Pokazywanie postów oznaczonych etykietą akcesoria tkackie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą akcesoria tkackie. Pokaż wszystkie posty

środa, 28 sierpnia 2013

Co mi będzie potrzebne?


Zazwyczaj jest raczej tak, że chcemy tkać i nawet nie wiemy skąd to pragnienie się wzięło. Mamy mgliste wyobrażenie o tym czym jest krosno i wiemy, że wełnę się "jakoś przeplata". Niewielkie jest prawdopodobieństwo, że ktokolwiek zaczynał swoją przygodę z tkactwem posiadając bogatszą wiedzę na ten temat.
Stali bywalcy bloga nie znajdą pewnie przyjemności w czytaniu tego posta, ale trafiają tu także osoby zadające sobie pytanie "co mi będzie potrzebne do tkania?" (pytanie ze statystyk blogera, odrobinę tylko poprawione) i na to pytanie spróbuję odpowiedzieć. A stałych bywalców proszę o uzupełnienie, jeżeli coś pominę :-).

Włóczka. Podstawa całego procesu tkackiego. Za włóczkę mogą robić tradycyjne przędze (wełniane, bawełniane, lniane, jedwabne i inne), a także wiele innych, mniej konwencjonalnych materiałów, np. skóra, folia plastikowa, guma, papier, szmaty, taśmy magnetowidowe - jeżeli ktoś jeszcze takowe posiada :-).  
Krosno. Naszą włóczkę musimy umieścić na jakimś warsztacie, który umożliwi nam  wymarzone tkanie. Idę o zakład, ze większość rozmarzonych chciałaby mieć krosno poziome podnóżkowe, ale taki sprzęt zajmuje sporo miejsca i należy oczywiście do najdroższych. Dla większości z nas te dwa czynniki dyskwalifikują tego typu warsztat na samym starcie. Poza tym na początek takie krosno może być zniechęcające, jeżeli nie mamy pod ręką kogoś kto pomoże nam zrozumieć budowę i mechanizm działania. Dlatego warto zainteresować się innymi dostępnymi warsztatami.
Krosna stołowe zajmują znacznie mniej miejsca, a dają niemal tyle samo możliwości co duże warsztaty poziome. Ograniczenie dotyczy nie liczby nicielnic, a "ciężaru" tkaniny -  po prostu na takim warsztacie ciężko byłoby utkać np. chodnik, bo nie nie można z wystarczająca siłą dobijać wątku.
Dobrym rozwiązaniem na początek jest krosno typu rigid heddle. Mamy nawet "swojego", polskiego producenta takich warsztatów,  firmę "Kromski i Synowie". Rigid heddle loom z jedną siatką (pełniąca funkcję płochy, nicielnic i bidła) pozwala tkać w splocie płóciennym. Po dodaniu drugiej siatki możemy zakosztować przyjemności splotu skośnego (na trzy nicielnice) oraz tkaniny dwuosnowowej.
A jeśli chcemy wydać jak najmniej i lubimy mieć przedmioty DIY sporo satysfakcji może dać krosno backstrap. Kopalnię wiedzy o backstrapie i tkaniu na nim stanowi ten blog.
Jest też oczywiście popularne bardko lub tabliczki czy mniej popularny inkle loom  albo zgoła nieznany bandvävstol do tkania krajek.


