Codzienność

Codzienność
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą decoupage. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą decoupage. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 19 września 2019

czwartek

Jesień coraz bliżej. Rośliny zaczynaja sie niszczyć. Ot chociażby moje pelargonie. Zawsze gdy umierają to dla mnie ciężki moment, bo mi ich żal. Kiedyś przetrzymywalam z roku na rok, ale teraz nie mam gdzie, bo albo marzna albo bujają. W najblizszym czasie trzeba powysypywać z donic ziemię i to już będzie koniec naszych prac ogrodowych w tym roku. Miało byc jeszcze koszenie, ale mama się uparła i nie pozwala, bo hałas jej przeszkadza. Przez nią dom wyglada jak jakaś melina. Wytłumaczyć nic jej nie można, a konfliktów nie chcę. No i połowa domu jest jej i w tym wypadku ja decydować nie mogę. 

Niedługo według niektorych numerologow zacznie sie kolejny rok numerologiczny. U mnie to rok 9. To rok pożegnań i zmian. Zmiany juz widzę, bo zrezygnowałam z niektórych pasji. Odpuscilam ogród warzywny, kury i trochę rękodziela. Przejrzałam troche rzeczy i to i owo chce sprzedać. Ot chociazby kilka gier planszowych. Nie mam czasu grać i gry sa prawie nieuzywane. Chcę tez sprzedać tablet graficzny, bo nie po drodze mi z nim. Wolę rysować myszą i jeśli zdecyduję sie na tablet to kupię z wyswitlaczem. Chyba spróbuje sprzedzać czytnik ebookow, bo czytam tylko na laptopie. Będę nadal pisać haiku i wiersze z tym , że wiersze tylko białe. Będę nadal brać udzial w antologiach. Będę czasem pisać opowiadania, ale o powieści juz nie myślę. Za dużo nad nią pracy i zysk niepewny. Rok 9 to pożegnania, a za rok moze cos nowego sie pojawić. Rok 9 to też duchowość. Zrobię kilka kursów...

Kończy się wrzesień i kończy sie dieta. Powody sa dwa. Po pierwsze jestem wściekle głodna i już mi same płynne potrawy nie wystarczają. Po drugie nie chudnę już. Niby chcę poczekać jeszcze parę dni do nowiu, ale nie wiem czy wytrwam. Schudłam w tym roku tylko 7 kg. Strasznie mało. Teraz obawiam się jo-jo. Będę bardzo uważać to może wagę utrzymam, a od stycznia znowu dieta. W przyszłym roku jak dobrze pójdzie mam szanse zejść z otylości. To będzie święto...:)

Jeszcze robię kartki świateczne, ale powoli mi sie bazy kończą. Gdy już nie będę miała zacznę dzialać pastelami suchymi. Pomyślę o pejzażach w tej technice. Muszę się w tym temacie podszkolić. Caly czas pracuje z ołowkiem. Ostatnio wysłalam troche prac do oceny. Jest nieźle, ale nie całkiem dobrze. W tym roku chcę dobić do 100 szkiców martwej natury. Myślę tez o architekturze, ale przede wszystkim chcę opanowac portrety. Niedługo ruszę z dalszymi lekcjami kursu. Czas na nosy i usta. Zrobiłam pierwszą ikonę decoupage...






Moja jesień



kocham jesień

jest mi siostrą

nawet gdy niebo straszy deszczem

zaglądam w jej złote oczy

a ona uśmiecha się do mnie

i przeprasza za wilgoć we włosach i chłodne dłonie

kocham jesień i życie

stąpające krok za krokiem

aż po kres
nabrzmiały ciszą

poniedziałek, 19 listopada 2018

poniedziałek

Weekend minął jak we śnie. Odpoczywałam po remoncie i po sprzątaniu. Wszystko juz zrobione. No prawie, bo dziś albo jutro Krzysiek musi wynieść bieliźniarkę. Biblioteczka przyjdzie prawdopodobnie do środy. Trzeba ja będzie pomalować. Chcę by była brązowa i kupię bejcę. Następna w kolejności jest szafa. Może po Nowym Roku. Mam miejsce na jeszcze jedną biblioteczkę. Moze to też być regał. Też raczej stary. Nowe meble w większości nie są trwałe, a ja nie mam zamiaru za kilka lat znowu zmieniać. Zyskam miejsce na sporo książek co mnie cieszy. Ostatnie lata były ciężkie. Książek mało kupowałam, bo nie było ich gdzie przechowywać. Czytałam ebooki i kupowałam tylko to co juz bardzo musiałam. Teraz to sie zmieni.

Dziś albo jutro Krzysiek musi jechać zaszczepić Pikusia. Będą też obcinane pazury. Chodzimy do nowej przychodni i może byc problem z pazurami. Pikuś to histeryk i pazurów sobie obcinać nie daje-piszczy, warczy itp. Do tej pory obcinała mu skutecznie tylko jedna pani weterynarz, a że przychodnia skasowana to trzeba do niej daleko jechać. Jeśli pazury nie zostana obciete to w późniejszym terminie pojedziemy taksówka do niej. To jednak kłopot.






