niedziela, 28 lipca 2013

Rywalizacja

 Jak tam, macie w telefonach aplikacje obliczające Waszą aktywność sportową? Ja nie. Mam nadzieję, że się powstrzymam. Choć te zielone ludki kuszą. Ale lepiej nie. Jeszcze bym musiała zacząć więcej biegać, czy coś. A jak się okaże, że na rolkach jeżdżę z prędkością  światła, to jeszcze z wrażenia się przewrócę i rozbiję drugie kolano. No i jak pływam, to co, mam sobie ten telefon do czepka przyczepić? Poza tym, o co chodzi z tym zamieszczaniem swoich osiągnięć na fb? To się automatycznie przelewa na niebieski portal, czy codziennie trzeba to publikować? Nie wiem, czy chciałabym, żeby wszyscy wiedzieli, że moja główna aktywność polega na kręceniu się pomiędzy dworcem PKP a Mariacką w Katowicach, albo tańczeniem pseudo dancehallu w domu. No i rolek podobno nie ma w tej aplikacji. Więc w ogóle mi to zbędne. No, ale pewnie to motywuje. Jak się widzi, ile reszta ludzi zrobiła kilometrów na rowerze, albo przebiegła. Może budzi pozytywną zazdrość, a może wręcz odwrotnie? Nie wiem, ja ćwiczę raczej dla siebie. Zero techniki, żadnego obliczania okrążeń, długości, kilometrów. Duża prędkość, milion endorfin po wszystkim. Co się tam będę ścigać w internecie. Już wystarczy, że ścigam się sama ze sobą... w ilości przeczytanych książek. W ciągu tygodnia w Gdańsku przeczytałam 4 i pół (oraz 2 mądre gazety) i ciągle myślałam, że muszę czytać SZYBCIEJ, bo... no właśnie nie wiem. Uciekną mi te książki pewnie. Geek.


Ps. Przepraszam, czy to Wyspy Kanaryjskie, że mamy takie upały? Toż to szał jakiś! No, ale opaliłam się wczoraj nad jeziorem. Dla równowagi, tym razem lewą stronę bardziej (bo nad morzem, to zjarałam pół prawego półdupka i prawą nogę). Tylko zwierząt szkoda. Koty ciągle śpią, pies tylko leży, nie chce jeść. A nie, to pewnie dlatego, że wczoraj otworzyli lodówkę i ukradli z niej indyka.

Cmok!

piątek, 26 lipca 2013

Ryan!


Ryana Goslinga znam (haha) od dzieciństwa. Na Fox Kids leciała wtedy Wysoka Fala, znana również jako Liceum na morzu. Taki tam serial dla małolatów- kilku chłopaków, kilka dziewczyn, ten kocha ją, ale ona kocha tamtego. Na statku. Czasem choroba morska, często się całowali (jak już nie rzygali), super modne (lata 90!) ubrania, badziewny dubbing. Innymi słowy, oglądałam z wypiekami na twarzy. No jak nie wiecie, co to? To Wam zanucę piosenkę Nana nanana hej-hej! Gierołmi EŁEJ! Zasiadałam, zaśpiewywałam, oglądałam. I jeszcze zachwycałam się bohaterami. Najpierw był Max (taki bad boy w skórze, idealny dla 9-latki, czy ile to ja wtedy lat miałam), potem Alex (nadal w moim typie, właściwie :D), no i był jeszcze Sean, którego lubiłam, bo był taki uroczy i zawsze wpadał w tarapaty (blond włosy chyba dyskwalifikowały go w zdobyciu moich względów- nadal tej samej 9-latki). A potem ten Sean zaczął grać w innych filmach. Okazało się, że jest świetnym aktorem i wygląda ... O Jezusie. No, coraz lepiej. Nawet mu te blond włosy nie przeszkadzają. To znaczy mnie. Od czasów Pamiętnika, kiedy Gosling grał Noaha, zajął zaszczytne miejsce w loży honorowej moich ulubionych aktorów. I to za GRĘ (!!!). Przynajmniej wtedy. Potem hurtem oglądałam wszystko, w czym grał, a po ostatnim Crazy stupid love, kiedy bezczelnie chodzi bez koszuli, zajął chyba pierwsze miejsce! No i co się okazuje? Że on teraz taaaaki popularny, że aż memy o nim powstają. Nie powiem, podobają mi się. Szczególnie te o fitnessie. 
 
 Dobrze, że nie jestem na diecie...


