Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Papavero. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Papavero. Pokaż wszystkie posty

22 sierpnia 2014

Spódnica od Papavero po raz kolejny

Dziś pierwszy post z serii spódnic. W ostatnim tygodniu wyprodukowałam cztery! Sama jestem w szoku. No i może na razie na tych czterech poprzestanę. Ale tylko na razie ;)


Spódnicę, którą dziś oglądacie uszyłam dla koleżanki (ze studiów i z pracy zarazem).
Oprócz niej powstały jeszcze dwie inne - jedna czarna z przodem z eko-skóry i tyłem dzianinowym, a druga w drobną pepitkę i z czarnymi lampasami po bokach (zdjęć niestety nie mam - jak tylko uda się je sfotografować, nie omieszkam ich pokazać). Ta, którą dziś oglądacie powstała z resztek tkanin pozostałych po poprzednich dwóch spódnicach (to się nazywa efektywne wykorzystanie surowca;)).
Co tu dużo opowiadać... Jest to model spódnicy dla Tereski od Papavero (ten model szyłam kiedyś dla siebie, swoją drogą niezbyt udany - KLIK), zapinana na zamek kryty, z pęknięciem z tyłu, bez podszewki, bo tkaniny jej nie wymagają, podłożona ściegiem elastycznym.
Z racji tego, że szyłam ją bardzo długo (aż wstyd!), to nie jestem w stanie powiedzieć Wam, ile tkaniny zużyłam i jak się ma wybrany rozmiar do rzeczywistości (czy poprawki rozmiaru były to też nie pamiętam...). Model oczywiście skrócony odpowiednio do sylwetki Pauliny.








Co sądzicie o takim sposobie wykorzystywania resztek tkanin? Macie w zanadrzu jakieś modele, które się do tego nadają?

8 kwietnia 2014

Mięta czy błękit?

Ze spódnicy, którą Wam dziś pokazuję zadowolona nie jestem. Na jej szyciu spędziłam cały weekend, a wyszło z tego... szkoda gadać.
Wymyśliłam sobie, że tą tkaninę przeznaczę na spódnicę z zakładkami, a że miałam jej całkiem sporo, to umyśliłam, że chciałabym, żeby powstała z niej jeszcze spódnica z pełnego koła. Więc na ilości przeznaczonej na tę akurat spódnicę musiałam oszczędzać. Najpierw przeżyłam istne męczarnie nad ułożeniem zakładek, żeby było równo, obrysowałam tkaninę na każdym brzegu po każdej stronie, układałam i spinałam szpilkami chyba z pięć razy. Głowiłam się nad ty, jak szerokość zakładek wyliczyć, żeby równo był (w końcu podobno matematykiem jestem). NIC Z TEGO. Za każdym razem była klapa, spódnica okazywała się za wąska. W końcu stwierdziłam, że w nosie i z tym, będzie marszczona. Umyśliłam sobie nie zwykły pasek, a karczek. Po przyszyciu do niego spódnicy okazało się, że wygląda to z d**y... Zaczęło się prucie. Miałam już tego serdecznie dość. Nadal żyłując na ilości materiału, z tego co zostało skroiłam spódnicę z papavero, o taką:



No z tego, co zostało wyszła jak na ten model za krótka. Tkanina nie rozciąga się w ogóle, więc skroiłam ciut szerszą niż wynika z mojego rozmiaru, no i oczywiście jest za szeroka, zwłaszcza dołem. Jak już coś zaczyna iść źle, to na całego. Uwierzcie mi, męczyłam się cały weekend, nad JEDNĄ spódnicą. Fakt, że z podszewką, bo bez niej spokojnie pół miasta mogłoby moje cztery litery oglądać...

Generalnie model fajny, kolor fajny, ale co mi ona nerwów napsuła, to moje...




Jak już ją założyłam i spojrzałam w lustro, to stwierdziłam, że nie jest najgorzej. Po obejrzeniu zdjęć mam to samo zdanie co przedtem... Spódnica zalegać więc będzie na dnie szafy.
I na dodatek mam focha na M, że się zupełnie do zadania fotografowania nie przyłożył...

