Codzienność

Codzienność
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zima. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zima. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 26 lutego 2018

Ikony i III miejsce w konkursie

Zima daje mi ostatni popalić. W pokoju gdzie siedzę mam 18 stopni, bo piec nie wydala.😞 Wczoraj dogrzewałam grzejnikiem. Koniecznie muszę ten pokój zmniejszyć o około 6 m 2. Będzie mniejsza powierzchnia do grzania to i cieplej będzie. Pokój jednak straci urok, bo teraz z wnęką wygląda ciekawiej. W nocy też marznę. Niby wieczorem jest w sypialni 15 stopni ale rano robi się 10, a ja nawet piżamy nie mam tylko śpię w podkoszulce. Mam dość tych mrozów choć się dopiero zaczęły. W dodatku martwię się  Krzyśka i zwierzęta bezdomne i psy przy budach. Oby do wiosny...😃

Praca nad moim ikonami powoli posuwa się do przodu. Ikona anioła, którą tworzę w domu będzie gotowa chyba szybciej niż ta warsztatowa. Maluję ją przecież prawie codziennie. Pracowicie i w skupieniu kładę warstwa po warstwie. Oglądam też masę ikon w internecie. Nie wszystkie ikony mi się podobają. Jakoś nie trafiają do mnie te jaskrawe, kontrastowe np. o żywo czerwonych ramach i jaskrawo zielonych szatach. Wydają mi się zbyt nowoczesne i nie sprzyjają wyciszeniu. Podobają mi się za to te z patyną, albo imitacją patyny. 
Poniżej kolejne etapy tworzenia mojej ikony domowej...





Nadal tez piszę wiersze i sprawia mi to olbrzymią frajdę. Ostatnio mój wiersz zajął III miejsce na warsztatach. Strasznie się cieszę, że się spodobał. Szczerze mówiąc na miejsce nie liczyłam, bo temat był popularny i dużo wierszy wpłynęło... No ale się udało...🌝




***
Gwiazdy odwróciły twarz
jesteś tuż obok i cię nie ma
nieobecny duchem cichy daleki
skradasz się jak kot
ciągle za plecami na granicy cienia
kąsasz
gdy próbuję wtargnąć
do twojego świata
przestałam się już skarżyć
samotność zabrała uczucia
i tylko czasem
myśli szukają drogi do przeszłości

niedziela, 18 lutego 2018

niedzielnie ale nie bezczynnie

Zima powoli odchodzi. Mam nadzieję, że ekstremalnych mrozów już nie będzie. Lekka była w tym roku u mnie.W centralnym do tej pory paliłam trzy razy i chyba z trzy razy włączyłam grzejnik w sypialni. To wystarczyło. Nie zmarzłam specjalnie w tym roku mimo diety wegetariańskiej i dobrze. Te kilka chłodnych nocy, które mają nadejść jakoś zniosę. 

ostatni bal

Krok za krokiem
leciutko na palcach
sunę miękko w korowodzie
dźwięki kokietują uszy
w twoich ramionach
rozbiegana nieuchwytna
stapiam się z rytmem ponad czasem
to frunę
to gnam na zatracenie
niespójne dłonie pieszczą powietrze
oddech tętni pasją i goni spojrzenie
myśli nie szukają sensu
i tylko mi żal
że to ostatni taniec

Wiersze piszę nadal. Ostatnio na konkursie w grupie na Facebooku mój wiersz zajął I miejsce. Strasznie się cieszę, bo konkurencja była duża i poziom wyskoki. Kilka dni temu zgłosiłam się do kolejnej antologii. Tym razem to wiersze o przyrodzie. Lubie takie pisać. W zasadzie to ja piszę tylko o miłości, przyrodzie, przemijaniu i erotyki. Chyba tez kiedyś wezmę udział w antologii z wierszami typu modlitwy z tym, ze ja chce napisać o aniołach.

Ogień i lód

 płonę spalam się 
nienasycona rozedrgana 
 tęsknota wibruje żarem 
pobudza wciąż i wciąż 
czekam na twoje dłonie ciało wargi 
to pokusa 
patrzysz na mnie 
skąd ten chłód 
skąd zimny błysk 
przekleństwo milczenia 
nie tak miało być 
i tylko naszych nocy mi żal 
i spełnienia wrzącego od uczuć 





Jutro warsztaty ikony. Dziś mam przygotować deskę. Mam ją przeszlifować papierem ściernym. Trochę mi z tym zejdzie, bo deska spora. Później może namaluje kolejną akwarelę. Może kwiaty.

poniedziałek, 29 stycznia 2018

zima i ogrzewanie itd

Zima na razie mi odpowiada, bo mrozów dużych nie ma i na razie  chyba nie będzie. Jest na tyle ciepło, że nawet w sypialni grzejnika nie włączam, bo jest 14 stopni. To dużo jak na mnie. Dla większego komfortu na nogach oprócz kołdry leży pierzyna po babci. Według tego co czytałam w internecie luty ma być ciepły. Oby. Więcej zwierząt bezpańskich i ptaków przetrwa.

No i wygląda na to, że wprowadzenie ustawy przeciwsmogowej nie sprawi, że umrę z zimna. Znalazłam już piec do centralnego ogrzewania za 3500 i wkład do kominka za 1700 zł. Na to mnie stać. Nie wiem tylko czy jest sens montowania kotła  CO w kuchni. To mi nie pasuje, a innego pomieszczenia na kocioł nie mam. Piec jest tani, bo bez udziwnień czyli podajnika i elektroniki. Taki by mi pasował, bo im prostszy tym lepszy. Wkład do kominka też prosty. Nie jest to wprawdzie piecokuchnia ani piec kaflowy ale dobre i to. Jeśli w ciągu dwóch lat nie wymyślą filtrów eco do pieców kaflowych to chyba kominek zamontuję. Ciepła do sypialni z niego rozprowadzać nie będę ale zrobię otwory w ścianie miedzy pokojem dziennym a sypialnią. To trochę sypialnie ogrzeje. Dogrzewać ją będę grzejnikiem elektrycznym tak jak teraz. Muszę też jeszcze jedną ścianę ocieplić. Co z kuchnią nie wiem. Jedyne co będę musiała zrobić to rozłożyć na strychu watę szklaną no i ścianę ocieplić.
Muszę też pomyśleć co z gotowaniem. Teraz gotuję na kuchence 2 płytkowej, a czasem na piecokuchni. Gdy piecokuchni nie będzie zostanie kuchenka. Będzie problem z przygotowaniem Wigilii np. Inne maszynki problemu nie rozwiążą, bo słaba instalacja jest, a na gaz się nie zgadzam. Mogę ostatecznie drugą maszynkę włączyć w mieszkaniu u babci i biegać:) to prostsze rozwiązanie niż kupno kuchni 4 płytkowej i ciągnięcie linii do niej z sieni od licznika.

