Codzienność

Codzienność
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą okolica. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą okolica. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Stare czasy, wabienie pszczół, ikony i coś na ząb...


Upał odpuścił. Zrobiło się przyjemnie rześko, słońce schowało się za chmurami. Wczoraj była burza i padał deszcz. Znowu można wyjść do pracy do ogrodu. Ostatnio zdałam sobie sprawę, że czasy bardzo się zmieniły od czasów mojego dzieciństwa. Sąsiedzi żyją inaczej. Nikt nie hoduje już krów, nie trzyma koni. Nie widuje się źrebaków. Kozy co prawda stały się modne, ale nikt w mojej okolicy ich nie ma. Nie ma też owiec. Kury hoduje tylko trzech sąsiadów. Wszyscy są starsi z pokolenia mojej mamy. Jak ich zabraknie to i kury widywać nie będę. Kiedyś w każdym domu było pies i kot. Teraz na palcach jednej ręki można policzyć domy w kórych są koty. Czy te czasy są lepsze? No cóż jak dla kogo. Ja tam tęsknię do tych dawnych. Te współczesne nie mają dla mnie takiego uroku...
Pszczół nadal nie ma. Ule stoją puste. Już straciłam nadzieję, że je jakiś rój zasiedli. W przyszłym roku będę musiała wysiać rośliny miododajne, bo jest szansa, że one pszczoły zwabią. Myślałam o chabrze, koniczynie czerwonej, dzwonkach ogrodowych, szałwi, macierzance, melisie i ogóreczniku.
Ostatnio zainteresowałam się ikonami. Kusi mnie, żeby namalować kilka i umieścić je na półce nad drzwiami w kuchni, gdy już remont zrobię. Chcę mieć ikony malowane akrylami na deskach, nie pisane, a właśnie malowane. Za wyrób oryginalnych ikon, złocenia itp nie mam zamiaru się brać. To odrębna sztuka z którą mi na razie nie po drodze. Wczoraj i przedwczoraj przymierzyłam się do ikon i podziałałam z tym, że pastelami. Jestem nawet zadowolona. Jak dojdę do wprawy powinno być nieźle.




A na koniec surówka i zupa.

Surówka

sałata
parę liści mniszka
kilka rzodkiewek
1/2 marchwi
sól
pieprz
szczypiorek
jogurt

Wszystko rozdrobnić, dodać przyprawy, zalać jogurtem. Wymieszać.

Zupa z selera i jabłka

seler
jabłko
1/2 cebuli
4 ziemniaki
3 kostki rosołowe warzywne
tymianek
pieprz
śmietana
1/2 marchwi
mąka

Seler i marchew zetrzeć na tarce, Dodać rozdrobnione ziemniaki i cebulę, rosołki i przyprawy. Zalać wodą i goować do miękkości. Zaprawić mąką i śmietaną.




poniedziałek, 4 maja 2015

Spacer po lesie, plany na zbiory ziół, kleszcze i jadalne kwiaty...


Chłodny maj dobry urodzaj
Jak burze w maju częste, snopki gęste
Jak w maju zimno to w stodole ciemno
Deszcz majowy czyste złoto. Chłopie pospiesz się z robotą.
Jaki będzie ten maj przewidzieć trudno. Prognozy mrozami nie straszą. Upałami też nie. Zobaczymy...
Wczoraj byłam z Krzyśkiem w lesie. Wybrałam się, żeby się zorientować jakie zioła mogę już zebrać. Chodziło mi głównie o mniszek, pączki sosny, świerka i pączki brzozy. Mniszka nie znalazłam. Pączki świerka jeszcze nie są gotowe do zbioru. Pączki brzozy zmieniły się w liście, które zbiorę w czwartek. Pączki sosny już też można zbierać. Będzie z nich nalewka oraz syrop na kaszel i przeziębienie. Liście brzozy natomiast są przydatne między innymi podczas przeziębienia, bo działają napotnie. Ja je zbieram głównie z powodu właściwości przeciwreumatycznych i poprawiających przemianę materii. Czyszczą też nerki i odtruwaja układ krwionośny. Wczoraj zerwałam liście lilaka mające włściwości napotne. Jutro będę zbierać przytulię. Po wycieczce znalazłam dwa kleszcze na Pikusiu, jednego na Krzyśku i jednego na sobie. Czas kupić psu jakiś preparat zabezpieczający. Myślałam o obroży. Przydało by się też kupić pompkę do odsysania jadu. Ponoć dobrze się sprawdza. W lesie został już wyłożony preparat dla lisów na wściekliznę. Niewiele brakowało, żeby się Pikuś do niego nie dobrał. W ostatniej chwili go Krzysiek odciągnął. Na szczęście był na smyczy, bo luzem w lesie go nie puszczamy ze względu na zwierzęta i myśliwych, którzy do psów w lasach strzelają.








