Codzienność

Codzienność
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sabaty. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sabaty. Pokaż wszystkie posty

środa, 1 listopada 2017

środa

Samhain minął. Ciemna pora roku się zaczęła. Zimy tylko patrzeć.
W poniedziałek po południu przez chwilę padał śnieg. Jest już zimno. Zwłaszcza nocami. Moje zwierzęta doceniają ciepło jakie daje rozgrzany piec. Wylegują przy nim prawie cały czas. Ostatnio nawet Pikuś ładuje się na kocie spanka pod piecem. Jest już starszy i sporo ciepła potrzebuje. Moje zwierzęta mnie rozczulają. Bardzo je kocham. W taką pogodę te bezpańskie dotkliwie cierpią. W takie noce porzucone małe kotki nie mają szans. Odchodzą z zimna. Strasznie mi ich żal. Przecież one też czują, cierpią. Zastanawiam się po co ludzie zwierzęta rozmnażają, a później wyrzucają. To powinno być odgórnie zabronione.

Dieta trwa. Chudnę. Zaczęłam też ćwiczyć. Na razie jeżdżę na rowerze stacjonarnym i ćwiczę jogę. Myślę jeszcze o dołożeniu 10 -15 minut ćwiczeń kilka razy w tygodniu. Myślałam o tai chi ale wydały mi się skomplikowane i chyba zrezygnuję z nich. Teraz myślę o ćwiczeniach metodą essentrics. Niektóre wydają się proste. Dziś je wypróbuję. Jeśli mi nie przypasują pomyślę o jodze w pozycji stojącej albo o ćwiczeniach cesarzy chińskich. Wybiorę te mniej skomplikowane. Zauważyłam, że nie trawię ćwiczeń składających się z kilku ruchów. Nie lubię się uczyć tego i dlatego  lubię jogę. W niej przyjmuje się po prostu pozycję i problemu nie ma. Lubię też pilates. 

Kupiłam sobie ostatnio wahadełko z serii biały Ozyrys. Ono jest bardzo wygodne w stosowaniu, bo nie trzeba trzymać go w ręku by działało. Można je płożyć i czubkiem skierować w stronę osoby chorej lub jej zdjęcia i energia poleci. Można używać kilku na raz w formie baterii. Wkrótce kupię następne i wypróbuję. Chcę zacząć od odchudzania. Jak ta metoda zadziała pomyślę o kościach.

Takie kufle ostatni kupiłam.


wtorek, 1 sierpnia 2017

wtorek

No i już Lammas letni sabat. Mam zamiar świętować. Rozrzucę ryż po kątach, by zaprosić dostatek. Wyleję mleko do ogrodu. Z plonów mam w tym roku tylko bób i dziś go zjem. Pozostałe pokarmy  czyli warzywa i owoce będą niestety kupione. Nie mam pszenicy, bo zapomniałam posiać. Nie będzie więc pieczenia bułek z dodatkiem tegorocznego ziarna ani kłosków zawieszonych nad piecem. Będę palić w domu świecę w intencji pojednania z wszystkimi. To i owo sobie przemyślę.

Od kilku dni prognozy zapowiadały, że będzie dziś straszny upał. Jedne mówiły o 34 stopniach, a inne o 38. Dla mnie to koniec świata. W tej chwili u mnie jest 35 stopni, a ja ledwie żyję. Niby nic mi nie jest ale okropnie się pocę. Nienawidzę tego i najchętniej z wanny bym nie wychodziła. Nie wyobrażam sobie pracy poza domem w taka pogodę. Na dworze skwar. We wnętrzach duchota. Chyba, że klimatyzacja działa. Krzyśkowi współczuję, bo on przecież pracuje na dworze. Pewnie wróci padnięty i prześpi cały dzień.
Jutro przyjeżdża do mnie gość. Jak nie zaśpi na autobus. Liczę na to, że deszczu w najbliższe dni nie będzie, bo trzeba pomalować siatkę. Sporo tego jest i kilka dni pewnie na to będzie potrzeba.


niedziela, 30 kwietnia 2017

Walpurgia i inne sprawy...