Kupiłam kotom nowa zabawkę. Wybrałam coś do gonienia. Może Majka przestanie mi wynosić do zabawy wyschnięte znaleziska z kuwet. Do tej pory tylko tym się bawiła.:( Jest tak na to napalona, ze jak jej się zabierze to miauczy. Dobrze, że mi choć tego na fotele nie wnosi jak wnosił Pikuś gdy był młody. Na Pikusia zadziałało wyzywanie od świntucha. Na Majkę nic nie działa...


niedziela, 31 stycznia 2016

Garść nowin i domowy majonez...

Ostatnie dni były spokojne. Nic się w zasadzie nie wydarzyło. Dietkuję, czytam, piszę teksty, wróżę i śpię popołudniami. Dodatkowo tylko oglądałam mistrzostwa w jeździe figurowej na lodzie. Zawsze oglądam gdy mam okazję. Pracę tą dobrze płatną udało mi się złapać. Niestety to będzie tylko kilka tekstów miesięcznie. Kokosów więc nie zarobię, ale dobre i to. Zwłaszcza, że Krzysiek będzie miał w pracy cały luty wolny. Oby go tylko od marca przyjęli z powrotem. Martwię się.
Wczoraj po raz pierwszy robiłam domowy majonez w rozdrabniaczu do warzyw. To był eksperyment, bo można robić ale blenderem. Eksperyment się udał i majonez wyszedł pyszny choć trochę zbyt rzadki, bo niepotrzebnie dolałam wody. Robi się szybko i bez problemu. Majonezu już kupować nie będę, bo domowy jest zdrowszy i chyba mniej kaloryczny, bo nie dodaje cukru. Majonez u mnie schodzi na bieżąco. Jemy sporo sałatek i surówek, a bez majonezu warzywa dla mnie nie mają smaku. Innych sosów do sałatek nie używam.

Majonez

szklanka oleju
łyżka musztardy
2 małe jajka
sól
pieprz
papryka
łyżka soku z cytryny

Wszystko włożyć do rozdrabniacza. Na początku włączyć z przerwami. Później ciągle.

Ostatnio zauważyłam, że rzadko wyjeżdżam z domu. Większość spraw załatwia za mnie Krzysiek. Jutro np. jedzie do lekarza i do apteki. Może też kupi coś warzyw. Po jutrze już będę musiała jechać, bo trzeba być z Filusiem u weterynarza. Krzysiek sam tego nie załatwi. Ciekawe kiedy następny zabieg.
Pogoda u mnie zupełnie nie zimowa. Śniegu brak i mrozów na szczęście też nie ma. Oby nie wróciły. Znowu widziałam kosy. Czyżby to koniec zimy?










czwartek, 21 stycznia 2016

O krok od nieszczęścia i przyjemne chwile...

Wstałam dziś po 10. W domu zimno, albo tylko mnie się tak wydaje, bo zawsze w trakcie diety marznę. Nie lubię odchudzać się zimą. Odchudzanie coś opornie idzie, bo już 4 dzień diety, a spadło ledwie 70 dkg. Co to jest. Mało tym bardziej, że odchudzam się solidnie bez grzeszków. Ponoć otyli szybciej chudną. Ja tego nie zauważyłam. Jak tak dalej pójdzie trzeba będzie chyba odrzucić węglowodany. To będzie dla mnie ciężkie, bo lubię. Może te koktajle Herbalife coś pomogą. Jeszcze jednak nie przyszły. Idą już tydzień.
Dziś o mało co a doszło by do nieszczęścia. Wstałam i jeszcze zaspana chciałam wziąć leki. Złapałam przez pomyłkę 2 tabletki na ciśnienie zamiast cerutinu. Normalnie biorę pół. Gdy już miałam w ustach usłyszałam alarm w głowie i zorientowałam się, że to pomyłka. Nie wiele brakowało. Ktoś nade mną czuwa jak nic. Wystraszyłam się solidnie i natychmiast cerutin przełożyłam w inne miejsce. Mam nauczkę. Swoja drogą ciekawe co by było jak bym połknęła? Aż myśleć nie chcę...
Wczoraj spędziłam przyjemny dzień w domu. Czytałam, robiłam kartki tym razem kocie i trochę spałam. Była też dłuższa medytacja z kamieniami. Kusiło mnie wyjść na dwór i zrobić trochę zdjęć zimy, która posypała śniegiem, ale jest łaskawa, bo mało mrozi. Mam nadzieję, że solidnych mrozów już nie będzie. Niedługo luty. Słońce będzie już wyżej i można zacząć wyglądać przedwiośnia. Lubię ten czas.
Dzisiejszy dzień też spędzam w domu. Krzysiek ma urlop i pojechał na zakupy, a ja siedzę i buszuje po blogach. Po południu może zrobię dwie ostatnie kartki. Trzeba by pomyśleć o nowym zamówieniu materiałów do decu i wyrobu kartek. Nic na Wielkanoc nie mam, a wypadałoby już się za pracę zabrać.


 

wtorek, 19 stycznia 2016

Zabieg, laptopy, książki i kosy...

Dziś Filuś miał zabieg usuwania krwiaka małżowiny usznej. Ma kilka szwów. Niestety uszko było zakażone i będzie już zniekształcone. Będzie też musiał brać antybiotyki przez 6 dni. Będzie pewnie drapał i gryzł, bo reaguje histerycznie. Szwy są nierozpuszczalne i trzeba będzie jechać je zdjąć 1 lutego. Znowu będzie cyrk z dojazdem. W tamta stronę pewnie pojedziemy autobusem, a z powrotem może wrócimy taksówką. Muszę też kupić Advocate, bo znowu 7 kotów ma świerzbowca usznego. Niewiele, ale jednak.
Wczoraj odebrałam laptop. Okazało się, że był dobry, a zepsuty był zasilacz. Chcę teraz kupić oryginalny, bo jest sprawny dłużej. Za to nawalił nowszy laptop. Zepsuł się port czy jak się to nazywa do włączania myszy. Działa jeden i nie wszystko można zrobić. Zdjęcia zgrywam okrężną drogą za pomocą myszy wbudowanej. Muszę to naprawić, bo nie lubię używać tej myszy.
Czytnik mnie bardzo cieszy. Co prawda co książka papierowa to papierowa, ale ja już książek kupować nie mogę, gdyż nie mam ich gdzie trzymać. W tej chwili kupuje tylko Krzysiek, bo jego czytnik nie interesuje. Sama nie wiem gdzie te swoje książki będzie chował. Kupuje dwie serie. Bitwy Polaków i II wojna światowa. Łącznie 4 tomy miesięcznie.
Kupiłam wreszcie ten rozdrabniacz do warzyw. Świetna sprawa. Surówka gotowa w 5 minut i ławo się urządzenie myje. Teraz się dziwię jak mogłam tak długo wytrzymać z tarką. Surówki jem codziennie. Mam nadzieję schudnąć.
Przyleciały kosy. Kilka dni temu widziałam jednego. Mam nadzieję, ze przetrwają, bo to bardzo wcześnie w tym roku. Mama je dokarmia, ale czy to wystarczy? Zima mnie coś nie cieszy w tym roku i wyglądam wiosny...
 

sobota, 16 stycznia 2016

Trochę złego i dobrego...