Nie bardzo mi się chce teraz ale już powinnam myśleć o jakiejś nauce. Nie skończyłam kursów na grafika, a powinnam. Powinnam pomyśleć o kursie pisarskim albo webwritingu. Na początek chyba ten drugi. Myślę juz od kilku lat o kursie anielskim. No ale nie wszystko na raz. W tym roku jestem leniwa i tylko na zajęcia z malarstwa chodzę. Pracę mam i nowej nie szukam to i o nowych kursach nie myślę.

W sobotę byłam na zajęciach z malarstwa. Zaczęłam nowy obraz. Jest mglisty, klimatyczny w listopadowych kolorach-szarym, brudnozielonym, brązowym. Posiadzę nad nim jeszcze chyba z dwa tygodnie, czyli dwa wyjazdy po godzinie. Na razie jestem zadowolona.





piątek, 16 listopada 2018

piątek

Moja Onka(Ona) po sterylizacji okropnie przytyła. Już sapie gdy śpi. Jest słodka ale sie trochę martwię, ze otyłość jej zaszkodzi. Nadal na ręce wziąć sie nie da, ale na kolana do Krzyśka wchodzi i głaskanie lubi. Gdy ja Krzysiek chce wziąć strasznie krzyczy i drapie. Czasem gryzie. Akceptujemy to i staramy sie jej stresów oszczędzić. Nie wszystkie koty muszą sie dać brać na rece. Do noszenia mamy inne. Zdjęcia pierwsze jeszcze z chudszych czasów. :) Na dwóch pozostałych grubiutkiego brzuszka i pupy nie widać, ale te zdjęcia wstawiam, bo ciagle tak śpi. Uwielbia spać na stole.:)







Ostatnio koty już zaczęły jedzenie w miskach zostawiać. Inna sprawa, że dostaja więcej mokrej karmy, bo jesień. Pikuś też najedzony i pozwoli suchej karmie lezeć. Jeszcze tydzień temu wyjadał wszystko z kocich misek. Teraz czekam na ten moment gdy ja pozwolę smakołykom trwać w lodówce. Oby szybciej:) Na razie jeszcze Krzysiek stara sie nie kupować tego co ja lubię. Zapomniał o paprykarzach, śledziach, rybach wędzonych i konserwach, a także o serach. Nie chcę mieć pokus i ciągle z nimi walczyć. To męczace.

Zabrałam się za rękodzieło. Robię ozdoby na stroik do kuchni. Czekam na przesyłkę z choinką i kotami ze sklejki. Trzeba będzie ozdobić. Brak mi było rękodzieła, bo długo juz nic nie działałam. Czasu nie było. 




niedziela, 7 października 2018

niedziela

Dziś mam wolne. Nie pracuję zarobkowo. Chcę odetchnąć w ciszy domu bez kontaktu z ludźmi. Łapię energię, bo potrzebuję jej dużo na przyszły tydzień. Będzie dość ciężki. Chcę pokończyć o ile sie uda prace na dworze. Będzie między innymi sporo plewienia, którego nie znoszę. Zostanie aktywność w domu- sprzątanie po remoncie, pracownia, sienie od strony podwórza i sprzątanie ubrań po dziadkach. Zejdzie może z dwa tygodnie i koniec. Wakacje prawie do kwiatnia. Uf...
Dzisiejszy dzień chcę wykorzystać na czytanie. Planuję skończyć książkę Słowiańskie siedlisko. Książka mi sie podoba i to bardzo. Odpoczywam przy niej.W najblizszych dniach kupię kolejną część, a później drugą powieść Moniki Rzepieli. Tym razem akcja toczy się w dworku po Powstaniu styczniowym. Zobaczymy czy książka mi się spodoba.

Znalazłam kolejne ciuchy do kupna. Tym razem to sweter i tunika. Ciuchy sa używane. Chcę w przyszłym tygodniu je kupić gdy mi pieniądze na konto wpłyną. Mam nadzieję, że jeszcze w sklepie będą, bo to wyprzedaż.

Jutro mam zamiar działać na dworze.Trzeba wyplewić rabatę na ulicy. Jest długa i trochę z nia zejdzie. Jak się uwinę moze jeszcze grządkę z ziołami ogarnę. Przebywanie na dworze sprawia mi sporo przyjemności. Jest ciepło, a ja nawet energie do pracy mam. Trzeba cieszyć sie ostatnimi ciepłymi dniami. Wczoraj siedziałam nawet na dworze z książką prawie godzinę.




poniedziałek, 9 lipca 2018

Poniedziałek

Mam w ogródku pierwsze zbiory poza szczypiorem, szczypiorkiem, siedmiolatką i ziołami. Ogórki już jemy, a pomidory dochodzą. Zerwałam też pierwsza paprykę czarną. Papryki będzie dużo w tym roku. Nie będę kupować chyba, że na przetwory. Ogórków i pomidorów tez mi wystarczy na bieżące spożycie. Dynie i kabaczek kwitną, ale owoców nie widać niestety. Cukinię kupuję. Kupuję tez fasolkę i bób, a chciałabym mieć własne.
Robię przetwory. Za mną troche fasolki szparagowej i cukini. Zrobiłam też na razie dwie kalarepki. Jeszcze z 4 zrobię, bo to eksperyment. Zrobię też ogórki konserwowe i może typu mizerii tylko grubsze, żeby się na zupy nadały.

