Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sentymenty. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sentymenty. Pokaż wszystkie posty

19 maja 2014

Wchodzę w klimat...

Za niecały miesiąc planujemy urlop. Przyznam szczerze, że ostatnio o niczym innym nie myślę;) Lubię ten czas przed, gdy studiuję przewodniki i czytam książki o miejscach, które planujemy zobaczyć. W drodze na Chorwację zahaczymy o Węgry. To tylko jeden dzień w tym kraju, ale doskonale wiem, gdzie chcemy uderzyć. Będzie to z pewnością początek naszej dłuższej  znajomości z "Madziarami".  Po lekturze "Czardasza z mangalicą" Krzysztofa Vargi, zapragnęłam odświeżyć wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to z rodzicami jeździłam do Budapesztu i nad Balaton. Varga pisze, że na Węgrzech czas się zatrzymał... Tam poznałam smak "białej" papryki, którą zagryzałam pszennym  chlebem... Tam odkryłam, że istnieje takie warzywo jak bakłażan i że kukurydzę jadzą nie tylko zwierzęta;) Arbuzy i brzoskwinie już nigdy nie smakowały tak jak te z budapesztańskiego targu... A dezodoranty Fa do dzisiaj wywołują u mnie nutkę nostalgii... 
Po powrocie z pracy szybko wskakuję w drechy i bambosze i na sofie obkładam się książkami. Koniaczek na 2 palce przyjemnie rozpływa się po ciele i przenoszę się w inny wymiar;) Tak, tego mi było potrzeba!

10 sierpnia 2013

Podbijamy Górny Śląsk




W tamtym roku buszowaliśmy po Warszawie, a tym razem, w 15tą podróż poślubną, będziemy poznawać Górny Śląsk. Wybór dość kontrowersyjny, bo jak mówimy znajomym, że my tym razem do Katowic, Bytomia... to dziwnie się na nas patrzą;))) Co tam chcecie zobaczyć? Większość kojarzy Katowice z Pyrzowicami;))) My oczywiście postanowiliśmy ugryźć Śląsk po swojemu. Pobuszujemy po zapomnianych podwórkach (mam nadzieję, że nas nie "obiją";) i zahaczymy o kilka imprez kulturalnych.  Koniecznie chcę zobaczyć Nikiszowiec i Giszowiec, a reszta? Zobaczymy jak nam czasu i sił starczy. Noga za nogą będziemy się włóczyć i wyszukiwać "klimatycznych" miejsc. To uwielbiamy!

6 sierpnia 2012

Ruszamy na podbój stolicy

Mamy taką małą tradycję  z Gerem, że co roku w naszą rocznicę ślubu, wybieramy się do innego miasta w Polsce. W tym roku po raz 14ty wyruszymy w naszą podróż poślubną. Cel? Warszawa! Wstyd się przyznać, ale oboje jeszcze nie byliśmy w naszej zacnej stolicy, więc w tym roku postanowiliśmy nadrobić zaległości. Jedziemy pociągiem, więc tym bardziej będzie to dla nas gratka, ponieważ pamiętamy jeszcze nasze podróże nad morze w zatłoczonych do granic możliwości wagonach. Pozycję podróżowania "na bociana" (czytaj na jednej nodze pomiędzy plecakami;), mogę zaliczyć do jednych z wygodniejszych. Pewnie i Wy macie jakieś wesołe wspomnienia związane z podróżowaniem kolejami PKP? Gdy pociąg wjeżdżał na peron, zaczynała się jazda;)
Mam już trochę typów, co chcę zobaczyć, ale jeśli szanowne koleżanki Warszawianki i nie tylko oczywiście, mają jakieś ciekawe propozycje, z miłą chęcią zapiszę je w podróżniczym kajecie. 
Kompletuję też garderobę, coby w stolicy prezentować się godnie;) Mam nadzieję, że pogoda dopisze i złapiemy w obiektywy wiele ciekawych kadrów.











