Codzienność

Codzienność
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą antologia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą antologia. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 1 stycznia 2019

wtorek i Nowy Rok

Nowy Rok to dla mnie zwykły dzień. Wczoraj na balu nie byłam, bo nienawidzę tańca. Siedziałam więc w domu - pisałam wiersze i zaczęłam obraz. To też był zwykły dzień, ale ja specjalnych atrakcji i wrazeń nie potrzebuję. Wręcz przeciwnie - lubie spokój i utarte ścieżki. Wyżywam się w twórczych działaniach i to mi wystarczy. Poza twórczymi działaniami była praca, a konkretnie teksty do pisania i jedno logo. Zarabiam teraz na wydanie dwóch antologii, bo się  do nich zgłosiłam. Jedna to projekt komercyjny - opowiadania. Druga to wiersze. Z tej drugiej pozycji zyski są przeznaczone na cele charytatywne. Myśle, że to nie wszystkie antologie w tym roku.


Dziś i wczoraj

Rzuciłeś grubszym słowem
wymierzyłam policzek
kułakiem oddałeś cios
zwinięta w kłębek
uciekłam w siebie
czekam rozdarta
jeszcze wczoraj  pocałunkami
przywoływałeś mnie z powrotem
teraz trwasz zimny i zawzięty
nie kalasz warg słowami
czy jeszcze twój oddech
popieści mi skórę
czy palce podążą za łzami


Lubię

lubię gdy rok przed zmierzchem
sypie podarkami
jak konfetti
lubię czas przełomu
oczekiwanie urywki życzeń
zapisałam ubiegłe dni
pomalowałam  oddechem
wnętrze umysłu
 marzenia wplotłam we włosy
czy uda się oszukać los
czy będę
przepraszać że żyję
 czy przeciwnie walczyć z losem tobą




Jutro ostatni dzień z S tym razem. Jedzie już w czwartek. Smutno mi będzie, ale siła wyższa. Przyjedzie chyba koło 20 lutego. Wtedy skończy malować biblioteczkę i może pomaluje szafę o ile ja kupię. Chcę też kupić starą kołatkę i będzie musiał ją zamontować. Nie wiem czy jutro przyjdzie półka. Jeśli nie, to zamontuje ja dopiero w lutym.
Kupiłam kwiaty i bazy do kartek. Na razie nie mam z czego robić, bo czekam na nie. Mam niby album, ale czuję obawę przed ta pracą. Może sie odważę w końcu. Album jest niewielki. Kupiłam do ozdoby bardzo ładny papier. Album ma wyjść romantyczny w stylu shabby chic. Ten styl chcę opanować najpierw. Później może rustykalny.




wtorek, 12 lipca 2016

Deszcz, wyjazd, Sebastian i praca

Dzisiaj odżyłam, bo poranek przywiał mnie deszczem. Odżyły rośliny. Stały się zielone, nieprzykurzone. Podniosły im się listki. Odżył nawet lisi ogon, który najbardziej cierpi w upały. Uwielbiam taką pogodę - jestem w błogim nastroju i palce mi nie puchną. Teraz już świeci słońce, ale jest chłodno jak na lipiec. Jutro ma znowu padać i pojutrze też. No i dobrze...

Jutro jadę do miasta. Muszę być na poczcie, bo mam kilka wysyłek w tym paczka na bazarek koci, wiersze na konkurs i paczka do Sebastiana z podkładkami pod kubki, o które prosił. Sebastian stał się niepostrzeżenie kimś dla mnie bardzo ważnym. Przyzwyczaiłam się już do niego. Nic dziwnego kontaktujemy się po kilka razy dziennie i rozmawiamy wieczorami godzinami. Niedługo będzie dwa miesiące jak się znamy... Nadal wspomina o rozwodzie i nawet mnie spotkanie zaczęło kusić. Gdyby nie Krzysiek sprawa byłaby prostsza...


Jak będę w mieście to odwiedzę też punkt ksero, bo mam zrobić wydruki i sklep ze zdrową żywnością. O ile go znajdę, bo został przeniesiony i nie wiem gdzie. Muszę kupić granulat sojowy, kostkę, ciecierzycę i soję. Chcę zrobić zupę i pasztety. Może też kupię świece w szklanych pojemniczkach. Chcę je ozdobić w technice decoupage. Powinnam również kupić herbaty te z luksusowych smakowych...

Dziś i jutro po południu czeka mnie praca - dwa teksty o kosmetyce i może następne z dziedziny turystyki o ile zlecenie dostanę. Pewnie też będę pisać wiersze. Nie wysłałam jeszcze wierszy do jednej antologii. Mam też zamiar przygotować się do kilku konkursów. Wygrać pewnie nie mam szansy, ale nauczę się w ten sposób pisać na zadany temat. Do tej pory w zasadzie piszę tylko o przyrodzie i o miłości. Chyba dojrzałam do zmiany...Może znajdę też jakieś konkursy na które trzeba wysyłać opowiadania. Jeden już nawet znalazłam. Temat niby dowolny, ale ze wskazaniem na Lębork. To może być ciekawe...

A na koniec haiku i wiersz i zmykam na medytację...

cisza po burzy
stado wróbli ćwierka
w winobluszczu
 
zmierzch tuż tuż
wróbel wraca do gniazda
w szpalerze bzów
 
ranek po deszczu
para wróbli w kałuży
ćwierka i ćwierka


Czas w którym kwitną maki


 czas w którym kwitną maki
spędziłam z tobą
goniąc zapach minionych dni
teraz już wiem
że jutro nie istnieje
twoje ramiona są niedostępne
jak wczorajszy sen
czułość
nie barwi gestów
 
dlaczego
przemijająca miłość tak kaleczy
tęsknota nie chce odejść
a wspomnienia powracają
wciąż tętniące życiem
 
czemu
obejmuję przeszłość
zamiast zaufać przyszłości

niedziela, 10 lipca 2016

Zniżka na wadze, straty i wiersze...