No, to mi ulżyło :)

16 lutego 2014

Co tu ubrać?!

Pewnego pięknego dnia minionego tygodnia wróciłam z pracy z myślą, że w mojej szafie brakuje eleganckich spódnic idealnych do pracy (co prawda u mnie w pracy nie ma określonego dress code'u, ale czasami mam ochotę wyglądać elegancko i kobieco). Przejrzałam wszystkie posiadane wykroje i jeden z nich mnie zachwycił - wykrój na spódnicę z karczkiem z papavero.pl, o taką:


Zalogowałam się, wybrałam odpowiedni rozmiar i wydrukowałam. Później sklejanie wykroju, wycinanie form i obmyślanie, jakich materiałów użyć... Jeden wieczór i spódnica jest - bez podszewki tylko dlatego, że chciałam następnego dnia włożyć ją do pracy ;) Rozmiar okazał się być idealnym, jedynie w talii nieco odstaje, ale dzięki temu można swobodnie wpuścić do środka bluzkę i pokazać karczek. Niestety wstawki z tyłu nie wyszły idealnie - to znak, że potrenować muszę wszywane tego typu elementów. Koniec końców łącznie kilka godzin pracy i jeden mały problem typu "Nie mam się w co ubrać" z głowy :)




Materiał to chyba jakaś wełenka (pewna nie jestem - resztki dostałam od szyjącej znajomej), wstawka z eko-skóry. Model tak mi się spodobał, że wykroju na pewno jeszcze nie raz użyję - uszyję sobie całą kolekcję spódnic służbowych ;)

Zdjęcia wręcz wybłagane, okupione niemalże kłótnią z fotografem - zmienić go chyba trzeba ;)

Pozdrawiam!

11 listopada 2012

Granatowa sukienka papaverowa nie na żywywm manekinie ;)

Kolejna sukienka dołączyła do mojej skromnej kolekcji. Dzięki temu, że zaczęłam szyć mam nadzieję zyskać ich jeszcze więcej :)

Kolejna niestety bez podszewki, bo najzwyczajniej w świecie nie zaopatrzyłam się w takową... Przed chwilą wpadłam jednak na genialny pomysł - jak już kilka rzeczy mi się uzbiera, to zamówię hurtową ilość w internecie :) mało profesjonalne jest doszywanie podszewki, wiem, ale ja profesjonalistka nie jestem, chociaż dążyć do tego będę, obiecuję :)

Sukienkę uszyłam z wykroju papavero, ma dodatkowy szew na środku przodu, bo w taki też sposób szyta była spódnica, z której sukienka powstała, więc wyjścia nie miałam, a straaaasznie podoba mi się materiał i jego wzór. Przypomnę, jak tkanina wygląda - jest to druga od góry ze zdjęcia poniżej (mocne zbliżenie):


Jedno zdjęcie udało mi się zrobić w trakcie krojenia:


No i skończona (znów częściowo, bo bez podszewki) sukienka na wieszaczku:


Zakładki wyszły ciut nierówno. Jak widać na zdjęciu wykończenia przy zamku nie dopracowałam - przyznam, że z lenistwa ;) ale jestem pewna, że kłuć w oczy będzie i w końcu spruję i poprawię, może przed a może przy wszywaniu podszewki. Krój sukienki, a dokładniej zakładki z przodu musiałam oczywiście modyfikować, bo nienawidzę niedopasowanych ubrań - chociaż takie są teraz modne, ale ja chyba bardziej klasyczny styl mam... Sporo też wszyłam z tyłu, dlatego zakładki są ciut za blisko siebie, ale tu znów moje lenistwo wzięło gorę - zamiast pruć, wolałam wziąć większy zakład...

Ach, i jeszcze jedna bolączka - dekolt z przodu, który odstaje. Najlepszym myślę rozwiązaniem byłoby spruć i głębiej wszyć na środku przodu, ale to znów ogrom pracy, głównie prucia... Dochodzę do wniosku, że najlepiej byłoby może szpilkować i przymierzać zanim się zszyje ;) wtedy jest jeszcze jakieś pole manewru, ale przecież tak się na szyciu skupiłam, że o tym nie pomyślałam... Ech.. szczyt nieprofesjonalizmu...

