Codzienność

Codzienność
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą natura. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą natura. Pokaż wszystkie posty

środa, 20 czerwca 2018

środa

Już mam dość piłki nożnej. Krzysiek ogląda po 3 mecze dziennie. To nie moje klimaty i się denerwuję. W ogóle nie lubię sportu i raczej mnie nie interesuje. Sport to w ogóle dla mnie głupota. Po co się wysilać, męczyć i pocić. Krzysiek lubi i siatkówkę i hokej i lekkoatletykę. Jak był młodszy to lubił grać w piłkę nożną.


Moi panowie ostatnio się sprawdzili. Posprzątali na strychu i zrobili mi ławeczkę do kuchni. Ławeczka jest z klocków z buczyny i starej deski. Deska jest miejscami spróchniała i brzegami z korą. To oczywiscie zaleta. Resztę z deski mój pan mi pociął na kawałki. Wykorzystam na obrazki. Może będzie decu. Pomysł już mam. Będą do ozdoby kuchni i przedpokoju. Chciałabym wiecej takich desek. Może kiedyś kupię używane, bo chciałabym na nich zrobić ikony i anioły. Jakiś czas temu znalazłam fajna szafczkę na strychu. Myślę by ja odnowić i powiesić w łazience. Dziś może mi ją Krzysiek zniesie i jeśli będzie ok to Sebastian może haczyk na nią wiertarką umocuje.

Dziś lub jutro zostanie położona wata szklana na strychu. Powinno w zimie być cieplej. Wata będzie położona również nad łazienką. Liczę na większy komfort. Obecnie łazienka jest nieogrzewana i w mrozy jest na serio zimno. Gdy przychodzą mrozy kąpię się bardzo szybko co mi nie pasuje, bo lubie relaks w wannie.

W niedzielę byliśmy na spacerze. Trasa to około 1,5km. Wróciłam ledwie żywa. W drodze powrotnej osłabłam i bałam się, że do domu nie dojdę. Przyjemności z tego wysiłku nie miałam. Nawet przyroda mnie nie cieszyła. Uznałam, że ten wysiłek to koszmar. Następny spacer dopiero gdy 10 kg schudnę.











środa, 5 lipca 2017

środa

Dziś od rana pracuję - wróżę i piszę. Artykuł już napisałam, a teraz piszę opowiadanie. Muszę jeszcze skończyć. Kiedy odpocznę nie wiem. Bogiem, a prawdą ta moja praca mnie w zasadzie nie męczy. Robię to co lubię i co mnie cieszy. Później może poczytam. Ostatnio mniej niż kiedyś czytam. Kiedyś czytałam nieraz po całych dniach. Teraz o wiele mniej. Założyłam sobie, że przeczytam 52 książki w tym roku i niestety jeszcze nawet połowy nie przeczytałam. Wstyd. Inna sprawa, że nie bardzo co mam czytać. Zwłaszcza powieści mnie ostatnio często nudzą. Kiedyś częściej trafiały się perełki. Teraz to zbyt często się nacinam. Przynoszę z biblioteki cały stos książek, a przeczytam jedną albo i nie. To samo z kupowaniem. Już kupiłam kilka albo i kilkanaście nietrafionych pozycji. Czasem jeszcze tylko poradniki kupuję. Często czytam jeśli już to powieści z przed lat. Ich poziom był chyba wyższy. Żal mi, że już teraz rzadziej tonę w powieści. Potrafiłam czytać do rana. Ech...

Inną moją pasją, której mniej ostatnio poświęcam czasu jest gotowanie. Kochałam to kiedyś. Zbierałam przepisy i skrupulatnie planowałam z nich posiłki. Sporo czasu spędzałam w kuchni. Później przytyłam i straciłam ochotę do jedzenia i pitraszenia. Jem najczęściej byle jeść, gotuję byle szybciej. Jedzenie stało się wrogiem. Może to błąd? Może od przyszłego tygodnia znowu coś z przepisów ugotuję? Pola do popisu wielkiego nie mam, bo znowu jestem na diecie. Może jakieś mięso upiekę albo wędlinę z szynkowara zrobię? Może sałatkę przygotuję?

Dziś wieczorem będę może malować albo robić kartki. To mi ostatnio najwięcej czasu zajmuje. To mnie cieszy. Zwłaszcza do kartek mnie ciągnie, bo zrobiłam ostatnio sporo zakupów i część przesyłek do mnie dotarła. Niestety kończy mi się klej. Będę musiała kupić i to szybko jeśli dalej chcę działać.

