Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ciastka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ciastka. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 2 stycznia 2011

Praktyka czyni mistrza, czyli witrażyki w pierniczkach

Oto coś co chciałam napisać jeszcze w grudniu, kiedy to wszyscy robią pierniczki. Niestety lenistwo i brak organizacji dał o sobie znać. Wpis więc pojawia się teraz. Póki jeszcze zima, sezon świąteczny trwa do 6 grudnia i może ktoś potrzebuje zrobić sobie pierniczków od tak dla smaku.

Rok w rok, w domu dzieje się pewna niepisana tradycja: mama nie pamięta z którego przepisu korzystałyśmy rok temu, więc robimy masową zbiórkę wszystkiego co wpadnie w ręce: książki, zeszyciki z gazet, zeszyty, wycinki, opakowania. Generalnie wszystko gdzie można znaleźć przepis o tytule "Pierniczki". W tym roku padło na blog mojewypieki.blox.pl. A dokładniej na ten przepis + zdjęcia witrażyków. Wykonanie pozostawiłyśmy takie samo, ale skład został zmieniony.

Pierniczki (same składniki)
550 g mąki żytniej
150 g mąki pszennej
200g masła
1 jajko + żółtko
450 g miodu
150 g cukru pudru
3 łyżeczki płaskie sody/proszku do pieczenia (mama preferuje sodę do piernika, ale zabrakło...)
przyprawa do piernika (2 opakowania, bo my lubimy duuużo przyprawy ;)
2 łyżeczki kakao (tak dla koloru)
Komentarze co do wykonania:
Wykonujemy tak jak w przepisie podanym na mojewypieki, ale...
1) Ciasto warto schować do lodówki na jakąś godzinkę. Jeśli nie wykorzystamy całego to może jeszcze spokojnie posiedzieć chłodziarce parę dni.
2) Pierniczki bardzo długo miękły. Nawet po 2 tygodniach wciąż nie były mięciutkie. Być może szczelne pudełko było ich zgubą. Kiedy położone zostały na paterze wśród owoców zmiękły błyskawicznie. Wszystko zależy od tego jakie chcemy żeby były.

Rady do witrażyków: Jak znalazłam sposób wykonania witrażyków od razu poczułam, że muszę spróbować. I choć instrukcja w przepisach była jasna to uważam, że moje obserwacje mogą się komuś przydać ;)
1) Landrynki nie są chętne do kruszenia. Próbowałam drewnianym tłuczkiem do mięsa i nic. Kombinowałam jak żaba pod górkę aż mnie olśniło. Genialnym rozwiązaniem okazał się stary dziadek do orzechów (jak widać na zdjęciu). Kruszy świetnie landrynki, na mniejsze i większe kawałki.
2) To ile sypałam widać na zdjęciu: trochę z górką, kawałki większe i drobne kryształki.
3) Czas pieczenia podany na mojewypieki jest w sam raz. Gdy wyjmiemy blachę, musimy pozostawić ją do wystygnięcia. Próba zdjęcia z gorącej/bardzo ciepłej blachy skutkuje tym, że witrażyk wciąż klei się do papieru. Warto więc pierwszego zdejmować powoli, jeśli nie jesteśmy pewni.

Tyle miałam do przekazania w kwestii pierniczkowej ;) Jutro zaś mała recenzja sklepu internetowego.

niedziela, 24 stycznia 2010

I tak, i nie

Dopadł mnie spadek formy. Wydaje mi się, że spadki formy zdarzają się każdemu, chociaż czasem jak czytam blogi niektórych widzę tylko pełną, piękną twórczość i czysty geniusz. No i brak gorszych dni. Powód takiego stanu u mnie trudno wytłumaczyć. Może to z powodu "tych dni", może z nieznanej przyczyny. Ogólnie jednak jestem z siebie niezadowolona: nie potrafię czytać wzorów szydełkowych (więc nie zrobię sobie szala), nie potrafię robić na drutach (co każdy potrafi, a ja jak odłożę na 10 minut robótkę to zapominam z czym to się je), nie potrafię w około obkleić świecznika serwetką (tak ładnie, żeby wzór był jednostajny)... Oczywiście wszystko to inne crafciarki potrafią na 5+ - tylko ja nie.

Wczoraj jednak postanowiłam zrobić ciastek, żeby jakoś przełamać to wszystko. Czekoladowych "Całusków pani Darling" z książki pani Małgorzaty Musierowicz.Dla zainteresowanych - przepis z książki "Całuski pani Darling" M. Musierowicz. Pełno tam przepisów literackich typu Ciastka Ksantypy, Śniadanko Sherlocka Holmesa czy Złociste biszkopciki Ani Shirley. Wszystko łatwo i przyjemnie - chociaż przyznaje się, że poza "całuskami" nie próbowałam innych przepisów.

Całuski pani Darling
Składniki: 3/4 tabliczki gorzkiej czekolady, 1/2 kostki masla, 1/2 szklanki cukru, 1 jajko, 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia, 2 szklanki mąki
Wykonanie: Rozpuścić czekoladę w rondelku włożonym w garnek z gotującą się wodą. Zostawić czekoladę do lekkiego wystygnięcia. W tym czasie ubić w mikserze masło, cukier i jajko. Do puszystej masy dolać czekoladę, szczyptę soli, proszek do pieczenia i mąkę. Wszystko wymieszać łyżką, a potem wyrobić ciasto na stolnicy. Następnie ciasto chowamy do worka i lodówki na przynajmniej godzinę. Potem już tylko wyciągamy, wałkujemy (grubość około pół centymetra), wycinamy i pieczemy ok. 20 minut w piekarniku nagrzanym do 120 stopni.
Uwagi własne: 1. Osobiście ciastka piekę w temperaturze ok. 130-140 stopni; 2. Ciastka gdy je wyciągamy mogą wydawać się miękkie, ale potem dość szybko stają się kruche i pyszne; 3. Lubię dodawać do nich pokruszonej czekolady - należy tylko uważać, aby kawałki nie były za duże, inaczej ciasto ciężko się wałkuje; 4. Gdy wałkuje ciasto ma ono grubość pomiędzy 0,5-1cm

