Codzienność

Codzienność
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą radiestezja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą radiestezja. Pokaż wszystkie posty

środa, 1 listopada 2017

środa

Samhain minął. Ciemna pora roku się zaczęła. Zimy tylko patrzeć.
W poniedziałek po południu przez chwilę padał śnieg. Jest już zimno. Zwłaszcza nocami. Moje zwierzęta doceniają ciepło jakie daje rozgrzany piec. Wylegują przy nim prawie cały czas. Ostatnio nawet Pikuś ładuje się na kocie spanka pod piecem. Jest już starszy i sporo ciepła potrzebuje. Moje zwierzęta mnie rozczulają. Bardzo je kocham. W taką pogodę te bezpańskie dotkliwie cierpią. W takie noce porzucone małe kotki nie mają szans. Odchodzą z zimna. Strasznie mi ich żal. Przecież one też czują, cierpią. Zastanawiam się po co ludzie zwierzęta rozmnażają, a później wyrzucają. To powinno być odgórnie zabronione.

Dieta trwa. Chudnę. Zaczęłam też ćwiczyć. Na razie jeżdżę na rowerze stacjonarnym i ćwiczę jogę. Myślę jeszcze o dołożeniu 10 -15 minut ćwiczeń kilka razy w tygodniu. Myślałam o tai chi ale wydały mi się skomplikowane i chyba zrezygnuję z nich. Teraz myślę o ćwiczeniach metodą essentrics. Niektóre wydają się proste. Dziś je wypróbuję. Jeśli mi nie przypasują pomyślę o jodze w pozycji stojącej albo o ćwiczeniach cesarzy chińskich. Wybiorę te mniej skomplikowane. Zauważyłam, że nie trawię ćwiczeń składających się z kilku ruchów. Nie lubię się uczyć tego i dlatego  lubię jogę. W niej przyjmuje się po prostu pozycję i problemu nie ma. Lubię też pilates. 

Kupiłam sobie ostatnio wahadełko z serii biały Ozyrys. Ono jest bardzo wygodne w stosowaniu, bo nie trzeba trzymać go w ręku by działało. Można je płożyć i czubkiem skierować w stronę osoby chorej lub jej zdjęcia i energia poleci. Można używać kilku na raz w formie baterii. Wkrótce kupię następne i wypróbuję. Chcę zacząć od odchudzania. Jak ta metoda zadziała pomyślę o kościach.

Takie kufle ostatni kupiłam.


środa, 31 grudnia 2014

Sylwester, kolęda, przerażone zwierzęta i życzenia...


Sylwester, a u mnie była kolęda. Księdza przyjęłam sama, bo Krzysiek był w pracy. Mieszkanie zostało poświęcone i oczyszczone.
Nadal jest mroźno i sporo śniegu zalega. Dziś w nocy było 9 stopni, a przy gruncie pewnie więcej. Węgiel mi się powoli kończy, bo palę na dwa piece ostatnio. Sypialnię dogrzewam też grzejnikiem elektrycznym. Ciepło jest wszędzie z wyjątkiem łazienki. Chyba trzeba by w końcu przerobić to centralne i do łazienki wstawić grzejnik. Jesteśmy coraz starsi i coraz gorzej zimno znosimy.
Dzisiaj Sylwestra spędzimy sami w domu. Nawet wina musującego nie mamy. Będzie ajerkoniak i ciasto. Po 12 wyjdziemy przed dom z zimnymi ogniami. I tyle. Petard u mnie nie będzie, bo nie pozwalam Krzyśkowi kupić. Za bardzo zwierzęta się boją i tylko tragedie później, ponieważ uciekają w panice i giną. Jakiś czas temu tak zaginął piesek sąsiadów. 4 dni go szukali i nie mogli znaleźć. Rozpaczali okropnie. Dopiero moja mama wahadełkiem go znalazła. Miała psina szczęście, że przeżyła, bo mrozy były wtedy trzaskające.
Lubię siedzieć w domu w Sylwestra w przeciwieńswie do Krzyśka. On by chciał iść na salę, do brata, albo gdzieś na imprezę pod gołym niebem. Ja takich spędów nie cierpię. Zawsze się zastanawiam czemu mnie na imprezę z tańcami ciągnie skoro tańczyć nie lubi i nie potrafi. Ja też nie porafię i nie znoszę. Moja mama za to kocha taniec i chciała, żebym i ja polubiła. Wysłała mnie więc jako nastolatkę na kurs tańca towarzyskiego. Kurs skończyłam, ale taniec znienawidziłam. To był horror dla mnie...


A na koniec życzę wszystkiego dobrego w nowym roku i oby był lepszy niż ten, który się kończy...

sobota, 8 listopada 2014

To i owo czyli powieści, introwertyzm i wrogowie za bramą...