Chyba będę więcej ćwiczyć. Wiecie, jak ujędrnię pośladki i pójdę na plażę, to może go spotkam podczas jego wakacji all inclusive nad Bałtykiem. To możliwe, right? A jak już zwróci uwagę na moją niebywale piękną twarz (Boże, żeby mnie akurat nie obsypało!), no i na te pośladki, to jeszcze mu zaimponuję elokwencją oraz poczuciem humoru. Nie mówiąc już, że będzie czytał mojego bloga!

 A wtedy to już przepadł. Na amen. Taki mam plan. Na razie jednak wpierdzielam śliwki, które mają zapewne strasznie duży indeks glikemiczny. Ale wczoraj byłam na bardzo długim spacerze. Jaka szkoda, że nie z Ryanem. No i tańczyłam na fieście (tam też nie było Ryana :( ), więc trochę spaliłam. W razie gdyby ten zasrany indeks zaważył na wyglądzie moich pośladków, to powiem (Ryanowi), że jestem następczynią Uli Afro. To się może udać.
Leci do Was jeszcze piosenka, która dziś u mnie króluje:


I buziak :).
Madeleine.

PS. Ciekawe, czy Ryan Air to na jego cześć...

wtorek, 23 kwietnia 2013

Zdumiewające fakty na temat fitnessu.

ZNÓW wróciłam na fitness. Tak, wiem, powinnam po prostu ćwiczyć tam cały czas, ale... zawsze coś. Wiecie, kosmici, bomby atomowe, pomnik św. Wojciecha na rynku... Tak czy owak (nadużywam tak czy siak i to jest podobno bardzo nieprofesjonalne) znów ćwiczę w klubie fitness! Dlaczego? Poza banalnym stwierdzeniem, że lubię być w formie (albo w Formie) nie wyglądam aż tak dobrze, jak mogłabym wyglądać. Na dowód... nie, nie zdjęcia w bieliźnie :>... Moja rozmowa z przyjaciółką:

Ja: Boże, dobrze, że wracam na fitness! Nie mogę na siebie patrzeć! W sumie, nie chcę jakoś chudnąć, tylko się ujędrnić. Bo wiesz, teraz jestem taka...
Justyna: Mięciutka?

Mało nie umarłam :D! Mięciutkie to mogą być kotki, ja wolę być niemal ze stali :D! Ale jak powiedziała Just Ty szybko chudniesz, pójdziesz na fitness i po miesiącu będzie ok. Też tak sądzę :P. Jestem tam co najmniej 4 godziny w tygodniu, więc to całkiem dobra podstawa, szczególnie jeśli dodać do niej długie spacery z psem, albo rolki w weekend. Przez moment pomyślałam, że będę ćwiczyć ten program- p90x , żeby zmotywować też swoją drugą połowę (nie, nie dupy!) do wspólnych ćwiczeń, aaaaaleee wolę zumbę, tabatę i inne aerobiki ;). Jedzenia sobie nie odmawiam, bo odżywiam się raczej zdrowo, a jeśli chodzi o słodycze... cóż... każdy jest od czegoś uzależniony. Jak nie zapomnę, to biorę chrom- podobno pomaga :P...

Miały być fantastyczne fakty! No to pyk!

  1.  Po nieruchliwej zimie Twoja kondycja spada. Nie licz na to, że bez zadyszki wytrzymasz godzinę zumby.
  2. Zjedzenie biszkoptów przed fitnessem nie jest zbyt dobrym pomysłem. Potem możesz myśleć tylko o tym, żeby się nie porzygać.
  3. Sala fitness jest miejscem dobrym jak każde inne na... zrobienie sobie siary.
  4. Nowe SPECJALNE ubrania mogą poprawić humor i dodać pewności siebie i robią to. No może poza....
  5. Stanikiem sportowym. Pewności odejmuje, za to przytrzymuje wszystko, chyba, że...
  6. Ćwiczysz tabatę i podskakujesz w miejscu przez pół minuty (po 10 powtórzeń!)
  7. Jeśli przeglądasz się w lustrze w sali fitness i myślisz, że wcale nie jest z Tobą tak źle- obejrzyj swój tył.
  8. Nawet jeśli wydaje Ci się, że masz już totalnie dość, a usłyszysz, że na następnej godzinie lekcja samby- zostaniesz, no bo RIO DE JANEIRO!
  9. Kiedy na zumbie jest nowy (dla Ciebie) układ i już-już załapiesz krok, nie łudź się- właśnie nastąpi zmiana.
  10. Buty, które mają sprawić, że Twój tyłek będzie wyglądał jak z reklamy, niekoniecznie nadają się na hasanie w rytmie hiphopu, czy latino. Po niektórych figurach i tak trudno złapać balans, a tu jeszcze efekt plaży się uaktywnia... (W razie gdyby ktoś nie wiedział, skąd mam takie szałowe buty- odpowiadam: dostałam w prezencie. Na rocznicę ślubu :P)
Mimo tych wszystkich straszliwych przeciwności, uwielbiam ćwiczyć! I powiem Wam więcej- swoje ciało też lubię. A dziś (!) postanowiłam zaakceptować swoje ramiona. Chciałam powiedzieć umięśnione ramiona. Nie będę miała patyczkowatych malutkich rączek- ważne, że są szczupłe i niezbyt koślawe. A czy to, że mam widoczne mięśnie jest takie straszne? Na fitnessie nie. Zobaczymy co powiem, jak założę sukienkę ;)...