Dziś jadę do miasta po suchy nawóz bydlęcy i sadzonki kapusty. Kupię zwykłą i włoską. Może też kupię parę sałat. Mam również mamie kupić pelargonię i werbenę oczywiście czerwone, bo tylko takie lubi. Kupię też kolejne nasiona dyni, bo już 3 opakowania kupiłam i nic nie kiełkuje. Kabaczki wysiane w tym samym czasie już są piękne. Jeśli mi się uda to kupię też mamie książkę Moniki Jaruzelskiej. Po południu jak nie będzie deszczu pójdę dalej plewić pod porzeczkami. Mam też zamiar upiec bułki z czosnkim niedźwiedzim.

A na koniec lista kwiatów, których smaku spróbuję w tym roku. Będę je dodawać do zapiekanek, tart i omletów. Oczywiście tak, żeby Krzysiek nie wiedział, bo chyba by nie zjadł. Choć kto go tam wie? W końcu ostatnio przekonał się do pokrzywy, którą dodałam do tarty. Sporo jej było. Przyznałam się dopiero wtedy gdy już zjadł i pochwalił...Wielkie oczy zrobił...
bez czarny
lilak,
begonia
bratek
czosnek
dziurawiec
floks
funkia
grusza
gwiazdnica
jabłoń
koniczyna
mniszek
nasturcja
nagietek
ogórecznik
rumianek
słonecznik
szczypiorek
śliwka
rzodkiewka
wiśnia

środa, 11 lutego 2015

Odwilż, fotki ze spaceru, ćwiczenia i problemy Megusi...


Od wczoraj odwilż. Kapie z dachu jak w marcu. Śnieg znika błyskawicznie. Jest ciepło, ale nie ma słońca. Zrobiło się szaro i ponuro. A jeszcze kilka dni temu świeciło słońce i padał śnieg. Wybrałam się na spacer, żeby pocieszyć się trochę śweżym śniegiem i bajkowym krajobrazem. Zrobiłam trochę zdjęć. Było tak pięknie. Gałązki drzew i krzewów, obsypane bielą wdzięcznie się zwieszały, a samochody nie zdołały rozjeździć śniegu na ulicy. Okolica wyglądała jak wieś. Kocham taką zimę - białą i z lekkim mrozem.










Od wczoraj znowu jestem na Dukanie, a od kilku dni  zaczęłam się ruszać. Ćwiczę po15 minut co dzień lub co drugi. Ćwiczenia są proste i nieforsowne, bo muszę na siebie uważać ze względu na skoki ciśnienia. Pedałuję też na rowerku stacjonarnym. Kondycję mam fatalną, ale i tak lepszą niż myślałam, że mam. Na razie jestem zadowolona, choć ćwiczę bez enuzjazmu. Znalazłam fajne ćwiczenia na You tube. Filmów jest kilka i powoli się uczę jak ćwczenia prawidłowo wykonywać. Myślę też o jodze. Kiedyś ją trochę ćwiczyłam. Miałam książkę, ale niestety koty szelmy mi pogryzły. Chyba będę musiała kupić nową. No chyba, że znajdę filmy na You tube... Interesuje mnie też pilates, ale to trudne ćwiczenia dla mnie. Nie potrafię utrzymać równowagi...





                                    



Megusia chyba znowu ma zapalenie dziąseł. Po zabiegu zostało jej 8 ząbków i dziąsła były wyleczone. Niestety infekcja wróciła. Już nie ma dla niej leków. Wszystkie brała. Pomagają na krótko i wszystko zaczyna się od nowa. Już nie wiem co robić. Weterynarz leków dla ludzi mi przepisać nie chce, a koteczka chyba cierpi, bo języczek czasem na wierzchu trzyma. Do innego weterynarza nie mam jak dotrzeć bez samochodu. No i gwarancji nie mam, że leki przepisze. Mam problem...

piątek, 9 stycznia 2015

Odwilż, napastowana sarna, psy, obrazy i pastele olejne...