Nadal działam robótkowo. Ostatnio robie kolczyki, kartki i maluję. Robię rzeczy tańsze. Kusi mnie zacząć robić i te droższe. Do tego by były potrzebne zmiany w sposobie myślenia. Trzeba by nad sobą popracować i nabrać na poczatek tupetu w kwestii wyceniania. Zauważyłam, że niektóre osoby tupet mają i wyceniają strasznie drogo rzeczy bardzo przeciętne. Czy sprzedają to juz inna sprawa. Ostatnio maluję ptaki i to chyba nie koniec. Mam z tego dużą frajdę. Po pastelach przyjdzie czas chyba na akwarele. Robie też kolczyki i jeszcze trochę ich zrobie, bo zapasy mam. Chcę wstawić do butiku 10 par. Kartki będę robić dopiero od środy, bo napisów teraz nie mam i muszę wydrukować. Przygotowuje je w Corelu. 









W tym tygodniu zaczynamy działać z powrotem w ogrodzie. Czas zrobic rabaty, bo chwasty padły. Trzeba też zniszczyć kolejne. Dzwoniłam do znajmego w sprawie piły. Rozmawiałam z koleżanką, jego żoną i ona twierdzi, że on piłę ma i pewnie mi to co trzeba wytnie. Chcę też by pociął mi deski pod ikony decoupage. Zrobie ich sporo, bo chcę je nie tylko do sprzedania ale i dla siebie. Znajomy wróci z urlopu za kilka dni to z nim porozmawiam i jakby co deski kupię.

piątek, 22 czerwca 2018

Wszystkiego po trochu...

Wczoraj mieliśmy opryskać sad ale pogoda nie pozwoliła. Perz w nim wszędzie jest na metr wysoki. Przy okazji obejrzałam leszczynę. Jest jedna, ale ma sporo owoców. Trzeba będzie o nią zadbać. Obrodziły też śliwki. Będę musiała narobić dżemów, bo trzeba bogactwo, które daje natura wykorzystać. Mnie dżemu jeść na diecie nie wolno, ale kiedyś dieta się skończy, a dżem domowy ze swojskim chlebem bardzo lubię. W spiżarni miejsce jest odkąd nowy regał kupiłam. Może zrobię też z nich wino... Ponoć jest pyszne, ale długo trzeba na nie czekać...

Dieta trwa. Przez dwa miesiące straciłam prawie 9 kg. To sporo jak na mnie, ale inni jednak tracili o wiele wiecej. Przyczyna  mniejszego spadku może leżeć w braku ruchu, w kiepskim metaboliźmie i w grzeszkach. Grzeszki to kilkakrotne zjdzenie pokarmów o stałej konsystencji. Mimo tego bardzo się cieszę, że choć o tyle waga mniejsza. Działam dalej. Teraz do końca wrzesnia chce stracić jeszcze 4 kg, a później może do końca roku jeszcze z 10. Oby sie udało to odetchne trochę. Diete zupowa polecam wszystkim. Jest bardzo wygodna, bo nikt nie narzuca co się ma jeść w danym dniu. Mozna gotować to na co ma się ochotę. Mnie pasuje to, bo nic mi się w lodówce nie marnuje. Nie muszę tez szaleć z zakupami i jem zupy z tych produktów, które mi sie uda kupić. Dieta w moim wykonaniu jest bardzo tania co nie jest bez znaczenia.

Praca w domu i koło domu posuwa się sukcesywnie do przodu. Wszystko idzie zgodnie z planem. Pracy do wykonania ubywa. Bardzo mnie to cieszy. Trochę zadań do wykonania na teraz jeszcze zostało, ale juz drobne. Troche wiecej pracy będzie jesienią.
Ja działam w pracowni. Ostatnio robie kartki i decu. Mam nowe pomysły, ale czekam na pieniądze, bo to i owo musze kupić. Kuszą mnie stare deski i ikony oraz anioły decu. Deski musiałabym kupić. Papierów ryżowych tez nie mam. Poczekam z tym do lipca.










Zrobiłam swój pierwszy krem. Odkładałam to długo, bo się bałam porażki, ale wyszedł. Krem wyszedł gęsty ale sie wchłania dość dobrze. Jest z lanoliną, hydrolatem z kwiatu pomarańczy, maceratami olejowymi z czarnego bzu i oregano. Dodałam też wit E i olejek eteryczny. Zobaczymy jak będzie działał na skórę. Następny w kolejce będzie chyba płyn do higieny intymnej z wyciągiem z kory z dębu. Powinnam tez koniecznie niedługo wybrać się na korzeń łopianu. Kolejny macerat czas zalać:)

czwartek, 14 czerwca 2018

czwartek

Mam sporo planów na decu. Chcę kupić herbaciarkę, pojemnik na przyprawy w torebkach, może zegar, lampki do sypialni, skrzyneczkę z ażurowym wieczkiem, tacę, zwierzęta na patykach które się wbija w kwiatki, wieszak na ręcznik papierowy i może stojak na jajka. Z tym ostatnim jeszcze nie wiem, bo widziałam też ładne ceramiczne i żeliwne. Kusi mnie preparat do spękań dwuskładnikowy, bo jeszcze go nie miałam, ale z tego co wiem nie sprawdza się.
Na razie zrobiłam pojemnik na przyprawy w torebkach i szafeczkę na klucze.





