Krzysiek czuje sie lepiej i nie kaszle. Ja jestem zdrowa i chyba juz będę. Odebrał prześwitlenie ale dobrze nie jest, bo wyszło mu powiekszenie serca i poszerzenie aorty. To moze być poważne. Strasznie się martwie. Jutro idzie do lekarza, ale leczyć się nie chce. Nie wiem co będzie z jego pracą. Chyba nie wolno mu podnosić ciężarów, a w pracy dźwiga.
Powinnam wyciagnąć go do ogrodu, lecz nie bardzo mam na to ochotę. Wcale już prawie na dwór nie wychodze, bo u sąsiadów ciągle przebywaja dzieci z całej ulicy i okropnie wrzeszczą. Problem jest zwłaszcza z jedną dziewczynką. Krzyczy jak oszalała i zastanawiam się czy nie ma jakiś zaburzeń psychicznych. To mozliwe, bo jej ojciec podobno nadużywa alkoholu. Moja mama ostatnio o mało się z sąsiadem nie skłóciła ale jest jakby ciszej.
Dziś wieczorem mam zrobic ogórki konserwowe. Część będzie tradycyjnych, trochę z curry i trochę z musztardą. Jutro chcę zrobić kilka słoczków dżemu, bo jabłka u koleżanki doszły i mogę sporo wziąć. W środę moze kolejna porcja. W piatek znowu kupie ogórki i fasolkę szparagową. Później będą moje śliwki i gruszki od koleżanki.
Mój własny świat... życie codzienne, twórczość, ciepłe, swojskie klimaty, nieco romantyzmu, szczypta magii i całkiem sporo pozytywnych emocji...
Codzienność
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zdrowie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zdrowie. Pokaż wszystkie posty
poniedziałek, 30 lipca 2018
piątek, 16 lutego 2018
Koniec tygodnia
Posypały się te propozycje antologii. W najbliższym czasie kończy się nabór także do antologii z wierszami dla dzieci. To także projekt komercyjny. Kolejna antologia to również wiersze o kobiecie. Chciałabym wziąć udział we wszystkich ale się nie da niestety. Na razie przeliczyłam pieniądze i wysłałam wiersze dla dzieci. Te o kobiecie jeszcze piszę ale mam czas. Niestety na święta mają wyjść jeszcze dwie antologie, które mnie interesują. Niestety nie dam rady wziąć udziału. Zostanie mi tylko jedna w lecie o ile Krzysiek będzie pracował...
Wczoraj byłam na Usg i wyszło, że mam kamienie w woreczku żółciowym. Są chyba dwa o ile dobrze widzę do 2 cm. Wszystko poza tym jest ok i lekarz zachęcał mnie na zabieg laparoskopii. Ja oczywiście nie zrobię tak prędko, bo łatwo woreczek wyciąć ale on nie odrośnie. Niektórzy po operacjach sporo problemów ze zdrowiem mają, a poza tym ja na razie nie cierpię. chcę spróbować kamienie rozkruszyć albo rozpuścić. Pije ocet jabłkowy i sok z jabłek i oliwę. Kupiłam zioła. Łykam syrimarol. Kupiłam chińskie tabletki ziołowe na rozpuszczenie kamieni. Zabiegi robi mi mama. Zobaczymy co to da. Podziałam przez kilka miesięcy i zrobię ponownie Usg.
Ty i ja
Ty i ja złączeni na mgnienie
w magicznym momencie
pomiędzy wczoraj a przyszłością
pragniemy
ciepła
nienasycona
otulam cię miękkością
płoniesz w żarze oddechu
nie kalam zmysłów myślą
tylko czuję
bardziej ciebie niż moje
niecierpliwe dłonie
w magicznym momencie
pomiędzy wczoraj a przyszłością
pragniemy
ciepła
nienasycona
otulam cię miękkością
płoniesz w żarze oddechu
nie kalam zmysłów myślą
tylko czuję
bardziej ciebie niż moje
niecierpliwe dłonie
krew z krwi
szykujesz się do snu
falujesz włosami białymi
jak nić pajęcza
a papierowe dłonie
nie czują ciepła
szept o przemijaniu
kąsa niczym rozszalały pies
truchleję
jesteśmy z tego samego drzewa
krew z krwi
pragnę cię miękko otulić uciszyć
upojona wspomnieniami
o pięknie
i tylko mój głos skalany prawdą
drży gdy sławię przyszłość
Wczoraj byłam na Usg i wyszło, że mam kamienie w woreczku żółciowym. Są chyba dwa o ile dobrze widzę do 2 cm. Wszystko poza tym jest ok i lekarz zachęcał mnie na zabieg laparoskopii. Ja oczywiście nie zrobię tak prędko, bo łatwo woreczek wyciąć ale on nie odrośnie. Niektórzy po operacjach sporo problemów ze zdrowiem mają, a poza tym ja na razie nie cierpię. chcę spróbować kamienie rozkruszyć albo rozpuścić. Pije ocet jabłkowy i sok z jabłek i oliwę. Kupiłam zioła. Łykam syrimarol. Kupiłam chińskie tabletki ziołowe na rozpuszczenie kamieni. Zabiegi robi mi mama. Zobaczymy co to da. Podziałam przez kilka miesięcy i zrobię ponownie Usg.
środa, 31 stycznia 2018
Trochę tego i owego i znowu kotach
Wczoraj usiłowałam przeszyć sobie poszewkę i maszyna do szycia się zepsuła. Wysiadło ustrojstwo do nawijania nici i teraz trzeba to robić prawie ręcznie, bo coś się tam kręci ale nie do końca. Wściekłam się jak diabli, bo maszyna wprawdzie ma kilka lat, ale była bardzo mało używana. Uszyłam na niej tylko lambrekin, 6 poszewek na jaśki i trzy woreczki na grzyby suszone. Maszyna jest bez bajerów ale to Zelmer i myślałam, że trochę pochodzi. Starą miałam z 25 lat. Teraz sobie w brodę pluję, ze ją wyrzuciłam. Mogłam naprawić, a nie nowoczesne buble kupować. Coraz mniej mi się współczesne produkty podobają. Kiedyś synonimem dobrej jakości była trwałość i niezawodność. Teraz to zbędne nieraz bajery, a sprzęt z niby dobrej marki jest tak samo awaryjny jak chiński tylko drożej kosztuje. Kiedy maszynę naprawię nie wiem, bo jest z tym problem. Do punktu napraw muszę dowieźć taksówką. Nie wiem też czy naprawa się opłaci. Szycie czeka i poczeka, a ja się wściekam:(
Wreszcie dojrzałam do oczyszczenia wątroby i woreczka żółciowego z kamieni metodą Moritza. Zabieg jest mi potrzebny, bo mnie w boku pobolewa, a diety nie przełknę. Jest tez przecież ten problem, że warzywa typu fasoli jeść musze skoro nie jem mięsa. Metoda jest skuteczna i sporo kamieni wychodzi w tym te twarde z woreczka. Oczyszczać trzeba kilka lub nawet 12 razy. Wtedy wszystko się wyczyści. Można czyścic raz na miesiąc np. w okolicach nowiu. Trochę długo to trwa ale warto, bo samopoczucie później jest o wiele lepsze i wiele dolegliwości przechodzi. Niektórzy nawet po cyklu oczyszczania ładnie chudną. Tak sobie myślę, ze może zrobię tylko wcześniej na usg się wybiorę.
Ostatnio Rozi nauczyła się otwierać bieliźniarkę i pracowicie przez kilka nocy z rzędu wszystko z półek wyrzucała.:( Rano trzeba było wszystko układać, a to, że wszystko pogniecione i w sierści to już szczegół. Wpadłam więc na pomysł, żeby drzwi zawiązać sznurkiem. Zdało egzamin, bo nie wyrzuca. Zawiązałam jednak zbyt luźno i wczoraj udało jej się do bieliźniarki górą wleźć. Nie zauważyłam oczywiście i szukałam jej przez dwie godziny, bo myślałam, że uciekła na dwór. Szukałam w domu i koło domu. Płakać mi się chciało. Wahadełko było w robocie. Gdy wróciłam się zagrzać raczyła z kryjówki wyjść jak gdyby nigdy nic. Ulga mieszała się z wściekłością:)
Wreszcie dojrzałam do oczyszczenia wątroby i woreczka żółciowego z kamieni metodą Moritza. Zabieg jest mi potrzebny, bo mnie w boku pobolewa, a diety nie przełknę. Jest tez przecież ten problem, że warzywa typu fasoli jeść musze skoro nie jem mięsa. Metoda jest skuteczna i sporo kamieni wychodzi w tym te twarde z woreczka. Oczyszczać trzeba kilka lub nawet 12 razy. Wtedy wszystko się wyczyści. Można czyścic raz na miesiąc np. w okolicach nowiu. Trochę długo to trwa ale warto, bo samopoczucie później jest o wiele lepsze i wiele dolegliwości przechodzi. Niektórzy nawet po cyklu oczyszczania ładnie chudną. Tak sobie myślę, ze może zrobię tylko wcześniej na usg się wybiorę.
Ostatnio Rozi nauczyła się otwierać bieliźniarkę i pracowicie przez kilka nocy z rzędu wszystko z półek wyrzucała.:( Rano trzeba było wszystko układać, a to, że wszystko pogniecione i w sierści to już szczegół. Wpadłam więc na pomysł, żeby drzwi zawiązać sznurkiem. Zdało egzamin, bo nie wyrzuca. Zawiązałam jednak zbyt luźno i wczoraj udało jej się do bieliźniarki górą wleźć. Nie zauważyłam oczywiście i szukałam jej przez dwie godziny, bo myślałam, że uciekła na dwór. Szukałam w domu i koło domu. Płakać mi się chciało. Wahadełko było w robocie. Gdy wróciłam się zagrzać raczyła z kryjówki wyjść jak gdyby nigdy nic. Ulga mieszała się z wściekłością:)
poniedziałek, 30 października 2017
Poniedziałek
Od ubiegłego tygodnia zajęłam się zdrowiem. Oczyszczam wątrobę syrimarolem. Biorę go trzy razy dziennie i będę brać co najmniej pół roku. Od środy biorę też dwa razy dziennie suszony imbir. Ten ma mi pomóc na stawy, na krążenie i może troszkę na trawienie. Chcę go brać cały czas ale najmniej dwa lata. Tyle podobno trzeba by stawy zregenerować. Poza tym zaczęłam nosić ponownie różowy kwarc. Tym razem na pewno go nie zgubię, bo noszę go w węzełku. Wisiorka, który kupiłam nosić nie mogę, bo kamień opleciony jest metalem na który chyba mam uczulenie. Kamień ten wspiera serce, otwiera czakrę serca, dodaje uczyć, ciepła, wrażliwości i chroni.