Dziś Walpurgia - sabat. Ja nie mam zamiaru jakoś specjalnie świętować. Ogniska nie będzie. Będę tylko palić świece. Pewnie też zafunduję sobie dłuższą medytację i zjednoczenie duchowe z osobami, które będą świętować jak trzeba. Zawsze chciałam wziąć udział w prawdziwym sabacie ale mobilna nie jestem i nie wyszło. Dziś poza tym muszę mimo niedzieli wyjść popracować w ogrodzie. Wsadzimy pewnie sałatę do donicy i kalarepę na grządkę, a także dymkę. Jutro pewnie Krzysiek skopie dalszą część warzywnika.

Angielskiego się nadal uczę. Powinnam raczej słuchowo ale to mi nie idzie, bo ja mam pamięć wzrokową. Nie potrafię ze słuchu. Mój zmysł dominujący to zdecydowanie wzrok. Jak mi dalej pójdzie zobaczymy. Na razie ładnie mi idzie rozumienie tego co czytam. Z pisaniem już gorzej, a z pisaniem po angielsku ze słuchu tragedia. W ogóle słów nie rozpoznaję prawie. Zwłaszcza zdań. Z odmianami typu on, ona, wy, oni doszłam wreszcie i zaczynam pojmować. Dziś nie mam zamiaru uczyć się nic nowego. Będę wałkować to co już umiem, a raczej powinnam umieć. Ciągle zapominam słówka. Muszę je wkuwać do momentu aż przestanę się mylić. Oby mnie to nie zniechęciło. Nie mam już jednak nawet nadziei, że będę kiedyś mogła rozmawiać. To się nie uda. Tylko czytać będę...

Wczoraj kupiłam sobie kilka kwiatków i cudną szafkę na buty. Zachwyciła mnie gdy tylko ją zobaczyłam. To jest wyrób współczesny. Kokosów nie kosztowała. Jeszcze chcę kufer do łazienki tego typu kupić. Krzyśkowi się się nie podoba i by nie kupił. Za to on chce rower. Coś taniego trzeba będzie chyba kupić. Tylko po co mu skoro nie jeździ i nie zamierza. Na te wyjazdy do sklepu raz na miesiąc i stary może być przecież. Na stary narzeka, że źle się go pompuje i że powietrze szybko ucieka.



niedziela, 21 czerwca 2015

Litha, kwiatki doniczkowe, decoupage i pomoc dla kotów...


Sabat Litha- świeto wody i ognia czyli letnie przesilenie u mnie będzie obchodzony na terenie posesji. Nie wybiore się ani do lasu ani nad rzekę, choć to by było wskazane. Będzie ognisko, spalenie ziół. Przygotowanie ziół do powieszenia w domu. Okadzę też ziołami mieszkanie, przeskoczymy przez ognisko. Później będzie kąpiel przy świecach. Ciekawe co zrobię jak będzie lać deszcz... Sobótki już obchodzić nie będę. Może tylko zapalę świecę. Zioła przygotuje tak by był zapas na wszystkie dziedziny życia. Będą zebrane i te pomocne przy problemach ze zdrowiem, finansowych, czy miłosnych. Zbiorę też te które służą do oczyszczania osób i wnętrz. Będę skupiona by wyczuć prastare moce i zjednoczyć się z energią tych, którzy będą świętować w tym samym czasie. Ostatnio Krzysiek jakby przywykł do moich rytuałów i piekłem mnie już nie straszy.
Przestał też się złościć na mnie, że hoduję kwiatki w domu. Kupiłam ich trochę ostatnio. Kupię jeszcze gdy zdobęde półki na pnącza. Mam już kliwię, zielistkę, szeflerę, grubosza, 2 agawy, aralię, amarylisa, który nigdy nie kwitnie, 2 hoje, 2 cisusy, 3 bluszcze, mirta, laura, kawę, dracenę, żyworódkę, mandarynki z pestek, fikusa beniana. Idą do mnie kaktus wielkanocny, reo, calatea, grudnik, fikus podobny do monstery, monstera, fikus, filodendron i dwa kwiatki o ozdobnych liściach o nieznanych nazwach. Mam zamiar jeszcze kupić begonię tamaję i drzewiastą oraz fikusa dębolistnego. Planuje też wysiać z nasion papirus i asparagusy. Moje kwiatki są generalne dość biedne, bo koty je czasem obgryzają. Trzymam je więc tam gdzie one na stałe nie przebywają. W pokoju w którym koty siedzą są tylko te, które im nie smakują...
Ostatnio oprócz ikon robię też decoupage. Na razie zdobie to co mam w domu. Zrobiłam też zakupy i przedmioty do zdobienia oraz masa serwetek już są w drodze. Z kursu decoupagę zrezygnowałam. Ponoć to strata pieniędzy, bo podobno wiele się na takim kursie nauczyć nie można.