Zima trwa. Nawet wczoraj trochę śniegu spadło. W tym roku mnie to nie cieszy. Wyglądam wiosny i drżę, żeby mrozów nie było dużych. Zimna mam dość. Na dwór wychodzę mało i unikam wyjazdów. Czasem nawet na pocztę jeździ za mnie Krzysiek. Gdy już muszę jechać to załatwiam wszystko szybko i często, żeby nie stać na przystankach wracam taksówką.
Nadal jeszcze czasem kaszlę. Już ponad dwa tygodnie. Łykam cerutin i ładnie mi się ten kaszel odrywa. Kupiłam bańki na Allegro, ale zadowolona nie jestem. Nie zawsze się przyczepiają. Gdy się wyciąga powietrze pompką jest wszystko w porządku. Gdy się chce odczepić pompkę powietrze ucieka. Bańki są plastikowe i w kilku rozmiarach. Były tanie. Cóż z tego skoro Krzysiek sobie z nimi nie poradzi. Za nic. Chyba będę musiała kupić drugie w aptece i wypróbować na miejscu. Muszą być łatwe w obsłudze, żeby Krzysiek dał radę. Ja jak trzeba stawiam tradycyjne na denaturat.
Krzysiek ma znowu urlop. Musi wykorzystać wszystko, bo prawdopodobnie przez luty będzie siedział w domu, a od marca znowu przyjmie się do pracy. Coś mówił na ten temat, ale pewny nie jest. Brygadzista też nic jeszcze nie wie. Pozmniejszali ludziom etaty do połowy. Kupili jakąś maszynę, ale ona się nie bardzo sprawdza i nie w każdej sytuacji. Oby tylko Krzyśka przyjęli z powrotem, bo gdzie on pracę znajdzie. Sporo stresu mnie czeka teraz z tego powodu.
Chyba powoli dojrzałam do diety. Interesuje mnie Dukan albo ketogeniczna. Obie są skuteczne z tym, że teraz gdy Krzysiek nie będzie pracował nie bardzo będzie mnie na nie stać. Ketogeniczna tez jest nisko węglowodanowa, ale je się tłuszcz co w dukanie jest zabronione. Nie wiem na co się zdecyduję w końcu. Na Dukanie byłam i łatwo schudłam 10 kg. Może więc Dukan. Teraz od poniedziałku mam zamiar być na 1000 kaloriach. Kupiłam rozdrabniacz do warzyw to surówkami podgonię. Później gdy przestanie działać, co się stanie prędko jak sądzę, wykończę zapasy Allevo, Herbalive i Prolavii. Powinnam na tym 1 kg tygodniowo zrzucać.
Wreszcie kupiłam czytnik. Jestem bardzo zadowolona i czytam jak szalona w tej chwili Robina Cooka. Jeszcze mi kilkanaście pozycji zostało. Zgrałam też z Chomika e-booki Viktorii Holt i Tess Gerritsen. Będę miała co robić.

 

sobota, 2 stycznia 2016

Mrozy, katar i plany artystyczne...

Wstałam dzisiaj, a w sypialni 12 stopni. To przez mrozy, a ja jeszcze w centralnym nie palę, bo nie ma kto ruszt przełożyć w piecokuchni. Najbardziej się martwię o kwiatki. W sypialni jest szeflera, monstera i hoja. Są też kaktusy, ale one odporne. W kuchni martwię się o monsterę o plamiastych liściach. Nie wiem też jak chłód wytrzymuje reo, bo mam młodą tegoroczna roślinę. Kupiłam w lecie.
Mrozy sprawiły, ze Krzysiek złapał katar i sprzedał mnie. Teraz ja mam, a oprócz tego trochę kaszlę co jakiś czas. Łykam polopirynę, syrop z cebuli i robię sobie Reiki. Myślę, że mi przejdzie, ale i tak jestem wściekła na Krzyśka, że mnie zaraził. Prosiłam go, żeby spał w pokoju dziennym, ale nie. On musi w sypialni, ze mną. Bardzo łatwo łapię katar. Wystarczy, że ktoś kichnie w autobusie, a ja już mam. Krzyśkowi katar przechodzi i dobrze, bo dziś poszedł do pracy, a pracuje przecież na dworze. Mam tylko nadzieję, że dziś pracy nie będzie miał dużo i wróci wcześniej.
Ostatnio miałam sporo wróżenia i kilka horoskopów. Przełom roku sprawia, że ludzie ciekawi są przyszłości. Zwłaszcza popularne są teraz układy kart na 12 miesięcy i horoskopy prognostyczne. Dziś też wróżyłam z Allegro. Miała być wróżba plus astrologia. Układ skrócony za 15 zł. Wiele z tego się nie da wyczytać, ale problem jest w stanie zanalizować dość dobrze. W tym przypadku chodziło o miłość. Młodzi byli ze sobą już długo i nawet zaręczyn nie było. Dziewczyna była zniecierpliwiona i szukała rady. Karty wyszły pozytywne. Lubię przekazywać dobre wieści...
Dziś po południu może zrobię jakieś kartki albo coś namaluję. Trzeba by namalować jakieś koty np. Kusi mnie też seria kartek z kotami. Były by na bazarki dla kociarzy. Musiałabym jakieś zdjęcia kotów wydrukować. Pomyślę, bo niedługo mam wyjazd na pocztę to bym wydrukowała...  

środa, 25 listopada 2015

Dieta dr Pape, zima, piżamy, marznące zwierzęta i kotleciki z płatków owsianych...

Od kilku dni jestem na diecie dr Pape. Jem około 1300 kalorii. Dieta jest popularna w Niemczech. Nie chudnie się na niej szybko, ale za to można jeść moje ukochane węglowodany i to do syta. Dieta przeznaczona jest dla osób z insunolinoopornością. Je się trzy posiłki co 5 godzin. Nie powinno się podjadać. Śniadanie powinno być węglowodanowe, obiad mieszany, a kolacja koniecznie białkowa. Jeśli nie ma spadku wagi to można dietę zmodyfikować i wprowadzić obiady białkowe oraz dni białkowe. Ogranicza się tłuszcze. Ważne jest też by dużo spać. Co najmniej 7 godzin w nocy. Dieta mi odpowiada, bo raz, że nie muszę jeść 5 razy, a dwa, że mogę zjeść sporo ziemniaków czy klusek. Wczoraj zjadłam frytki z 3 ziemniaków i zalewajkę z boczkiem na obiad. Nie przytyłam. To już dużo. Białkowa kolacja fajnie zrzuca wodę. Pierścionki zrobiły się luźne. Nie mam też zaparć. Zobaczymy co dalej. Książka o tej diecie wydana była w Polsce kilka lat temu i teraz kosztuje sporo, bo nawet 150 zł na Allegro. Mnie się udało kupić za 77 zł i już do mnie idzie. Ciekawe czemu taka jest droga. Kiedyś gdy była dostępna w księgarniach kosztowała około 30 zł.