Trochę roślin mi kwitnie. Po pierwsze róża drobnokwiatowa. Różę bardzo lubię, bo jest odporna i nie trzeba się nad nią trząść, a ona i tak kwitnie. Miałam wielki krzew, ale się zniszczył, bo go Pikuś podlał. Tak myślałam, ale w tym roku odbił od korzenia i znowu kwitnie. Muszę o niego zadbać, bo winobluszcz go zadusi. W ogóle winobluszcz zbyt się w tej części ogrodu panoszy. Coś z tym trzeba zrobić. Kwitną też liliowce. Bardzo je lubię, bo są niekapryśne i nie trzeba ich podlewać. W tym roku kupiłam kolejne kolory i jeszcze kupię.




niedziela, 18 czerwca 2017

niedziela

Dziś wstałam późno. Spokojnie zaczęłam dzień od kawy. Pogoda fajna- ciepło ale nie upalnie. Sebastian był w sklepie. Kupił lody. Obiadu nie będę miała, bo moi mężczyźni będą jedli udka kurczaka, a ja tego nie jadam. Od jutra zaczynam dietę dr Dąbrowskiej. Warzywa już kupione. Ile wytrwam nie wiem. Chciałabym wytrwać sześć tygodni. Ciekawe ile w tym czasie zrzucę. Ludzie chudną i po 10 kg. Mnie się pewnie tyle nie uda. szkoda.
Wczoraj skończyłam zdobić skrzynkę na mąkę. Po skończeniu diety już nie wrócę do jedzenia chleba ze sklepu. Krzysiek niech je co chce. Jego wybór. Mnie pieczywo z mojego sklepu nie smakuje zupełne. Kupię mąkę i  będę piec. Może też kupię mąkę razową. Jeszcze nic z tego typu mąki nie piekłam. Czas spróbować.
Ostatnio kupiłam nowy odcień farby - biel antyczną. Farba jest z firmy Talens. Jestem z niej bardzo zadowoloną, bo i odcień fajny i dobrze kryje. Dziś znowu nią będę działać, bo mam zamiar zdobić chustecznik dla lekarki Krzyśka. Obiecałam już dawno, że zrobię i tak mi schodzi. 


Jutro mam trochę nerwowy dzień. Będę na warsztatach. Czekam na piecokuchnię, która coś długo idzie. Powinnam też kupić nowy laptop.

środa, 14 czerwca 2017

środa

Zepsuł mi się do końca laptop. Klapkę trzeba podpierać albo trzymać drugą ręką, żeby działała. Sebastian wysyłał mnie dziś po nowy ale ja się bronię pojadę dopiero w poniedziałek może. Czy od razu kupię nie wiem, bo budżet mam ograniczony. Już teraz się martwię kto mi programy ze starego te z płatnych przegra. Potrzebuję astrologiczne, Corel, Office i jeszcze kilka innych. Resztę przeniosę sobie sama ale trochę pracy z tym będzie. Muszę też zanieść go do punktu, bo trzeba serowniki do tabletu graficznego wgrać.
Wczoraj działałam robókowo. Wzięło mnie na maki. Było malowanie i decu. Dziś i jutro też będzie deku. W kolejnych dniach może wezmę się za kartki, bo już mi się zapas kończy.
W poniedziałek byłam na warsztatach. Powstały dwa obrazki w tym jeden na podobraziu płóciennym. Nie wiedziałam, że pastelami olejnym można na tym podobraziu działać.

Dziś Sebastian był w ogrodzie i wyplewił w nim. Posiał też to i owo. Ogród mnie nie cieszy. Bób niby rośnie ale część zniszczyły ślimaki, a na reszcie pełno mszyc. Nie chcę chemii w ogródku i stąd problemy. W przyszłym roku już warzywnika nie będzie, bo psu na budę się to zdaje. Chętnych do roboty nie ma, a samo rosnąć nie chce. Będą tylko kwiaty, drzewa i może krzewy owocowe i ozdobne. Czas się przestawić na miejski styl skoro w mieście mieszkam.





 

środa, 1 marca 2017

Sebastian i artystyczne pokusy...