Zrobiło się chłodniej i od wczoraj pada deszcz. Pracy na dworze już nie mam to mi ochłodzenie nie przeszkadza. Ważne, że wiatry się skończyły i nie ma już ryzyka, że nie będzie światła. Dziś mam wrażenie, że jest niedziela - jakoś tak leniwie spędzam dzień. Wstałam późno i nic nie zrobiłam. Tylko obiad gotuję - fasolę po staropolsku. Po południu będę znowu czytać, bo od kilku dni czytam prawie całe dnie. Wczoraj przypadkowo znalazłam księgarnie w internecie w której wyodrębnione są powieści historyczne. Uwielbiam takie książki i namięnie je czytam. Odpoczywam przy nich od współczesnych czasów pełnych hałasu i ruchu. Odrywam się od szybkiego tempa życia, które mi nie służy, a szkodzi. Książki w księgarni przejrzałam i wybrałam sobie około 20. To dużo. Tym bardziej, że ja powieści raczej nie kupuję i z braku miejsca na nie i z braku funduszy. Kupuję za to sporo poradników z których korzystam nie tylko w momencie czytania, ale i później. Krzysiek kupuje książki historyczne z tym, że nie powieści. Musiałam się dużo do Krzyśka uśmiechać, żeby go przekonać do zakupu tych książek. Oczywiście stopniowo. A gdzie te książki zmieszczę? Pojęcia nie mam...Za to będe co miała robić zimą. 
Od jakiegoś czasu z domu prawie nie wychodzę i ludzi poza najbliższymi nie widuję. Introwertyzm się kłania. Dobrze mi z tym. Przestałam się też przejmować tym, że inni mają mnie za odludka i ekscentryka. Przecież nikogo tym nie krzywdzę, że na plotki nie chodzę, życiem innych się nie interesuję i gości nie przyjmuję. Nikt przez to nie cierpi i nikt nie powinien mi mieć tego za złe... Swoją drogą ciekawe czy się zmobilizuję i wystawię nos z domu, żeby pojechać na warsztaty malowania mandali. Warsztaty są w Katowicach, ale w centrum, gdzie stosunkowo łatwo moge dotrzeć nawet bez samochodu. Zobaczymy... Gorący, ale ciekawy czas mi się szykuje...
Wczoraj użyłam po raz pierwszy wahadełka z kryształu górskiego do czyszczenia czakr. Oczyściłam sobie aurę i lepiej się poczułam. Tak, że sprawdziło się doskonale. Wygląda na to, że zanieczyszczenia typu podpięć wrogiej energii były, bo dziś w nocy śniły mi się czarne psy za bramą. Śnił mi się też rozwścieczony tygrys. Nie lubię tych snów, bo oznaczają wrogów. Czasem śnią mi się, że mnie atakują, a wtedy czekają mnie problemy ze strony innych ludzi. Tym razem były za bramą to dobrze... Dziś może oczyszczę w ten sposób mieszkanie...

niedziela, 2 listopada 2014

Święta, kurs, zakupy i jabłecznik...



Dzień Zaduszny. U mnie dzień wczorajszy i dzisiejszy przebiegają podobnie na wyciszeniu, zadumie i wspomnieniach bliskich, którzy są już po drugiej stronie. Palę też świece. Niewielu bliskich mi pozostało na tym świecie. Większość już odeszła. Wiem jednocześnie, że nie odeszli do pustki. Wiem, że czuwają nade mną. Czasem czuję ich obecność wręcz namacalnie. Wspominam też ukochane zwierzęta. Dziś obejrzałam mszę w telewizji, a wczoraj byłam na cmentarzu zapalić znicze. Lubię te święta. Lubię taki nastrój, cmantarze zwłaszcza stare i kościoły. Lubię muzykę kościelną i chętnie jej słucham.
Dziś jeszcze dodatkowo przygotowuję się do inicjacji w system eterycznych kryształów. Inicjacji będę miała trzy na pierwszy stopień i trzy na drugi. Kolejne  dwa stopnie pewnie zrobię w zimie. System jest uzupełnieniem tradycyjnej litoterapii, którą znam i cenię. Zwłaszcza lubię medytować z kryształami na czakrach. Terapia w tym systemie polega na umieszczaniu energii poszczególnych kryształów np. na czakrze lub w danym organie wewnętrznym. 
Ostatnio zrobiłam zakupy. Czekam na trzy książki oraz krzyżyk z kwarcu różowego i wahadełko z kryształu górskiego. Kwarc jest np. przydatny w rozwoju czakry serca. Wspaniale otwiera na miłość. Wahadełko przyda się do czyszczenia czakr.






Wczoraj upiekłam ciasto typu jabłecznik. Wyszło bardzo dobre. Już zniknęło...

