poniedziałek, 24 listopada 2025

Zima i co z tego wynika.

 Zacznę od zdjęcia zrobionego parę dni temu nad ranem. Bodajże w czwartkowy poranek.

Śnieżnie, i zimno, i trzyma...nocą do minus 4 stopni. Wczoraj znowu poprószyło. 

 Można by było powiedzieć, że zima jak zima...wszyscy wiedzą jak jest. 

Chwileczkę zdjęcie ma związek z tematem. Dajcie się wysłowić.  

Kaloryfery czas poodkręcać. W domciu miło, przytulnie, cieplutko ale... ale... 

 Inaczej to trochę wygląda kiedy wszyscy mają w głowie zasady panujące w domu, że rano wietrzymy... potem zamykamy wszelkie otwory okienno drzwiowe....przed snem czynność należałoby powtórzyć. 

O matko! Zaczynam się robić odbiciem moich rodziców i dziadków. Starość wali mi na licznik niemożliwie, bo .... kurna no.... gdzieś zapodziała się ta szalona, młodzieńcza beztroska, że jakoś to będzie...a zapodziała się, ponieważ to ja płacę rachunki. 

eM w szpitalu. Wyprowadzają go bezoperacyjnie na prostą, co nas bardzo cieszy, ale i trwa. W chacie ostały się dwie niewiasty. Jedna ta starsza już udomowiona na cacy i .... młodsza ... eh... co tu gadać. Trzyma się domu bo jeść nieźle dają. 

Młoda wiedzie sobotnio- niedzielne imprezackie życie. Sorry .... w niedzielę do południa i poobiedzie treningi, ale już taki piąteczek- piątunio...sobota- sobótka....to całkiem inna sprawa. Tylko ta niedziela. Zamiast odespać to trzeba się podnieść i na treningi lecieć. I leci... nie mogę jej niczego zarzucić. 

Młode życie... nie chce narzekać, gdyż ze wszystkich swoich obowiązków Marie się wywiązuje. 

Oni trochę sennie obecnie śpiewają. Na styl Billie Eilish. Polska Sanah poszła w tym kierunku, Kortez... 

E tam... nie o stylach muzycznych chciałam.

A o tym, że me Dziecię jest nieuważne. Szykuje się na imprezę i powiedzmy sobie bierze prysznic a po zajściu otwiera okno aby wywietrzyć i osuszyć pomieszczenie. W domach niemieckich okna są jedyną wentylacją. Tutaj plus dla niej, że pamięta o otwieraniu, ale słabo jej idzie w drugim kierunku. Zapomina zamykać i nie raz natknęłam się, powiedzmy, że o drugiej w nocy, na wyziębioną toaletę. Aż strach na deskę siadać, bo schłodzona (wymrożona przy - 4 stopniach) i można z dechą przy dupsku się ostać. Przyczepi się i nie odpuści. 

Zwróciłam uwagę, a jakże... usłyszałam, że ok, że postara  się nie popełniać tego błędu, ale... zdarza się jej jeszcze. A mnie za każdym razem coś ponosi, bo... doopsko jak doopsko, ale ileż to ciepła napiernicza z chaty?! 

Chociaż i doopsko ważne, bo ostatnio jakieś lumbago mnie nawiedziło. 

No i nad ranem w niedzielę czara się ulała. Wstaję połamana tym lumbago aby z piesiem na spacerek wybyć, na jego poranną toaletę. Dziecię sobie w najlepsze pachrapuje...wróciło chyba, o którejś nad ranem. W każdym razie później niż ja spać poszłam- było to po dwunastej w nocy, a nasze drzwi stoją otworem do świata i zapraszają aby wejść. Dziwne, że nikt nie skorzystał. 

 Marie wróciła... nie chciała trzaskać... przymknęła drzwi nie zamykając ich na klucz i niedomknęła. Wiatr powiał i otworzył. I .... dużo pieniądzów się ulotniło przez utratę ciepła ( widzicie (?) ... ja znowu o gotówce) . To tylko jeden realny minus tego zajścia. 

Ale wyobraźnia moja nie śpi i ma w takich chwilach niesamowite pole do popisu bo... dzięki ci Panie, że żaden zbok w okolicy nie grasuje, że żadne lądowe stworzenia  typu szczury i myszy polne nie szukały w tym zimnym okresie schronienia... no i , że nikt nie skorzystał i nie wyniósł moich plastikowych i mosiężnych kolii z chałupy. Na serio Boska ochrona na maxa. 

Nie zdzierżyłam... miewacie tak? Wybudziłam imprezowiczkę i pokazałam w czym rzecz.... ojojojojoj.... 

- Blublubluuuuuuu... drupupupu... srululala...cipolalala... stało się i co zrobisz? ..... Cip, cip, trelelele.... entliczek pentliczek....-  i nie wiadomo co tam jeszcze, ale ... polały się nerwy ogniste, rzęsiste...

Już nie było :" Mamo podwieź na trening" , chociaż ostatnio to jest:" Czy mogę wziąć samochód?" , tylko Dziecię z buta, z napchaną torbą sportową-większą od niej- powędrowało ku sportowym wyczynom. 

Trudno się mówi ... zaprawa, rozgrzewka... 