Wreszcie waga spadła poniżej 90 kg. Jestem przeszczęśliwa. Schudłam bez ćwiczeń i praktycznie bez ruchu, bo tyle go mam co w pracowni i w czasie przygotowywania posiłków. Nawet na leżąco z laptopem na kolanach pracuję. Teraz celem jest 85 kg. Dałam sobie na to czas do końca roku, ale jako, że waga spada szybko to może mi się uda te niecałe 5 kg zrzucić wcześniej. Dobrze by było. Później zostanie jeszcze do zrzucenia 15-20 kg. sama nie wiem ile. Wszystko zależy od tego jak będę się czuć.

Ostatnio kupiłam sporo kwiatków do domu. Nie wszystkie mi jeszcze przyszły choć je opłaciłam. W jednym przypadku babka się nie odzywa i nie wiem czy wyjechała czy oszustka .
Przyszły mi za to roślinki do akwarium. Ładne się zrobiło. Niestety mam problem, bo mi prawie wszystkie ryby wyginęły. Z 25 zostały 4. Nie wiem co się stało. Woda czysta, filtr włączony, kamienie były wygotowane, a tu taki pasztet. Jeszcze mi się to nie zdarzyło. Teraz nie wiem co zrobić. Chciałam kupić w internecie trochę rybek i się waham. Myślałam o bocjach, tetrach, skalarach, mieczykach, sumikach, glonojadach, molinezjach, welonkach, kiryskach.

Nadal piszę wiersze w tym do antologii. W jednej grupie poproszono mnie, żebym przygotowała też grafikę i okładkę do antologii. W środku mają być zdjęcia obrazujące los człowieka w kontekście przemijania. Część zdjęć przygotowałam. Nad częścią myślę. Ten pomysł ze zdjęciami chyba podchwycę i w moim tomiku też zamieszczę kilka.
A na koniec ostatni wiersz i zdjęcia w nowych ciuchach...

Cienie

w meandrach wspomnień
odnajduję cień
mroczny i groteskowy
chwilę gdy wspomniałeś
o rozstaniu

pomiędzy jednym a drugim
oddechem
runął mój świat
cele straciły sens
cierpienie przypuściło atak
na upojoną szczęściem jaźń.

nie mam już nic
I tylko dni w mackach
samotności
krzyczą z bezsilności






 

środa, 6 lipca 2016

Pracaaaa...

Ostatnio mam bardzo dużo pracy. Piszę teksty po kilka dziennie. Pracuję intensywnie już drugi tydzień. Wciąż zapisuje się na nowe zlecenia. Dziś piszę teksty na temat Wysowej. Muszą być dobrze napisane, bo są typu artykuł. Oprócz tego dostałam zlecenie na napisanie 30 tekstów typu historyjki z życia w formie wyznań.  Płatne średnio, bo 3 zł za 1000 znaków. Te pisze się jednak szybko i łatwiej, bo wyobraźni mi nie brakuje. Mam skończyć do niedzieli. Wysyłam je partiami po 5 sztuk. Jedyny minus tego zlecenia to to, że jest poza portalem, prywatne. W takim przypadku mogę je zrealizować i pieniędzy nie zobaczyć. Już tak kiedyś miałam. Przedwczoraj dodatkowo miałam zamówienie na tarota na dziedziny życia na pół roku.
Ostatnio pracuję też nad tomikiem. Mam go skończyć do połowy lipca, bo wtedy go chcę przesłać do wydawcy. Wczoraj wysłałam też 10 wierszy do antologii, która ma się ukazać z utworami ludzi z grupy na Facebooku.  Z tych 10 wierszy wybranych będzie 5. Tematyka była dowolna. W innej grupie poetyckiej ogłoszono konkurs na wiersz. Można też przysłać 5 wierszy, bo również ma powstać antologia. Temat jest jednak narzucony i nie bardzo mi leży. Na razie nic nie przyszło mi do głowy, ale czasu jest jeszcze dużo.
Wiersze i haiku piszę nadal. Teraz postanowiłam  by pisać codziennie jeden wiersz lub trzy haiku. Na razie mi się to udaje. Dobrze mi się pisze wiersze o miłości. Tomik powstał w połowie.



Tylko ty

w zwierciadle duszy
tylko ty
widzę oczy
czuję zapach dotyk
oddechem pieścisz mi skórę
pocałunki palą

żyję od spotkania do spotkania
rozsądek już dawno umknął
 i zatrzasnął drzwi
teraźniejszość
nie pozwala zasnąć
tęsknota
zagarnęła myśli
czy też wspominasz
pamiętasz
czujesz

Ostatnio miałam przygodę, bo zostaliśmy z Krzyśkiem zatrzymani przez policję w czasie przechodzenia przez jezdnię w niedozwolonym miejscu. Ulica jest boczna i ruchu na niej prawie nie ma. Miały być mandaty, ale uprosiłam policjantów, żeby nas nie karali i skończyło się na pouczeniu. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, ze potrafię się tak wdzięczyć i grać słodka idiotkę jak trzeba.

A na koniec trochę wytworków. Przygotowałam je na bazarki kocie na Facebooku. Kolory są nie bardzo w moim stylu, ale o nie mnie mają się podobać.




 

poniedziałek, 14 marca 2016

telefon, antologia i wytworki...