Pogoda jest fajna i ostatnio trochę czasu spędzam na dworze. W poniedziałek zrobiłam trochę zdjęć kwiatków z doniczek. Uwielbiam pelargonie, werbenki i szczawiki. W tym roku są wyjątkowo dorodne. Kocham też petunie ale u mnie jest zbyt dużo słońca i trzeba by je podlewać dwa razy dziennie, bo mdleją. W tym roku chciałam kupić też begonie ale w sklepie nie było... Szkoda.






Wczoraj byłam w sklepie. Zrobiłam parę zdjęć lasu. Nie lubię chodzić ale tym razem musiałam, bo już nic w lodówce nie było. Na diecie Kwaśniewskiego mam sporo energii i doszłam bez problemu.






poniedziałek, 12 października 2015

Jesień, przygotowania do zimy, koty, brak energii, robótki i mandale...

Dziś w nocy był przymrozek. Zważył liście. Zerwałam ostatnie dynie, pomidory i kabaczka. Wykopałam dalie. Krzysiek przeniósł krzesełka z dworu na strych. Już chyba ogniska też w tym roku nie będzie. Przeoczyłam nadejście jesieni. Zanim spostrzegłam liście winobluszczu zrobiły się bordowe, zaczerwienił się sumak, liście winorośli zwinęły się, uschły i spadły. Morcinki kwitną już na całego. Jeszcze tylko trzeba w tym roku sprzątnąć ziemię z donic, wnieść kwiatki do domu, zebrać orzechy, uprzątnąć psią  toaletę i skopać ogródek. Dobrze, ze Krzysiek ma urlop to szybko się to zrobi. Chcę też pójść choć raz do lasu i porobić zdjęć. Kocham drzewa w jesiennej szacie. Może przy okazji znajdę jakieś opieńki.


 Koty czują już chyba zimę, bo jedzą na potęgę i przestały gubić sierść. Cisną się też do pieca albo pod kołdrę. Okupują modem i dekoder oraz miejsce pod lampą, bo ciepło je wyjątkowo teraz nęci. Na parapecie już prawie nie siedzą.W piecu palę codziennie nie czekam na sezon grzewczy. Pikuś też wszystko zjada i przestał kłaść się na podłodze. Ptaki również zaczęły więcej jeść. Przylatują do pszenicy całymi stadami. Chcą się obtłuścić. Zima może nadejść wcześnie w tym roku. Trochę się jej boję. Sama nie wiem czemu. Do tej pory czekałam na nią ze spokojem w sercu, a nawet z radością wyczekiwałam pierwszego śniegu. W tym roku jest inaczej. Zastanawia mnie to. Czyżby następował  u mnie jakiś wyciek energii? Fakt, że po zabiegu bioterapii mam więcej siły i łatwiej mi przychodzi praca typu fizycznego. Chyba nie postarzałam się aż tak. Mam w końcu dopiero 51 lat, a faktycznie czasem czuje się jakbym miała z 70 albo i więcej. Nie można tego zrzucać na otyłość, bo moje grubsze koleżanki mają energii więcej i fizycznych zajęć nie unikają, a ja padam. Kiedyś szłam z koleżanką rówieśnicą z przystanku. Nie mogłam za nią nadążyć. Ona waży 10 kg więcej ode mnie, a jest sporo niższa. Jej kręgosłup nie boli i nadciśnienia nie ma... Nie ćwiczy, nie odżywia się zdrowo i do tego pali papierosy. Nic tylko to wina horoskopu. Ja jestem panną i nie mam w horoskopie wcale planet w żywiole ognia, a to on daje energię i animusz. Mam też tylko jedna planetę w żywiole powietrza, będącego pożywką dla ognia. Ona jest ognistym, pełnym temperamentu baranem. Prawdę mówiąc to mam mniej energii od mojej 74 letniej mamy, która dwa wiadra na raz węgla potrafi przenieść. Ja niosę ledwo jedno. Aż nie chcę myśleć co będzie dalej...



Nadal działam robótkowo. Jedna skrzynka już jest zrobiona, druga jest w trakcie. Następny będzie chlebak. Już kupiłam, bo mój stary się po prostu rozpadł. Ostatnio stwierdziłam, że moje mieszkanie jest przez te moje wytworki pstrokate.  Wszystko co zrobię staram się gdzieś umieścić bez zwracania uwagi na kolorystykę i styl. Ma być tylko przytulne. O elegancji nawet nie myślę.






A na koniec mandala. Nadal koloruję...