Odwilż. Z dachu kapie jak w marcu. Śniegu już prawie nie ma, topnieje w oczach. Szkoda tak pięknie było.
Ostatnio byłam na spacerze w lesie i na łąkach. Wybrałam się poszukać tropów zwierząt. W okolicy bytują sarny i chyba zające. Byłam na łąkach, gdy w oddali dostrzegłam sarnę i goniącego ją psa. Sarna umykała w wielkich skokach, a pies biegł za nią. Nie ustawał. Na szczęście był mały. Nie wiem czyj to pies, ale okropnie się zdenerwowałam na właściciela. Nie znoszę takiej nieodpowiedzialności - wypuszaczania psów bez opieki na ulicą. Psy powinny być zamykane. Nie powinny biegać po ulicy luzem, bo polują na wszystko co się rusza. Napadają na inne zwierzęta i na ludzi. W lecie psy zamordowały młodą sarnę na polu sąsiadki, a ostatnio jeden bardzo miły z resztą zniszczył mi rajstopy, bo skakał po mnie na ulicy. To nie powinno mieć miejsca. Mój pies na ulicę nigdy nie wychodzi, bo pilnuję...

Napisałam haiku

zakręt drogi
sarna w skoku pod lasem
umyka przed psem

droga przez pola
w śniegu pod topolą
stado gołębi

Zaczęłam przygotowywać rzeczy na bazarki dla potrzebujących kotów. Mam wysłać książki, czapki wykonane szydełkiem, biżuterię, aniołki i może obrazki kotów malowane pastelami. Jak się uda rzeczy sprzedać to koty zyskają. Bazarki są trzy i trochę mi jeszcze do przygotowania zostało. Wysyłka w poniedziałek i muszę się sprężać z wykonaniem aniołków. Chcę wysłać te wykonane z gliny samoutwardzalnej. To co wysłałam ostatnio wszystko poszło.

Ostatnio sporo maluję i bardzo mnie to cieszy. Oprócz pasteli suchych polubiłam też pastele olejne. Są popularne wśród malarzy od dawna, a obrazy nimi wykonane przypominają obrazy olejne. piękne są obrazy np. teresy Ziółkowskiej. Wczoraj namalowałam pierwszy obrazek i jestem zadowolona. Miał być próbny i powstał w pół godziny. Tylko ten zapach terpentyny mnie trochę drażni. Dziś dalsze próby...


I kolejne dwa malowane pastelami w tym pierwszy koń...



 Dziś przyszła mi przesyłka z pastelami suchymi na sztuki oraz z kolorowymi papierami do pasteli. Pewnie powstanie następny kot...


piątek, 19 września 2014

Gość, odpoczynek i wyprawa na grzyby...

Pogoda jest bardzo ładna. Od rana świeci słońce. Jest przyjemnie i ciepło. Pogoda jest w sam raz na wyjście do ogrodu i na pracę na świeżym powietrzu. Mam zamiar ją wykorzystać na robienie porządku na dworze, na pranie i mycie okien. Cóż i takie prozaiczne, nudne czynności trzeba wykonać. Muszę się z tym uwinąć do południa, bo o szesnastej mam gościa. Przyjechać ma poprzedni opiekun Józka, ponieważ jest w kraju i koniecznie swojego byłego pupila chce zobaczyć. Ciekawa jestem czy Józek swojego byłego,, pana'' pozna. To już w końcu ponad dwa lata jak jest u mnie. Przywiązał się do mnie i stał się pupilem. Cieszyliśmy się wspólnie dobrymi chwilami, przerwaliśmy też te trudne. Wiele tych dobrych  było. Będzie jeszcze więcej, bo jest młodym kotem. Ma dopiero 5 lat i mam nadzieję, że jeszcze wiele lat przed nim.
Wieczorem będę odpoczywać i zajmować się tym co lubię. Może coś poczytam, może namaluję. Będę też ćwiczyć malowanie trawy i drzew. Trawa w moim wykonaniu jest jak do tej pory fatalna, bo nie mam cieniutkiego pędzelka i nie mam wprawy. Pędzelek - rigger zamówiłam, a ćwiczyć będę wyrwale aż wyjdzie taka jak chcę...