Od kilku dni nie odbieram telefonu stacjonarnego. Dość miałam zaproszeń na pokazy garnków, mammografię i masaże. Nie mam ochoty się nikomu tłumaczyć dlaczego nie chcę zmienić operatora telefonu czy dostawcy internetu. Ostatnio zadzwoniła babka z zaproszeniem na badania do nowego ośrodka. Nie dość, że musiałam przerwać pracę, żeby dojść do telefonu to jeszcze oczekiwała, że się wytłumaczę dlaczego badań zrobić nie chcę. Taki miała tupet. Gdy ja zapytałam skąd ma numer rzuciła słuchawką. Teraz odbieram tylko komórkę, której numer mają wszyscy moi bliscy znajomi i rodzina. Jest spokój...
Od jakiegoś czasu marzę o tym, żeby jakimś cudem stać się właścicielką domu atrialnego w głuszy. Najlepiej by nawet okien na ścianach zewnętrznych nie było lub chociaż tylko takiego z wysokim murowanym ogrodzeniem. Byłoby maksimum komfortu i izolacji. Coś coby mi na pewno przypadło do gustu. Już się całkiem odludek ze mnie zrobił i to postępuje. Kontakty przez telefon czy internet mi wystarczają. Nawet je bardzo lubię, ale takie w realu, twarzą w twarz mnie męczą i stresują. Ostatnio jak byłam u koleżanki to trafiłam na porę gdy była u niej kuzynka. Wróciłam chora i rozedrgana przez napór wrażeń. Spałam później dwie godziny, musiałam wypić melisę i zrobić sobie zabieg Reiki. To nie dla mnie...

Od paru dni pracuję nad wierszami do antologii. Mam napisać 20 miniaturek/do ośmiu wersów/ z zimą w tle. Cieszy mnie to zajęcie, bo już dawno wierszy nie pisałam.  W antologii znajdą się wiersze autorów piszących na portalu E literaci...

Mam pomysł na kartki. To połączenie scrapbookingu i malowania. Bazy będę przygotowywać sama z papieru do akwareli. Namaluję obrazek i ozdobię. Najpierw jednak muszę nauczyć się obsługiwać gilotynę do papieru.




czwartek, 19 listopada 2015

Antologia, odchudzanie, książka i wyjazd...

Wczoraj mi przyszedł egzemplarz autorski antologii o Łodzi, w której znalazły się trzy moje wiersze. To kolejna antologia, a emocje wciąż te same - zadowolenie i podekscytowanie. Będę miała co robić przez kilka dni, bo książka liczy ponad 300 stron. Współautorów jest wielu. W tym znani poeci z dorobkiem. Wyszła prawdziwa perełka.
 

Od kilku dni się zawzięłam i  przeszłam na dietę dukana ze zmniejszoną ilością kalorii. Bardzo ładnie chudnę. Jem głównie ryby i jajka. Mięsa mało i to mi służy, ale też jest bezpieczniejsze. Na tej diecie będę jakiś czas. Ile czas pokaże. Zadowolona jestem z tego, że w końcu czuję głód i ssanie w żołądku tuż przed posiłkiem. To zdrowy objaw, bo oznacza, że organizm pracuje, trawi. Znowu czuje zapach jedzenia i jego smak, a nie wrzucam do żołądka kolejne porcje jedzenia, bo tak trzeba, bo pora posiłku nadeszła. Wreszcie mój organizm nie jest zamulony zbyt dużymi porcjami jedzenia a żołądek nie jest przeciążony. Widocznie tyle jedzenia mi potrzeba, żeby chudnąć. Taką mam przemianę materii i taki tryb życia. Więcej mi nie trzeba.
Co ważne przeszły mi zaparcia i organizm pracuje prawidłowo bez zatrzymywania wody i treści w jelitach.
Ćwiczę cały czas i moja kondycja rośnie, bo wciąż dokładam następne serie. Dzięki tym ćwiczeniom zrobiłam się bardziej sprawna. Chodzę szybciej i chętniej się schylam, choć nadal kręgosłup mnie boli.
Dziś przyszła mi książka Czesława Klimuszki. Była kiedyś w domu, ale gdzieś wsiąkła. Pewnie mama komuś pożyczyła i nie raczył oddać, a ona zapomniała komu. To pozycja bardzo wartościowa, bo zawiera oprócz różnego typu rad także receptury na mieszanki ziołowe przy wielu schorzeniach. Właśnie ją studiuję po raz kolejny.


Do zimy coraz bliżej i do świąt też. Święta będą u mnie w tym roku skromne, bo jestem na diecie. Nie będzie pieczenia ciast i szaleństw. Jedzenia będzie zdecydowanie mniej niż zawsze. Choinka będzie sztuczna i tylko gałązki do domu przyniosę dla zapachu. Będzie też oczywiście szopka po dziadku Edku.
Robi się coraz zimniej. Pada i jest ponuro na dworze. W piecu palę już prawie od rana, ale jeszcze nie w piecokuchni. Węgiel już zamówiłam. Ma przyjechać w przyszłym tygodniu.
Jutro jadę do miasta i to rano. Mam autobus po 8. Później tramwaj o 9. Nawet kawy nie zdążę wypić. Wrócę pewnie zmęczona i psychicznie i fizycznie. Cóż taki los. Muszę jechać. 

sobota, 8 sierpnia 2015

Antologie, zakupy, nowe horoskopy, wytworki i nadziewane papryki...


