Niedawno na moim Instagramie pokazywałam Wam nowości od Wydawnictwa Babaryba. Mogliście zobaczyć, jak dzieciaki rzuciły się na książki i posłuchać o naszym pierwszym wrażeniu. Humiszaki entuzjastycznie przyjęły nowe pozycje w biblioteczce, a ja pełna byłam rezerwy, przyznaję bez bicia;-) Dlaczego? Już wyjaśniam.
1. MIASTONAUCI, autorstwa Tytusa Brzozowskiego, to książka z mnóstwem szczegółów, nie zawierająca tekstu. Dzięki temu, że jest duża i kartonowa, może przypaść do gustu już berbeciom w pieluchach :)
Gdy ją zobaczyłam, nie byłam do niej przekonana. Specyficzna kreska rysownika, budowle, dziwne postaci...to wszystko sprawiło, że pomyślałam o niej jako kolejnej z obrazkowych książek, która niczym się nie wyróżnia. I gdybym wtedy miała napisać recenzję, musiałabym ją z przykrością w tym miejscu skończyć. Co się jednak okazało? Że mam mądre dzieciaki! (tak, wiem, wszystkie mamy mądre :P) To one pokazały mi, jaki potencjał kryje się w tej książce!
Zaczęły śledzić postaci, szukać ich na kolejnych stronach. Odnajdywać piłki, balony i z zapałem wypatrywać kostek do gry. Starszak liczył je z wypiekami na twarzy, bo koniecznie chciał sprawdzić, czy są wszystkie. Odnalazł przy tym tabliczki z szyfrem i wciągnęliśmy się w zabawę!
Młodsza z kolei upodobała sobie porównywanie kolorów i co rusz słyszę 'Taki siam, zióty!". Z zaskoczeniem obserwuję, jak często po nią sięgają.
2. OCH! Książka pełna dźwięków Herve Tulleta to kolejna z nowości.
Zapewne znany Wam artysta, tym razem w dźwiękowej odsłonie. Czy jeszcze może nas czymś zaskoczyć? A i o wszem! To właśnie z pomocą tej książki z niewinnej kropki wyczarujecie dźwięki! Nawet się nie zorientujcie, kiedy będziecie czuć muzykę całym sobą. Swoją drogą, nie zdziwcie się, gdy postronni obserwatorzy będą na Was dziwnie patrzeć. Przy czytaniu tej pozycji (choć czytanie nie jest tu odpowiednim słowem) nie da się spokojnie i cicho siedzieć w miejscu, zapewniam Was! Jestem pod ogromnym wrażeniem kreatywności Tulleta i dzięki niemu kolejny raz przypominam sobie, że warto rozwijać własną i dziecięcą twórczość.
3. Czy polubisz moją breję? Mo Willems. No i co mam Wam powiedzieć? Że matka panikara już miała czarne wizje, jak to jej dzieci robią z zupy breję i na fali fascynacji obrzydliwościami non stop rozmawiają o babraniu się w paskudztwach. Tak, tak...tego się spodziewałam, gdy tylko zobaczyłam książkę.
Nic bardziej mylnego. Stan na dziś: dzieci nadal normalne, matka nie zwariowała ;-) A co więcej, nawet po 1578 przeczytaniu śmieszy tak samo. Za każdym razem. Całą rodzinę. Taka magia, o!
Książka na kształt komiksu, którego bohaterami są Leon i Malinka. Nie zawiera wiele tekstu, łatwa w odbiorze i okazała się inspirującą, jeśli chodzi o zabawy na zewnątrz, zobaczcie: breja w swej prawdziwej odsłonie! :)
Jak więc widzicie, dzieciaki same wiedzą, co ciekawe, a pierwsze wrażenie bywa mylące. Zachęcamy, byście sami sprawdzili, czy i Was zaskoczą!