A na koniec zdjęcia z lasu. Zrobione niedawno. Wtedy, gdy wybraliśmy sie z Krzyśkiem na grzyby. Znalazłam jeden i wróciłam do domu. Nie lubię grzybów szukać w moim lesie, bo nie znam miejsc i się sporo muszę nachodzić by coś znaleźć. Ja lubię grzyby zbierać z ławością. Tak np. jest w Oszczywilku. Krzysiek idzie na godzinę do lasu i wraca z pełną siatką. W moim lesie w tym czasie znalazłabym 2 grzyby...









wtorek, 22 lipca 2014

Pracowite dni, las, haiku i Loni - stary kot, którego nikt nie chce...



Bardzo mam te ostatnie dni pracowite, mimo upału. Wczoraj musiałam się zerwać z łóżka po 9 i iść do sklepu na zakupy, bo Krzysiek niespodziewanie poszedł do pracy. Szłam oczywiście na skróty przez las. Ten powitał mnie spokojem, rześkim chłodem, szumem rozkołysanych gałęzi oraz zapachem roślin i grzybów. Zachwyciły mnie refleksy światła przesączającego się przez gałęzie. Ścieżka była nimi upstrzona, a drgały, a mieniły się. Było pusto i cicho. Tylko z daleka dobiegało szczekanie psa. Zazdroszczę wszystkim tym, którzy w lesie lub w pobliżu lasu mieszkają. To musi być wspaniałe, choć wieczorem las może wydawać się ponury i groźny. Wczoraj mnie zachwycił szłam więc powoli krok za krokiem, delektując się nim i chłonąc wrażenia. Przy okazji rozglądałam się za grzybami, bo podobno jest wysyp. Nic jednak nie znalazłam. Może w czwartek pójdziemy z Krzyśkiem gdzieś dalej to jakieś grzyby znajdziemy. Zakupy załatwiłam szybko i po chwili już człapałam z siatami, narzekając w duchu na ciężki los i brak samochodu. Wróciłam zgrzana i zadowolona, że nie natknęłam się na żmije, których w naszym lesie jest sporo. Pobyt w lesie mnie ucieszył jednak na stałe obowiązku robienia zakupów się nie podejmę. Za duże ciężary trzeba nosić i Krzysiek sobie lepiej z tym radzi, choć też narzeka. Tak sobie myślę, że trzeba by zacząć robić zakupy w sklepie objazdowym, który kilka razy w tygodniu przejeżdża obok mojego domu. Podobno jest dobrze zaopatrzony i stosunkowo tani. Pomyślę o mleku na sery...











Po powrocie do domu napisałam haiku, które samo się ułożyło po spacerze przez las...

zapach lasu
między plamami światła
oczy żaby

poranek w lesie
grzyb za grzybem ląduje
w moim koszyku

las o poranku
słońce przez gałęzie
znaczy ścieżkę

   

Później zerknęłam do internetu i dobry humor mi się skończył, bo znowu natknęłam się na zdjęcie Loniego. Od dawna temu kotu kibicuję i bardzo się martwię, bo nadal domu nie ma. Jest taki kochany, ma tak mądre spojrzenie i tak bardzo domu potrzebuje. Tak cierpi. Wiem, że jest dużo takich bied, ale on stał się ostatnio moim symbolem starego kota, którego nikt nie chce. Wszyscy chcą młode kociaki, bo rozkoszne, słodkie, wesołe i zabawne, a on praktycznie szans na dom nie ma. Nikt go nie weźmie i ostatnie chwile spędzi samotnie w klatce, opuszczony przez wszystkich. To straszne...A teraz parę słów o nim na pamiątkę...

Pamiętacie Loniego? Nadal szukamy dla niego miejsca - schronisko to nie miejsce dla seniora. Loni jest zamknięty w klatce i coraz gorzej to znosi.

"Loni - bo na starość miejsca tutaj nie ma..."

