poniedziałek, 20 listopada 2017

choroba konta JA i moje wesołe miasteczko - czyt. dom

We wtorek wylatuje do Polski na kilka dni a konkretnie na sprawę rozwodową Moniki. 
Wiadomo - wszystko muszę pozałatwiać przed wylotem, więc od samego rana - sklep, bank, drugi sklep, trzeci - bo w drugim nie ma twarogu, poczta..... i wszystko wyglądałoby jak codzień, ale..........

CHORA JESTEM!!!!!! 

Gardło mnie boli, katar z nosa leci, zimno mi, gorąco, znowu zimno, a siaty z tym pieprzonym twarogiem, indykiem ważą dzisiaj jakby więcej niż zazwyczaj.....

Wywiadówka, dodatkowe zadania dla młodego na wyjazd, bo opuszcza tyle dni to babka zamiast 3 kartek A4 przygotowała mi 20..... (Ciekawe kto to z Nim robić będzie, bo ja latając z jednego sądu do drugiego raczej nie dam rady....) i już myślałam, że usiądę na dupie i napije się kawy.... przypomniało mi się o boxie i 3 kartkach, które były zamówione.... 
i muszę je zrobić.


Dalej twardo pędzę i przypominam sobie o odprawie.... 
No tak - bez bilety to raczej nie polecę.
Paszporty..... SĄ! powpisywałam daty....
Drukuję.....

i......


LECĘ W ŚRODĘ!!!!!!

Zaparzyłam kawę, usiadła na kanapie..... 
i delektuję się chwilową ciszą :)
Na spokojnie zamówienia mogę dokończyć jutro, nie muszę siedzieć do 4 w nocy, mogę spakować się w normalnym tempie..... i dorobić kartki na kiermasze :)
Jeden dzień a czuję się jakbym wygrała na loterii.

Udanego wieczoru :)
Agnieszka

wtorek, 7 listopada 2017

Jaki poniedziałek taki cały tydzień.... OBY NIE!!!!!

PONIEDZIAŁEK

Jadę do Agnieszki.
Umawiałyśmy się chyba od ponad tygodnia.
Jak w każdy poniedziałek - 8:45 Oliver jest już w szkole, 
travelkę spakowałam, 
książka w torebce.... 
jadę.
Mam chyba z 3 przesiadki i z tego co pokazuje aplikacja czeka mnie ponad godzina podróży.

Zadowolona, bo z pierwszego na drugi autobus udało mi się przeskoczyć w dosłownie 2 minuty.
Z kolejną przesiadką jest już trochę gorzej.... 
27 minut czekania. Zimno, wieje.... tłum ludzi..... 
Dobra - myślę.... 
Zaczynam czytać, bo i tak nie mam nic do robienia w bateria w telefonie pokazuje 30% i wystarczyć mi to musi do 18:00......

Książka "Róża" Agnieszki Opolskiej na tyle mnie wciągnęła, że o mało co nie odjechał mi autobus i utknęłabym na kolejne pół godziny na tym przystanku, ale jadeeeee......
Jedna osoba się drze, bo przecież wszyscy pasażerowie muszą wiedzieć, że na obiad będzie fish and chips, bo ona nie będzie stała przy garach, bo ma spotkanie "gdzieśtam" i robić będzie paznokcie.... koniecznie z cyrkoniami.... ORYGINALNE!!! Swarovski.....
Wysiadła po 15 minutach.... 
To nic, bo wsiadła kobieta z 4 dzieci.... Tym razem dzieci się wydzierają śpiewając na całe gardło 
the wheels on the bus go round and round..... Próbuje czytać, ale uświadamiam sobie, że czytam jedno zdanie 3 razy i dalej nie wiem o czym czytam..... 
I pomyśleć, że samochodem byłabym w niecałe 20 minut.... Przysięgam, że jeśli nie kupimy tego samochodu w przyszłym roku SZLAK MNIE TRAFI!!!

Jadę dalej.... korek..... 
Jest 10:00 PONIEDZIAŁEK a mnie już szlak trafia.....i już wiem, że w drodze powrotnej będzie to wyglądało
TAK SAMO.....



Z Agą tradycyjnie nie mogłyśmy się nagadać....
Nawet porządnie się nie rozsiadłam i już trzeba było wracać.... z ambitnym planem, że zrobię zakupy, bo młody jest na popołudniowych zajęciach w szkole.
Taaaaa, zakupy, jasne.... i może jeszcze pranie zrobię i włosy pofarbuje....
Dojechałam do pierwszego, większego skrzyżowania..... Aplikacja pokazuje 30 minut żeby konkretnie ruszyło....
Nie wytrzymałam.... wysiadłam i poszłam na pociąg wiedząc, że o Sainsbury (supermarket a'la Tesco) mogę zapomnieć, ale zdążę odebrać Młodego.