Mamy już krosno, teraz pora na różnorakie akcesoria tkackie.
Snowadło* - to urządzenie służące do przygotowania osnowy. Może mieć postać ramy z kołkami (umożliwia snucie osnowy długości od kilku do kilkunastu metrów) lub ramy obracającej się wokół własnej osi (w położeniu pionowym lub poziomym), która umożliwia przygotowanie bardzo długich osnów. 
Czółenko - umożliwia szybkie i wygodne przerzucanie wątku przez przesmyk.
Haczyk* - do przewlekania nitek osnowy przez płochę lub siatkę rigid heddla. Niektórzy używają haczyka także do przewlekania nitek przez struny nicielnicowe.
Nawijarka* - służy do nawijania wątku na cewki, które umieszcza się w czółenku łódeczkowym. Niektórzy w charakterze nawijarki potrafią wykorzystać wiertarkę.
Rozpinacz - po informacje o tym narzędziu zapraszam tu.
Struny nicielnicowe - to te nitki z "oczkiem", przez które przechodzi nić osnowy, nazywane czasami błędnie nicielnicami (nicielnice to listewki lub ramy, na które zakłada się struny nicielnicowe). Choć wydaje się to oczywiste, że powinny być w zestawie z krosnem, możemy się czasem zdziwić. W razie czego można sobie je dorobić (ja używam do tego grubej nici bawełnianej), a tu podpowiedź jak to zrobić.
Płocha, grzebień - bez płochy tkać się nie da. Płochy mają różną gęstość i trudno mówić o uniwersalnej; do najpopularniejszych należą te o gęstości 8, 10 i 12 szczelin na cal (co w przybliżeniu odpowiada 30, 40 i 50 szczelinom na 10 centymetrów). Warto wiedzieć jak oznaczane są płochy, gdyż różni producenci mogą posługiwać się różnymi jednostkami. Jeśli oznaczeń brak lub są niezrozumiałe - linijka nam pomoże w ustaleniu parametrów płochy.

Decydując się na zakup, warto się zastanowić nad tym co chce się tkać, jaki warsztat będzie do tego celu najodpowiedniejszy, jakie dodatkowe akcesoria są mi niezbędne, a bez jakich mogę się obejść, np. jeśli zamierza się tkać krajki, nie ma sensu wydawać pieniędzy na duże, skomplikowane krosna, zbędne będą też czółenka łódeczkowe, a jeśli zamierza się tkać chodniczki, warto zainwestować w solidne krosno podnóżkowe i rozpinacz.

Coś pominęłam?


Długo się zastawiałam czego chcę dziś posłuchać. Proces decyzyjny zajął mi ok. 50 minut (ach! decyzje! czy wspominałam już, że mam problem z podejmowaniem decyzji?). Proszę docenić poświęcenie ;-). I posłuchać...

----------------------------
EDIT (z komentarzy bei, fanaberii i Lady Altay):
* Snowadło - nie trzeba mieć od razu snowadła. Można sobie gdzieś przykręcić kołek/ kilka kołków i ciągnąć osnowę przez pół mieszkania. Trudniej jest utrzymać takie samo napięcie nitek, ale przy węższej tkaninie da radę.
* Snowadło - Ja tylko dorzucę, apropos snucia, że nie trzeba ciągnąć przez pół domu :D Ja umieszczam ściski stolarskie wokół stołu (przykręcam na brzegach), jakby kołki na ramie i snuję właśnie analogicznie do ramy, po tych ściskach w poprzek stołu :) Czasem coś się nierówno naciągnie, ale rozwiązanie jest typu "Pomysłowy Dobromir nie ma miejsca na porządne snowadło" i jakoś działa :) 
* Nawijarka - wiertarka jednak nie jest idealnym zastępnikiem - w niej jest inne przełożenie niż w nawijarkach, więc polecam ostrożność, bo można spalić silnik (wiem, co mówię ;))
* Nawijarka - jako nawijarki używam kołowrotka do przędzenia wełny. Sprawdza się naprawdę doskonale. 
* Haczyk jest bardzo przydatny, ale jak go nie ma, dobrze się sprawdza przy przewlekaniu przez płochę mały nożyk (no chyba że mamy bardzo delikatną osnowę, ktorą nożyk mógłby uszkodzić)

środa, 3 lipca 2013

O grzebieniach i ich gęstości słów kilka


Znamy liczbę wpi, dzięki niej obliczyliśmy gęstość osnowy (wyrażoną liczbą epi), możemy osnuwać krosno. I nagle orientujemy się, że epi wynosi 16, a nasza płocha (przez którą powinniśmy przewlec osnowę z gęstością 16 epi) ma tylko 10 szczelin na cal... Jak sobie poradzić w tej sytuacji?
Nie musimy od razu kupować dodatkowych grzebieni, wystarczy  zagęścić przewlekane przez płochę  nitki tak, aby otrzymać liczbę 16 nitek mieszczących się w 10 szczelinach. Możemy sami pokusić się o odpowiednie obliczenia, ale musimy przy tym pamiętać, że nitki muszą być rozmieszczone równomiernie. Łatwiej będzie jednak zaopatrzyć się w odpowiednie narzędzie. "Reed Substitution Chart" pozwoli nam ustalić jaki sposób przewlekania nici przez szczeliny grzebienia da nam pożądaną przez nas gęstość osnowy. Jak z niego korzystać?

