Codzienność

Codzienność
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą medytacja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą medytacja. Pokaż wszystkie posty

piątek, 21 lipca 2017

Piątek

Od wczoraj walczę w domu z szafą. Potrwa to jeszcze chyba kilka dni, bo musi mi pomagać Krzysiek, a on cierpliwości nie ma. Starych ciuchów w których nie chodzi i kurtek po tacie wyrzucić nie pozwolił. Spakowałam więc je w worki i wyniósł na strych. Ja swoje ciuchy wyrzuciłam bez żalu. Trochę lepszych w których nie chodziłam spakowałam w worki dla PCK. Zostało mi tylko troszkę ulubionych z wagi o jakieś 10-15 kg mniejszej. Nie wyrzuciłam, bo może jeszcze jednak kiedyś będą dobre. Ciągle mam nadzieję, że schudnę jeszcze. Na razie mi to jednak nie idzie:(

Ostatnio zdałam sobie sprawę, że działam na wysokich obrotach. Ciągle jestem nakręcona. Dużo pracuję, sprzątam i działam artystycznie. Nie czuję się co prawda przeciążona i zmęczona ale nie pamiętam już kiedy medytowałam dłużej np. z aniołami czy minerałami. Teraz medytuję ledwie 10 minut. To raczej zbyt krótko. Nie wiem czy mi organizm nie zastrajkuje. Chyba czas zwolnić trochę albo choć co kilka dni złapać dłuższy oddech... Może dziś pomedytuję z agatem mszystym i zjednoczę się z matką naturą?

Dziś mam do wykonania portret numerologiczny dla nowego portalu. Usługa jest dość droga ale dużo pracy wymaga, bo to i liczenie i interpretacja. Portret pomaga poznać swój charakter, cele życiowe, zdolności. Pozwala uniknąć błądzenia i wielu problemów. Ja za usługi tego typu i tak ceny ustaliłam niskie to myślę, że chętni będą. Inni doradcy aż 500, 00 zł za to żądają. To przesada moim zdaniem...




czwartek, 28 kwietnia 2016

To i owo i niedosypianie...

Ostatnio siedzę po nocach, bo rozmawiam na InterPalsie. Odsypiam w dzień. Zupełnie rozregulowałam sobie zegar biologiczny. Miałam chodzić spać koło 12, a tu taki pasztet. Krzysiek pomstuje, aż miło. Na szczęście chyba zaczyna mi to hobby trochę przechodzić. Może znowu zacznę sypiać normalnie.

Wczoraj miałam jechać do miasta, ale w końcu zrezygnowałam, bo mi się nie chciało. Dziś zrezygnowałam z wyjścia do ogrodu. Krzysiek poszedł plewić. Jutro pewnie już mi się nie uda wymigać. Zupełnie sobie warzywnik w tym roku odpuściłam. Wysieję tylko buraki. Wsadziłam czosnek, dymkę i bób. I dość.

Dieta mi idzie tak sobie. Przez tydzień fazy uderzeniowej schudłam tylko 2,2 kg. Powinno być więcej, ale się nie poddam. Nastawiam się na długotrwałe odchudzanie. Oby mi się udało...MUSZę tym razem te 20-30 kg zrzucić. Potrwa to pewnie ze dwa lata. Ćwiczyć na razie nie będę. Może później.

A na koniec kartki, które właśnie zrobiłam. Zmykam na medytację, a później obejrzę Wikingów....


 

 

niedziela, 1 listopada 2015

Zaduma, miłość, rozpieszczanie siebie, wytworki i ataki Onki...

Wczorajszy dzień spędziłam pogrążona w zadumie. W moich myślach gościli Ci, którzy już odeszli. Wspominałam też znajomych i sąsiadów. Zwłaszcza dobre i mądre dusze. Paliłam świece. Moi bliscy są ciągle w moim sercu i bardzo za nimi tęsknię. Wychowałam się w domu pełnym ludzi. Teraz pozostały mi tylko trzy osoby. Boję się, że kiedyś mogę zostać sama. Boję się, że odejdę w samotności i tego co wtedy stanie się z moimi zwierzętami. Tego boję się najbardziej. 
Dziś mam wyjazd do miasta, ale powinnam wrócić szybko. Po południu znowu będę palić świece, bo w końcu jest Dzień Zaduszny. Powinnam też według aniołów zająć się zabawą, by odreagować ostatnie stresy. Trochę ich miałam i jeszcze trochę będę mieć.
Ostatnio dużo pracuję z czakrą serca. Przesyłam miłość do moich bliskich także zwierząt. Przesyłam też miłość sobie i swojemu ciału. To bardzo ważne by się kochać i akceptować. Ten tylko potrafi kochać innych kto potrafi kochać siebie. Przedwczoraj pomyślałam by trochę to moje biedne, zaniedbane ciało dopieścić. Kupiłam więc nowe kosmetyki między innymi płyn do kąpieli o zapachu ciasteczek waniliowych i balsam o zapachu kokosu. Kupiłam też kolejne olejki w tym lawendowy ułatwiający kontakt z opiekunem duchowym. Mam zamiar kupić jeszcze balsam o zapachu cynamonu i jakiś olejek do kąpieli może.
W najbliższym czasie powinnam zrobić chustecznik dla znajomej lekarki. Musi wyjść perfekcyjny, bo jej nie dam. Wstyd by był gdyby były jakieś niedociągnięcia. Jeszcze się za niego nie zabrałam i nawet o serwetce nie pomyślałam. Czas najwyższy skończyć też wreszcie ten mój chlebak. Zostało jeszcze lakierowanie.
Ostatnio coś te moje zwierzęta nerwowe są. Wczoraj Ona zaatakowała Pikusia. Rzuciła się na niego z pazurami. Krzysiek nie mógł jej odgonić. Pikuś się wystraszył. Nie wiem o co poszło, bo początku awantury nie widziałam, ale wyglądało to dosyć groźnie. Nie wiem czy to nie poszło czasem o zazdrość, bo i Ona i Pikuś są do Krzyśka bardzo przywiązane. Później był drugi atak i tym razem go skaleczyła w łapkę. Nie wiem co z tym zrobić. Nigdy między nimi konfliktów nie było, a są już razem dwa lata. Teraz się na niego czai. Pikuś się boi zejść na podłogę...