W najbliższym czasie chce tez kupić krople Sroki na oczyszczenie organizmu. Ponoć są bardzo dobre.
Kilka dni temu byłam w bibliotece po książki dla mnie i dla mamy. To był bardzo szybki spacer około 10 minut plus schody. Wróciłam padnięta i serce mi chciało wyskoczyć. Po chwili jednak doszłam do siebie co oznacza, że jestem zdrowa i tylko kondycji mi brak. Przeraziłam się i od razu Krzysiek mi przyniósł z powrotem rower. Nienawidzę jeździć ale spacery gorsze. Chyba go jednak nie sprzedam na razie z tym, że będę pedałować nie dla odchudzania a dla kondycji...Od dziś będzie też 15 minut jogi. Mam nadzieję, że mój stawy nie ucierpią.
Co do książek to mam dylemat. Chodzi o powieści. W mojej bibliotece niewiele jest, a w tych innych są interesujące pozycje ale trzeba się na nie czaić albo zapisywać. To nie dla mnie. Próbowałam kupować w internecie ale kilka razy się nacięłam i kupiłam pozycje kiepskie. Opinie były ok ale pewnie pisali je copywriterzy. Teraz kupiłam po przeczytaniu opinii na blogu literackim. Może będzie miarodajna.
Ostatnio chętnie kupuje ebooki. Nie trzeba na nie czekać, tańsze są, ekologiczne i miejsce nie potrzebne. Chyba się przerzucę na powieści w tej formie.
W najbliższym czasie chce tez kupić krople Sroki na oczyszczenie organizmu. Ponoć są bardzo dobre.
Kilka dni temu byłam w bibliotece po książki dla mnie i dla mamy. To był bardzo szybki spacer około 10 minut plus schody. Wróciłam padnięta i serce mi chciało wyskoczyć. Po chwili jednak doszłam do siebie co oznacza, że jestem zdrowa i tylko kondycji mi brak. Przeraziłam się i od razu Krzysiek mi przyniósł z powrotem rower. Nienawidzę jeździć ale spacery gorsze. Chyba go jednak nie sprzedam na razie z tym, że będę pedałować nie dla odchudzania a dla kondycji...Od dziś będzie też 15 minut jogi. Mam nadzieję, że mój stawy nie ucierpią.
Co do książek to mam dylemat. Chodzi o powieści. W mojej bibliotece niewiele jest, a w tych innych są interesujące pozycje ale trzeba się na nie czaić albo zapisywać. To nie dla mnie. Próbowałam kupować w internecie ale kilka razy się nacięłam i kupiłam pozycje kiepskie. Opinie były ok ale pewnie pisali je copywriterzy. Teraz kupiłam po przeczytaniu opinii na blogu literackim. Może będzie miarodajna.
Ostatnio chętnie kupuje ebooki. Nie trzeba na nie czekać, tańsze są, ekologiczne i miejsce nie potrzebne. Chyba się przerzucę na powieści w tej formie.
poniedziałek, 3 października 2016
poniedziałek
Wczoraj zaspaliśmy z Krzyśkiem oboje. Obudził mnie Józek ciągnąc za włosy. On to potrafi. Łapie w pyszczek kilka moich włosów i solidnie ciągnie. Robi to tylko rano gdy nie wstają długo, a on jest głodny. Ostatnio Józek stał się prawdziwym zabójcą myszy. W jeden dzień złapał aż trzy. Wszystkie zabija od razu. Oczywiście nie zjada tylko gdzieś porzuca. Raz znalazłam mysz na oknie, a raz na łóżku w sypialni. Krzysiek go już naturalnie lubi. Zwłaszcza za te myszy. Jest praktyczny. Według niego kot jest po to, żeby myszy łapać. Nic dziwnego, że ma takie podejście wychowywał się na wsi, gdzie koty były trzymane właśnie po to by myszy łowić. Sebastian jest tego samego zdania. On uważa na dodatek, że kot powinien mysz zjeść. A fe. Dla mnie koty są do kochania, przytulania i towarzystwa. Staram się nie myśleć, że są drapieżnikami, a myszy mi szkoda. Czasem mnie drażnią gdy robią szkody, ale generalnie je lubię. Kiedyś miałam nawet białą. To było słodkie stworzonko. Przystawiałam ją do nosa, a ona smyrała mnie swoimi maleńkimi wąsikami. Lubiła siedzieć u mnie na dłoni. Miała różowe uszka w środku, nosek i łapki oraz czarne jak onyksy oczka.
Wczoraj odpoczywałam. Sporo spałam, gadałam z Sebastianem. Napisałam haiku. Przeczytałam swoje stare opowiadania, poczytałam wiersze na portalach. Trochę wróżyłam, a po południu zrobiłam ostatnie w tym roku przetwory- sos pomidorowy.
Dziś już pracuję - wróżę i piszę teksty. Na razie tylko te na portalu z pożyczkami. Czy coś innego się trafi nie wiem. Po południu powinnam zrobić oczyszczanie czakr i aury wahadłem komuś kto jest w potrzebie.
Jesień zagościła już na dobre. Słońce już nie przypieka. Dziś jest chłodniej, pada deszcz. Winobluszcz zaczął przebarwiać się na bordowo, a i sumaka liście powoli zmieniają kolor. Liście winogronu, paproci i orzecha zaczęły przysychać. Nawłoć zbrzydła, dalie tracą liście. Coraz więcej marcinków kwitnie. Noce są już chłodne. Ja nie marznę, bo śpię już pod kołdrą, a nie pod kocem. Pikuś ostatnio drżał jak wrócił rano z dworu, a wyszedł przecież tylko na moment. Chyba czas aby do koszyka w sypialni w którym śpi włożyć pierzynę. Niech mu będzie ciepło. Młodzieńcem już nie jest.
Czas też zadbać o moich mężczyzn. Obaj pracują na dworze i obaj o siebie nie dbają. W dodatku są uparci i nic na odporność brać nie chcą. Sebastian ostatnio kasłał przez dwa tygodnie i żadnych leków brać nie chciał. Stwierdził, że samo przyszło samo pójdzie. Przeziębia się często i dość ciężko chorobę przechodzi. Choruje nawet w lecie. Chyba muszę kupić mu chociaż cerutin i zmusić go do brania. Krzysiek znowu od deszczu i zimna dostaje kataru i chodzi z załzawionymi oczami przez kilka dni. Też mu kupię cerutin.
winobluszcz przy drzwiach
Wczoraj odpoczywałam. Sporo spałam, gadałam z Sebastianem. Napisałam haiku. Przeczytałam swoje stare opowiadania, poczytałam wiersze na portalach. Trochę wróżyłam, a po południu zrobiłam ostatnie w tym roku przetwory- sos pomidorowy.
Dziś już pracuję - wróżę i piszę teksty. Na razie tylko te na portalu z pożyczkami. Czy coś innego się trafi nie wiem. Po południu powinnam zrobić oczyszczanie czakr i aury wahadłem komuś kto jest w potrzebie.
Jesień zagościła już na dobre. Słońce już nie przypieka. Dziś jest chłodniej, pada deszcz. Winobluszcz zaczął przebarwiać się na bordowo, a i sumaka liście powoli zmieniają kolor. Liście winogronu, paproci i orzecha zaczęły przysychać. Nawłoć zbrzydła, dalie tracą liście. Coraz więcej marcinków kwitnie. Noce są już chłodne. Ja nie marznę, bo śpię już pod kołdrą, a nie pod kocem. Pikuś ostatnio drżał jak wrócił rano z dworu, a wyszedł przecież tylko na moment. Chyba czas aby do koszyka w sypialni w którym śpi włożyć pierzynę. Niech mu będzie ciepło. Młodzieńcem już nie jest.
Czas też zadbać o moich mężczyzn. Obaj pracują na dworze i obaj o siebie nie dbają. W dodatku są uparci i nic na odporność brać nie chcą. Sebastian ostatnio kasłał przez dwa tygodnie i żadnych leków brać nie chciał. Stwierdził, że samo przyszło samo pójdzie. Przeziębia się często i dość ciężko chorobę przechodzi. Choruje nawet w lecie. Chyba muszę kupić mu chociaż cerutin i zmusić go do brania. Krzysiek znowu od deszczu i zimna dostaje kataru i chodzi z załzawionymi oczami przez kilka dni. Też mu kupię cerutin.
winobluszcz przy drzwiach
pierwsze czerwone liście
w twojej dłoni
czerwień liści
winobluszcz przy domu
zagląda w okna
szkarłat liści
winobluszcz przy płocie
drży na wietrze
środa, 28 września 2016
Wyjazd, zakupy, problemy i depresja chyba...
Dziś wstałam wcześnie, bo jadę do miasta. Mam masę spraw do załatwienia. Po pierwsze fryzjer. Na szczęście wizyta jest umówiona. Mam zamiar ściąć włosy i wycieniować. Sebastian się wczoraj zdenerwował, bo woli dłuższe włosy. Ja jednak zdania nie zmienię. Będzie musiał się przyzwyczaić. Krótkie włosy pokochałam. Są wygodne, nie trzeba ich modelować, szybko schną. To ostatnie jest dla mnie ważne zwłaszcza zimą, bo nie używam suszarki, a śpię w prawie nieogrzewanej sypialni. Nie uśmiecha mi się przeziębienie głowy. Mam też do zrobienia zakupy i to pokaźne - dynię, pieczarki do suszenia, botki, kosmetyki na dzień chłopaka dla moich panów i przyprawy. Przypraw używam sporo. Dynię chcę na zupę i sos. Botki muszę kupić ze skóry ekologicznej z tym, że droższe. Tanich nie chcę, bo są na kilka razy. Skóry naturalnej, podobnie jak, futer nie noszę, bo żal mi zwierząt.