Reed Substitution Chart pochodzi ze strony http://www.pattyannesplace.com/images/reedsubchrt.pdf. Kolorki są już ode mnie :-)

Pole niebieskie - to symbole płoch, którymi dysponujemy. Liczby mówią o ilości szczelin na 1 cal, czyli nasza tabela przewiduje, że możemy posiadać płochy o "rozdzielczości" 5, 6, 8, 10, 12, 15, 18 lub 20 szczelin na cal.
Pole zielone - liczby w tym polu to gęstość płochy jaka jest nam potrzebna; jednocześnie jest to obliczone wcześniej epi naszej osnowy.
Pole czerwone - to propozycje przewlekania nici przez płochę w celu uzyskania pożądanej przez nas gęstości osnowy.
Pole fioletowe -  pokazuje mi, że mając płochę 10 nie przerobię jej na 16, do wyboru mam 15 lub 17. Decyduję się na 17 i muszę wówczas osnowę przewlec przez płochę w porządku 1-2-2 itd. (pierwsza szczelina - jedna nitka, druga szczelina - dwie nitki, trzecia szczelina - dwie nitki, czwarta szczelina - jedna nitka, piąta szczelina - dwie nitki, szósta szczelina - dwie nitki, siódma szczelina - jedna nitka... itd.).

A jeżeli kogoś to nie satysfakcjonuje i koniecznie musi mieć 16 epi? Jest na to rada. Pod adresem http://ashguild.ca/documents/reed-substitution-tool/ znajduje się doskonałe narzędzie - Reed Substitution Calculator, które obliczy nam wszystko :-). W pierwszym polu wpisujemy pożądaną gęstość osnowy (liczbę nici na cal lub na centymetr), a w drugim polu - gęstość naszej płochy. Pamiętajmy, aby używać takiej samej jednostki, czyli albo cali, albo centymetrów, albo łokci jak ktoś lubi się bawić ;-).
Oto nasz wynik:
Chociaż Reed Substitution Calculator obliczy nam wszystko, niekoniecznie będziemy z jego obliczeń chcieli korzystać, bo po prostu sekwencja liczb będzie zbyt długa, a tym samym trudna do zapamiętania, np. 3-3-3-3-3-2-3-3-3-3 albo 2-2-2-1-2-2-2-2-2-2-1-2-2-2-2-2-1-2-2-2. Nikt o zdrowych zmysłach nie będzie tak przewlekał płochy.
Kalkulator dokonuje obliczeń także na ułamkach dziesiętnych, należy jednak pamiętać, żeby używać kropki, a nie przecinka.
Jeszcze jedna uwaga: w swoim przykładzie zagęszczam osnowę, ale oczywiście cały ten mechanizm działa też w odwrotnej sytuacji, tzn. gdy dysponuję płochą gęstszą niż obliczone przeze mnie epi. Reed Substitution Chart lub Reed Substitution Calculator pomogą ustalić właściwy porządek przewlekania.

sobota, 13 kwietnia 2013

Krosno tkackie DIBYD

Pamiętacie tego posta, w którym pokazałam regan wykonany metodą Do It By Your Dad? Otóż tato nie spoczął na laurach i po reganie (nota bene doskonale spełniającym swą funkcję) wziął się za kolejne prace.
Po pierwsze: mam snowadło z prawdziwego zdarzenia - solidne, z łatwością znoszące duże naprężenia. Do tej pory osnowę przygotowywałam na Harfie Kromskich. Harfa jako snowadło wcale nie jest taka zła,  jednak zdarzało się, że przy mniej elastycznej włóczce kołki wypadały, a to wieeelce nieprzyjemne. Co nieco jeszcze bym poprawiła (np. w rozstawie kołków), ale i tak jest super.