16:30 - Jestem pod szkołą. 
Oli wychodzi z miną.... Już wiem, że coś się stało....
"Mamo, zgubiłem kurtkę, przepraszam."
Czuję, że robi mi się ciepło.... 
Ledwo co ją kupiłam..... 
"Gdzie ją ZGUBIŁEŚ?????????"
Oliver: "No gdzieś, nie wiem, chyba na podwórku jak mieliśmy przerwę."

Idę do office żeby ktoś poszedł sprawdzić, bo średnio uśmiecha mi się wydawać kolejne 45 funtów, ale w biurze nikogo nie ma, bo wszyscy przygotowują się do fajerwerków ZA 30 MINUT!!!!! a to oznacza, że jutro mogę zapomnieć, że znajdę kurtkę bo za chwilę będzie tu tłum ludzi...... 
Oli ryczy, mnie krew zalewa....
Jakaś baba mi mówi (pierwszy raz ją na oczy widzę), że mam przyjść jutro, bo teraz nikt mi nie pomoże....
Świetnie.....
David, gdzie jest Davis.... facet z biura z którym zawsze się dogadasz i zawsze wszystko załatwi....
Informują mnie, że jest gdzieś na terenie szkoły.... No to się dowiedziałam....
Czekam, czekam i czekam.... 
David przebiega z grupą nauczycieli a ja się wydzieram na pół korytarza, że mam ważną sprawę.
No, ale co... załatwiłam.... Kurtka się znalazła zawieszona na płocie, co z tego, że gapiło się na mnie chyba z 50 osób.

Idziemy do domu na 15 minut, przebrać się, zjeść w biegu i z powrotem do szkoły, bo ją te całe fajerwerki.....
Wychodzimy, 20 minut oglądamy i znowu do domu.
Już mam usiąść na dupie, z kawą i książką....
ZAKUPY!!!! w lodówce widać światło.... i Grzesiek nie ma nic na jutro do pracy..... FUCK.....
Mijam się z mężem w drzwiach, buzi - buzi, "kotuś lecę" i już jestem w drodze na autobus.....

Też biegacie non stop jakbyście jeździły 200km/h po polnych drogach?
Agnieszka

piątek, 3 listopada 2017

nieperfekcyjna mama.....

To zdecydowanie nie jest mój tydzień....
Obiecałam sobie, że mój uzależniony od tableta i komputera syn będzie dostawać te cuda elektroniki tylko w weekendy i zaczęło się już od poniedziałku.

Box, zaproszenia, 3 tysiące kartek i jeszcze najlepiej kilka aniołków na szydełku na grudniowe kiermasze..... 
O godzinie 15:10 wyruszyłam do szkoły odebrać mojego 7letniego dzieciaka :)
Zadowolona, uśmiechnięta i pełna energii....
15:15 - odbieram Olivera i na samym przywitaniu: "cześć mamo, mogę tablet w domu??"
(NIEEEEEEEE mam ochotę wrzasnąć)
 Kochanie, mieliśmy umowę, że tablety, komputery, telefony są tylko w weekend. 
I co na to mój syn?? 
Foch na całego..... Żale do całego świata, że tydzień składa się z 7 dni i że codziennie nie jest sobota, albo niedziela. Idzie obrażony, już wyje, że obiadu jeść nie będzie i w ogóle bajki są głupie, nie chce mu się rysować obrazków dla dziadków i nie, nie będzie ani robić zadania domowego, ani czytać książki, którą dostał w szkole i musimy ją oddać w środę z moim podpisem, że przeczytał.....(Dżizys.... a mnie czeka dokończenie kartek, boxów i całej reszty, bo klienci czekają.....)

Po ryku ugięłam się dochodząc do wniosku, że we wtorek na 1000% już nie dostanie.


Wtorek....
Rano uświadomiło mi się, że jest Halloween....
Super - pomyślałam....
Wszystkie zamówienia mam zrobione i wysłane, kolejne mogę zacząć robić od środy, Oliver wymyślił sobie  ciasto dyniowe, więc od razu gdy Młody ląduje w szkole biegnę sobie na autobus i jadę na market, żeby zrobić zakupy.
Szparagi, indyk, cebula, 5000 innych rzeczy - zadowolona zapłaciłam - idę na autobus przeklinając jak szewc, że nie mam samochodu i uświadamiam sobie: NIE MAM DYNIIIIIIII (kurwaaaaaaaaa)
I  z tymi siatami od nowa do sklepu.
Dynia, orzechy, śmietanka i kolejne 30000 rzeczy do ciasta i wracam do domu.....
Zdyszana, zziębnięta, głodna.... i marząca o KAWIE!!!!

