Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tutorial. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tutorial. Pokaż wszystkie posty

piątek, 22 stycznia 2016

Przypadkowe DIY - Lakier do stemplowania


Wiecie jak to jest - potrzeba matką wynalazku. Ale nie raz, nie dwa, w historii tego świata wielkie wynalazki powstawały jako kompletny przypadek podczas produkcji czegoś innego. 

Te same zasady tyczą się małych rzeczy dlatego dziś krótka historia połączona z DIY o przypadkowym lakierze do stemplowania zrobionym w domu.

środa, 28 października 2015

DIY: GRANULKI ZAPACHOWE do kominka zapachowego


Kocham te dni, kiedy olśnienie spada na mnie jak grom z jasnego nieba. Ten nagły przebłysk geniuszu, w tym wypadku połączony jeszcze z oszczędnością. Tak właśnie powstał ten prosty, ale jakże genialny przepis dla wszystkich fanów kominków zapachowych.

niedziela, 4 maja 2014

{ TUTORIAL } Mineralny bronzer - chcesz mieć dobry kontur? ZRÓB GO! + mini wiosenno-letnie rozdanie

 


Brozery, bronzery, bronzery...

Ach słowo klucz, słowo wytrych, kiedy przychodzi do nadania twarzy wyrazu. Tej kropki nad i. Tego je ne sais quoi.

Poszukiwania trwają latami, ale po co? Trzy ruchy i ideał będzie Twój!

sobota, 3 sierpnia 2013

{ PRZEPIS } Masło do ciała w kostce a'la LUSH WICCY MAGIC MUSCLES

Jest cała masa osób w Polsce, która uwielbia LUSHa. Niestety nie jest on dostępny u nas, a jedyną metodą, aby go pozyskać jest zamawianie lub zakup bezpośrednio zagranicą. Dodatkowo wszędzie poza UK (i chyba Irlandią) ceny są wyższe... Ale fear no more! Przychodzę z ratunkiem! Widzieliście moją recenzję masła do ciała WICCY MAGIC MUSCLES? Postanowiłam odtworzyć jakoś ten produkt, żeby każdy mógł zrobić sobie takie samo cudeńko w domu!

Przygotowanie tej receptury wymagało ode mnie 5 podejść i niestety wciąż jest ona tricky - nie zmienia to jednak faktu, że warto jest się nią z Wami podzielić! Opracowałam dodatkowo przepis, który powinien wyjść bez problemów i kombinowania. Najważniejszy jest zapach, bo to on "robi" ten produkt. Zrobienie podobnego jest akurat bardzo łatwe, więc do boju!


Cały przepis robię dzięki wsparciu surowcowemu sklepu BliskoNatury.pl - tam znajdziecie dokładnie te składniki, których użyłam i całą masę innych półproduktów, olejów i naturalnych kosmetyków :) 



MASŁO DO CIAŁA W KOSTCE A'LA LUSH WICCY MAGIC MUSCLES




SKŁADNIKI (porcja na 2 i pół serduszka):
  •  45 gramów Masła Kakaowego (w pastylkach)
  • 1 łyżeczka Masła Shea
  • 1 łyżeczka Oleju Jojoba
  • 2 łyżeczki olejku eterycznego cynamonowego
  • 1 łyżeczka olejku eterycznego z mięty pieprzowej
  • 0,5 pół łyżeczki Oleju Kokosowego
  • kilka kapsułek witaminy lub witaminy E
  • opcjonalnie - fasola Adzuki


Bardzo przypadło mi do gustu to masło kakakowe w pastylkach. Jest to bardzo wygodna forma do przygotowywanie kosmetyków. Masło to samo w sobie jest twardą i kruchą bryłą. W takiej postaci łatwo jest je odmierzać. Ma lekki zapach czekolady co dodaje dodatkowej nuty zapachowej kosmetykom do których go dodamy. Oryginalne masło z LUSHa miało masujące "wypustki", czyli zatopioną w sobie fasolę Adzuki. Nie byłabym sobą, gdybym jej do tego nie kupiła! :3

 

WYKONANIE:

1. Odważamy Masło Kakaowe i roztapiamy w kąpieli wodnej. Dzięki formie pastylek idzie to o wiele szybciej.


2. Dodajemy Masło Shea, Olej Jojoba i Olej Kokosowy. Jeśli dodane masło nie będzie chciało się rozpuścić to wstawiamy na chwilę do kąpieli wodnej.


3. Gdy ta mieszanka lekko przestygnie dolewamy olejki eteryczne z cynamonu i mięty pieprzowej oraz zawartość kapsułek z wit. E. Wszystko oczywiście dokładnie mieszamy.

4. Formy wysypujemy warstwą fasoli. Zalewamy naszym masłem.


 5. I tutaj wchodzi część "trudna". Wszystkiemu dajemy lekko wystygnąć i wstawiamy do lodówki. Czekamy kilka godzin (najlepiej noc), potem wyciągamy masło i czekamy aż jeszcze sobie ostatecznie "przetrawi się" w temperaturze pokojowej.

6. Wyciągamy uważanie z foremki i VOILA! Masełka gotowe!



 UWAGI:
  • Fasola się rozchodzi na boki pod wpływem wlewania masła, dlatego warto poprawić ją sobie łyżeczką, aby tworzyła zgrabną warstwę na dnie. 
  • Wybierając foremkę nie wybierajmy zbyt płaskiej formy. Musi mieć solidną grubość, ponieważ takie masło potrafi być dość "kruche". Gdy napełniłam jedno serduszko do połowy, niestety mi się połamało po wyciągnięciu...
  • To masło nie jest aż tak łatwo topiące jak oryginał. Potrzebuje chwili na skórze, żeby sunąć po niej gładko. Ma to jednak swoją zaletę, ponieważ zużywa się o wiele wolniej.
Ten przepis, był wykonany tak, aby jak najlepiej oddać oryginalny skład WICCY MAGIC MUSCLES. Takie proporcje były najbliższe temu, żeby mi wyszło. Można je jednak zmodyfikować przepis, żeby było łatwiejsze w wykonaniu i "pewniejsze" udanego produktu.