Po południu będę pracować, a wieczorem może się pouczę trochę. Nie wiem czy mi się będzie chciało, bo pewnie po tylu godzinach pobytu w mieście wrócę zmęczona psychicznie. Ostatnio coś delikatna się zrobiłam. Ciągle jestem smutna i chce mi się płakać. Nie wiem czemu. Czy winna jest dieta i dręczenie się z jej powodu czy wyrzuty sumienia z powodu posiadania dwóch mężczyzn na raz. Strasznie mnie to dręczy. Szkoda mi ich obu i każdemu z nich chciałabym nieba przychylić. Bardziej żal mi chyba Sebastiana, bo strasznie tęskni i nie ma mnie na co dzień. Nie zasługuje na takie życie jakie wiedzie. Jest pracowity, wrażliwy. W domu ma ciężko, stałej pracy nie ma, bo wykształcenie ma jakie ma i o pracę trudno. Musi mieszkać na stałe z rodzicami. Do tego ojciec alkoholik i awanturnik. Ech... Krzysiek znowu jest czasem bezradny jak dziecko z powodu choroby. No i mam serce rozdarte. Kochają mnie chyba obaj, a ja ich....
Krzysiek już dziś idzie do pracy. Żal mi go, bo pracowity nie jest. Teraz przez ten miesiąc wolnego jeszcze się rozleniwił. Ciekawe jak się z powrotem w pracy odnajdzie. Ciężko mu będzie. Ostatnio sporo mi w domu pomaga, ale się buntuje. Prac typowo męskich typu koszenie ogrodu czy wycinanie chaszczy, czy malowanie albo nie potrafi wykonywać albo nie chce. Do tego by się przydał Sebastian, ale go przecież nie zaproszę. Z dwoma mężczyznami przecież na raz nie zamieszkam. Krzysiek jest zawzięty i płacić za nic nie chce. Mieszkamy jak w melinie. Krzysiek się nie przejmuje. Mnie to ssie, bo kiedyś mój dom był bardzo zadbany i zasobny. Moi przodkowie się w grobach przewracają jak nic.
Po południu będę pracować, a wieczorem może się pouczę trochę. Nie wiem czy mi się będzie chciało, bo pewnie po tylu godzinach pobytu w mieście wrócę zmęczona psychicznie. Ostatnio coś delikatna się zrobiłam. Ciągle jestem smutna i chce mi się płakać. Nie wiem czemu. Czy winna jest dieta i dręczenie się z jej powodu czy wyrzuty sumienia z powodu posiadania dwóch mężczyzn na raz. Strasznie mnie to dręczy. Szkoda mi ich obu i każdemu z nich chciałabym nieba przychylić. Bardziej żal mi chyba Sebastiana, bo strasznie tęskni i nie ma mnie na co dzień. Nie zasługuje na takie życie jakie wiedzie. Jest pracowity, wrażliwy. W domu ma ciężko, stałej pracy nie ma, bo wykształcenie ma jakie ma i o pracę trudno. Musi mieszkać na stałe z rodzicami. Do tego ojciec alkoholik i awanturnik. Ech... Krzysiek znowu jest czasem bezradny jak dziecko z powodu choroby. No i mam serce rozdarte. Kochają mnie chyba obaj, a ja ich....
Krzysiek już dziś idzie do pracy. Żal mi go, bo pracowity nie jest. Teraz przez ten miesiąc wolnego jeszcze się rozleniwił. Ciekawe jak się z powrotem w pracy odnajdzie. Ciężko mu będzie. Ostatnio sporo mi w domu pomaga, ale się buntuje. Prac typowo męskich typu koszenie ogrodu czy wycinanie chaszczy, czy malowanie albo nie potrafi wykonywać albo nie chce. Do tego by się przydał Sebastian, ale go przecież nie zaproszę. Z dwoma mężczyznami przecież na raz nie zamieszkam. Krzysiek jest zawzięty i płacić za nic nie chce. Mieszkamy jak w melinie. Krzysiek się nie przejmuje. Mnie to ssie, bo kiedyś mój dom był bardzo zadbany i zasobny. Moi przodkowie się w grobach przewracają jak nic.
środa, 2 marca 2016
Korepetycje, codzienność, problemy i pastele...
Załatwiłam sobie korepetycje z malarstwa przez internet. To para studentów ASP. Będę wysyłać zdjęcia obrazów a oni i opiszą gdzie popełniam błędy. Tak się najszybciej uczę. Uczą wszystkiego. Mnie w tej chwili interesują pastele i akwarele. Później dojdą akryle. Chcę kiedyś malować pejzaże, zwierzęta i kwiaty. Z portretów chyba zrezygnuję, bo choć ćwiczyłam i podobieństwo powoli zaczęło wychodzić nie przynosiło mi to przyjemności. Ostatnio znalazłam na digarcie galerię jednej kobiety, która tworzy prawdziwe cuda akrylami. Wyglądają jak oleje. Na prawdę piękne. Ta babka jest dla mnie wzorem. Może i mnie te akryle zaczną z czasem wychodzić lepiej. Z tego co już wiem powinnam malować więcej szczegółów. Nie upraszczać aż tak.
Od kilku dni mam więcej obowiązków, bo Krzysiek jeździ załatwiać pracę. Muszę między innymi palić w piecu i gotować stadu. Dopiero teraz widzę jak mnie Krzysiek we wszystkim wyręczał gdy siedział w domu. Rozleniwiłam się przez to okropnie. Ciężko mi się teraz zmobilizować.
Krzysiek zrobił badania i jest zdrowy jak byk. Wszystkie wyniki ma w normie. Nawet cukier i cholesterol mimo jedzenia tony słodyczy i tłuszczu. Teraz to już na pewno nie będzie się chciał odchudzać, skoro z nadwagą jest zdrowy.
Ostatnio Krzysiek podpisał przez pomyłkę, a raczej wprowadzenie w błąd umowę z telefonią stacjonarną inną niż dotychczas. Wykręcić się z tego już nie można, bo minęło 14 dni. No i mam problem. Jestem wściekła, bo to wyjdzie sporo drożej...
To pastele suche. Te dwa ostatnie obrazki czyli Przed zmierzchem i Pole lawendy do poprawki. W tym ostatnim część drzew jest zbyt płaska, a ja ich nie mam czym poprawić, bo brak mi odcienia ciemnej zieleni. Kupiłam i dopiero idzie. Kupiłam też pastele w kredkach kilka kolorów.
Od kilku dni mam więcej obowiązków, bo Krzysiek jeździ załatwiać pracę. Muszę między innymi palić w piecu i gotować stadu. Dopiero teraz widzę jak mnie Krzysiek we wszystkim wyręczał gdy siedział w domu. Rozleniwiłam się przez to okropnie. Ciężko mi się teraz zmobilizować.
Krzysiek zrobił badania i jest zdrowy jak byk. Wszystkie wyniki ma w normie. Nawet cukier i cholesterol mimo jedzenia tony słodyczy i tłuszczu. Teraz to już na pewno nie będzie się chciał odchudzać, skoro z nadwagą jest zdrowy.
Ostatnio Krzysiek podpisał przez pomyłkę, a raczej wprowadzenie w błąd umowę z telefonią stacjonarną inną niż dotychczas. Wykręcić się z tego już nie można, bo minęło 14 dni. No i mam problem. Jestem wściekła, bo to wyjdzie sporo drożej...
To pastele suche. Te dwa ostatnie obrazki czyli Przed zmierzchem i Pole lawendy do poprawki. W tym ostatnim część drzew jest zbyt płaska, a ja ich nie mam czym poprawić, bo brak mi odcienia ciemnej zieleni. Kupiłam i dopiero idzie. Kupiłam też pastele w kredkach kilka kolorów.
poniedziałek, 22 lutego 2016
Wiosna, codzienność, to i owo o zdrowiu i praca Krzyśka...
Dziś od rana świeci słońce. Czuć wiosnę. Liliowce już wychylają się z ziemi i kwitną przebiśniegi. W domu jest ciepło. Rozpalę w piecu po południu. Zaraz Krzysiek jedzie do miasta. Musi być w bibliotece i na poczcie z fantami na bazarek koci. Przy okazji zrobi zakupy i wstąpi do brata. Ja w spokoju posiedzę w domu. Ostatnio sporo działam artystycznie. Wczoraj namalowałam kolejnego kota i szkic kolorowy kredkami akwarelowymi na podstawie którego ma powstać obraz olejny. Dziś pewnie też coś podziałam. Ostatni kot i kilka kartek świątecznych już się sprzedało.
Kilka dni temu skończyłam serię świecowania uszu. Słuch odzyskałam. Cieszy mnie to, bo bez wizyty u lekarza się obyło. Rwa też powoli po zabiegach Reiki mija. Wcześniej bolała mnie cała noga do stopy. Teraz boli tylko udo. Zastanawia mnie tylko czemu nie przechodzi mi po Reiki ból kręgosłupa. Przechodzi ostry gdy go przeciążę, ale przewlekłe bóle pozostają. Czyżbym miała w tym życiu zmierzyć się z niepełnosprawnością? Czyżby to karma? Sama już nie wiem, ale jakaś przyczyna musi być.
Jutro Krzysiek jedzie do zakładu pracy dowiedzieć się czy będzie miał pracę od marca. Strasznie się denerwujemy oboje. Nie wesoło by było gdyby pracy nie dostał. O inną by było trudno, bo Krzysiek powinien pracować w zakładzie pracy chronionej, a takich w pobliżu nie ma. Samochodu też przecież nie mamy, żeby dojechał. I jak tu się nie martwić?