 

środa, 28 października 2015

Problemy z energią, olejki eteryczne, wena i coś dobrego...

Ostatnio mam problemy z równowagą energetyczna organizmu. Raz jestem klapnięta i przesypiam w dzień po kilka godzin, a jak się podładuję to znowu mnie nosi i staje się nerwowa. Kilka dni temu tak sobie dołożyłam energii, że nie mogłam sobie miejsca znaleźć. Na dodatek byłam spięta i zdenerwowana. Już miałam parzyć melisę, albo zażyć coś mocniejszego, ale najpierw postanowiłam sobie zrobić medytację z kryształami górskimi. Na szczęście pomogła. Energia ulotniła się, a ja się uspokoiłam. Z dwojga złego wolę mieć nieco za mało energii niż za dużo, bo wtedy jestem trochę klapnięta, ale za to spokojna. Gdybym była typem bardziej ruchliwym tobym ten nadmiar energii po prostu spaliła i byłoby dobrze, ale nie jestem.
Ostatnio kupiłam sobie olejki eteryczne - eukaliptusowy i sandałowy. Oba są przydatne dla osób pracujących z energią. Eukaliptusowy czyści aurę, a sandałowy pogłębia medytację i też czyści między innymi czakry. Kusi minie Aura Soma, ale na razie mnie nie bardzo stać. Kiedyś jednak wypróbuję na pewno. Podobno fajnie działa.
Wena na malowanie zaczyna tak jakby wracać. Wczoraj były w użyciu akwarele i kredki akwarelowe. Dziś też pewnie coś podziałam. Ptaki z internetu już sobie zgrałam.


Dziś jadę do miasta. Muszę kupić wstążkę do wiązanek na Wszystkich Świętych, zatyczki do uszu i jeszcze trochę nawozu bydlęcego, bo mi brakło. Bardzo mi się nie chce. Chętnie bym posiedziała z książką przy piecu, a tu się trzeba stroić i jechać. Po południu może zrobię oczyszczanie mieszkania. Tym razem solą za pomocą żywiołów albo wahadłem. Pewnie też rozsypię trochę soli po kątach. Mój nerwowy pan trochę tych złych fluidów nasieje, gdy wrzeszczy.

A na koniec nadzienie do quiche. Robiłam ostatnio. Wyszedł bardzo smaczny.

2 czerwone papryki
3 duże cebule
4 jajka
1/2 szklanki śmietany
sól
pieprz
tymianek
olej

Cebule i papryki rozdrobnić i poddusić na oleju z przyprawami. Gdy miękkie wyłożyć na ciasto. Zalać jajkami wymieszanymi ze śmietaną. Można dodać startego żółtego sera i kiełbasy albo boczku wędzonego.

poniedziałek, 26 października 2015

Opiekun duchowy, witraż, czarny turmalin i to i owo o pichceniu...

Kilka dni temu po raz pierwszy zrobiłam sobie nową medytację z opiekunem duchowym. Założenie było takie, żeby go zobaczyć i zobaczyłam. Po raz pierwszy. Dotąd tylko czułam jego obecność. To mężczyzna około trzydziesto paro - czterdziestoletni o długich włosach i mądrych, dobrych oczach. Ciemny blondyn lub jasny szatyn. Ukazał mi się w stroju brązowym chyba z epoki wczesnego średniowiecza. To była coś jakby bluza do połowy uda z kapturem i wąskie spodnie. Na głowie miał opaskę. Moment był magiczny. Czułam się bardzo wyciszona i bezpieczna w jego obecności. To z pewnością nie była ostatnia medytacja tego typu. Nabrałam ochoty na częste kontakty. Czuję, że kiedyś był mi bardzo bliski. Tu na ziemi. Na tym świecie. Kim był? Kim byłam wtedy ja? Jak wyglądał wtedy świat? Przychodzą mi na myśl nieskończone lasy pełne zwierząt, strumienie z krystaliczna wodą, góry i polanki. Małe osady gdzieś na końcu świata. Bajka po prostu...Niestety nie tak całkiem, bo i ciężka praca dla niektórych by przetrwać, ale i wymagania ludzie mieli mniejsze. Życie było prostsze i chyba spokojniejsze, wolniejsze. Bardziej nastawione na kontakt z przyrodą, na przemijanie pór roku.
Powinnam wreszcie pomyśleć o odrobieniu ostatnich prac domowych z kursu rysunku i malarstwa. Ciągnie mnie zwłaszcza wiraż, a w zasadzie nie ten autoportret, który mam namalować na pracę domową, ale wiraże, które mam zamiar zrobić dla siebie. I tak umyślałam sobie wiraż do kuchni z owocami i do sypialni z aniołem albo z serduszkami czy gołąbkami. Te ostatnie wzory by były lepsze według feng szui. Ciekawe jak mi to pójdzie. Farby już kupiłam, ale z szybą mam problem, bo nie wiem gdzie zamówić. Pewnie się sprawa odwlecze do czasu gdy Adrian będzie zamawiał szklarza do swojego okna. Szklarz przyjedzie to przywiezie wszystko szkło hurtem.
Wczoraj kupiłam sobie bransoletkę z czarnego turmalinu. To bardzo silna ochrona przed złem skierowanym od kogoś typu złe myśli jak i własnym pesymizmem. Przyda mi się, bo pracuję z energią.
Ostatnio jem mniej, ale za to zaczęłam znowu przygotowywać bardziej pracochłonne dania. To nie są jakieś luksusy, ale proste dania typu klopsy z sosem grzybowym, musztardowym czy pomidorowym. Często robię kluski między innymi kopytka, śląskie, kładzione. Ostatnio były mieszane z bułki tartej i mąki. Te są pracochłonne, bo robi się je ręcznie - każdą kluskę osobno. Wczoraj był quiche z cebulą i papryką. Myślę o pierogach. Chodzą za mną takie z nadzieniem z kaszy gryczanej i twarogu. Częściej piekę chleb i bułki. Rzadko za to piekę ciasta. Nigdy za tym nie przepadałam, ale ciasto na niedzielę zawsze było. Ostatnio nie ma. Krzysiek zaczął marudzić. Chyba będzie trzeba zacząć piec z powrotem, bo lubi.
A na koniec nowy kalendarz...