ALTERNATYWNY SKŁAD:
  • 35 g Masła Kakaowego
  • 20 g Masła Shea
  • 20 g Wosku Pszczelego (białego lub żółtego)
  • 15 g Oleju Jojoba
  • Olejeki eteryczne i olej kokosowy bez zmian
Różnica w wykonaniu będzie polegać na tym, że najpierw topimy wosk, potem dodajemy do niego masło kakaowe, a dalej lecimy zgodnie z przepisem ze zmienionymi proporcjami składników :) Wosk oczywiście też dostaniemy w sklepie BliskoNatury.pl, więc daleko szukać nie musicie.

PRO TIP:
Jeśli masło wychodzi Wam za miękkie to nic straconego! Możecie roztopić w kąpieli wodnej jeszcze łyżeczkę albo dwie wosku pszczelego i wrzucić do niego "nieudaną" kostkę. Po rozpuszczeniu i przelaniu do foremki, fasola znów opadnie na dno :)

Planuję mini rozdanie z okazji swoich urodzin - macie ochotę przetestować takie masełko?

środa, 31 lipca 2013

{ TUTORIAL } Podkład mineralny z bazy, czyli tanio - szybko - dobrze!

Nadrabianie zaległych postów potrafi być ciężkie - przynajmniej dla mnie, czyli kogoś kto jeszcze nie wyrobił sobie dobrego rytmu blogowania. Przyczyną może być też fakt, że zawsze rozpisuję się na temat wszystkiego. Może bez potrzeby, ale lubię każdy temat "do głębi zgłębić". 

Dziś coś, co wiele osób interesowało. Pokażę Wam, jak w oszczędny i prosty sposób, można zrobić sobie podkład mineralny, który będzie idealnie dopasowany do Waszego koloru cery! Wszystko to, dzięki kolorówce.com, która ma w swojej ofercie niezbędne składniki. Let's get to it!

DISCLAIMER! Zdjęcia do tego posta robione były ratami. Nie tego samego dnia, nie o tej samej porze, nie w takich samych warunkach pogodowych. Starałam się, aby jak najlepiej oddawały rzeczywistość, co niestety nie zawsze się udawało...


MINERALNY PODKŁAD NA BAZIE Z KOLORÓWKA.COM



POTRZEBNE BĘDĄ:
Pod koniec wypiszę kilka PRO TIPów oraz jakie zakupy warto poczynić, gdy chcecie się pobawić w robienie podkładu.

Zaczynamy od wybrania bazy kolorystycznej, która jest "najbliższa" naszej cerze. Ja skorzystałam z porady osoby mądrzejszej ode mnie, czyli Bobbi Brown. Radzi ona, aby podkłady testować na skraju żuchwy i szyi. 

Słabe kolorystycznie zdjęcie...

Za pierwszym razem, z tych 4 kolorów, najbardziej przypasował mi odcień NUDE. 


Do woreczka strunowego odsypujemy sobie Bazę do podkładu. Ja odmierzyłam 4 ml. Następnie, łyżeczką 0.15 ml dokładamy sobie bazę kolorystyczną. Przy takich ilościach dodawałam ją powoli, po jednej łyżeczce. Dodajemy łyżeczkę, zamykamy woreczek tak by miał w sobie trochę powietrza i delikatnie rozcieramy między rękoma. Jak najlepiej opisać ten ruch? "Weź torebkę między dłonie ułożone płasko i zacznij pocierać. Ruch powinien przypominać nieco zacieranie rąk z radości, co nawet może być zgodne z  prawdą, bo już niedługo Twój primer będzie gotowy" - taki opis znalazłam na stronie kolorówki, a tyczył się akurat robienia Primera :P

Kiedy zobaczymy, że mieszanka jest roztarta jest na jednolity proszek, sprawdzamy odcień. Najpierw dodajemy Bazy z koloru "skóry". Kiedy jest plus minus taki jak potrzebujemy, dopiero zmieniamy jego odcień przy pomoc kolorów podstawowych.

Znów twarz w słabym kolorze...

Gdy robiłam sobie pierwszy podkład do 4 ml Bazy SM dodałam 4 porcje Bazy NUDE i 2 porcje Bazy GREEN (odmierzane łyżeczką 0.15 ml). Oczywiście, kolor w podkładzie będzie jaśniejszy niż nasza twarz, ale nie będziemy go przecież na twarz kłaść kilogramami przy pomocy szpachelki, tylko grzecznie nakładać pędzlem. 

Gdy kolor wyjdzie jak trzeba, ucinamy rożek torebki strunowej i przesypujemy zawartość do słoiczka.

KONIEC PRACY! Rachu, ciachu i po strachu! 

Trudno mi opisać to jakoś "bardziej", bo to naprawdę jest takie proste. Wsyp, potrzyj, sprawdź, wsyp, potrzyj, sprawdź, GOTOWE!


Pierwszy podkład był prawie idealnie w moim odcieniu. Ale ja nie zadowalam się "prawie", szczególnie jeśli robię coś na miarę dla siebie. Drugą wersję wykonałam w innym składzie:
Dlaczego odmieniony skład? O tym w poradach!









A teraz to, co zapewne wszystkich interesuje najbardziej - jak mój superhipercool podkład sprawdza się na twarzy?