Od kilku dni jest u mnie Sebastian. Czas spędzam bardzo przyjemnie. Prawie po całych dniach jesteśmy razem. Czasem tylko wychodzi by poznać okolicę. Był już w lesie, w okolicznych sklepach, na tamie, nad jeziorem. Zrobił trochę zdjęć tamy. Fajnie wyszły. Niestety nie potrafię ich przegrać z telefonu.Trochę pracy wykonał i u mnie i u mamy. Ma jeszcze co nieco pomóc. Ma być do piątku. Już szykuje się na następny przyjazd. Myśli o wędkowaniu, planuje zrobić grilla. Kiedy znowu przyjedzie nie wiem. Nie ode mnie to zależy.
W piątek mam zamiar zanieść do naprawy laptop. Przy okazji zostaną wgrane sterowniki do tabletu i corel. Mam zamiar z powrotem robić lego. Na razie używam mojego starego laptopu. Trochę mnie to denerwuje, bo laptop muli i się zawiesza. Dobrze jednak, że działa. Kiedy nowy kupię jeszcze nie wiem. Pieniądze czekają od dwóch miesięcy, a mnie schodzi.

Działam ostatnio trochę artystycznie. Naszkicowałam dwa obrazki kotów. Będą z nich akwarelki. Wczoraj namalowałam obraz vedic art. Nazwałam go autoportret. Krzysiek był lekko przerażony gdy wyjawiłam tytuł, bo to w końcu abstrakcja. Dziś go chcę skończyć i może namaluję następny. Kuszą mnie też anioły. Kilka dni temu zrobiłam zakupy w sklepie dla rękodzielników to i decoupage się zajmę. Teraz czekam na to aż przyjdą. Smutno mi będzie jak Sebastian pojedzie ale przynajmniej będę miała zajęcie...

piątek, 17 lutego 2017

Nowiny...

Od kilku dni wyglądam wiosny. Już ją czuję. Śnieg topnieje w zastraszającym tempie, a ptaki szaleją. Ponoć przyleciały bociany i koty zaczynają romansować. Codziennie wychodzę przed dom i sprawdzam czy przebiśniegi kiełkują. Niektórzy już się nimi cieszą. Widziałam zdjęcie na Facebooku. Ktoś wrzucił. Moje jednak jeszcze zaspały i nie wychylają się z ziemi. Topniejący śnieg odkrywa za to to co trzeba będzie wkrótce sprzątnąć między innymi popiół, który sypaliśmy na ścieżki na podwórku. Do pracy na podwórko mnie oczywiście nie ciągnie. Zdziwiłabym się gdyby było inaczej. Ktoś to jednak będzie musiał zrobić. Pewnie wrobię w to Krzyśka :)...

Upływający tydzień nie był zbyt łatwy. Był za to dość aktywny. Przygotowałam antologię, byłam w mieście, podziałałam trochę artystycznie. Musiałam też ogarnąć nieco mieszkanie, bo w poniedziałek przyjeżdża Sebastian. Mam nadzieję spędzić w jego towarzystwie kilka fajnych dni. Jak był ostatnio to bawiłam się świetnie i na prawdę odpoczęłam od pracy i internetu. Tak pewnie będzie i tym razem. Atrakcją będzie też to, że ma przywieźć wiatrówkę. Mam zamiar postrzelać. Już wydrukowałam tarcze. Jak nie trafię będzie wstyd. On strzela bardzo dobrze... Ciekawa też jestem jak pójdzie Krzyśkowi... Krzysiek strzelał ale z długiej. Ja strzelałam i długiej i z krótkiej ale wieki temu.

A na koniec wiersz i wytworki. Jest już cieplej i odważyłam się na wizytę w pracowni na chwilę. Malować się nie da jeszcze ale decu czemu nie... Przez te krótkie momenty przecież nie zamarznę...

Codzienne chwile

Chwila za chwilą mija
czas przemyka między palca
jak piasek w klepsydrze
nie mam czasu posmakować momentów

jeszcze wczoraj
tańczyłam na łące
chwytając słońce
otulona zapachem ziół

dziś wiatr smaga
znacząc policzki śniegiem

codzienność przemyka cichcem
za zasłonę wspomnień
i tylko dusza śpiewa lub łka



piątek, 23 grudnia 2016

Przedświątecznie...

Jutro Wigilia. Wszystko w domu idzie swoim tokiem bez przeszkód. Martwi mnie Śnieżek, który nadal do domu nie wrócił i się wcale nie pokazał. Martwi mnie też trochę mój skaczący puls, bo robienie badań mi się nie uśmiecha. Rozczarowała mnie pogoda. Zawsze zachwycały mnie śnieżne święta. Kiedyś marzyłam by pojechać na pasterkę saniami. Zachwyciły mnie takie sceny w książce A lasy wiecznie śpiewają i zapragnęłam podobnych przeżyć. Cóż nigdy to się raczej nie spełni, bo śniegu ostatnio mało. Coraz mniej też jest koni. Szkoda... Swoją drogą chociaż do kościoła nie chodzę to na pasterkę kiedyś może pojadę. Nigdy jeszcze nie byłam i jestem jej ciekawa. U mnie w domu za moich czasów nie było zwyczaju chodzenia na pasterkę. Kościół jest za daleko. Były wprawdzie samochody, ale dziadek ze względu na wiek w nocy nie jeździł, a rodzice nie byli zbyt religijni. Mój pierwszy mąż też do kościoła nie chodził to i mnie zawieźć się nie kwapił.

