Jeździłem przez pół Polski, a może nawet przez prawie całą, bo tyle to jechanie trwało, a teraz trochę bardziej do rzeczy. Byłem na wakacjach, było najsuperowiej na świecie. Daleko od domu bo tak jakoś coś 600 km z dokładką, czy ileś, ale było normalnie nie do opisania.
Mam tyle myśli co chciałem napisać, ale wszystko w tym samym czasie mi się wtyka w głowę, że nie wiem od czego zaczynać. Normalnie mam mętlik pętlik, ale najważniejsze wiadomości to są takie, że się super i niezapomnianie bawiłem, a jak przyszedł dzień powrotu to były nawet łzy nieszczęścia, że trzeba wracać, no ale wiadomo jak to jest.
To może teraz znowu trochę od początku. Byłem w stolicy najlepszych krówek na świecie w Dobrym Mieście, chociaż fabryka teraz produkuje chwilowo same śliwki w czekoladzie, bo chyba mają zbytnio za dużo tych śliwek i trzeba je sprodukować żeby nie leżały w magazynie, a krówki będą dopiero we wrześniu, to taka informacja z dobrego źródła. No ale wracam do tematu. Mieszkałem w pięknym, miłym domku u Cioci Teresi, która tak pysznie gotuje, że można tylko jeść i leżeć z zachwytu. Ma też wyśmienitego Męża z którym fajnie sobie rozmawialiśmy i superowego Syna w moim stylu, z którym słuchaliśmy świetnej muzy oraz drugiego syna, który wyjechał niestety za granicę i się nie zapoznaliśmy bliżej oko w oko, ale rozmawialiśmy sobie przez telefon i miał miły głos więc na pewno jest też super. Wszyscy się bardzo polubiliśmy. Wiele zobaczyłem i zwiedziłem całe miasto, byłem w Kościele, który jest zabytkowy. Tylko Msze się odbywają jakoś za krótko i więcej się śpiewa pieśni, których nie wszystkie znam. Powietrze było aż pachnące świeżością, nie to co u nas. To znaczy na całej Warmii nie tylko w Kościele było to powietrze. Potem jeszcze w bardzo miłym gronie byłem jeszcze w Głotowie na Kalwarii i odbyliśmy wędrówkę przez Drogę Krzyżową Pana Jezusa. To było bardzo wzruszające jak zobaczyłem te figury które przedstawiały to wszystko. Pani Stryjna czytała nam taki specjalny pamiętnik o tym wydarzeniu, żeby było profesjonalnie. A ja się trochę w tym lesie bałem kleszczy, że na mnie skoczą, ale widocznie były już najedzone i spały bo się nie czepiały. Mam nawet zdjęcia z tej wyprawy ale oczywiście Kobiety protestowały że brzydko wyszły i nie chcą się pokazywać. Nie wszystkie Kobiety protestowały no ale bez zgody zdjęć nie będę pokazywał, ale z Panem Mężem Pani Stryjnej sobie zrobiłem i mam zgodę na pokazanie. Oto my z Panem L.
My chłopaki nie mamy takich problemów, że mamy nie taką pozę czy minkę.
W Głotowie znalazłem przepiękną żabkę ale skubaniutka tak szybko uciekała i nie chciała dać się złapać chociaż przez chwilę ją trzymałem. Była taka delikatniutka, że aż strach żeby jej nie zgnieść. Oczywiście chciałem się pochwalić tą żabeczką, ale się okazało, że wszyscy się jej bali i nie chcieli jej oglądać. Dorośli to się boją takich fajnych rzeczy. Widziałem też takiego chłopaka który miał białego węża żywego na karku, a jakie miał piękne oczka całe czerwone, to znaczy ten wąż miał czerwone oczka a nie ten chłopak. Ale oczywiście moja mama się cała zamroziła na ten widok, a że szliśmy z moją Ciocią i też się zamroziła na ten widok to jakoś tak przyśpieszyły, że się nie poprzyglądałem mu bardziej.
A tutaj pływaliśmy na jeziorze w łódce, to znaczy ja tylko siedziałem bo te wiosła to były dla mnie trochę za duże żebym się nimi tak doskonale posługiwał. Oczywiście pływaliśmy sobie długo i było świetnie. Wiaterek i strasznie głęboka woda to były emocje ale się nie bałem bo Pan L. jest doskonale wyszkolony z wiosłowania i pływaliśmy bez kołysania na boki. To była taka moja pierwsza wyprawa łódką. Było normalnie superowo.
Pozdrawiam wszystkich i do zobaczenia znów. Kuba.
P. S.
Wszystko w wielkim skrócie, bo tyle przeżyłem pięknych chwil, że bym musiał napisać książkę, a nie notkę. Dziękuję za te wspaniałe i wesołe chwile, których nie da się zapomnieć.