Dzięki cieniowi, moje zęby stały się idealnie żółto-szare :D

Przed to ja - smutna, że moja twarz nie wygląda pięknie i idealnie... Aż włosy mam mokre z tego smutku.
Po - uwierzcie lub nie - to znowu ja! Teraz już szczęśliwa, z kciukiem do góry z zadowolenia. Moja twarz ma równy koloryt, dokładnie taki jak powinien być. Jest lekko zmatowiona, ale nie chamsko płaska. Pod oczami nałożony mam dodatkowo korektor mineralny, który (nie zaskoczę Was) również sama zrobiłam.

Jeśli brakuje Wam zbliżeń mojej twarzy

Oświetlenie przy zdjęciach było dosyć ciepłe, ale trudno się dziwić, kiedy za oknem żar leje się z nieba, a słońce jest w pełnym rozkwicie. 

OPINIA O PODKŁADZIE VER. 2.0: 

Wiem, że moja twarz nie wygląda idealnie - i nie chodzi mi nawet o kształt. Na takim zdjęciu wychodzi każden jeden detal i niedociągnięcie. Kiedy przychodzi do fotografowania swojej twarz to fotograf ze mnie marny. W "normalnym życiu" cera wygląda bardzo ładnie. Jest zmatowiona, ale nie jest to chamski, płaski mat. Krycie jest trochę większe niż średnie, dlatego przy kolejnej wersji dodam jeszcze więcej Color Blend WHITE. Trudno powiedzieć mi, jak długo takie cudo trzyma się na twarz. Nie sprawdzałam z zegarkiem w ręku. Wszystko zależy od pogody, tego co będę robić danego dnia. Warto mieć ze sobą bibułki matujące i/lub puder, jeśli chcemy wyglądać perfecto cały czas, szczególnie w takie upały. Mi nie przeszkadza, jak zaczynam się trochę błyszczeć, bo jednak jestem tylko człowiekiem :P

Dodaję jeszcze zdjęcia ze spotkania blogerek, które jeśli dobrze pamiętam wykonała mi Gosia. Tutaj też mam ten podkład plus w ogóle cały make-up mineralny, samorobiony. Poza bazą do cieni, tuszem i kredką do powiek. Serio, serio!


Co mnie zachwyciło w podkładzie mineralnym to jego lekkość. Nie czuję go na twarzy, nic mnie nie oblepia, nie muszę martwić się o rozcieranie linii szyja-twarz. Również dzięki temu, ze kolor jest idealnie mój!


CO WARTO KUPIĆ NA POCZĄTEK?

Robienie podkładu z bazy uważam za dobry wstęp do robienia bardziej skomplikowanych podkładów z gotowych zestawów. Bardzo prawdopodobne, że taki będzie Wam wystarczał (tak jak mi) i nie będziecie musiały wyciągać mocniejszych dział ;)

1. Wybieramy, która baza nas interesuje. Do wyboru mamy 2 - SM Foundation Base Mix i CS Foundation Base Mix. Obie mają w sobie Tlenek Cynku, czyli naturalny filtr przeciw słoneczny.

Skład SM Foundation Base Mix: Sericite Mica - Magnesium Myristate, Titanium Dioxide, Zinc Oxide, Silk Powder, Magnesium Stearate, Allantoin

Skład CS Foundation Base Mix: Oryza Sativa (Rice) Powder, Titanium Dioxide, Mica, Kaolin Clay, Zinc Oxide, Magnesium Stearate.

Ja korzystałam z jest pierwszej. Bez przeróbek jest średnio kryjąca, z satynowym wykończeniem. Podejrzewam, że dobrze sprawdzi się u skóry normalnej/suchej. Dodatkowo w swoim składzie posiada dwa pielęgnujące składniki: alantoinę i puder jedwabny. Ta druga przeznaczona jest do skóry tłustej i sama w sobie zapewnia lekkie krycie. Za matowienie odpowiada puder ryżowy i kaolin, czyli biała glinka.

Bazy występują w 4 wielkościach: 5 ml, 10 g, 30g i 100g. Bezpieczniej jest wziąć opakowanie 10 gramów, ale jak chcecie tylko liznąć temat to poradzicie sobie z 5 ml. Najwyżej będziecie potem robić drugie zamówienie :P

2. Wybieramy kolory bazy. Kolorów jest mnóstwo, dlatego zrobiłam swatche.


OLIVE dostał serduszko, bo to mój kolor :3 Nie są to wszystkie dostępne kolory, dodatkowe swatche znajdziecie u Arsenic. Ona do swojej chłodnej cery użyła odcienia BEIGE. Najbezpieczniejsze odcienie to NUDE, BEIGE i OLIVE. Jeśli choć trochę czujecie jaki macie odcień to weźcie sobie NUDE plus któryś z tych dwóch pozostałych. Tak na wszelki wypadek.

Bazy kolorystyczne to roztarte tlenki żelaza z dodatkowymi składnikami. Kolorówka mówi nam: "Łatwo zmieszać ją z dowolnymi kosmetykami sypkimi, bazami kosmetycznymi i innymi bazami kolorystycznymi, a także pigmentami perłowymi w torebce strunowej." Nie wymagają żmudnego rozcierania w moździerzu, dzięki czemu praca idzie łatwiej i szybciej.






3. Dobieramy bazy kolorystyczne w podstawowych barwach. Każdy z tych odcieni, dodany w małej ilości, będzie zmieniał nam lekko odcień. Niebieski ochładza, Żółty ociepla, Czerwony doda lekko różowego tonu, zaś Zielony potrzebny będzie do cer oliwkowych. Najbezpieczniej jest kupić komplet 4 kolorów. Ja sama myślałam, że zielony w ogóle mi się nie przyda. Potem doznałam szoku, gdy jednak okazał się niezbędny dla mojej cery. Jednak jestem oliwkowa. Huh...

4. Jeśli chcemy zwiększyć krycie dokupujemy Color Blend WHITE. Dodaje krycie i nie trzeba go rozcierać w moździerzu jak np. Dwutlenek Tytanu.