 

sobota, 29 sierpnia 2015

Jesienne fluidy, strach przed zimą, ciężkie wpływy i wytworki...

Czuć już jesień. Zaczynają kwitnąć białe morcinki. Na razie pojawiły się pierwsze kwiatuszki. Jeszcze nieśmiało wychylają główki z masy zieleni, ale już są. Wczoraj nazbierałam floksów do wazonu i nawłoci na wianek. Koty zaczynają jeść więcej i już mięso na miskach nie zostaje. Czas pomyśleć o węglu. Chyba kupię za kilka dni, bo jest promocja. Będzie problem ze składowaniem, bo prawie tona leży w komórce. Martwię się o mamę. Ma coraz mniej siły i boi się zimy. Kto jej węgiel przyniesie. Ja z chorym kręgosłupem czy Krzysiek ledwie żywy po pracy z trudem przynoszący nasz węgiel. Problem jest też z tym, że mama węgiel nabiera rękami, bo ponoć jej się miał nie chce palić. Ciężkie jest życie czasem gdy się ma swój dom. W blokach jest łatwiej. 
Ziemniaki jeszcze nie wykopane, kabaczek zjedzony. Zostało trochę botwinki, szczawiu i pomidorów. Niedawno rozmawiałam z rolniczka z okolicznej wsi i ona uważa, że w tym roku był kataklizm przez te upały. Sama straciła kilka hektarów pszenicy, bo wyschła. Kury jajek nie niosą. Krowa się ocieliła i nie ma mleka. Cielę trzeba karmić sztucznie. Wszystko będzie koszmarnie drogie, a rolnicy liczą straty. Grzybów też pewnie nie będzie w tym roku. Żeby tylko zimą ostrych mrozów nie było. Oj daje nam natura w tym roku w kość. Daje...
U mnie nadal wszystko strasznie opornie idzie. Chyba dostane następną pracę na portalu z wróżbami, ale właścicielka wyjeżdża na dwa tygodnie i muszę czekać na sfinalizowanie sprawy. Felietony, które napisałam już od ponad tygodnia leżą i czekają na wstawienie na stronę, bo urlop. Szef z forum dla którego pisałam nie odzywa się od tygodnia i nie wiem czy mam dalej pisać czy nie. Na dodatek mi wszystkich pieniędzy nie wypłacił. To ten okropny saturn mnie gnębi jak nic. Uczy mnie cierpliwości i rzuca kłody pod nogi. Tak będzie jeszcze przez kilka miesięcy, bo on się wolno przemieszcza. Co prawda jowisz już jest w znaku panny, ale saturn go blokuje i nie skorzystam z jego dobrych fluidów. Pech to pech, a tak na jowisza czekałam. Jeszcze i neptun mnie gnębi. Ten to jeszcze mnie nie zostawi przez kilka lat. Ciężki mam teraz horoskop. A tak dobrze szło...
Dziś po południu spałam i leniuchowałam. Później mnie bolała głowa. Jeszcze później się zmobilizowałam i zrobiłam trzy magnesy i kolczyki. Nie ma zmiłuj się...









 

niedziela, 21 czerwca 2015

Litha, kwiatki doniczkowe, decoupage i pomoc dla kotów...


Sabat Litha- świeto wody i ognia czyli letnie przesilenie u mnie będzie obchodzony na terenie posesji. Nie wybiore się ani do lasu ani nad rzekę, choć to by było wskazane. Będzie ognisko, spalenie ziół. Przygotowanie ziół do powieszenia w domu. Okadzę też ziołami mieszkanie, przeskoczymy przez ognisko. Później będzie kąpiel przy świecach. Ciekawe co zrobię jak będzie lać deszcz... Sobótki już obchodzić nie będę. Może tylko zapalę świecę. Zioła przygotuje tak by był zapas na wszystkie dziedziny życia. Będą zebrane i te pomocne przy problemach ze zdrowiem, finansowych, czy miłosnych. Zbiorę też te które służą do oczyszczania osób i wnętrz. Będę skupiona by wyczuć prastare moce i zjednoczyć się z energią tych, którzy będą świętować w tym samym czasie. Ostatnio Krzysiek jakby przywykł do moich rytuałów i piekłem mnie już nie straszy.
Przestał też się złościć na mnie, że hoduję kwiatki w domu. Kupiłam ich trochę ostatnio. Kupię jeszcze gdy zdobęde półki na pnącza. Mam już kliwię, zielistkę, szeflerę, grubosza, 2 agawy, aralię, amarylisa, który nigdy nie kwitnie, 2 hoje, 2 cisusy, 3 bluszcze, mirta, laura, kawę, dracenę, żyworódkę, mandarynki z pestek, fikusa beniana. Idą do mnie kaktus wielkanocny, reo, calatea, grudnik, fikus podobny do monstery, monstera, fikus, filodendron i dwa kwiatki o ozdobnych liściach o nieznanych nazwach. Mam zamiar jeszcze kupić begonię tamaję i drzewiastą oraz fikusa dębolistnego. Planuje też wysiać z nasion papirus i asparagusy. Moje kwiatki są generalne dość biedne, bo koty je czasem obgryzają. Trzymam je więc tam gdzie one na stałe nie przebywają. W pokoju w którym koty siedzą są tylko te, które im nie smakują...
Ostatnio oprócz ikon robię też decoupage. Na razie zdobie to co mam w domu. Zrobiłam też zakupy i przedmioty do zdobienia oraz masa serwetek już są w drodze. Z kursu decoupagę zrezygnowałam. Ponoć to strata pieniędzy, bo podobno wiele się na takim kursie nauczyć nie można.