Kilka dni temu skończyłam serię świecowania uszu. Słuch odzyskałam. Cieszy mnie to, bo bez wizyty u lekarza się obyło. Rwa też powoli po zabiegach Reiki mija. Wcześniej bolała mnie cała noga do stopy. Teraz boli tylko udo. Zastanawia mnie tylko czemu nie przechodzi mi po Reiki ból kręgosłupa. Przechodzi ostry gdy go przeciążę, ale przewlekłe bóle pozostają. Czyżbym miała w tym życiu zmierzyć się z niepełnosprawnością? Czyżby to karma? Sama już nie wiem, ale jakaś przyczyna musi być.
Jutro Krzysiek jedzie do zakładu pracy dowiedzieć się czy będzie miał pracę od marca. Strasznie się denerwujemy oboje. Nie wesoło by było gdyby pracy nie dostał. O inną by było trudno, bo Krzysiek powinien pracować w zakładzie pracy chronionej, a takich w pobliżu nie ma. Samochodu też przecież nie mamy, żeby dojechał. I jak tu się nie martwić?
niedziela, 22 listopada 2015
Senność, Książki, wspomnienia o Rykach i insulinooporność...
Ale dziś pospałam. Do 12 i jeszcze mi było mało, ale Krzysiek zrobił kawę i pogonił mnie z łóżka. Całe życie byłam śpiochem. Śpię po 9-10 godzin na dobę i dobrze mi z tym. Wszyscy prawie moi bliscy też lubią czy lubili spać. Dzisiaj pewnie jeszcze pośpię w dzień, bo ostatnio ciągle mi mało. Na szczęście Krzysiek też spać lubi. Tak, że dobraliśmy się pod tym względem. Nie wyobrażam sobie jak można spać po 6 godzin i być zdolnym do pracy np. Ja bym była nieprzytomna i ciągle bym ziewała.
Ostatnio znowu po całych dniach czytam. Tym razem to thrillery medyczne. Przeczytałam dwa i kończę trzeci. Czasem lubię poczytać tego typu książki. Pamiętam jak raz byłam w Rykach u mamy Krzyśka i przez przypadek znalazłam się w bibliotece. Zaczęłam oczywiście myszkować po półkach i natknęłam się na thrillery medyczne właśnie. Krzysiek wypożyczył mi pięć. Przeczytałam je przez trzy dni. Lubiłam jeździć do Ryk. Zawsze tam odpoczywałam. Nic nie robiłam przez cały pobyt tylko spałam, czytałam i oglądałam telewizję. Mieli tam wtedy Planette i Discovery. Nie mogłam się oderwać od filmów dokumentalnych, bo sama telewizji satelitarnej nie miałam. Jednym słowem odpowiada mi życie rencisty i nicnierobienie.
Nie wiem co jest, ale mimo zachowania diety nie chudnę. Waga się waha. Czasem są nawet zwyżki. Chudnę tydzień na nowej diecie i waga się zatrzymuję. Tak nie powinno być. Przestoje się zdarzają, ale dopiero po kilku tygodniach czy wręcz miesiącach. W ten sposób to ja nigdy nie schudnę. Podejrzewam u siebie insulinooporność albo zespół metaboliczny. Objawy się zgadzają- trudności w odchudzaniu, senność po posiłku, ochota do jedzenia po posiłku. Do tego cukier w górnej granicy normy, podwyższony poziom cholesterolu i trójglicerydów, podwyższone ciśnienie. Jedyne co się nie zgadza to ochota na słodycze, bo ja za słodyczami nie przepadam. Lubię za to węglowodany typu kluski, kasze, ziemniaki. Coś z tym muszę zrobić...
Ostatnio znowu po całych dniach czytam. Tym razem to thrillery medyczne. Przeczytałam dwa i kończę trzeci. Czasem lubię poczytać tego typu książki. Pamiętam jak raz byłam w Rykach u mamy Krzyśka i przez przypadek znalazłam się w bibliotece. Zaczęłam oczywiście myszkować po półkach i natknęłam się na thrillery medyczne właśnie. Krzysiek wypożyczył mi pięć. Przeczytałam je przez trzy dni. Lubiłam jeździć do Ryk. Zawsze tam odpoczywałam. Nic nie robiłam przez cały pobyt tylko spałam, czytałam i oglądałam telewizję. Mieli tam wtedy Planette i Discovery. Nie mogłam się oderwać od filmów dokumentalnych, bo sama telewizji satelitarnej nie miałam. Jednym słowem odpowiada mi życie rencisty i nicnierobienie.
Nie wiem co jest, ale mimo zachowania diety nie chudnę. Waga się waha. Czasem są nawet zwyżki. Chudnę tydzień na nowej diecie i waga się zatrzymuję. Tak nie powinno być. Przestoje się zdarzają, ale dopiero po kilku tygodniach czy wręcz miesiącach. W ten sposób to ja nigdy nie schudnę. Podejrzewam u siebie insulinooporność albo zespół metaboliczny. Objawy się zgadzają- trudności w odchudzaniu, senność po posiłku, ochota do jedzenia po posiłku. Do tego cukier w górnej granicy normy, podwyższony poziom cholesterolu i trójglicerydów, podwyższone ciśnienie. Jedyne co się nie zgadza to ochota na słodycze, bo ja za słodyczami nie przepadam. Lubię za to węglowodany typu kluski, kasze, ziemniaki. Coś z tym muszę zrobić...
poniedziałek, 16 listopada 2015
Terapia manualna, dieta, ćwiczenia, mandala i wiersz...
Znalazłam w mieście obok specjalistę od terapii manualnej kręgosłupa. Podobno potrzeba do 5 zabiegów. Nie wiem czy się kwalifikuję i czy mnie będzie stać, ale te zabiegi mnie kuszą. Ponoć stawiają niektórych na nogi. Z pieniędzmi może być krucho, bo część trasy musiałabym przebyć taksówką, a to z postojem za każdym razem wyniosłoby około 70 zł. Dla mnie to dużo, bo dochodzi jeszcze cena zabiegu, a nie wiadomo czy Krzysiek po nowym roku będzie miał pracę. Nie wiem też czy po tego typu zabiegach bóle przechodzą całkiem. No i nie wiem jak często by trzeba je powtarzać, bo ponoć jest to konieczne...
Od kilku dni zamiast chudnąć tyłam. Dieta 1300 kalorii choć smaczna i fajna na mnie nie działa. Potrzebuje większego kopa, a nie delikatnej diety, bez diety. Od dziś dukan. Na razie kilka dni i zobaczę jak na niego zareaguję. Myślę też o głodówce oczyszczającej z tym, że może dopiero po świętach albo o diecie WO doktor Dąbrowskiej. Coś muszę zrobić, bo chcę 8 z przodu do końca roku zobaczyć. Dieta 1300 kalorii to chyba dieta na resztę mojego życia. Taka na utrzymanie wagi. Na razie od dwóch dni jadłam po 1000 kalorii i bez śniadań, bo nigdy rano nie jestem głodna i schudłam. To chyba najlepsze rozwiązanie dla mnie. Całe życie śniadań nie jadałam, bo głodna jestem późnym popołudniem i wieczorem.
Od kilku dni mój zestaw ćwiczeń kończyłam po 15 minutach zamiast po 20. Dziś postanowiłam dołożyć czwarte powtórzenie. Ciekawe czy dam radę. Mam zamiar dojść do 6 na początku grudnia o ile się uda. Nie powiem, żebym ćwiczenia polubiła, ale je toleruję. Będę ćwiczyć, bo mi pomagają. Jestem po nich bardziej sprawna choć chodzić i stać nadal nie mogę, bo kręgosłup strasznie boli. Ciekawe czy te ćwiczenia coś tu zaradzą. W trakcie ćwiczeń zauważyłam, że bardziej mnie boli po prawej stronie. Może faktycznie kręgarz jest wskazany.
Koniec listopada
stęskniona za słońcem
Od kilku dni zamiast chudnąć tyłam. Dieta 1300 kalorii choć smaczna i fajna na mnie nie działa. Potrzebuje większego kopa, a nie delikatnej diety, bez diety. Od dziś dukan. Na razie kilka dni i zobaczę jak na niego zareaguję. Myślę też o głodówce oczyszczającej z tym, że może dopiero po świętach albo o diecie WO doktor Dąbrowskiej. Coś muszę zrobić, bo chcę 8 z przodu do końca roku zobaczyć. Dieta 1300 kalorii to chyba dieta na resztę mojego życia. Taka na utrzymanie wagi. Na razie od dwóch dni jadłam po 1000 kalorii i bez śniadań, bo nigdy rano nie jestem głodna i schudłam. To chyba najlepsze rozwiązanie dla mnie. Całe życie śniadań nie jadałam, bo głodna jestem późnym popołudniem i wieczorem.
Od kilku dni mój zestaw ćwiczeń kończyłam po 15 minutach zamiast po 20. Dziś postanowiłam dołożyć czwarte powtórzenie. Ciekawe czy dam radę. Mam zamiar dojść do 6 na początku grudnia o ile się uda. Nie powiem, żebym ćwiczenia polubiła, ale je toleruję. Będę ćwiczyć, bo mi pomagają. Jestem po nich bardziej sprawna choć chodzić i stać nadal nie mogę, bo kręgosłup strasznie boli. Ciekawe czy te ćwiczenia coś tu zaradzą. W trakcie ćwiczeń zauważyłam, że bardziej mnie boli po prawej stronie. Może faktycznie kręgarz jest wskazany.
Koniec listopada
stęskniona za słońcem
i ogniem barw
spoglądam w okno
świat płacze
kropla za kroplą
roni łzy rzęsiste
mokną drzewa krzewy
ławka w parku
i stary bezpański pies
Spójrz
rozłożysty klon
stracił już szkarłatną sukienkę
a marcinki pod płotem
zszarzały i zwiędły
słyszysz
listopadową piosenkę
śpiewa wiatr w kominie
może już jutro
ziemia okryje się białym
płaszczem
może już jutro
lód skuje kałuże
a pierwszy płatek śniegu
zawiśnie na twoich rzęsach
wtorek, 10 listopada 2015
Trochę tego i owego...
