Za niecały miesiąc planujemy urlop. Przyznam szczerze, że ostatnio o niczym innym nie myślę;) Lubię ten czas przed, gdy studiuję przewodniki i czytam książki o miejscach, które planujemy zobaczyć. W drodze na Chorwację zahaczymy o Węgry. To tylko jeden dzień w tym kraju, ale doskonale wiem, gdzie chcemy uderzyć. Będzie to z pewnością początek naszej dłuższej znajomości z "Madziarami". Po lekturze "Czardasza z mangalicą" Krzysztofa Vargi, zapragnęłam odświeżyć wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to z rodzicami jeździłam do Budapesztu i nad Balaton. Varga pisze, że na Węgrzech czas się zatrzymał... Tam poznałam smak "białej" papryki, którą zagryzałam pszennym chlebem... Tam odkryłam, że istnieje takie warzywo jak bakłażan i że kukurydzę jadzą nie tylko zwierzęta;) Arbuzy i brzoskwinie już nigdy nie smakowały tak jak te z budapesztańskiego targu... A dezodoranty Fa do dzisiaj wywołują u mnie nutkę nostalgii...
Po powrocie z pracy szybko wskakuję w drechy i bambosze i na sofie obkładam się książkami. Koniaczek na 2 palce przyjemnie rozpływa się po ciele i przenoszę się w inny wymiar;) Tak, tego mi było potrzeba!