Wczoraj zrobiłam ostatnie zakupy przed świętami. Kupiłam dla siebie książkę i kalendarz, olejek waniliowy do ciała i tablet graficzny. Kupiłam też szynkowar i masę przypraw.
Dziś już mam przygotowywać jedzenie. Zaraz biorę się za pieczenie makowca. Będzie tym razem z polewą i wiórkami kokosowymi. Wieczorem będę piekła schab. Ma być na dziko z jałowcem, czosnkiem i rozmarynem. Krzysiek pojechał na zakupy. Po południu mam skończyć zawieszki. Jak ten dzień zniosę to nie wiem, bo mi strasznie zimno. Węgiel daje więcej dymu i popiołu niż ciepła. Wczoraj też okropnie zmarzłam. Jutro będzie ciepło, bo mam zamiar dodatkowo rozpalić w piecokuchni. Palić będę wprawdzie na podniesionych rusztach, ale i tak powinno być cieplej...






piątek, 4 listopada 2016

Trochę o pracy i rozważania wierszoklety...

Wczoraj zdałam sobie sprawę, że zapasy jedzenia poza spiżarnią mam na ukończeniu. Wszystko prawie wyszło. Nie ma kasz, makaronów, przypraw ziołowych, ryżu, mąki, produktów sojowych w tym pasztetów. Kończą się herbaty smakowe. Muszę zrobić koniecznie zakupy w sklepie ze zdrową żywnością. Problem jest jednak taki, że w przyszłym tygodniu wyjeżdżam na dwa dni i kurier mógłby mnie nie zastać. Teraz robię tego typu zakupy tylko w internecie, bo sklep stacjonarny przenieśli i jeszcze go nie znalazłam. Muszę też kupić z  rodzajów herbat. Lubię korzenne i owocowe. Nie przepadam za zielonymi nawet z dodatkami i czerwonymi. Odkryłam nowy sklep w internecie z herbatami i kawą. Jest bogato zaopatrzony, ale strasznie drogi. Herbaty średnio o 80% droższe niż w moim ulubionym sklepie. To dla mnie dużo. Może jednak kiedyś coś w nim kupię jak będę miała luźne finanse. Krzyśkowi oczywiście cen nie powiem, bo by padł ze złości. Jest okropnie skąpy.

Kilka dni temu zaproponowano mi staż na portalu informacyjnym. Wiele tematów jest do wyboru, a portal nowy. Nie wiadomo jak się rozkręci. Na razie za teksty by nie płacili, ale z czasem by zapłata oczywiście była. Ilość tekstów dowolna. Wysłałam zgłoszenie. Zobaczymy co dalej. Może to dla mnie jakaś szansa?
W poprzednim miesiącu trochę udało mi się zarobić, ale spotkałam się też z nieuczciwością. Chyba przepadnie mi 90,00 zł z jednego zlecenia. Babka z portalu o drzewach z którą od jakiegoś czasu współpracuję nie odzywa się już prawie miesiąc. Jest mi winna 150,00zł. Nie wiem co dalej.

W środę przyszła mi wreszcie antologia. To już chyba 8 w której znalazły się moje wiersze. Uwielbiam rozpakowywać paczkę z wydawnictwa. Kocham książki i ich specyficzny zapach. Lubię je pisać. Nie znoszę jednak promocji. Dostaję zaproszenia na wieczorki poetyckie, spotkania z czytelnikami itp, ale zawsze odmawiam. Nie lubię tłumów, cenię sobie prywatność i źle bym się czuła na takich imprezach. Nie biorę też udziału w konkursach, bo za dużo z tym zachodu- wydruki, wysyłki no i wyjazdy. Zasada jest bowiem taka, że gdybym jakieś miejsce cudem zajęła to muszę nagrodę odebrać osobiście. No i jak się tu dalej rozwijać w tym kierunku skoro tyle hamulców mam?

Przestrzeń

W przestrzeni
pomiędzy początkiem nabrzmiałym krzykiem
a końcem utkanym z bezruchu
wszystko co zapisane
ma swój cel i jakość
czyny emocje myśli
suną w szeregu splatają się
zależne jedne od drugich
 
ujmuję w dłonie
dzieciństwo
pachnące marcepanem
i opowieścią snutą przez babcię
młodość
uderzającą do głowy
jak szlachetny burgund
dotykam niespiesznie
lat dojrzałych i krzepkich
prawiących o mądrości
 
co mnie czeka
za zakrętem
tam gdzie cisza moczy stopy
w nicości
pamięć potomnych
czy sen w niebycie



środa, 2 listopada 2016

Zaduszki, pokusy, dieta i wspomnienia...

Samhain już minął. W tym roku nie świętowałam jakoś specjalnie. Paliłam tylko świece. Palę zresztą jeszcze dzisiaj. Po wiadomości o śmierci Artura jakoś nie bardzo mogłam się pozbierać. Nie miałam głowy by świętować jakoś specjalnie. Rozmyślałam oczywiście o moich bliskich, którzy odeszli. Wspomniałam znajome osoby, ulubione sąsiadki, ukochane zwierzaki. Oglądałam zdjęcia. Było mi bardzo smutno, że ich już na tym świecie nie ma. Tęsknię za nimi...Tak niestety ten świat jest ułożony, że trzeba się w którymś momencie pożegnać. Czasem na długo...Wierzę, że nie na zawsze...