Niestety nie udało mi się wziąć udziału w tym kursie pisania ikon. Musiałam rano jechać do miasta i po południu kręgosłup odmówił mi posłuszeństwa. Chodziłam zgięta w pół. Gdybym rano nie pojechała to by była inna sprawa, ale są sprawy ważne i ważniejsze. Taka decyzje podjęłam i pojechałam rano. Na kurs chcę się wybrać w grudniu. Będzie o tyle lepszy, że już ze złoceniami.
Za zdrowie się zabrałam i są efekty, bo czyrak pękł i zaczął się powoli czyścić. Niewiele zostało. Trochę lepiej też słyszę. Tak, że idzie ku dobremu. Nie mam też już problemów z energią. Pomogło albo Reiki albo witaminy, które biorę. Witaminy są dla seniorów. Fajny zestaw z jodem, magnezem i żeń szeniem. Najgorzej jest z kręgosłupem. Boli jak diabli. Kupiłam zioła i piję trzy razy dziennie. Zioła są gotowe, ale mam zamiar kupić luzem i zmieszać. Mieszanka jest dobra i liczę na to, że coś pomoże.
liść brzozy 25g
liść czarnej porzeczki 25g
kwiat bzu czarnego 25g
pączki topoli 25g
kora wierzby 25g
wiązówka błotna 25g
Kupiłam też maść, która działa przez chwilę i tabletki, których boję się brać, bo nie wiem jak na nie zareaguje organizm. Tabletki to Voltaren. Poleciła mi farmaceutka. Mam zamiar wypróbować jeszcze olej z żywokostu i z dziurawca oraz gęsi smalec z olejem rycynowym. Jest jeszcze uzdrawianie praniczne, które bóle znieczula na jakiś czas. Ponoć jest możliwość leczenia tej przypadłości tą techniką, ale dość długo to trwa. No i są jeszcze ćwiczenia krokodyla czyli joga kręgosłupa. Książkę kupiłam już jakiś czas temu i niedawno zaczęłam ćwiczyć. Ćwiczenia są bardzo łatwe, ale kręgosłup pracuje. Jeszcze długo po wykonaniu ćwiczeń kręgosłup jest rozgrzany. Mam też magnesy. Zobaczymy. Coś muszę zrobić, bo neurolog przyjmie mnie dopiero po nowym roku. Jeszcze zapisów nawet nie ma. Leków też bym wolała za dużo nie brać, bo przecież niszczą wątrobę...
Dieta mi idzie. Nie podjadam i powolutku waga spada. Jem do syta. Dziś np. na śniadanie miałam owsiankę z dodatkami na jogurcie.
3 łyżki płatków
pół jabłka
łyżka orzechów włoskich
łyżka rodzynek
jogurt naturalny
Płatki zagotować, dodać starte jabłko i pozostałe składniki. Wymieszać.
Za zdrowie się zabrałam i są efekty, bo czyrak pękł i zaczął się powoli czyścić. Niewiele zostało. Trochę lepiej też słyszę. Tak, że idzie ku dobremu. Nie mam też już problemów z energią. Pomogło albo Reiki albo witaminy, które biorę. Witaminy są dla seniorów. Fajny zestaw z jodem, magnezem i żeń szeniem. Najgorzej jest z kręgosłupem. Boli jak diabli. Kupiłam zioła i piję trzy razy dziennie. Zioła są gotowe, ale mam zamiar kupić luzem i zmieszać. Mieszanka jest dobra i liczę na to, że coś pomoże.
liść brzozy 25g
liść czarnej porzeczki 25g
kwiat bzu czarnego 25g
pączki topoli 25g
kora wierzby 25g
wiązówka błotna 25g
Kupiłam też maść, która działa przez chwilę i tabletki, których boję się brać, bo nie wiem jak na nie zareaguje organizm. Tabletki to Voltaren. Poleciła mi farmaceutka. Mam zamiar wypróbować jeszcze olej z żywokostu i z dziurawca oraz gęsi smalec z olejem rycynowym. Jest jeszcze uzdrawianie praniczne, które bóle znieczula na jakiś czas. Ponoć jest możliwość leczenia tej przypadłości tą techniką, ale dość długo to trwa. No i są jeszcze ćwiczenia krokodyla czyli joga kręgosłupa. Książkę kupiłam już jakiś czas temu i niedawno zaczęłam ćwiczyć. Ćwiczenia są bardzo łatwe, ale kręgosłup pracuje. Jeszcze długo po wykonaniu ćwiczeń kręgosłup jest rozgrzany. Mam też magnesy. Zobaczymy. Coś muszę zrobić, bo neurolog przyjmie mnie dopiero po nowym roku. Jeszcze zapisów nawet nie ma. Leków też bym wolała za dużo nie brać, bo przecież niszczą wątrobę...
Dieta mi idzie. Nie podjadam i powolutku waga spada. Jem do syta. Dziś np. na śniadanie miałam owsiankę z dodatkami na jogurcie.
3 łyżki płatków
pół jabłka
łyżka orzechów włoskich
łyżka rodzynek
jogurt naturalny
Płatki zagotować, dodać starte jabłko i pozostałe składniki. Wymieszać.
niedziela, 8 listopada 2015
Kuracje, problemy, poszukiwanie pracy i listopad...
Ostatnio tak mnie lekarka wystraszyła skierowaniem do specjalistów, że postanowiłam zadziałać i sama poprawić swoje zdrowie jeśli to możliwe. Po pierwsze tarczyca jest już zdrowa. Guzki zniknęły albo po przytulii albo po Reiki. Ciśnienie też chyba spadło, bo kiedyś zapomniałam wziąć tabletki i czułam się dobrze przez cały dzień. Tu mam zamiar nadal robić Reiki i pić zioła. Biorę też pół tabletki zamiast przepisanej całej, bo mam ciśnienie w normie. Stawy po Reiki i ziołach też już są w lepszym stanie. Kiedyś nie mogłam kucnąć i wciąż mi wracała rwa. Teraz to przeszło i boli jeszcze tylko staw barkowy. Aby się obeszło bez reumatologa czy ortopedy będę ćwiczyć, reikować, pić zioła i brać preparat z kolagenem. Brała go moja koleżanka i bardzo jej pomógł. Martwi mnie kręgosłup. Chyba kupię jednak jakieś leki przeciwbólowe i czasem będę brać, bo maść końska nie pomaga. Zwłaszcza gdy zaplanuję cięższą pracę lub wyjazd. Będę też ćwiczyć codziennie po 15 minut ćwiczenia z gatunku tych, które wykonuje się podczas rehabilitacji na przemian z jogą. Książkę już kupiłam i czekam na nią. Pozostanie czyrak i zatkane uszy. Coś postaram się i tu zdziałać, bo chirurg i laryngolog mi się nie uśmiechają.
Czyraka na razie traktuję sokiem z cytryny, tarą cebulą i maścią nagietkową. Zmiękł to bardzo. Później jeśli trzeba będzie myślę o maści propolisowej i cebulowej z Tormentiolem. Jak to nie pomoże to jest jeszcze maść ichtiolowa przecież. Uszy płuczę wodą utlenioną. Mam też specjalny preparat do odtykania uszu. Zobaczymy. Można jeszcze zrobić świecowanie uszu, ale nie mam świec. Jutro jadę do miasta to specyfiki kupię. Zobaczymy...
Od kilku dni intensywnie szukam pracy, bo od nowego roku mogę mieć problemy z finansami. Mianowicie u Krzyśka w pracy albo będą zmniejszane etaty, albo zwolnienia. Coś ludzie mówili na ten temat. Gdyby Krzyśka zwolnili to będzie miał problem znaleźć nowa pracę, bo gdzie? Przecież ma grupę inwalidzką i do tego nie ma samochodu, żeby dojechać. Ja niby mam możliwość pracy na portalu i w agencji, ale za masakrycznie niskie stawki, bo mogę pisać teksty po 2 zł za 1000 znaków. Niby wiem, ze niektórzy piszą i za 0,70 zł, ale to straszna harówka jest. Wprawdzie mamy trochę oszczędności, ale na długo nie starczą. Można by też wynająć mieszkanie po babci. Niestety moja mama się nie zgadza, bo chce mieć spokój i obcych ludzi na podwórku nie zniesie. Trzeba będzie więc zacisnąć pasa i już jeśli nic nie znajdę.
U mnie listopad rozgościł się na dobre. Zrobiło się zimno, mroczno i ponuro. Wczoraj przez cały dzień siąpił deszcz. W piecu w pokoju dziennym, palę praktycznie już od rana. Węgla ubywa błyskawicznie. Trzeba by przepalić w piecokuchni. Od rana też świecę światło, bo przecież wróżę i widno muszę mieć. Mam nadzieję, ze jutro padać nie będzie, bo mam dwa wyjazdy w tym jeden na warsztaty pisania ikon. Wrócę pewnie zmęczona i znowu dwa dni będę odpoczywać.
Czyraka na razie traktuję sokiem z cytryny, tarą cebulą i maścią nagietkową. Zmiękł to bardzo. Później jeśli trzeba będzie myślę o maści propolisowej i cebulowej z Tormentiolem. Jak to nie pomoże to jest jeszcze maść ichtiolowa przecież. Uszy płuczę wodą utlenioną. Mam też specjalny preparat do odtykania uszu. Zobaczymy. Można jeszcze zrobić świecowanie uszu, ale nie mam świec. Jutro jadę do miasta to specyfiki kupię. Zobaczymy...
