koleżanka, się rzuciła. Za drzwiami, na klatce schodowej chłopak stał na czujce. Później okazało się, że w mieście grasowała szajka nastolatków, chodzących nocami po klatkach i sprawdzających czy znajdą się jacyś zapominalscy, których możnaby z dobytku obrobić. U szwagra akurat córka się obudziła, wszczęła alarm i na szczęście wszystko skończyło się w sumie dobrze, poza zajumaniem tejże torebki z portfelem w środku. Nie zmienia to faktu, że otwarte nocą drzwi to proszenie się o kłopoty.
OdpowiedzUsuńJolKa
No właśnie... tutaj parę lat temu kobieta wyszła sobie na zadomowy ogródeczek popielić. Nie zamykała domu , bo przecież kręciła się po ogródku , więc jakby w domu była. Ona sobie pieliła warzywka a złodziej grasował w tym czasie w domu.
UsuńKilkanaście lat temu w Toronto szajka działała w ten sposób, że kobieta pukała do domów i o coś się pytała właścicieli, jak najdłużej ich przetrzymując, a jej partner wchodził tylnymi drzwiami i grabił, co się dało. Aresztowali ich i znaleziono w mieszkaniu "towaru" na $250,000. Co najciekawsze, on był moim klientem i jeszcze niedawno oferował mi "garnitur Hugo Boss i piękny, kaszmirowy sweter." Znając pochodzenie tych rzeczy, odmówiłem. Nota bene, członkowie tej szajki byli "z Polski". Obecnie też działają (niekoniecznie z Polski, ale o tych samych korzeniach), tylko na inne sposoby. A że w Kanadzie nie ma prawa i mało kto idzie do więzienia (a policja rzadko się takimi sprawami zajmuje), to sobie świetnie prosperują.
UsuńWitaj Jack:)
UsuńW Kanadzie nie sadza się przestępców za kraty? Raj dla przestępczości.
Większość aresztowanych przestępców jest prawie natychmiast wypuszczana na wolność "za kaucją"-zazwyczaj jedynie muszą spełnić pewne warunki. Bardzo dużo aresztowanych właśnie było na takiej warunkowej wolności. Nie chce się nawet o tym mówić.
UsuńSłabo znam kanadyjski sposób życia, ale widać, że blisko mu do amerykańskiego.
UsuńWskazana rozmowa o finansach domowych z Marie, wg.mnie. Może pomocne by bylo porownanie ile czasu mogłabyś spedzic na odpoczynku / koncercie itp. wspolnym wypadzie zamiast zarabiać na sezon grzewczy i łażenie po lekarzach z zamrozonymi ,,korzonkami,,...Zartobliwa forma czy powaga? Jest wybór, skoro nerwy poszly w las...i emocje puściły....co lepiej zostanie zapamiętane?
OdpowiedzUsuńU mnie wlasnie snieg stopniał i temp. na plusie.Mokro, ale po spacerze z psem moge spody butow w kałuży wstępnie wyczyścić: -), chociaż w śniegu przyjemniej...
Milo jest obserwowac zmiany u dzieci gdy idą,,na swoje,,...wtedy pobrane ,,nauki,, znajduja odbicie w życiu. Tyle, ze juz nie w naszym...
Z rozmową o finansach...wiem.
UsuńCzasami myślę, że opieprz działa szybciej.
Z tymi korzonkami to i żartobliwie i na poważnie.
Już powoli korzonki puszczają...odtajają, prawie tak samo jak zmrożona przyczepiona deska przy pośladkach.
Dzieci kiedy idą na swoje to i tak obiadają rodziców. :)
Nie lubię się kłócić. Przez całe życie udawało się unikać kłótni, nawet z mężem nie pokłóciłam się ani razu, aż głupio było się rozwodzić. A tu pstryk! - Dzieciątko wyskakuje jak diabeł z pudełka i już mam z kim się pokłócić. Co to oznacza? Zapewne to, że jesteśmy identyczne albo przynajmniej baaardzo podobne z charakteru.
OdpowiedzUsuńJa nie lubię cudzych kłótni, ale swoje mam zawsze usprawiedliwione i one musiały wybuchnąć, bo ja- Anioł Pokoju, po prostu nie dałam rady.
UsuńW jakimś tam stopniu Młoda jest podobna do mnie...nie zaprzeczę:)
Moja była "przyjaciółka" notorycznie żarła się z matką, przez całe życie (matki). A były do siebie podobne jak dwie krople wody, tak z wyglądu, jak i z charakteru...
UsuńCzasami tak bywa u niektórych.
UsuńPoprÓszyło (sic!) 🤫
OdpowiedzUsuń🙂
Dziękuje za zwrócenie uwagi, już poprawiłam... nie dało się na nicku, tylko Gall Anonim?