 

sobota, 24 października 2015

Regresing, medytacje, łupanie w kościach, ćwiczenia i jesień.

 Ostatnio zainteresowałam się regresingiem. Jest ponoć bardzo skuteczny i pozwala to i owo odreagować. Chętnie wybrałabym się gdzieś do specjalisty w tym zakresie. Niestety dojazd jest poza moim zasięgiem. Kupiłam więc książkę Leszka Żądły i mam zamiar kupić drugą. Spróbuję sama choć niektórzy twierdzą, że to może być niebezpieczne. Powinnam popracować głównie nad moim podejściem do diety. Mam przecież do zrzucenia 30 kg. Inne tematy też by się pewnie znalazły.



Kilka dni temu buszowałam po Chomiku. Zgrałam kilka medytacji i książek. Do medytacji potrzebuję słuchawek. Muszę kupić, bo te co miałam pogryzły mi koty. Zostały kawałki. Myślałam, że się wścieknę. Szczególnie interesuję mnie medytacja spotkanie z aniołem i odchudzająca. Ostatnio sporo medytuję. Czasem nawet dwa razy dziennie. Zauważyłam, że dobrze mi to robi. Jestem spokojna i zrelaksowana. Robię też rozszerzone zabiegi Reiki, bo w kościach mnie łupie. Szczególnie oprócz kręgosłupa, martwi mnie ramię i biodro. Pewnie to sprawy reumatyczne. Niekorzystnie działający saturn w horoskopie też bez winy nie jest. Jak by nie było trochę się zaczęłam obawiać przyszłości. Nie jestem odporna na ból. Mam dopiero 51 lat i już dopadło mnie schorzenie staruszek. Co będzie dalej? Pewnie moja sprawność będzie spadać i coraz bardziej będę unikała ruchu. A co z ćwiczeniami? Chyba, że ćwiczenia cesarzy chińskich pomogą. Kurczę no i znowu niektórzy pomyślą, że marudzę, a ja po prostu stwierdzam fakty. Niektóre osoby zarzucają mi poza tym, że jestem pesymistką. Nie zgadzam się z tym. Uważam się za realistkę.

Od piątku znowu ćwiczę. Na razie po 20 minut ćwiczenia cesarzy chińskich. Od przyszłego tygodnia chcę dołożyć  dwa razy po godzinie jogi. Ćwiczy mi się ciężko, bo pozapominałam ruchy, a niektóre ćwiczenia składają się z wielu i przez to są skomplikowane. Kupiłam drugą książkę o tych ćwiczeniach. Uważam, że jest lepsza niż moja, bo dokładnie opisuje na co dane ćwiczenie pomaga. Mam więc możliwość wyboru. Ostatnio wolę ćwiczenia wykonywane na stojąco. Hm. Coś nowego dla mnie. Zawsze wolałam dywanówki.


Jesień w pełni. Drzewa przystroiły się już w złoto - bordowe liście. Część już szeleści pod stopami. Kocham tą porę roku z jej barwami, temperaturą, nastrojem, ogniem gadającym w piecu. Zwierzęta szukają ciepła i ciągle są głodne. Oby tylko zima szybko nie przybyła w tym roku. Na razie czekam spokojnie na listopadowe szarugi. Kocham deszcz i szarugę. Lubię siedzieć przy piecu i słuchać szumu deszczu za oknem. Lubię gdy pali się w piecu. Lubie świadomość, że przez kilka miesięcy upały mi nie grożą.

A na koniec chlebak, który wreszcie zrobiłam. Dziś lakierowanie, a jutro może chustecznik...

niedziela, 18 października 2015

Karty anielskie, szczur, przerwany urlop i nowe książki....

Nowe karty anielskie są bardzo fajne. Dobrze mi się z nimi współpracuje. Kiedyś miałam za zadanie popracować nad czakrą serca. Przesłałam więc miłość od Boga do czakry, a później do wszystkich moich bliskich w tym zwierząt. Następnego dnia przesłałam miłość do wszystkich czakr i do mojego biednego kręgosłupa. Od razu lepiej się poczułam. Czakra lepiej pracuję, bo gdy się na niej skupię czuję ciepło. Inne zadanie polegało na zajęciu się czymś artystycznym. Pomalowałam więc mandalę i popracowałam nad skrzynką. Najtrudniej poszło mi z zabawą. Wyszło na to, że jej potrzebuję. A co jest zabawą? Czy to co się robi w wolnej chwili z przyjemnością? Takich przyjemności mam sporo, ale jeśli to jakieś imprezy, szaleństwa czy oglądanie komedii lub słuchanie dowcipów to tego w moim życiu nie ma, bo nie lubię. Za poważna po prostu jestem.
Mam znowu problem ze szczurem, bo wrócił na zimę do domu. Wiem, że jest, ponieważ coś rozrzuca puszki po kocim jedzeniu, które trzymam w worku w sieni. Myszy by nie dały rady. Nie wiem nawet czy jeszcze są, bo koty sporo wyłapały. Szczur niby mi nie przeszkadza. Nic nie niszczy i do domu nie próbuje wchodzić. Tylko te puszki Krzysiek wciąż musi zbierać i się złości. Chciał kupić łapkę ale się nie zgodziłam. Szkoda mi tego szczura. Tyle lat już u nas jest. Po co go zabijać.
Ostatnio narobiłam Krzyśkowi kłopotu. Przeze mnie został ściągnięty z urlopu i musiał iść w sobotę na cztery godziny do pracy. Wrócił zmęczony i zły. To moja wina, bo po odebraniu telefonu nie spytałam kto tylko od razu powiedziałam, że Krzysiek jest i oddałam mu słuchawkę, a miałam powiedzieć, że wyjechał. Tak ustaliliśmy, bo w zeszłym roku Krzyśka też z urlopu ściągali, a on chciał maksymalnie odpocząć.
Ostatnio zarobiłam trochę  pieniędzy i od razu kupiłam książki. Teraz na nie czekam...




sobota, 19 września 2015

Zabawa we fryzjerkę, zakupy, medytacja i malowanie...