Od kilku dni czuć zimę. Wczoraj prószył śnieg, a powietrze jest lodowate. Noce są już mroźne. Ja, że śpię w nieogrzewanej na razie sypialni założyłam już do spania podkoszulkę i za gorąco mi nie było. Jeszcze trochę, a wyciągnę z szafy moje cieplutkie piżamy. Mam takie męskie z trykotu. Są obszerne i wygodne. No i ciepłe. Koszul nie lubię, bo mi się podwijają jak się rzucam w nocy i później mi w nogi zimno. Koty też przygotowują się do zimy. Mają już grubszą i bardziej gęstą sierść. Tylko Pikuś biedny jest z tą króciutka sierścią i gołym brzuszkiem. Jeszcze trochę i zacznie się pchać pod kołdrę. Czasem w zasadzie już to robi gdy rano w piecu nie rozpalę. Mruczek z Morusem też chętniej leżą pod kołdrą niż na niej. Piecuchy jedne kochane...

A na koniec kotleciki z płatków owsianych. Są smaczne i szybkie w przygotowaniu.

5 łyżek płatków owsianych
łyżka tartej marchwi
łyżka tartego sera  żółtego
jajko
bułka tarta
sól
pieprz
olej
zioła
kiełbasa, boczek, pieczarki/niekoniecznie/ 

Płatki zagotować i odcedzić, dodać jajko, ser, marchew, przyprawy, trochę tartej bułki lub otrąb i pozostałe składniki/pieczarki podsmażone/ i wymieszać. Formować kotleciki i smażyć na rumiano na rozgrzanym oleju. Podawać z sosem lub majonezem, chutney czy ketchupem.

niedziela, 25 stycznia 2015

Śnieg, wspomnienia, archanioł Rafał, nowa dieta i kotlety z fasoli...


Wczoraj spadł śnieg i zrobiło się biało. Przystroił uroczo krzewy i drzewa w ogrodzie. Przykrył szarość, która mnie przygnębiała. Swoją drogą coś te zimy ostanio są mało śnieżne. Szkoda. Pamiętam zimy w Kamesznicy przed 30 laty. Śniegu było tyle, że okna do połowy były zasute. Na podwódku śnieg leżał wysoki na 1,5 metra. Tata kopał tunele, by dostać się do furtki i do garażu. Bywało i tak, że wieś przez kilka dni była odcięta od świata i żywność była zrzucana z helikoptera. Mama piekła chleb w domu i gotowała to co było zgromadzone w spiżarni. Jak było wtedy pięknie.
Dziś czeka mnie normalna niedziela. Nic nowego, nie powinno wyskoczyć. Będzie msza w telewizji. Będę wróżyć, uczyć się i pewnie malować. Krzysiek jest w domu to pewnie z dłuższej medytacji nic nie wyjdzie, bo on cicho nie potrafi być. Mam jednak zamiar spróbować pomedytować choć trochę z archaniołem Rafaelem. Archanioł ten odpowiada między innymi za zdrowie i warto, go przywoływać, gdy coś dolega. Mnie np. ostatnio jakby mocniej boli kręgosłup. Jego pomoc się więc jak najbardziej przyda. Gdy się pojawia często się widzi szmaragdową zieleń, bo to jego barwa.

Od dzisiaj jestem na diecie rozpisanej przez dietetyka. Dieta jest na 1200 kalorii. Rozpisana została oczywiście na podstawie ankiety, którą musiałam wypełnić. W ankiecie są pytania odnośnie schorzeń, trybu życia, ruchliwości. Dieta wygląda bardzo dobrze. Wydaje mi się, że jeśli nawet nie schudnę to przynajmniej nie przytyję czego najbardziej się bałam. Jeśli nie będę chudła to będę ją stosowała podczas stabilizowania wagi. Jeść można mięso, ryby, twaróg, płatki owsiane, warzywa i owoce, jajka, kefir, a nawet 1 ziemniak dziennie. Jeśli chodzi o warzywa to lepiej jest unikać kapusty świeżej, papryki i fasoli. Wykluczone jest pieczywo i kluski. No i oczywiście słodycze. Zobaczymy...
Dziś dla Krzyśka będą kotlety z fasoli. Ja spróbuję odrobinkę.

szklanka fasoli
4 ziemniaki
cebula
pieprz
sól
zioła do potraw z fasoli
bułka tarta
jajko
olej

Fasolę namoczyć i ugotować, ziemniaki ugotować, cebulę poddusić na oleju. wszystko zmielić, dodać przyprawy i wymieszać. Dodać jajko. Formować kotlety, obtaczać w bułce i smażyć na rozgrzanym tłuszczu.

niedziela, 11 stycznia 2015

To i owo o ogrodzie, głodne ptaki, sos z dyni, praca i obrazki...


Prawie połowa stycznia, a śniegu ani widu. Jest stosunkowo ciepło. Powinnam więc zrobić to i owo w ogrodzie w tym między innymi pobielić drzewa. Muszę też przyciąć agrest i winorośl. Winorośl chcę przyciąć solidnie tak, że zostawię tylko dwa pędy. Porządne cięcie jest konieczne, bo krzew jest stary i wyrośnięty. Kiepsko ostatnio owocował. Rośliny odpoczywają, a ja powoli planuję rozmieszczenie warzyw i nasadzenia w sadzie. Jeszcze trochę i trzeba będzie sprawdzić nasiona, a i nowe pojawią sie w sklepach.
Nadal karmimy ptaki. Wiem, że zdania na ten temat są podzielone, ale my karmimy. Nie mogę patrzeć na zgłodniałe ptaki siedzące na podwórku i czekające na zmiłowanie. Karmnika nie mamy i ziarno wysypujemy bezpośrednio na ziemię. Jeśli jest śnieg to się po prostu odśnieża. Ptaki wiedzą o stołówce i regularnie przylatują olbrzymimi stadami. Nieraz jest po 20 wróbelków na raz. Zastanawiam się czy nie zrobić karmnika np. takiego.




https://www.youtube.com/watch?v=F2X_795yyA4

Ostatnio miałam mniej pracy typu pisania. Od kilku dni znowu się czaję na zlecenia z tym, że tym razem próbuję zdobyć te lepiej płatne. O takie niestety łatwo nie jest. Ostatnio było jedno szczególnie dla mnie interesujące czyli pisanie tekstów o ogrodnictwie. Było ponad 25 osób chętnych. Czy mi się uda? Zobaczymy. Chyba będę musiała jednak zapisać się szybko na kurs webwritingu. Może wtedy będzie łatwiej. Pieniędzy mi sporo potrzeba, bo chcę kupić sobie dietę, ale na razie sza...

Dziś na obiad miałam sos z dyni i pieczarek. Bardzo go lubię. Zjadłam z ziemniakami.

kawałek dyni
cebula
kilka pieczarek
olej
pieprz
sól
tymianek
łyżka mąki
śmietana

Dynię, piczarki i cebulę rozdrobnić i poddusić na oleju, zalać wodą, dodać przyprawy i ugotować. Zaprawić mąką i śmietaną.