Co poza tym? Ano to, że być może znalazłam sobie nowe hobby. Mianowicie kusi mnie gra na keyboardzie. Co prawda wolałabym klasyczne pianino ale mnie w tej chwili na niego nie stać i nie mam go gdzie postawić. Wprawdzie słuchu nie mam, śpiewać nie potrafię ale teraz można grać od razu używając nut literowych. To łatwiejsze. Myślę o tym, żeby to cudo kupić. Takie tanie oczywiście i spróbować. Może mi się spodoba. Myślę nawet o kursie w ESKK. Kiedyś pianino u mnie w domu było ale mama sprzedała gdy remontowała dom na wsi. Teraz żałuję... Sprzedała wtedy też cudne meble antyczne po przodkach - bibliotekę, szafę, jadalnię i gabinet. Biblioteka była gdańska, bogato rzeźbiona z gryfami i kryształowymi szybkami, bardzo pojemna. Piękny też był gabinet z winogronami i szafa bogato rzeźbiona z metalowymi okuciami. Kocham takie meble i bardzo by mi się teraz przydały, a mnie na nie nie stać.

Od dwóch dni z powrotem jestem na diecie 1200 kalorii. Idzie mi dobrze, chudnę. Myślę o hipnozie. Na razie chcę kupić płytę. Kusi mnie wykupić dietę Vitalii, ale obecnie jest sprzedawana tylko w zestawie z ćwiczeniami. Ja ćwiczyć nie zamierzam i płacić za nie nie chcę. Liczą więc kalorie na innej stronie. Na Vitalii to jednak wygodniejsze. Udogodnieniem jest też to, że można skorzystać z gotowych przepisów i wtedy już nic liczyć nie trzeba. Posiłki można oczywiście wymieniać i wstawiać swoje.

A na koniec zawieszka i zmykam do pracy...Dziś trochę jej mam, bo i horoskop i artykuł.




sobota, 29 października 2016

Horoskopy, nerwy i problem z szafą

Wstałam dziś z trudem po 10. Pracować mi się nie chce, a powinnam, bo mam do zrobienia horoskopy. Zostały mi jeszcze dwa z trzech. Niby mogę je zrobić w poniedziałek, ale nie lubię gdy robota leży odłogiem, a ja bąki zbijam. Nie mogę wtedy odprężyć się na tyle by odpocząć. Pewnie więc te horoskopy jednak zrobię po południu jak Krzysiek będzie w pracy.

Ostatnio się na niego okropnie zdenerwowałam. Wszystko zaczęło się z miesiąc temu gdy tego telefonu, który mu kupiłam na imieniny naładować się nie dało. Zamiast być wdzięczny za prezent to wyzywał mnie, że dziadostwo kupiłam. Do naprawy oddać nie chciał i kazał mnie się tym zająć. Wreszcie do punktu dotarłam. Okazało się, że telefon jest dobry i trzeba tylko kupić nową ładowarkę. No to kupiłam. Sprzedawca sprawdził i wszystko było ok. Gdy przyszło do ładowania w domu wyszło na jaw, że stara ładowarka jest dobra, a on próbował telefon ładować ładowarką od innego telefonu i stąd problemy. Usiłował ładować przez wejście do słuchawek. Teraz mamy trzy takie same ładowarki, bo i moja pasuje. On oczywiście zwali winę na mnie twierdząc, że mogłam naładować sama. Może i tak, ale ja już mam dość prowadzenia go za rączkę. W końcu to mój mąż czy dziecko?

Od kilku dni mam problem z szafą w sypialni. Popsuły się mianowicie drzwi i się już nie zamykają. Szafa ma 80 lat i trzeba by ją wymienić. Problem w tym, że jest ciężka, drewniana i będzie problem z usunięciem jej, bo przez drzwi nie przejdzie. Przez okno też nie. Trzeba by ją chyba rozbić na kawałki w pokoju co mi się nie uśmiecha, bo kto niby ma to zrobić? Ja? Nową szafę muszę kupić drewnianą, bo w pokoju jest wilgoć i wszystkie okleiny po prostu nie będą trwałe. No i kto nową szafę skręci? Ja nie potrafię takich rzeczy robić, bo siły nie mam, a Krzysiek ma to delikatnie mówiąc w nosie. Jemu zepsuta szafa nie przeszkadza. Mnie to gryzie, bo dom powoli zmienia się w jakąś melinę... 

A na koniec ostatnia zawieszka...

niedziela, 23 października 2016

Trochę o pracy, jesień i ciężki dzień...

