menu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wyjazd. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wyjazd. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 30 lipca 2013

Krymowanki :)

Ostatnio trochę mnie tu nie było, ponieważ jeździłam po Polsce i po świecie. Zacznę może od Świata. W tym roku byłam tuż za miedzą, znaczy u sąsiadów, znaczy na Ukrainie, znaczy dokładnie na Krymie. Ładnie, ciekawie, kolorowo, pachnąco, upalnie itd. Trochę jakby powrót do Polski lat 90-tych. Zachwyciły mnie kręte drogi po górach, chociaż bardzo się cieszyłam, że nie ja prowadzę auto :) Ciepłe, bardzo czyste morze zrekompensowało kamieniste plaże parzące stopy. A przyroda!!! No i nie było komarów :D
Trochę zdjęć przyniosłam, to się pochwalę:

Pałac Liwadyjski w Jałcie i sławne trzy palmy

 Jaskółcze Gniazdo w Jałcie widziane od strony morza

Sudak. Też tam się smażyłam :)

Sudak. Twierdza Genueńczyków. Na moje oko Chiński Mur w miniaturze


Bakczysaraj. Pałac Chana Krymskiego. Meczet i Fontanna Łez.

Cerkiew na górce. Czasem takie perełki rzucają się w oczy i mordka sama się cieszy :)

Górki i pagórki widziane z auta

Księżycowe pożegnanie dnia...

środa, 12 września 2012

Małe lub duże lecz jednak PODRÓŻE

Korzystając z ciepłych dni dogorywającego lata, wraz z kumpelą, wybrałam się do Tarnowskich Gór. Plan z założenia był napięty. A to zamek, a to sztolnia, a to żurek w chlebie, a to inne równie ciekawe atrakcje. Oczywiście, jak zawsze z idealnie dogranego planu został tylko cel podróży. Ale po kolei. Zamek, jak na rekonstrukcję, wart zwiedzenia. Bardzo zadbany, okazały, pełen uroczych mebelków (a te sekretarzyki z milionem skrytek!!! teraz nareszcie wiem "co miał autor na myśli" opierając swą niejedną kryminalną intrygę o banalny - jak zawsze myślałam - mebel). Po prostu "zachorowałam" na takie cudeńko. Niestety, te niezwykłe egzemplarze nie są moje, więc zdjęć nie wkleję.
Po wyjściu, no oczywiście, że to trzeba mieć beniowe szczęście, no po prostu i najzwyczajniej w świecie KAT się do mnie przyczepił. Najsampierw chciał mi uciąć głowę, bom ponoć podejrzana o czary, a potem chciał mi "przyjemność" robić na... łożu...? Cóż... polecam materiał zdjęciowy na obaczenie jaki to los chciał mi zgotować... :(
Kiedy już udało nam się wymknąć z rąk "uroczego" KATA, dla poprawy nastroju i podniesienia swojego ego, wzięłyśmy udział w festynowych konkursach. Mojej koleżance całkiem dobrze szło. Trafiła z łuku w tarczę. I to nawet dwa razy. Ja ino raz i to w nogę od stojaka tarczowego (niestety nie uwiecznione na zdjęciu, a szkoda. Powiesiłabym na ścianie i zależnie od sytuacji mówiła sobie: "jesteś boska, taka celność, nono..." lub "......." wzdychając z bezsilności). Dzidą do główki kapusty umieszczonej na pieńku nawet dorzuciłam, lecz niestety, kapusta była chyba jakby trochę żywa i umykała przed moimi ciosami. Malowany na desce dzik też uszedł z życiem. Cóż, dobrze dla mnie, że nastały czasy marketów. Toż ja wiecznie głodna bym chodziła!!!
A dalsze plany wycieczkowe jak zwykle posypały się. Za dobrze się siedziało w knajpce. Za dobre jedzonko. A na efekty nie trzeba było długo czekać. Podziwianie sztolni przez zamknięte kraty wyczerpało nas doszczętnie. Jednak nie na długo. W drodze powrotnej powstał następny WIELKI PLAN WYCIECZKOWY :)


Bardzo katowski topór...

Bardzo katowskie łoże...


Tu jest miejsce na zdjęcie tarczy łuczniczej i kapusty. Niestety, cyknęłam je nie swoim aparatem i czekam na wymianę zdjęciową.