A na koniec problem. Wczoraj ktoś wyrzucił w lesie 3 małe kotki. Wzięła je koleżanka, ale ona ma psa mordercę. Ja wziąć nie mogę, bo już mam za dużo...Tu jest wydarzenie. https://www.facebook.com/events/1448080615494780/ Pomóżcie jeśli możecie i prześlijcie dalej...  To jest bardzo pilne...

środa, 17 czerwca 2015

Rośliny, zazdrość, zakupy, koty i anioły...


Oglądam dorodne rośliny na blogach i zazdroszczę szczególnie krzewów ozdobnych, bo ja zupełnie nie mam na nie miejsca. Do tej pory posadziłam jednynie biały bez, ostrokrzew, bukszpan i dwie róże, które zmarzły. Przesadziliśmy też kilka lat temu jaśmin z Oszczywilka. W tym roku wreszcie zakwitł całą masą wonnych, cudnych kwiatków. W moim ogrodzie rosną też iglaki, forsycja i pigwa posadzone przez mamę oraz fioletowy bez odrost od tego, który pamiętam jeszcze z czasów dzieciństwa. Rośnie również trzmielina i liguster. Skąd się wzięły nikt nie wie. Mam też oczywiście całą masę krzewów owocowych - agrestów, porzeczek czerwonych i czarnych, które bardzo kiepsko owocują jak do tej pory. Marzę o hortensji, kalinach, różanecznikach, klematisach i wiciokrzewie. Podobają mi się ogniki i pnące róże. Czy kiedyś je posadzę? Może, ale nie wszystkie, bo nie mam ich gdzie wcisnąć. Ogród nie jest z gumy.
Wczoraj znowu wydałam troche pieniędzy. Kupiłam świece zapachowe, kadzidełka i olejki. Świece oczywiście z gatunku tych słodkich- jabłko z cynamonem, wanilia, pomarańcza z wanilią i ciasteczko. Kupiłam też książkę o pisaniu ikon. Powinnam kupić trochę farb akrylowych i pędzelki do pisania ikon. Jeszcze trochę i skończą się papiery do akwareli. Powinnam kupić pędzle z gąbki do decoupage i jakieś przedmioty do zdobienia. Pomyślałam o dużej skrzyneczce. Byłaby na dokumenty. Myślę też o magnesach. Byłyby na bazarki dla kotów. Na wszystko potrzeba pieniędzy, a ja zbieram teraz na płytę na grób taty. Coś musi poczekać.
A na koniec trochę o kotach, przepis na pastę do pieczywa i zdjęcia aniołów. Najpierw będzie o Filusiu, kóry właśnie skończył 6 lat. To bardzo fajny kot choć na kolana za często się nie pcha, ale jeśli już to przytula się całym sobą i cudnie mruczy. To pupil mojego męża i do niego się najczęściej tuli. Ostanio trochę przytył. Je bardzo sprawnie i mięso i suchy pokarm choć ma tylko 3 ząbki. Nadal jest spokojny i nieco misiowaty. Zwady z nikim nie szuka, ale zaczepiony potrafi agresora postraszyć. Nigdy nie fuczy, a Rozi i tak przed nim zwiewa aż miło. W tym roku 6 lat kończy też Józek i Punia. Starzeje mi się stado. Oj starzeje. Najmłodsze koty mają 3 lata i to właśnie o nich był pierwszy wspis na tym blogu. Najstarszy Mruczuś, mój kochany burasek skończył już 9 lat. Na razie dobrze się trzyma. Nie choruje, je i jeszcze stara się być szefem.