Po drugie: mam zestaw listew i listewek, które docelowo mają zamienić moją czteronicielnicową Julię Glimakry w ośmionicielnicową  Julię Glimakry :-). Oryginalna ośmionicielnicowa Julia jest krosnem typu countermarch,  moja pozostanie counterbalnacem. Mam nadzieję, że nie okaże się, iż ta przeróbka to najgłupszy pomysł na świecie...

No i po trzecie: krosno tkackie DIBYD jest prawie skończone :-). Krosno stołowe, ośmionicielnicowe, szerokość robocza 50 cm, model - a raczej jego prototyp - "Mania Tkania 150" :-D. Według pierwotnych założeń konstrukcja miała być maksymalnie uproszczona, dotyczyło to przede wszystkim mechanizmu unoszenia nicielnic. W toku prac projektowych okazało się jednak, że "uproszczona konstrukcja" nie oznacza wcale konstrukcji prostej w wykonaniu, zdecydowaliśmy się więc na model z bardziej złożonym systemem poruszania nicielnicami.
Ostatecznie, po przeanalizowaniu niezliczonej ilości zdjęć krosien tego typu w sieci i dzięki ikonograficznej pomocy Beaty, która lubi posiedzieć przy krosnach, druga wersja warsztatu zmieniła się w trzecią, czyli taką w której nicielnice unoszone i opuszczane są za pomocą klawiszy umieszczonych z czoła krosna.
Kiedy ogląda się takie warsztaty i ma się pojęcie o tkaniu, wszystko wydaje się banalnie proste: tu to, tu tamto, to musi być ruchome, to dalej, to wyżej itd., itp. W rzeczywistości zaprojektowanie  warsztatu, kiedy konstruktorzy na oczy takiego nie widzieli, jest nie lada wyzwaniem. Niestety, nie wystarczy zbić kilku desek i voila, gotowe. Dlatego spodziewam się niedoróbek i wad urządzenia, ale mam nadzieję, że będą one niewielkie i łatwe do naprawienia.
A tu Mania Tkania 150 jeszcze w stolarni (zdjęcia wykonane jeszcze przed przeniesieniem "dachu" na czoło urządzenia i przed lakierowaniem). Źródło mej dumy i radości :-).











środa, 13 marca 2013

Z życia tkacza

Pożegnałam się z poprzednim projektem i zdarłam (niestety dosłownie) osnowę z warsztatu. Co wcale nie znaczy, że oddałam tę walkę. "Co się odwlecze, to nie uciecze", a ja nie lubię nierozwiązanych zagadek i kiedyś jeszcze do tej wrócę. Alicja uzbroiła mnie w oręż w postaci książki, która może pomóc. To będzie dla mnie dłuuuuga lektura, bo rzecz jest oczywiście w języku angielskim.
A propos języków obcych. Gdzieś tam na początku bloga zapowiedziałam, że chcę przygotować mini-słowniczki przekładowe, które mogłyby pomóc osobom takim jak ja, czyli takim, którym daleko do poligloty. Nie jest to jeszcze imponujący zbiór, ale powoli nabiera jakiegoś kształtu. Oczywiste jest, że skupiłam się na języku angielskim, ale robię powolutku też szwedzki. Minimalnie zahaczyłam o hiszpański (bardzo minimalnie), a niemiecki jest w planach odległych. Słówka ładnie zestawiam w excelu, żeby można było je dowolnie sortować. Jak uznam, że już warto się tym dzielić, to się podzielę, może jeszcze komuś się przyda.
Poza tym pochwalę się Wam moim tatą - kochany jest, oprócz dodatkowych podnóżków dorobił mi regan. Na zdjęciu dziwnie to wygląda, bo regan leży na niciach, a nie odwrotnie, ale akurat zakładałam osnowę. Regan jest pierwsza klasa, gwoździki mają ok. 4 cm wysokości, mocowany jest na drewniane kołeczki.