5. Jeśli wybieracie bazę do podkładu SM (którą serdecznie polecam), a macie cerę tłustą/mieszaną, zaopatrzcie się dodatkowo w Krzemionkę Sphericę P-1500. 

Czymże jest? "Sferyczny kształt cząstek powoduje, że ta odmiana krzemionki jest niezwykle gładka, jedwabista, transparentna. Dodana nawet w niewielkie ilości do kosmetyków zapewnia przyjemną i komfortową aplikację. Nie bieli. Charakteryzuje się wysoką adsorpcją sebum i wilgoci. Doskonale przylega do skóry dzięki czemu matuje skutecznie i długotrwale, nawet w ekstremalnych warunkach (wysoka wilgotność, temperatura). (...) Sferyczne cząstki krzemionki silnie rozpraszają światło zapewniając efekt soft focus (optycznego wygładzenia wszelkich niedoskonałości skóry). Pozwala to uzyskać jednorodne i naturalne wykończenie makijażu bez efektu "płaskiego" matu". 

A mówiąc w skrócie - to po prostu typowy puder HD, które tak namiętnie sprzedają wszystkie firmy. Jeśli macie jakiś w domu to sprawdźcie skład. Zwykle zawierają jeden składnik: SILICA. To właśnie krzemionka. I znów odsyłam do kogoś mądrzejszego, czyli Arsenic, jeśli chcecie zgłębić temat. Krzemionkę łatwiej miesza się w woreczku strunowym. To co Wam zostanie możecie używać samodzielnie jako pudru do wykończenia makijażu :)

6. Obowiązkowo zaopatrzcie się w woreczki strunowe i łyżeczkę 0.15 ml. Dzięki takiej miarce łatwiej będzie wam załapać jakich proporcji użyłyście przy podkładzie.

PRO TIPS!

  • Nigdy nie dawajcie dużych ilości kolorów na raz! Możecie przez to obudzić się z ręką w nocniku, kiedy podkład jest za ciemny, a wy nie macie czym go rozjaśnić. Umiar to podstawa.
  • Kosmetyki mineralne robimy w świetle dziennym. Wtedy najłatwiej jest zauważyć wszystkie niuanse.
  • Kolory próbujemy na czystej skórze bez dodatkowych, kolorowych podkładów.
  • Możecie na nadgarstku zrobić sobie swatch podkładu, który uważacie, że jest najbliżej idealnego odcienia. Będziecie wtedy wiedzieć jak mniej więcej balansować z kolorem, żeby uzyskać ten sam albo lepszy efekt.
  • Pod miejsce pracy podłóżcie sobie kartkę albo papier do pieczenia. Jeśli pęknie Wam woreczek, łatwiej będzie wszystko zabrać z powrotem.
  • Jeśli dodawałyście krzemionki i po pierwszym użyciu dochodzicie do wniosku, że potrzebujecie więcej matu - żaden problem! Otwórzcie słoiczek, przesypcie podkład do woreczka strunowego, dodajcie więcej krzemionki, wymieszajcie, odsypcie z powrotem. Ale uważajcie przy zdejmowaniu sitka, bo to potrafi być bardzo tricky!
  • Kiedy zrobicie sobie podkład to nie używajcie go do końca. Warto reszteczkę przesypać sobie do woreczka strunowego. Jeśli będziecie wtedy zmieniać recepturę to będziecie miały gotowy swatch poprzedniego koloru (przy zmianach w recepturze mogą zmienić się proporcje kolorowych pigmentów).
  • Nie bójcie się pytać! Ja, Arsenic oraz obługa sklepu kolorówka.com chętnie doradzimy :)

Mam nadzieję, że komuś przydadzą się te mega długie wynużenia. Starałam się zapisać tutaj wszystko co wpadało mi do głowy i co wiem ze swojego doświadczenia. Jeśli potrzebujecie więcej wiedzy to poczytajcie sobie u Arsenic (znowu ona :P) jej mądre słowa. Wy musicie tylko uwierzyć w siebie, bo wykonanie jest bardzo proste!

środa, 1 maja 2013

{ TUTORIAL } Jak robić zakupy na eBayu?

Właściwie trochę jest mi trochę głupio wrzucając ten tutorial. Mam nadzieję, że nikt z Was nie myśli sobie: "Ja pier...papier, co ona wrzuca, przecież to wszyscy wiedzą" albo "Czy ona ma nas za idiotów?". Zauważyłam, że pod moim postem na temat zakupów z Chin na eBayu, sporo osób było zainteresowanych przewodnikiem po zakupach na tej międzynarodowej platformie. Gdzie jeśli czegoś nie da się znaleźć to znaczy, że nie istnieje. Albo my nie umiemy szukać. Dlatego dziś zbiór informacji o tym gdzie, co i jak, żeby nasze portfele jeszcze bardziej chudły :P

Jeśli wpadniecie w eBayoholizm, tak mogą wyglądać Wasze wieczory!

Z tego miejsca mogę Was ostrzec - ten post ma masę screenshotów i sporo opisów. Kto przeczyta do końca otrzyma uśmiech prezesa odciśnięty w betonie uzbrojonym po zęby :3 A uwierzcie mi... sporo się nad nim napracowałam!

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

{ PRZEPIS } Naturalnie kokosowy balsam do ust

Od kilku miesięcy już przestawiłam się zupełnie na naturalne balsamy do ust. Najpierw miałam jeden domowy od Smykusmyka, potem trafilam na markę Figgs&Rouge - którą uważam za przesadnie wysoko wyceniającą swoje produkty firmę. Zapasy jednak powoli się kończyły i trzeba było zrobić coś samemu.