A na koniec problem. Wczoraj ktoś wyrzucił w lesie 3 małe kotki. Wzięła je koleżanka, ale ona ma psa mordercę. Ja wziąć nie mogę, bo już mam za dużo...Tu jest wydarzenie. https://www.facebook.com/events/1448080615494780/ Pomóżcie jeśli możecie i prześlijcie dalej...  To jest bardzo pilne...

poniedziałek, 2 lutego 2015

Matki Boskiej Gromniczej, Imbolc, pożegnanie choinki i koty niejadki...


Dziś Matki Boskiej Gromnicznej. Wczoraj był Imbloc, pierwszy sabat w tym roku. Tym samym świętuję drugi dzień. Wczoraj spaliłam problemy i okadziłam ziołami listę marzeń. Dziś obeszłam z poświęconą świecą całe mieszkanie. W kościele nie byłam, bo to by oznaczało wyjazd. Kościół mam 4 km od domu i bardzo rzadko w nim bywam. Jutro już zwykły dzień. Spędzę go w domu. Na tym co lubię.
Wczoraj Krzysiek rozebrał choinkę. Było mi jej bardzo żal. Tyle lat rosła i dla mojego kaprysu straciła życie. Już nigdy więcej żywej choinki nie kupię. No chyba, że taka w doniczce. Tradycją tradycją i piękny zapach w pokoju, ale nie takim kosztem. Będą gałązki i to dla zapachu wystarczy. Nie będę mordercą. Za nic...
Mam problem z niektórymi kotami, bo nie chcą jeść mięsa z puszek. Nie je Czarnusia, ale ona bardzo mało je. Jest drobniutka i nie wiem czy 2 kg waży. Nie je też Lwica. Ona nigdy nie jadła. Ostatnio przestał jeść też Śnieżek. W jego przypadku istnieje ryzyko, że zachoruje na pęcherz jak Józek i Morus. Często kocury po kastracji jadające tylko zwykły, suchy pokarm chorują. Śnieżek wyrósł na bardzo fajnego kota. Jest łagodny, raczej spokojny, przychodzi też do mnie na pieszczoty. Tylko Krzyśka się nie wiadomo czemu boi.
Dziś szukam w internecie ciuchów, ale na razie sza...

Ostatni wiersz i ostatni malunek...

Dlaczego

strząsam z powiek
sen o tobie
dotykam marzeń
liczę dni
od ostatniego dotyku

jak to jest
że nie pamiętam już
tamtego lata
a pamiętam dłonie
ich ciepło i miękkość

dlaczego wtedy
nie potrafiliśmy wybaczyć
czemu wciąż boli
krzyk i cisza po nim

dlaczego nie potrafię zapomnieć


niedziela, 21 grudnia 2014

Yule, przesilenie, św. Tomasza, trochę wspomnień, przygotowania do świąt i rysunki...