Mogłabym powiedzieć, że regan jest DIY, ale właściwsze będzie DIBYD - Do It By Your Dad.
Bardzo odpowiada mi wykonywanie różnych prac sposobem DIBYD :-). Mam w zanadrzu kilka mniejszych i jeden większy projekt, ale nie będę zdradzać szczegółów, żeby nie zapeszyć. Trzymajcie kciuki za tatę!
A te nitki na zdjęciu to osnowa pod overshota. W końcu! Wzór zaczerpnięty z książki, o której wspominałam tu. Nie mogę się doczekać tkania!
A na koniec trochę rozrywki - moim kosztem. Jakiś czas temu przyśniło mi się, że pewien miły pan chce się ze mną umówić na kolację. Na kolację?  Ze mną? Zamężną matką trojga? Hm, cóż... Postanowiłam dać mu szansę. Otrzymał ode mnie listę pytań, a od odpowiedzi uzależniłam swoją decyzję. Pytania były standardowe: ile ma lat, czego słucha, co czyta itd. itp. Ale ostatnie, najważniejsze, to od którego wszystko zależało brzmiało: czy i jakie tradycje tkackie występują w Pana rodzinie? :-)))))))))))))))))))))))))))))

środa, 6 lutego 2013

Rozpinacze

Na  "Manię Tkania" trafił ktoś kto szukał odpowiedzi na pytanie jak używać rozpinacza. Postaram się napisać co mi na ten temat wiadomo, aczkolwiek uprzedzam, że moje własne doświadczenia z rozpinaczem są na razie niewielkie.

Rozpinacz lub rozpinka (ang. temple, stretcher) składa się z dwóch części połączonych ze sobą w sposób, który umożliwia regulację długości rozpinacza, tak by dopasować ją do szerokości tkaniny. Rozpinacze mogą być drewniane lub metalowe. Zasada ich działania jest identyczna, różnią się kątem pod jakim wystają z nich szpilki napinające tkaninę. W drewnianych rozpinaczach szpilki są niemal równoległe w stosunku do listewki. W metalowych rozpinaczach ten kąt jest znacznie większy i dlatego te rozpinacze sprawdzają się przy tkaniu grubszych materii, np. szmaciaków. Generalnie można powiedzieć, że drewniane rozpinacze są do delikatniejszych, cieńszych tkanin, a metalowe do grubszych.

Jak założyć rozpinacz?
1. Przede wszystkim należy odpowiednio go wyregulować. W tym celu rozpinamy rozpinacz i przykładamy go "do góry nogami" do płochy.


Szerokość ustalamy na podstawie szerokości osnowy przechodzącej przez płochę, nigdy na podstawie fragmentu utkanego materiału, to ważne.
Według różnych źródeł rozpinacz należy przymierzać do płochy w następujący sposób:
- tak, żeby skrajna nić osnowy znalazła się w mniej więcej połowie długości zębów,
- tak, żeby drewniany koniec rozpinacza wychodził poza skrajną nić osnowy na ok. 3-6 mm,
- tak, żeby drewniany koniec rozpinacza wychodził tuż poza skrajną nić osnowy, 
- tak, żeby ostre końcówki zębów znajdowały się na wysokości skrajnej nici osnowy.


W sumie wszystkie te metody dają zbliżony efekt i prawdopodobnie kilkukrotna praktyka pozwoli nam wybrać sposób najbardziej nam odpowiadający. Istotne jest, by po założeniu rozpinacza na tkaninę jej szerokość nie przekraczała szerokości osnowy w płosze. Może być węższa, ale nigdy szersza.

2. Sprawdzamy które dziurki w listewkach się pokrywają i mocujemy w nich metalowy bolec. Jeżeli poprawnie wykonaliśmy te czynności, to do końca tkania danej tkaniny, nie będziemy już nic zmieniać w ustalonej szerokości.