Pasta z twarogu i selera

10 dkg twarogu
kawałek selera
2 łyżki jogurtu
szczypiorek
sól
pieprz
2 orzechy włoskie

Seler zetrzeć na tarce o dużych poworach, szczypiorek pokroić, dodać pozostałe składniki i wymieszać.





poniedziałek, 15 czerwca 2015

Stare czasy, wabienie pszczół, ikony i coś na ząb...


Upał odpuścił. Zrobiło się przyjemnie rześko, słońce schowało się za chmurami. Wczoraj była burza i padał deszcz. Znowu można wyjść do pracy do ogrodu. Ostatnio zdałam sobie sprawę, że czasy bardzo się zmieniły od czasów mojego dzieciństwa. Sąsiedzi żyją inaczej. Nikt nie hoduje już krów, nie trzyma koni. Nie widuje się źrebaków. Kozy co prawda stały się modne, ale nikt w mojej okolicy ich nie ma. Nie ma też owiec. Kury hoduje tylko trzech sąsiadów. Wszyscy są starsi z pokolenia mojej mamy. Jak ich zabraknie to i kury widywać nie będę. Kiedyś w każdym domu było pies i kot. Teraz na palcach jednej ręki można policzyć domy w kórych są koty. Czy te czasy są lepsze? No cóż jak dla kogo. Ja tam tęsknię do tych dawnych. Te współczesne nie mają dla mnie takiego uroku...
Pszczół nadal nie ma. Ule stoją puste. Już straciłam nadzieję, że je jakiś rój zasiedli. W przyszłym roku będę musiała wysiać rośliny miododajne, bo jest szansa, że one pszczoły zwabią. Myślałam o chabrze, koniczynie czerwonej, dzwonkach ogrodowych, szałwi, macierzance, melisie i ogóreczniku.
Ostatnio zainteresowałam się ikonami. Kusi mnie, żeby namalować kilka i umieścić je na półce nad drzwiami w kuchni, gdy już remont zrobię. Chcę mieć ikony malowane akrylami na deskach, nie pisane, a właśnie malowane. Za wyrób oryginalnych ikon, złocenia itp nie mam zamiaru się brać. To odrębna sztuka z którą mi na razie nie po drodze. Wczoraj i przedwczoraj przymierzyłam się do ikon i podziałałam z tym, że pastelami. Jestem nawet zadowolona. Jak dojdę do wprawy powinno być nieźle.




A na koniec surówka i zupa.

Surówka

sałata
parę liści mniszka
kilka rzodkiewek
1/2 marchwi
sól
pieprz
szczypiorek
jogurt

Wszystko rozdrobnić, dodać przyprawy, zalać jogurtem. Wymieszać.

Zupa z selera i jabłka

seler
jabłko
1/2 cebuli
4 ziemniaki
3 kostki rosołowe warzywne
tymianek
pieprz
śmietana
1/2 marchwi
mąka

Seler i marchew zetrzeć na tarce, Dodać rozdrobnione ziemniaki i cebulę, rosołki i przyprawy. Zalać wodą i goować do miękkości. Zaprawić mąką i śmietaną.




piątek, 5 czerwca 2015

Złe samopoczucie, akupresura, zakupy i zbiory ziół...


Od kilku dni pogoda jest niefajna - słońce, niebo bez chmur, sucho. Rośliny nie znoszą takiej patelni i ja nie znoszę. Wczoraj poczułam się źle i zakręciło mi się w głowie. Już myślałam, że to ciśnienie, ale nie. Było w normie. Nic tylko staję się metereopatą, albo zawsze byłam, bo jako młodsza osoba w taka pogodę czasem mdlałam. Zwłaszcza wtedy gdy słońce mnie przygrzewało, a ja nie miałam się gdzie schronić. Teraz to ja już staram się na dwór nie wychodzić bez potrzeby ani w upały, ani wtedy gdy jest dużo słońca. Nic to plewienie poczeka do poniedziałku, bo wtedy według progoz ma sie pogoda zmienić. Wyglądam deszczu...Mój warzywnik też...
Ostatnio zaszalałam i zrobiłam zakupy związane ze zdrowiem. Kupiłam między innymi magnesy do terapii, ale na razie o tym sza, plastry oczyszczające z toksyn i klapki do akupresury. Klapki już mam i w nich trochę chodzę, co łatwe nie jest, bo okropnie gniotą. Wszystko by było dobrze, gdyby nie to, że zauważyłam niezgodność receptorów z wypustkami. Efektem tego jest pewnie, że nie każdy receptor jest pobudzany. Nie ma to jak prawdziwy zabieg akupresury. Niestety nie mam nigdzie w pobliżu specjalisty od tej techniki, a sama wprawdzie stopy czasem gniotę, ale nie wiem czy z takim naciskiem jak potrzeba. Ach ten brak samochodu...