Ostatnio tak się zdenerwowałam na włosy, że złapałam za nożyczki i skróciłam je o dobre 15 cm. Co za ulga. Krzysiek wprawdzie twierdzi, że krzywo, ale trudno. Nie o urodę tu przecież chodzi tylko o wygodę. Wyrównać mi nie chce, bo się boi, że będzie jeszcze gorzej. Teraz jak wreszcie fryzjera zaliczę to mi je wyrówna i po krzyku. Swoją drogą czemu tak długo z tym zwlekałam pojęcia nie mam. Często sama sobie włosy skracam, gdy mi z fryzjerem nie po drodze, a teraz jakieś zaćmienie umysłu przyszło. Męczyłam się i nic nie podziałałam. Teraz mam krótkie, bo tylko takie lubię. Nie trzeba kombinować z fryzurą. Tylko umyć i po kłopocie.
Cały czas maluję. Coraz lepiej poznaje farby olejne i już się ich nie obawiam. Teraz żałuję, że tak długo z nimi czekałam. Żal mi tylko, że nie mam możliwości malować z natury. To doskonała nauka. Wychodzą wszelkie niuanse odcieni, kształtów i cieni, a tak klops moje obrazy są o to uboższe. Myślę jednak, że z czasem będzie lepiej. Ponoć praktyka czyni mistrza. Cała zima przed mną na naukę. Będę malować olejami na papierze w pokoju dziennym. Co prawda terpentyna cuchnie, ale trudno. Ponoć robię postępy. Tak twierdzą znajomi z forum malarskiego.


Wczoraj zabrałam się za medytację z kursu tarota. Medytacja jest długa (opis 2 strony A4),  dość skomplikowana ale nie trudna. Mam wprawę w medytacjach, ale nieskomplikowanych i prostych. Tylko takie do tej pory sobie ceniłam i takie na mnie działają. Ta też jest bardzo fajna. Miałam ochotę trwać w medytacji i trwać. Żal mi było gdy się skończyła...Dziś powtórzę...
Wczoraj dotarły do mnie wszystkie zakupy. Mam już i pędzle i tusz i farby. Przyszły też perfumy. Tym razem to moje ulubione Far away z Avonu. Lubię je od lat i kupuje na zmianę z Opium. Lubię perfumy gatunku ciężkich z wanilią i egzotyczna nutą. Nie lubię cytrusowych i morskich.

niedziela, 23 sierpnia 2015

Wróżenie, przypalony garnek, wrzaski Krzyśka, ogród i wytworki

Nie bardzo mam o czym pisać, bo nic takiego się nie dzieje - pracuję, robię wytworki, odpoczywam i tak mija niepostrzeżenie dzień za dniem. Żaden się nie powtórzy jak mawia moja mama i powinno się go przeżyć odpowiednio. Dla jednego to znaczy przyjemnie, dla innego bardziej świadomie, a jeszcze dla innego bardziej pracowicie. U mnie dziś jest wszystkiego po trochu. Dziś wstałam wcześnie i zalogowałam się na portal dla wróżek. Zleceń zbyt dużo jednak nie mam. Najczęściej to esemes chat czyli najsłabiej płatna usługa. Ciekawe jak będzie dalej. Dzień się jeszcze nie skończył. http://www.wrozbyonline.pl/d/1129
Wczoraj zrobiłam kilka słoiczków dżemu z jabłek. Wyszedł pyszny, ale garnek przypaliłam jak zawsze. Krzysiek się okropnie wściekł i parę przykrych słów przy okazji usłyszałam. Na szczęście się tym nie przejmuję i burzę spokojnie przeczekałam. Zapowiedział, że tym razem go nie wyczyści. Na szczęście ochłonął i garnek domył. Dziś będę robić następne dżemy i może zrobię z 3 słoiki kompotu.
Ostatnio żyję ogórkami pomidorami i botwinką z mojego ogrodu. Jem też po trochu kabaczka, który raczył całkiem spory urosnąć. Będzie chyba jeszcze kilka z tym, że nie wiem czy zdążą dojść. Za to dyni nie będzie. Wyrosły pędy na  kilka metrów, a owoców nie ma. Ani jednego. Mama twierdzi, że nie mam ręki. Może to i prawda, albo po prostu ziemia bardzo licha. Niby nawożę, ale to widocznie za mało, a sztucznych nawozów stosować nie chcę. Jeśli już mam zbierać coś to zdrowego, bo takie warzywa z chemią mogę sobie kupić. Prościej będzie i taniej.
A na koniec moje wytworki, bo zaraz zmykam na medytację.















Wszystko co fioletowe wyszło granatowe nawet lawenda. Ech...

 

sobota, 31 stycznia 2015

Papierosy, zajęcia w Pałacu Kultury, leniwy dzień i archanioł Michał...


Niedługo minie 5 lat odkąd rzuciłam po raz drugi papierosy. Masa czasu. Pomógł mi Tabex. Cała akcja trwała 4 dni i po problemie. Po miesiącu zapomnałam, że paliłam. Przytyłam 30 kg, ale było warto. Czuję się lepiej - serce mnie nie kłuje, w piersiach mnie nie dusi, kondycję mam lepszą. 10 kg już zrzuciłam i dalej walczę. Mam nadzieję, że się uda, bo waga spada. Krzysiek też papierosy odstawił i mój syn Adrian. Pali jeszcze tylko moja mama, ale ona nadal papierosy uwielbia i zrezygnować z nich nie chce. Dobre jest to, że się prawie nie zaciąga. Raczej będzie palić zawsze, bo szczerze mówiąc sobie jej bez papierosa nie wyobrażam...

Wczoraj buszowałam po internecie i znalazłam ciekawe zajęcia w Pałacu Kultury w Dąbrowie Górniczej. Jest między innymi malarstwo, zajęcia z pisania i dziennikarstwa. Te ostatnie polegają na redagowaniu czasopisma. Ciekawą ofertę znalazłam też  w programie Uniwersytetu Trzeciego Wieku, ale w tym przypadku muszę jeszcze chyba kilka lat poczekać, bo za młoda jestem.
Wczoraj też dużo wróżyłam. Idzie mi coraz lepiej. Docierają do mnie wieści, że wróżby się sprawdają. Cieszy mnie to i zachęca do dalszej pracy. 