Na dowidzenia, dokładam wam zdjęcie mojej kochanej Inki zrobione wczoraj :)

wtorek, 22 grudnia 2009

Pierniczki

Już za dwa dni Wigilia. Nawet nie wiem, kiedy ten czas zleciał. A tyle roboty jeszcze przede mną. Jutro czeka mnie prawdopodobnie szalony dzień. No ale w końcu potem odpocznę i zrelaksuje się... (jakbym do tej pory się nie relaksowała ;) )

Od zeszłej środy, w domu już są upieczone pierniczki. Przyszła pora, aby je ozdobić. Zwykle, zajmuje się tym mama, która ma do tego świetną rękę. Mi brakowało zwykle odwagi - nie czułam się dość pewna w tym. Wczoraj, kiedy nie było mnie w domu mistrzyni ceremonii postanowiła zająć się lukrem. Gdy wróciłam do domu, okazało się, że była zmęczona, lukier jej wyszedł za rzadki, nie chciało jej się zajmować tym i w ogóle...

Postanowiłam więc zająć się tym faktem. W głowie miałam ciągle wszystkie odcinki świąteczne Nigelli Lawson, gdzie przy klasycznych amerykańskich świątecznych piosenkach, gotuje w myśl zasady "Gotowanie ma sprawiać przyjemność". I z takim założeniem siadłam do zdobienia. Bez napinania i stresu. Zrobiłam sobie Rooibos waniliowy, radio grało świąteczne utwory.

Lukier, który stosujemy składa się z cukru pudru i soku z cytryny. Cała rzecz polega na utarciu w odpowiednich proporcjach te składniki. Lukier nie może być za gęsty, ani za rzadki. Nie używamy żadnych specjalnych przyrządów poza tym. Zwykłe woreczki śniadaniowe z lekko uciętym rogiem - co również wymaga oka, ponieważ dziura nie może być ani za duża, ani za mała. Wszystko jednak poszło po mojej myśli!

Muszę przyznać, że z wyników jestem zadowolona. Duma mnie rozpiera, mówiąc nie skromnie. Więcej zdjęć, możecie znaleźć na moim Flickr.

Na mnie już pora - szydełko wzywa. Do jutra muszę coś ukończyć, a łatwo nie będzie...

niedziela, 13 września 2009

Urodziny

Zbliżały się urodziny N. (dokładniej 10.09). Decyzja o tym, że coś upichcę było logiczne. Po paru dniach dumania zdecydowałam: ciastka waniliowe i cynamonowe plus wyszukane ze zbioru przepisów cynamonowe migdały. Dodatkowym prezentem było zrobione do jej nowej komórki etui - zielone, wyszydełkowane z irlandzka koniczyną (zdjęcia kiedy indziej, ponieważ zapomniałam zrobić jakieś porządne). Oczywiście pokazać mogę dopiero teraz z 2 powodów:
1. N. nie mogła zobaczyć co szykuję na jej urodziny.
2. Po jej urodzinach byłam zajęta i zbyt rozleniwiona, aby się zebrać do wrzucenia...

Aby ciastka były dość "wytrzymałe" wybrałam przepis na ciasto półkruche. W tym miejscu jak niezastąpiona okazała się (nie po raz pierwszy zresztą) książka "Nastolatki gotują". Ciasto zrobiłam na noc wcześniej, aby spokojnie się "przegryzło".


Rano zajęłam się pieczeniem oraz ozdabianiem. Kształt ciastek nie był wybrany bez powodu. N. nazywana jest niedźwiedziem polarnym, zaś mój M. nazywany jest brunatnym - stąd brązowe oraz białe misie z symbolicznymi serduszkami. Wszystko szło gładko poza jednym małym problemem. Szybko zrozumiałam pewną sprawę, którą wręcz podkreślę - To, że coś nazywa się czekoladą, nie oznacza, że reaguje jak czekolada. Biała czekolada po podgrzaniu, bardzo krótko okazała się być chętna do współpracy, przez co białe misie wyglądają jakby były w zimnym maśle. Mimo to zadowolona jestem z efektu :)Popisowym numerem jednak okazały się migdały. Po rękach całuję Gazetę Wyborczą za ten przepis ponieważ okazały się genialne (dla zainteresowanych - tutaj skany z tego oraz paru innych ciekawych przepisów). Z racji tego, że jestem ogromną fanką prażonych migdałów w cukrze, czuję, że już niedługo powtórzę to cudo jak tylko wyskrobie jakieś pieniądze na migdały (oj boli ta cena, boli...).Wszystko dalej poszło sprawnie, szybko zapakowałam prezent dla N. w śliczny słoik, dodałam kokardkę i polecam każdemu, kto nie wie co zrobić komuś na prezent!

Cóż więcej mogę dodać. Urodziny były bardzo sympatyczne, trwały 2 dni (najpierw spotkanie w 3 osoby, potem w trochę więcej). Migdały, jak i ciastka zresztą, stały się hitem, więc byłam regularnie obdarzona dawką podziwu :P Teraz spokojnie mogę zająć się szydełkowaniem, ale o tym jutro - lub po jutrze. Albo nie wiem kiedy ;)

Trzymajcie się!

P.S. Dla zainteresowanych wszystkimi zdjęciami, które są do tego posta zapraszam na mój Flickr