Kilka dni temu dowiedziałam się, że na portalach poetyckich szykują się wydania dwóch antologii. Jeśli zdecyduje się dołączyć do nich swoje wiersze to prawdopodobnie mój tomik z haiku w tym roku nie ukaże się. Nie będę przecież wydawała wszystkich zarobionych pieniędzy na wydawanie książek na których nie zarabiam. Poezja kiepsko się sprzedaje, a ja to już w ogóle sprzedawać nie potrafię. Prawie wszystkie egzemplarze autorskie rozdaję.
Wczoraj wieczorem zrobiłam zakupy w sklepie dla plastyków. Kupiłam farby akrylowe. Przesyłka powinna dojść we wtorek. Farby kupić musiałam, bo zaczyna mnie kusić malowanie obrazów. Chodzi za mna pejzaż z łosiem. Zwierząt jeszcze nie malowałam. Czasem rysowałam, ale malowanie to inna para kaloszy. Zakupy farb to ostatnie zakupy w tym miesiącu, bo pieniądze muszę zbierać na kurs pisania ikon. Powinnam tez w końcu zebrać na a tablicę na cmentarzu i na drukarkę.
Od kilku dni studiuję od nowa książkę astrologiczną, bo chcę znowu zacząć robić horoskopy miłosno - seksualne. To bardzo konkretne i dokładne horoskopy. To nie tylko interpretacja położenia i aspektów wenus i marsa. To nie tylko analiza 5 i 8 domu. To też analiza midpunktów. Kiedyś robiłam i takie horoskopy. Teraz chcę do tego wrócić.
Wczoraj miałam bardzo pracowity dzień. Napisałam sporo tekstów. Zrobiłam też dwa talerzyki, pudełko i kartkę z motywem świątecznym. Następne kartki zrobię dopiero w poniedziałek, gdy wydrukuję napisy. Kuszą mnie bombki, ale musze nabrać odwagi...To pewnie potrwa.
Dziś na obiad będą nadziewane papryki z mojego ogrodu. Tym razem to papryki długie. Ładnie mi obrodziły z tym, że tylko te w doniczkach. Przygotuje je z ryżem i pieczarkami. Pycha...








piątek, 10 kwietnia 2015

Ogrodowo i książkowo....

Dziś wreszcie posadzilimy kartofle. Trochę ich w tym roku powinno być. Szkoda, że tak późno je posadziliśmy. W zeszłym roku na 1 kwietnia były już w ziemi. W tym roku jakoś tak schodziło z dnia na dzień. To co zeszłej jesieni wysadziłam i wysiałam ładnie wschodzi. Powinna być marchew, pietruszka, cebula i koper. Najładniejszy jest czosnek. Pięknie się już zieleni na grządce. ładnie ukorzeniły się sadzonki czerwonych porzeczek. Mam 8 sztuk. W poniedziałek jak będzie czas posadzimy je na stałe miejsce. Tyle krzaczków nam wystarczy. To stara odporna odmiana. Dla mnie bardzo cenna. Wysiałam też koper i rzodkiewkę.
Ostatnio znowu opanował mnie demon czytania. Czytam książkę za książką i nic innego nie robię. Krzysiek też czyta. Kilka dni temu byliśmy w bibliotece i przynieśliśmy zapas na miesiąc. Oprócz tego mam sporo ebooków i kilka książek, które kupiłam. Za tydzień idziemy do biblioteki powiatowej. Praca na dworze już w toku, ale do książek mnie ciągnie i nie ma zamiaru przestać. Można to przecież pogodzić.
Od dziś będę mogła już jeść w większej ilości warzywa i owoce, bo objazdowy sklep zaczyna jeździć. Brak mi ich było. Od dawna już marzyłam o świeżych jabłkach i gruszkach. Myślę o przejściu choć na kilkanaście dni na dietę warzywno owocową w celu oczyszczenia organizmu. Kusi mnie dieta doktor Dąbrowskiej, ale nie wiem czy 6 tygodni wytrzymam. Przydałoby się, bo podobno jest bardzo dobra i skuteczna.
Dziś wypiłam popołudniową kawę na podwórku. Jest ciepło, słonecznie i bardzo przyjemnie. Czuć wiosnę. Aż się chce żyć.
Kilka dni temu przyszła z wydawnictwa paczka z antologią haiku. Planowałam też w tym roku wydać tomik, ale czy mi się uda?



piątek, 27 lutego 2015

Kłopoty, sędziwe nauczycielki jogi i akwarele...


Kilka dni temu miałam być w sądzie za świadka. Problem w tym, że nie dostałam wezwania. Ponoć było avizo. Tylko, że do mnie nie dotarło. Sąsiad wściekły, że nie byłam, a sąd mnie ukarał grzywną. No nie nie wiem co teraz, bo mam napisać odwołanie. Tylko czy wezmą pod uwagę, że aviza na oczy nie widziałam. Teraz tylko żałuję, że się na świadka iść zgodziłam. No i mam kłopot. Swoją drogą ciekawe ile jeszcze razy będę wzywana, bo z tego co sąsiad mówił wyrok szybko nie zapadnie.
Ćwiczę cały czas i ładnie chudnę. Ostatnio buszowałam po internecie i znalazła zdjęcia kobet grubo po 90 tce ćwiczących jogę. Dwie są nauczycielkami jogi. O matko jakie one są sprawne i gibkie. A ja co? Kości sztywne, zastane, łupie w nich i trzeszczy. Wstyd. Gdzie te czasy gdy robiłam szpagat i zakładałam nogę na szyję? Czy jeszcze wrócę do sprawności? Czy kości się poddadzą? Ćwiczę jogę 5 razy w tygodniu co najmniej przez 40 minu. Czy to wystarczy? Chcę być jeszcze sprawna i stosunkowo gibka. Czy uda mi sie to osiągnąć? Idzie mi coraz lepiej, ale czy nie za późno sie za to wzięłam...