Dziś będę leniuchować przez cały dzień. Będę oczywiście wróżyć, ale pracy typu pisania tekstów nie planuję. Może też coś namaluję. W domu też nic robić nie będe poza ugotowaniem obiadu i praniem. Pełen relaks. Pewnie znajdę czas na medytację. Tym razem z Archaniołem Michałem. Archanioł ten broni przed nebezpieczeńswem i strzeże od wszelkiego zła. Od czasu do czasu warto poprościć Michała o oczyszczenie. Pomóc może też modlitwa...

Święty Michale Archaniele, wspomagaj nas w walce, a przeciw niegodziwości i zasadzkom złego ducha bądź naszą obroną. Oby go Bóg pogromić raczył, pokornie o to prosimy, a Ty, Wodzu niebieskich zastępów, szatana i inne duchy złe, które na zgubę dusz ludzkich po tym świecie krążą, mocą Bożą strąć do piekła. Amen.


niedziela, 25 stycznia 2015

Śnieg, wspomnienia, archanioł Rafał, nowa dieta i kotlety z fasoli...


Wczoraj spadł śnieg i zrobiło się biało. Przystroił uroczo krzewy i drzewa w ogrodzie. Przykrył szarość, która mnie przygnębiała. Swoją drogą coś te zimy ostanio są mało śnieżne. Szkoda. Pamiętam zimy w Kamesznicy przed 30 laty. Śniegu było tyle, że okna do połowy były zasute. Na podwódku śnieg leżał wysoki na 1,5 metra. Tata kopał tunele, by dostać się do furtki i do garażu. Bywało i tak, że wieś przez kilka dni była odcięta od świata i żywność była zrzucana z helikoptera. Mama piekła chleb w domu i gotowała to co było zgromadzone w spiżarni. Jak było wtedy pięknie.
Dziś czeka mnie normalna niedziela. Nic nowego, nie powinno wyskoczyć. Będzie msza w telewizji. Będę wróżyć, uczyć się i pewnie malować. Krzysiek jest w domu to pewnie z dłuższej medytacji nic nie wyjdzie, bo on cicho nie potrafi być. Mam jednak zamiar spróbować pomedytować choć trochę z archaniołem Rafaelem. Archanioł ten odpowiada między innymi za zdrowie i warto, go przywoływać, gdy coś dolega. Mnie np. ostatnio jakby mocniej boli kręgosłup. Jego pomoc się więc jak najbardziej przyda. Gdy się pojawia często się widzi szmaragdową zieleń, bo to jego barwa.

Od dzisiaj jestem na diecie rozpisanej przez dietetyka. Dieta jest na 1200 kalorii. Rozpisana została oczywiście na podstawie ankiety, którą musiałam wypełnić. W ankiecie są pytania odnośnie schorzeń, trybu życia, ruchliwości. Dieta wygląda bardzo dobrze. Wydaje mi się, że jeśli nawet nie schudnę to przynajmniej nie przytyję czego najbardziej się bałam. Jeśli nie będę chudła to będę ją stosowała podczas stabilizowania wagi. Jeść można mięso, ryby, twaróg, płatki owsiane, warzywa i owoce, jajka, kefir, a nawet 1 ziemniak dziennie. Jeśli chodzi o warzywa to lepiej jest unikać kapusty świeżej, papryki i fasoli. Wykluczone jest pieczywo i kluski. No i oczywiście słodycze. Zobaczymy...
Dziś dla Krzyśka będą kotlety z fasoli. Ja spróbuję odrobinkę.

szklanka fasoli
4 ziemniaki
cebula
pieprz
sól
zioła do potraw z fasoli
bułka tarta
jajko
olej

Fasolę namoczyć i ugotować, ziemniaki ugotować, cebulę poddusić na oleju. wszystko zmielić, dodać przyprawy i wymieszać. Dodać jajko. Formować kotlety, obtaczać w bułce i smażyć na rozgrzanym tłuszczu.

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Senny las, szczur, zimowe jedzenie, czasopisma i medytacja z aniołem


Połowa grudnia, a śniegu jeszcze w tym roku nie widziałam. Miał padać, ale nie padał. Wczoraj byłam na spacerze i wróciłam rozczarowana. Las jakiś taki szary i smutny. Cichy jak wymarły. Tylko ogołocone drzewa śpią kołysane wiatrem. Wiatru u mnie silnego nie było. Widać huragan Aleksandra do nas nie zawitał. Powiało trochę  w sobotę po południu, rozkołysało gałęzie i wiać przestało. I dobrze.
U mnie w domu już zima - myszy szaleją aż miło. Ona ostanio złapała taką wielką, tłustą mysz. Pewnie miała mieć młode. Dobrze, że została wykwaterowana na podwórko. Żywa oczywiście, bo uciekała śpiesznie w trawę. Może nie wróci. Wrócił już za to szczur do piwnicy. Szczur bytuje u nas już chyba trzecią zimę z kolei. Czasem podgryzie trochę ziemniaków, ale czym się żywi tak naprawdę nie wiem. Widywany jest w piwnicy i czasem w sieni, ale do domu nie próbuje wchodzić. Czuje koty. Nie mam zamiaru z nim walczyć, bo i po co? Krzywdy mi przecież nie robi...

Zima to i jedzenie zmieniłam na bardziej kaloryczne. Jem więcej mięsa, fasoli, grochu, soi, soczewicy. Częściej piekę mięso w domu, robię pasztety. Częściej są w domu pieczone chleb i bułki. Częściej jem kanapki. I przytyłam niestety zamiast schudnąć. Nic to zrzucę... Myślę o diecie South Beach. Na zimę jest lepsza od warzywnej.

Dziś będzie na obiad fasola po holendersku.

0,5 kg fasoli mały jaś
cebula
kawałek boczku wędzonego lub kiełbasy
carry
koncentrat pomidorowy
pieprz
sól
2 kostki rosołku warzywnego
4 jajka na twardo
mąka
można dodać odrobinę śmietany
ząbek czosnku

Fasolę zalać wodą, dodać rozdrobnioną cebulę, czosnek, pokrojony boczek i przyprawy. Gotować do miękkości. Zaprawić koncentratem, mąką i śmietaną. Dodać pokrojone drobno jajka.