Bądźcie fit! Buziak!

wtorek, 8 stycznia 2013

Uśmiech, moc, fitness, sport!

Siadam i chcę pisać. Mam w głowie trzy tematy na JUŻ. Chyba z jednego zrobię wstęp, z drugiego zakończenie, a trzeci będzie tematem innego postu, bo jest najobszerniejszy i totalnie zasługuje na opisanie go jako zwycięzcy (przygotujcie się na czeski film!)
Zacznę (jakże niestandardowo!) od wstępu. Prawie nie mogę się ruszyć. Ok, paluszki śmigają po klawiaturze- chyba musiałabym mieć wysoką gorączkę, by nie dowlec się do laptopa. Nie, nie jestem chora. Jestem zakwaszona! Jeśli czytacie mnie już trochę, wiecie, że lubię fitness. Wiecie też, że robiłam tatuaż (still waiting for the end :>), co wymusiło przerwę w chodzeniu na zumbę i aerobik. Postanowiłam nie kupować karnetu, bo zaraz miałam dokończyć tatuaż, ale... nie było kiedy. A karnet nie kupił się i tak. Teraz miałam kupić, ale zanim poszłam do Formy, postanowiłam poćwiczyć w domu. Nie jestem zwolenniczką takich ćwiczeń, bo brak mi motywacji, statyczne ćwiczenia mnie nudzą i wolę szaleć przy muzyce, ze specjalnymi układami i innymi ludźmi. No i wiecie, mam śliskie panele (auuuu!). Ale kilka razy próbowałam. W ostatnią niedzielę wybór padł na ćwiczenia Ewy Chodakowskiej. Ha, na pewno ją kojarzycie. Ściągnęłam sobie darmowy program ćwiczeń, poćwiczyłam i ledwo dotrwałam do końca (a powiem Wam, że i początek łatwy nie był). Nogi mi się trzęsły, było mi niedobrze, stwierdziłam, że Ewa musi być świruską (ale nie w złym znaczeniu!), umyłam się i poszłam spać. Rano- zakwasy, że hej. Po południu- czułam każdy mięsień nóg, tyłka, tułowia i karku. A dziś? Ledwo wstałam, a ze schodów szłam jak kaleka- to akurat dość istotne, bo musiałam latać w te i we wte z baaaaaardzo ruchliwymi dzieciakami na zajęcia i z zajęć. Oczywiście, to może oznaczać tylko jedno- że ćwiczenia NAPRAWDĘ działają i że jestem kompletną łajzą- zaraz, czy to nie dwie rzeczy? Mam nadzieję, że mi przejdzie, bo trochę mi głupio w wieku 24 lat nie nadążać za 7-8-9 latkami na szkolnych korytarzach...
To w zakończeniu napiszę o tym, co daje mi motywację do zasiadania tutaj, pomimo małej ilości snu i dużej ilości zakwasów tak często jak tylko się da. Cieszę się, gdy widzę kolejnych obserwatorów bloga i gdy ktoś nowy polubi mój fanpage. Wszystkie pozytywne komentarze- zostawione na blogu i mówione mi "na żywo". To pozwala mi sądzić, że ktoś to czyta, komuś się podoba, a ja nie piszę tylko dla siebie.
Zakwaszone pozdrowienia przesyłam ja i mój obolały tyłek. Hawk!

poniedziałek, 19 listopada 2012

Po dupie (nie ogarniam).