Od kilku dni znowu maluję codziennie akwarelki. Powstało kilka. Nie ze wszystkich jestem zadowolona. Niektórych pokazać się nie da, bo zdjęcia są kiepskie. Podobno robię postępy. Jeszcze troche i zacznę znowu malować akrylami, a może też farbami olejnymi. Będzie to możliwe, bo robi się coraz cieplej i w pracowni wytrzymam. Kurs rysunkowo malarski jest na półmetku. Dostałam ostatni zeszyt z rysunkiem, a od następnego będę się już uczyć malarstwa. Ciekawa jestem lekcji.
Antologia haiku już jest w druku. Zamieszczono w niej 12 moich utworów. Strasznie lubię otwierać paczkę z drukarni z moimi tomikami. Lubię zapach i widok książek...


niedziela, 23 marca 2014

Ogród i malowanie i koty...

Niedziela dzień odpoczynku, ale nie dla mnie, bo mam jeszcze do napisania kilka tekstów. Staram się brać sporo zleceń, żeby trochę pieniędzy zarobić, a jutro będę miała mniej czasu na pracę, ponieważ wyjeżdżam do sklepu ogrodniczego. Muszę pilnie kupić nawóz i nasiona. Czas o tym pomyśleć. Najwyższy czas. Mam zamiar dochować się w tym roku własnych ogórków, kabaczków, dyni, siedmiolatki, pomidorów, rzodkiewki, rzodkwi, kalarepki. Myślę też o szczawiu, rabarbarze, chrzanie i może kilku krzaczkach truskawek i poziomek. Może też kupię rozsadę sałaty. Przyda się też koper do ogórków i szczypiorek. Jesienią mam zamiar powiększyć sad o kilka drzew i krzewów. Trzeba by też kupić nagietek lekarski i dziurawiec. Marzę o ziołach. No i jutro muszę też kupić coś do kopania typu motyczki, bo narzędzi wcale nie mam.

Dzisiaj u mnie pogoda raczej kiepska- pochmurno, smutno i ponuro. Na dwór nie wyjdę, ale można przecież fajnie odpocząć i w domu. Ostatnio sporo maluję. Powstały obrazy vedic art i normalne z tym, że te ostanie na papierze. Dziś też pewnie złapię za pędzel. Bardzo mnie cieszy malowanie, bo przez całą zimę malowałam mało ze względu na zimno w pracowni. Teraz nadrabiam. Ostatnio namalowałam obraz bez tytułu w gorących barwach przedstawiający moje emocje i pracę intelektualną. Obraz w rzeczywistości jest w barwach ciepłych- czerwieni, żółcieniach, srebrze, złocie i pomarańczach. Jest też błyszczący, bo sporo użyłam tempery z brokatem. Na zdjęciu tego nie widać. Zdjęcie wcale nie odzwierciedla jego walorów. No ale cóż albo zdjęć nie umiem robić, albo mam kiepski aparat. Pewnie i jedno i drugie.




Czeka mnie też na dniach odrobaczanie kotów. Tym razem chcę to zrobić Advokate, bo ten środek zwalcza też świerzbowca w uszach z którym mam problem. Środek jest skuteczny, ale drogi. Muszę też pomyśleć o antybiotyku na dziąsła dla Murzyna, Megusi i Lwicy. Nie wiem czy antybiotyk wystarczy. Obawiam się, że problemy z dziąsłami skończą się zabiegami czyszczenia zębów, a to oznacza narkozę, której się boję.

Powinnam też zabrać się za haiku, tym razem o temacie polskiej przyrody, a właściwie krajobrazów. Szykuje się bowiem antologia...

czwartek, 28 listopada 2013

Zamieniam się w skowronka, zima, plany i książka...

Wstałam dzisiaj wcześnie jak na mnie bo już o 9. Obudził mnie dzwonek telefonu od mamy, którą wczoraj poprosiłam o budzenie o tej właśnie porze, ponieważ od kilku dni staram się wcześniej wstawać, a o północy jestem już w łóżku. Koniec więc z chodzeniem spać o brzasku i usypianiem przy głosach budzących się ptaków, a później wylegiwaniem się w łóżku do południa. To nie jest ani mądre ani nie przynosi pożytku dla organizmu. A wręcz przeciwnie, szkodzi. Od dawna  przecież wiadomo, że człowiek powinien usypiać przed północą i ja mam zamiar wprowadzić takie zwyczaje a raczej wrócić do nich, co łatwe nie będzie bo jestem typową sową. Kiedyś, jeszcze kilka lat temu usypiałam około 23 lub parę minut po i wszystko było dobrze, a później coraz później i później aż złapałam się na tym, że o 3 jeszcze siedzę przy komputerze, później jeszcze kąpiel i Reiki...
Zima chwyciła i nie odpuszcza. Śnieg jak popadał tak leży zwłaszcza na dachach i w miejscach mało uczęszczanych np. w lesie i u mnie w ogrodzie. Dzisiaj też chyba popada coś tak czuję bo dzień jest szary i chmury nisko. W nocy i rano był chyba spory mróz, Pikuś drżał, gdy go rano wpuszczałam do pokoju a teraz śpi na poduszce przy piecu i ani nawet miska z jedzeniem go nie zainteresowała. Śnieg ani lekki mróz mi w zasadzie nie przeszkadza ale nie wiem czy nie będzie przeszkadzał państwu, które sprzedaje warzywa. Oby nie bo nie wszystkie warzywa jeszcze na zimę kupiłam i jutro planowałam zrobić pozostałe zakupy w tym 2 worki ziemniaków i kostkę słomy do wyścielenia części grządek i okręcenia wokół pnia brzoskwini...
Wczoraj wysłałam do wydawnictwa książkę z aforyzmami i zabrałam się za przepisywanie następnego tomiku, który już czeka od kilku miesięcy na zainteresowanie z mojej strony. Zaczęłam też pisać następną książkę, tym razem prozą. Będzie to coś w rodzaju pamiętnika- dziennika. Planuję umieścić w książce trochę wiadomości o medycynie naturalnej np. o Reiki czy bioterapii, o astrologii, magii naturalnej, ziołach. Nie zabraknie też przepisów np. na nalewki, kosmetyki naturalne i receptur. Będzie też  trochę o codzienności i spokojnym, skromnym życiu w zgodzie z rytmami przyrody...
Nowa koteczka już się przyzwyczaiła i do domu i do nas i do stada ale fuczy i warczy nadal. Nie lubi też brania na ręce ani nie przepada za głaskaniem. To dziwna kotka- nigdy nie przychodzi na kolana, nie siada na kanapie ani na krześle a śpi na podłodze albo w pudełku pod piecem z tym, że w pudełku nie ma prawa być nic miękkiego typu poduszki bo nie położy się ani nawet do pudełka nie wejdzie. Boi się. Co ci dawni właściciele jej zrobili i jak ją ukształtowali bóg jeden wie, ale co łatwo przewidzieć raczej za nią nie przepadali. Dobrze chociaż, że się wreszcie zaokrągliła i przestała się rzucać tak łapczywie na jedzenie. Polubiła tez suchą karmę i ryż z mięsem, który jedzą moje koty na obiad. Tak, że jest dobrze...