Od kilku dni intensywnie szukam pracy, bo od nowego roku mogę mieć problemy z finansami. Mianowicie u Krzyśka w pracy albo będą zmniejszane etaty, albo zwolnienia. Coś ludzie mówili na ten temat. Gdyby Krzyśka zwolnili to będzie miał problem znaleźć nowa pracę, bo gdzie? Przecież ma grupę inwalidzką i do tego nie ma samochodu, żeby dojechać. Ja niby mam możliwość pracy na portalu i w agencji, ale za masakrycznie niskie stawki, bo mogę pisać teksty po 2 zł za 1000 znaków. Niby wiem, ze niektórzy piszą i za 0,70 zł, ale to straszna harówka jest. Wprawdzie mamy trochę oszczędności, ale na długo nie starczą. Można by też wynająć mieszkanie po babci. Niestety moja mama się nie zgadza, bo chce mieć spokój i obcych ludzi na podwórku nie zniesie. Trzeba będzie więc zacisnąć pasa i już jeśli nic nie znajdę.
U mnie listopad rozgościł się na dobre. Zrobiło się zimno, mroczno i ponuro. Wczoraj przez cały dzień siąpił deszcz. W piecu w pokoju dziennym, palę praktycznie już od rana. Węgla ubywa błyskawicznie. Trzeba by przepalić w piecokuchni. Od rana też świecę światło, bo przecież wróżę i widno muszę mieć. Mam nadzieję, ze jutro padać nie będzie, bo mam dwa wyjazdy w tym jeden na warsztaty pisania ikon. Wrócę pewnie zmęczona i znowu dwa dni będę odpoczywać.
piątek, 5 czerwca 2015
Złe samopoczucie, akupresura, zakupy i zbiory ziół...
Od kilku dni pogoda jest niefajna - słońce, niebo bez chmur, sucho. Rośliny nie znoszą takiej patelni i ja nie znoszę. Wczoraj poczułam się źle i zakręciło mi się w głowie. Już myślałam, że to ciśnienie, ale nie. Było w normie. Nic tylko staję się metereopatą, albo zawsze byłam, bo jako młodsza osoba w taka pogodę czasem mdlałam. Zwłaszcza wtedy gdy słońce mnie przygrzewało, a ja nie miałam się gdzie schronić. Teraz to ja już staram się na dwór nie wychodzić bez potrzeby ani w upały, ani wtedy gdy jest dużo słońca. Nic to plewienie poczeka do poniedziałku, bo wtedy według progoz ma sie pogoda zmienić. Wyglądam deszczu...Mój warzywnik też...
Ostatnio zaszalałam i zrobiłam zakupy związane ze zdrowiem. Kupiłam między innymi magnesy do terapii, ale na razie o tym sza, plastry oczyszczające z toksyn i klapki do akupresury. Klapki już mam i w nich trochę chodzę, co łatwe nie jest, bo okropnie gniotą. Wszystko by było dobrze, gdyby nie to, że zauważyłam niezgodność receptorów z wypustkami. Efektem tego jest pewnie, że nie każdy receptor jest pobudzany. Nie ma to jak prawdziwy zabieg akupresury. Niestety nie mam nigdzie w pobliżu specjalisty od tej techniki, a sama wprawdzie stopy czasem gniotę, ale nie wiem czy z takim naciskiem jak potrzeba. Ach ten brak samochodu...
Od jakiegoś czasu zbieram i suszę zioła. Teraz pogoda jest odpowiednia, bo sucho. Wczoraj Krzysiek narwał całą reklamówkę czarnego bzu. Postawiłam nalewkę, część wysuszyłam, a część będę suszyć dziś. Będą herbatki na jesień i zimę. Jutro może w końcu uda mi się zerwać ten mniszek. Bzu jest wyjątkowo dużo w tym roku. Zostaną jeszcze kwiaty na owoce do dżemów i dla ptaków na zimę. Powinnam już też pomyśleć o zywaniu liści czarnej porzeczki i malin. Czeka bodziszek, ale nie wiem czy go zrywać. Dziś przyszła mi książka o ziołach Alicji Chrzanowskiej Święte zioła poleskich znachorek tom trzeci. Poczytam...
A po południu medytacja i zabieg Reiki na przyśpieszenie przemiany materii, bo odkąd robię bardzo fajnie chudnę. Co prawda pewna nie jestem czy to od Reiki, bo noszę też bransoletkę magnetyczną, ale przerywać zabiegów nie zamierzam...
niedziela, 31 maja 2015
Prace koło domu, nowa dieta i to i owo do zwiedzania...
Pogoda od kilku dni zmienna - trochę deszczu przeplata się z pochmurną aurą i słońcem nieśmiało wyglądającym zza chmur. W ogrodzie jest masa pracy w tym oczywiście plewienia. Nie wszystko idzie tak jakbym chciała. Deszcze i ślimaki zmiszczyły mi koper, 12 sałat, kilka kalarep. Zimno wykończyło mi parę ogórków. Fasola kiepsko wschodzi. Pomidory też jakieś takie marne. Nie wszystkie kwitną, a miały być wczesne. Ostatnio wysiałam jeszcze trochę rzodkiewki, kopru, słoneczników i fasolki szparagowej, no i sałaty do doniczki. Plewienie mi nie idzie, bo trawa mokra. Zbieranie ziół też nie zawsze jest możliwe, a liście mleczu i czarny bez czekają. Dziś może w końcu ten mniszek zbiorę, o ile Krzysiek nie będzie za bardzo narzekał. Mniszek można używać między innymi przy odtruwaniu organizmu, cukrzycy i nadmiarze cholesterolu. Coś dla mnie.
Ostatnio zainteresowałam się młodym zielonym jęczmienem. Preparat, który kupiłam ma być pomocny np. podczas odchudzania i odtruwania organizmu. Łagodzi bóle stawów, stany zapalne, przyśpiesza metabolizm, obniża stężenie cholesterolu we krwi. Zobaczymy jak na mnie podziała.
Kilka dni temu kupiłam dwie książki o zdrowym odżywianiu i odchudzaniu. Jedną z nich już przejrzałam i muszę przyznać, że dieta wygląda rozsądnie. Produkty są naturalne, ale łatwo dostępne w sklepach. Dieta przyśpiesza metabolizm. Trwa 28 dni. Myślę, że ją zastasuję, gdy mi metabolizm spowolni i na mojej diecie przestanie mi waga spadać.
A na koniec będzińskie podziemia. Kusi mnie tam iść...Może kiedyś. Mam też zamiar wybrać sie na zamek. Zwiedzę też pałac. Kiedyś, bardzo dawno temu byłam i w zamku i w pałacu ale Krzysiek nie był. Może mu się spodoba.
wtorek, 19 maja 2015
To i owo o ziołach, olejek św. Hildegardy, coś do zjedzenia, wyprawa na targ i to co kwitnie...
Nadal dużo pracuję w ogrodzie i zbieram zioła. Ostatnio zabrałam się za kwiaty lilaka i pokrzywę. Lilak, olbrzymi krzak, znalazłam na łące i nazbierałam kwiatów na susz. Przydadzą mi się na nadciśnienie i w razie kaszlu do którego ostatnio mam skłonność. Pewnie przez dietę. Ostatnio zrobiłam też z nim omlet.
2 jajka
łyżka startej marchwi
płaska łyżka kwiatów bzu
łyżka mąki
olej
sól
łyżka mleka
pieprz
bazylia
Mąkę rozrobić z mlekiem, dodać pozostałe składniki i smażyć na ostrym ogniu najlepiej na patelni teflonowej. Odwrócić.
Jeżeli chodzi o pokrzywę to można ją wykorzystac jako susz na napary. Można też przygotować z nią ocet. Można zrobić sok, nalewkę i miodek. Ja w tym roku jem ją na bieżąco. Dodaję do zapiekanek, tart, zup. Sporo ususzyłam. Ważne są dla mnie jej właściwości moczopędne. Oprócz tego jest też dobra między innymi na reumatyzm i anemię. Z pokrzywą trzeba uważać jeśli się ma skłonność do zbyt gęstej krwi. Przygotowałam również olejek według receptury św. Hildegardy z Bingen. Olejek bywa pomocny przy braku koncentracji i zapominaniu. Przyda mi się, bo ostatnio jestem coś rozkojarzona...
30 gram młodych liści trzeba utłuc w moździerzu. Dodać 2 łyżki oliwy i wymieszać. Smarować skronie i klatkę piersiową codziennie przed snem.
Jutro jadę na targ głównie po sadzonki. Muszę kupić pomidory, paprykę, sałatę, poziomki, kabaczki bo coś wyżarło, ogórki, bo wzeszły mi tylko 4 z dwóch opakowań i po dynie jak będzie. Może też kupię troche kwiatów. I tak chcę kupić goździki kamienne i białe pelargonie. Może też koleusa. Mam też zamiar kupić sobie trochę przypraw ziołowych i getry, ponieważ chodzę w nich po domu. Ciekawe jak mi się zakupy udadzą. Różnie może być, bo ma ponoć padać deszcz. No i dobrze. Niech wszystko rośnie...
2 jajka
łyżka startej marchwi
płaska łyżka kwiatów bzu
łyżka mąki
olej
sól
łyżka mleka
pieprz
bazylia
Mąkę rozrobić z mlekiem, dodać pozostałe składniki i smażyć na ostrym ogniu najlepiej na patelni teflonowej. Odwrócić.
Jeżeli chodzi o pokrzywę to można ją wykorzystac jako susz na napary. Można też przygotować z nią ocet. Można zrobić sok, nalewkę i miodek. Ja w tym roku jem ją na bieżąco. Dodaję do zapiekanek, tart, zup. Sporo ususzyłam. Ważne są dla mnie jej właściwości moczopędne. Oprócz tego jest też dobra między innymi na reumatyzm i anemię. Z pokrzywą trzeba uważać jeśli się ma skłonność do zbyt gęstej krwi. Przygotowałam również olejek według receptury św. Hildegardy z Bingen. Olejek bywa pomocny przy braku koncentracji i zapominaniu. Przyda mi się, bo ostatnio jestem coś rozkojarzona...
30 gram młodych liści trzeba utłuc w moździerzu. Dodać 2 łyżki oliwy i wymieszać. Smarować skronie i klatkę piersiową codziennie przed snem.