30 maja 2012

Mała psychoanaliza


Gdy zobaczyłam te piłki lekarskie, nie mogłam wobec nich przejść obojętnie! Oczyma wyobraźni już je umiejscowiłam w salonie i na nic zdały się argumenty, że nie ma na nie już miejsca;). Służą nam jako pufy. Ponadto skłoniły mnie do małej psychoanalizy własnej osoby. Rzut piłką lekarską w przód i w tył, obok biegów, skoku w dal, skoków przez kozła, był jedną z tych dyscyplin w szkole, w których byłam dobra. Natomiast wszelkie gry zespołowe, wymagające współpracy w grupie, rywalizacji, bliskiego kontaktu cielesnego, nie czułam... Po prostu jestem SOLISTKĄ! Lubię działać we własnym rytmie. Pytanie o ulubiony sport jest podobno jednym z najczęściej zadawanych pytań, podczas przesłuchań o pracę. Pewnie dlatego nie miałam "szczęścia" do pracy na etacie. Blisko 10 lat prowadziłam własną firmę i w tej wodzie dobrze pływałam. I to wcale nie znaczy, ze nie lubię ludzi. Lubię, ale nie łatwo się zaprzyjaźniam. Mam jedną przyjaciółkę od blisko 30 lat i ona zawsze była lepsza ode mnie w rzucie piłką lekarską;)))



Natomiast w ATELIER znów coś się dzieje. Powstał pan Fred, jako towarzysz pani Tusi,bo przecież we dwoje raźniej iść przez życie!



 I we dwoje (zdjęcie dodane później)
 

26 stycznia 2012

Za co kocham VINTAGE

V I N T A G E skradło moje serce około 3 lata temu. Przynosząc do domu kolejną "niepotrzebną" rzecz zauważyłam, że sprawia mi to ogromną radość. Przenosiłam się myślami w inne czasy i rozmyślałam w czyich rękach ona była, kim był ten człowiek, co lubił a co nie. Gdy penetrowałam po raz kolejny strych własnego domu, znajdowałam przykurzone i zapomniane przedmioty z mojego dzieciństwa i jak za dotknięciem różdżki już tam byłam... Lubię ten stan, w który stare przedmioty mnie wprowadzają. Robię się sentymentalna. Uwielbiam tworzyć małe scenografie, rodem z przedwojennego filmu. W salonie panuje zupełnie inna atmosfera, niż w pozostałej części domu. Jest to małe składowisko osobliwości, gdzie każdy znajdzie coś, na czym zawiesi oko i powie: moja babcia miała taki sam, widziałam coś takiego u wujka, dziadka... Niby martwe przedmioty, a tyle mają w sobie życia...






Moje Drogie mam nadzieję, że następnym razem pokażę Wam moje odmienione ATELIER. Potrzebowałam odmiany, aby mi się bardziej chciało chcieć;). A dzisiaj bal karnawałowy u Mili w przedszkolu. Rodzice też mają przyjść przebrani. Nie zgadniecie kim będę...;)))
Ściskam mocno i dziękuję za wymianę zdań na temat alfabetu polski zup i nie tylko. Dziękuję za nowe, zupełnie mi dotąd nie znane przepisy. Jesteście niewyczerpaną składnicą inspiracji!

29 kwietnia 2011

Miejski ogród i tajemnicza szuflada

Tego jeszcze nie robiłam... Telefonem starym jak świat pstrykałam dzisiaj zdjęcia i efekty jakie są, to widać... (Mój "kamienny" aparat nadal nie daje znaków życia). Skupię się więc na tym, co na nich widać. Na pierwszym planie jedna z tabliczek od Jolanny z napisem "Garden". Uwielbiam ją! Cały zielnik czekał na stół po pradziadku. Pisałam już kiedyś o nim i w końcu jest! Co najcenniejsze, to w szufladzie znalazłam nie lada gratkę. Pradziadek zapisywał ołówkiem, co któremu dziecku dał : "Helce 5 morgów, Hance krowę, Heńkowi [tutaj już nie odczytałam]". Jest jeszcze trochę kaligraficznych wyrazów, ale nie potrafię ich rozszyfrować. Jak już uruchomię mojego Canona, to zrobię wyraźniejsze zdjęcia.




