Liczba stron: 368
Ocena: 1+/6
Dean Koontz to znany, amerykański autor licznych thrillerów i horrorów. Ilość napisanych przez niego książek nie przekłada się niestety na ich jakość, o czym mogłam się przekonać, czytając „Braciszka Odd”. Dostała go ode mnie w prezencie moja siostra i całe szczęście, ona oceniła go znacznie wyżej.
Obdarzony szóstym zmysłem Odd w poszukiwaniu wytchnienia zawędrował do klasztoru św. Bartłomieja położonego w górach Sierra Nevada, sanktuarium dla porzuconych dzieci, gdzie spodziewa się znaleźć odrobinę spokoju i zrozumienia. Na próżno. Tajemniczo znika jeden z mnichów. W trakcie jego poszukiwań Odd dostrzega istotę złożoną z ruchomych kości. Jeden z uczniów przyklasztornej szkoły ostrzega go przed grożącą mu śmiercią. Mnożą się złe omeny, poltergeist bije w dzwon, a na dachu opactwa pojawia się zjawa śmierci. Czy faktycznie jest to działanie sił nieczystych, czy może jednak za wszystkich stoi istota ludzka? I co wspólnego z tymi wydarzeniami ma brat John, którego habit skrywa jednego z najwybitniejszych fizyków kwantowych XX wieku?
Zacznę od plusów, ponieważ jest ich niewiele, a właściwie tylko jeden: krótkie rozdziały, które umożliwiają przerwanie czytania praktycznie w każdej chwili.
Choć początek mnie nie zaciekawił, był wręcz nudny, to miałam nadzieję, że dalej będzie lepiej. Ostatecznie przestałam w to wierzyć, gdy pojawił się pierwszy trudny do zidentyfikowania stwór, przypominający trochę żywego kościotrupa. Liczyłam na jakieś porządne, chociaż wyglądające na naukowe wyjaśnienie tego dziwnego zjawiska, ponieważ ostatnie zdanie opisu zasugerowało mi właśnie coś takiego. Ale nic z tego. Czegoś bardziej naiwnego i zwyczajnie głupiego w żadnej książce dotychczas nie spotkałam. Generalnie fabuła trochę nie trzyma się kupy, autor ni stąd ni zowąd przypomina sobie jakieś bezsensowne sytuacje z życia swojego czy też innych a ciężki, pełen niepotrzebnych zdań styl Koontza nie pozwala stać się częścią książki.
Akcja „Braciszka Odd” ma miejsce w górskim klasztorze. Idealne miejsce na wyciszenie się, zastanowienie nad własnym życiem. Autorowi nie udało się jednak oddać tej niezwykłej atmosfery. Zabrakło także opisów życia mnichów. Do tego główny bohater jest płaski, sztuczny i pozbawiony jakiejkolwiek głębi.
„Braciszek Odd” miał w sobie spory potencjał, szkoda tylko, że Koontz w żaden sposób tego nie wykorzystał. Na razie kończę eksperymentowanie z nieznanymi mi autorami thrillerów i wracam do niezawodnej Tess Gerritsen.