Uzupełniając zapas wosku pszczelego, dorzuciłam do koszyka olej kokosowy. Coś co okazało się być cudownym półproduktem bogów! A nie dla nich syntetyczne kokosy, o nie... Gdy wącham tą śmieszną maź, która o dziwo nazywana jest olejem, czuję się kobieta w reklamie Bounty. Nagle mam plaże, hamak i świeżo rozbitego (przez samego Jasona Momoa) kokosa pełnego miąższu i mleka... Na szczęście używając go w balsamie do ust wciąż pozostawia ten boski aromat. Dlatego szykujcie zlewki, bo warto troszkę posiedzieć w kuchni!

NATURALNIE KOKOSOWY BALSAM DO UST


SKŁADNIKI:

PROPORCJE:

  • 1:1:1 - balsam twardszy; do słoiczka i opakowania na sztyft; 
  • 1,5:1:1 - balsam miększy; do słoiczka 
  • Kolejność produktów w proporcjach taka sama jak na liście przepisów

PRZYDATNY SPRZĘT:

  • miarki, chociaż wystarczy odkażona łyżeczka
  • zlewka, aby było łatwiej przelać do opakowań
  • mieszadełko
  • opakowania - u mnie w tej roli słoiczki z Rossmana za jakieś 1,50 zł






WYKONANIE: 

1.  Do naczynia w którym będziemy wszystko topić, dajemy odpowiednią porcję wosku oraz masła shea. Ilość, której użyłam w tym przypadku do 10 ml każdego ze składników. Wszystko to wstawiamy do kąpieli wodnej i czekamy aż w pełni się rozpuści. 



2. Wyciągamy naczynie. Dokładamy do niego oleju z kokosa, który ma konsystencję podobną do wazeliny. Nakładając go rozkoszujemy się zapachem. Mi w tym czasie zdążyło już wszystko zacząć zastygać (z powodu dużej zawartości wosku), więc musiałam znów pogrzać całą mieszankę. 











3. Dodajemy kapsułkę wit. E, mieszamy i przelewamy do odkażonych wcześniej słoiczków. Pozostawiamy do wystygnięcia i gotowe!


Muszę przyznać, że jestem mega zadowolona z tego przepisu. Jest prosty, tani i ten zapach... No i oczywiście sama natura :3 Osobiście wolę trochę miększe balsamy w słoiczkach, więc gdy ten skończę użyję proporcji 1,5:1:1.

Tym razem składniki kupowałam w sklepie Goremi - Zdrowe Kosmetyki. Tam dostaniecie wszystkie 3 potrzebne półprodukty z baaardzo niskich cenach: to co widzicie na zdjęciach plus najtańsza wysyłka wyniosło tylko 14,82! A ilości takie wystarczą na całą masę balsamów do ust ;) 

I co Wy na takie rozwiązanie?

niedziela, 7 kwietnia 2013

{ PRZEPIS } Grejpfrutowe masło do ciała a'la ORGANIQUE

Obiecane DIY z kosmetyków do ciała. Czyli jak tanio i skutecznie zastąpić drogi markowy produkt.

Gdy przed Wielkanocą obchodziłam z moją przyjaciółką centrum handlowe, ona pełna chęci i zachwytu,  oglądała masła dostępne na wagę w sklepie Organique. Już chciała witać się z maślaną gąską, gdy powiedziałam jej: "Weź daj spokój, zrobię Ci takie samo albo nawet lepsze". Są kosmetyki, które trudno zastąpić wersją domową. Masło do ciała zdecydowanie do nich NIE NALEŻY. 

Nie pamiętam jaka cena widniała w sklepie, a zeznania świadków oraz internetów się różnią ;) Producent chwali się, że produkt zawiera 50% masła shea, dodatkowo też wosk pszczeli, olej sojowy, olej awokado i olej z pestek winogron. Posiedziałam, pokminiłam, popatrzyłam co mam w szafie po uzupełnieniu zapasów. Tak powstało...

GREJPFRUTOWE MASŁO SHEA DO CIAŁA A'LA ORGANIQUE 

SKŁAD na 150 gramów:

Cena: ok. 15,50 zł / 150 g


Wystarczą 4 kroki:

  1. Po odważeniu ilości, musimy rozpuścić nasze składniki, znajdujące się w stałym stanie skupienia ;) W teorii najlepiej jest zacząć od wosku, który ma największą temperaturę topnienia. Ja wrzuciłam oba naraz, zaczepiłam pojemnik o garnek i roztapiałam w kąpieli wodnej. Może to trochę zająć. Jeśli masło będzie w drobnych kawałkach wszystko pójdzie szybciej. Co jakiś czas mieszamy odkażoną łyżeczką/mieszadełkiem, aby troszkę przyspieszyć proces.
  2. Odmierzamy oleje (robiłam to wagowo, nie na mililitry), wyjmujemy z kąpieli mieszankę maślano-woskową
  3. Dodajemy oleje, mieszamy wszystko.
  4. Na koniec dolewamy wit. E z przekłutych kapsułek oraz olejek eteryczny. I znów mieszamy.


Po tym całym zamieszaniu, wszystko przelewamy do opakowania. Warto dać masłu czas ostygnąć do pełnego stężenia. A niech sobie masełko odpocznie kilka godzin.


Konsystencja masła jest zwarta, ale nie mocno twarda. Dzięki zawartości wosku pszczelego powinno wytrzymywać wyższe temperatury, choć lepiej na słońce go nie wystawiać :D Nie ma problemów z rozsmarowywaniem na ciele. Olejów możecie użyć dowolnych, w zależności jakich dodatkowych właściwości chcecie nadać gotowemu masłu. Jeśli chodzi o masło to pozostałabym przy tym shea. Każde masło potrafi sporo różnić się twardością, a to potrafi zmienić konsystencje gotowego kosmetyku. Zresztą to jest najtańsze :3

W ten sposób zyskujemy 150 gramów naturalnego masła do ciała. Żadnych zbędnych dodatków, naturalny zapach i skład pełen dobrych właściwości. Jest bombą nienasyconych kwasów tłuszczowych, witamin... Ba! Część składników pomoże nam nawet przy cellulitisie i rozstępach ;) Chociaż wiadomo, że nie samym masłem należy z nimi walczyć, ale takie pachnące wsparcie warto mieć.