Po południu będę czytać Werandę country i Sielskie życie. Skończę też Piękno i pasje. Myślę o tym, żeby te gazety zaprenumerować od nowego roku. Listonoszka by przyniosła do domu. Nie musiałabym biegać po mieście i szukać, bo jest z nimi kłopot. Kusi mnie również Wróżka. W ostatnim numerze Piękna i pasji jest konkurs na zdjęcie kącika do czytania. Fajna sprawa tylko, że ja takiego kącika nie mam. Czytam na kanapie, albo w łóżku. Lubię czytać w pozycji półleżącej. Lubię się wtedy okryć mięciukim kocykiem. Lubię, gdy koty są blisko, a przyłumione świało kładzie miękkie cienie w głębi pokoju. Dla mnie to czysta magia...





Dziś mam zamiar zrobić sobie medytację z aniołem. Tym razem będzie to opiekun dzisiejszego dnia Asaliah. Anioł ten jest przewodnikiem pomagającym w odbiorze przekazów z niewidzialnego świata i wprowadzeniem ich w świadomość. Łączy energię ziemi i nieba. Chroni przed niemoralnym zachowaniem i skandalami. Wzmacnia intelekt, rozjaśnia umysł, uszlachenia duszę. Dodaje wiary, powściąglowości i uczciwości. Wspiera pisarzy, malarzy, psychologów i ezoteryków. Coś dla mnie...




niedziela, 8 czerwca 2014

Zielone Świątki i ogród.

Dziś Zielone Świątki. Pamiętam z dawnych czasów umajony cały dom i obejście, bukiety chabrów, rumianków, maków i kąkoli, gałązki brzozy i tatarak. Pamiętam uśmiechniętą ciocię z olbrzymimi bukietami i wszechobecny wspaniały zapach roślin. Teraz już tak tego dnia nie celebruję, bo ani kwiatów polnych ani tataraku w pobliżu mojego domu nie ma. Szkoda, że tradycja odchodzi. Szkoda, że nie ma powrotu do przeszłości. Świat idzie do przodu zatracając to i owo z swoich wartości. Nie zawsze mi się te nowe czasy podobają i tęsknię za tym co było dobrego w przeszłości. Cóż starzeję się chyba i wcale się przed tym nie bronię...

W ogrodzie po deszczach prawdziwy pogrom. Z 20 ogórków zostało 5, z 4 dyń została 1 i 3 cukinie się zniszczyły. Pomidory też zaczęły żółknąć i podsychać. Co dziwne fasola nie wzeszła. Trawy wyrosło tyle, że tego co trzeba nie widać. Czeka mnie masa pracy. Będę też musiała wsiać fasoli i dosadzić ogórków jak mi się uda rozsadę kupić. Najładniejsze są truskawki, poziomki, ziemniaki i bób. Pięknie idzie kalarepa i sałata, no i czosnek. Ładna jest marchew, a pietruszka wcale nie wzeszła. Podobnie buraki. Na rozsadniku śmiga rabarbar. Straty stratami, ale ja i tak z ogródka jestem zadowolona, ba własne warzywa i zioła maja wyborny smak z niczym nie porównywany.







A po południu będę medytować i spróbuję połączyć się z moimi bliskimi, którzy już odeszli, szczególnie z ciocią Resią, która pięknie Zielone Świątki celebrowała. Zrobię sobie też medytacje oczyszczania i harmonizacji czakr. Nie zapomnę również o energii kobiecej...I tak niedziela zejdzie...

piątek, 6 czerwca 2014

Kręgi kobiet i codzienność...




Wczorajszy dzień był dla mnie męczący aż do popołudnia, bo byłam na zakupach i u brata Krzyśka z wizytą. Pralka i odkurzacz wreszcie kupione i ulżyło mi. Już miałam dość prania ręcznego i odkurzania podłóg szczotką. Powitałam powrót do normalności z radością. Po zakupach poszliśmy do Darka i dostaliśmy obiad czyli zupę grzybową z ziemniakami i makaron z truskawkami. Moje tłumaczenia, że dieta i jeść nie chcę nic nie dały i zostałam uraczona spora porcją i zupy i makaronu. Spodziewałam się wzrostu wagi, a tu niespodzianka, bo schudłam prawie kilogram. Jest dobrze.
Wieczorem wzięłam udział w zajęciach kręgu kobiet online, bo bardzo mi już brakowało kobiecych energii. Zajęcia były fajne i kobiece wibracje się na prawdę czuło. Podobała mi się i medytacja i muzyka. Pracowałyśmy z boginią Lakszmi. Następne zajęcia w czwartek i już na nie czekam. Będzie medytacja i namaszczanie olejkami/chyba/ bo olejki mamy przygotować.



Dziś mam przygotować nalewkę z bzu czarnego i syrop. Bez już zerwany, ale trzeba go oskubać, co trochę czasu zajmie. Po południu i wieczorem zanurzą się w swoim świecie. Może będzie praca z aniołami i energią kobiecą w tym medytacje. Będzie też reiki i czytanie książek rozwojowych. Zerknę również do nowej książki, którą przed chwilą przyniósł kurier. Coś ostatnio ten mój świat wydaje mi się bardzo atrakcyjny i kusi mnie by pogrążać się w nim jak najczęściej, a proza życia urok straciła. To pewnie wpływ neptuna, który może być zgubny, gdy delikatna równowaga zostanie zburzona. Powinnam  częściej wychodzić do ogrodu by zjednoczyć się z energią ziemi lub medytować ukorzenianie, wrastanie w ziemię.



Wczoraj była burza i gwałtowna ulewa. Trochę szkód mi te żywioły poczyniły. W ogrodzie wszystko przyklepane i ubite aż żal patrzeć. Czy roślinki się podniosą czas pokaże. Szkoda by było by się zmarnowały, bo tak ładnie rosły. No i tyle pracy w to włożyliśmy i tyle serca.

sobota, 31 maja 2014

Theta healing, wiersz i refleksje...