Ciasto zrobiłam.... w kuchni chlew jakbym miała urządzać przyjęcie dla 15 osób....  I krem do ciasta mi nie wyszedł... Do osiedlowego sklepiku po śmietanę i telefon do Karoliny.... ciastkowego eksperta do zadań specjalnych. Wytłumaczyła mi mniej więcej jak mam zrobić prosty krem i AMEN - udało się.
Przystroiłam dom, pozapalałam świeczki, postawiłam dynie, i zadowolona idę po Młodego.
Tradycyjnie ta sama sytuacja z dnia poprzedniego.... ale nakręciłam Go, że ciasto, że dynia i że idziemy z kolegami zbierać cukierki..... PRZESZŁO.

I wszystko super, jest ŁaŁ!!!! mamy pół godziny do wyjścia, Oli stwierdza, że chce być pomalowany cały na czarno.
Kupiłam kiedyś farbki do twarzy, więc myśle OK.... ale na czarno?
TAK, TAK CAŁA BUZIA NA CZARNO... bo będzie .... kimśtam....

Pomalowałam..... a Młody: "wiesz co mamo, ja jednak chce mieć pół twarzy na zielono, a pół jak człowiek!"
Ryk, cyrk, pół godziny znazywałam tą farbę.... zużyłam chyba z 40 wacików i mój krem do demakijażu.... a ta farba dalej nie chce zejść. Zielonej farbki oczywiście nie miałam.... znalazłam jakieś 100letnie cienie do powiek i go pomalowałam..... modląc się, żeby to zeszło do jutra, a najlepiej za pociągnięciem czarodziejskiej różczki najlepiej zniknęło......

Możecie się domyślić, OCZYWIŚCIE, że nie zniknęło!!!!

Pod koniec dnia, po przejściu kilku kilometrów, zaliczeniu imprezy z chłopakami marzyłam tylko o winie!!!!!A to dopiero wtorek.....

Jak minęło nam kilka kolejnych dni opiszę niebawem :)

Ps.kilka moich ostatnich prac:







Agnieszka

sobota, 28 października 2017

metryczki 3d

Jedna po drugiej powstają ramki 3D.
Metryczki dla dzieci :)
Przeważnie klienci chcą w odcieniach różowym lub błękitnym .... a mi się marzy fiolet, zieleń i szarość.








Udanego weekendu.
Agnieszka

wtorek, 17 października 2017

kartka z KREDKAMI w pudełku i pomarańczowe niebo

Lubię śluby i lubię tworzyć prezenty dla nowożeńców. 
Ludzie zatrzymują na pamiątkę takie rzeczy i często wracają do nich. Sama przechowuje w specjalnym pudełku kartki ślubne, które dostałam kilka lat temu - również od Was drodzy blogowicze.




W kartce z kredkami podoba mi się jeden patent - a mianowicie, że na kredki można nawinąć pieniądze i wygląda to dość efektownie i ciekawie jednocześnie.
Jest to też inna forma przekazywania pieniędzy :)


W Londynie mieliśmy wczoraj okazję podziwiać pomarańczowe niebo i wręcz łososiowe słońce. Był to efekt huraganu i żałuje, że nie mam lustrzanki. Znalazłam kilka zdjęć w internecie.... 
Dziwnie i jednocześnie inaczej chodziło się po dworze.... miałam wrażenie, że ubrałam pomarańczowe okulary :)





Agnieszka

czwartek, 12 października 2017

metryczka dla ślicznej Lenki

Lubię tworzyć dla dzieci :)
Ostatnio stworzyłam metryczkę w ramce 3D dla ślicznej Lenki.


Wykorzystałam sporo kwiatków, ramkę z ego - craftu i mnóstwo perełek!
Mam nadzieję, że nie przesadziłam....


Agnieszka

sobota, 7 października 2017

box jako zaproszenia na chrzest

Poproszono mnie niedawno o wykonanie zaproszeń na Chrzest Św.
Zaproszenia miały być w formie boxów z granatowym dodatkiem.
Bałam się trochę tego granatu. Dość mocny i intensywny kolor.





Kolejny komplet zaproszeń wykonanych dla rodziców chrzestnych miał być w tonacji szarej - spokojnej....



 Udanego weekendu :)
Agnieszka

Wyróżnienie SZUFLADA

moje wyzwanie dla Was do 29.07.2012

moje wyzwanie dla Was do 29.07.2012
wyzwanie

Popularne posty