Jutro jadę na targ głównie po sadzonki. Muszę kupić pomidory, paprykę, sałatę, poziomki, kabaczki bo coś wyżarło, ogórki, bo wzeszły mi tylko 4 z dwóch opakowań i po dynie jak będzie. Może też kupię troche kwiatów. I tak chcę kupić goździki kamienne i białe pelargonie. Może też koleusa. Mam też zamiar kupić sobie trochę przypraw ziołowych i getry, ponieważ chodzę w nich po domu. Ciekawe jak mi się zakupy udadzą. Różnie może być, bo ma ponoć padać deszcz. No i dobrze. Niech wszystko rośnie...
piątek, 20 marca 2015
Praca koło domu, atak niedźwiedzia i rozrywki...
Wreszcie czuję się lepiej - mniej śpię i się tak już nie pocę. Wczoraj byłam na dworze to i owo zrobić. Podsypałam nawozem potasowym drzewa i krzewy owocowe. Obejrzałam też schedę czy wszystko przetrwało zimę. Wygląda na to, że szkód nie ma. Jeżyna bezkolcowa już ma pączki, drzewka te co obejrzałam też, agresty i porzeczki już się zielenią. Maliny nie wyschły. Te porzeczki czarne, które ukorzeniłam w zeszłym roku rosną w najlepsze. Dziś idę podciąć agresty, żeby je odmłodzić i wyściółkować część truskawek słomą. Za kilka dni planuję wysadzić ziemniaki. Bardzo mnie ta praca cieszy. Na szczęście pogoda jest piękna - słońce i ciepło. W tym roku warzywnik jest dwa razy większy niż był w zeszłym roku. Doszło też sporo miejsca z truskawkami. Pracy będzie więcej.
Wczoraj znowu zaczęłam marzyć o przeprowadzeniu się na wieś, a konkretnie w Bieszczady. Wszystko zaczęło się od tego, że przeczytałam w gazecie o ataku niedźwiedzia. Człowiekowi założyli 30 szwów, ale żyje na szczęście. Mieszka w przepięknym, odludnym miejscu w osadzie leśnej Buk koło Cisnej. Jak tam musi być cudnie. Domów jest tylko 8 i autobus dojeżdża jedynie w sezonie letnim. Obie z mamą wyprowadziłybyśmy się tam już. Gorzej z Krzyśkiem, który nawet porozmawiać na ten temat nie chciał. On kocha miasto i marzy o blokach. Zupełnie nas nie rozumie. Dobrze chociaż, że przed pracą w ogrodzie już się specjalnie nie miga i zna się na tym...
Ostatnio czytam masę książek. Odkryłam, że jedna biblioteka do której jestem zapisana ma księgozbiór dostępny online. Można w ten sposób nie tylko książki przejrzeć, ale i zarezerwować. Książek jest masa w tym na prawdę sporo tych, które chciałam kupić. Będzie co robić. Oglądam też filmy, bo wykupiłam konto VIP na zalukaj. Życie jest piękne...
Wczoraj znowu zaczęłam marzyć o przeprowadzeniu się na wieś, a konkretnie w Bieszczady. Wszystko zaczęło się od tego, że przeczytałam w gazecie o ataku niedźwiedzia. Człowiekowi założyli 30 szwów, ale żyje na szczęście. Mieszka w przepięknym, odludnym miejscu w osadzie leśnej Buk koło Cisnej. Jak tam musi być cudnie. Domów jest tylko 8 i autobus dojeżdża jedynie w sezonie letnim. Obie z mamą wyprowadziłybyśmy się tam już. Gorzej z Krzyśkiem, który nawet porozmawiać na ten temat nie chciał. On kocha miasto i marzy o blokach. Zupełnie nas nie rozumie. Dobrze chociaż, że przed pracą w ogrodzie już się specjalnie nie miga i zna się na tym...
Ostatnio czytam masę książek. Odkryłam, że jedna biblioteka do której jestem zapisana ma księgozbiór dostępny online. Można w ten sposób nie tylko książki przejrzeć, ale i zarezerwować. Książek jest masa w tym na prawdę sporo tych, które chciałam kupić. Będzie co robić. Oglądam też filmy, bo wykupiłam konto VIP na zalukaj. Życie jest piękne...
piątek, 26 grudnia 2014
Święta na półmetku, choinki przed domami, robótkowe działanie i domowe rady na przejedzenie...
Święta powoli mijają. I dobrze, bo już mnie chyba trochę znudziły. Wczoraj mnie zaczęło nosić i coś mnie pchało do działania. Najpierw poszliśmy z Krzyśkiem na spacer obejrzeć ozdoby przed domami sąsiadów. Niektóre nawet nieźle wyglądają, ale szału nie ma. Może by było ładniej gdyby był śnieg, a tak jest szaro i smętnie. Ja na ozdabianie choinki przed domem nie chcę się zgodzić, choć mnie Krzysiek namawia. Jakoś mnie to nie kusi. Wolę ubierać choinkę w domu, bo wtedy jest dla mnie, a nie dla sąsiadów. Po powrocie do domu graliśmy chwilę w grę, a później poszłam do pracowni i klamerki do bielizny zmieniły wygląd. Pomalowałam również kolczyki. Później kupiłam sobie modelinę, masę solną i glinę, która schnie bez wypalania, bo marzy mi się zrobienie kilku aniołków. Widziałam takie w internecie i zachwyciły mnie na tyle, że zapragnęłam je mieć...
Dziś Krzysiek jedzie do brata, bo brat kończy 50 lat. Będę sama przez kilka godzin. Co będę robić? Jeszcze nie wiem. Może namaluję jakiś obraz w jesiennym klimacie. Kusi mnie las w słońcu.
Jedzenia oczywiście przygotowałam za dużo i wczoraj już musiałam sobie przypomnieć naturalne sposoby na wdęcia i nieumiarkowanie w jedzeniu. Krzysiek zjadł za dużo i cierpiał całe popołudnie. Pobolewał go brzuch i miał zgagę. Coś musiałam zaradzić. Na wzdęcie zaparzyłam mu kminku z majerankiem. Dobry też jest koper. Na przejedzenie wypił napój z imbiru, miodu i cytryny. Na koniec na trawienie dostał do picia miksturę z łyżki octu jabłkowego z miodem, bo nie miałam czystej wódki w domu. Podałabym mu z dodatkiem pieprzu. Zgaga przeszła sama i całe szczęście. Zrobiłam mu też zabieg reiki. Co pomogło nie wiem, ale już wieczorem poczuł się lepiej...
środa, 17 grudnia 2014
Pierniczki, preparat z wiesiołkiem, sąsiadka, zwyczaje i marzenie o piecu...
Wczoraj piekłam pierniczki. Wyszły smaczne, wiem bo oczywiście musiałam spróbować. Pierniczki piękę co rok. No prawie co rok, z tym, że na choince ich nie wieszam ze wzgledu na myszy, które u mnie w domu bytują. Wczoraj upieczone pierniczki schowałam do puszek razem z kawałkami jabłka, które to przyśpiesza mięknięcie pierniczków. Jabłko trzeba zmieniać co 3 dni. U mnie w domu, gdy byłam dzieckiem pieczone były również kruche ciasteczka w kształcie pierniczków. Babcia je lubiła i piekła całe blachy. Na koniec były ozdabiane grubym cukrem lub sypane cukrem pudrem. Dobre były.
Pierniczki
Szklanka miodu
3/4 kostki margaryny
jajko
1/2 kg mąki
2/3 szklanki cukru
opakowanie przyprawy do piernika
łyżeczka proszku do pieczenia
Podgrzać margarynę, miód i cukier. Do miski wsypać mąkę, przyprawy i dołożyć wszystko z rondelka. Dodać jajko i wymieszać. Masa jest dość luźna. Odczekać 60 minut to zgęstnieje. Wałkować i wykrawać pierniczki. Piec w 180 stopniach 15 minut. Gdy wystygną polukrować. Ja dałam tym razem gotową polewę ze sklepu. Można do części ciasta dodać kakao.
Dzisiejszy dzień spędziłam częściowo w ruchu. Byłam w mieście, a później u sąsiadki po opłatek i świecę z Caritasu, którą mi miała kupić. Lubię do niej chodzić, bo ma w kuchni tradycyjny piec kuchenny na którym gotuje, uprawia ogród i w dodatku hoduje kury. Ma ich 20, ale w tym momecie się wcale nie niosą tak, że musi kupować jajka. Świecę kupuje co rok i zapalam ją w Wigilię. Opłatek kupuję tradycyjnie z kościoła. Mam już też choinkę. Drzewko jest urocze i tylko żal, że musiało stracić życie, żeby uradować moją duszę przez tak krótki czas. Mogło przecież wyrosnąć na olbrzymie drzewo i żyć sto lat, a tak po świętach pójdzie do pieca i ślad po nim nie zostanie. Myślę o podłaźniku, bo wtedy całego drzewka ścinać nie trzeba, ale u mnie w domu tej tradycji nie było.
W mieście kupiłam preparat wiesiołek z czosnkiem. Preparat tani nie jest, ale powinien być skuteczny. Powinnien pomóc i na problemy z odpornością i układem krążenia. Olej z wiesiołka doskonale działa na miażdżycę, podwyższony cholesterol, podwyższone ciśnienie krwi, cukrzycę, stany zapalne typu zapalenia stawów czy skóry. Czosnek natomiast to naturalny anybiotyk. Działa też korzystkie na serce, nadciśnienie oraz przeziebienie. Połączenie tych dwóch składników to akurat to czego potrzebuję.
A na koniec moje marzenie czyli piec typu ścianówki zbudowany przez zduna. Taki piec miała kiedyś moja babcia. Chciałabym by był duży i koniecznie z szybą. Palenisko było by w pokoju dziennym i ogrzewałby dodatkowo sypialnię dzięki ściance z kafli. Marzę by był wybudowany z cegły szamotowej. W pokoju dziennym nie chcę kafli. To marzenie, bo taki piec kosztuje pewnie ponad 5 tysięcy, a ja takiej sumy sama bez Krzyśka raczej nie zbiorę. On natomiast piec uważa za fanaberię w dodatku przed potopową jak się wyraził i pieniędzy na niego nie da. Ja uważam go za coś praktycznego i już zdążyliśmy się o piec pokłócić. Tak to u nas jest. Ciągle inne zdania, ciągle konfliky i kłótnie. Czasem się zastanawiam jak my z soba tyle lat wytrzymaliśmy.
sobota, 5 lipca 2014
Ogrodowe rozważania, zioła i moje dwie twarze...