UsuńJakbym czytała o naszym domu, z tą różnicą, że u nas mój mąż beztrosko zostawia otwarte drzwi i okna a ja płacę za gaz i ciągle proszę o zamykanie, o zakręcanie gorącej wody (też gaz) gdy myle zęby itd. Nie będę pisać o zamykaniu wejściowych drzwi na klucz bo takie deklaracje w necie to zaproszenie dla złodziei ;) Ale Twoja córka ma prawo do roztargnienia, to jest przywilej wieku, a mój chłop to z wygody robi!
OdpowiedzUsuńNie wiem, co niektórzy mężczyźni myślą na temat własnego bezpieczeństwa, ale eM potrafił wyjść z samochodu. Zostawić go na chodzie i wbiec tylko po napój na stację benzynową. A w tym czasie ktoś mógł wsiąść i odjechać. Auto niepostrzeżenie zmieniłoby tylko kierowcę.
UsuńMyślał , być może :" że niech któryś silny spróbuje to mnie dopiero popamięta !"
Ale wszyscy w komentarzach ostro potraktowali Marie. A przecież ona jeszcze nie pracuje, żeby płacić za ogrzewanie, lecącą wodę czy może elektryczność, gdyby światło zostawiła na całą noc czy dłużej. 18 lat to jeszcze nie dorosłość.
OdpowiedzUsuńGdy sobie przypomnę jak bardzo moje córki były nieznośnymi nastolatkami, jakie straty finansowe przez nie poniosłam, pewnie też zdrowotne, Marie przy nich to aniołek. Ale na ogół nastolatki wyrastają ze swojej głupocizny. Zaczyna się, gdy idą na studia do większego miasta i trzeba się utrzymać za pewne pieniądze. Ja bym się w tej sytuacji w ogóle nie przejmowała. Wystarczy coś powiedzieć.
My domu na wsi w ogóle nie zamykamy, gdy wychodzimy na zakupy, już chyba wspominałam o tym gdzieś. Mojego miejskiego samochodu też nie zamykam. Wymieniamy się z córką czasami samochodami i zostawiamy kluczyki w środku, ale nie w stacyjce 🤣 śmiejemy się z Dominiką że żyjemy jak Islandczycy. To VW golf, popularny samochód, ale rocznikowo już dorosły, poobijany, to chyba nikt się nim nie zainteresuje 🤣 wiejskie samochody zamykam, bo są trochę lepsze. Ale Gospodarz zostawia kluczyki w środku, oprócz swojej limuzyny premium. Mieszkanie blokowe na ogół zamykam na noc, chyba że zapomnę, i to zdarzyło mi się wiele razy. Wszędzie są teraz domofony. Nikt nie otwiera drzwi nieznajomym. Ja mam zaufanie do ludzi, chociaż byłam dwa razy okradziona z torebki, ale były to drobne kwoty ponad 20 lat temu. A dokumenty mi podrzucono. Razem z kluczami.
U mnie zimy już nie ma.
Nie odbieram tych komentarzy jako pojechanie po Marie. A 18 lat zobowiązuje, według mnie, nie tylko do korzystania z lepszych śridków lokomocji, ale poszanowania zdania tych, którzy orają aby lepszy środek lokomocji w domu był i aby opłacić rachunki, żeby zimą się nie marzło.
UsuńNa serio większych starć z moim dzieckiem nie mam. Oby tak dalej...bo i problemów nastolatkowych mi nie przysparza, ale ja też nie nagminnie ściągam jej lejce...bo w sumie nie muszę. To w porządku dziecko.
Nie będę się wymądrzać co bym zrobiła w takiej sytuacji, bo nie wiem. Z mężem te sprawy mamy obgadane i trzymamy się tych obgadań. Ale w firmie, gdy jeszcze pracowałam, toczyłam nieustanne boje o niezgaszone światła, pootwierane okna i włączone na full grzejniki itp. Pomogło dopiero odebranie premii świątecznej.
OdpowiedzUsuńLudzie mają problem z poszanowaniem cudzych rachunków...najlepiej żyje się na cudzesach.
UsuńZawsze uwazalam - i stosowalam - ze rozwiazywanie problemow sposobem spokojnej rozmowy, ustalen obowiazkow jest najlepszy. Pieknie corka zrobila przysylajac tak rosadna wiadomosc i przeprosiny.
OdpowiedzUsuńMysle ze teraz bedzie bardziej rozsadna i odpowiedzialna.
Wiesz-za moich czasów młodości a był to PRL to zimy wyglądały jak w Krainie Lodu :-) Chodziło się na zjeżdżanie z górek i zjeżdżało się na przykład na workach od kartofli czy na jakiś deseczkach.
OdpowiedzUsuńTe czasy przez ocieplenie klimatu przeszły już do historii. Ale wspomnień nam-ludziom z tamtego pokolenia nikt nie zabierze :-)