I co Wy na takie rozwiązanie?

A propos rozwiązań... Macie czas zgłaszać się do giveawaya jeszcze do końca poniedziałku, a potem wyniki!

czwartek, 27 grudnia 2012

{ prawie TUTORIAL / PRZEPIS } Płyn micelarny "Pączki z różą"


To jest taki prawie tutorial. Troszkę bardziej własne doświadczenia i zmodyfikowany przeze mnie przepis. 

Wiem, że są osoby, które nie widzą czym jest płyn micelarny. Znaleziona przeze mnie definicja na doz.pl opisuje go jako: Wyjątkowo łagodny i skuteczny preparat do demakijażu twarzy i oczu. Można go również wykorzystywać do codziennej pielęgnacji twarzy. Nie wymaga spłukiwania. Skład oparty na bazie bardzo łagodnych środków powierzchniowo czynnych, które nie powodują szczypania oraz łzawienia oczu. Krócej mówiąc to delikatna woda do demakijażu i oczyszczania twarzy. Osobiście używam tylko do demakijażu, ale zdarzyło mi się oczyścić twarz samą micelarką - jeśli ktoś lubi takie raczej delikatne oczyszczenie to polecam.

Przez lata do zmywania makijażu używałam mleczka. Najczęściej któregoś marki Ziaja np. ogórkowego lub nagietkowego. Bo tanie, bo dużo, bo dostępne, bo zmywa dobrze. Gdy w moje ręce wpadały jakieś płyny na bazie wody nigdy nie byłam zadowolona. Żaden z nich nie działał wystarczająco dobrze, a ja przecież nie używam kosmetyków wodoodpornych! Mleczka też nie były idealne. Po ich użyciu miałam na twarzy jakiś tłusty film, więc bez dodatkowego mycia żelem nie dawało rady. Nie wspominając już o nieprzyjemnej mgiełce na oku, jeśli użyłam za dużo produktu.

Moje nastawienie zmieniło się, gdy miesiąc temu wygrałam u Arsenic konkurs, a wśród nagród znalazł się gotowy zestaw z kolorówki do zrobienia wody micelarnej. Wtedy zrobiłam swoją pierwszą wodę i okazała się być naprawdę świetna! Przyjemnie i skutecznie zmywa makijaż, nie zostawia tłustego filmu, a w dodatku jest całkiem wydajna. Swojego 100 ml opakowania używam miesiąc, jeszcze go nie skończyłam - fakt, że nie codziennie się malowałam, ale i tak nieźle. 

Perspektywa końca tego preparatu miał troszkę mnie przerażała. Szukałam przepisu, który nie wymagałby ode mnie dużego nakładu finansowego. Wykopałam w ten sposób przepis na blogu Seraphase - okazało się, że jedynym tak naprawdę wymaganym składnikiem przy wodzie micelarnej jest P-4C (Polyglyceryl-4-Caprate). Czym jest ten składnik nie umiem powiedzieć. Bo cóż znaczy to, że jest surfaktantem nie zawierającym PEG oraz posiada doskonałe właściwości solubilizujące? Cholera wie. Gdybym przeanalizowała kilka słów to pewnie bym wiedziała :P Jedyne co rozumiem to fakt, że oczyszcza, nie podrażnia skóry i może wpływać pozytywnie na jej stan. Oraz ma certyfikat Eco-cert. To mi do szczęścia wystarczy.

Według Seraphase wystarczy dodać do wody P-4C (maksymalnie 5%), wymieszać i gotowe. Ja bym użyła do tego kosmetycznej wody demineralizowanej oraz odrobinki jakiegoś w miarę naturalnego konserwantu, aby móc trzymać produkt w łazience, a nie w lodówce. Gdyby nie fakt świątecznych prezentów to pewnie skusiłabym się na taką wersję minimalistyczną. Uratował mnie mój chłopak, który chciał kupić mi jakiś dodatek do prezentu. Jeśli nie chcesz mojej zguby, półprodukty kup mi luby! (trochę żenujący żart...)
I tak powstał...

Płyn micelarny "Pączki z różą" (150 ml)

(na wzór płynu z kolorowka.com, składniki kupione na zrobsobiekrem.pl)

  • 87 % Hydrolat Różany (131 ml)
  • 5 % P-4C (7-7,5 ml)
  • 5 % Mleczan sodu (7,5-8 ml)
  • 3 % D-Panthenol (prowit. B5) w roztworze wodnym (4 ml)
  • ewentualnie - 25-35 kropel konserwantu FEOG
  • sprzęt: miarki, butelka na gotowy produkt (nie przezroczysta)

Wykonanie jest banalnie proste. Do butelki na gotowy produkt przelewamy wszystkie składniki oprócz P-4C. Mieszamy przez wstrząsanie. Później odmierzamy i dodajemy P-4C, które jest cholernie gęste. Znów trzęsiemy. Odstawiamy na godzinkę. Trzęsiemy. Odstawiamy na kilka godzin/noc, aby opadła piana. GOTOWE!

Kosmetyk jest ważny 6 miesięcy (bez konserwantu 2 tygodnie i tylko do trzymania w lodówce) - najlepiej gdzieś na opakowaniu zapisać to sobie wodoodpornym pisakiem. Używając hydrolatu różanego uzyskałam zapach dżemu z pączków różanych :3 Oczywiście możemy użyć innego albo wody demineralizowanej. Płyn świetnie działa, tak samo dobrze jak jego poprzednik z kolorówki. Używając maksymalnego stężenia P-4C płyn powinien zmywać bez problemu kosmetyki wodoodporne (nie wiem, nie używam). Ważne jest, aby zmywając makijaż oczu, nie zaczynać od tarcia na chama, a przyłożyć nasączony wacik na chwilę i dać kosmetykowi spokojnie rozpuścić nasz makijaż.