Dziś miałam problem ze wstaniem. Kawa zaparzona przez Krzyśka całkiem wystygła i biedaczek sam sobie musiał zrobić obiad. Dobrze, że były tylko paluszki rybne z mizerią to dał radę. Po jego wyjściu do pracy wyszłam do ogrodu i znowu się wściekłam na te ślimaki. Zarazy mi podgryzły ostatnią już cukinie i zupełnie zjadły ostatnią sałatę. Będę więc musiała kupować. Chyba trzeba będzie w przyszłym roku pomyśleć o jakiś pułapkach, bo te straty mnie dobijają. W ogródku co nieco jednak jeszcze będzie. Na razie ładnie idą ogórki/oby nie do czasu/, kapusta zaczęła się zwijać. Ładny jest rabarbar wysiany na rozsadniku. Ciasto i kompot z rabarbarem pamiętam z czasów dzieciństwa i bardzo lubię. Dobrze idzie czosnek, tylko za mało go posadziłam. Idzie fasola szparagowa i tyczna i niskopienna. Ładne są kalarepy i poziomki. Z pomidorami gorzej, bo te na grządce liche i ledwie kwitną. Za to te z doniczek bardzo ładnie idą. W przyszłym roku dokupię jeszcze ze 3 doniczki i więcej pomidorów w nich posadzę. Idą słoneczniki. Udały się również zioła. Część rośnie w doniczkach przed domem, a część na grządce. Zadowolona jestem i z jednych i z drugich. Wreszcie najadłam się świeżych ziół do syta. Dziś zerwałam już do suszenia ogórecznik, który bardzo ładny wyrósł i zastawia słońce nagietkom.
Ogórecznik to bardzo wszechstronne zioło. Przydaje się na usprawnienie trawienia, pomaga obniżyć zbyt wysoki poziom cholesterolu i wysokie ciśnienie, wzmacnia odporność i pomaga oczyścić organizm. W postaci okładów pomaga zwalczyć problemy ze skórą typu czyraków. Można też stosować go w kuchni. Ja np. dodaję go do twarogu, mizerii i jajek. Suszony pójdzie do zapiekanek z warzyw.
Bardzo jestem zadowolona z tego warzywnika i w przyszłym roku mam zamiar ogródek powiększyć. Będzie więcej miejsca na ziemniaki i groch, no i mam zamiar spore miejsce przeznaczyć na truskawki. Mam też nadzieję, że udadzą się dynie i cukinie. Musi też znaleźć się miejsce na marchewkę, buraki i pietruszkę...Kocham to moje wiejskie życie...
Z drugiej strony od niedawna zaczęłam dostrzegać też moją drugą twarz. Twarz kobiety lubiącej wygodę. Ceniącej piękno, poezję i przyjemności. Częściej też się rozpieszczam i doceniam nie tylko duszę, ale i ciało. Wszak ciało to świątynia duszy jak ktoś kiedyś powiedział i także trzeba o nie dbać... Co dziwne te moje dwie twarze - wiedźmy uwielbiającej naturę i wiejskie życie oraz kobiety rozpieszczonej, ceniącej komfort, wcale się z sobą nie kłócą. Są diametralnie różne, ale zgodnie współpracują, a ja w jednej chwili wkładam gumiaki, by iść do ogrodu, a za chwilę moczę stopy w soli z płatkami róży i namaszczam je pachnącymi olejkami. I jest wspaniale...
Ogórecznik to bardzo wszechstronne zioło. Przydaje się na usprawnienie trawienia, pomaga obniżyć zbyt wysoki poziom cholesterolu i wysokie ciśnienie, wzmacnia odporność i pomaga oczyścić organizm. W postaci okładów pomaga zwalczyć problemy ze skórą typu czyraków. Można też stosować go w kuchni. Ja np. dodaję go do twarogu, mizerii i jajek. Suszony pójdzie do zapiekanek z warzyw.
Bardzo jestem zadowolona z tego warzywnika i w przyszłym roku mam zamiar ogródek powiększyć. Będzie więcej miejsca na ziemniaki i groch, no i mam zamiar spore miejsce przeznaczyć na truskawki. Mam też nadzieję, że udadzą się dynie i cukinie. Musi też znaleźć się miejsce na marchewkę, buraki i pietruszkę...Kocham to moje wiejskie życie...
Z drugiej strony od niedawna zaczęłam dostrzegać też moją drugą twarz. Twarz kobiety lubiącej wygodę. Ceniącej piękno, poezję i przyjemności. Częściej też się rozpieszczam i doceniam nie tylko duszę, ale i ciało. Wszak ciało to świątynia duszy jak ktoś kiedyś powiedział i także trzeba o nie dbać... Co dziwne te moje dwie twarze - wiedźmy uwielbiającej naturę i wiejskie życie oraz kobiety rozpieszczonej, ceniącej komfort, wcale się z sobą nie kłócą. Są diametralnie różne, ale zgodnie współpracują, a ja w jednej chwili wkładam gumiaki, by iść do ogrodu, a za chwilę moczę stopy w soli z płatkami róży i namaszczam je pachnącymi olejkami. I jest wspaniale...
wtorek, 6 maja 2014
Przytulia, ogród i wiersze...
Dzisiaj dużo czasu spędziłam na dworze, a jeszcze czeka mnie ognisko wieczorem i pieczenie kiełbasek. Po południu korzystając ze słońca zerwałam wreszcie partię przytuli i powiesiłam w domu celem wysuszenia. Po wysuszeniu rozdrobnię, zapakuję do torebek, powieszę nad piecem i będę się nią delektować. Jutro też trochę zbiorę jak pogoda będzie odpowiednia. Tak sobie myślę, że do końca tygodnia wszystka, albo prawie wszystka przytulia z mojej posesji zniknie. Mam nadzieję, że mi się przysłuży. A później przyjdzie czas na zbiory gwiazdnicy i pokrzywy, które już czekają. Maj obfituje w zioła i sporo ich zamierzam zebrać. Tak sobie myślę, że wybiorę się też na zioła na pobliskie ugory i do lasu. Będą ludzie na mnie dziwnie patrzeć ale co tam znają mnie przecież...
Ostatnio nie mam za dużo czasu na robótki, bo znalazłam jeszcze jedną agencję i nawiązałam z nią współpracę. Tym razem piszę teksty krótkie, bo tylko 600 znaków ze spacjami bez synonimów więc pracy szybko ubywa. Trochę już zarobiłam, ale tekstów do napisania jest bardzo dużo i ciągle pojawiają się nowe a ja mam pracę...
W ogrodzie wszystko mi co wzeszło rośnie błyskawicznie i chłody nic nie zniszczyły. Wczoraj Krzysiek przygotował grządki na fasolę niskopienną i tyczną. Za tydzień będę wsadzać z tym, że nie wszystką na raz tylko w odstępach dwutygodniowych. Muszę też wysiać szczaw, macierzankę i jeszcze raz tymianek, dziurawiec i estragon. Nie wzeszło też oregano. Pewnie też kupię jeszcze cukinie, bo 3 się chyba zniszczą. Zmarniały zupełnie, ale co się z nimi stało nie wiem, bo nie jest to wina chłodu. Pięknie idą dynie i czosnek. Bób wzeszedł raczej kiepsko, a pietruszka jeszcze w ziemi siedzi.
Ostatnie wiersze i zmykam do pisania, a później jeszcze medytacja i zabieg Reiki...
Nie potrafię
nie potrafię biec
Swojskie zakamarki
Ostatnio nie mam za dużo czasu na robótki, bo znalazłam jeszcze jedną agencję i nawiązałam z nią współpracę. Tym razem piszę teksty krótkie, bo tylko 600 znaków ze spacjami bez synonimów więc pracy szybko ubywa. Trochę już zarobiłam, ale tekstów do napisania jest bardzo dużo i ciągle pojawiają się nowe a ja mam pracę...
W ogrodzie wszystko mi co wzeszło rośnie błyskawicznie i chłody nic nie zniszczyły. Wczoraj Krzysiek przygotował grządki na fasolę niskopienną i tyczną. Za tydzień będę wsadzać z tym, że nie wszystką na raz tylko w odstępach dwutygodniowych. Muszę też wysiać szczaw, macierzankę i jeszcze raz tymianek, dziurawiec i estragon. Nie wzeszło też oregano. Pewnie też kupię jeszcze cukinie, bo 3 się chyba zniszczą. Zmarniały zupełnie, ale co się z nimi stało nie wiem, bo nie jest to wina chłodu. Pięknie idą dynie i czosnek. Bób wzeszedł raczej kiepsko, a pietruszka jeszcze w ziemi siedzi.
Ostatnie wiersze i zmykam do pisania, a później jeszcze medytacja i zabieg Reiki...
Nie potrafię
nie potrafię biec
szybciej od wiatru
ani wirować wdzięcznie
jak płatki kwiatów wiśni
nie potrafię martwić się
umykającym czasem
a krople deszczu na twarzy
witam z radością
spójrz
już chwyciłam słońce
dłońmi pełnymi wspomnień
marzę
i trwam
chwaląc dni aż po ich kres
Swojskie zakamarki
znalazłam w przestrzeni serca
cichy zakamarek
miejsce tchnące spokojem
swojskie i pachnące ziołami
jak kraina dzieciństwa
gdzie bzy rozkwitają
a dmuchawce tańczą w słońcu
odkryłam domek wśród łąk
obrośnięty bluszczem
drewniany omszony płot
i ławkę w słońcu
odpoczywam
odpływam w marzenia
wciąż głębiej i głębiej
a zgiełk teraźniejszości
umyka w nicość niczym dręczący sen
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)