Nie od dziś wiem, że chyba jestem nienormalna i do normalnej, systematycznej pracy typu od do dla kogoś się nie nadaję. Całe prawie życie byłam wolnym strzelcem i pracowałam kiedy chciałam. Normalnej pracy za biurkiem mam 3 lata i chociaż pracownikiem byłam bardzo dobrym, awansowałam i dobrze zarabiałam to czas ten wspominam jako koszmar. Nie samą pracę, ale wychodzenie z domu, codzienny rytuał porannego ubierania i malowania się. Poza tym ciągle trzeba było kupować ciuchy, chodzić do fryzjera i kosmetyczki. Teraz pracuję w rozciągniętym, wygodnym dresie z kotem na kolanach leżąc na kanapie i co najważniejsze wtedy kiedy mam na to ochotę. Ot chociażby ostatnio. Prawie cały tydzień nic nie pisałam, bo mi się nie chciało. Przyszedł weekend, a ja zamiast do odpoczynku nabrałam ochoty do pisania. Pracuję więc intensywnie od wczoraj i wszystkie zaległości odrobiłam z naddatkiem. Zapisałam się też na kilka aukcji.
Dziś pogoda całkiem ładna. Nie pada, ciepło i nawet słońce świeci. Kusi mnie wyjść z domu i porobić trochę zdjęć jesieni. Co prawda kolory jeszcze nie zachwycają, ale niektóre drzewa już zielone nie są. Ja obserwuję  głównie winobluszcz i sumaka. U mnie zarówno jeden jak i drugi ledwie zaczęły się przebarwiać. Pięknie teraz kwitną marcinki, ale jeszcze w piątek zerwałam bukiet floksów i dalii. Dziwna jakaś ta jesień w tym roku.

Ostatnio zrobiłam sobie przerwę w diecie. Znowu jem normalnie i tyję. Ja już chyba nigdy do tych 70 kg nie dojdę. Dziś mam kotlety typu mielonych z granulatu sojowego. Do tego będzie brązowy ryż i sos paprykowy ze słoika. Uwielbiam takie jedzenie. Krzysiek też już przestał się o schabowego w niedzielę upominać. Sos paprykowy robiłam w tym roku po raz pierwszy. Zrobiłam na próbę 6 słoiczków i już widzę, że mało. W przyszłym roku będzie więcej, bo bardzo mi ten sos smakuje.

Jutro mam bardzo ciężki dzień, bo dwa razy muszę jechać do miasta. Co prawda mam zamiar wracać taksówkami, ale jednak. Raz koło 13, bo muszę być na poczcie i w punkcie ksero. Mam jeszcze raz wypełnić i zeskanować dokumenty z firmy do wypłaty. Kobieta, która mi je przesłała poprzednio wpisała błędny adres i teraz ja muszę za jej błędy płacić. Pewnie uważa, że to moja wina, bo nie sprawdziłam. Ponoć poprawić odręcznie nie można. Jestem wściekła. Wieczorem jadę z Krzyśkiem do lekarza.

piątek, 21 października 2016

Majeczka, nowa kurtka i to i owo o Sebastianie...

Nadal mi się nie chce nic robić poza wróżeniem i rękodziełem. Ciekawe jakby to było gdybym mieszkała z Sebastianem. On jest energiczny, pracowity, otwarty, aktywny ale lubi też pospać w dzień. Czasem się zastanawiam czy obudziłby mnie do życia czy zgnuśniałby przy mnie. Nadal z nim jestem. Minęło już 5 miesięcy. Rozmawiamy często i piszemy esemesy. Widzieliśmy się kilka razy. Ostatnio był bardzo podekscytowany, bo złapał 1,5 kg szczupaka. Ryba była długa na 65 cm. Kupił też samochód. Ma zamiar go naprawić. Zna się przecież na tym. Będzie miał co robić. Później go może sprzeda i kupi lepszy.
Mam trochę problemu z Majeczką. Malutka jest szczuplutka, ale niezbyt chętnie je mięso i suchy pokarm dla kotów. Zauważyłam, że woli jedzenie dla ludzi typu mleko i to krowie, zupy, ziemniaki czy chleb. Tym musiała być karmiona. Jest jak Lwica. Lwica też mało je kociego jedzenia i upomina się o ludzkie. Nie dało jej się przestawić przez 8 lat. Ja oczywiście nie mam sumienia patrzeć jak prosi i ulegam. Daję jej czasem coś z mojego talerza lub kawałek kanapki. Na szczęście jej to nie szkodzi, bo trawi normalnie. Chyba z Mają będzie podobnie.
Od dwóch dni szukałam kurtki zimowej dla siebie. Był problem, bo nie jestem szczupła no i mam gigantyczny biust. To przez ten biust nie mogłam znaleźć. Nie ma dużo ciuchów w rozmiarze 54-56, a takie kupuję to znaczy góry, bo dół noszę zazwyczaj w rozmiarze 48. Ja jeśli chodzi o ciuchy to specjalnie nie wybrzydzam. Nie interesuje mnie moda, nie muszę ekstra wyglądać. Ważne by ciuchy były wygodne, nie dodawały mi lat i  by nie były drogie. Czasem kupuję używane. Całe szczęście, że i Krzysiek i Sebastian do kwestii ubioru podchodzą podobnie. Znalazłam w końcu taką kurtkę i chyba ją kupię...


 A na koniec ostatnia zawieszka i znikam. Czas się zabrać za pracę...Ech...