D-Panthenol jest składnikiem nawilżającym naszą skórę oraz poprawia jej regenerację, gdy jest podrażniona, a nawet poparzona. Mleczan sodu również poprawia nawilżenie, ale dodatkowo ma właściwości przeciwbakteryjne i może pomagać przy problemach z trądzikiem. Możemy jednak eksperymentować z innymi dodatkami jak np. wyciągiem z aloesu, alantoiną, gliceryną.

Przejdźmy jednak do innej kwestii - ile to kosztuje? Wszystkie składniki kupiłam w zrobsobiekrem.pl, za zamówienie zapłaciłam z wysyłką 63 zł. Gdybym ograniczyła się do hydrolatu (200 ml), P-4C (30 ml), konserwantu (15 ml) oraz dodatkowej butelki wyszłoby 40 zł. Oczywiście nie są to ceny za jednorazowe zrobienie produkt. Popularne sklepowe 250 ml płyny kosztują od 15 zł do aż 50 zł za uwielbiany przez tłumy firmy Bioderma. Ja wiem - strasznie dużo cyferek, ale co wynika z tej matematyki? Suma summarum stratne finansowo nie będziecie, a zyskacie kosmetyk o dopasowanym do Waszych potrzeb składzie, bez dziwnych dodatków i satysfakcję wykonania go samodzielnie.

Strasznie się rozpisałam. Mam nadzieję, że nie przeszkadzają Wam takie długie wywody. Ja wychodzę z założenia, że lepiej napisać kilka słów więcej, aby sytuacja była klarowna :) Tematy kosmetyczne u mnie wciąż na topie, ale co w głowie to na blogu - na tym to chyba polega ;)

poniedziałek, 3 grudnia 2012

{ TUTORIAL / DIY } - Wisiorki i kolczyki z kaboszonami PART 2 - ŁAŃCUSZEK ORAZ OZDOBY


Pora na zakończenie "tryptyku" tutorialowego. Materiały kupione, wisiorek gotowy, potrzebujemy jeszcze łańcuszka :)


____________________________________________________

ŁAŃCUSZEK

KROK 1

Spora część baz do wisiorków nie posiada zamontowanych krawatek. Kupioną oddzielnie krawatkę wystarczy lekko rozchylić, założyć wisiorek oraz docisnąć z powrotem.


KROK 2

Łańcuszki sprzedawane są w metrach (lub ich wielokrotności). Dlatego musimy sobie odmierzyć długość jaka jest nam potrzebna. Najłatwiej jest to zrobić przykładając łańcuszek sobie do szyi i sprawdzając w lustrze. Należy pamiętać, że końcowy produkt będzie dłuższy o karabińczyk oraz o ewentualną regulację. Te, które ja robiłam, miały wisieć na piersi - ich długość wynosiła ok. 46 cm.


Kiedy długość zostanie określona, musimy wyłapać sobie pojedyncze kółeczko łańcuszka w wymierzonym miejscu i wyciąć/rozciąć je obcinaczkami. W to samo robimy z łańcuszkiem regulacyjnym (moje mają zwykle ok. 5 cm).



KROK 3


Bierzemy pojedyncze ogniwko. Musimy się rozszerzyć - lepsze są ogniwka twarde, ale do nich najlepiej używać jednocześnie 2 narzędzi do przytrzymywania. Nie raz zepsułam sobie tym paznokcie, więc trzeba uważać ;) Na rozsuniętym ogniwku zaczepiamy jeden koniec przyciętego łańcuszka oraz karabińczyk. Potem oczywiście dociskamy. Należy zrobić to szczelnie, aby uniknąć odpadania poszczególnych części.


W ten sam sposób montujemy z drugiej strony łańcuszek regulacyjny. Ja do swojego lubię w celu ozdobnym dodać jakąś małą zawieszkę - w tym wypadku listek :)

I TYLE!

Tak można zrobić zwykły łańcuszek, bez ozdób. Mając taki neutralny łańcuszek możemy stworzyć kilka wisiorków i zmieniać w razie humoru.

Jeszcze niewyschnięty klej ;)

____________________________________________________

Można jednak zrobić coś bardziej fancy. Osobiście uwielbiam, gdy na łańcuszku wiszą jakieś dodatki, a koloru dodają koraliki. Rzeczy, którymi możemy przyozdobić jest sporo: zawieszki, kokardki ze wstążek, wymienione już koraliki... Jeśli nie macie pomysłów wystarczy przejść się do pierwszego lepszego sklepu z biżuterią typu "I am", "Six" czy "Diva". Tam da się wyłapać mnóstwo fajnych koncepcji :3 Tutaj pokażę jak ja ozdobiłam łańcuszek do wisiorka w stylu steampunk.


KROK 4


Rozkładamy zapięty wisiorek na stole i patrzymy gdzie plus-minus chcemy umieścić nasze koraliki. Jeśli nie chcemy wydłużać łańcuszka odcinamy odpowiedni jego kawałek.


KROK 5

Nasze koraliki zakładamy w pożądanej kolejności na druciku zakończonym oczkiem. Wyginamy drucik z drugiej strony o 90 stopni i zaokrąglonymi bocianami robimy niezamknięte oczko. Niestety nie jestem w stanie pokazać Wam jak dokładnie wygląda ten proces... Na Youtubie znaleźć można mnóstwo filmików na temat robienia biżuterii i tam znajdziecie różne techniki wykonywania oczka.


KROK 6

Nie domknięte oczko zawieszamy na końcu jednej część uciętego łańcuszka, dociskamy je w celu zamknięcia. Rozginamy lekko oczko z drugiej strony naszego drucika i ponownie zawieszamy oraz zaciskamy.