Ostatnio sporo działam na niwie artystycznej. Powstaje obrazek za obrazkiem. Robię pewnie błędy i niektóre nawet widzę, a niektóre pewnie nie. Będę je robić nadal jeśli ktoś mi ich nie wskaże. Chyba zdecyduję się oprócz kursu na kilka prywatnych lekcji. Znalazłam osoby udzielające korepetycji z malarstwa i pewnie się zdecyduję. Tylko zarobić na to muszę...Jakiś czas temu wysłałam obraz na wystawę malarstwa amatorów. Wystawa trwa i bardzo sie cieszę, że mój obraz sie na niej znalazł. Szkoda, że nie mogłam na niej być, bo bym zobaczyła jak malują inni...



wtorek, 23 grudnia 2014

Zwyczaje wigilijne, symbolika potraw, zapiekanka z brukselki i parę przysłów...


Jutro Wigilia. U mnie będzie późno, ale za to będzie przygotowywana na kuchni węglowej. Potrawy wyjdą wyborne, a i ja będę miała frajdę gotując. Potraw mam przygotować w zasadzie 7/gotowanych/, ale na stół położę też dodatki w postaci owoców, śledzi, ciast i orzechów. Uzbiera się 12 i będzie problem ze spróbowaniem wszystkiego. Mają być potrawy tradycyjne, gotowane u mnie w domu od pokoleń czyli od czasów, gdy gospodarowała moja prababcia. Upłynęło już ponad 100 lat od czasów gdy wyszła za mąż i została panią domu... I tak będzie zupa grzybowa z łazankami, kapusta z grzybami i z śmietaną/gotowana na rzadko/, kapusta duszona/gęsta/, grzyby w śmietanie, pierogi ze słodkiej kapusty i grzybów, ryby smażone i kompot z suszonych śliwek. Do tego będzie sernik, makowiec, pierniczki, koreczki śledziowe, jabłka, gruszki i pomarańcze. Mam też orzechy włoskie i laskowe. Może zrobię kutię, bo Krzysiek ma ochotę jak zwykle na wszysko co słodkie. Niestety ryby będą morskie, choć powinnien być karp. Nie pozwolę jednak na morderstwo w domu, a filetów nie mogłam nigdzie kupić. Szkoda...
Potrawy podawane na wieczerzę mają swoją symbolikę. I tak tradycyjnie:
ryba to zmartwychwstanie, płodność i obfiość oraz siła, zdrowie i dostatek
mak - płodność i urodzaj
pszenica - bogactwo i pieniądze
orzechy - pieniądze, płodność, pojednanie, intelekt, sprawiedliwość
śliwki - odpędzają złe moce i zapewniają długowieczność
jabłka - miłość, odkupienie, zdrowie, pokój
gruszki - długie życie i szczęście
Warto też dodać przyniesionego w tym dniu jałowca do domu, bo odpędza złe moce i złodziei.
Z Wigilią wiąże się wiele zwyczajów. U mnie w domu np. w ten dzień dzieci muszą być grzeczne, bo jeśli oberwią to będą obrywać cały rok. W tym dniu trzeba po kolacji pójść z opłakiem do zwierząt, a przy stole pozostawia się oczywiście pusty talerz dla niespodziewanego gościa. Jest też przynoszone sianko lub słoma do domu. Po kolacji warto okadzić dom i pozostawić trochę jedzenia dla dusz odwiedzających miejsce w którym kiedyś żyły. Gdy byłam dzieckiem wierzyłam, że o północy zwierzęta mówią ludzkim głosem. Gdy byłam panną zamiatałam w Wigilię podłogę i wynosiłam śmieci na dwór nasłuchując z której strony zaszczeka pies. Z tej strony miał nadejść mój mąż. Z Wigilią związane jest tez przepowiadanie pogody i przysłowia.

Adam i Ewa pokazują jaki styczeń i luty po nich następują
Gdy w Wigilie pogodnie będzie tak cztery tygodnie
Gdy w dzień Adama i Ewy pięknie mróz prędko pęknie
Jak w Wilię z dachu ciecze jeszcze sie zima przewlecze
Gdy choinka tanie w wodzie jajko toczy się po lodzie
Jeśli dzień w Wigilie pogodny roczek będzie urodny.

Dziś mam trochę luzu. Będę czytać i rysować. Z obowiązków mam tylko wytrzeć kurze, upiec boczek i przygotować obiad. Będzie zapiekanka. Tym razem dość wykwintna jak dla mnie wersja zapiekanki z brukselką. Nie robię jej zbyt często, bo składa się z wielu składników i nie zawsze wszystkie na raz mam je w domu.

6 sporych ziemniaków
cebula, 25 dkg brukselki
marchew
kilka pieczarek
10 dkg boczku lub kiełbasy
2 jajka na twardo
sół
pieprz
ser żóły
tymianek

Ziemniaki, brukselkę i marchew ugotować i rozdrobnić, pieczarki i cebulę poddusić, jajka ugotować. W naczyniu układać warstwami, każdą przyprawiając. Na koniec posypać starym serem. Zapiekać około 40 minu w temperaturze 200 stopni.

W Wigilię u mnie będzie post cały dzień. No prawie, bo na obiad zjem ziemniaki pieczone z masłem i może kawałek śledzia. Tak było u mnie w domu zawsze i tak będzie w tym roku. 








sobota, 13 grudnia 2014

Św. Łucji, coś na ząb, buda dla Pikusia, rysunki i szczypta magii...

Święta Łucja dnia przyrzuca

Kiedy na świętą Łucję mróz, to smaruj wóz

Święta Łucja głosi, jaką pogodę styczeń przynosi.

Dziś świętej Łucji. Dawniej tego dnia wróżono o plonach i pogodzie na przyszły rok. Wróżby polegały na tym, że obserwowano jaka będzie pogoda przez 12 dni, od św. Łucji do Wigilii i takie właśnie miały być miesiące następnego roku. Inna wróżba polegała na tym, że pogodę przewidywano sypiąc sól do 12 miseczek, które przypisywano do kolejnych miesięcy roku. Wilgotna sól w danych miseczkach oznaczała deszcze w danym miesiącu. U mnie dziś ciepło i przelotny deszcz, taki też powinien być styczeń. Zobaczymy czy się w tym roku sprawdzi.
Księżyc chudnie, zmierza w odwiecznym rytmie do nowiu. Dziś mam zamiar zrobić sobie rytuał oczyszczania mieszkania, bo Krzyśka nie ma w domu i piekłem mnie nie będzie straszył. Tym razem będzie o rytuał polegający na rozsypaniu soli po wszystkich kątach mieszkania, okadzeniu ich bylicą i przejściu po mieszkaniu z poświęconą świecą. Wyjdę też na dwór i we wszystkich rogach działki zakopię sól i bylicę. Rytuał jest bardzo skuteczny, wierzę w jego moc i wykonuję go regularnie. Mieszkanie oczyszczać warto co miesiąc, a nawet częściej w przypadku stresów czy konflików. Nieraz wystarczy jedna awantura i aura w mieszkaniu staje się aż ciężka. Po oczyszczeniu czuć jak ciężar znika i powietrze staje sie czystsze, inne.

