Jak tam, macie w telefonach aplikacje obliczające Waszą aktywność sportową? Ja nie. Mam nadzieję, że się powstrzymam. Choć te zielone ludki kuszą. Ale lepiej nie. Jeszcze bym musiała zacząć więcej biegać, czy coś. A jak się okaże, że na rolkach jeżdżę z prędkością światła, to jeszcze z wrażenia się przewrócę i rozbiję drugie kolano. No i jak pływam, to co, mam sobie ten telefon do czepka przyczepić? Poza tym, o co chodzi z tym zamieszczaniem swoich osiągnięć na fb? To się automatycznie przelewa na niebieski portal, czy codziennie trzeba to publikować? Nie wiem, czy chciałabym, żeby wszyscy wiedzieli, że moja główna aktywność polega na kręceniu się pomiędzy dworcem PKP a Mariacką w Katowicach, albo tańczeniem pseudo dancehallu w domu. No i rolek podobno nie ma w tej aplikacji. Więc w ogóle mi to zbędne. No, ale pewnie to motywuje. Jak się widzi, ile reszta ludzi zrobiła kilometrów na rowerze, albo przebiegła. Może budzi pozytywną zazdrość, a może wręcz odwrotnie? Nie wiem, ja ćwiczę raczej dla siebie. Zero techniki, żadnego obliczania okrążeń, długości, kilometrów. Duża prędkość, milion endorfin po wszystkim. Co się tam będę ścigać w internecie. Już wystarczy, że ścigam się sama ze sobą... w ilości przeczytanych książek. W ciągu tygodnia w Gdańsku przeczytałam 4 i pół (oraz 2 mądre gazety) i ciągle myślałam, że muszę czytać SZYBCIEJ, bo... no właśnie nie wiem. Uciekną mi te książki pewnie. Geek.
Ps. Przepraszam, czy to Wyspy Kanaryjskie, że mamy takie upały? Toż to szał jakiś! No, ale opaliłam się wczoraj nad jeziorem. Dla równowagi, tym razem lewą stronę bardziej (bo nad morzem, to zjarałam pół prawego półdupka i prawą nogę). Tylko zwierząt szkoda. Koty ciągle śpią, pies tylko leży, nie chce jeść. A nie, to pewnie dlatego, że wczoraj otworzyli lodówkę i ukradli z niej indyka.
Cmok!