Dziś przesilenie i Yule, a jutro tuż po połnocy początek astronomicznej zimy. Sabat Yule to pradawne święto. Wtedy to czci się wydanie na świat przez Boginię matkę Pana światła. Święto jest radosne, bo świat po mrocznych miesiącach ponownie zostaje skąpany w świetle. Powraca jasność i znowu można cieszyć się życiem. Ten magiczny czas przesilenia, w tym roku u mnie będzie obchodzony dość skromnie. Nie będzie ogniska. Będą za to świece. Ubiorę też stroiki, zjem orzechów laskowych i włoskich, wypiję wino z korzeniami. Okadzę mieszkanie rozmarynem, szałwią i jałowcem. Może też spalę w płomieniu białej świecy, bo fioletowej nie udało mi sie kupić, kartkę z wypisanymi problemami, żeby odeszły ze starym rokiem. Po skończonym rytuale popiół oczywiście zakopię w ziemi. I to będzie tyle. Wróżyć nie będę. Tarota na cały rok 2015 postawię sobie w Sylwestra. Łatwo zauważyć, że święto to podobnie się obchodzi jak Wigilię i Boże Narodzenie.
Dziś też jest św. Tomasza czyli czas, gdy kiedyś zaczynały się przygotowania do świąt. Bito wtedy między innymi utuczone wieprzki i stąd przysłowie - Święty Tomasz siedzi w dole wieprzki kole.
Inne przysłowia na Tomasza dotyczyły pogody choć nie tylko. Babcia szczegółnie często cytowała mi:
Na Tomasza nie chodź do lasa
Jaka pogoda Tomaszowa taka będzie i majowa
Gdy na Tomasza deszcz pada zmienną zimę zapowiada
Gdy na Tomasza pogoda styczeń silne wiatry poda

U mnie w domu w okolicach Tomasza zaczynało się wędzenie szynek, boczków, kiełbas i schabów. Trzeba się było spieszyć, żeby zdążyć przed Wigilią, bo wtedy już były inne prace do wykonania. Dziadek np. ubierał szopkę, kobiety przygotowywały wieczerzę, a moim zadaniem było ubranie aż trzech choinek w domu. Było ich tyle, bo byłam jedynaczką i trzeba było ubrać choinkę rodziców, babci i cioci Resi, a czasem i czwartą  cioci Ali. Innych przecież dzieci w domu nie było. Choinki były duże często pod sufit i koniecznie żywe. Była masa cacek, łańcuchów, światełek. Pod choinkami na drugi dzień znajdowałam skromne prezenty. Zazwyczaj były to owoce, słodycze, gry i książki. Duże paki z zabawkami dostawałam na Mikołaja.
U mnie przygotowywanie do Wigili rozpoczęło się od zrobienia pierogów. Pierogi zrobiłam takie jak robiła zawsze babcia czyli ze słodkiej kapusty z grzybami i duszoną cebulką. Farsz przepuściłam przez maszynkę. Ciasto jest bez dodatku jajka. Zaparzane. Później pierogi obgotowałam, wysuszyłam rozłożone na stolnicy i zamroziłam. W Wigilię je jeszcze na chwilkę wrzucę do wrzątku. Podam  z masłem, bo u mnie Wigilia jest postna tak jak bywało to kiedyś...

A na koniec dzisiejsze rysunki - sarenki...





Zmykam, bo czeka mnie jeszcze dokończenie przygotowywania jutrzejszego wędzenia. Muszę wyjąć mięso z solanki, obwiązać je i 
powiesić do suszenia. Powinnam też pomóc Krzyśkowi w przygotowywaniu drewna. Będę potrzebowała sporo odporności psychicznej, ponieważ Krzysiek nic w niedziele robić nie lubi, a dziś klnie od rana, bo robić musi...


piątek, 1 sierpnia 2014

Lammas, świece i robótki...