 


3. Rozpinacz zakładamy na tkaninę tak szybko, jak tylko pozwala nam długość tkaniny. Słowo "długość" może być trochę mylące, bo tkaniny w momencie zakładania rozpinacza będzie jeszcze bardzo niewiele, właściwie tyle, żeby dało się w nią wbić kilka zębów rozpinacza. Nie czekamy dłużej, bo jeśli brzegi zaczną nam się "zbiegać", już tego nie odwrócimy, zostaje jedynie spruć fragment - przegwizdane.

4. Ząbki rozpinacza wbijamy w tkaninę jak najbliżej brzegów, tak żeby zahaczały one o 1-3 nitki i tak blisko górnej granicy naszej tkaniny (czyli ostatniego przerzutu wątku) jak to tylko możliwe.

5. Rozpinacz przesuwamy bardzo często: co 2-2,5 cm. To denerwujące i spowalniające pracę, ale konieczne. W przeciwnym razie rozpinacz nie spełni swego zadania, będziemy się wkurzać, że musimy go przesuwać, co nieco wybija z rytmu pracy, a brzegi i tak się nam "zbiegają".

Po co rozpinacz?
Nie myślcie, że sam rozpinacz, nawet poprawnie założony, zapewnia idealne brzegi. Niestety, ale nie. Z pewnością ułatwia wykonanie estetycznych, gładkich brzegów, ale jego podstawowym zadaniem jest zminimalizowanie "zbiegania" (draw-in) się brzegowych nici osnowy i - w efekcie - zapobieganie ich zrywaniu. Rozpinacz nie zapobiegnie zwężaniu tkaniny wynikającej z wrobienia  (take-up). Kiedy zdejmiemy gotową tkaninę z krosna, ona po prostu trochę się skurczy. Jak bardzo, to zależy od włóczki, techniki tkania, napięcia osnowy, rodzaju splotu, gęstości tkaniny... To "wstąpienie" uwzględnia się już na etapie obliczania osnowy i wątku; jest ono normalnym zjawiskiem w tkactwie.

A na warsztacie? Szmaty.





 A na uszach? Podróży sentymentalnej mi się zachciało i posmutniałam jakoś...




piątek, 28 grudnia 2012

Się pracuje

Ręczniki zaczynają nabierać kształtu. Wreszcie. Przygody jakie miałam z osnową naraziły na poważny szwank moje nerwy. Aż nie chce mi się opowiadać tyle tego. Kłopoty są w dużej mierze wynikiem pracy z doskoku. Niestety, często rozpraszana, popełniłam różne błędy, które postaram się zapamiętać jako nauczkę na przyszłość. Skupienie, skupienie i jeszcze raz skupienie podczas pracy. Niektóre błędy stosunkowo łatwo naprawić (co nie znaczy, że to przyjemnie zajęcie...), pod warunkiem, że w porę się je zauważy, czyli przed rozpoczęciem tkania; na etapie wiązania osnowy jeszcze wiele można naprawić, np. dodać brakującą nitkę, dorobić strunę nicielnicową do nitki, którą jakimś "cudem" się pominęło, prawidłowo przewlec nitkę przez oczko nicielnicy, poprzekładać skrzyżowane nici... Wszystko zaliczyłam.

Tu widać, że nić nie przechodzi przez oczko tylko nad nim.


Najgorsze było jednak to, że niepotrzebnie wyjęłam jedną z listewek krzyżaka. Na szczęście nie całą; zorientowałam się po kilkunastu centymetrach. Ręce mi opadły, ale jakoś powoli, powolutku udało mi się nitki z powrotem w odpowiedniej kolejności założyć. Osoby, które tkają na krosnach poziomych mogą nie wiedzieć po co w ogóle tę deszczułkę ruszałam. Otóż mój warsztat to czteronicielnicowa Julia Glimakry. Julia nie jest wyposażona w regan, a jego funkcję spełnia grzebień, czyli płocha. Podczas nawijania osnowy na wał nadawczy regan (u mnie płocha) znajduje się za krzyżakiem. Po nawinięciu muszę tę płochę odzyskać, żeby móc ją wykorzystać zgodnie z jej przeznaczeniem. Żeby zdjąć ją z osnowy, krzyżak muszę przełożyć za nią. No i właśnie podczas tej operacji doszło do wspomnianego wypadku. Wiem, zamotane.

