"Krąg się powiększył. Milczano. Po rzece chodził srebrny dreszcz, po niebie - obłoki. Każda rzecz odmieniała się ciągle. Dach fary raz wyglądał jak ze szkła, raz jak z aksamitu. Miasteczko drzemało wśród swojej zacisznej kotliny, to znów szczerzyło renesansowe attyki w przytomnym i nieprzyjaznym uśmiechu.
Mene odezwała się:
- Księżyc był czerwony, kiedy TAMCI ludzi szli spać. Teraz jest biały. Zupełnie inny.
Czy też TAMCI wiedzą, jak wygląda biały księżyc?
Jeremi odpowiedział:
- Może w ogóle są dwa księżyce ... Jeden dla TAMTYCH, drugi - tylko dla nas." *
Północ - Południe.
Dwa światy.
Setki kilometrów.
Tysiące innych spraw.
A nad tym wszystkim Księżyc.
Jeden?
Północ.
Tam mieszka.
Nosi w sobie słowa lekkie i piękne jak motyle.
Wypuszcza je na wolność subtelnie, nieśmiało, jakby to były bańki mydlane, w których ukryła tajemnicę.
Szczęśliwy ten, kto taką bańkę złapie zanim pryśnie.
Szczęśliwe jest Południe, bo ma ich całą kolekcję.
Południe.
Pewnego dnia wyrusza na spotkanie Północy.
Poznaje ją od razu - ciepły uśmiech w laurce cynamonowych piegów.
To może być tylko Ona.
Północ z Południem znajdują wspólne słowa, odkrywają te same myśli i są sobie tak samo potrzebne.
Czy widzisz ten sam księżyc?
Czy pokrywa Twoje morze tym samym srebrnym dreszczem, który przeszedł po szumiącej wstążce mojego górskiego strumyka?
A może w ogóle są dwa księżyce . . .
Jeden dla TAMTYCH, drugi tylko dla nas?
Ten drugi srebrzy się bielą lukru, pod którym chowa najsłodsze wspomnienia z dzieciństwa.
Pachnące niedostępnym rumem i leczącym smutki kakao.
Ten drugi to uśmiechnięty rogalik ust Babci Pauliny.
Tej z Północy, i tej z Południa.
Tureckie księżyce Babci Pauliny.
Pieczone tylko od święta.
Podkradane ukradkiem przez dziecięce paluszki z nadzieją, że nikt z dorosłych nie zauważy.
Kakaowa puszystość pełna mielonych orzechów.
Wilgotna od rumu, który rozgrzewa zmysły i zastyga w grubej warstwie lukru.
Dwa księżyce, dwa światy.
Dzieciństwo zakradające się w rumowe opary dorosłości.
Dorosłość wędrująca po nitce rumowego zapachu do utraconego dzieciństwa.
Północ - Południe.
Dwa światy. Dwa księżyce.
Jeden tam wysoko, drugi schwytany w lepkie od lukru palce.
Tureckie siężyce.
Historia ich nazwy na zawsze już pozostanie dla Południa tajemnicą, która odeszła wraz z uśmiechem Babci Pauliny.
Pozostał spisany na kartce przepis, który Południe podarowało Północy.
W tej samej chwili na niebie Północy i Południa pojawił się ten sam biały księżyc, a za nim kolejny i następne.
Są smaki, które nie powinny być tajemnicą.
Teraz i Wy wiecie, jak wyglądają tureckie księżyce, pieczone od święta, gdy Północ spotyka się z Południem.
Występują:
Północ - Asiejka
Południe - Anna Maria, czyli ja
Koniecznie wybierzcie się w podróż na Północ, by zobaczyć jak tam (klik) wyglądają tureckie księżyce.
Północna Asiejko! Dziękuję za wszystko:*
TURECKIE KSIĘŻYCE
/z przepisu Babci Pauliny/
/z przepisu Babci Pauliny/
15 dag masła
15 dag cukru pudru
5 żółtek
5 białek
5 dag gorzkiego kakao
7 dag mąki
10 dag mielonych orzechów
szczypta soli
Lukier
20 dag cukru pudru
ok. 1-2 kieliszki rumu
Masło utrzeć na puch z cukrem pudrem. Dodawć stopniowo po jednym żółtku nadal ucierając, a następnie dosypywać stopniowo przesiane kakao i mąkę oraz zmielone orzechy.
W osobnym naczyniu ubić na sztywno pianę z białek ze szczyptą soli i delikatnie wymieszać ją z masą kakaową. Wyłożyć na dużą natłuszczoną lub wyłożoną papierem do pieczenia blachę o wymiarach ok. 25 x 38 cm. Piec ok. 15 minut.
W tym czasie cukier puder utrzeć z rumem na lukier. Gorące ciasto skropić z wierzchu dodatkowo rumem i jeszcze ciepłe polać z wierzchu lukrem. Gdy lukier zacznie delikatnie się zsiadać, przy pomocy okrągłej foremki lub krawędzią niewielkiego kieliszka wycinać księżyce.
* cytat z opowiadania Dwa księżyce Marii Kuncewiczowej