Przed chwilą kurier przyniósł paczkę z egzemplarzami autorskimi antologii haiku. bardzo się cieszę i czekam na następną przesyłkę z drugą antologią tym razem z wierszami o tematyce świątecznej, która będzie z płytą.




Miłego dnia...



wtorek, 2 lipca 2013

Dzień po dniu, książki i szydełko



Od kilku dni pogoda się zmieniła. Już nie pada deszcz i wyszło słońce choć nie grzeje zbyt mocno. Poprosiłam więc sąsiada by przyszedł w wolnej chwili pomóc Krzyśkowi w pracach przy domu. I tak wczoraj po południu czyścili kominy. Praca przebiegła sprawnie a za szczotkę posłużył jak zawsze mój mosiężny stary moździeż zawieszony na sznurku. Sadzy był bardzo dużo. Z komina w pokoju dziennym wybraliśmy prawie wiadro osadu. Skąd się tyle uzbierało nie mam pojęcia bo przecież piec był montowany niecały rok temu i wszystko z komina było przy okazji wybrane. Cud, że się paliło i że się  nie zapalił się komin. Komin od piecokuchni też czysty nie był z tym, że jeszcze osad nie został wybrany bo najpierw trzeba zrobić wyczystkę z drzwiczkami od strony łazienki. Przy okazji czyszczenia sąsiad poprawił też tynk na kominie nad babci mieszkaniem bo trochę tynku spadło i ukazały się cegły. Mam nadzieję, że przez to spacerowanie po dachu nie uszkodziła się papa i nie będzie się lało. Papa jest nowa, termozgrzewalna i podobno ma wytrzymać 20 lat ale kto ją tam wie...A od dziś po południu zaczyna mi się remont szamba. Trzeba poprawić bo służy już ponad 20 lat i straciło szczelność. I tak dzień po dniu bo lato szybko mija...

Wczoraj ja też miałam bardzo pracowity dzień bo kończyłam przygotowywać materiały do dwóch książek i wysłałam je do wydawnictw. Czekam teraz na odpowiedź czy zostały zaakceptowane. To się okaże z czasem, raczej niezbyt szybko zwłaszcza w przypadku antologii haiku o zwierzętach bo w tym przypadku autorzy mają czas na przesłanie swoich utworów aż do września. Druga książka to mój tomik poezji. Tu decyzja odnośnie druku będzie pewnie podjęta szybciej ale i poprawek będzie więcej...A jesienią ma powstać jeszcze jedna antologia...A pozycja z przysłowiami też prawie skończona...I tomik z haiku też się pisze i już koniec widać...Zobaczymy co się uda zdziałać bo jeszcze pół roku na działanie zostało...

Na obiad będzie dziś kapusta z jabłkami i śmietaną podana z młodymi ziemniakami i koperkiem. Jedno danie i bez mięsa ale tak ma być...Za to na kolację będą panierowane krążki  z cukini podane z chutnej ze śliwek i papryki...

1/2 główki kapusty
4 jabłka
2 spore cebule
sól
pieprz
kminek
śmietana
olej
mąka

Kapustę pokroić, podlać wodą, dodać pokrojone jabłka, przyprawy i podgotować. Cebulę pokroić, poddusić na oleju i dodać do kapusty. Dusić razem. Gdy miękkie podlać śmietaną i zaprawić mąką.

A po południu będę robić przetwory z truskawek czyli dżemy i truskawki w soku...


Moja ,,obsesja" dziergania  a raczej  dziergania poduszek, tym razem  się kończy bo powoli zaczyna mi brakować pomysłów. Powstało 5 poduszek. Jedną, szóstą,  pewnie skończę dzisiaj. Mam też jeszcze pomysł na uroczą, kremową,  podusię na krzesełko do łazienki. Włóczkę, mój ulubiony akryl, już kupiłam. I to już koniec. Będę jeszcze wprawdzie potrzebowała kilka poduszek do pracowni ale jeszcze nie wybrałam ani kolorystyki ani wzorów. I nie wiem co dalej bo albo się wezmę za coś innego np. za kapę, serwety, dywaniki do sypialni czy czapkę albo odłoże szydełko na jakiś czas by ponownie do niego wrócić z nowymi pomysłami i zapałem...Kupiłam ostatnio w antykwariacie 2 książki z wzorami i znalazłam fajny wzór na kwiatek. Więc może jeszcze czapka z kwiatkiem?