Dziś Lammas - letni sabat. Mam  zamiar świętować, ale skromnie, żeby Krzyśka nie zdenerwować za bardzo. Zbiorę więc tylko pszenicę, zrobię pęczek i zawieszę nad piecem. Przygotuję też piękny bukiet oraz ucztę z tegorocznych zbiorów z ogrodu. Będą moje ziemniaki, pomidory, ogórki. Będą też jabłka z cukrem i cynamonem. Upiekę również bułki z dodatkiem tegorocznego ziarna. Będę palić świece. Rozrzucę ziarna ryżu po kątach i wyleję trochę mleka do ogrodu. Trzeba za dobro podziękować i warto poprosić o więcej, bo okres zbiorów jeszcze się nie skończył...

Ostatnio zaczęłam się oglądać za ładnymi przedmiotami do wystroju wnętrz. Część mam zamiar zrobić, a część kupić. Kilka dni temu wpadły mi w oko cudne świeczniki i już są moje. Świeczniki mnie zauroczyły szlachetną prostotą i pięknem. Przypominają mi świeczniki, które robił mój tata...




Świece są dla mnie bardzo ważne. Często je zapalam w domu, bo żywy ogień poprawia aurę wnętrz, dodaje przytulności, ciepła i poczucia bezpieczeństwa. Przebywanie w pobliżu ognia sprawia mi przyjemność. To atawizm po przodkach, którzy gromadzili się przy ogniu od wieków. Najpierw to były okolice jaskiń, później izby. Świec używam też do celów magicznych. W magii używa się świec w różnych kolorach z tym, że można używać jedynie świec białych i ja tak najczęściej robię. Nigdy nie używam świec czarnych, ponieważ kojarzą mi się z czarną magią.

Lato się powoli kończy i dobrze, bo ja za upałami nie tęsknię. Tęsknię za to za robótkami. Chodzą za mną od kilku dni serwetki. Serwetki mają być z grubego, jednobarwnego lnu albo innej tkaniny tego typu. Koniecznie w barwie miodu, kawy z mlekiem lub beżu. Mają być ozdobione koronką zrobioną szydełkiem. Już je widzę na szafeczkach nocnych w sypialni. Na razie mam problem z zakupem odpowiedniej tkaniny...Szukam...Podobają mi się też serwetki z białego płócienka z haftem i koronka szydełkową. Znalazłam już nawet takie na bazarkach, ale waham się z zakupem ze względu na koty, które wchodzą wszędzie i białe serwetki mogą szybko wykończyć...Myślę też o ozdobieniu lampek nocnych. Podobają mi się drewniane z abażurkami z tkaniny. Są takie w sklepie z decoupage. Mają urocze kręcone nóżki. Tylko kupić i działać...Pomyślę...

niedziela, 22 czerwca 2014

Litha, życie duchowe, olejek ziołowy i niedziela...



Litha czyli przesilenie za nami i tym samym rozpoczęło się lato. Wczoraj świętowałam, ale inaczej niż zwykle, bo nie było ogniska tylko świece. Zebrałam oczywiście zioła i okadziłam dom, ale to nie to co ognisko. W dodatku zaspałam i wstałam o 11 czyli przespałam moment przesilenia i nie wykonałam rytuału wtedy gdy inni celebrujący ten moment go wykonali. Nie zjednoczyłam się z tą energią. Wstyd. Zawiodłam pierwszy raz od kilkunastu lat. Czuję się teraz dziwnie i czegoś mi brak. Sporo wody upłynie, gdy o tym moim potknięciu zapomnę.
Od dwudziestu ponad lat obchodzę większe święta katolickie oraz święta pogańskie, bo wychodzę z założenia, że człowiekowi potrzeba równowagi sił męskich i kobiecych wtedy żyje w harmonii. Tak jak dziecko potrzebuje miłości i wsparcia ojca i matki tak jak staram się na łaskę bóstw męskich i kobiecych sobie zasłużyć. Bóstwu męskiemu oddaję dzień i słońce, bóstwu żeńskiemu noc i księżyc. Zaznaczam jednak, że oddaję cześć tylko bóstwom łaskawym i dobrym. Tak samo mi daleko od satanizmu jak i chrześcijaństwa z czasów gdy powszechne były ofiary ze zwierząt o których mówi Biblia. Niby jestem katoliczką, ale nie do końca. Z typowym pogaństwem też się nie całkiem utożsamiam. Dla katolików jestem poganką grzeszącą na każdym kroku, dla pogan katoliczką skłaniającą się ku pogaństwu. Taka właśnie jest moja droga, mój wybór. Droga niełatwa, pełna rozterek, poszukiwań, samotności...