Wychodziła to i przesłała mi wiadomość treści następującej: 

"Pszepraszam że tak się stało ale nie mogę nic zmienić tylko mogę następnym razem bardziej uważać. Nie chce się kłócić"

Rozsądnie. I tak powinno być od początku. 

Kobiety kłócą się inaczej. Multum w tym emocji... i coś tam gadamy, gadamy ... ja wcale lepsza w tym srululala, cipcip...  wobec Młodej nie byłam. 

Facet w kłótni oczekuje konkretu. Sis mi opowiadała jak ona z synami załatwia sporne sprawy. U dziewczyn tak nie przejdzie. Najpierw trzeba spuścić gwizdek emocji, a konkret gdzieś w tym spuszczaniu się mota.  

środa, 19 listopada 2025

U...

 Zaraz się wyjaśni...zaraz. 

Na wstępie 


Dlaczego taki teledysk?

 Bo życie to chwila i ...  może warto je potraktować jak bal? Taki bal nad bale. Ale dlaczego serwować taką refleksyjną muzę z okazji 18 urodzin, kiedy w tym wieku chce się świętować raczej bez głębszych  refleksji np.: o tak...


Dlatego, że ten tekst tworzy starsza kobieta o młodszej. Kobieta znająca źycie nie tylko od strony, że łatwo, lekko, przyjemnie...

Do rzeczy jednak. 

Zbliżał się termin urodzin Marie... nie byle jakich, bo osiemnastych. A ponieważ Dziecie nasze nie występowało z żadną konkretną propozycją, zamiarem, pomysłem ...bo

- Nie wiesz jak to wygląda.- Perrorowała Džana ( psióła Młodej), uświadamiając mi dlaczego ona w sierpniu nie zdecydowała się na sporą imprezę w koleżeńskim kręgu z okazji swoich  osiemnastych urodzin.- Przyjdą... zjedzą... pobawią się....a potem dupsko obrobią, że nie było tak, jak należy. 

Postanowiliśmy ( eM i ja) ten ciężar wziąć na siebie, ciężar organizacji Marysinej uroczystości. Niech ma coś fajnego. Osiemnastka... jako i inne urodziny... jest tylko jedna. 

Ojciec wynalazł weekendowy wyjazd do Amsterdamu. Znalazł miejsce, w którym moglibyśmy z psem... Marie często mawiała, że chciałaby zobaczyć Amsterdam. 

Ja zaś rodzinne spotkanie w polskiej restauracji w Köln. Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że takową restaurację spokojnie znajdziemy też w Dortmundzie. Padło na Köln... spotkanie w połowie drogi. 

Marie miała wybrać odpowiadającą jej opcję. 

I.... dadam... wybrała Köln. I dobrze zrobiła, gdybyśmy wybyli do Amsterdamu mielibyśny ze względu na dolegliwości eMa weekend stresu a nie imprezowania.

Tak, że wiecie...Köln i rodzinny obiad w polskiej restauracji u MaXima. Teraz chyba wyjaśniło się to "U..." w temacie posta? 

Obiad zarezerwowany był na 9 osób o 14:00 i do której nam się posiedzi. Nie ograniczono nam czasu.

Naszą stronę reprezentowały kobiety w ilości: "trzy"... eM wiadomo... nie mógł. Naszą reprezentację wzmocniła Džana. A ponieważ przyjechałyśmy półtorej godziny wcześniej, więc ruszyłyśmy w miasto. 






Chwileczkę...coś pokręciłam. Wróćmy do wieczoru sprzed Köln...dokładniej do godziny 0:00 16 listopada. 
Oto pierwszy gość z podarunkami dla Marie... 


 
Gdybyście mieli probiemy z rozpoznaniem postaci to właśnie Džana ....dadam!

Przejdźmy teraz bez przerywników do sedna...
Udałyśmy się do kolońskiej katedry. Majstersztyk ludzkiego rzemieślnictwa i sztuki.  Ona ponoć do tej pory nie jest ukończona. To dzieło ciągle czuje kielnie i dłuto fachowców...

Uwaga nadchodzi...zbliżamy się.


I jesteśmy...od MaXima to jakieś 21minut piechotką.


Pobyłyśmy tam trochę...nasyciłyśmy się atmosferą wielkiego miasta...z zachwytu, choć nie byłyśmy tam pierwszy raz,  poczęły wybudzać nas telefony dojeżdżających na spotkanie  gości.
- Spoko...wejdźcie już do środka... gospodarze wiedzą co i jak....zaraz będziemy...chwileczka. 

Imprezki nie ma co opisywać. Rodzinne, przyjemnie, śmiesznie czasami aż do bólu brzucha. 
Bardzo dobre jedzenie, atmosfera super,  którą tworzyli też poniekąd gospodarze miejsca , świetna polska muzyka w tle... jak w domciu u mamy. 






I to by było na tyle. 
Powrót do domu...uff.. I like not Köln. Nie lubię dużych miast. Jakiś ućpany rowerzysta , nie przestrzegający rowerowych świateł... dróg rowerowych otarł się o maskę mojego wozu... chyba aniołowie go przenieśli, bo ani on nie uszkodzony ani mojemu samochodowi nic nie dolega...facet bezmyślnie jechał... na czerwonym...byle by do przodu. Kierowcy trąbili na niego a on...pod prąd.