Po dupie mnie trzeba sprać, bo choć tyle czasu minęło, to nie pisałam. Nic. W moim życiu bardzo dużo różnych zawirowań, w mojej głowie mętlik. Litery, słowa i zdania uciekają z czaszki, przez uszy. I zostaje pustka. Słabo żyć z pustką w głowie, muszę się ogarnąć. Tak więc na ogarnięcie piosenka. Artystka, która mnie irytowała swoją poprzednią (?) płytą, teraz do mnie przemawia. Podejmuje tematy kontrowersyjne i choć z częścią jej poglądów się nie zgadzam (ja za Polskę przelałabym krew i mam nadzieję, że kiedyś urodzę syna- albo lepiej córkę :P), to doceniam jej twórczość, to, że mówi o ważnych sprawach, że wypowiada się w imieniu wielu osób, które czują to samo. Na mój humor idealna jest "Nie ogarniam". Zostawiam Was z tą piosenką i obiecuje pisać WIĘCEJ, choć czasu będzie raczej mniej- zaczynam nową, dość wymagającą pracę ;).







Ps. Mam przerwę w fitnessie, bo... zrobiłam tatuaż ;). Goi się i nie mogę robić wielu rzeczy przez to :>. Najgorsze, że będę musiała jeszcze raz "umierać" z bólu, bo poprzednio nie dałam rady wytrzymać więcej niż 1,5 godziny i trzeba go dokończyć. Ale to niiiic- jak mówi moja Iza- myślę, że będzie warto. Zdjęcia będą, ale po 8.12 ;). Tylko jak ja tyle czasu bez fitnessu wytrzymam, ehhhh....

Buziaki, M.

sobota, 13 października 2012

Wyzwanie fitness, ciąg dalszy



Ostatnio mam szczęście do zastępstw na fitnessie. W środę zumby nie prowadziła Kubanka Regla Maria (a szkoda, bo na pewno byłoby hot :D), tylko jej uczennica. Wczoraj, zamiast Wioli, której zajęcia uwielbiam, też była inna dziewczyna. Dlatego też ani na jednych, ani na drugich zajęciach nie zmęczyłam się tak, jak np. w poniedziałek (w środę rano miałam problem z dojściem do pracy przez zakwasy :D). Było w porządku, choć zdecydowanie wolę zajęcia bardziej intensywne, z większą ilością szaleństwa i z mniejszą dozą latino, które było wczoraj. Za to bardzo pozytywnie odbieram energię większości instruktorów zumby. I zawsze zastanawia mnie, skąd oni biorą te wszystkie okrzyki w stylu pupa HOP!, tarararaa!, puuuuuuuuu, itd. :D. Wprawia mnie to w doskonały nastrój :D. Tak czy siak, zajęcia w piątek niespecjalnie mnie zmęczyły, dlatego też zostałam na drugiej godzinie zajęć- a że byłam w towarzystwie koleżanki, perspektywa ta wydała nam się bardzo dobrym pomysłem. Zostałyśmy na gimnastyce odchudzającej, prowadzonej przez szefową klubu. Było dobrze- typowy fitness, z dużą dawką ćwiczeń na brzuch, uda i pośladki. Podziwiam instruktorkę, która mimo wyciętej ósemki przyszła poprowadzić zajęcia- niezły hart ducha ;). Gorzej, że kiedy zorientowałam się, że minęła DOPIERO połowa zajęć, już miałam dość, a najgorsze było dopiero przede mną :D. Leżąc na macie i wykonując jedno z ćwiczeń, w mojej głowie kołatała się jedna myśl „!@#$%^&*, kiedy będzie zmiana nogi?!” :D. Najgorzej, że widziałam też Anię, która miała bardzo podobną minę do mojej :P. Jakby tego było mało, w całej sali pachniało cynamonem. CYNAMONEM, na fitnessie! Nie wiem, czy to odświeżacz powietrza, czy jakaś kobieta miała takie perfumy, ale bardzo mnie ten fakt zadziwiał i koniecznie musiałam podzielić się tym z koleżanką, która za każdym razem mówiła „Co?! W ogóle cię nie słyszę!”, a ja musiałam powtarzać tyle razy, że robiło się coraz bardziej zabawnie :D. W końcu, jak już zorientowała się, o co mi chodzi, to stwierdziła, że ona nic nie czuje, a ja wyszłam na nienormalną, która nawet podczas fitnessu myśli o szarlotce. Mój Boże. Na szczęście ostatnio nie mam aż takiej ochoty na słodycze, jak zwykle ;). Szkoda by było zmarnować te wszystkie godziny ćwiczeń, obżerając się czekoladą :>.