Wczoraj przygotowałam nalewkę z truskawek i upiekłam ciasto z truskawkami. Nic specjalnego, dietetyczne i proste, bez kremów i galaretek. Wyszło smaczne i zjadłam bez wyrzutów sumienia. Dziś było ognisko i pieczone kiełbaski z ziemniakami z popiołu na obiad. Było też przygotowywanie ziół i płatków róży na olejek do twarzy. Olejek ma być do cery raczej tłustej i powinien pomagać zwalczać zaskórniaki, które mimo wieku mnie trapią. Będą w nim płatki róży oraz tymianek i rozmaryn. Najpierw wszystko wysuszę, a później gdy już przyjdzie pora zaleję olejem z pestek winogron. Teraz już odpoczywam i łapię energię. Od jutra zaczyna się intensywna praca, bo szykuje mi się dodatkowe zlecenie na teksty. Czeka też plewienie. I tak dni płyną, raczej spokojne, bez wstrząsów i ekscesów. I tak ma być...Tak lubię.

poniedziałek, 23 września 2013

Mabon, robótki i zdjęcia na okładki na książki...

No i już jesień nie da się zaprzeczyć ani tego faktu nie zauważyć. Kilka dni temu obchodziłam Mabon /równonoc/ pożegnałam więc lato i powitałam jesień moją ulubioną porę roku. Jesień w tym roku ma coś mało uroku jak do tej pory bo jest jak dla mnie zbyt zimna. Nie udało mi się też znaleźć ani jednego grzyba ani też mojej ukochanej jarzębiny choć się nałaziłam po lesie, że aż później kręgosłup przez dwa dni czułam. Coś ten rok dziwny jest. Dobrze chociaż, że nazbierałam sporo kasztanów a i sosna rosnąca obok mojego domu obdarzyła mnie szyszkami bo nie miałabym z czego zrobić stroików ani wianków. Coś to mi się wydaje, że zima w tym roku przyjdzie wcześnie i obym tylko zdążyła posadzić zamówione już drzewka owocowe i przygotować miejsce pod ogródek czyli odchwaścić, zaryć i rozrzucić nawóz spod gołębi. Te ostatnie czynności spadną oczywiście w większości na Krzyśka bo to on jest tą osobą, która na pracy w ogrodzie zna się lepiej. Mam zamiar go ,,pogonić''do roboty w przyszłym tygodniu bo do końca roku będzie pracował krócej o kilka godzin a to z tego powodu, że zmniejszyli mu etat z całego na 2/3 co oznacza spore zmniejszenie pensji już i tak niedużej...No i trzeba będzie narzucić sobie jeszcze większe oszczędności ale za to robotę w domu i koło domu podgonimy bo Krzysiek będzie miał więcej czasu a to też jest przecież cenne...

