Właściwie to zaczęło się od księżniczek... Ale że wszystkie były naszkicowane w jednym egzemplarzu i od razu potraktowane kolorowymi kredkami przez nasze kochane przedszkolaczki, więc musiałabym je przerysować, aby znów mogły pełnić funkcję kolorowanek.
Później przyszła kolej na smoki...

Aż w końcu dzieci zaczęły przynosić swoje ulubione zabawki, żeby "ciocia" rysowała ich portrety. Tym razem każdy szkic odbijałam na ksero, aby za kilka dni (albo minut ;-) ) nie rysować tej samej figurki... A przy okazji po jednym egzemplarzu zostawiłam dla siebie :-) Są to szkice wykonywane "na szybko", najczęściej po prostu czarną kredką, więc proszę Was o wyrozumiałość.
Tego misia poniżej chyba specjalnie przedstawiać nie trzeba ;-)
była jeszcze miniaturowa laleczka,
wyścigówka (imienia niestety nie pamiętam) z bajki "Auta 2",
kapitan Hak (za modela służyła figurka z zestawu Happy Meal...),
oraz Jake (z bajki "Jake i piraci z Nibylandii")...
A na koniec kolorowanka przygotowana dla koleżanki nauczycielki do tematu o zdrowym odżywianiu, realizowanego w grupie starszaków...
Powstała jeszcze cała seria traktorów (rysowanych dla chłopca, który niczego innego nie chciał kolorować) oraz inne filmowe (i nie tylko) samochodziki, ale wszystkie zdążyły już wywędrować z przedszkola...
-(-@
Nie są to jakieś artystyczne rysunki, ale przecież nie to jest najważniejsze... Dla mnie liczyło się, że mogłam dać coś z siebie dzieciom, przy okazji czerpiąc przyjemność z patrzenia na ich uśmiechnięte buzie, kiedy na kartce pojawiał się wyczekiwany rysunek. Mogłam... Dopóki jedna z nauczycielek nie stwierdziła, że nie można rysować "za dzieci", że powinny próbować robić to same (przy czym sama wciąż przynosi im oklepane kolorowanki znalezione w sieci).
Hmmm... Czy tylko ja czegoś tu nie rozumiem?
-(-@