 Za godzinę idę potańczyć- też do klubu, tyle, że studenckiego, na imprezę w stylu lat 60’80’90. A przed chwilą zdałam sobie sprawę, że w poniedziałek nie będzie zumby, bo mam szkolenie. Eh, głupia praca :P. Życzę Wam miłego weekendu i na koniec zarzucam piosenką, która bije rekordy popularności, a mnie wprawia w nastrój co najmniej śmieszny :D.... Tak, tak, do tego też się tańczy na zumbie :P...
Eeeeeeee, sexy lady!
 źródło: youtube.com

poniedziałek, 8 października 2012

Wracam do FORMY!

Trochę z niej wypadłam. Dawno nie byłam na fitnessie, więc moja forma może mieć mi do zarzucenia, że trochę ją zaniedbałam. Nigdy nie miałam nadwagi, ale kiedy widzę, że kolejne spodnie są coraz bardziej opięte mówię: DOŚĆ :D. Uwielbiam ćwiczyć, ruszać się, totalnie się zmachać, najlepiej w jakiś przyjemny sposób ;). Jedną z moich ulubionych form spalania kalorii jest fitness. Mieszkałam w różnych miejscach i w różnych miejscach się "fitnessiłam" :P. W Lublinie miałam swój klub, najulubieńsze zajęcia i instruktorów. Na Śląsku też trochę pozwiedzałam. W grudniu zeszłego roku dostałam karnet na urodziny od znajomych. Najlepsze, że mojej przyjaciółce dali kasę- mi nie, bo bym na pewno roztrwoniła pieniądze :D. Urodziny urodzinami, a karnet leżał, kłując mnie w oczy. W końcu, wybrałam się do FORMY- klubu fitness dla kobiet. Najpierw poszłam na zajęcia Fat burning (teraz to już Slim line ;)), bo prowadziła je moja znajoma. Niezły dawała wycisk, a jej hasła "Boskie pośladki na plaży!!!!!!!!" były bardzo motywujące :D. A potem trafiłam na zumbę. Byłam już kilka razy wcześniej, w Lublinie, ale instruktorzy niespecjalnie przekonali mnie, że warto... No i trafiłam na zumbę do Formy. Po pierwszej takiej "sesji" z boską energetyczną Wiolą było mi......... niedobrze :D. Ze zmęczenia. Dała mi tak popalić, że .... stwierdziłam, że nie odpuszczę i będę ćwiczyć tak jak stałe bywalczynie (musicie wiedzieć, że zumba to stałe układy choreograficzne do określonych piosenek- jak już się nauczysz i zaczynasz "wymiatać", to masz niesamowitą satysfakcję). Tak się wciągnęłam, że zostawałam na drugą godzinę zajęć. I tak zleciało kilka karnetów, ale w pewnym momencie nie doładowałam na nowo, bo wyjeżdżałam, miałam ostatnią w życiu sesję, zaczęłam nową pracę, późno wracałam do domu i... miałam jeszcze milion IDIOTYCZNYCH powodów, dla których przez pewien czas "olałam" fitness. Oczywiście, znalazłam sobie inne formy ruchu- bieganie z psem, czy basen, ale nic nie daje mi takiego kopa, jak aerobik. So I'm back. Dziś byłam pierwszy raz po dłuższej przerwie. I jestem tak pozytywnie naładowana energią, że mogłabym góry przenosić :D! Zajęcia w poniedziałki prowadzi Radek, który wcześniej był głównie na zastępstwo. Cieszę się, że jest już na stałe, bo ma w sobie tyle pozytywnego "pierdolca", że nie można się tam nie wygłupiać razem z nim :P. A ja się wygłupiać lubię! I powiem Wam, że aż z formy nie wypadłam, bo jak już się rozkręciłam, to mogłabym tańczyć jeszcze ze 2 godziny :P. (taaaa... zobaczymy jutro :D) Postanowiłam sobie, że dodatkową motywacją- poza samym karnetem i fitnessem- będzie opisywanie Wam, jak idzie mi powrót do formy- opiszę Wam zajęcia, jak się po nich czuję, jakie są efekty. Długo zastanawiałam się, czy Wam podawać jakiekolwiek liczby- na pewno byłoby ciekawiej :D. Ale... nie wiem, gdzie mam miarkę, a do wagi muszę kupić nową baterię, więc... może później :P. Zumbę mam 3 razy w tygodniu, za każdym razem z kimś innym. Są też inne zajęcia i w miarę możliwości czasowych zamierzam je wypróbować :>. Tutaj stronka Formy, gdybyście chcieli dowiedzieć się więcej: http://www.forma.mikolow.pl/ .
A na koniec.........:

źródło: www.demotywatory.pl

Dobrej nocy :).
M.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...