Od kilku dni trwam w magicznym świecie z rzadka z niego wyglądając na świat realny i jego problemy. Odpoczywam i pracuje nad sobą. Spotykam się z aniołami i z przodkami, którzy czekają na mnie po drugiej stronie. Dziś miałam bliskie spotkanie z babcią. Odreagowałam wreszcie jej odejście i moją samotność. Wybaczyłam sobie, że mnie przy niej nie było. Płacz przyniósł mi ulgę. Po ośmiu latach. Wszystko to dzięki medytacjom w stanie theta. Dzięki specjalnej muzyce mózg sam w ten stan wchodzi i dzieją się cuda. Tak właśnie działa Theta Healing. Metoda ta pomaga się skontaktować ze swoim najwyższym ja, pomaga odreagować i oczyścić podświadomość między innymi z bloków, które przeszkadzają w osiągnięciu szczęścia czy sukcesów. Dzięki tej metodzie można też poprawić swoje zdrowie. Można też podobno stracić na wadze. Na razie eksperymentuję, bo książka na ten temat dopiero do mnie idzie, ale się nie mogę książki doczekać, bo eksperymenty są bardzo zachęcające. Wierzę, że to anioły mnie prowadzą. Nie może inaczej być...





W świecie materialnym też działam wczoraj napisałam wiersz, a dziś będę kończyć czapkę. Dzisiaj posadziłam również lwie paszcze, które dostałam od znajomej. Kocham te kwiatki, bo nie tylko są piękne, ale i przypominają mi lata dzieciństwa. Dostałam też dwie paprotki z domowych, które już są w ziemi i oczy cieszą. Oby przetrwały. Z plewieniem i przerabianiem ziół czekam na bardziej sprzyjająca aurę. Dzisiaj po południu już na trochę się słońce pojawiało to może jutro się za coś wezmę mimo niedzieli. Nadal mało piszę. Trudno...

Odejście miłości


ileż to dni
nie ogrzałam serca
w ciepłym uśmiechu

ileż nocy
sen nie nadchodził
w zimnej pościeli

nie dałeś mi szans

zatrzasnąłeś drzwi
za odchodzącą miłością
pokazałeś plecy wspomnieniom

więc idź
pozwól milczeniu
ukoić wargi
a samotność niech
weźmie mnie w ramiona

Tak sobie dziś po raz kolejny uświadomiłam, że to moje życie najgorsze nie jest mimo chorego męża i mieszkania w nieciekawym miejscu. Mogło być gorzej. Mogłam np. być zmuszona do pracy na etacie w jakimś biurze, albo mieć towarzyskiego męża, który by do domu zapraszał gości.  A tak mam względny spokój, możliwość rozwoju siebie i robienia tego na co mam ochotę i wtedy kiedy chcę. Krzysiek specjalnie mnie nie ogranicza i wymagań też wielkich nie ma. Znosi i kurz po kątach i jednodaniowy, prosty obiad. A, że jest nerwowy i czasem się wścieka...

sobota, 24 maja 2014

Psychiczne niepokoje i terapie naturalne...

Przede mną dwa wolne dni. Mam zamiar dobrze je wykorzystać czyli poleniuchować, maksymalnie odpocząć i zregenerować siły. Bardzo tego potrzebuję, bo moja motywacja do pracy słabnie, a i psychicznie też za dobrze się nie czuję. Wciąż się zamartwiam, denerwuję, myślę o nieprzyjemnych sprawach, jestem ponura i przygnębiona. Co dziwne problemów żadnych nie mam i wszystko ostatnio w moim życiu układa się po mojej myśli. Nawet mój pan jest spokojny. Skąd więc te nastroje? Astrologia. Potężny neptun i ponury saturn spoglądają w moją stronę krzywo, a ja to odbieram. Złe aspekty trzeba przetrwać, ale lepiej je przepracować to stracą moc. Tak sobie myślę, że trzeba by może zrobić sobie koloroterapię wahadłem, popracować dodatkowo nad czakrami, oczyścić je, zrobić sobie dodatkowe zabiegi reiki z intencją poprawy nastroju. Może dłuższe medytacje z aniołami albo kamieniami pomogą. Coś zrobić muszę. Byle nie brnąć dalej w kiepski nastrój, bo to niszczy świetlistość aury, kala duszę i grozi depresją...Dawno też nie robiłam oczyszczania domu i sporo brudów energetycznych mogło się w moim otoczeniu zgromadzić...Może podziałam, bo księżyca ubywa.



środa, 22 stycznia 2014

Śnieg, zimne stopy, nadwaga i wytworki...

Wreszcie spadł śnieg i u mnie. Jest pięknie i bajkowo, ale też i zimno. Dziś w nocy zmarzłam na kość mimo napalenia wczoraj w piecokuchni. Nie wiem może to dieta tak na mnie wpływa, ale ciągle jest mi zimno do tego stopnia, że siedzę poubierana na cebulkę i do tego pod kołdrą, a stopy i dłonie i tak mam lodowate. W pokoju jest około 22 stopni, a ja na dodatek siedzę koło pieca. Dziś na rozgrzewkę piłam herbatkę z rumem i raczyłam się naleweczką, a to masa kalorii jest. Śnieg podobno zawitał na dłużej to jeszcze zdążę zrobić zdjęć...
Dieta mi idzie i trochę już kilogramów spadło. Ostatnio zainteresowała mnie dieta 3 D chili i zaczęłam do wszystkich posiłków dodawać ostre przyprawy typu pieprz, chili, carry, papryka. Przyprawy te ponoć zwiększają przemianę materii i warto je dodawać do każdego posiłku. Zobaczymy jak te innowacje w diecie na mnie wpłyną.
Dziś zamówiłam też sobie krople Bacha, które mają wpływ na emocje, a więc pośrednio i na nadwagę.
test tu http://drbach.pl/
Kupiłam też parę olejków zapachowych pomagających na problemy z trawieniem i z zatrzymywaniem wody w organizmie.
Dużo też medytuję i wizualizuję swoje szczupłe i sprawne ciało. Co ważne już się widzę szczupła i przypomniałam sobie wreszcie jak to jest być sprawną...I oby do przodu...
Od kilku dni maluję. Powstały 3 obrazy według zasad vedic art na podobraziu. Namalowałam też plakatówkami irysy na papierze. Plakatówki, które mam są zwykłe z supermarketu. Maluje się nimi bardzo ciężko, bo kolory są okropnie brzydkie,  mdłe i nienaturalne. Zieleń ma odcień niebieski, a mojego ukochanego fioletu ani różu nie ma wcale. Chyba muszę zainwestować w bardziej profesjonalne farby tego typu np. tempery czy gwasze, ponieważ z pieniędzmi u mnie ostatnio kiepsko, a podobrazia są drogie. Na dodatek skończyły mi się też papiery do decoupage, a serwetek mam tylko kilka. Powinnam coś zamówić, ponieważ trochę przedmiotów do zdobienia czeka i czeka w tym dwie skrzyneczki do zrobienia na wczoraj. Ostatnia skrzyneczka na moje skarby wyszła nieźle, czego na zdjęciu nie widać. W rzeczywistości jest w kolorze brzoskwiniowym z dodatkiem brokatu.