Dziś na obiad mam zupę warzywną z dodakiem kukurydzy. Zupa jest smaczna i sycąca.

5 ziemniaków
cebula
marchew
czosnek
kawałek korzenia pietruszki
kawałek selera
3 kostku rosołku warzywnego
mąka
pieprz
tymianek
5 łyżek kukurydzy konserwowej
śmietana

Ziemniaki pokroić, dodać czosnek, starte na tarce warzywa, przyprawy i gotować z rosołkiem. Na koniec dodać kukurydzę i śmietanę, zabielić mąką. Można gotować z kiełbasą lub z boczkiem. Można dodać zacierek lub makaronu.

A na koniec problem z budą i Pikusiem. Sprawa ma się tak, że Pikuś śpi w ganku, nie zawsze ogrzewanym. Psina jest coraz starsza, ma króciutką sierść i prawie łysy brzuszek. Do domu go wziąć nie mogę na noc, bo lubi znaczyć meble i to by z pewnością robił w nocy, gdybym go nie pilnowała. Pomyślałam o tym, żeby mu kupić budę. I u jest problem, bo pożyczyłam budkę od koleżanki, żeby sprawdzić i on za skarby świata w niej spać nie chce. Nawet wejść nie wchodzi. Boi się. Gdy go Krzysiek próbuje zachęcić to się ze strachu moczy. Buda była nieużywana więc to nie problem obcego zapachu. Do naszej budy, kociej również wejść nie chce. No i nie wiem co zrobić. W styczniu czy w lutym mogą być tęgie mrozy i ogrzewanie ganku może nie wystarczyć. Pewnie będzie się trząsł rano z zimna...

Ostanie ptaszki tym razem węglem.Wolę sangwinę jednak...











niedziela, 7 grudnia 2014

Śnieg, saga o rozlewisku, potrawy z selera, wiersz i świąteczne ozdoby.


Grudzień już w pełni, a śniegu jak nie było tak nie ma. Nadal jest szaro i ponuro. Trochę ta pogoda mnie przygnębia. Czekam na śnieg. Podobno dzisiaj ma padać. Bardzo lubię śnieg i bajkowy nastrój, gdy pada. Delikatne gwiazdki  wirujące w powietrzu i biały puch pod stopami. Piękne są drzewa pod śniegiem i szadź. Dawniej te zimy bardziej śnieżne były niż obecnie. Kocham święta pod śniegiem. Marzę o wyprawie na Pasterkę saniami. Szkoda, że to nierealne, ale może jednak kiedyś.
Po południu będę czytać Piękno i Pasje oraz drugi tom sagi Kalicińskiej o rozlewisku. Zachwycił mnie i zaczarował pierwszy tom. Te klimaty wiejskie - skromne, przytulne wnętrza, sielskość, przyroda i domowe jedzenie. Te zapachy, barwy, smaki i nastrój. Chyba kupię całą sagę w wersji papierowej. Kusi mnie też Siedlisko i Zima na siedlisku. Może będą podobne w klimacie. 
Piękno i Pasje też są ciekawe.  Fajne są w tym numerze między innymi przepisy. Wyjątkowo mi przypasowały potrawy z selera czyli zupa, zapiekanka, twarożek i sałatka. Są proste w wykonaniu i bardzo smaczne. Trochę je zmodyfikowałam i uprościłam.

Zupa z selera i jabłek

1 seler
1 jabłko
4 ziemniaki
bulion warzywny
śnietana
mąka
pieprz
tymianek
ząbek czosnku

Serer zetrzeć na tarce, dodać rozdrobnione jabłko i ziemniaki, przyprawy. Zalać bulionem i gotować. Na koniec zaprawić Mąką i śmietaną.

Zapiekanka z selera i ziemniaków

seler
6 ziemniaków
ząbek czosnku
śmietana
sól 
pieprz
ser do posypania
margaryna i bułka do formy

Ziemniaki pokroić w plastry, ser zetrzeć na tarce. Układać warstwami ziemniaki i seler. Posypywać przyprawami. Na wierzchu rozłożyć rozdrobniony czosnek, wylać śmietanę i posypać serem. Piec około 50 minut w 180 stopniach.

Sałatka

seler
2 jabłka
sól
pieprz
majonez
orzechy włoskie
cukier

Ser zetrzeć na tarce, dodać przyprawy, orzechy i rozdrobnione jabłko. Dodać majonez.

Twarożek

100 dkg twarożku
kawałek startego selera
orzechy włoskie
trochę szczypiorku lub piórek cebuli
sól 
pieprz
sok z cytryny
odrobina śmieany lub jogurtu

Wszystkie składniki dokładnie wymieszać. Można zjeść z domowym chlebem.

Wieczorem może zrobię ozdoby na święta. Będzie to stroik z gałązek i szyszek oraz gwiazdki z kartonu i nowe łańcuchy z bibuły i papieru kolorowego.

A na koniec ostatni wiersz...

Dzisiaj inaczej


Opuszkiem maluję
powieki
ujmuję w dłonie
niespokojne włosy
delikatnie
zakreślam zarys ciała

jak to jest
że dzisiaj oddech
pachnie inaczej
wargi nie
smakują tak samo


czemu nie porafisz
ukoić już smutku
a ramiona wolisz mieć puste

czy jeszcze kiedyś
pochwycisz w objęcia
moje spojrzenie





sobota, 25 stycznia 2014

Zimno, muzyka, Reiki i dusza...

Zimno. Okropnie zimno. Rano mam w sypialni 10 stopni, a w pokoju dziennym około 15. Nie mogę nagrzać domu, choć palę w obu piecach i to solidnie. Wczoraj w nocy zmarzłam, bo spałam bez piżamy i pod samą kołdrą. Dzisiejsza noc pod kołdrą i pierzyną już była lepsza. Marznę ja, marzną koty i marznie Pikuś. Krzyśkowi oczywiście ciepło i narzeka, że za dużo węgla spalam. Ja przesiaduję całe przedpołudnia zawinięta w kołdrę w pokoju dziennym pod piecem. Koty leżą pod piecem albo na kaloryferach, a pies ze mną pod kołdrą. Dopiero po południu robi się cieplej. Wtedy też dopiero zabieram się za pracę. Obiady gotuję na 18, a o sprzątaniu zapomniałam. O malowaniu w pracowni nie ma mowy, bo tam jest tylko elektryczny grzejnik i to mały. Zwierzęta zjadają tony jedzenia i ciągle im mało. Ptaki przychodzą do stołówki całymi stadami i pochłaniają olbrzymie ilości pszenicy. A co z bezdomnymi kotami i psami, o które nikt się nie troszczy? Nawet myśleć nie chcę , bo ogarnia mnie rozpacz. Czekałam na zimę, a teraz mam jej dość ledwie po kilku dniach. Nawet na spacerze nie byłam, bo podziwianie śniegu, ani mi w głowie. Tak to jest, gdy człowiek odchudza się w zimie. Organizm pozbawiony tłustszego jedzenia wychładza się i nie ma jak bronić się przed zimnem. Trudno jakoś to przetrzymam. No ale koniec marudzenia na dziś...
Ostatnio sporo czasu spędzam na słuchaniu muzyki, a wczoraj przypomniałam sobie balet Jezioro łabędzie... 