Zdjęcia na żywym manekinie, czyli na mnie dopiero jak fotograf się "odgniewa"... Albo jak złapię trochę lepsze światło i zadziała samowyzwalacz...

Na więcej szczegółów nie mam siły... Wybaczcie...

29 października 2012

Papaverowa sukienka (prawie) skończona

Zanim o sukience... Pomyślałam, że chcąc troszkę poważniej potraktować sprawę bloga, który z pomocą Waszą i Waszych odwiedzin jest dla mnie ogromną motywacją do pracy, podejmowania coraz to trudniejszych wyzwań i powstrzymywania się od rzucenia wszystkiego w ciasny i ciemny kąt, należałoby tu co nieco zmienić. Po pierwsze wygląd - bo to, co jest teraz to żenada :) po drugie może nazwę....? Bo to podobno klucz do sukcesu. Chociaż z drugiej strony większość z tych, co tu zaglądają kojarzą mnie właśnie po tej, która jest... Myślę więc i myślę... A w tym myśleniu i działaniu wspiera mnie mój M, który zajmie się oprawą graficzną :) Reszta zależy ode mnie...

No dobra, a teraz do rzeczy...

Po kilku dniach a wielu godzinach prawie skończyłam papaverową sukienkę. Nie obyło się oczywiście bez problemów, przeróbek i kombinowania... Na sukienkę poświęciłam dwie kupione na lumpie spódnice (około 8 zł.), zamek kryty (2,90 zł), troszkę fizeliny (parę groszy), nici i czas oczywiście :) Zaczęło się od prucia spódnic - tego nie cierpię, ALE jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma :) potem krojenie części sukienki - no i tu pojawił się problem, gdyż dość długie spódnice okazały się jednak za krótkie na sukienkę - stąd też kombinowanie - wymyśliłam sobie serduszko na łączeniu przedniej części sukienki. I co? I żałuję. Chyba to zbyt skomplikowane jak na moje szyciowe początki - w tym miejscu sukienka marszczy się, ciągnie i spłaszcza, czego strasznie nie lubię... Na szczęście na bokach i z tyłu wyszło w porządku, bo to proste szwy tylko. Najpierw zszyłam części przodu, później części tyłu, a następnie ramiona. Odszycia dekoltu i pach wykroiłam sama odrysowując formy od częściowo pozszywanej i rozłożonej na płasko sukienki, a przyszyłam według wskazówek Bożeny (część z Was pewnie już tą metodę zna, dla tej drugiej części podaję LINK do posta i filmiku) - okazało się, że całkiem to łatwe - DZIĘKUJĘ :) Poszywałam boki, przestębnowałam dekolt i pachy i po raz pierwszy na siebie założyłam. Co się okazało...? W talii za dużo, bod biustem za dużo, więc szpilki w rączkę, przypinanie, potem dopasowywanie - jak ja tego nie lubię... Ale podołałam. Na końcu trzeba było podłożyć dół sukienki - zrobiłam ją krótszą niż jest w oryginale i wydaje mi się, że powinna być bardziej wąska. Zrezygnowałam jednak z rozcięcia z tyłu, więc chyba zwężać nie będę, co by wygodniej się nosiło i chodziło..

To gadania byłoby na tyle, teraz zdjęcia...



Teraz troszkę szczegółów: odszycie pach - w jasnym kontrastowym kolorze. Myślę, że źle nie wygląda ;)


Odszycie dekoltu - na szczęście w realu wygląda lepiej :)

 No i to nieszczęsne serduszko... Żałuję, że nie zrobiłam prostego cięcia, byłoby zdecydowanie lepiej...


Może macie pomysł, co z tym zrobić, żeby tak źle nie wyglądało...? Bo ja nie mam pomysłów...

p.s. sukienka PRAWIE skończona, bo myślę o doszyciu podszewki - jasna część prześwituje - czego na szczęście na tych zdjęciach nie widać :)

p.p.s. ze względu na małe przemeblowanie, od tej pory zdjęcia będą robione na tle mojej krzywo ściętej firanki (nie komentujcie tego, proszę ;) póki stała tak kanapa widać nie było :P )