Cudowny kot, uwielbia ludzki dotyk, delikatny, spokojny, kocha człowieka a spojrzeniem rozmiękcza nawet najtwardsze serca...
Tak, właśnie taki jest Loni.
Stary więc nieadopcyjny, bez szans na miłość.
To również prawda, której żadna z nas nie ma odwagi mu przekazać. Jego dotyk, spojrzenie i zachowanie mają w sobie nadzieję...
To chyba jedyne czego nie odbierze mu nikt, może jedynie upływający bezlitośnie czas.
Dlaczego dzieje się tak, że zwierzę starsze traktowane jest jak produkt uboczny gorszej kategorii?
Dlaczego tak niewielu z nas ma odwagę przyjąć pod swój dach starszego niekłopotliwego kota, który będzie potrzebował więcej snu, więcej czułości i miłości? 
Zastanówcie się chwilę, starość i śmierć to dwie pewnie stałe w życiu każdego stworzenia - człowieka również. 
One nas nie ominą.
A może przyjmując Loniego i zapewniając mu spokojną starość zrobimy coś dla siebie? Może taki dobry uczynek zaprocentuje kiedyś w przyszłości...

Błagamy o dom dla Loniego, stały lub tymczasowy.
Loni jest starszym kotem, zapewniamy mu opiekę weterynaryjną.
Mamy mało czasu, prosimy o pomoc...



Viva szczecin


niedziela, 23 września 2012

Sarny..pyszny obiad i spacer do lasu








               Dzień rozpoczął się od  przeraźliwego dzwonka telefonu.Próbowałam go zignorować i jeszcze trochę pospać, choć była już 10,ale ktoś był bardzo uparty.Okazało się,że to moja mama z prawdziwą rewelacją o sarnie z dwojgiem młodych spokojnie wyjadającej trawę na podwórzu przed naszym domem.Momentalnie się obudziłam, chwyciłam aparat i cichutko wyszłam przed dom.Niestety zdjęcia nie udało mi się zrobić bo sarny szybko umknęły ale widok był przedni.Zresztą nie pierwszy raz . Sarny bowiem odwiedzają nas regularnie. Pewnie wchodzą od strony pól przez lukę w ogrodzeniu, powstałą jakiś czas temu dzięki złomiarzom,którzy ukradli nam furtkę.Nie miał kto załatać i tak zostało.

               Po wypiciu porannej kawy wyszłam przed dom po chmiel na wianki i wiązanki,które wieszam co roku, na ścianach i drzwiach.Uplotłam  tym razem tylko  jeden wianek i narwałam chmielu na dwie marniutkie wiązanki bo mama była pierwsza i zerwała nisko co ładniejsze gałązki.Tak,że  sprawdziła się stara zasada kto pierwszy ten lepszy.





           Na obiad zrobiłam quiche z pieczarkami i ziemniakami.Wręcz za nim przepadam ,choć czasem zamiast pieczarek używam grzybów leśnych np.opieniek.Jak mam.Tym razem wyszedł świetnie i oczywiście zjadłam na raz aż dwie porcje .I jak tu zmienić się w motyla.
6 średnich pieczarek
2 spore cebule
5 ziemniaków
3-4 jajka
1/2 szklanki śmietany
olej
pieprz
sól
tymianek
1/2 paczki margaryny
 2 szklanki mąki
bułka tarta do formy
woda



       Ziemniaki posolić i ugotować w łupinach,Pieczarki i cebulę drobno pokroić i udusić na oleju z przyprawami.Z mąki 1 jajka ,soli ,margaryny i wody zagnieść ciasto i włożyć do lodówki na godzinę.Tortownicę posmarować margaryną i wysypać tartą bułką.Ciasto rozwałkować i wylepić nim tortownicę z brzeżkiem.Ziemniaki kroić i układać na cieście.Następnie wyłożyć pieczarki z cebulą.Polać śmietaną wymieszaną z jajkami.Można posypać tartym serem.Piec około 30 min w 180 stopniach.

Po obiedzie wybrałam się z moim panem do lasu z zamiarem odwiedzenia miejsc,w których występują opieńki.Mieliśmy nadzieję na dobre zbiory bo ostatnio u nas padało.No i zawiedliśmy się na całego.Nie znaleźliśmy nawet śladu opieniek.Spotkaliśmy za to sąsiadkę ,która po kilku godzinach pobytu w lesie wracała z jednym kozakiem.Tak więc chcąc nie chcąc daliśmy sobie spokój z grzybami,porobiliśmy trochę zdjęć i wróciliśmy do domu.Może grzyby jeszcze będą w okolicznych lasach a może trzeba będzie kupować.Trudno przewidzieć.A przechadzka i tak była przyjemna.