Przyszły mi wreszcie zamówione niedawno kamienie: angelit, agat mszysty i diament herkimer będę wiec częściej z kamieniami medytować oczywiście w tym przypadku z każdym z osobna, żeby kamienie wyczuć i zapoznać się z nimi. A kamienie są bardzo ciekawe bo np. angelit między innymi ułatwia nawiązywanie kontaktów z aniołami a agat mszysty pozwala na połączenie się z energią matki natury. Zobaczymy...

wtorek, 16 kwietnia 2013

Noc, antologia, koty i codzienność...

Od kilku dni staram się za wszelką cenę przyzwyczaić do wcześniejszego zasypiania i wstawania. Codziennie więc chodzę spać o pół godziny wcześniej tak, że nie kładę się  już o 3 jak w zimie ale o 1. Mam zamiar dojść gdzieś do 12 bo wcześniej nie dam rady zasnąć. Zaczynam teraz dzień między 9 a 10 i to mi bardzo pasuje bo szkoda  mi dnia i pięknego słońca, zaglądającego  do sypialni od samego rana. Z drugiej strony jestem od zawsze typową sową i uwielbiam przesiadywać długo w nocy. Taka wtedy  cudowna cisza i taki  fajny nastrój, wszyscy śpią. Ani samochodów nie słychać ani tym bardziej ludzi  gadających mi pod oknem co mnie tak denerwuje tylko czasem gdzieś w oddali słychać nawołujące się psy. Można w spokoju czytać, medytować, robić zabiegi bo nic i nikt nie przeszkadza i nie odwraca uwagi. Zupełnie natomiast nie rozumiem ludzi o naturze skowronka. Jak można wstawać bladym świtem i chodzić spać z kurami z własnego wyboru. Jak można dobrowolnie zrezygnować kontemplacji czaru nocy. Wprawdzie sam świt czyli budzenie się ptaków i wschód słońca ma sporo uroku i dla mnie ale można przecież popodziwiać te ulotne chwile a później zasnąć ponownie i pospać jeszcze kilka godzin. Czasem tak robię...

Właśnie przed chwilą dostałam wiadomość, że antologia pokonkursowa, w której znalazł się mój wiersz, jest już dostępna w księgarni wysyłkowej. Mój egzemplarz autorski dotrze do mnie nie wcześniej niż za dwa tygodnie. Już się nie mogę doczekać...
http://www.mybook.pl/6/0/bid/287

Problem jest z tym spalonym domem przy mojej ulicy bo sąsiad go opuścił razem z psem ale koty zostawił. Co gorsze nikt nie wie ile ich jest ani czy nie ma wśród nich kotek w ciąży np.A strach pomyśleć co będzie jak zdziczeją i zaczną się mnożyć. Trzeba by te koty policzyć, zrobić im zdjęcia i najlepiej znaleźć gdzieś dla nich miejsce bo przecież bez dachu nad głową i głodne będą się męczyć. Najlepsze by dla nich były domy wychodzące, gdzieś na wsi w bezpiecznym miejscu bo tak do tej pory żyły. Kłopotu z jedzeniem nie powinno być bo  właściciel też pewnie ich luksusami nie karmił. Pewnie też nie leczył i nie odrobaczał więc na początek weterynarz by nie zaszkodził. Szkoda tych kotów zasługują na lepszy los. Zupełnie nie wiem jak się za to zabrać. Wydarzenie na facebooku wprawdzie mogę zrobić ale już z liczeniem i zdjęciami będzie problem bo koczują spory kawałek ode mnie i nie mogę ich zastać. Nie zastałam też do tej pory najbliższego sąsiada i nie miałam kogo o nie zapytać. A to już kilka dni od pożaru. Nawet nie wiadomo czy coś biedactwa jadły przez ten czas. No i nie wiem czy czasem sąsiad nie ma zamiaru po nie wrócić...kto wie...

Ciepło, coraz cieplej. Wczoraj rozpaliłam w piecu dopiero po 17 bo było ciepło a od dziś nie będę już podgrzewać sypialni grzejnikiem bo jest bez grzania 14 stopni a to dla mnie dość. Tak sobie myślę, że już węgla nie będę kupowała na ten sezon grzewczy bo i po co. Zostało jeszcze z 10 wiaderek co najmniej i nie wiem czy to wypalę. Fajnie bo przez całą zimę poszły tylko 3 tony...Cud jakiś bo zawsze spalałam 5...No ale zima była w tym roku wyjątkowo lekka i krótko paliłam w centalnym. Oby i następna taka była bo tęgich mrozów nie znoszę tak samo jak upałów...

Wreszcie doczekałam się dużej ilości warzyw i mogę znowu wrócić do swoich zwyczajów żywieniowych prawie wegetariańskich tz. dużo warzyw, czasem ryby i bardzooo rzadko troszkę chudego mięsa. Warzyw i jabłek nakupiłam  całą masę i już wczoraj miałam cały talerz sałatki tylko dla siebie. Co za rozkosz dla podniebienia. Nie to co starszawy,nigdy nie chrupiący, chleb z byle jaką kupioną w sklepie wędliną i do tego jeszcze drogą. Nie cierpię wędlin ze sklepu nawet tych ponoć najlepszych ani konserw mięsnych bo nie wiadomo co w nich jest  i prawie nigdy ich nie jem. Jeśli już mam zjeść coś mięsnego to tylko mięsa czy pasztety pieczone w domu, ewentulanie boczek, czy domowe wędliny robione z dobrego mięsa a nie z najgorszych odpadów, skór i licho jeszcze wie z czego. Czasem zjadam też świeżo zmielone mięso z szynki lub chudej łopatki. za nic nie dotknę mięsa mielonego z tacek bo to sam tłuszcz i resztki...
 Dziś na obiad była mizeria z koperkiem, który jeszcze nie ma tego zapachu co powinien mieć ale i tak mi smakuje a na kolacje będą kotleciki z warzyw czyli to co bardzo lubię. Oby tylko się na tej maszynce dobrze przypiekły bo nowej oczywiście nie miał kto kupić jeszcze...Krzysiek naturalnie psioczy, że robię z niego królika ale cholesterol ma  w normie. A więc reiki i dieta pomogły i obyło się bez leków...
No i psioczy dość często więc przestałam się przejmować. Ostatnio tematem nr 1 jest pracownia i moje malowanie. O pracownię się złości bo dodatkowy remont a przez to kłopot a malowanie to wg.niego dopust boży tak jak wszystkie moje pasje...