Od jakiegoś czasu zbieram i suszę zioła. Teraz pogoda jest odpowiednia, bo sucho. Wczoraj Krzysiek narwał całą reklamówkę czarnego bzu. Postawiłam nalewkę, część wysuszyłam, a część będę suszyć dziś. Będą herbatki na jesień i zimę. Jutro może w końcu uda mi się zerwać ten mniszek. Bzu jest wyjątkowo dużo w tym roku. Zostaną jeszcze kwiaty na owoce do dżemów i dla ptaków na zimę. Powinnam już też pomyśleć o zywaniu liści czarnej porzeczki i malin. Czeka bodziszek, ale nie wiem czy go zrywać. Dziś przyszła mi książka o ziołach Alicji Chrzanowskiej Święte zioła poleskich znachorek tom trzeci. Poczytam...

A po południu medytacja i zabieg Reiki na przyśpieszenie przemiany materii, bo odkąd robię bardzo fajnie chudnę. Co prawda pewna nie jestem czy to od Reiki, bo noszę też bransoletkę magnetyczną, ale przerywać zabiegów nie zamierzam...

środa, 3 czerwca 2015

Podciep, zmora, płatki, bułki i domowe kosmetyki...


Pogoda się zmieniła. Jest gorąco i sucho. Tak samo było w nocy. Źle przez to spałam. Rzucałam się i męczyłam. Było mi duszno. Obudziłam się cała spocona w zmiętej pościeli. Zaraz mi się przypomniały opowieści mojej cioci o strzydze albo zmorze męczącej ludzi w nocy. Pamiętam też o podciepie i mamunie. Ciocia Ala, siostra mojej babci miszkała kilka lat na Śląsku, bo jej mąż był sztygarem na kopalni i stamtąd te opowieści przywiozła. Raczyła mnie nimi, gdy jako dziecko byłam nieznośna. Nie pamiętam bym się jakoś tych strachów specjalnie obawiała. Zawsze za to bałam się wampirów i wilkołaków. O tak. O nich jak posłyszałam przed nocą to długo usnąć nie mogłam.

Ostatnio jem sporo płatków owsianych. Polubiłam je zwłaszcza w wersji na słodko z owocami, rodzynkami, orzechami i jogurtem. Płatki to bogactwo witamin i minerałów. To też źródło błonnika. Zapobiegają otyłości, poprawiają pracę jelit. Zalecane są w cukrzycy i przy podwyższonym cholesterolu. Zapobiegają też namnażaniu się komórek nowotworowych. Ja czasem jem przez cały dzień tylko 6 łyżek płatków. To doskonale czyści jelita i pozwala stracić trochę na wadze. 
Wczorajszy dzień był dość aktywny. Popracowałam trochę w ogrodzie - zasiliłam wszystko i poplewiłam. Przyszły mi też zakupy- klapki do akupresury i magnesy, ale o tym narazie sza. Wieczorem zrobiłam sobie domowe Spa. Były świece zapachowe, olejki. Był peeling tym razem z zielonej herbaty, cukru, oleju z pestek winogron i olejku pomarańczowego. Odpoczęłam i odreagowałam.
A na koniec przepis na bułki z papryką i cebulą oraz zdjęcia kwiatów, które ostatnio cieszą moje oczy.

375 g mąki w tym 40 razowej lub gryczanej/niekoniecznie/
200 ml ciepłej wody
100 ml mleka
łyżeczka soli
paczka drożdży suchych lub 15g świeżych
ulubione zioła u mnie był tymianek
kawałek papryki 
cebula

Drożdże rozpuścić w ciepłej wodzie z mlekiem. Odstawić na 30 minut do wyrośnięcia. Paprykę i cebulę rozdrobnić, dodać część soli i zioła, podsmażyć. Drożdże dodać do mąki i wyrobić krótko. Odstawić do wyrośnięcia. Formować bułki, nadziewać warzywami, posypać po wierzchu ziołami i piec około 20 minut w 200 stopniach.