Od jakiegoś czasu sporo fajnych rzeczy robię. I tak po pierwsze skarpetki szydełkiem, po drugie skrzyneczkę na wszystko co jest mi potrzebne do wyrobu biżuterii i wianki z winobluszczu. Ze skarpetkami był problem bo za skarby świata nie mogłam dojść jak się robi piętę. Robiłam i prułam chyba z 6 razy aż w końcu wyszła  a dalej już poszło łatwo. I jedna skarpetka już gotowa., druga w trakcie a zamówienia już są bo i mama i Krzysiek chcą dla siebie po parze. Obym tylko zdążyła zrobić im skarpety przed zimą. Wianki robię dwa na raz. Jeden będzie do przedpokoju z kwiatami z sumaka, trawą, gałązką tui a drugi do kuchni z dodatkiem warkocza czosnku. Jutro idę na łąki po trawy to szybko skończę o ile klej, który kupiłam się sprawdzi. Najgorzej się ma sprawa ze skrzyneczką bo była już prawie gotowa ale jeszcze nie polakierowana gdy Rozi wpadła do kuchni i przebiegła po niej zostawiając paskudne ślady. No i teraz kombinuję, cieniuję, zaklejam i zamalowuję a co z tego wyjdzie jeszcze sama nie wiem. A wczoraj zrobiłam zawieszki...




Wczoraj skończyłam i wysłałam na portal 3 wiersze do antologii, która ma się ukazać na święta a dzisiaj siedziałam i kombinowałam ze zdjęciami, żeby można je było dać na okładki do moich książek tych, które obecnie piszę...Wyszły według mnie nieźle i będę robić wszystko, żeby się na okładkach znalazły bo nie cierpię tych nowoczesnych okładek w formie grafik w esy floresy...







A na koniec dwa wiersze...Pierwszy pisany był na warsztaty i w zamyśle miał być sielanką...

Upojna jesień

miły mój spójrz 
spektakl na niebie 
śle zaproszenie 

 sięgnij chmur 
wyłuskaj klucz dzikich gęsi 
żegnających ostatnie wonie lata 

schwyć ciepło słońca 
odbite od kryształu rosy 
uwięzionej w oranżu liści 

dotknij  mojej dłoni 
ujmij mocno 
pobiegniemy ku lasom szkarłatem naznaczonych 
upojeni miłością 
i jesienią 
a nimfy w mgle zatańczą z zachwytu


Piękno jesieni

schwytana w aksamit ramion
porannych mgieł
omotana miękkością
otulona nostalgią
szukam w wyobraźni
myśli słów i zwrotów
zdolnych opisać
urok jesieni

oczarowana
gorącym lśnieniem barw
pragnę
pochwycić żółć i szkarłat liści
w kolebkę stulonych dłoni
i tak trwać i trwać w zachwycie

aż szept kropli deszczu
utuli mnie do snu



Dobrej nocy...

sobota, 22 czerwca 2013

Hałas, impreza, chleb i trochę magii...



Hałas, hałas, hałas, wszechobecny zwłaszcza w godzinach szczytu. W miesiącach ciepłych w  pokoju dziennym okna w dzień staram się nie otwierać mimo duchoty bo pędzące samochody, pokrzykujący rowerzyści itd. zatruwają życie. Dobrze chociaż, że dzieci od sąsiadów dorosły i przestały grać w piłkę pod moimi oknami i panowie, wielbiciele mocniejszych trunków, przenieśli się z degustacją w inne miejsce. Za miesiąc jak dobrze pójdzie będę już miała pracownię i to usytuowaną od strony podwórka. Będzie gdzie odsapnąć w dzień, pomedytować czy zrobić zabieg bo obecnie wszystkie tego typu zadania staram się przekładać na głuchą noc a nie zawsze jest to możliwe. Na dodatek w tym roku od kilku już miesięcy u sąsiadów z przeciwnej strony ulicy trwa remont. U jednych się skończył niedawno a rozpoczął się u drugich i jeszcze potrwa bo para, która dom  niedawno kupiła remontuje budynek od fundamentów po sam dach. Robotnicy i ciężki sprzęt pracują od rana do nocy a zachowanie przy tym ciszy jest niemożliwe. A ja już jestem na skraju wytrzymałości i marzę o ucieczce do krainy błogiej ciszy. Tak sobie myślę, że w tym roku jeszcze jakoś wytrzymam a w przyszłym przebuduję ogrodzenie od strony ulicy tz. postawię wysoki parkan lamelowy i posadzę gęsto wysokie tuje. A jeśli to nie pomoże to pozostaje tylko płot akustyczny podobno skuteczny ale jak dla mnie dość drogi...Muszę też pomyśleć o żaluzjach, choć za nimi nie przepadam, żeby zachować prywatność bo nowi sąsiedzi mogą się wprowadzić jeszcze przed zimą i co wtedy...I znowu tęsknię za spokojną wsią i domku na uboczu wśród pól, pod lasem z dala od ludzi, od szlaków, od dróg...