Miłego dnia...

środa, 3 lipca 2013

Magia ziela, coś dla ciała i dla ducha i Murzyn anorektyk...



Pogoda od kilku dni  jest całkiem niezła czyli wprawdzie ciepło ale da się wytrzymać i brak deszczu sprawiła, że zabrałam się za zbieranie ziela i robienie wiązanek. Zebrałam już paproć, bylicę, krwawnik, babkę, jałowiec a z płatków różę i powój. Wszystko już schnie porozkładane na oknach poza zasięgiem kotów i porozwieszane na ścianach i nabiera mocy. Jutro jeśli pogoda będzie sprzyjać nazbieram pokrzyw, koniczyny i liści piwonii. A w kolejnych dniach zerwę gałązki bluszczu, liście konwalii, perz i płatki jaskra. No i więcej róży i powoju. Mam zamiar też wybrać się gdzieś dalej od domu i poszukać innych roślin. Może coś znajdę przydatnego...Mam chrapkę na arcydzięgiel i dziurawiec...Ot takie marzenie...Zobaczę może w niedzielę jeśli  pogoda pozwoli i nic mi nie wypadnie to bogini poprowadzi...




Od kilku dni medytuję codziennie z agatem mszystym. To kamień niezwykły i bardzo mi bliski bo pozwala poczuć matkę naturę i to jest fakt bo po kilku dniach medytacji z nim wystarczy, że wezmę go do ręki i wyciszę się i odpływam do innego świata czyli świata natury. Prawie czuję zapach roślin, zbutwiałego drewna i ziemi. Słyszę głos  leśnych ptaków i plusk wody pod wpływem wskakującej do stawu żaby. Czuję lekki powiew wiatru na twarzy i  pieszczotę źdźbła trawy na nagiej stopie. Widzę  mech i korzenie  drzewa... Niezwykłe odczucie. Takie mistyczne...

Oprócz tego kamień ten pomaga na

- problemy z nerkami
- brak witalności
- osłabienie odporności
- wszelkie infekcje i zapalenia
- powrót do równowagi po porodzie
- problemy z ciążą




Wczoraj upiekłam bułki bo już  długo pieczywa nie jadłam...Przepis jest bardzo prosty i nie trzeba  ciasta wyrabiać...

3 szklanki mąki 650
25g świeżych drożdży
szklanka ciepłej wody
1/7 szklanki oleju
1 łyżka ziół/tym razem kminek i tymianek/
łyżeczka soli
łyżeczka cukru

Mąkę wsypać do miski, dodać sól i przyprawy i wymieszać. Wodę wymieszać z olejem, podgrzać, dodać cukiet i drożdże. Odstawić na 10 minut i dodać do mąki. Wymieszać i odstawić na 30 minut. Po wyrośnięciu wyłożyć na posypaną mąką stolnicę i króciótkoooo wyrobić. Pomoczyć i posypać ziołami.  Podzielić na 5 części. Piec na jasnozłoty kolor w piekarniku około 20 minut w 220 stopniach.




Ostatnia poduszka w barwach fioletu, brązu, bordo i błękitu...



Dziś przyszła karma dla kotów czyli dla Józka saszetka urinary i dla Murzyna saszetki convalescence czyli karmy między innymi dla kotów anorektyków a więc w sam raz dla niego. Józek oczywiście karmy nie tknął a Murzyn je bardzo chętnie i mam nadzieję, że zacznie wreszcie tyć. Z Murzynem jest problem bo wciąż jest chudy i nie tyje. Je chętnie ale widocznie zbyt mało. Brzuszek jest ciągle pełny a kości sterczą. Byłam z nim u weterynarza i brał leki i na problemy trawienne i  antybiotyki i to nic nie pomogło. Z kolei diagnostyki czyli badania krwi nie pozwolę zrobić bo jest zbyt chudy by go uśpić. Robaków oczywiście nie ma i nic go nie boli. I jaki chudy był taki jest. Nawet karma dla kociąt nie pomogła. Schudł bardzo po odejściu Czarnej, która była jego zastępczą matką i do której był bardzo przywiązany. A okrągły nie był już od kilku lat czyli od czasu gdy uciekł na dwór i wrócił a właściwie został złapany po prawie 2 miesiącach popytu na wolności. Wrócił wynędzniały, zapchlony z świerzbem w uszach i pogryziony. Dobrze, że się  wogóle znalazł. Murzyn to bardzo doświadczony przez życie kot. Urodził się w stodole u sąsiadki i wychowywał jako dzikusek. Nie był dokarmiany i ludzi nie widywał. Gdy miał kilka tygodni sąsiadka postanowiła kociaki pozabijać za pomocą kija i skasowała w ten sposób trójkę jego rodzeństwa a jemu złamała ogonek. Ocalał ale ze strasznym lękiem przed ludźmi. Złapałam go u mnie w komórce. Był maleńki, wystraszony i całkiem dziki. Fuczał, kulił się ale nie atakował. Zabrałam go do domu i tak żyje sobie u mnie już 7 lat w spokoju ale nieco na uboczu bo koty wprawdzie lubi ale nas już nie za bardzo. Dopiero od kilku miesięcy odważył się położyć obok mnie na kanapie i zaczął mruczeć gdy go głaskam...





A na koniec wiersz...

zabierz mnie
do krainy dzieciństwa
pachnącej świeżym mlekiem i sianem

pokaż
chatę z gliny
o słomianym dachu
i wysokim progu
przycupniętą u stóp
smukłych brzóz
i drewniany pochylony płot
zmurszały ze starości

odpocznę na ławce
w cieniu ganku
napiję się wody ze studni
złożę pokłon
wyniosłym malwom i słonecznikom

i odpłynę z nurtem
rzeki wspomnień
szczęśliwa i spokojna


A dziś jeszcze oczyszczanie domu bo nów tuż tuż...