Dziś słuchałam między innymi...



Zmykam na medytację, a później może trochę poczytam. Skończę też piec bułki z pieczarkami, które mają być na kolację i zjem jedną mimo diety. Wieczorem mam zabiegi Reiki dla dwóch kocurków z Niemiec, które borykają się z ciężką infekcją odporną na większość antybiotyków. Jest już znacznie lepiej, ale zaraziły się następne...W nocy czeka mnie też zabieg Reiki dla mnie, bo ostatnio zajęłam się swoją duszą...









środa, 3 kwietnia 2013

Śnieg, śnieg, wyprawa na pocztę i szkice...

A dzisiaj od rana znowu sypał śnieg. Ja wprawdzie nie widziałam bo spałam sobie spokojnie z Józkiem do 11 ale Krzysiek mówił no i widzę przecież nową warstwę puchu zakrywającą moje wczorajsze ślady na podwórku. Dość już tego stanowczo dość bo to się staje zbyt uciążliwe. Męczą się i ludzie i zwierzęta. Dziś Krzysiek miał problem z dojściem do sklepu bo w lesie śnieg po kolana i ścieżka nie przetarta. Ja pewnie nie dałabym rady i czekała by mnie droga okrężna. Wrócił zmachany i zły bo na dodatek w sklepie pustki jak to po świętach. Nie było ani kiełbasy kociej ani nawet cytryny. Ciekawe co będzie jadła moja biedna Lwica, pewnie trochę chrupek z musu, żeby się utrzymać przy życiu i  generalnie będzie pościć bo puszek nie jada. Żadnego mięsa też nie. Może trochę mleka wypije bo na szczęście jej nie szkodzi.
Biedne zwierzęta też zmęczone już zimą. Sarna nadal przychodzi pod dom po obierki z ziemniaków a dziś znowu widziałam w miejscu gdzie wylewamy zlewki parę bażantów. Przyleciały też już  bociany i pewnie niestety część zginie bo sobie nie poradzą. A biedne gołębie też głodne siedzą na drutach bo opuścić się w śnieg boją i pszenicy z głębokiego śniegu wydziobać nie potrafią. Wprawdzie mama stara się odśnieżać w miejscu gdzie jedzą ale już nie daje rady bo co odśnieży zasypane od nowa. I tak dzień po dniu.
Swoją drogą ciekawe co to będzie u mnie z węglem, kończy się powoli a jeśli śnieg nie stopnieje to samochód z węglem zakopie się na podwórku po same osie. O ile wogóle wjedzie  bo u mnie tuż za bramą jest lekka górka na której część samochodów przy niesprzyjającej aurze lubi utknąć z buksującymi kołami. I nawet podsypywanie popiołem nie zawsze pomaga. No cóż  rady nie ma trzeba zacisnąć zęby i przetrwać.

A jeszcze na dodatek musiałam jechać na pocztę bo listonosz zastępujący naszą panią Małgosię, która i do okna od sypialni zastuka i przesyłkę do mamy zaniesie gdy mnie nie ma, nie wiedział, że dzwonek  nie działa i nie pukał tylko zostawił awizo w skrzynce. No i trzeba było się niestety pofatygować i odebrać osobiście. Przyszła książka o malowaniu akrylami kwiatów i krajobrazów i komplet profesjonalnych ołówków. Dobrze, że to lekkie było bo z ciężarami sobie nie radzę a raczej mój biedny kręgosłup. Z tego co się zdążyłam na szybko zorientować to książka bardzo fajna a ołówki też niezłe tylko okropnie trudno  się  je struga, zwłaszcza te miękkie B, łamią się, że aż strach a strugaczkę mam raczej dobrą i nową. Teraz przydały by się jeszcze jakieś książki o technice akwareli. Już nawet mam 2 upatrzone też o malowaniu kwiatów na początek bo to najłatwiejsze przynajmniej dla mnie ale te zamówię i odbiorę sama z księgarni Matras. Tak będzie najprościej i najtaniej.

Dzisiaj Adrian miał czas i zgodził się umyć mi okno w sypialni. Wprawdzie musiałam mu dać parę groszy na kartę do telefonu bo pracy jak nie miał tak nie ma ale i tak mi to jest bardzo na rękę. Nie musiałam wysilać się i myć sama a okno tylko na tym zyskało bo tak wybucowane nigdy nie było. Ja je zawsze tylko ochlapywałam z grubsza a on wyczyścił, że ani jednej pisy nie ma. Nawet gazety były w robocie. Ciekawe kto go tego nauczył bo ani ja ani moja mama na pewno nie. Obie sprzątamy z musu i po łebkach i zawsze tak było.

no i jeszcze szkice tak na szybko nowymi ołówkami bo musiałam je wypróbować...



poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Święta, lenistwo i malunki...

Święta na półmetku co mnie w zasadzie cieszy bo mam trochę pilnych spraw do załatwienia i musiałam je odłożyć na później. A z drugiej strony to leniuchwanie mnie bardzo cieszy. Nawet nie gotowałam bo o dziwo wczoraj Krzysiek prawie sam zrobił barszcz a dziś ugotował ziemniaki, zrobił surówkę i podał z pieczoną w piecyku kiełbasą. Poradził sobie doskonale a ja zjadłam z apetytem. Dla mnie to raj takie próżnowanie przez cały dzień. Coraz częściej się łapię na tym, że stałam się chyba za bardzo leniwa. Nic mi się nie chce robić ani sprzątać ani gotować. Pisać  np.wiersze, układać krzyżówki, robić horoskopy czy reiki albo inne zabiegi, medytować czy też teraz malować o to robię chętnie i mogę robić cały dzień prawie bez odpocznku. To mnie nie męczy i nie nuży to mnie cieszy i ekscytuję. A sprzątanie? No cóż nie cierpię tego i nigdy  nie cierpiałam . Całe życie marzyłam o pani do pomocy. Kiedyś gdy jeszcze pracowałam poza domem i miałam stałe, spore dochody przychodziła do mnie pani Bożenka i sprzątała mi raz w tygodniu mieszkanie. To był raj. Czystość w domu bez mojego zaangażowania. Później niestety z pracy na etacie zrezygnowałam i moje dochody, nieregularne i niewysokie zmusiły mnie do dbania o porządki we własnym zakresie co mi okropnie ciążyło. No a teraz? Sama nie wiem. Dochodów wysokich wprawdzie nadal nie mam  no ale siły do roboty też mi brak. W mieszkaniu wprawdzie porządek jakoś jeszcze utrzymuję ale już czystość nie za bardzo. Szorowanie podłogi, odkurzanie  czy czyszczenie wanny kosztuje mnie już za dużo wysiłku a potem nie mogę dojść do siebie i kręgosłup przez kilka dni mnie okropnie boli. Krzysiek wprawdzie stara się mi pomagać ale okropnie się złości no i w pracy też go przecież nie posadzą. Nie chcę więc go dodatkowo angażować w pracę w domu i kurz się panoszy po kątach. Chyba więc będę musiała jednak znaleźć sobie kogoś do pomocy choć raz na dwa tygodnie tak po 3 godziny. To nie powinno kosztować aż tak drogo ale ze znaleziemiem pani mogą być problemy bo mam sporo zwierząt w domu a nie każdy to znosi. Pożyjemy zobaczymy...