Szczęśliwie najgorsze już za mną. Samo tkanie to już czysta przyjemność. W końcu miałam okazję wypróbować rozpinacz. Pomaga on utrzymywać stałą szerokość tkaniny, zapobiega jej zwężaniu na brzegach. Takie zwężanie może doprowadzić nawet do pękania nitek brzegowych. Nie jestem pewna czy wszystko robię z tym rozpinaczem jak należy, ale brzegi są raczej równe; przyjrzę się im jeszcze po zdjęciu tkaniny z krosna. Jedyną niedogodnością jest konieczność częstego przesuwania rozpinacza, w przeciwnym razie nie spełni on swego zadania. To przesuwanie wybija nieco z rytmu pracy, ale da się przeżyć. Znacznie gorsze są dłuższe przerwy w tkaniu. Kiedy siadam do warsztatu po takiej przerwie, to zanim wejdę w rytm, potrafię tak zmasakrować brzegi, że patrzeć na nie nie można. A że prucie tkaniny to okropna robota, to nie zawsze chce mi się to poprawiać.

Na zdjęciach widać jak bardzo różni się szerokość tkaniny naciągniętej przez rozpinacz i bez niego.
 
To zwężenie to wrobienie. I ono nie daje mi spokoju. Czy tak powinno być? Czy tkanina po zdjęciu rozpinacza nie powinna zachować swej szerokości? Nie wiem czy jest to błąd czy nie. Zdjęcia różnych tkaczek pokazują zarówno coś takiego jak u mnie, jak i niezwężone tkany. Jako, że jestem dociekliwa, na pewno będę szukać rozwiązania tej zagadki. A może macie jakieś doświadczenia lub wiedzę w tym temacie?
A propos rozpinacza - istnieją także "rozciągacze". Są to dwie klamry, które z jednej strony przymocowane są do krosna, a z drugiej przypięte do tkaniny. Wygląda to tak:


Oto przykłady znalezionych w sieci, samodzielnie wykonanych stretcherów:



 Rozpinacz również można wykonać samemu (w końcu kiedyś wszytko robiło się "samemu"...), ale podejrzewam, że kosztuję to trochę zachodu, żeby taki rozpinacz wytrzymywał działające na niego siły.



Mam nadzieję jeszcze dziś zdjąć ręczniczki z krosna i je uprać. Marzyłam o takich odkąd zobaczyłam je pierwszy raz :-)






sobota, 22 grudnia 2012

Fringe twister - sposób na frędzelki

W związki z dzisiejszym postem Fouzune postanowiłam opublikować posta, który był na czarną godzinę. Ale skoro jest gotów, to niech nie czeka na gorsze czasy, może komuś się przyda.
***
Najprostszą rzeczą jaką można utkać jest... prostokąt. A z ręcznie tkanych prostokątów wychodzą ręcznie tkane no... np. szale. Szale ładnie wyglądają z frędzelkami. A frędzelki lubią czasami być elegancko skręcone. Jak ręcznie poskręcać frędzle można sobie zobaczyć tu:


Wielkiej filozofii w tym nie ma, ale zajęcie jest żmudne, zwłaszcza jeśli włóczka jest cieniutka, a szal szeroki. W takiej sytuacji można sobie życie ułatwić, zaopatrując się w specjalistyczne urządzonko -  fringe twister, które produkuje np. firma Ashford czy Leclerc.


Są też  elektryczne twistery.


Jak łatwo zgadnąć nie są to tanie przedmioty. Dlatego zamiast tych drogich urządzeń można się zaopatrzyć w...


Urządzenie "chodzi" na Allegro najczęściej jako "maszynka do zaplatania warkoczyków". Warkoczyków to ona nie zaplata, ale frędzle robi jak się patrzy. Wydatek rzędu kilkudziesięciu PLN. Ja zapłaciłam 26,50 zł. I nie narzekam :-)