Wczorajszy dzień był dla mnie dość męczący zwłaszcza popołudnie bo spędziłam je na imprezie w bibliotece  miejskiej w centrum Będzina. Impreza była zorganizowana w klubie poetyckim Rymozaury. Dostałam zaproszenie więc doszłam do wniosku, że wypada pójść. No i poszłam a raczej potoczyłam się bo byłam ledwie żywa z gorąca. Na miejscu czekały napoje, ciasteczka i około 60 osób. Imprezę uatrakcyjniły występy wokalistek z domu kultury i recytacja wierszy. Wróciłam wieczorem kompletnie mokra i wykończona i tłumem i gwarem i upałem. Nie wiem kiedy pójdę znowu i czy wogóle bo wprawdzie,,bywać" gdzieś od czasu do czasu powinnam, żeby całkiem nie ,,zdziczeć"ale z drugiej strony w zaciszu domu czuję się najlepiej. No i mam dylemat...
A wieczorem obchodziłam Kupalnockę połączoną z Litha. Od kilku lat święta te obchodzę w jeden wieczór czyli 21 czerwca i to się sprawdza jak do tej pory. Wszystko przebiegło pomyślnie- ognisko się dobrze paliło, rano nazbierałam bez problemu w pobliżu domu potrzebne 9 ziół i do okadzenia i do bukietów, skoczyłam przez ogień a później wykąpałam się w chłodnej wodzie i nawet Krzysiek nie narzekał i nie straszył piekłem. Bukiety zrobiłam okazałe i powiesiłam w mieszkaniu. W tym roku po raz pierwszy powiesiłam też bukiet w rogu pokoju dziennego bo przestałam się przejmować tym co ludzie pomyślą.. Znalazły się w nich: bylica, krwawnik, piwonia, pokrzywa, powój, perz, paproć, koniczyna i jałowiec a więc rośliny wspomagające różne dziedziny życia bo i oczyszczanie i ochronę i miłość i dostatek. I wszystko by było cudownie gdyby nie komary. Te małe bestie fruwały tłumnie i gryzły tuzinami...

A dzisiaj upiekłam chleb. Wyszedł pyszny choć trochę wypłynął z foremki...

1/2 kg mąki 650
1/2 szklanki otrąb
1/2 szklanki nasion/słonecznik,dynia, siemię/
1/2 litra gotowanej letniej wody
50 gram drożdży
łyżka cukry
łyżka oleju
1/2 łyżki soli
tymianek

Mąkę z ziarnami wymieszać i dodać zaczyn czyli drożdże wymieszane z wodą, solą, cukremi olejem. Wyłożyć na keksówkę wysmarowaną margaryną i obsypaną tartą bułką. Posypać tymiankiem, makiem lub kminkiem. Piec około 1 godziny 15 minut w 190 stopniach.



A na koniec ostatni wiersz...

Poranek na łące

biegnę w dal  
pieszcząc śpiewną ciszę  
dłońmi pełnymi rosy  

chłodna zieleń  
tłumi westchnienia stóp  
spragnionych miękkości  

ciepły wiatr  
pachnący miętą  
igra z promieniami słońca  

poranna mgła  
odpływa  
wraz z szeptem strumienia  

dzień rozpostarł skrzydła  
obejmując ramionami świat



Miłej nocy...A ja zabieram się za kolejną poduszkę...