Jabłecznik z kokosem

szklanka mąki
szklanka wiórek kokosowych
3/4 szklanki cukru
6 łyżek oleju
3 łyżki rumu lub innego alkoholu i olejku rumowego
2 łyżeczki proszku do pieczenia
3 małe jajka
3 średnie jabłka
cynamon

Jabłka pokroić i dodać do wymieszanych składników. Piec około 60 minut w 180 stopniach.

sobota, 1 czerwca 2013

Czarna seria, Filuś, radiestezja i ciasto z rabarbarem

Wstałam dziś stosunkowo wcześnie, wyspana i w doskonałym humorze, zupełnie nieprzygotowana na to co się miało zdarzyć. Spokojnie wypiłam poranną kawę słuchając kojącego szumu deszczu a później się zaczęło. Prawdziwy pomór istna czarna seria. Najpierw wysiadł telefon stajonarny i pika zamiast dzwonić a regulacja głośności nie pomaga. Następnie wysiadła komórka i to chyba na amen bo nawet się nie świeci a o ładowaniu mowy nie ma. Później zepsuł się aparat fotograficzny i wprawdze zdjęcia robi ale ich nie można przegrać na komputer i bardzo szybko bo po zrobieniu 3 zdjęć trzeba go ładować ponownie. Trzeba będzie zawieźć do naprawy a punkt daleko i dojazd trudny. Bez Darka a raczej jego samochodu z naprawy nic by nie wyszło. Na szczęście zgodził się pojechać choć zadowolony nie był. Oby tylko można było naprawić w ramach gwarancji bo zakup nowego aparatu nie bardzo mi się uśmiecha. A na koniec jeszcze uszkodziłam odpromiennik radiestezyjny albo już wcześniej był uszkodzony tylko tego nie zauważyłam...No i klops.
Krzysiek się trzymał za głowę a później się wściekł i zaczął złorzeczyć a ja no cóż starałam się za wszelką cenę zachować spokój bo ani nerwy ani zamartwianie niczego przecież nie naprawią. Uspokoiłam się po zabiegu reiki a kąpiel z olejkiem waniliowym i kubek gorącej czekolady sprawiły, że poczułam się błogo...

Odpromiennik już kupiłam i mam nadzieję, że szybko przyślą bo wybrałam opcję za pobraniem. Tym razem wybrałam neutralizator o promieniu 25 m a więc obejmie i mieszkanie Adriana i domek mojej mamy. Urządzenie ma być wg. producenta dość wszechstronne bo likwiduje promieniowanie chorobotwórcze pochodzące i od cieków i od uskoków i złóż minerałów i od linii wysokiego napięcia i  od urządzeń elektrycznych. Mam nadzieję, że się sprawdzi i zabezpieczy nas przed przypadłościami typu np.

- wyczerpanie i brak energii
- odporność na leczenie
- depresja, nerwowość, choroby psychiczne
- alergie
- nowotwory
- bezsenność
- zły wzrost roślin
- koszmary
- bóle kostne

Po obiedzie upiekłam ciasto z rabarbarem i kakao. 

2 szklanki mąki
szklanka cukru
szklanka oleju
1/2 szklanki wody mineralnej
2 łyżeczki proszku do pieczenia
cukier waniliowy
kilka goździków
cynamon
4 rabarbary lub kilka jabłek
margaryna i bułka tarta do formy
4 jajka
4 łyżki kakao

Wszystkie składniki wymieszać, dodać pokrojony rabarbar i wylać do formy. Piec około 40 minut w 180 stopniach. Posypać cukrem pudrem.

Ciasto się upiekło bez przygód i wyszło smaczne ale przy okazji pobytu w kuchni zamknęłam w szafce Filusia. I póżniej przez godzinę szukałam go w całym domu w wielkiej desperacji. Odnalazł się sam tz.wyskoczył z szafki jak z katapulty wraz z połową zawartości robiąc przy tym okropny hałas bo bardzo był  biedak przerażony i zamknięciem i ciasnotą. Filuś to fajny i miły kot. Ma w tej chwili 5 lat. Jest sporym na ogół dość spokojnym pingwinkiem bez skłonności do dominacji. Znalazłam go jako około 4 tygodniowego maluszka na rynku w centrum Będzina przy śmietniku. Był sam i okropnie krzyczał. Nie potrafił jeszcze pić i musiałam go karmić smoczkiem jeszcze z dwa tygodnie. Jako maluszek był okropnym darciuchem i cierpiał  chyba na kocie ADHD bo był ciągle w ruchu. Nie kładł się ani na chwilę i ani na chwilę nie siedział np. na kolanach. Ludzi na ogół ignorował i tylko Mruczek potrafił go zabawić i uspokoić. Wyciszył się dopiero po  kilku tygodniach pobytu w spokojnym, przyjazdnym zaciszu mieszkania. W tej chwili jest pupilem mojego męża. Uwielbia się do niego przytulać i łasić. Za mną natomiast od początku nie przepada i dlatego rzadko przychodzi na mizianki a wzięty na ręce potrafi warczeć i syczeć. I nic na to poradzić nie mogę ani tego nie rozumiem. Cóż jest jaki jest i ja to akceptuję...




Popołudnie spędziłam spokojnie na kanapie wśród zwierząt z książką Marion Zimmer Bradley ,,Mgły Avalonu". Uwielbiam tą książkę i czasami do niej wracam. Zwłaszcza gdy mam dość  codzienności albo gdy już  jestem bardzo zmęczona zabójczym tempem życia czy hałasem. Inne książki tej autorki o Avalonie też są niezłe a zanurzenie się, w tak bliskim mi, świecie kapłanek, pradawnej religii i magii, działa na mnie cudownie ożywczo...Podobno autorka była viccanką...Nie wiem czy to prawda ale jej wiedza na temat magii jest spora...