Święta przeżyłam bardzo spokojnie czyli tak jak najbardziej lubię. Nigdzie nie byłam i nikt nie był u mnie no poza Adrianem i mamą ale to najbliźsi i z nimi mam kontakt na codzień. Cały czas wylegiwałam się na kanapie i zajmowałam się tylko tym co mi sprawia przyjemność czyli pisaniem wierszy i malowaniem. Powstały następne akwarelki tak, że się uczę. Wszędzie mi radzą malować jak najwięcej co staram się robić bo tylko w ten sposób można nabrać wprawy. A w najbliższym czasie czeka mnie kurs vedic art no ale to zupełnie co innego. Już się nie mogę doczekać pierwszej próby na podobraziu i akrylami. A potem zakupy w sklepie dla plastyków w internecie bo nawet pędzli do akryli jeszcze nie mam no i porządnych do akwareli też nie. Do akwarelki marzę o takich lepszych z włosia  wiewiórki albo soboli ale są drogie i na cały komplet od razu nie będzie mnie stać bo muszę kupić jeszcze papier też od razu nie najgorszy i książki no i jeszcze przecież materiały na drugie 2 dni kursu wedic art. Chyba muszę zrobić jakiś skok na bank np. bo inaczej wszystko co potrzebuję do malowania będę kompletować przez rok ...






A tu jeszcze chyba będę musiała robić 2 kotom zabiegi czyszczenia zębów o ile leki nie pomogą. Mega już raz leki wybrała i był długo spokój a teraz od czasu do czasu znowu języczek wystawia z tym, że chyba nic jej nie boli na razie bo dotykam pyszczka i nie broni się  no i je bez problemu. Muszę ją poobserwować i zobaczyć co i jak ale zabiegu wolałabym uniknąć bo boję się usypiania. Za to Lwica chyba się rozchorowała bo jej okropnie cuchnie z pyszczka i nie za bardzo pozwala się dotykać. Muszę jechać do weterynarza po synolux i zobaczymy co będzie ale myślę, że po kilku dniach powinno być lepiej.


Zima na  całego, śniegu na podwórku leży po kolana. Jest pięknie ale to nie pora na białe pierzynki na świerkach. Nawet ja, choć zimę kocham,  już tęsknię za wiosną i czekam na pierwsze kwiaty. Ostatnio Krzysiek zerwał trochę bazi ale forsycja jeszcze do wazonu się nie nadaje. A gdzie kiełki krokusów ...gdzie tulipany i żonkile... Odśnieżać też nie ma kto. Dziś Krzysiek odśnieżyć nie zdążył i żeby przejść do mamy musiałam zdjąć skarpety i brodzić bosymi stapami po śniegu bo mi się wysokich butów zakładać nie chciało.

wtorek, 19 lutego 2013

powrót zimy, wiersz i Nelly kocia babulina z rakiem



Czekałam z postem na zdjęcia ze spaceru. Miałam zamiar sfotografować pięknie już nabrzmiałe pączki na gałązkach bzu a tu nic z tego. Zima wróciła z powrotem. Sypie od rana i już spora warstewka białego puchu przykryła ziemię i wszystko co się przykryć dało. Zrobiło się biało i ponownie głupieje i mój szalony pies i gołębie, które z trudem wydziobują ziarenka pszenicy z grubej warstwy śniegu wysoko przy tym unosząc zmarznięte nóżki. Mój pan wrócił zmarznięty z pracy bo nie zdążył na autobus a zapomniał rękawiczek. No i nie ma no się dziwić w końcu to jeszcze luty.



Ostatnio miałam trochę pracy bo musiałam przygotować partię wierszy na dwa portale do antologii, które będą niedługo wydane. Na jednym portalu był to konkurs z którego dziesięć opowiadań i 10 wierszy miało być opublikowanych w zbiorczym tomiku pokonkursowym. Mój wiersz znalazł się wśród tych zakwalifikowanych. Ogromnie  się cieszę i czekam na książkę. Na drugim portalu też przeszło kilka  moich wierszy do antologii o tematyce miłosnej, która ma się ukazać w maju.

Dom mojej babci


pamiętam

wiekową rozłożystą jabłoń ...chyba papierówkę
rzucającą cień na ganek

i słodki zapach szarlotki z cynamonem
zapraszający do wejścia

i starą kanapę z dzierganą kapą
ciągle ustrojoną w kłaczki sierści burego kota

i zdjęcie dziadka w mundurze kawalerzysty
nad kominkiem w saloniku

i delikatne jak koronka listki geranium
na oknie w kuchni

i... ciepły uśmiech babci
witającej mnie w drzwiach

pamiętam i ..nie zapomnę


Ostatnio zaangażowałam się w pomoc dla kotów. Szukam im domów przez internet. Robię wydarzenia na facebooku, wątki na MIAU i ogłoszenia. Parę mruczków znalazło już opiekunów i grzeją się teraz na kanapach. Działam w sytuacjach awaryjnych np. wtedy gdy domowy kot znajduje się na ulicy i nie radzi sobie. Dziś sprawa ma się inaczej bo kotka jest wprawdzie bezpieczna w schronisku ale ...no właśnie...załączam tekst z wydarzenia...i zdjęcia



Wspaniała kicia babulinka, pieszczotka kochająca ludzi i kolana, bardzo spragniona ciepła domu prosi o przytulny kącik i serce na ostatnie dni. Odwdzięczy się miłością.Koteczka wymaga troski. Jest schorowana/ rak płuc z przerzutami na listwę mleczną/,brak większości ząbków. Kicia jest pod opieką weterynarza. Bierze leki i czuje się znacząco lepiej. Je sama z apetytem prawie wszystko :drobne suche weterynaryjne dla alergików i mokre. W domu potrafi się zachować, trafia do kuwetki i toleruje inne koty. Testy ujemne. Proszę o uwolnienie całych pokładów miłości i znalezienie jej domu. Nie ma dużo czasu!!!

kontakt: Ola  790 228 396
schronisko Kalisz biuro: 666 547 543 lub Agata Rak