Z i e l o n y
d o m e k

5 kwietnia 2011

RETROspekcja



Zwiedzanie Muzeum Zabawek w Kudowie Zdroju, to prawdziwa podróż w czasie. Są tu zabawki począwszy od XIX wiecznych aż po te z lat PRL-u. Domki dla lalek, urządzono z dbałością o szczegóły...

Nie sposób pozostać obojętnym wobec niektórych eksponatów. Szkolne przybory z dawnych lat można było oglądać u mnie TUTAJ (tablica elementarzowa) i TUTAJ (liczydła).


Gry planszowe również udało mi się upolować TUTAJ i rakietki TUTAJ



A misiaki? Sama posiadam niezłe egzemplarze. A na targu staroci uchwyciłam TAKIE.



Przyznacie, że nie popisałam się dzisiaj żadnymi nowinkami. Same starocie, a w dodatku poniewieram Was po starych wpisach. Mam nadzieję, że nie wyszłam na ramola i nie zanudziłyście się? Może niektóre z Was znajdą tu swoją, rodziców lub dziadków zabawkę?

15 marca 2011

Powrót do przeszłości

Oto moje wiosenne łupy - zielona walizka i tablica elementarzowa


Targ staroci potrafi przenieść nas w przeszłość. Co rusz napotykasz przedmioty nieodłącznie kojarzące Ci się z dzieciństwem. Mój łup pokazał swoje prawdziwe oblicze dopiero w domu, gdy wzięłam do ręki stary "Elementarz" Falskiego. Byłam pierwszym rocznikiem, który nie uczył się już z tej książki. Był rok 1983, gdy poszłam do pierwszej klasy i marzyłam o tym elementarzu, a w zamian dostałam podręcznik, który po jednym otwarciu rozsypywał się w drobny mak... każda kartka osobno.


Przekartkowałam kilka stron i bingo! Jest moja tablica! Trochę się różni szczegółami, ale tytuł ten sam "To jest rynek". Tylko teraz ja Was pytam - "jakiego miasta?"


Kliknij poniższy obrazek, to się powiększy.


Rozbrajają mnie zamieszczone tam teksty;)

Mama w kuchni dziś gotuje.
- Co tak pachnie-pyta Stach?
- Poznaj Stachu po zapachu.
- Może kapusta?-mówi Stach.
- Och to groch-woła Zochna.
- Mama grochówkę gotuje.


U mnie miał być dzisiaj na obiad pyszny łosoś z sałatką z grejpfruta i czerwonej cebuli, ale gdy wyciągnęłam łososia z lodówki, powalił mnie jego zapach! Czy w tym kraju jest miejsce, gdzie można kupić świeżą rybę??? I jak jeść ryby i "być zdrowym", skoro wcześniej można zejść na wskutek zaczadzenia? Nic, będzie schabowy z kapustą! Poznaj Stachu po zapachu... A grejfprut został zjedzony solo!

Dzisiaj rano usłyszeliśmy po raz pierwszy w tym roku "naszego" ptaszka, który ciurla nam od wiosny po jesień już od godziny 4 rano. Miło zacząć tak dzień!

A mnie nie pozostaje nic innego jak wziąć się za porządki. Zakupiłam piękne czerwone, "dizajnerskie" gumowe rękawice i :
Biorę mydło. Wodę biorę.
I pięknie sobie bieliznę piorę.
Pieni się, bieli mydlana piana.
I już bielizna pięknie uprana
O, jaka biała bielizna cała.



Miłego dnia moje Drogie!
Dziękuję, że jesteście!