niedziela, 14 kwietnia 2013

Pracownia, pożar, antologia i obraz


Za miesiąc może dwa będę miała wreszcie pracownię, taką prawdziwą bo postanowiłam dołączyć do mojego mieszkania wolne pomieszczenie znajdujące się za ścianą. Wystarczy tylko wybić jedne drzwi a drugie zamurować i powstanie dodatkowy pokój tak bardzo mi teraz potrzebny. Kiedyś, gdy byłam dzieckiem była to kuchnia mojej cioci Ali, siostry babci, później bardzo przytulna i ciepła kuchenka mojej mamy a teraz jest to domowa graciarnia zimna, ponura i bez światła. Pomieszczenie jest niewielkie bo ma tylko około 8 metrów ale za to ze sporym oknem na zachód/bardzo dla mnie korzystny wg.feng shui kierunek/, ciche i na uboczu od strony podwórza. Wystarczy je tylko urządzić z głową a powstanie fajna, przytulna pracownia. Na razie będzie bez ogrzewania więc będę musiała kupić jakiś solidny grzejnik elektryczny a w największe mrozy ewentualanie malować w pokoju dziennym przy kominku tak jak teraz, choć to mordęga bo Krzysiek ciągle gada jak nakręcony i ogląda telewizję a koty biegają i wsadzają nosy a to do wody, a to do farb a to wyciągają pędzle. No ale lepsza taka mała  pracownia niż rzadna bo w tej chwili nie tylko malować nie mam gdzie ale i przechowywnie potrzebnych do tego celu rzeczy to istny koszmar. Farby leżą w reklamówce w szafce z butami w przedpokoju/tylko czasu trzeba aż je pies wypatrzy/ małe podobrazia są w szafie wśród płaszczy, a dużych nie kupiłam bo nie mam gdzie zabezpieczyć przed zwierzakami no a pędzle trzymam w szafce kuchennej razem z kaszą i makaronem. Okazuje się, że tak też można jak miejsca brak a wszędzie kręcą się wścibskie futra. Jak będzie pracownia to też trochę pieniędzy zaoszczędzę bo będę zakupy w sklepach dla plastyków robić hurtowo a nie po troszeczku  płacąc za każdym razem za kuriera. Pomysł jest bardzo dobry i został nawet zaakceptowany przez przodków bo dziś w nocy mi się śnili.   A to bardzo dobry znak...


Wczoraj straszne nieszczęście spotkało mojego prawie sąsiada, mieszkającego przy tej samej ulicy, spalił mu się dom i to cały prawie do fundamentów. Dom był bardzo stary i drewniany, palił się jak zapałka. Zostały tylko zgliszcza. Nikt podobno nie ucierpiał no i mam nadzieję, że zwierzęta czyli kilka kotów i pies też zdążyły uciec w porę. Sąsiad został bezdomnym pewnie przez własną nieuwagę bo pił i to dużo przez całe życie a ostatnio prawie codziennie. Szczęście w nieszczęściu, że jego 80 letni ojciec tego nie doczekał bo nie miałby gdzie się podziać a był schorowany, choć też rzadko trzeźwiał. Co teraz sąsiad zrobi i gdzie będzie mieszkać nie mam pojęcia no i co będzie ze zwierzętami. Wprawdzie jest murarzem i to dobrym i mogłby dom odbudować ale czy zechce  i za co skoro pracować mu się nigdy nie chciało i żył  z renty ojca. Chociaż tyle dobrego z tego będzie, o ile tak można powiedzieć, że sąsiedzi odpoczną od ciągłych awantur i pijackich burd bo w tym domu nigdy spokoju nie było a sąsiad był towarzyski i schodzili się do niego jemu podobni kumple...Nie wiem czemu ale mimo wszystko mi go żal i jego i  przede wszystkim zwierząt bo strata domu to olbrzymia tragedia i  wstrząs chyba dla każdego...


Kilka moich wierszy na portalu poetyckim zostało zakwalifikowanych do druku i ma się ukazać w antologii, której wydanie planowane jest na maj. Wiersze są o miłości. Bardzo się oczywiście cieszę ale mam kłopot z przesłaniem ich do wydawcy bo mają być koniecznie w programie Word doc. Nawet nie wiem o co chodzi bo Worda nie mam ani ja ani nikt z moich bliskich znajmych. Od wczoraj kombinuję i jak do tej pory nic nie zdziałałam a Worda nie mam zamiaru kupić bo do tej pory wszystkie wydawnictwa przyjmują  wszystko jak leci w PDF i mam nadzieję, że tak dalej będzie. Wymyśliłam sobie, że prześlę plik do kogoś zajmującego się  przepisywaniem tekstów i on coś zaradzi. Mam nadzieję, że szybko bo wydawca czeka...A swoją drogą ma ten wydawca wymagania nie ma co...


Ostatni obraz, prawie skończony, brakuje mu  tylko złoceń. Nosi tytuł - Wdzięk...i powstał wczoraj...