KROK 7

Możemy oczywiście przywiesić też zawieszki, aby coś nam się wdzięcznie "dyndało" ;) Bierzemy rozchylone ogniwko, przekładamy przez oczko łańcuszka, zaczepiamy zawieszki i zaciskamy kółeczko.  Warto jest kombinować z miejscem przyczepienia elementów wiszących, aby "zwis" prezentował się jak najlepiej :P


W ten sposób dochodzimy do OSTATECZNEGO KOŃCA naszej pracy - tak wyglądają 3 wisiorki, które przygotowałam.



Mam cichą nadzieję, że chociaż kilku osobom ten tutorial się przydał, rozwiał jakieś wątpliwości. Jeśli macie pytania nie bójcie się zadawać ich w komentarzach - chętnie odpowiem :) 

Trzymajcie się i twórzcie! Bo nic nie daje większej satysfakcji niż wykonanie czegoś samodzielnie! :3


WSTĘP - MATERIAŁY

PART 1 - WISIOREK I KOLCZYKI Z KABOSZONAMI

sobota, 1 grudnia 2012

{ TUTORIAL / DIY } - Wisiorki i kolczyki z kaboszonami PART 1 - WISIOREK


Wczoraj przedstawiłam Wam materiały oraz narzędzia potrzebne do stworzenia kaboszonowych biżuterii. Teraz pora na zrobienie własnego wisiorka, kolczyków lub czegokolwiek do czego macie bazę :) W sam raz na grudzień i początek (jak dla mnie) cudownego okresu świątecznego :3 Oczywiście wszystkie półfabrykaty z których korzystam zasponsorował Passionroom.pl. Wykonanie jest baaardzo proste - to tylko kilka kroków.

____________________________________________________

KROK 1



Wybieramy/drukujemy i wycinamy nasze obrazki. Ja zawsze przygotowuje je sobie w odpowiednim kształcie oraz wielkościach w programach graficznych. Można je jednak po prostu wydrukować, potem ręcznie odrysować kształt do wycięcia. Nasz "wycinek" nie musi być idealnie okrągły ;) Wycięty obrazek wkładamy pod kaboszon i sprawdzamy rozmiar. Najlepiej, żeby był troszeczkę mniejszy od szkiełka. To jak dużo ja musiałam przyciąć widać na przykład po grafice z wyjącym wilkiem :)


KROK 2 i 3



Nakładamy klej na płaską część kaboszonu. Warto mieć pod ręką szklankę z wodą, żeby mieć gdzie przepłukać pędzel. Kleju nie należy żałować. Powinna powstać nam średnio gruba biała warstwa (środkowy obrazek). Szkiełko nie może mieć przezroczystych miejsc - w nie należy dołożyć jeszcze kleju.

Na tak nałożony klej kładziemy obrazek. Najlepiej zacząć przyklejać naciskając od środka do zewnątrz. Odpowiednia warstwa kleju ułatwia przyklejenie i uniknięcie ew. bąbelków. Jeśli jednak jakieś powietrze dostanie się do środka należy je delikatnie wymasować. Klej może trochę wylecieć na obrzeżach. Nadmiar możemy delikatnie zetrzeć, choć nie warto przesadzać. Taki nadmiar będzie świetnie zabezpieczał nasz obrazek na brzegach kaboszonu.

Każdemu zdarzają się błędy - w razie potknięcia można na tym etapie odkleić obrazek, zetrzeć klej i dokładnie umyć kaboszon gąbką z płynem do mycia naczyń :)


KROK 4



Pozostawiamy kaboszony do przeschnięcia na jakieś 15-30 minut. Najbezpieczniej jest zrobić do kładąc je na wypukłej (nie klejonej) części. Na zdjęciu z prawej strony widać jak wyglądają po ok. 15 minutach schnięcia.


KROK 5


Tym razem smarujemy bazę klejem. Ponownie nie żałujemy - nie ma co, klej jest tani, a ważna jest wytrzymałość ;)


KROK 6



Przeschnięty kaboszon przyklejamy na środku bazy. Dociskamy dokładnie znów zaczynając od środka. Jak widać część kleju może wylewać się po brzegach. W takiej sytuacji wystarczy przetrzeć nadmiar - ja zwykle robię to palcem, ale co kto woli :D Na dolnym obrazku widać, że pozostawiłam jeszcze klej w rowkach. Przyda się ponownie jako wzmocnienie wytrzymałości wisiorka, a po wyschnięciu nie będzie widoczne. Jeśli pobrudzimy klejem kaboszon nie należy się martwić. Gdy klej wyschnie możemy go zdrapać paznokciem lub czymś plastikowym :)


KROK 7 (i ostatni)



Czekamy, czekamy, czekamy... Na górnym zdjęciu możecie zobaczyć jak wyglądały kaboszony tuż po przyklejeniu. Na dolnym minęła godzina. Z początku nasze obrazki znów się "zabielą", ale będzie to spowodowane ilościami kleju.

Ile czasu potrzeba na wyschnięcie? Czasem dobę, czasem trochę więcej lub mniej. Wszystko zależy od wielkości wykonywanej biżuterii. Tak prezentują się moje twory pod dobie schnięcia :)

Klej jeszcze częściowo niedoschnięty, ale już bliżej niż dalej! :)

Tak wygląda przygotowanie biżuterii z bazą na kaboszon. Starałam się opisać wszystko co ewentualnie może się przytrafić. Nie bójcie się pytać jeśli macie jakieś wątpliwości - chętnie odpowiem na Wasze pytania :3 Jeśli potrzebujecie wiedzieć jak wykonać własny łańcuszek i dodatkowo go przyozdobić to śledźcie bloga, bo już następna część będzie właśnie o tym!

WSTĘP - MATERIAŁY

PART 2 - ŁAŃCUSZEK ORAZ OZDOBY